Courths Mahler Jasnowlosa


Jadwiga Courths-mahler

Jasnowłosa

Tytuł oryginału: Da sah er eine blonde Frau


Copyright by Gustav H. Liibbe Yerlag GiibKE, Bergisch Gladbach
Copyright for the Polish edition by EDYTOR, ICatowice 1994
Translation by Paweł Łatko

ISBN 83-86107-56-1
Projekt okładki i strony tytułowej
Marek Mosiński
Redakcja
Elżbieta Kuryło
Korekta
Edmund Piasecki
Wydanie pierwsze
Wydawca: Edytor s.c. Katowice 1994
Ark. wyd. 17,0. Ark druk. 16,25
Skład i łamanie
Z.U. Studio P" Katowice
Druk i oprawa
Rzeszowskie Zakłady Graficzne
Rzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuli 19
Zam. 6765/94
Pani Regina odgarnęła z czoła jasne włosy i patrząc przez okno na
ruchliwą ulicę, zamyśliła się. Naprawdę minęło już tyle lat od dnia, gdy
wyszła za Wernera Kronegga? Szczęśliwe i spokojne lata upływają
w niewiarygodnie szybkim tempie.
A wydawało się pani Reginie, że Werner oświadczył się jej dopiero
wczoraj. Był wtedy piękny letni dzień. Wszędzie pełno kwiatów, a w jej
młodym sercu radość aż kipiała. Kochała Wernera, on ją także
wiedziała o tym na pewno, choć nie powiedział tego wyraźnie,
czekając na nadarzającą się okazję. Nie musieli o tym mówić, wystar-
czyło popatrzeć sobie w oczy, a ich spojrzenie wyrażało wszystko.
Na urodziny Werner przysłał Reginie wielki bukiet czerwonych róż
i wizytówkę, na której napisał tylko kilka słów, ale bardzo znaczących.
Zapowiedział też, że przyjdzie pod wieczór i osobiście złoży najserdecz-
niejsze życzenia.
Stała zauroczona kwiatami i szczęśliwa z zapowiedzianych od-
wiedzin, gdy pokojówka oznajmiła, że przybył z wizytą inżynier
Schrott.
Rodzice wyszli do miasta,' Regina była więc w domu sama i nie
zamierzała przyjmować żadnych gości. Już miała przekazać pokojówce
polecenie, by odprawiła Schrotta, gdy ten stanął u progu z olbrzymim
bukietem w ręku.
Obawiałem się, że nie zechce mnie pani przyjąć, więc za-
ryzykowałem, gdyż muszę złożyć u pani stóp wyrazy mojego najgłęb-
szego szacunku i przekazać z głębi serca płynące życzenia z okazji

urodzin. Mam nadzieję, że zechce pani je przyjąć i wybaczy wtargnięcie
do pokoju bez zaproszenia.
Regira poczuła się nieswojo. Nigdy nie darzyła Schrotta sympatią,
a dziś, gdy bezceremonialnie wdarł się do domu i natarczywie zaczyna
zaloty, poczuła do niego nienawiść. Chciała uciec, ale zagrodził jej drogę
z dzikim błyskiem w oku i od razu było widać, że żadne argumenty do
niego nie trafią.
Panie inżynierze, rodziców nie ma w domu i właśnie zamierzałam
powiedzieć pokojówce, że nie mogę pana przyjąć rzekła chłodnym
tonem, wstawiając róże od Kronegga do wazonu. W porównaniu
z wyszukanym bukietem Schrotta wyglądały raczej skromnie, ale
Regina ceniła je sobie tysiąc razy bardziej, podobnie zresztą traktowała
popmatyczne życzenia głównego inżyniera.
Schrott obrzucił czerwone kwiaty pogardliwym spojrzeniem, domy-
śliwszy się, kto je przysłał. Od dawna obserwował młodego inżyniera
Kronegga i nie miał wątpliwości, że coś go łączyło z Reginą.
Sam dorobił się majątku i szybko awansował, podczas gdy Kronegg
ledwo wiązał koniec z końcem. Dlaczego ona woli tego nieudacznika?
Rodzice Reginy nie byli zbyt zamożni i chętnie oddaliby córkę
Schrottowi, tymczasem ona nawet słyszeć nie chciała o wyjściu za mąż
dla pieniędzy.
Odebrała kwiaty od Schrotta, bąknęła zdawkowe podziękowanie
i przekazała bukiet pokojówce. Chciała zatrzymać dziewczynę w poko-
ju, by ani przez chwilę nie zostać sama z intruzem w cztery oczy. Patrzył
na nią pożądliwie rozpromienionym wzrokiem i Regina czuła się coraz
bardziej nieswojo. Rozglądała się bezradnie i nie zauważyła, kiedy
Schrott wcisnął pokojówce do ręki monetę i dał znak, żeby zostawiła ich
samych.
Dziewczyna, nie domyślając się niczego, z zadowoleniem uśmiech-
nęła się i zawołała:
Och, panno Regino! Muszę biec do kuchni. Zupełnie zapom-
niałam, że nastawiłam mięso i zanim Regina zdążyła ją zatrzymać,
wybiegła.
Zostali sami. Regina instynktownie cofnęła się ku otwartym
drzwiom prowadzącym na werandę. Stamtąd schodami można było
zejść do ogrodu i w razie potrzeby uciec przez furtkę na ulicę.

