Najnowsza wersja dostępna będzie zawsze pod tym linkiem: http://planescape.phx.pl/?q=ksiega-udreki
Dojdziesz do więzienia z żalu i płaczu powstałego, gdzie nawet cienie odchodzą od zmysłów. Zażądają tam od ciebie potwornej ofiary, Najdroższy. By móc w końcu spocząć, zmuszony będziesz unicestwić to, co utrzymuje cię wśród żywych i utracić nieśmiertelność.
— Przepowiednia Deionarry
Poruszałem się po obwodzie pierwszego piętra Kostnicy, mijając kolejne katafalki. Niestety, instrukcje i wskazówki Dhalla nie były zbyt pomocne.
Trzymając się z dala od Grabarzy, mijałem kolejne tabliczki poświęcone zmarłym, mając nadzieję, że któraś obudzi we mnie wspomnienia. Zatrzymałem się przy tablicy z napisem: „Tu spoczywa Deionarra”.
Niespodziewanie, nieorganiczny fantazmat kobiety pojawił się przede mną. Uderzająco piękna zjawa, ze skrzyżowanymi ramionami. Miała długie, piękne opadające włosy, a jej suknia zdawała się być poruszana przez eteryczne podmuchy. Jej powieki drgały.
W końcu powoli otworzyła oczy i, jakby niepewna swego położenia zaczęła intensywniej mrugać i rozglądać się dookoła. Gdy nasze oczy się spotkały, spokój na jej twarzy przeistoczył się w gniew.
— Ty! Cóż cię tutaj sprowadza?! Zjawiłeś się, by na własne oczy ujrzeć rozpacz, której sam byłeś sprawcą? Nawet będąc w otchłani śmierci, wciąż mam w zanadrzu kilka cierni przeznaczonych dla ciebie... — Głos jej przeszedł w syk. — 'Najdroższy'.
Zdziwiony jadem w jej głosie, zapytałem — Kim jesteś? Nagle ton opadł. Kobieta wykonała rękami błagalny gest.
— Jak to możliwe, że złodzieje umysłu nieustannie wykradają imię me spośród twoich wspomnień? Nie przypominasz mnie sobie, Najdroższy? — Zjawa wyciąga ręce. — Pomyśl... — Jej głos ponownie przybrał ton pełen desperacji. — ...imię Deionarra musi budzić w tobie jakieś wspomnienia.
— Wyczuwam jakieś przebłyski w mej pamięci... Powiedz mi więcej. Być może twe słowa usuną zasłonę z mego umysłu, Deionarro.
— Och, w końcu los okazuje miłosierdzie! Nawet śmierć nie jest w stanie wymazać mnie z twego umysłu, Najdroższy! Nie rozumiesz? Twe wspomnienia powrócą! Powiedz mi, jak mogę ci pomóc, a uczynię to!
— Czy wiesz, kim jestem?
— Tyś tym, którego i błogosławieństwem, i klątwą obłożono, Najdroższy. Tyś również tym, który nigdy myślom mym i sercu memu nie był zbyt odległy.
— Błogosławieństwem i klątwą obłożony? Co przez to rozumiesz?
— Natura twego przekleństwa wydaje się być oczywista, Najdroższy. Spójrz na siebie. Śmierć się ciebie wyrzekła. Wspomnienia cię porzuciły. Nie zatrzymasz się, by zastanowić się dlaczego?
— Wspomnienia odeszły... Przypuśćmy też, że śmierć się mnie wyrzekła... Czemu miałaby być to klątwa?
— Nie wątpię w twą zdolność powstawania z martwych. Jestem jednak przekonana, że każde wcielenie osłabia twój umysł oraz pamięć. Twierdzisz, że utraciłeś wspomnienia. Być może jest to skutek uboczny niezliczonych zgonów? Jeśli tak, co jeszcze przyjdzie ci utracić przy kolejnych odejściach? Gdy utracisz swój umysł, nie będziesz miał nawet świadomości, że nie możesz umrzeć. To będzie kulminacja twej klęski.
