Przykro mi, ale z moim "molochem' nie macie szans

Epilog
Dawno, dawno temu na świecie panował pokój wojny bogów zdawałoby się przeniosły z ziemi do obłoków. Nie mieszający się do tej pory w sprawy ludzi, lud orków, zaczął przeżywać rozłam w swoim głównym obozie...
Ale wróćmy najpierw do zmierzchłych czasów tego ludu...
Orkowie od wieków byli poniżani przez dominujących pod wieloma względami ludźmi. W końcu postanowili opuścić kraj ludzi i zamieszkać w niedostępnym dla nikogo miejscu. Tam żyli w spokoju i zasiedlali coraz więcej ziem. Jednak opuszczenie swoich kuzynów spowodowało pewne opóźnienie w rozwoju technologii. Za to doskonale władali toporami itp. brońmi. W końcu po wielu wiekach osamotnienia nadszedł moment spotkania z inną rasą...
Ludzie prężnie odkrywając nowe technologie szybko doszli do ziem orków. Zapominając o pokrewieństwie zaatakowali swoich dawnych przyjaciół. Orkowie chcąc pomścić swoich pobratymców zaatakowali ludzi i rozpoczęli wojnę ludzi z orkami, która zakończyła się wycofaniem ludzi z terenów oeków, ale nie to jest teamtem naszej historii...
Orkowie wygrywając z ludźmi zdobyli ogromne ilości terenów, rozpoczął się także tak zwany pokój orkowy. Ludzie zaczęli żyć w przyjaźni z orkami. Do czasu, aż goblinoidy nie zaczęły kłócić się między sobą o zdobyte ziemie...
Do tej pory w stolicy orków żyło dwóch królów, często zmieniających się często. Co nie przeszkadzało im w zdobywaniu wielkiej ilości terytorium. Właśnie z tego powodu, wielu przywódców szybko traciło głowę. I to w ten dosłowby sposób. Nie inaczej było tym razem. Umk-tur zebrał potęge jakiej do tej pory nie zebrał nikt inny. Przeżył trzech swoich kolegów "po fachu". Do czasu, jak drugi tron objął w posiadanie jego kuzyn - Gur-kru...
Niewielu ludzi pamiętało o pokrewieństwie z orkami. Naytomiast wielu była za wybiciem tego "pomiotu piekła". Król tymczasem widząc swoją słabość dążył do pokoju z tym, zdawałoby się, dzikim ludem. Niestety i on nie miał życia wiecznego...
Początek wojny z ludźmi
Królowie orkowi nie za bardzo się przyjaźnili. Od pierwszych dni, skupili się na zdobywaniu swoich ziem. Lud mający dość tyranii Umk-tura był całym sercem po stronie Gur-kru. Niestety za Umk-turem stała prawie cała armia oraz znaczna część terytoriów zamieszkanych przez orków. Dodatkowo przekupstwem sprzymierzył się z bardziej wpływowymi z ludzi. W razie buntu był pewien, że będzie miał ich po swojej stronie. Zdawałoby się, iż Gur-kru jest na spalonej pozycji, tymczasem ten za plecami swojego kuzyna zbierał armię złożoną z najlepszych przyjaciół. Wśród nich miał być również dowódca wojsk Królewskich. Każdy dzień pogłębiał zwadę między królami. Wojna domowa jeszcze nigdy nie była tak prawdopodobna. Pogłębiło to jeszcze wydarzenie na północy (kierunek można zmienić, kiedy ustali się geografię kraju), w małym obozie zamieszknym przez orki i ludzi...
Było lato jakiego jeszcze nigdy w Coel nie było. Temperatury były ogromne, a codziennie prawie padał deszcz. Atmosfera na granicy była napięta. Wiadomość o śmierci starego króla szybko obiegła miasta ludzi i dostała się do orków. Większość z nich zrozumiała, że to może być koniec spokoju. W obozie Man-kar orki przygotowywały się do bitwy. To samo działo się w Ikorii największym mieście ludzi na tym terenie. Obydwa ludy zrzucały na siebie wzajemnie winę. Orki górowały siłą, ale ludzie mieli potężną broń o jakiej orkom się nie śniło... Przychylność bogów, a więc i magię... Niestety nie wszyscy bogowie byli całym sercem po stronie ludzi...