W przeszklonej werandzie czułaby się bezpieczniej, ale Schrott,
odgadłszy jej zamiar, chwycił ją mocno za ręce i wciągnął z powrotem do
pokoju.
Wyznał przy tym żarliwie swoją miłość. Roztaczał świetlane wizje
na przyszłość, gdy zostanie już jego żoną, obiecywał spełnić każde
życzenie.
Zaskoczona, nie wiedziała najpierw, co odpowiedzieć, potem,
ochłonąwszy nieco, oświadczyła chłodno, że nigdy nie wyjdzie za niego,
chociażby dlatego, że oddała już serce innemu.
Na Schrotta wyznanie to podziałało jak kubek oliwy na rozżarzone
.węgle. Wbił roznamiętnione oczy w śliczną twarz jasnowłosej dziewczy-
ny i błagał, żeby zrezygnowała z tamtego mężczyzny, z którym nigdy nie
będzie szczęśliwa, bo on jest biedny i nie będzie w stanie zapewnić jej
środków na utrzymanie.
Regina słuchała w milczeniu, kręcąc tylko głową, co rozwścieczyło
i tak już zdenerwowanego Schrotta.
Wiem, kto pani zawrócił w głowie, Regino! wrzasnął. Co
ten Kronegg może pani zaoferować? Nie ma złamanego szeląga
w kieszeni, więc czekają panią ciężkie, pełne wyrzeczeń i biedy dni.
Miłość, w którą pani zdaje się wierzyć, nie ma żadnych szans na
przetrwanie, gdy natrafi na kłopoty i trudności. Niech pani nie robi
głupstw i przepędzi tego Kronegga, niech pani wyjdzie za mnie. Kocham
panią ogromnie i będę najnieszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem,
jeżeli mnie pani nie zechce.
Stał tuż obok niej i patrzył półprzytomnym wzrokiem jak u szaleńca.
Cofała się powoli pod ścianę, ale on złapał ją w końcu za ręce i chciał
objąć. Uniosła się gniewem:
Jak pan śmie, bezwstydniku! Proszę natychmiast mnie puścić, bo
uderzę pana w twarz.
Tylko jeden pocałunek, Regino, a zobaczy pani, co to znaczy
prawdziwa miłość. Pani musi być moja, jestem gotów na wszystko.
Szarpnęła się z całej siły, chcąc uwolnić ręce z uścisku.
Proszę mnie puścić, bo zawołam o pomoc krzyknęła, gdy
usiłował ją pocałować.
W tym momencie w drzwiach werandy stanął Werner Kronegg,
który przechodząc ulicą usłyszał głośne słowa Reginy i bez chwili

