Czesto siedze se w domciu i pisze jakies dziwnie opowiadanie o roznych posaciach i jakis dziwnych sytuacjach czy wy tez macie takie zxajawki?? jezeli chcecie to podzielcie sie swoimi opowiadaniami z innymi ludzmi

He moje jeszcze niema nazwy ale narazie mam tylko wstep:P
Zaczynam:

Piekny czerwcowy poranek zawital nad forteca Merdwak, ale kogo to obchodzi skoro trwa oblęzenie przez siły ciemnosci. Nieumarli to potezni przeciwnicy zwlaszcza jak w swoich szeregach niema sie kaplanow ani paladynow. Ciagle sie odradzaja, ciagle atakuja, ciagle pszychodza nowe posilki a co najwazniejsze nie musza jesc ani pic. A my ani nowych posilkow ani dostaw jedzenia brakuje tez nam wody umieraja ludzie, niemozemy tez liczyc na niczyja pomoc. Czy to juz koniec tej pioeknej fortecy i jej obroncow?? A propo obroncow to dzie sie podzial lord Moweke i Lord Lionor? Przydali by sie teraz, przeciez w koncu sa czarodziejami. Co oni knuja? Nadczym oni tak ciezko pracoja w swojej komnacie? Niechca jedzenia niechca wody coraz rzadziej ich widze bo ciagle sa w tej cholerniej komnacie, amoze juz nie zyja? Nie nie niemogli umrzec sa nasza jedyna nadzieja, juz nie z takich problemow nas wyciagali. Zajrze do komnaty i sie przekonam czy jeszcze zyja.
Co sie zemna stało?, gdzie ja jestem?, wszystko mie boli. Ostatnio co pamietam to byl krzyk lorda Lionora coś w stylu "NIEEEEEEEEEEEE". Czy ja zyje??
ja takiego czegos niemam jeszcze nigdy mi nie przyszlo do glowy zeby napisac jakies opowiadanie, kiedys chcialem napisac strategie dla nekromanty i wyslac ja do tawerny diablo, ale niechce mi sie tyle pisac
Piękne kwietniowe przedpołudnie.... o mało na izbie wytrzeźwień nie wylądowałem.... piękne popołudnie.... wruciłem do domu z dwoma kumplami których rodzice nigdy nie widzieli, odwiezieni przez osobe którą widziałem pierwszy raz w życiu... piękny wieczór... wytrzeźwiałem... piękna noc... byłem tak "chory" że nie mogłem spać do 3 w nocy... niby nie powienem sie do tego przyznawać... ale cóż...
owszem, mam zajawkę czasami na pisanie, ale jak coś napiszę to ląduje to na dnie szuflady...chociaż raz opoblikowałem coś na AW ale to jest raczej miernota więc nie ma się czym chwalić
Skulsik, jesli powaznie myslisz o pisaniu, radzilbym wykorzystac ostatnie lata szkoly, do ktorej uczeszczasz, ze szczegolnym naciskiem na lekcje jezyka polskiego. Naprawde, nie jest on az taki trudny, w koncu uzywasz go na codzien. Jesli chodzi o mnie, opowiadanie naszpikowane bledami, jest nie do przeklniecia, bez wzgledu na to, ile ciekawych pomyslow sie w nim znajduje. Nie traktuj tego jako czepianie. Piszesz, ze lubisz sobie czasem usiasc i popisac, wiec przyloz sie do tego, a efekty beda zdecydowanie lepsze. Ostatecznie - zawsze mozesz sprawdzic czesc pisowni w programach korzystajacych ze slownika. A jesli i tak bedziesz mial watpliwosci - polecam online Słownik Ortograficzny PWN (jest tez kilka innych).
Poza tym - liczy sie tez narracja, styl i wiele innych srodkow tworzacych odpowiedni nastroj, ale w tej dziedzinie nie jestem juz kompententny :>

Jesli o mnie chodzi, to kiedys pisywalem, ale podobnie, jak nocker - wszystko ladowalo "w szufladzie". Jesli widac, ze poziom dawnych opowiadan jest tragiczny, to mozna sie tylko cieszyc, ze poprawilismy sie na tyle, ze mozemy to teraz dostrzec

