Na obejrzenie tego filmu czekałem szmat czasu, ale w końcu się udało.
Niestety nie było tak ciekawie jak zwiastun to zapowiadał. Do czynienia mamy z typowo hollywoodzkim stylem kina przygodowego. Coś jak Indiana Jones tylko w klimacie fantasy i gorszym stylu. SPotkać w filmie możemy prawie wszystkich - od tytułowego łowcy potworów, przez Pana Hyde'a, Drakulę, po Frankensteina. Towarzystwo doborowe. Niestety jak to zwykle bywa w światku filmowym ilość nie idzie w parze z jakością. Fabuła... wogóle zastanawiam się czy ten film miał jakiś scenariusz. Bo fabuły tu praktycznie nie było. Bieganie, strzelanie, pościgi - niby efektowne, ale przez dwie godziny robi się to nużące.
Sama postać Van Helsinga szalenie oklepana - super bohater, owiany mrokiem, w kapeluszu i czarnym płaszczu - schemat powielany setki razy, a już końcowe zazębienie się historii Helsinga i Drakuli było szczytem naiwności.
To co mogło uratować film to parę błyskotliwych tekstów i uroda Kate Beckinsale, jednak w ogólnym rozrachunku porównanie to wypada dosyć mizernie (z całym szacunkiem dla pięknej angielki).
Jeśli jest grupa której mógłbym polecić film to tylko zapalonym miłośnikom kinowej fantastyki nudzącym się w niedzielne popołudnie i mającym spory zapas piwa w lodówce. W innym wypadku - odradzam.
Mniej więcej w tym samym okresie, w którym film miał premierę ukazała się trwająca 30 minut animacja "Van Helsing: Londyńskie zlecenie". Jeśli ktoś miał okazję zetknąć się z tym tytułem - prosiłbym o sprawozdanie z seansu : )