Twórcy Matrixa przygotowali dla nas scenariusz na podstawie komiksu Alana Moor'a, a kamerę oddali Jamesowi McTeique. I wyszło fantastycznie. Powiem więcej: wyszło Vantastycznie. Film przez większość krytyków uznany za dobry, doceniony przez część widzów dla mnie był spełnieniem marzeń. Spójna fabuła podpierana łacińskimi sentencjami i cytatami z Szekspira i Hrabii Monte Christo, zamaskowany bohater pokrzywdzony przez los, noszący maskę aby zdusić własne kompleksy, miłość rodem z Pięknej i Bestii, niejednoznaczny główny bohater, który sprawia, że ciężko nam określić czy walczy za ideały, o których mówi czy też za zemstę, którą nosi w sercu. Jest też mowa o próbie zjednoczenia narodu, który żyje nieświadomie manipulowany przez rząd, a nawet próba ukazania jak władza może nami sterować za pośrednictwem mediów. Także efekty specjalne, sceny walki stały na wysokim poziomie.
Ja znalazłem w tym filmie wszystko czego szukałem. Jeden z lepszych filmów jakie widziałem w ostatnim czasie i jeden z najlepszych filmów w kategoriach S-F jaki kiedykolwiek powstał. WIem, że to ostatnie zdanie może się wydać kontrowersyjne dla wielu, ale cóż - mogę zginąć za moje ideały. Mnie już nie będzie, ale przecież "ideały są kuloodporne", prawda?