Inna sprawa to pisanie generalnie. Zadna beletrystyka - jako redaktorzy stron cos o tym wiemy :> Na mnie, jako jedynej osobie odpowiedzialnej za Serwis ADOM, ciazy cala odpowiedzialnosc za zawartosc merytoryczna, a przeciez informacji nie podaje sie przedstawiajac suche fakty. I jest tak, ze czasem mamy wene na pisanie, czasem wrecz pisarsko opowiadamy o tym, co od danego NPCa mozna wyciagnac, gdzie co mozna znalezc, fakty tona w stworzonych przez nas obrazach... a czasem... no coz, wtedy lepiej nie pisac w ogole :>
to u mnie częste objawy przeżębiena i grypy. zima ja siedze w krotkich spodenkach z otwartym oknem i pisze opowdanie na 10 stron A4 potem zrobiłem z tego książkę i tak to wygląda ale i tak lubie pisać opowiadania
hehe ze slownika skorzystam a co do ostatnich lat szkolnych j.Polskiego to procz rzucania papierami i spania to raczej nic sie tam nie nauczylismy no coz taka szkola

Czasem latwo jest cos napisac i niechce sie tego zmieniac ale nigdy tego ludzie niechowajmy bo do tego mozna wrocic
ja nie mam jak to nazwales "zajawki" na pisanie no ale czasami w wolnych chwilach rysuje mam kilka swoich komiksow ale robie to dla siebie ale teraz nie mam weny
Ja mam takie zajawy ale jak wam napisze to ooo.. to ooo... zobaczycie jaki ja mam poziom intelektu ;D <lol> Oto skrócone jedno moje opowiadanie.

Pewnego dnia nad domem K. i P. Zdzichomenoof zebrały się czarne chmury, ponieważ państwo Zdzichomen pragnęli stworzyć sztucznego ogóra !! Ogór był o smaku ziemniaków, więc Ja i Zad musieliśmy zniszczyć Sztucznego Ogóra. (Poł kilometra tekstu...) Wreszcie po wielu próbach nam się to udało... I tak powstał Chocapyr... Brawo Pico ;D
Omg troche bylo smieszne, ale jednak glupie i zalosne. Moze lepiej sie za to nie bierz.
A co do opowiadania skulsika poczatek zaintrygowal mnie ale im dalej tym gorzej. Bledy ortograficzne tak jak to mowil Ugm i wiele innych. Jednak nie zaprzecze ze pomysl fajny.
A jesli chodzi o mnie to kiedys w szkole napisalem fajne opowiadanie i chyba dostalem nawet 5 a teraz to raczej. Ja czasami mam chce napisac jakis text piosenki, ale chyba nic z tego nie bedzie.
Gachos i Drubertus w Poszukiwaniu skarbu I

Part I-
Dom Gachosa. Wchodzi Werkos, strażnik świątyni Buye.
Werkos - Hey… Hey… Gachos!
Wstawaj!
Gachos - Co… się stało?
-Idziemy daleko…
-Dokąd?
-Do świątyni…
-Nie chce…
-Pozwól ze mną!
Werkos bieżę Gachowa na ołtarz ofiarny…

Part II-
Świątynia, Koło Ołtarzu…
Garicho - Mnom… Ofiaro… pechowczę zabiję cię tym oto tasakiem…
(wyciąga tasak)
Gachos atakować go próbuje… bez skutku.
Garicho zamachuje się tasakiem… jednak przez wadę wzroku trafił w Werkosa, zabijając go na miejscu
Gachos ucieka z powodzeniem…

Part III-
Gachos dobiega do domu Domberge, starej wdowy.
Dombenge woła go do domu.
Dombenge - Chono tu biedaku!
Gachos wchodzi…
Wdowa - Kim jesteś człowieku!?
Gachos - Dzień dobry. Trochę kultury kobito.
Jestem Gachos.
- Przepraszam… Dzień dobry, Ja to Dombenge.
- Do kiedy będę?
- Zostaniesz na noc, A teraz bierz to…
Daje Gachosowi Młot Mutsogora.