wahania wszedł do domu przez ogród. Jednym susem pokonał schody
wiodące na werandę i wbiegł do pokoju.
Złapał natręta za kark i wrzasnął:
To tak traktuje się damy, doktorze Schrott?
Regina wyrwała się i instynktownie schowała za plecy Wernera.
Niech pan mnie ratuje przed tym bezwstydnikiem, panie Kro-
negg! Wszedł bez pozwolenia i prosił mnie o rękę, choć wyraźnie mu
powiedziałam, że nie chcę być jego żoną.
Proszę się uspokoić, droga Regino. Dobrze, że zjawiłem się
w samą porę. Pan doktor Schrott przeprosi teraz panią i zniknie nam
z oczu.
Schrott nie grzeszył odwagą. Ciskał tylko pełne nienawiści spojrze-
nia na barczystą postać Kronegga, ukłonił się Reginie, wymamrotał
jakieś zdawkowe przeprosiny i zacisnąwszy zęby odwrócił się na pięcie.
Podszedł do drzwi. Popatrzył najpierw na Wernera, potem na Reginę
i warknął:
Jeszcze mi za to zapłacisz! Ty i twoja jasnowłosa kochanka.
Wielka namiętność nagle przerodziła się w obłędną nienawiść nie
pozbawioną dzikiego pożądania. Pragnął zdobyć Reginę jeszcze bar-
dziej niż przedtem, a ponieważ wiedział teraz, że jest to niemożliwe,
pozostała mu zemsta.
Regina i Werner stali przez chwilę w milczeniu patrząc sobie w oczy
i odczytując z nich wyraźnie, jak bardzo siebie potrzebowali.
Objął ją bez słowa ramieniem, a ona przytuliła się mocno.
Pocałowali się spontanicznie raz, potem drugi. Dopiero wtedy
Werner uśmiechnął się i rzekł lekko stremowany:
Przepraszam cię, Regi, że bez chwili zastanowienia dałem się
ponieść zmysłom, ale zobaczyłem w twoich ślicznych oczach, że kochasz
mnie tak mocno jak ja ciebie. Pomyślałem, że z Bożą pomocą, choć
oboje jesteśmy biedakami, moglibyśmy razem być również szczęśliwi.
Co prawda nie mogę ci zapewnić luksusów, jakie miałabyś u Schrotta,
ale wierz mi, najdroższa będę cię nosić na rękach i zrobię wszystko,
byś była ze mną szczęśliwa. Bardzo cię kocham1 Chcesz być moją żoną,
Regi?
W ten sposób dzięki Schrottowi pobrali się wtedy szybciej, niż oboje
przypuszczali, i nigdy nie żałowali, że tak się stało. Żyli skromnie i nic nie

zapowiadało żadnej poprawy, gdyż mściwy Schrott został wkrótce
potem dyrektorem firmy i bezpośrednim przełożonym Wernera.
Szczęścia w domu Kroneggów jednak nie brakowało, zwłaszcza gdy
pojawiła się w nim córeczka.
Dziś Urszulka była w szkole, Werner w pracy, a Regina zatopiona
we wspomnieniach sprzed kilku lat stała w oknie i oczekiwała na nich
z obiadem.
Westchnęła i zajęła się drobnymi pracami wciąż zerkając to w stronę
drzwi, to okna, mimo że doskonale wiedziała, iż mąż i córka zjawią się
najwcześniej za pół godziny.
Słyszałeś, Wernerze? Doktor Schliiter został głównym inżynie-
rem i to jego projekt mostu zostanie zrealizowany.
Inżynier Werner Kronegg drgnął, a jego opalona twarz wyraźnie
ściemniała pod rumieńcem. Odwrócił się od stołu kreślarskiego i skiero-
wał nieco przerażony wzrok na przyjaciela, doktora Branda.
A więc Schluter? Tym razem on okazał się lepszy.
Tak, Wernerze, choć wszyscy wiedzą, że nie dorasta tobie do pięt,
a twój projekt jest wprost genialny. Ktokolwiek zna się choć trochę na
rzeczy, przyzna mi rację. Najdziwniejsze, że podobnego zdania byli
wszyscy decydujący o wyborze projektów, a jednak twój szczególny
przyjaciel pan doktor Schrott twierdził coś zupełnie innego
i w długim wystąpieniu, skądinąd logicznym i rzeczowym, przekonywał,
że realizacja twojego projektu narazi firmę na zbyt wysokie koszty
w porównaniu z propozycją doktora Schlutera. No i przekonał tych
panów. Dla nich pieniądze są najważniejszym argumentem i jeżeli
można gdzieś zaoszczędzić choćby grosz, zaraz za tym głosują. Ja
tymczasem wcale nie jestem pewien, czy rzeczywiście projekt Schlutera
da się zrealizować tak tanio, jak twierdzi Schrott.
Kronegg uśmiechnął się gorzko.
To oczywiste, Heinz. Gdyby mój projekt trafił do realizacji,
zająłbym się szczegółowo jego finansową stroną, i Schrott doskonale
wie, że znalazłbym wiele możliwości obniżenia kosztów.
Doktor Brand spojrzał ze współczuciem na przyjaciela.
Naprawdę nie wiem, co tu jest grane, Wernerze: pracujesz z nas
7