— Niezliczone zgony? Jak długo to już trwa?
— Nie wiem dokładnie. Oprócz tego, iż trwa to już bardzo długo.
— Co jeszcze możesz o mnie powiedzieć?
— Wiem, że kiedyś twierdziłeś, iż mnie kochasz i będziesz mnie kochał, póki śmierć się po nas dwoje nie upomni. Wierzyłam w to, nie znając prawdy kim byłeś, czym byłeś.
— A czym jestem?
— Ty... ja... nie... — Nagle zamarła zaczęła przemawiać powoli i ostrożnie jakby jej własny głos ją przerażał. — Oto prawda: jesteś tym, którego wiele śmierci zabrało. Śmierci owe umożliwiły ci poznanie wszelkich żywych rzeczy, i w rękach twych kryje się iskra życia... i śmierci. Ci, którzy umierają blisko ciebie, pozostawiają po sobie cień ich samych, dzięki któremu możesz ich ponownie przywołać...
Gdy Deionarra wymówiła te słowa, dziwne mrowienie wezbrało w tyle mojej czaszki… Odczułem nagły przymus, by spojrzeć na własną rękę. Kiedy ją uniosłem i przyjrzałem się bliżej, dostrzegłem krew przepływającą przez moje ramię, wypełniającą muskuły, w końcu zaś wzmacniającą moje kości.
Wiedziałem, że Deionarra ma rację. I nagle… przypomniałem sobie, jak odnaleźć najmniejszą iskrę życia w ciele i jak wydobyć ją na wierzch. Ta myśl jednocześnie mnie przerażała jak również… intrygowała.
— Możesz mi powiedzieć, gdzie jestem?
— Gdzie jesteś? Jesteś przecież tu, ze mną, Najdroższy... Jak za czasów, gdy nasze życia splatały się ze sobą. Teraz zaś odgradza nas od siebie Ostateczna Granica.
— Ostateczna Granica?
W głosie Deionarry słyszałem smutek — To bariera, której — jak się obawiam — nigdy ci się nie uda przełamać. To bariera pomiędzy twym życiem a tym, co ze mnie pozostało...
Zamierzałem zapytać Deionarrę o drogę ucieczki z tego miejsca. Zrozumiałem jednak, że może poczuć się przeze mnie opuszczona. Musiałem być delikatny.
— Deionarro, grozi mi niebezpieczeństwo. Czy mogłabyś skierować mnie w jakieś bezpieczne miejsce? Wrócę, gdy tylko będę mógł z tobą znów porozmawiać.
— Niebezpieczeństwo? — Wyglądała na pełną obawy. — Oczywiście, Najdroższy. Pomogę ci na tyle, na ile będę w stanie... — Zamknęła oczy. Dostrzegłem eteryczny podmuch, który przemknął przez jej ciało, unosząc włosy. Po chwili podmuch zniknął, a zjawa na powrót otworzyła oczy. — Być może jest wyjście. Wyczuwam, że miejsce to kryje w sobie wiele drzwi ukrytych przed wzrokiem śmiertelników. Być może mógłbyś wykorzystać któryś z tych portali w celu ucieczki.
Deionarra na chwilę zamilkła próbując sobie przypomnieć.
— Portale ujawnią się same, gdy będziesz miał odpowiedni klucz. Niestety, prawie wszystko może być takim kluczem... Uczucie, kawałek drewna, sztylet ze srebrzonego szkła, fragment ubrania; melodia, którą będziesz nucił do siebie... Obawiam się, że Grabarze są jedynymi znającymi klucze, dzięki którym mógłbyś opuścić ich włości, Najdroższy.
— W takim razie powinienem spytać któregoś z nich. Żegnaj, Deionarro. Obróciłem się, zbyt przepełniony emocjami, by kontynuować rozmowę ze zjawą. Deionarra przemówiła ponownie, nim ruszyłem dalej.