Part IV-
Nazajutrz…
Gachos – Dombenge… Ja idę dalej…
Gachos Odchodzi byle gdzie.
Po drodze Gachos spotyka mężczyznę.
Mężczyzna – Super młot masz! Może mi go dasz!
Gachos – Cieszę się że ci się podoba, ale nie dam go.
- Szkoda… Ale się przedstawię. Ja jestem Drubertus!
- Wyglądasz na silnego. Ile masz lat?
- 69 i pół. Jestem młody jak na półelfa i za dobrze zbudowany.
- Chodźmy razem!
- Dobra idziemy. Ale dokąd?
-Przed siebie.
-Ja wole uciekać przed Garicho.
-Ja też przed nim uciekam.
-No to wyruszamy.
-Kto ty jesteś?
-Ja to Drubertus.
-A ja to Gachos
Poczym wyruszyli dalej…

Part V-
Po 2 dniach wędrówki dotarli do opuszczonej chatki.
Gachos – Odpoczniemy tutaj!
Drubertus – O.K!
W czasie odpoczynku…
Drubertus częstuje gachosa owocem wreszczyny.
Gachos to wypluwa.
Gachos – Nie lubię Owoców wreszczyny!
Drubertus – Ja lubię! Są soczyste.
Drubertus rozbija owoc swoim mieczem.
Gachos – Nie szpanuj!
Drubertus – A co? Nie można? Mój miecz to artefakt.
- GO! GO! FIGHT!

Gachos: Atakuje swoim młotem, trafia Drubertusa, ze średnim skutkiem.
Drubertus: rzuca mieczem w Gachosa. Gachos przejmuje miecz.

KONIEC WALK! GACHOS WYGRAŁ, BO DRUBERTUS PODDAŁ SIĘ

Drubertus – Jesteś Super wojownikiem!
Gachos – Miałem fart.
- Idę spać.
- Przed zaśnięciem powiedz mi co umie twój miecz.
- Łamać prawa fizyki.
-Aha dobranoc.
-Po czym zasypiają w chatce.

Part VI a -

Jutro...
Gachos zabiera wszystko z chaty wraz z 2 plecakami, z 2 śpiworami wraz z sztućcami.
Wyruszają…
Po drodze znajdują diament..
Kiedy Gachos podniósł ten kamień, coś się stało.
Diament się zmienia…
Diament teraz jest… smoczkiem!
Drubertus – Ja mówię pierwszą sylabę jego imienia, a ty drugą. Don’t worry on nas nie zagryzie. Więc… Mu…
Gachos – …qin! Muqin!
- Dobra idziemy…
Wyruszyli dalej…
Po drodze napotkali wiochę.
Wieśniok – Dojcie mi no tygo smuka!
Drubertus – Nie! Nie! Zabiję was! Nie!
Gachos – to nasz zwierzak. Ty masz krowę, daj nam spokój!
Wieśniok – Kruwy wom nie dom, ale ty dosz mi smoka na pasztet!
Gachos – Ilu was jest?
Wieśniak – cała wiocha! Czternastu!
Drubertus – Rozwalimy was w 1 2 3… GO!

Gachos: Wali młotem w wieśniaków – Dwunastu pada
Drubertus: Tnie mieczem głowy pozostałych dwóch wieśniaków.

GACHOS I DRUBERTOS NA 100% wygrali!

Nagle Goni ich milicja.

CDN!
Part VI b-

Gachos i Drubertus postanawiają walczyć z 3 milicjantami.

Gachos: Wali młotem w głowe milicjanta. Milicjant umiera na miejscu.
Milicjant 2: Wali pałką Gachosa. Trafił, osłabił, lecz nie powalił.
Drubertus: Ścina Głowę Milicjantowi 2.
Milicjant 3: Ucieka.

Gachos z Drubertusem wygrali

Gachos - Idziemy!
Muqin -Dobra. Cie mój panie.
Gachos - Muqin mówi! Drubertus on gada!
Drubertus – Spoko… Pomoże nam
Muqin – Na górę Dynda!
Gachos – Dobra! Idziemy.
Po czym zmierzają w góry.

Part VII-

Góra Dynda.
Muqin leci do Świątyni.
Zmienia się w czerwonego smoka.
Drubertus z Gachosem idą tam.
Drubertus – Debilnie! Teraz pewnie stanie na czele smoczej rady, ble, ble, ble.
Muqin – Ja muszę! Pomogę wam w waszej misji. Musicie ją wykonać.
Drubertus – Czyli będziesz chodził za nami?
Muqin – Nie. Tylko zlece wam tę misje.
Gachos – Co do zrobienia mamy więc?
Muqin – Zabić Dawsa!
Drubertus – Czemu?
Muqin – Bo nie ma dżemu.
Gachos – Nie żartuj.
Muqin – Nie żartuję. Dżem jest słotki, zrozumcie co mam na myśli.
Gachos – Brak żarcia? Brak ci mamy która robi dżem?
Muqin – Nie. Dżem to pokój.
Gachos – Gdzie to pomieszczenie?
Muqin – Chodzi o zgodę.
Gachos – Rozumiem. A jak Daws psuje pokój?
Muqin – Poprzez chowanie skarbu ludzi. Oto mapa do skarbu. Macie tylko 3 miesiące.
Drubertus – Idziemy!
Po czym wyruszuli na Wschód.