Bogowie przygotowywali się do pomocy ludziom. Prawie wszyscy... Ulagar stał z boku i przypatrywał się poczynaniom innych. Każdy wiedział, że jego marzeniem było stworzenie rasy najpotężniejszej, która będzie mogła zdobyć swoją siłą cały świat. Najprawdopodobniej dlatego, że Atara chciała, obdarzyć cały świat pokojem. Ulgar przybrał postać smoka i poleciał nad miejsce przyszłego spotkania dwóch armii... Ze swojego miejsca mógł spokojnie oglądnąć pole bitwy. Leżało one dokładnie pomiędzy Ikorią, a Man-kar, był to wąwoz ogramiczony dwoma wyżynami, na których miały w przyszłości stać obozy ywali. Wąwóz otaczał gesty las, pełen różnych istot o których sam Ulgar nie wiedział. "Orkowie nie mają szans" - pomyslał bóg, już przemieniony w ludzką postać- "A trochę wzmocnieni byliby w sam raz, rasą do objęcia kontroli nad tym nędznym światem". Ulgaron wyjął swój miech i wymierzył go w stronę miasta ludzi."Myślicie, że jesteście najpotężniejsi!!"-zakrzyknął, a niebo zaszło chmurami, z oddali słychać było głuchy pomruk-"JA! Pan Ciemności! Smoczy Rywal! Przyrzekam! Nigdy nie zdobędziecie potęgi! Wasza pycha zostanie poskromiona! Stworzę i poprowadzę do boju rasę, która zniszczy was, a świat będzie pograżony w chaosie!". Od tej pory Atara poprzysięgła, śmierć swojemu bratu, a wszscy inni bogowie, prócz Shiyen i Tyrissiusa, postanowili pomóc jej w tym...
Nadszedł nowy dzień, żadna ze stron nie wiedziała o tym co wydarzyło się wczoraj w wąwozie. Tymczasem do Man-kar nadeszły dwa nowe rozkazy, obydwa od królów. Pierwszy z nich był od Umk-tura, nakazywał on natychmiastowego zaprzestania walk i oddania się w rece ludzi. Po obozie przebiegł groźny pomruk, niektózry orkowie grozili buntem, wszyscy wiedzieli, że jeżeli dostaną się w rece ludzi nie wyjdą z ich miasta żywi. Drugi rozkaz, wywołał radosne wiwaty w całym obozie. Król Gur-kru obiecywał, że kiedy tylko poradzi sobie z Umk-turem wyśle pomoc miastu Prosił o niepoddawanie się, z drugiej strony listu napisana była pośpieszna informacja:"Chyba mi się udało! Umk-tur wyruszył na południe, rozpoczął się tam bunt, który niedługo wyzwoli cały Khoel! (pisownia w języku orków jest inna niż ludzkim) Wysłałem już wam pomoc, przybedę dzień po tym kiedy otrzymaliście list! Wygrajcie to dla mnie i dla kogoś jeszcze! Czeka was nagroda, z rąk kogoś kogo pomoc pozwoli nam zwyciężyć! Gut-kru"...
Na drugi dzień przybyła obiecana pomoc, a orkowie zaskoczyli nieświadomych ludzi, kiedy rozkładali obóz na wzgórzu. Ulagar im pomagał, jednak żaden z goblinoidów tego nie zauważył. Tak oto ludzie poprzysięgli wieczną wojnę z orkami...