— Poczekaj chwilę... Wiele się nauczyłam, gdy z tobą podróżowałam, Najdroższy. I zachowałam to, co ty utraciłeś. Nie wyjawiłam ci wszystkiego, co wiem. Ja widzę wszystko wyraźnie... gdy ty wędrujesz po omacku w ciemności, szukając przebłysku myśli.
— Cóż widzi twój wzrok, czego ja nie dostrzegam? — zapytałem.
— Czas sam rozluźnia swoje okowy, gdy chłód zapomnienia powoli wysuwa po nas swoje ręce, Najdroższy. Przebłyski rzeczy, które mają nadejść, pojawiają się bardzo licznie w moich wizjach. Widzę cię, Najdroższy. Widzę cię, gdy tu jesteś i... — Deionarra zamilkła.
— Co to? Co widzisz?
— Widzę, co na ciebie czeka. Faluje pośród sfer, a ma swój początek w tym oto miejscu. Mam mówić o tym, co widzę?
— Powiedz mi.
— Chcę najpierw, żebyś mi coś przyrzekł. Złóż mi przyrzeczenie, że powrócisz. Że znajdziesz sposób, by mnie uratować lub do mnie dołączyć.
— Przysięgam, że znajdę jakiś sposób, by cię uratować lub do ciebie dołączyć. — Nie wiem jaki impuls mną kierował, by złożyć te przyrzeczenie, ale wiedziałem, że będę zmuszony spełnić moją obietnicę.
— Oto, co widzą me oczy, Najdroższy, nieskrępowane przez czasu okowy... Trójkę nieprzyjaciół dane ci będzie spotkać... Żaden z nich jednakże niebezpieczniejszy nie będzie niż ty w pełni swojej chwały. To cienie zła, dobra i neutralności obdarzone życiem i zniekształcone zgodnie z prawami, jakimi się sfery rządzą. Dojdziesz do więzienia z żalu i płaczu powstałego, gdzie nawet cienie odchodzą od zmysłów. Zażądają tam od ciebie potwornej ofiary, Najdroższy. By móc w końcu spocząć, zmuszony będziesz unicestwić to, co utrzymuje cię wśród żywych i utracić nieśmiertelność.
— Unicestwić to, co utrzymuje mnie wśród żywych? — zapytałem.
— Wiem, że musisz umrzeć... póki jeszcze masz taką możliwość. Krąg musi się zamknąć, Najdroższy. Nie przeznaczono ci takiego życia i śmierć już zbyt długo czeka na ciebie. Musisz odnaleźć to, co zostało ci odebrane i udać się w podróż poza granice tej egzystencji, do krainy umarłych. Będę na ciebie czekać w komnatach śmierci, Najdroższy... — Uśmiechnęła się smutno, zamknęła oczy i z cichym westchnieniem, zniknęła.
Obróciłem się od tabliczki upamiętniającej zjawę. Morte zwrócił się w moją stroną i troskliwym tonem przemówił.
— Hej szefie, żyjesz tam? Chyba na chwile mnie opuściłeś…
— Czy wiesz kim była ta zjawa?
— Ehm, zjawa?
— Duch, z którym rozmawiałem. Kobieta.
— Rozmawiałeś z jakąś niewiastą? Gdzie? — Podekscytowany rozejrzał się dookoła. — Jak wyglądała?
— Stała tutaj, przy tabliczce. Nie widziałeś jej?
— Ehm, nie. Przez chwilę stałeś jak ogłuszony, jak jakiś posąg. Trochę mnie to zmartwiło, szefie. Na pewno dobrze się czujesz?
— Tak... Ruszajmy dalej.
Nie miałem pojęcia gdzie mogą znajdować się te „portale”, o których wspominała Deionarra. Postanowiłem iść dalej, przed siebie.
Na szczęście w pobliżu dało się zauważyć ogromne drzwi, najpewniej prowadzące na zewnątrz. Miałem nadzieję, że nie zastam ich zamkniętych. Niestety, kolejny przeklęty Grabarz podszedł do mnie.
