PLANETA (2)














Jacek Inglot
       Planeta syren




    Odeusowi jak zwykle śniły się kobiety. A dokładniej rozległa
połać piachu, pełna krągłych, opalonych, zroszonych potem ciał,
leżcych obok siebie i przewracających się leniwie jak polegujące
na plaży foki. Piersi, pośladki i uda falowały w tysięczym, har-
minijnym rytmie - Odeusowi wydawało się, że stoi nad brzegiem
morza wypełnionionego pieniącą się, erotyczną cielesnością. Pod
stopami czuł wibrującą trampolinę, wystarczyło tylko odbić się
sprężyście i runąć głową w dół, wprost ku kłębiącym się w dole
ciałom i szybować ku spełnieniu, słysząc jedynie przenikliwy,
rozdzierają uszy gwizd...
    Kapitan Odeus zerwał się gwałtownie, wybity nieznośnym hała-
sem z jednego z najprzyjemniejszych snów. Przenikliwy gwizd oka-
zał się buczkiem pokładowego interkomu, sygnalizującym alarm III
stopnia. Natychmiast połączył się ze sterownią.
    - Zgłasza się porucznik Kunert...
    - Co się dzieje, poruczniku?
    - Przed chwilą wyszliśmy z podprzestrzeni. Nawalił grawimet-
ryczny stabilizator, komputer wykrył awarię z dużym opóźnieniem,
dlatego statek dość znacznie zboczył z kursu. Nie wiadomo, gdzie
jesteśmy.
    Widoczna na ekranie twarzyczka Kunerta sprawiała wrażenie
rzeczywiście zatroskanej. Odeus wetchnął ciężko i spuścił nogi
na podłogę.
    - Zaraz przychodzę.
    Na miejscu zastał już Nesthoora. Stary nawigator kłócił się
z komputerem o aktualne współrzędne - wyraźnie im nie szło. Ku-
nert oglądał na głównym ekranie ciemną stronę jakiejś planety.
    - Tu jest życie - stwierdził, wskazując na grupę rozproszo-
nych świateł. - Wygląda to na niezbyt liczną kolonię.
    - Bzdury - wtrącił się Nesthoor, który wreszcie pogodził się
z komputerem. - Tutaj nic nie ma, jesteśmy w gromadzie Perseu-
sza, będą zasiedlać ten rejon za jakieś dwieście lat. No, Ku-
nert, możecie być z siebie dumni: to na pewno ONI!
    Porucznik spojrzał na nawigatora obojętnie, niezdarnie uda-
jąc, że nie wie, o co chodzi.
    - Jacy ONI?
    - Ot, bestia, Greka mi tu udaje, no przecież ci twoi Bracia
w Rozumie - Nesthoor zarechotał pod nosem, ciągle pamiętając,
jak kiedyś od pijanego w sztok Kunerta wydobył pewną tajemnicę -
porucznik wierzył w Obcych. Według nawigatora, starego kos-
micznego wyjadacza, było to równie naiwne co wiara w świętego
Mikołaja.
    - Raczej Siostry - zauważył Odeus, siedzący przy pulpicie
łączności. - Sami popatrzcie.
    Ekran ukazywał wycinek plaży, zatłoczony setkami nagich ko-
biecych ciał. Leżały jedna obok drugiej, przeciągając się leni-
wie jak kotki, blodnynki i brunetki, smukłe i puszyste. Kamera
wykadrowała jedną z nich, blondynkę o złocistej skórze, wachlu-
jącą się kwiatem o dziwaczyn, storczykopodobnym kształcie. Uś-
miechała się przy tym tak zmysłowo, że oglądającym to mężczyznom
drgnęło coś głęboko w trzewiach.
    - Witamy na Wenus - powiedziała. - Najmodniejszym i najbar-
dziej ekskluzywnym kurorcie wszechściata, prawdziwym raju męż-
czyzn. Spełnimy wszystkie twoje pragnienia, najbardziej wyrafi-
nowane zachcianki... Naprawdę wszystkie.
    Potem następował kilkudziesięcio sekundowy montaż najdzi-
kszych pornosów, jakie zdarzyło im się widzieć. Rzeczywiście, na
Wenus spełniano dokładnie w s z y s t k i e zachcianki.
    - Czekamy - dodała zachęcająco blondynka. Przez jej twarz
przepłynęły dane częstotliwości sygnału naprowadzającego i tran-
smisja się skończyła.
    Kunert i Nesthoor gapili się bezmyślnie w pusty monitor.