Narada Bogów
Wiadomość o zwycięstwie błyskawicznie obiegła tereny zajęte przez oba ludy. We wszystkich miastach ludzkich przygotowywano się do zaatakowania i zdobycia Man-kar, ten obóz stał się początkiem nienawiści i złość rasy ludzkiej skupiła się na nim. Tymczasem na zniszczonym mieście Ikoria odbywała się narada bogów... Zebraniu dowodziła Atara. "Ulgaron, musi za to zapłacić! Wiem, że jest to mój brat, ale musimy się zebrać i go pokonać! Popieram zamiary stworzenia ładu w Coel, tymczasem Ulgaron chce stworzyć rasę, która zawładnie tą ziemią i będzie nią rządzić w nieładzie". "A mi to się podoba..." Zaczęła Shiyen. "Może być ciekawie! przydałaby się jakaś rozróba". "Jeżeli chcesz możesz do niego iść! Proszę bardzo! Ja ci nie bronię! Będziesz sama mam nadzieję, że już nie wrócisz!" " Nie będę sama! Tyrissius mi pomoże! Razem zawładniemy tą krainą!" "Nie możesz! Tyrissius został wyklęty z naszego grona! Jeżeli do niego dołączysz, zostaniesz przeklęta. Popełnisz jeszcze wiekszą zbrodnię niż Ulgaron" zakrzyknął Hiles. W tym samym momencie zadął wiatr i z obłoków zsunął się pół-elf pół-ptak. "Ach posłaniec od Estrial!" -wiadomośc wziął Ashkael-"Co! To niemożliwe! Ulgaran połączył swoje siły z Tyrrissiusem! Lecą tutaj! Bedą za pół godziny! Ulgaran prowadzi ze sobą 2000 orków, a Tyrrisius jakieś stwory o jakich nikt nie słyszał! Musimy uciekać, podobno nigdy jeszcze nie są tak potężni." W tym samym momencie z lasu wyskoczyło kilkaset orków, gotowych do walki, a od strony Man-kar stanęły nowe sługi Tyrrisiusa - Behemoty, które opętał... Bogowie odwrócili się w stronę terytoriów ludzkich, ale tam czekał już na nich sam Tyrriusus na Rhynox'ie, potężnej bestii, którą stworzył na potrzeby tej wojny. Bogom pozostała tylko jedna droga ucieczki wszyscy spojrzeli w górę. Niestety tam latał już Ulgaron w postaci smoka. Tyrriusius zbliżył się na swoim stworze i odezwał się, a jego głos brzmiał jakby śmierć i zniszczenie odzywały się we własnej osobie. "Witajcie przyjaciele... Jak wam się podobają moi nowi podwładni...?" Ręką wskazał na behemoty, orkowie osiedli na ziemi, ale wciąż mając w pogotowiu topory. Rhynox wydał z siebie potężny ryk, a wokoło zapachniało siarką. "Ach widzę, że jestecie zafascynowani moim pupilkiem? Taaak... Milutki? Teraz nadeszła godzina zemsty! Ja Tyrriusius Zaćmienie Księżyca! Dzisiaj pokonałem was! Poddajcie się i oddajcie nam prawowitym władcom Coel!". "Nigdy!" głos zabrał Hilos "Coel mieliśmy rządzić wpólnie! TY siejesz zamęt więc od nas odszedłeś to samo się stało dzisiaj z Ulgaronem!" "Głupcy czy myślicie, że macie szansę z moim Rhynox'em?" "Hilosie, Ashkaelu" rozpoczął Tisarill " Jako jedni mozecie uciec. Musicei dotrzeć do Estrial i Lionhertha, Remeher też musi wam pomoc." "Żegnajcie, przyjaciele uratuję was" powiedział Ashkael, ziemia pod nim rozpadła się, a on w niej zniknął. Orkowie zerwali się z ziemi, a Tyrrisusius zbliżył się do nich. "Spróbuję dogadać się z Remeherem" pożegnał się, krótko Hilos i rozpłynął się w powietrzu. Ulgaron zionął ogniem w powietrze, ale nie trafił. "Ach! Myślicie, że oni coś wam pomogą głupcy!" zakrzyknął Tyriussius "Od dziś do końca świata jestescie moimi poddanymi. Nigdy nie zwyciężycie". Bogowie zostali związani niewidzialnymi więzami, a Ulgaron spoczął na ziemi... Ta narada, mająca na celu zadziałaniu przeciw planom ulgarona, rozpoczęła kolejną wojnę Tyrriusiusa. Jeszcze nigdy nie był tak blisko zwyciestwa jak teraz...
Jedyny władca
Jednak nie wszystkie plany Ulgarona, przebiegały tak pomyślnie. Na drodze do zawładnięcia nad ludem orków stał mu jeszcze tylko Umk-tur. Po złapaniu większości bogów. Zabrał się do swoich prawdziwych celów. Tyrriusius zajał się walką z pozostałymi na wolnosci bogami. Ulgaron miał do niego dołączyć, gdy tylko opanuje w całości ziemie orków, wraz z ich właścicielami. Gur-kru sprawnie kierował buntem, który rozrzerzył się nawet do neutralnej hordy orków. Niestety Umk-tur wcześniej przewidział ruch kuzyna i zaszył się w górach wraz ze swoją armią. Starał się dotrzeć do ludzi, ale Ulgaron ze swoimi orkami rozłożył się obozem naokoło gór. Nie mógł skupić się w całości nad pokonaniem go, gdyż ludzie zbierali armię do ataku na Man-kar. i mimo spustoszeń, jakie czynił Tyrriusius w poszukiwaniu zbiegów, cały czas dysponowali pokaźną armią. Ulgaron natomiast będąc wyklętym z grona bogów, z każdą chwilą tracił swoją moc. Był tylko jeden sposób, aby odzyskał swoją moc i mógł pokonać Umk-tura. Musiał on wyzwać na pojedynek władcę ludzi, gdyż posiadał on potęzny amulet. Musiał on dokonać tego bez uzycia magii. nie mając nic do stracenia Ulagar wyruszył w stronę Scron, ówczesnej stolicy ludzi, zostawiając armię pod wodzą Gur-kru...
