Razem z GW Hurin stworzyłem na innym forum fantastyczną opowieść, nasze posty przeplatają się nawzajem co sprawia, że tworzy się historia. Chcemy Wam przedsatwić naszą, trwającą wciąż pracę... Postaramy się w miare możliwość aktualizować ją. Kto wiem, może na phx znajdą się zainteresowani czytelnicy...
KND& GW Hurin
W pradawnej krainie Azmarath, od niepamiętnych czasów na tych ziemiach prowadzone były Wielkie Wojny. Imperium ludzkie przez wieki walczyło o wolność spod tyranii Hordy Wiecznego Zniszczenia. W ostatnich krwawych latach, narodził się wśród chaosu bohater o imieniu Ashgan, wychowywany w nędzy...Gdy był jeszcze młodym chłopcem jego rodzice zostali okrutnie zamordowani przez najemników Hordy, jego chata została obrabowana i spalona, obrucona w pył...Ashgan przysiągł pomścić swoich rodziców. Pewnego dnia Ashgan wysławił się w bitwie o obrone swojej rodzinnej wioski, gdy zauważył nadchodzące zagrożenie ostrzegł wszystkich mieszkańców i sprowadził na miejsce oddział palladynów. W uznaniu za swój heroiczny czy Lord Berzer II, wcielił go do swojej królewskiej gwardii, w której to wypełniał swoje powołanie. Ashgan był wzorem do naśladowania, został on rycerzem idealnym, wkońcu awansował na Paladyna Królewskiego. Wciąż obiecywał sobie, że za życia pomści swoja rodzinę...
Ashgan dostał rozkaz od Lorda Barzera:
-Ashganie Twoja sława i honor rosprzestrzenia się po całym imperium. Gdzie nie dotrzesz ludzi przepełnia zachwyt i garną się pod Twoje szeregi. Jesteś odpowiednim człowiekiem do zadania, które Ci powierze. Musisz niezwłocznie wyruszyć na Północ tam gdzie zagrożenie jest najwieksze, w obronie granicy imperium. Na północy morale walczących rycerzy zncznie się pogorszyło, Twój przyjazd napewno przywróci im wiare w zwyciestwo... Wyruszaj natychmiast, powodzenia!!
-Wypęłnie powierzoną mi misję!!
Ashgan ukłonił się z ogromnym szacunkiem Lordowi i ruszył szybkim krokiem do wyjścia sali tronowej.
Droga na północ była długa, ale bezpieczna, bo w imperium paladyni utrzymywali pokój i nie pozwalali się przedostawać przez granice oblagającej ją Hordzie.
Gdy Ashgan dotarł do celu, jego oczom ukazał się przerażający widok. Wojsko było tak zdemoralizowane, że młody paladyn od razu wziął się do działania. Zaczął podbudowywać wyczerpanych żołnierzy, zachęcał ich do dalszej bohaterskiej obrony, żeby zbudzić drzemiącą w nich dume. Oblegane twierdze północnych granic, zostały już wyrwane z rąk obrońców przez siły Hordy, z wyjątkiem jednej, a zarazem najważniejszej. Twierdza ta stała na jedynej drodze do serca imperium, Przełęczy Smoczego Cienia.
Nagle rozległ się donośny krzyk, który słychać było z pobliskiej wieży:
-Kolejny oddział orków zmierza w naszą stronę!! Przygotować się do odparcia ataku!!!
-Czyj to głos ?? -Spytał zdezorietowany Ashgan...
-Panie, to nasz elf obserwator, ostrzega nas o nadchodzącym niebespieczeństwie!! Ma on bardzo wyostrzony wzrok widzi wszystko w promieniu kilku mil...!! -odparł śpiesznie jeden z zaniepokojonych rycerzy....
Paladyn nie czekając odrazu przeją dowództwo nad Twierdzą Sorland:
-Zająć pozycje, łucznicy na blanki, przygotować konie, wydać broń, wyprowadzić maszyny bojowe!!! -Wydawał zdecydowanie swoje rozkazy, po czym sam ruszył po swoją lśniącą zbroję... Orkowy oddział dodarł już pod same mury Sorlandu, oddechy wszystkich istot nagle zamarły, na placu bitwy rozległa się przerażliwa cisza. Jeden z potężnych wojowników Hordy, odstąpił od szeregów i wbiegł na wzniesienie, tak aby był widoczny dla każdego, a w szczególność dla obrońców... Wydał z siebie przeraźliwy okrzyk, wzbudzający strach w oczach wyczerpanych już żołnierzy imperium...
