"Widziałem 90% premier filmowych w ciągu ostatnich trzech lat." - podałem tę informację przykładowo, aby zobrazować moją fascynację kinem, niejako jako odpowiedź na Twoje słowa: "ale nazywanie go najgorszym filmem świata to znaczy tylko to ze się tyh filmów mało widziało" (notabene pisze się "tych", ale zaryzykuję i założę, że to przypadkowa literówka). I szczerze mówiac, więcej filmów oglądam z lat '60, '70, '80, '90 ni z czasów obecnych. Nie tylko Ty oglądasz oglądasz kino pokroju "Morderczych klaunów z kosmosu" czy twórczość pana Jesusa Franco.
Masz rację - to nie było fantasy. Ale jestem pewien, że człowiek pokroju Rodrigueza za te same pieniądze zrobił by z Wiedźmina film o wiele wyższych lotów. Prosta filozofia - lepiej z czegoś zrezygnować, niż zrobić coś tandetnie. Tą drogą mógł pójść reżyser opowiadający o Geralcie z Rivii.Nie poeszedł - jego błąd. Więc będę bluzgał na wiedźmina dalej. Bo szczerze mówiąc film, który miał takie możliwości fabularne (mówię tu o świetnym dziele Sapka) samą fabułą mógł sporo uratować. A nie zrobił tego.
Niski budżet? To trzeba znaleźć sposób, żeby te pieniądze zaoszczędzić. Rodriguez jak robił "El Mariachi" to zapisał się sam na kurs obsługi jakiejś tam kamery (nie pamiętam jak sie nazywała) żeby zaoszczędzić na operatorze. Można? Można. Można np. zrezygnować z zatrudniania Żebrowskiego i Zamachowskiego i zatrudnić aktorów, którzy wzieli by gażę trzy razy mniejszą, a myślę, że z rolami poradzili by sobie niegorzej.
No ale postawiono na Żebrowskiego, wydano kupę szmalu, nastolatki poszły do kina zobaczyć swojego ukochanego przystojniaka, film się sprzedał, producenci zarobili - wszyscy są szcześliwi. Czy aby napewno? Ach nie! Zapomnieli o widzach! Ale jakie to ma znaczenie, przecież niezależnie od tego czy nam sie podobał czy nie, to i tak zapłaciliśmy...