Temat to ja bym generalnie tutaj przeniósł:
http://phx.pl/forums/index.php?showtopic=3474Ale to tyko moja drobna sugestia : )
Co do filmu - byłem na nim ostatnio w kinie, czekałem na film od dłuższego czasu, nakręcały mnie dodatkowo amerykańskie recenzje i opinie fanów na zagranicznych stronach. No, ale w końcu sam miałem okazję go zobaczyć.
Głupio powtarzać po raz setny to samo, ale innego wyjścia nie mam - The Dark Knight jest absolutnie niesamowity. Mimo wielkiej sympatii jaką darzę Tima Burtona, mimo uznania dla jego twórczości i uwielbienia dla większości jego dzieł muszę stwierdzić, że najnowsza część przygód o człowieku nietoperzu jest najlepszą częścią w historii. Domysły Darnatha, jakoby Burton stworzył by teraz lepszego Batmana - pominę milczeniem.
Co do Heatha Ledgera - jego roli obawiałem się najbardziej. Martwiłem się, iż pochwalne peany na jego cześć są powodem tzw. "kultu Ledgera". Kinomaniacy wiedzą o czym mowa - wszak odtwórca roli Ledgera zginął niedawno tragicznie. Teraz jednak jestem już spokojny. Choć to niewiarygodne - on naprawdę zagrał tak dobrze jak mówią. Joker w The Dark Knight jest zdecydowanie postacią pierwszoplanową, najbardziej wyrazistym aktorem. Nie będę porównywał Jokera Nicholson'a do Jokera Ledger'a, bo to dwie różne postacie. Ten pierwszy stworzył postać szaloną, szyderczą, z wiecznym uśmiechem na twarzy. Heath natomiast zagrał postać mroczną, groźną. Nawet ten słynny poszerzony uśmiech ma swoją tragiczną historię. Jak się okazuje - nie jedną ^^
Bale'owi zarzucić nic nie mogę. Tak jak w poprzedniej części zrobił swoje. Jak dobrym aktorem by nie był, w tym filmie z panem, któremu poświęciłem poprzedni akapit - po prostu nie miał szans. Pozostali aktorzy również według mnie wywiązali się ze swoich ról. Może lekko rozczarowała Maggie Gyllenhal, nic sobą nie wnosząc do filmu, ale jej rola nie była na tyle znaczna, by dało się to odczuć. Uznanie natomiast po raz kolejny dla Gary'ego Oldmana (chociaż ten wąsik Gordona rozwala mnie za każdym razem xD ). Chyba najbardziej niedocenianego aktora Hollywood.
Mroczny. To tytułowe określenie najlepiej oddaje to, co widz zobaczyć może na ekranie. Ale oprócz tego jest także magiczny. Ma magnes, "to coś", co sprawia, że przez 157 minut filmu nawet nie zdążymy ruszyć ręką. Byłem na filmie z dziewczyną. Wiadomo - kobiety nie przepadają za tego typu filmami. Nie jest fanką Batmana, nawet nie wiem czy widziała jakieś wcześniejsze części. Mimo to na filmie nawet się nie poruszyła, jak na nią spojrzałem, zdawało mi się, że nawet nie mruga powiekami.
Batman zasysa, wciąga w ogarnięty chaosem świat Gotham i nie chce widza wypuścić. To jest zupełnie nowy wymiar Batmana, coś czego chyba żadna komiksowa ekranizacja wcześniej nie osiągnęła. Nie dziwię się, że Nolan nie chce reżyserować kolejnej części. On już chyba wie, że czego by nie zrobił - film będzie gorszy od The dark Knight. Nie wiem czy da się o Batmanie zrobić coś lepszego, nie wiem czy pomysł Mrocznego Rycerza w wersji ekranowej nie osiągnął właśnie apogeum. Nie wiem czy jest sens robić kolejną część filmu (tak, wiem, sens finansowy^^), bo będzie on z pewnością gorszy. Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie lepszego filmu o Batmanie. The Dark Knight zmiażdżył mnie jako widza, zawładnął moim umysłem. Gdy wstałem z fotela nie byłem już sobą, byłem Batmanem. Nie wiem dlaczego, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale opuściłem salę kinową przepełniony dumą. Skąd to uczucie? Nie mam pojęcia. Z perspektywy czasu mogę jednak powiedzieć, że z jednego powodu mogę być dumny: że mogłem być częścią tak wspaniałego widowiska.