Nagle ork stojący na wzgórzu, uniósł sztandar w góre i przemówił do ludzi:
-Jestem HelKhak, wódz legionu ShraNak. Moje zastępy przyszły tu by zgładzić wasze nędzne "Imperium". Wasza krew popłynie strumieniami, wasze głowy przyozdobią nasze totemy. Niema litości dla wrogów Hordy. - ork zamilkł, podniósł swój topór do góry i zawrzało w szeregach legionu.
Wtem wyszedł na mury twierdzy Ashgan i przemówił do HalKhak'a:
-HelKhak szalony wodzu, nigdy już nieujżycie swoich legowisk, niema już dla was odwrotu, bo przekroczyliście święte progi Przełęczy Smoczego Cienia. Mówie tak Ja, Ashgan lojalny paladyn Lorda Barzera II, najwierniejszy i najszlachetniejszy oddany w całości Imperium Azmarath.- powiedział, uniósł swój miecz i rozpoczeła się bitwa.
Ashgan odrazu bez namysłu rzucił sie w wir bitwy, przebijając się przez ściane wrogów do wodza HelKhaka. Kiedy dotarł wystarczająco blisko aby ten mógł go usłyszeć paladyn krzyknął:
-Wyzywam cię, stań na przeciw mnie i walcz!!!- po czym osłaniając się swoją tarczą, zaczął nacierać na wodza...
-Giń słaba istoto!! Zawsze jesteście tacy heroiczni, to zabawne..!!!-usmiechnął się szyderczo HelKhak.
Orkowie wdarli się na mury twierdzy, nie było już ratunku dla Sorlandu. Ludzi byli u kresu wyczerpania, orkowie czuli nie dosyt walki... Kiedy mgła wojny powoli zaczeła opadać, widać było wyrażne zwycięstwo orków, żaden z żołnierzy imperium nie przetrał do końca tej bohaterskiej obrony, prócz Ashgana który to wciąż walczył z Wielkim Wodzem Legionu ShraNak... Niestety koniec walki nie okazał się sprawiedliwy:
-Moi ludzie zgineli !! Ale ja nie poddam, się nigdy...!! Będę walczyć do ostatniej kropli krwi!!
po wypowiedzianych słowach przez paladyna, pojedynek stanął. obaj wojownicy stali na przeciwko siebie, słychać było tylko ich ciężkie oddechy:
-Dzielny jesteś, ale nie dość by przeżyć, nie zabijemy Cię, ale wystawimy na próbę !! Pojmać i skrepować! - Wydał rozkaz swoim podkomendnym, nim tego dokonali Ashgan zdołał zabic jeszcze kilkudziesięciu orków:
-Ni tak łatwo mnie pojmiecie!! - nim te słowa przemineły dostał w tył głowy bojowym młotem...
-Wywieźcie Go na złowrogie ziemie Eltropii i porzućcie go tam na pastwe sępów- powiedział HelKhak
-Tak wodzu, twoja prośba jest dla nas rozkazem.
Wyruszyli więc z jeńcem na wschód... Wedrówka ta przebiegała przez liczne pustynie, przez splugawione ziemie Nieumarłych, aż w końcu konwój dotarł do krainy zwanej Eltropia. Orkowie z pośpiechem porzucili klatkę z niewolnikiem i w strachu się oddalili.
Kraina ta wzbudzała strach nawet wśród takich bestii jak orki...
Kiedy Ashgan się przebudza, rozgląda się w okół, dostrzega tylko płonące ognisko tuż przy nim i rozbita kltke:
-Gdzie jestem?? Jak tu się znalazłem??-Wypowiadając te słowa szybko wstał, otrzepując się z liści.
Nie dostrzegł on wszystkiego, płomień ogniska przesłonił mu Druida, który spoczywał na starym pniu, na ramieniu siedział mu kruk. Sam Druid popalał fajke nabitą ziołami:
-Przebudziłeś się młody chłopcze, miałeś wielkie szczeście, że natknąłem się na Ciebie. Wykrwawaiłeś się, Twoje poranione ciało lezało bez oznak życia w tej klatce... Spałeś trzy dni czuwałem przy Tobie...