PART VIII-

Zbóje atakują! Jest ich 49!

34 z 49 zbuja, atakuje Drubertusa.
Drubertus na to, rzuca kulę ognia w 14.
Teraz żyje tylko 35!
Gachos-Gniecie 1 Sprawnym uderzeniem, potem z buta zabija 13!
26 żyje.
Drubertus –Niszczy swoich napastników kręcąc się w koło.
1 żyje – poddaje się!

Zmuszają go do gadania.

GACHOS I DRUBERTUS WYGRALI, I WYGRAJĄ, NIEJEDEN RAZ.

Zeznania Zbója – Pracuje dla Dawsa. CIACH!
Drubertus nieracjonalnie zabił zbuja.
Gachos-CZEMU!? TO Zrobiłeś!?
Drubertus- Bo pracował dla Dawsa.
-I co z tego? Nieodczułeś jego zła, więc, nie masz prawa się wciekać!!!
-No… Racja. Sorka.
-Przepraszam nie wystarczy. BUTY LIZAĆ.
-JA CI POLIŻE!!!
Drubertus-Powala sprawnym ciosem Gachosa.
Gachos-Sorry…
TYLE... TYLKO OSTATNIE NIEGOTOWE....
ja zawsze jak sie nudze na lekscji wymyslam z qmplem jakies cos glupiego i to rysujemy (wiem to nie pisanie )np. bardzo glupi straznik osiedla (wiecie narysowalismy go i przyporzadkowywalismy cechy jego ubioru np. "Chodaki +2 do szybkosci" cos w stylu diablo )
Ja z kolegą na lekcjach wymyślamy rysowanego RPG-a, różne klasy postaci, ekwipunek, umiejętności...nawet plansze rysowaliśmy i przeciwników. Najcześciej są to gry o tematyce szkolnej, a przeciwnikami są jak sie pewnie domyślacie nauczyciele, dozorcy, woznie itp. a głównym bosem oczywiście Dyrek. A opwieści też zdażało mi sie pytać, lecz najczęściej gdy zapisałem już kilka stron mój zapał opadał i gdy to czytałem wcale mi sie nie podobało i wyrzucałem do śmieci, zdażało mi sie to juz wiele razy, ale chyba sie wezme za siebie i stworze cos co przynajmniej mi sie spodoba
A kiedy macie zajawke na pisanie wlasnie tutaj na phx ?? Ja zazwyczaj najwiecej pisze w weekendy, mam wtedy wiecej wolnego czasu i zawsze jest lepsza wena do pisania...
Czasami również mam taką ochotę na pisanie. Niewiele ludzi widziało moją twórczości jak narazie bardzo mierną, ale kto powiedział, że wszystko musi być odrazu najlepsze.
Ćwiczenie czyni mistrza.
A to opowiadanie stworzone na pół z KND:Stories by KND& GW Hurin
Ja uważam, że aby osiągnąć mistrzostwo w pisaniu, należy duużo czytać(i to nie tylko fantasy), przeżyć wieeele lat(doświadczenie życiowe - to chyba najważniejsze) no i mieć trochę praktyki, ale nie trzeba być koniecznie pisarzem z zawodu..
np. daleko by szukać..- Sapkowski - przez wielu uważany za Mistrza polskiej fantastyki(moja polonistka go nie lubi, ale ona nic nie znaczy :] - sama się przyznała, że nie czytała nigdy, więc jak może go oceniać - bezsens) jest z zawodu ekonomem.

