Parę wniosków nasuwa się samo:
Fantasy jako takie ma wymiar bardzo 'questowy': Otóż bardzo łatwo jest wypełnić cRPGi zadaniami w stylu - 'przynieś' 'zabij' itd... Wyobraźcie sobie sytuację:
1. Oto gracz podejmuje się swojego pierwszego zadania. Wszechpotężny czarodziej, który ostatnie 200 lat swojego życia spędził na zgłębianiu największych tajemnic magii prosi nas o wykonanie prostego zadania:
- Witaj! Widzisz tamten pierścien? Leży pod tamtą wieżą... przynieś mi go, a ja obdaruję cię super-hiper-extra-mieczem ze wspomaganiem... Ja Wielki, potężny i wszechmocny Mag, proszę cię o to...
- Nie ma sprawy - mówi gracz i idzie po pierścień leżący dwa kroki obok. Wraca i mówi. - Proszę...
I przez cały dzień mogę się zastanawiać dlaczego ten cholerny Mag sam sobie tego pierścienia nie przyniesie... Może tyle lat spędził za biurkiem, że teraz nie może się schylać? A może to obciążenie gatunkowe, bo gdyby sam mógł sobie przynieść ten pierścień, to nie byłoby RPG.

a nasz gracz nie miałby co robić.
2. Oto gracz, już bardziej doświadczony, ma zlikwidować Wielkiego i wszechpotężnego Złego, który nęka małą wioskę...
- Gdzie mam go szukać? - pyta przestraszonych wieśniaków - wskażcie mi drogę a utłukę Wielkiego-Wszechpotężnego-Złego i przyniosę wam jego głowę.
- O tej porze zazwyczaj stoi nad wodospadem i wymachuje swoim buzdyganem na lewo i prawo... powiedział, że będzie czekał na Wielkiego=Wszechpotężnego-Dobrego, który go utłucze i przyniesie nam jego głowę.
Bohater wyrusza więc nad wodospad, by utłuc Wielkiego-Wszechpotężnego-Złego i zanieść jego głowę wieśniakom (jak mówi legenda

)
- Czy to ty jesteś Wielkim-Wszechpotężnym-Złym, który nęka pobliską wioskę? - bohater pyta Wielkiego-Wszechpotężnego-Złego, który codziennie o tej porze wymachuje buzdyganem nad wodospadem.
- A ty jesteś Wielkim-Wszechpotężnym-Dobrym, który przyszedł tu aby mnie utłuc i zaniesć moją głowę wieśniakom?...
Dalej wszystko wyglądałoby standardowo. Pozytywny bohater musi wygrać, bo inaczej akcja nie poszłaby do przodu... Konieczna walka na miecze, parę przekleństw, iskier i nasz Heros zanosi głowę Wielkiego-Wszechpotężnego-Złego do wieśniaków... odtąd żyją długo i szczęśliwie...

Powyższe zdania mogą wyglądać jak dosyć poważny offtopic, ale do czego zmierzam. Otóż w realiach SF, tudzież czystego postnuclear, wszystko dałoby się rozwiązać za pomocą granatu. Taki Fallout, chociaż Postnuclear i do sf pozornie mu bliżej ma jednak o wiele więcej wspólnego z fantasy niż by się mogło wydawać. Fallouta zaliczyłbym więc do z pełną świadomością do fantasy, bo jak dla mnie jest zbyt silnie zmitologizowany i ubaśniowiony

niż się wydaje. Wtedy więc nie pozostaje żadny znaczący tytuł cRPG z gatunku innego niż fantasy. (biorąc pod uwagę fakt, że również KOTOR bazuje na Star Wars, która opiera się na schemacie o podłożu silnie zmitologizowanym)
Grałem kiedyś w coś, co nazywało się 'GUNLOK'... owa gra nosiła pewne znamiona RPG, ale chyba na dłuższą metę nim nie była. Gra odgrywała się w czasach 'przyszłych', gdzie ziemia została opanowana przez roboty, a nasz bohater musiał odzyskać ją dla rodzaju ludzkiego... dlaczego jednak to nie był RPG? Bo wystarczyło wyjść na ulicę i z szerokiego asortymentu dostępnej broni wygarnąć we wroga tak, by ten zbyt szyboko (albo wcale) się nie pozbierał.
Większość cRPG, to fantasy, bo grając w cRPG na bazie SF gracze mimowolnie wybieraliby łatwiejsze rozwiązanie. Tylko i wyłącznie bardzo dobry scenariusz, na siłę pozbawiony wątków 'zabij serią z automatu' mógłby być uznany za naprawdę dobry cRPG, który daje graczowi szansę wczucia się w swoją rolę...
W fantasy jest to prostsze... środowisko z gruntu pozbawione kontaktu z szarą codziennością mimowolnie wymaga od nas głębszego wczucia się w realia. Robimy to właściwie nieświadomie, ale jednak tak jest - sami przyznacie, że 'na ulicach' częściej można spotkać broń palną, niż krasnoluda goniącego elfa z toporem w ręku...

Tak więc fakt tego, że większość cRPG zakorzeniona jest w realiach fantasy wynika z tego, że daje on to czego gracz grający w RPG z gruntu oczekuje... a oczekuje możliwości wczucia się w coś, czego dostarczyć mu nie może szara codzienność. Nieświadoma chęć zaistnienia takiego stanu motywuje także twórców do tworzenia gier w takim a nie innym środowisku.
Wystepuje tu więc coś w rodzaju efektu połączenia łańcuchowego. Twórcy tworzą grę w realiach fantasy, by gracze mogli wczuć się w środowisko skrajnie inne niż to za oknem (i w ten sposób zaspokoili jakiś element swoich potrzeb)... wreszcie gdy już wczują się w realia przedstawionego im świata, oczekują od gry całej reszty nośnika gatunkowego 'cRPG' jakim są questy, które mogłyby stanowić treść RPG osadzonego w dowolnym klimacie i świecie.
Papierowe RPG nie wymagają takiego stanu rzeczy, gdyż natychmiastowo narzucają graczom potrzebę wczucia się w rolę... i wtedy obojętne i bez znaczenia jest to w jakich realiach rozgrywka się realizuje. Bo papierowe RPG wymagaja większego zaangażowania niż gry komputerowe, które świat przedstawiony jako taki oferują nam w postaci obrazków renderowanych z jakąśtam częśtotliwością...
Możemy też po prostu stwierdzić, że więcej jest gier RPG w realiach fantasy, bo większosć z nich tworzona jest przez tych samych autorów

, ale to już chyba pójście na łatwiznę... co nie?
P.S. Jeśli popełniłem w tym poście jakieś rażące błędy ortograficzne i merytoryczne to niech ktoś zwróci mi na nie uwagę... jestem strasznie chory i mam gorączkę, więc może się zdarzyć, że nie wiem co piszę