Odeus gryzł w zamyśleniu wargę. Pierwszy oprzytomniał nawigator.
    - Do licha! - wrzasnął. - Toż to musi być Wenus II!
    Odeus i Kunert popatrzyli na niego zdezorientowani.
    - Nie ma takiej planety - powiedział kapitan.
    - I tu się pan myli - Nestthoor rozsiadł się wygodnie, zado-
wolony, że będzie mógł opowiedzieć jedną z tych historyjek, z
których słynął między Alderaanem a Syriuszem. - Pamiętam, że
siedziałem wtedy w kosmoporcie na Woth, czekając na zakończenie
załadunku. Nic się specjalnego nie działo, z nudów oglądałem ja-
kąś satelitaną transmisję, kiedy nagle powietrze rozpruł zgrzyt-
liwy grzmot, bardzo charakterystyczny dla statku lądującego bez
pomocy gravipassu. Pognałem wraz ze wszystkimi do ekranów wido-
kowych. Nad płytą lądowiska stał w słupie ognia patrolowiec Flo-
ty, wychylony od pionu tak, że byłby się niechybnie roztrzaskał,
gdyby nie operator pola bezpieczeństwa, który w ostatniej chwili
zdołał ustabilizować statek.
    Gdy rakieta na dobre wylądowała, z otwartego luku wypadł
nagi mężczyzna, coś bełkocząc i wymachując rękami. Dopadła go
Zigi, diabelnie łada lekarka, w krórej kochał się cały kosmod-
rom. Facet na widok dziewczyny wrzasnął jak obdzierany ze skóry
i rzucił się z powrotem do rakiety. Nie chciał stamtąd wyjść,
dopóki nie obezwładnili do pielęgniarze. Statek wewnątrz przed-
stawiał koszmarny widok, był kompletnie zdemolowany, pilot tuż
po wylądowaniu zniszczył główny komputer i wszystkie bazy da-
nych...
    - Czekaj - przerwał Odeus. - Coś mi się chyba przypomina.
Czy nie chodzi tu o sprawę komandora Jasona z Patrolu?
    - Dokładnie - potwierdził nawigator. - Po dwóch pozostałych
członkach załogi zaginął wszelki ślad...
    - Zaraz, to właśnie temu facetowi uroiło się, że wylądował
na planecie Amazonek?
    - Daj mi skończyć - Nesthoor zgromił kapitana wzrokiem, bo-
jąc się, że straci przez niego puentę. - Jason niczego dorzecz-
nego nie był w stanie powiedzieć, wszystkie klepki miał dokład-
nie przemieszane. Cały czas wrzeszczał o obrzydliwych babszty-
lach, które chciały go na śmierć zamęczyć, na widok kobiet sza-
lał ze strachu. Wiecie, jak wyglądają chłopcy z Patrolu: zwarte
bryły stalowych mięśni, nerwy jak postronki. Komandor Jason był
niczym więcej jak kupą roztrzęsionej galarety. Wreszcie jeden z
psychologów wpadł na pomysł, aby wprowadzić go wstan hipnozy.
Komandor opowiedział wtedy ciekawą historię: w trakcie skoku
nadprzestrzennego nawalił stablizator i patrolowiec wypadł w
normalną przestrzeń gdzieś na obrzeżu gromady Perseusza...
    - O, to zupełnie jak my - zauważył Kunert.
    - Patrzcie, jaki spostrzegawczy - zakpił nawigator. - Potem
złapali emisję wideo...
    - Przestawiającą stado laleczek chętnych do wszystkiego -
uzupełnił Odeus.
    - Mniej więcej. Oczywiście natychmiat ustalili źródło nada-
wania i wylądowali na planecie... Jej mieszkanki nazywał ją
"Wenus II". Chłopakom wydawało się początkowo, że trafili do ra-
ju. Okolica piękna, panienki chętne i bez przesądów... Widzę po
waszych rozmarzonych minach, że też chcielibyście spróbować.
Serdecznie odradzam.
    - Pies ogrodnika - mruknął pod nosem Odeus. - Sam nie chce,
innemu nie da.
    Nesthoor nie dał po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał i
spokojnie perorował dalej.
    - Po paru godzinach, kiedy chłopaki opadli trochę z sił i
nieco stracili zainteresowanie dla uroczych gospodyń, te zarea-
gowały na to żądaniem dalszych, jakby to powiedzieć, "usług".
Jason z kolegami odmówili, no bo przecież, panowie, ileż można.