A co do "zajawek" do Tworzenia to powiem tyle, że przejdą szybko, wraz z uzyskaniem satysfakcji z życia seksualnego
Przykro mi, ale z moim "molochem' nie macie szans
Epilog
Dawno, dawno temu na świecie panował pokój wojny bogów zdawałoby się przeniosły z ziemi do obłoków. Nie mieszający się do tej pory w sprawy ludzi, lud orków, zaczął przeżywać rozłam w swoim głównym obozie...
Ale wróćmy najpierw do zmierzchłych czasów tego ludu...
Orkowie od wieków byli poniżani przez dominujących pod wieloma względami ludźmi. W końcu postanowili opuścić kraj ludzi i zamieszkać w niedostępnym dla nikogo miejscu. Tam żyli w spokoju i zasiedlali coraz więcej ziem. Jednak opuszczenie swoich kuzynów spowodowało pewne opóźnienie w rozwoju technologii. Za to doskonale władali toporami itp. brońmi. W końcu po wielu wiekach osamotnienia nadszedł moment spotkania z inną rasą...
Ludzie prężnie odkrywając nowe technologie szybko doszli do ziem orków. Zapominając o pokrewieństwie zaatakowali swoich dawnych przyjaciół. Orkowie chcąc pomścić swoich pobratymców zaatakowali ludzi i rozpoczęli wojnę ludzi z orkami, która zakończyła się wycofaniem ludzi z terenów oeków, ale nie to jest teamtem naszej historii...
Orkowie wygrywając z ludźmi zdobyli ogromne ilości terenów, rozpoczął się także tak zwany pokój orkowy. Ludzie zaczęli żyć w przyjaźni z orkami. Do czasu, aż goblinoidy nie zaczęły kłócić się między sobą o zdobyte ziemie...
Do tej pory w stolicy orków żyło dwóch królów, często zmieniających się często. Co nie przeszkadzało im w zdobywaniu wielkiej ilości terytorium. Właśnie z tego powodu, wielu przywódców szybko traciło głowę. I to w ten dosłowby sposób. Nie inaczej było tym razem. Umk-tur zebrał potęge jakiej do tej pory nie zebrał nikt inny. Przeżył trzech swoich kolegów "po fachu". Do czasu, jak drugi tron objął w posiadanie jego kuzyn - Gur-kru...
Niewielu ludzi pamiętało o pokrewieństwie z orkami. Naytomiast wielu była za wybiciem tego "pomiotu piekła". Król tymczasem widząc swoją słabość dążył do pokoju z tym, zdawałoby się, dzikim ludem. Niestety i on nie miał życia wiecznego...