Nagle przerywa mu Ashgan:
-Tak!?... Dziekuje Ci za ocalenie życia, zosatniesz obsypany złotem gdy wieść o Twoim szlachetnym czynie rozejdą się po Imperium....
-Ucisz się chłopcze nie masz pojęcia gdzie jesteś, stąd nie ma drogi ucieczki , jesteś skazany na śmierć....Wyczuwam w Tobie chęć zemsty i wielki zapał do walki, ale legenda o Tobie tu się kończy...Trafiłes do Krainy Eltropii, jestem tu prawie cały wiek i do tej pory błąkam się wśród dzikich puskowii, tutaj wszedzie czycha na Ciebie niebezpieczeństwo...-Wtrącił stary Druid.
-To niemożliwe, opowiadasz jakieś stare brednie, starcze nie wiesz z kim masz do czynienia!!?? Zamilcz albo posmakuj mojego ostrza!!! Twój stary i doświadczony rozum nie obejmie tego co przeżyłem....-Wykrzyczał zdenerwowany.
-Wiem kim jesteś, głos o Tobie dochodzi nawet tutaj gdzie światło dzienne jest niespotykane za sprawą mgły. Jesteś Ashgan, wychowywałeś sie na farmie, gdy wstąpiłeś do szeregów królewskich, awansowałeś na paladyna. To nie wszystko, wiem też, że gdy chęć zemsty w Tobie się rozpala, spoufalasz się jakbyś był boską istotą...Duma przesłania Ci oczy, zapomniałeś kim byłeś w dziecinstwie.... ?? I wtedy przed oczami Ashgana staneli jego rodzice i stało się coś niezwykłego, wielki wojownik i paladyn zaczął płakać jak małe dziecko. Wspomniał czasy dzieciństwa.
-Myślisz, że samemu dokonasz zemsty za rodzine-powiedział druid-Nielicz na to, Horda to tysiące wojowników, może i żaden w pojedynku ci niedorównuje, ale wystarczy kilkudziesięciu, aby cię zabić.
-Więc co mam zrobić-krzyknął paladyn-Prędzej zginę niż zaniecham zemsty.
-Wcale nie mówie o tym żeby jej zaniechać, tylko trochę odroczyć. Pomogę tobie jeśli ty mi również pomożesz.
-Ciekawa propozycja, ale nieskorzystam. Dzięki za pomoc i na mnie już czas.-powiedział i szykował się do odejścia, ale przerwał mu stanowczy głos nieznoszący sprzeciwu.
-Słuchaj, bezemnie niedasz sobie rady w tej dziczy. Nie masz zapasów żywności o broni już niewspomnę. Masz szczęście, że chociarz zbroje ci zostawili, więc albo będziesz słuchać mnie i dokonasz swej zemsty, albo pójdziesz swoją drgoą i nieprzeżyjesz nawet dwóch tygodni. Wybieraj !!!
-W porządku, zostanę z tobą, ale powiedz w jaki sposób według ciebie powinienem dokonać zemsty???
-Na to przyjdzie jeszcze czas, w pierwszej kolejności musimy się wydostać z tej przeklętej krainy...
W oczach Ashgana poraz pierwszy w życiu pojawił się niewyjaśniony strach, to ta otaczająca go złowroga i tajemnicza kraina wzbudzała w jego duszy lęk... Obaj towarzysze wyruszyli więc w głąb puszczy z nadzieją, że odnają wyjście z krainy śmierć. Milcząc wędrowali prze kilka godzin:
-Dlaczego nic nie mówisz?! Chcesz doprowadzić mnie do szału?!-krzykną po czym zatrzymał się paladyn.
Druid odwrócił się w jego stronę:
-Możemy rozmawiać jeśli to ma Ci pomóc w naszej wyprawie, powiedz co chcesz wiedzieć... A ja postaram się odpowiedzieć Ci na Twoje pytanie, ale nie tracimy czasu.-ruszli dalej a Ashgan zadawał wciąż co raz to bardzuiej głebokie pytania:
-Powiedz mi jak na Ciebie wołają? Napewno byłeś wielkim Druidem? Jak taki ktoś jak Ty się tu znalazł?-Zamilkł na chwilę, po chwili na mysłu dopowiedział- Opowiedz mi jestem spragniony słów, Twoja opowieść napewno ukoi mój niepokój....