Kobiety początkowo udawały, że się z tym pogodziły, a potem
znienacka ich obezwładniły, skrępowały i napompowawszy afrodyz-
jakami kontuowały zabawę. Panowie, nie przeczę, że przyjemnie
jest mieć jedną kobietę, trzy, pięć nawet, ale co powiedzieć o
trzydziestu, czterdziestu i więcej? Przyjemność stosowana w nad-
miarze bywa wyrafinowaną torturą. Chłopcy zostali zredukowani do
roli worków mięśniowych tryskających w regularnych odstępach
czasu spermą. Jak się łatwo domyślić, panienkom nie chodziło by-
najmniej o mężczyzn, a raczej o d a w c ó w...
    Dwaj towarzysze Jasona wytrzymali trzy dni, on sam żył jesz-
cze, ale wiedział, że zostało mu tylko kilka godzin. Wykorzystał
chwilę nieuwagi strażniczek w czasie jednej z nielicznych
przerw, zwiał i jakimś cudem przebił się do statku. Ostatkiem
przytomności zdołał wystartować i wejść w podprzestrzeń. Resztę
znacie.
    Milczeli, trawiąc powoli opowieść nawigatora.
    - Ale skąd kobiety na Wenus II? I dlaczego takie groźne? -
zapytał w końcu Kunert.
    - Tego się Jason nie dowiedział. Sprawa jest niejasna, sami
wiecie, ile w początkowym okresie kolonizacji ginęło statków,
prawdopodobnie któryś, z ładunkiem kobiet, przypętał się aż tu-
taj. Swego czasu były głośne ruchy femistek-tygrysek, szukają-
cych jakiegoś gwiezdnego bezmęskiego Edenu...
    Dwa dni później nawigator zastał w sterówce porucznika Ku-
nerta hipnotycznie wpatrzonego w ekran. Chwilę oglądali razem.
    - Długo one już tak? - zapytał Nesthoor.
    Kunert nieprzytonie spojrzał na zegar.
    - Dwie godziny.
    - No cóż, poruczniku... miłość lesbijska to naprawdę piękna
sprawa.
    - Ehem, doprawdy... - Kunert zdawał się przebywać z zupełnie
innej rzeczywistości. Nawigator pokiwał ze zrozumieniem głową.
    - Czy wiesz, poruczniku, dlaczego w kosmos nie latają kobie-
ty?
    - Nie wiem..., to znaczy wiem, chodzi o słabszą odporność ma
stresy długiej podróży.
    - Bynajmniej, to czynnik drugorzędny, naszym szefom chodziło
o coś innego?
    - O co? - spojrzenie Kunerta było czyste i niewinne, niczym
zarażonego entuzjazmem pionierów eksploracji kadeta pierwszego
roku.
    - Właśnie o to - Nesthoor wskazał na ekran. - Zamiast myśleć
o interesach firmy jedna część załog kombinowałaby, jak tu by
się przespać z drugą. A za to nasi szefowie nie chcą płacić.
    Do sterówki wpadł jak bomba Odeus - nie wyglądał dobrze,
spocony jak mysz, o rozbieganych oczach.
    - Pieprzyć kobietony! - ryknął. - Bardziej durnym zajęciem
od seksu z komputerem jest lizanie lodów przez opakowanie. Precz
z machanomasturbacją, chcę kobietyyyy... - zawył przeciągle. -
Prawdziwej, a nie wirtualnej!
    Po czym, trochę uspokojony, dodał:
    - Trzeba wylądować i dać babom do wiwatu.
    - Raczej to one nam - mruknął nawigator i dodał głośniej. -
Chyba upadłeś na głowę! Już nie pamiętasz, co zrobiły z Jasonem?
    Odeus uśmiechnął się chytrze.
    - A jakże, pamiętam. Gdzie są zdjęcia strefy umiarkowanej
półkuli południowej?
    Z podanego pliku wyciągnął jedno i pokazał Nesthoorowi.
    - Popatrz, te trzy światełka tutaj. To musi być mała osada,
parę domków, ale sądzę, że można już tam znaleźć coś odpowied-
niego. Wyląduję w nocy, potraktuję wszystko co się rusza pa-
ralizatorem, w ciągu dwóch, trzech godzin załatwię co trzeba i
wrócę.
    - Złapią cię - obwieścił ponuro Nesthoor. - Zrobią to samo
co z Jasonem.