Początek wojny z ludźmi
Królowie orkowi nie za bardzo się przyjaźnili. Od pierwszych dni, skupili się na zdobywaniu swoich ziem. Lud mający dość tyranii Umk-tura był całym sercem po stronie Gur-kru. Niestety za Umk-turem stała prawie cała armia oraz znaczna część terytoriów zamieszkanych przez orków. Dodatkowo przekupstwem sprzymierzył się z bardziej wpływowymi z ludzi. W razie buntu był pewien, że będzie miał ich po swojej stronie. Zdawałoby się, iż Gur-kru jest na spalonej pozycji, tymczasem ten za plecami swojego kuzyna zbierał armię złożoną z najlepszych przyjaciół. Wśród nich miał być również dowódca wojsk Królewskich. Każdy dzień pogłębiał zwadę między królami. Wojna domowa jeszcze nigdy nie była tak prawdopodobna. Pogłębiło to jeszcze wydarzenie na północy (kierunek można zmienić, kiedy ustali się geografię kraju), w małym obozie zamieszknym przez orki i ludzi...
Było lato jakiego jeszcze nigdy w Coel nie było. Temperatury były ogromne, a codziennie prawie padał deszcz. Atmosfera na granicy była napięta. Wiadomość o śmierci starego króla szybko obiegła miasta ludzi i dostała się do orków. Większość z nich zrozumiała, że to może być koniec spokoju. W obozie Man-kar orki przygotowywały się do bitwy. To samo działo się w Ikorii największym mieście ludzi na tym terenie. Obydwa ludy zrzucały na siebie wzajemnie winę. Orki górowały siłą, ale ludzie mieli potężną broń o jakiej orkom się nie śniło... Przychylność bogów, a więc i magię... Niestety nie wszyscy bogowie byli całym sercem po stronie ludzi...
Bogowie przygotowywali się do pomocy ludziom. Prawie wszyscy... Ulagar stał z boku i przypatrywał się poczynaniom innych. Każdy wiedział, że jego marzeniem było stworzenie rasy najpotężniejszej, która będzie mogła zdobyć swoją siłą cały świat. Najprawdopodobniej dlatego, że Atara chciała, obdarzyć cały świat pokojem. Ulgar przybrał postać smoka i poleciał nad miejsce przyszłego spotkania dwóch armii... Ze swojego miejsca mógł spokojnie oglądnąć pole bitwy. Leżało one dokładnie pomiędzy Ikorią, a Man-kar, był to wąwoz ogramiczony dwoma wyżynami, na których miały w przyszłości stać obozy ywali. Wąwóz otaczał gesty las, pełen różnych istot o których sam Ulgar nie wiedział. "Orkowie nie mają szans" - pomyslał bóg, już przemieniony w ludzką postać- "A trochę wzmocnieni byliby w sam raz, rasą do objęcia kontroli nad tym nędznym światem". Ulgaron wyjął swój miech i wymierzył go w stronę miasta ludzi."Myślicie, że jesteście najpotężniejsi!!"-zakrzyknął, a niebo zaszło chmurami, z oddali słychać było głuchy pomruk-"JA! Pan Ciemności! Smoczy Rywal! Przyrzekam! Nigdy nie zdobędziecie potęgi! Wasza pycha zostanie poskromiona! Stworzę i poprowadzę do boju rasę, która zniszczy was, a świat będzie pograżony w chaosie!". Od tej pory Atara poprzysięgła, śmierć swojemu bratu, a wszscy inni bogowie, prócz Shiyen i Tyrissiusa, postanowili pomóc jej w tym...
Nadszedł nowy dzień, żadna ze stron nie wiedziała o tym co wydarzyło się wczoraj w wąwozie. Tymczasem do Man-kar nadeszły dwa nowe rozkazy, obydwa od królów. Pierwszy z nich był od Umk-tura, nakazywał on natychmiastowego zaprzestania walk i oddania się w rece ludzi. Po obozie przebiegł groźny pomruk, niektózry orkowie grozili buntem, wszyscy wiedzieli, że jeżeli dostaną się w rece ludzi nie wyjdą z ich miasta żywi. Drugi rozkaz, wywołał radosne wiwaty w całym obozie. Król Gur-kru obiecywał, że kiedy tylko poradzi sobie z Umk-turem wyśle pomoc miastu Prosił o niepoddawanie się, z drugiej strony listu napisana była pośpieszna informacja:"Chyba mi się udało! Umk-tur wyruszył na południe, rozpoczął się tam bunt, który niedługo wyzwoli cały Khoel! (pisownia w języku orków jest inna niż ludzkim) Wysłałem już wam pomoc, przybedę dzień po tym kiedy otrzymaliście list! Wygrajcie to dla mnie i dla kogoś jeszcze! Czeka was nagroda, z rąk kogoś kogo pomoc pozwoli nam zwyciężyć! Gut-kru"...
Na drugi dzień przybyła obiecana pomoc, a orkowie zaskoczyli nieświadomych ludzi, kiedy rozkładali obóz na wzgórzu. Ulagar im pomagał, jednak żaden z goblinoidów tego nie zauważył. Tak oto ludzie poprzysięgli wieczną wojnę z orkami...