-Więc chcesz wiedzieć coś o mnie...hmmm... Dobrze więc uchyle Ci zrębek tajeminicy. Nazywają mnie Karin, byłem niegdyś wielkim druidem, udzielałem pomocy wszystki którzy przekroczyli drzwi do mojej chaty... Zawsze słóżyłem pomocą, robiłem zapasy mikstury leczenia...Niestety moje czyny były uznawane za niestosowne a nawet złe... Wtedy na ziemiach Azmarath panował ojciec Lorda Berzera II, który nakazał swojej królewskiej gwardii aby schwytali mnie i porzucili na ziemiach tej przeklentej krainy ciemności...-Przerwał, gdyż jego kruk niespokojnym lotew wzniósł się w powietrze...-Mój kruk coś wyczuł obawiam się, że czycha na nas niebezpieczeństwo...
-Jesteś pewien?!- przerwał gwałtownie- nie przerywaj mów dalej, chce wiedzieć coś o Eltropii. Dlaczego z tąd nie ma ujścia?? Przerwiesz gdy czające się na nas niebezpieczeństwo będzie zbyt blisko...
-Mój kruk nigdy się nie myli, więc przygotuj się do potyczki- rzekł spokojnym głosem Karin.
-Mów dalej nie zwarzaj na nic- Nalega młody, uparty paladyn...
-dobrze już, dobrze!!.... Eltropia to kraina czrnej magii....Żaden kartograf nie potrafiłby stworzyć mapy odzwierciedlające terenów tej krainy. Eltropia każdej północy zmienia swój fizyczny charakter, codziennie przybiera inne kształty. Dlatego też nigdy nie wrócisz do miejsca wyjścia, nawet gdybyś przybrał tą samą drogę... Dzieją się tu dziwne niewyjaśnione rzeczy, z niewiadomych przyczyn z niewiadomego źródła...Wciąż nurtuje mnie pytanie kto stoi za tym wszytkim...-Nagle rozległ się przeraźliwy odgłos, z za drzew wyszła dziwna istota, przypominająca w budowie niedźwiedzia, pokryta była wieloma bliznami, z grzbietu odchodziły jej potężne kolce...Jej kły oraz szpony pokryte był zaschniętą krwią. Na szyi bestii zapleciony był łańcuch, oczy miały kolor krwawo czerwony.....
Zaraz za bestią z cienia lasu wyszedł mężczyzna. Był on potężnie zbudowany i niezwykle wysoki, jego ramiona i tors pokrywały tajemnicze tatuaże. W rękach trzymał z całych sił łańcuch, do którego przykuta była bestia.
-Zostaw to mnie, ja z nim porozmawiam... - powiedział szeptem druid do paladyna po czym głośniej zwrócił się do tajemniczej postaci - Kim jesteś, skąd przybywasz i co to za zwierze, które ci towarzyszy?
-Jestem Gornog Niezwycięrzony, a to bydle odkupiłem od handlarza zielem. On skąd je miał już nie wiem, ale nie mogłem patrzeć jak trzymał go w zamałej klatce i katował go.
-To szlachetne z twojej strony, że uratowałeś to zwierze - powiedział Karin podchodząc do bestii, wpatrując się w jej oczy - Wyczuwam ciągły niepokuj, który dręczy...
-Kodos, nazywa się Kodos! - wtrącił Gornog
-... który dręczy Kodosa-poprawił się druid i poklepał bestie po grzbiecie.
Po chwili wyciągnął z kieszeni zioła chcąc nabić fajke do palenia co wyraźnie rozgniewało Kodosa. Karin niezważając na niepokojące zachowanie bestii zapalił fajkę. Zwierze pod wpływem dymu wpadło w furie, przerwało łańcuch, na którym było uwięzione i rzuciło się na bezradnego w tej chwili druida.
Ashgan widząc druida w opałach nie zastanawiając się ruszył z pomocą. Rozejrzał się, a następnie uniósł kamień leżący u jego stóp, po czym cisnął nim w rozwścieczoną bestię.
-Uciekaj Karinie !! Odwrócę jego uwagę !!- krzyknął- Stań ze mną w szranki ty przebrzydła splugawiona istoto!!!- wyzywa bestię do walki....
-Nie macie pojęcia co czynicie!! Spokojnie zajmę się Kodosem, nie walczcie z nim, bo inaczej stracicie życie!!- Nalega przerażony sytułacją Gornog... -Zaraz poskromię Kodosa, spętam go na nowo łańcuchami...
