Bezimienny nie udał się na Wojnę Krwi z własnej woli- jego los został przesądzony już wcześniej. Po prostu osiągnąwszy swój cel, odzyskując swoje imię i wspomnienia- odzyskał swoją prawdziwą tożsamość. Wspomniał ogrom zła, które popełnił jeszcze za życia- a już wtedy przecież zrozumiał, że musi je naprawić; stąd przecież jego obarczona amnezją, nieśmiertelna krucjata o odkupienie. Stając twarzą w twarz z Wiekuistym, po rozmowach w Labiryncie Odbić i otwarciu Brązowej Kuli, Już-Nie-Bezimienny nie jest tak naprawdę tym samym, pełnym wątpliwości człowiekiem, któremu towarzyszymy od początku gry. Rozumie, że skrucha- ŻAL i chęć pokuty są jego przewodnikami do jedynego możliwego celu. I kiedy go ostatecznie osiąga, bierze tą wekierę, kiwa głową w tak wyraźnym geście absolutnego zrozumienia i rusza w pola, po horyzont wypełnione dziećmi jego grzechów (bo czymże innym żywią się biesy i demony niż złem, które popełniamy za życia?)- uaaaaa, ten ostatni filmior, no mózg staje hahaha.. tak więc, nie z własnej woli- ale akceptując ten los (oczywiście ww. interpretacja to moje osobiste odczucia)
Czyli w pewnym sensie udał się na pokute z własnej woli, bo przecież mógł się zabić nawet przed połączeniem z Wiekuistym
- Dusze tych, na których czeka miejsce w Wojnie Krwi stają się Oczekującymi i tak czy siak tam trafiają- tyle, że w okaleczonej formie. Chyba lepiej mu było iść tam raczej w jak najlepszej kondycji- a pomyślcie, jaki power musiał mieć po połączeniu z Wiekuistym!
Deionarra nas uratowała tylko dlatego, że Bezio nie pozwolił jej wskrzesić
- Deionarra uratowała nas i pomagała nam dlatego, że nas kochała. To, skąd znalazła się w swojej straszliwej sytuacji, zawdzięcza czarnemu sercu i planom Pragmatycznego Wcielenia.
Według mnie nic nie może zmienić natury człowieka
- Według mnie, nie ma odpowiedzi na to pytanie; tzn. nie dla nas, nie na tym etapie istnienia. Zresztą chodzi o to, że to zbyt indywidualna sprawa, kwestia wiary, sumienia, duszy..