Narada Bogów
Wiadomość o zwycięstwie błyskawicznie obiegła tereny zajęte przez oba ludy. We wszystkich miastach ludzkich przygotowywano się do zaatakowania i zdobycia Man-kar, ten obóz stał się początkiem nienawiści i złość rasy ludzkiej skupiła się na nim. Tymczasem na zniszczonym mieście Ikoria odbywała się narada bogów... Zebraniu dowodziła Atara. "Ulgaron, musi za to zapłacić! Wiem, że jest to mój brat, ale musimy się zebrać i go pokonać! Popieram zamiary stworzenia ładu w Coel, tymczasem Ulgaron chce stworzyć rasę, która zawładnie tą ziemią i będzie nią rządzić w nieładzie". "A mi to się podoba..." Zaczęła Shiyen. "Może być ciekawie! przydałaby się jakaś rozróba". "Jeżeli chcesz możesz do niego iść! Proszę bardzo! Ja ci nie bronię! Będziesz sama mam nadzieję, że już nie wrócisz!" " Nie będę sama! Tyrissius mi pomoże! Razem zawładniemy tą krainą!" "Nie możesz! Tyrissius został wyklęty z naszego grona! Jeżeli do niego dołączysz, zostaniesz przeklęta. Popełnisz jeszcze wiekszą zbrodnię niż Ulgaron" zakrzyknął Hiles. W tym samym momencie zadął wiatr i z obłoków zsunął się pół-elf pół-ptak. "Ach posłaniec od Estrial!" -wiadomośc wziął Ashkael-"Co! To niemożliwe! Ulgaran połączył swoje siły z Tyrrissiusem! Lecą tutaj! Bedą za pół godziny! Ulgaran prowadzi ze sobą 2000 orków, a Tyrrisius jakieś stwory o jakich nikt nie słyszał! Musimy uciekać, podobno nigdy jeszcze nie są tak potężni." W tym samym momencie z lasu wyskoczyło kilkaset orków, gotowych do walki, a od strony Man-kar stanęły nowe sługi Tyrrisiusa - Behemoty, które opętał... Bogowie odwrócili się w stronę terytoriów ludzkich, ale tam czekał już na nich sam Tyrriusus na Rhynox'ie, potężnej bestii, którą stworzył na potrzeby tej wojny. Bogom pozostała tylko jedna droga ucieczki wszyscy spojrzeli w górę. Niestety tam latał już Ulgaron w postaci smoka. Tyrriusius zbliżył się na swoim stworze i odezwał się, a jego głos brzmiał jakby śmierć i zniszczenie odzywały się we własnej osobie. "Witajcie przyjaciele... Jak wam się podobają moi nowi podwładni...?" Ręką wskazał na behemoty, orkowie osiedli na ziemi, ale wciąż mając w pogotowiu topory. Rhynox wydał z siebie potężny ryk, a wokoło zapachniało siarką. "Ach widzę, że jestecie zafascynowani moim pupilkiem? Taaak... Milutki? Teraz nadeszła godzina zemsty! Ja Tyrriusius Zaćmienie Księżyca! Dzisiaj pokonałem was! Poddajcie się i oddajcie nam prawowitym władcom Coel!". "Nigdy!" głos zabrał Hilos "Coel mieliśmy rządzić wpólnie! TY siejesz zamęt więc od nas odszedłeś to samo się stało dzisiaj z Ulgaronem!" "Głupcy czy myślicie, że macie szansę z moim Rhynox'em?" "Hilosie, Ashkaelu" rozpoczął Tisarill " Jako jedni mozecie uciec. Musicei dotrzeć do Estrial i Lionhertha, Remeher też musi wam pomoc." "Żegnajcie, przyjaciele uratuję was" powiedział Ashkael, ziemia pod nim rozpadła się, a on w niej zniknął. Orkowie zerwali się z ziemi, a Tyrrisusius zbliżył się do nich. "Spróbuję dogadać się z Remeherem" pożegnał się, krótko Hilos i rozpłynął się w powietrzu. Ulgaron zionął ogniem w powietrze, ale nie trafił. "Ach! Myślicie, że oni coś wam pomogą głupcy!" zakrzyknął Tyriussius "Od dziś do końca świata jestescie moimi poddanymi. Nigdy nie zwyciężycie". Bogowie zostali związani niewidzialnymi więzami, a Ulgaron spoczął na ziemi... Ta narada, mająca na celu zadziałaniu przeciw planom ulgarona, rozpoczęła kolejną wojnę Tyrriusiusa. Jeszcze nigdy nie był tak blisko zwyciestwa jak teraz...