Wydarzenia toczyły się jak w kalejdoskopie...Bestia jedną łapą chwyciła Karina za szaty i jednym potężnym zamachnięciem rzuciła go o pień drzewa tak, że stracił przytomność...
Gornog w desperacji szybko zbliżył się do zwierza w celu unieruchomienia go resztkami łańcucha... Bestia nie dostrzegła w Gornogu swojego pana więc w akcie szału rozszarpała jego ciało na strzępy. Cała we krwi rozwścieczona spogląda teraz w stronę Ashgana, w jej oczach widać śmierć....
-Więc zostałem tylko ja, twój najgorszy koszmar, przygotuj się na śmierć!!!-Słaniając się swoją przerdzewiałą tarczą, grozi Kodosowi... Bestia słysząc niezrozumiałe dla niej okrzyki ruszyła z rykiem na paladyna uzbrojonego w nędzną tarcze która przedstawia herb królewski. Ashgan spogląda na Gornoga i dostrzega przy jego zwłokach miecz...
-Tak to moja szansa!!- Przy tych słowach przeskakuje przez rozpędzoną bestie, chwyta za rękojeść miecza. Zdezoriętowany Kodos odwraca się nerwowo i ostatnią rzeczą jaką zobaczył w swoim nędznym żywocie był miecz wbijający się we własną głowę.
Gdy druid odzyskał przytomność zobaczył ostanie chwile bestii i jej szybką śmierć.
-Wiedziałem, że można na tobie polegać Ashganie - powiedział Karin do czyszczącego w tej chwili zakrwawiony miecz paladyna.
-Niepierwszy raz wychodziłem z gorszych kłopotów. - Po chwili dodał- Piękna broń, przynajmniej niejestem już bezbronny.
-To ten dym z fajki tak wzburzył tą bestie, to musiał z pewnością być uraz po tym handlarzu. Bił Kodosa, zwierze czuło od niego dym z ziół i poczuło się zagrożone.
-Handlarz tutaj!!? Nie ma chyba zbyt wielu klijentów.
-Myślę, że powinniśmy go odszukać, z pewnością ma jakiś sposób na wydostanie się na świat zewnętrzny, bo tu napewno nie handluje. Z pewnością będzie to trudne, bo poza tym, iż istnieje nic więcęj niewiemy.
-Znajdziemy Go to nasza jedyna szansa.
Nie mając innego tropu ruszyli w kierunku, z którego nadszedł Gornog Niezwycięrzony...
Tygodniami maszerowali przez puszczę, pustynie i przez skute lodem równiny , każdej północy tracili świadomość i zasypiali, kiedy już się budzili na ich oczach pojawiał się nieznane dla nich wcześniej otoczenie. Eltropia zmieniając swoje właściwość fizyczne przenosiła Ashgana i Karina w zupełnie inne miejsca...
Nie byli sami, Paladyna i druida wciąż śledził Troll Tropiciel, swoje prześladowania rozpoczął gdy tylko młody Ashgan znalazł się na tych przeklętych ziemiach. Troll Tropiciel nosił imię NaZull, był dość wysoki o raczej smukłej budowie, jego rzeźbie mięśni mógłby pozazdrościć nie jeden barbarzyńca. Na szyji miał jakiś dziwny talizman coś na wzór totemu. Twarz pokrytą miał czarną farbą, na głowie miał charakterystyczny irokez, jego uszy były szpiczate niczym u Wysokiego Elfa, lewe przyozdobione było trzema złotymi krążkami. Z dolnej szczęki wyrastały potężne kły, których mógłby pozazdrościć mu niejeden troll. U spodni miał zawieszone liczne wisiory.
NaZull wyglądał na szamana Voodoo.
Następnego świtu NaZull przebudził się z mieczem przystawionym mu do szyji, został zaskoczony przez Ashgana, gdy ten zapuścił się w las po kilka suchych gałęzi:
-Co tu robisz nędzna kreaturo!!!- mówiąc to paladyn przycisnął mocniej ostrze swojego miecza do napiętej szyji trolla.
-Obserwuje bacznie wasze poczynania, błądzicie mam na to recepture-NaZull ściska swój talizman zawieszony na szyji, sugerując paladynowi, że to jest klucz do całej sprawy.
-Co trzymasz w ręku ?-Zapytał z zaciekawieniem młody paladyn ...