Zbliżała się jesień, a wraz z nią burze i deszcze. Co spowodowało, iż okolice w pobliżu gór stały się niebezpieczne dla osób ubrane w ciężkie zbroje, nie mówiąc już o wozach z żywnością, które musiały dochodzić do obozowisk orków. Dotychczasowe doliny stały się niebezpiecznymi i zdradliwymi bagnami. Rzeki gwałtownie wezbrały, tworząc prawie, że żywą granicę pomiędzy ludźmi, a orkami. Dla obu armii było to korzystne. Stolica orkowa szybko zaprzestała dożywiania swojej armii. Tymczasem ta cierpiała z powodu braku dostaw żywności. Armia Umk-tura, była postawiona w owiele lepszej sytuacji, gdyż w górach deszcze nie spowodowały takich szkód jak w dole. Mieli żywności pod dostatkiem, wojska Gur-kru, musiały przypuścić atak na jeden z przyczułków rywala inaczej zgnęliby... Dostawynie przychodziły już kilka dni, władzę nad obozem sprawowało dwóch władców - Gur-kru i Dowódca Wojsk. Drugi z nich już od sierpnia przygotowywał się do natarcia. Miał nawet upatrzony cel, była nim strażnica koło wejścia do wąwozu Krimara. Gur-kru tymczasem cały czas umacniał swoj obóz. Nie podzielał on opinii Dowodcy Wojsk, aby jak najszybciej zaatakować Umk-tura. Wydawało mu się, iż rozsądniej będzie poczekać, aż rywal pomyśli, że wojska Królewskie są zmęczone i sam przypuście atak na obóz. Tymczasem dzień kleski tego narodu zblizał się nieuchronnie...
W głównym obozie byłego władcy panował dobry oboz. Patrząc na ostatnie wydarzenia zdobyli znaczną przewagę nad Gur-kru i jeso wojskami. W namiocie Umk-tura trwała narada... Głos zabierał sam dowódca. "Ulgaron opuścił obóz Gur-kru, rozpoczęła się jesień i stolica nie może dostarczać pokarmu do obozu. Gur-kru okopuje się w obozie. tymczasem jego Dowódca zbiera siły, aby zaatakować strażnicę Krimara. To głupiec wpędzimy go w kozią płapkę. Gdy pozbędziemy się jego będziemy mogli okrążyć góry i pokonać tego głupca od tyłu. Ta wojna jest już wygrana." - zakończył. Glos zabrał jeden z dowódców. "Sam powiedziałeś, że Dowodca nie jest przygotowany na obronę, możemy go zaatakować. To nam się bardziej opłaci. A Gru-kru dowiedziawszy się o klęsce, sam ucieknie." "Rozważałem ten pomysł, ale stwierdziłem, że lepiej będzie poczekać na tak. a oto plan: Wpuścimy ich do wąwozu. Następnie od strony strażnicy staną nasi najpotężniejsi wojownicy. Jest tam wąskie przejście więc trudno im się będzie przebić. Na górze staną łucznicy. Nie bedą mieli wyboru, bedą musieli wyruszyć w głąb gór. A tam będą czekać na nich nasze doborowe oddziały. Zepchniemy ich w stronę Ciemnych Gór. Jeszcze nikt nie powrócił z nich żywy. Musimy być gotowi w każdej chwili, dlatego już teraz musicie się przygotować." "A może byich podpędzić? Ich wojska co jakiś czas wyruszają po zywność. Zaatakujmy taki oddział. Gdy Dowódca dowie się o tym będzie chciał nas zaatakować." " Tak to dobry pomysł. Ty się tym zajmiesz..."
To dopiero nieznaczna częśc (pozostała niedokończona) Mam jeszcze drugie, ale to pasuje na osobny temat (też niedokończony).
Jeżeli chodzi o "zajawki" to nachodzą mnie one, szczególnie gdy nie mam co robic, a mam jakiś fajny pomysł.
Kiedyś istaniało fajne forum (i strona) "literatów", stworzyliśmy świat (to opo to właśnie w tym świcie).... Ech... to były czasy.