Człowiek ten był odziany w spłowiałe czarne szaty. Jego sylwetka i ruchy świadczyły o głębokim zanurzeniu. Wyglądał jakby nigdy nie zaznał snu. Plecy miał zgarbione, a ramiona ciężko pochylone ku sobie. Szczupła twarz tchnęła niesamowitą bladością, a spod podkrążonych, nabiegłych krwią oczu zwisały mu fałdy powiek.
— Witaj.
— Witaj — człowiek zwrócił ku mnie swoje oblicze i pochylił się w lekkim ukłonie. Nagle dostrzegłem, że krwawy odcień jego źrenic to nie tyle rezultat wyczerpania, co intensywnego czerwonego barwnika do oczu — Jam jest Soe. W czym mogę… — Zdawało się, że zauważył moje liczne blizny. Jego kąciki ust zaczęły drżeć. — Przepraszam, panie, nie poznałem… Czy zgubiłeś się?
— Nie.
— Nie przypominam sobie, abym cię tutaj wpuszczał. — spojrzał na mnie podejrzliwie, a jego oczy zdawały się płonąć szkarłatem. — Czy wolno mi spytać, czego tutaj szukasz?
— Znalazłem się tu w związku z pogrzebem, ale zaszła najwyraźniej jakaś pomyłka.
— Kto miał zostać pochowany? Być może posługi te odbywają się w innym miejscu Kostnicy.
— Ehm… imię… Adahn. — Tym razem łatwiej było mi skłamać. Oczy Soego zwężyły się, a czerwony barwnik stał się jeszcze bardziej wyrazisty.
— Nikt o takim imieniu nie zamieszkuje w komnatach Kostnicy, żywy czy też martwy. — Kąciki ust Grabarza zaczęły nieznacznie drżeć. Ku mojemu zdziwieniu człowiek zaczął wciągać nozdrzami powietrze, jak jakieś węszące zwierzę.
— Hm... Wobec tego musiałem się przejęzyczyć. — Przekląłem się w myślach. Przecież Grab musiał znać imiona tu pogrzebanych. W końcu przyszła mi na myśl kolejna wymówka. — Przybyłem zobaczyć się z Dhallem.
— Z Dhallem? Skrybę Dhalla znajdziesz w komnacie odbiorczej na wyższym piętrze. Dhall jest wszakże osobą wielce zajętą, a poza tym jego zdrowie coraz częściej odmawia mu posłuszeństwa. Jeśli nie przyszedłeś ze sprawą nie cierpiącą zwłoki, nie radziłbym ci przeszkadzać mu w pracy.
— Co mu dolega?
— O, nie. Nic mu nie dolega. Dhall jest po prostu... — Soe zaczął szczękać zębami — … stary. Jego długa służba pełna poświęcenie sprawom ewidencjonowania zmarłych ma się już ku końcowi. Już wkrótce śmierć przyjdzie śladem wyniszczającej choroby czasu, która go toczy.
— W takim razie nie będę zawracał mu głowy. Czy możesz mnie wypuścić? — Soe kiwnął głową na znak zgody.
— Dobrze, już dobrze, nie denerwuj się. Zaraz cię stąd wypuszczę. Cóż, naturalnie, te pomieszczenia mogą budzić mieszane uczucia u gości. — Grabarz otworzył bramę. Miałem wrażenie, że poznał się na moim kłamstwie, ale z jakiegoś powodu w ogóle się tym nie przejmował.
Pośpiesznie opuściłem Kostnicę.
* * *
Nie minęło wiele czasu od momentu, w którym z blatu kostnicy powstała istota nieśmiertelna. Migotanie światła w pomieszczeniu dawało złudny efekt poruszających się cieni. Uważny obserwator mógłby jednak z łatwością zauważyć, że nie wszystkie cienie podporządkowały się ruchom światła. Niektóre poruszały się wokół blatu, tak jakby coś analizowały. Po chwili po prostu rozpłynęły się w powietrzu.