Druid również się budzi i zmierza w kierunku słyszanych głosów:
- Co do diabła ?! Kim on jest ?!
-To jakiś leśny tropiciel......
-Pozwól, że sam przedstawie swoją osobę twojemu współtowarzyszowi- wypowiadając te słowa troll odtrącił miecz od swojej pokaleczonej szyji od nacisku miecza, wstał i otrzepał się z uschniętych liści:
-Jestem NaZull wielki Tropiciel i szaman, zamieszkuje Eltropię od kąd pamiętam i w ciąż poszukuje wojowników godnych mojemu wyzwaniu. Chce opuścić tą przeklętą krainę i wiem jak to zrobić. Najpierw trzeba powstrzymać powtarzający się co północ proces zmian powierzchni Eltropii, w tym celu musicie mi pomóc. Za zmianami stoi poteżny artefakt, którego zniszczenie zatrzyma zmiany. Telizman który posiadam pozwoli nam na teleportację do światyni w której umieszczony jest artefakt....
-Tak poprostu wejdziemy do świątyni i zniszczymy artefakt ?!-wtrącił zaskoczony Karin
-Gdyby tak było zrobił bym to już dawno temu. Na straży świątyni stoi Ognisty Smok, wielu śmiałków próbowało go zabić, lecz nadaremnie, a ich kości rozsypane są przed świątynią. Śledząc was zauważyłem że jesteście gotowi na wszystko, byle się z wydostać z tej widmowej krainy..... Podejmiecie się wyzwaniu ?!
-Czy podejmiemy się wyzwaniu?-odrzekł porywczo paladyn- Mój honor niepozwoli na to, żebym przepuścił choć jedną szanse na wydostanie się z tąd!!!
-Ta odpowiedż chyba ci wystarcza??- dodał niezwykle powarznie Karin.
-A więc zrobimy jak chcecie ten amulet przeteleportuje nas w poblirze świątyni, ale na tyle daleko, że na początku poza zasięgiem smoka.- powiedział zapalony NaZull. - Pozbierajcie swoje rzeczy powinniśmy skorzystać z wczesnej pory, może zaskoczenie da nam małą przewage.
Odeszli aby pozbierać swój mały ekwipunek, a troll został namiejscu oparty o drzewo czujny jak zawsze.
-Jak myślisz możemy zaufać temu czemuś- szepnął Ashgan- Przecież tym dzikim stworzenią niewiele brakuje do orków.
-Bądź spokojny, moje przeczucie mówi mi, że możemy mu zaufać.- po chwili dodał- Gdyby zależało mu na naszej śmierci już dawno mógłby nas pozarzynać podczas snu niczym świnie.
-Nie potrzebnie tak cicho rozmawiacie. Mój wyostrzony słuch i tak wyłapuje wszystkie wasze słowa.- powiedział zirytowany NaZull, po czym zwrócił się do speszonego paladyna.- Jeśli niedowierzasz moim slową znajdę kogoś na twoje miejsce. Po Eltropii kręci się z pewnością wielu lepszych wojowników.
-Nie ma lepszych wojowników ode mnie!!!- krzyknął z pogardą Ashgan. Potem szybkim ruchem wyciągnął miecz z pochwy i z wściekłością rzucił nim tak, że wbił się w drzewo, o które opierał się troll. Miecz zarówno ranił Tropiciela w ramię, jak i spowodował rozległe pęknięcie kory.- Zapamiętaj to sobie.- spojrzał się wrogo na trolla.
-Lepiej NaZullu niezadzieraj z Ashganem łatwo zranić jego dumę i stracić przy tym życie.- podsumował druid Karin.- Zamiast się kłócić wyruszmy już w drogę.
-Dobrze.....- trzyma się zakrwawionej rany- Podejdźcie bliżej, wykonam teraz rytuał teleportacji.
Podeszli do niego, NaZull zerwał szybko amulet z szyji i uniósł ręce ku górze wypowiadając przy tym niezrozumiałe dla towarzyszy słowa. Ciało trolla zostało w tym czasie pokryte świetlistymi runami, które swoim błękitnym promieniem oślepiło obu ludzi. Gdy powoli obraz przez nich widziany był coraz wyrażniejszy, zorientowali się, że są w zupełnie innym miejscu. Stali u podnóża ogromnej, skalistej góry, a na jej szczycie dostrzegli mała z tej odległości sylwetkę świątyni.
to be continued....