Jedyny władca
Jednak nie wszystkie plany Ulgarona, przebiegały tak pomyślnie. Na drodze do zawładnięcia nad ludem orków stał mu jeszcze tylko Umk-tur. Po złapaniu większości bogów. Zabrał się do swoich prawdziwych celów. Tyrriusius zajał się walką z pozostałymi na wolnosci bogami. Ulgaron miał do niego dołączyć, gdy tylko opanuje w całości ziemie orków, wraz z ich właścicielami. Gur-kru sprawnie kierował buntem, który rozrzerzył się nawet do neutralnej hordy orków. Niestety Umk-tur wcześniej przewidział ruch kuzyna i zaszył się w górach wraz ze swoją armią. Starał się dotrzeć do ludzi, ale Ulgaron ze swoimi orkami rozłożył się obozem naokoło gór. Nie mógł skupić się w całości nad pokonaniem go, gdyż ludzie zbierali armię do ataku na Man-kar. i mimo spustoszeń, jakie czynił Tyrriusius w poszukiwaniu zbiegów, cały czas dysponowali pokaźną armią. Ulgaron natomiast będąc wyklętym z grona bogów, z każdą chwilą tracił swoją moc. Był tylko jeden sposób, aby odzyskał swoją moc i mógł pokonać Umk-tura. Musiał on wyzwać na pojedynek władcę ludzi, gdyż posiadał on potęzny amulet. Musiał on dokonać tego bez uzycia magii. nie mając nic do stracenia Ulagar wyruszył w stronę Scron, ówczesnej stolicy ludzi, zostawiając armię pod wodzą Gur-kru...
Zbliżała się jesień, a wraz z nią burze i deszcze. Co spowodowało, iż okolice w pobliżu gór stały się niebezpieczne dla osób ubrane w ciężkie zbroje, nie mówiąc już o wozach z żywnością, które musiały dochodzić do obozowisk orków. Dotychczasowe doliny stały się niebezpiecznymi i zdradliwymi bagnami. Rzeki gwałtownie wezbrały, tworząc prawie, że żywą granicę pomiędzy ludźmi, a orkami. Dla obu armii było to korzystne. Stolica orkowa szybko zaprzestała dożywiania swojej armii. Tymczasem ta cierpiała z powodu braku dostaw żywności. Armia Umk-tura, była postawiona w owiele lepszej sytuacji, gdyż w górach deszcze nie spowodowały takich szkód jak w dole. Mieli żywności pod dostatkiem, wojska Gur-kru, musiały przypuścić atak na jeden z przyczułków rywala inaczej zgnęliby... Dostawynie przychodziły już kilka dni, władzę nad obozem sprawowało dwóch władców - Gur-kru i Dowódca Wojsk. Drugi z nich już od sierpnia przygotowywał się do natarcia. Miał nawet upatrzony cel, była nim strażnica koło wejścia do wąwozu Krimara. Gur-kru tymczasem cały czas umacniał swoj obóz. Nie podzielał on opinii Dowodcy Wojsk, aby jak najszybciej zaatakować Umk-tura. Wydawało mu się, iż rozsądniej będzie poczekać, aż rywal pomyśli, że wojska Królewskie są zmęczone i sam przypuście atak na obóz. Tymczasem dzień kleski tego narodu zblizał się nieuchronnie...
W głównym obozie byłego władcy panował dobry oboz. Patrząc na ostatnie wydarzenia zdobyli znaczną przewagę nad Gur-kru i jeso wojskami. W namiocie Umk-tura trwała narada... Głos zabierał sam dowódca. "Ulgaron opuścił obóz Gur-kru, rozpoczęła się jesień i stolica nie może dostarczać pokarmu do obozu. Gur-kru okopuje się w obozie. tymczasem jego Dowódca zbiera siły, aby zaatakować strażnicę Krimara. To głupiec wpędzimy go w kozią płapkę. Gdy pozbędziemy się jego będziemy mogli okrążyć góry i pokonać tego głupca od tyłu. Ta wojna jest już wygrana." - zakończył. Glos zabrał jeden z dowódców. "Sam powiedziałeś, że Dowodca nie jest przygotowany na obronę, możemy go zaatakować. To nam się bardziej opłaci. A Gru-kru dowiedziawszy się o klęsce, sam ucieknie." "Rozważałem ten pomysł, ale stwierdziłem, że lepiej będzie poczekać na tak. a oto plan: Wpuścimy ich do wąwozu. Następnie od strony strażnicy staną nasi najpotężniejsi wojownicy. Jest tam wąskie przejście więc trudno im się będzie przebić. Na górze staną łucznicy. Nie bedą mieli wyboru, bedą musieli wyruszyć w głąb gór. A tam będą czekać na nich nasze doborowe oddziały. Zepchniemy ich w stronę Ciemnych Gór. Jeszcze nikt nie powrócił z nich żywy. Musimy być gotowi w każdej chwili, dlatego już teraz musicie się przygotować." "A może byich podpędzić? Ich wojska co jakiś czas wyruszają po zywność. Zaatakujmy taki oddział. Gdy Dowódca dowie się o tym będzie chciał nas zaatakować." " Tak to dobry pomysł. Ty się tym zajmiesz..."

To dopiero nieznaczna częśc (pozostała niedokończona) Mam jeszcze drugie, ale to pasuje na osobny temat (też niedokończony).

Jeżeli chodzi o "zajawki" to nachodzą mnie one, szczególnie gdy nie mam co robic, a mam jakiś fajny pomysł.

Kiedyś istaniało fajne forum (i strona) "literatów", stworzyliśmy świat (to opo to właśnie w tym świcie).... Ech... to były czasy.