    - Pomyślałem o dodatkowym zabezpieczeniu - zachichotał dia-
belsko kapitan. - Coś, co uniemożliwi przekształceniu mnie w
zmechanizowanego dawcę. Wydaje mi się, że można tak przeprogra-
mować mikroiniektor automedu, aby w momencie, gdy poziom testos-
teronu będzie zbyt wysoki, wtrzyknął mi do krwi enzym blokujący
wydzielanie hormonu. Wszyjecie mi to pod skórę. To taka impoten-
cja na życzenie, zapobiegająca przegrzaniu instalacji.
    - Rzeczywiście sprytne - nawigator pokręcił z uznaniem gło-
wą. - Z tym, że panienki mogą się wówczas nieco zdenerwować i na
przykład poobcinać panu to i owo, zwłaszcza jeśli wyda im się
bezużeczne.
    Odeus wzruszył ramionali.
    - Do diabła, kto nie ryzykuje, ten nie posuwa, jak powiadał
Casanova. Gdybym się nie zjawił w ciągu doby, odlecicie stąd sa-
mi.
    Kapitan Odeus wrócił znacznie wcześniej niż oczekiwano. Wy-
siadając z lądownika nie miał miny pogromcy Amazonek. Natarczywe
pytania Kunerta zbywał półgębkiem, zaś na Nesthoora patrzył z
nieukrywanym obrzydzeniem. Tuż przez odlotem zabrał się do kaso-
wania wszystkich śladów pobytu na Wenus II, łamiąc przy tym po-
łowę punktów świętego i nietykalnego Regulaminu Służby.
    - Rozumiesz coś z tego? - zapytał Kunert nawigatora.
    - Taak - westchnął smutno Nesthoor. - Czy słyszałeś kiedyś
opowieść o Odyseuszu i syrenach? Był to, jak głoszą mity, jedyny
żeglarz, który słyszał ich cudowny, wabiący śpiew i pozostał
przy życiu. Wiesz, jak mu się to udało?
    - Odyseusz zalepił załodze uszy woskiem, a siebie kazał
przywiązać do słupa.
    - Doskonale! Istnieje jednak jeszcze jedna, bardzo mało zna-
na wersja tej historii. Podobno, kiedy zbliżali się do wyspy sy-
ren, jeden z majtków podszedł do uwiązanego już Odyseusza i ta-
kże zalepił mu uszy woskiem. Tłumaczył się później, że źle zro-
zumiał rozkazy. Na próżno Odyseusz ryczał jak opętany i rwał
więzy - załoga, pamiętając o wydanych przez niego poleceniach,
ani drgnęła. Wyspa oddalała się z każdą chwilą i żaden dźwięk
cudownego syreniego śpiewu nie dotarł do uszu najsprytniejszego
ze śmiertelnych...
    - Nie rozumiem, co ta historia ma wspólnego z Odeusem, poza
przypadkową zbieżnością nazwisk.
    - Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się nawigator. - To proste.
Wyskalowanie mikroiniektora Odeus zlecił mnie i muszę przyznać,
że chyba się nie spisałem. Urządzenie mogło zadziałać już w
przypadku bardzo małego stężenia testosteronu. Wystarczyłoby zu-
pełnie niewielkie podniecienie, przypuszczam, że jeśli na przyk-
ład Odeus jeszcze w lądowniku pojechał dla rozgrzewki na ręcz-
nym, to...
    Kunert patrzył na nawigatora w niemym zadziwieniu, a potem
zarżał dzikim, nieopanowanym śmiechem, od którego cały zsiniał.
Nesthoor klepnął porucznika w plecy, aby go odetkać.
    - Zresztą, sam wiesz, że byłem raczej sceptyczny jeśli cho-
dzi o tę wyprawę.
    - Niezłe z ciebie bydlę - wykrztusił Kunert. - Coś mi się
zdaje, że na Wenus II jesteśmy spaleni.
    - Osobiście uważam, że nie ma czego żałować - dodał Nesthoor
i z upodobaniem popatrzył na kształtne pośladki porucznika Ku-
nerta.
    powrót






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZW nr 298 Kapitan Planeta
Przekładnie planetarne w zastosowaniach przemysłowych
rozdział 19 opowieść Belzebuba o jego drugim zstąpieniu na planetę Ziemia
BBC Planeta Ziemia 01 Od bieguna do bieguna
HERCÓLOBUS czyli Czerwona Planeta
NF 2005 10 misja animal planet
Lesser, Milton Secret of the Black Planet v1
Cwiczenia planeta nowa 2 str 9 11
astrologia indyjska znaczenie planet dni tygodnia eioba
Planeta Super Mix 11
planetary conjunction
Dancing Planet Vol 4 2014) Tracklista

więcej podobnych podstron