najlepiej, twoje pomysły rozwiązań technicznych są znakomite, a mimo
ogromnego wysiłku wciąż nie odnosisz sukcesu. Wygląda na to, że
dyrektor Schrott rzuca ci kłody pod nogi.
Tak jest w istocie. Traktuje mnie jak wroga i zrobi wszystko, by
utrudnić mi pracę.
Wszyscy wiemy, że jest do ciebie wrogo usposobiony. To mściwy
facet, ale czego on właściwie chce od ciebie? Nigdy nie mówiłeś, że
doszło między wami do jakiegoś zatargu.
Werner odgarnął włosy z czoła.
To sprawa sprzed dziesięciu lat, i w dodatku o charakterze
prywatnym. Opowiem ci, Heinz, ale proszę o dyskrecję. Otóż Schrott
starał się o rękę Reginy. Odmówiła mu, choć był bardzo bogaty
i awansował na stanowisko głównego inżyniera, a wybrała mnie,
biedaka, który prócz wiedzy miał zaledwie lichą posadę i pensję
wystarczającą z biedą na własne utrzymanie. Znienawidził mnie, a ja
wiem, że w tej firmie nie mogę liczyć na żaden awans, dopóki rządzi tu
Schrott. Dobrze, że nie wyrzucił mnie jeszcze na bruk, bo znaleźć dziś
pracę gdzie indziej, byłoby mi bardzo trudno.
Fatalna historia, Werner! Teraz wszystko rozumiem. Człowieku,
jak ty znosiłeś te upokorzenia przez tyle lat? Znalazłeś się w prawdziwej
matni, a Schrott rzeczywiście ma wielkie wpływy nie tylko w naszym
mieście.
Werner kiwał ze smutkiem głową.
Niestety, to prawda. Gdybym próbował zatrudnić się gdziekol-
wiek w Niemczech w innej firmie, on natychmiast dotarłby tam ze
swoimi złośliwymi opiniami. Nie mogę'ryzykować utraty zarobków
i narażać żony i córki na życie z zasiłku dla bezrobotnych. A poza tym
Schrott nie zgodziłby się na polubowne zwolnienie mnie z firmy. On woli
mieć mnie pod ręką, by w każdej chwili dać upust swojej nienawiści. Sam
Bóg raczy wiedzieć, jak długo jeszcze wytrzymam nerwowo tę sytuację.
Heinz Brand patrzył na przyjaciela w milczeniu, potem rzekł:
Gdybyś nie był żonaty, Wernerze, miałbym dla ciebie piękną
posadę, gdzie mógłbyś w pełni wykorzystać swoje ogromne umiejętno-
ści. Od dziś byłbyś głównym inżynierem i zarabiałbyś bajeczne pienią-
dze, ale daleko stąd, w dziewiczym terenie, a to nie miejsce dla kobiety
i dziecka.

Werner ożywił się.
Zacząłeś, to kończ, Heinz. Co to za posada?
Właściwie zaproponowano ją mnie, ale odmówiłem. Jak wiesz,
zaręczyłem się, a Ellen jest jedynaczką i nie mogę zabierać jej w świat,
daleko od rodziców. Poza tym jestem dość bogaty i nie zależy mi
specjalnie na dużych zarobkach, choć praca w Transwalu bardzo mnie
pociąga. Szkoda, że to tak daleko.
Posada, o której mówisz, byłaby w Południowej Afryce?
No właśnie. Mój wuj, jedyny brat matki, jako młody czło-
wiek wywędrował do Transwalu i zrobił tam karierę. Dziś wraz
z pewnym Anglikiem i jednym Burem kieruje ogromną spółką akcyj-
ną budującą drogi i linie kolejowe. Firma nazywa się Vandervclde,
Kprner and Co. Vandervelde to ten Bur, wuj to Kórner, a pod Co
ukrywa się mister Dudleigh, ich angielski wspólnik. Wuj urządził się
sprytnie, dobierając sobie kompanów z dwu spierających się o Transwal
obozów: zawsze jeden z nich cieszy się sympatią władz w Pretorii
raz Burów, raz Brytyjczyków. Właśnie rozpoczęto budowę z Kapsz-
tadu do wschodniej Afryki autostrady, która w przyszłości ma dotrzeć
aż do Kairu. Jak widzisz, jest to ogromne i bardzo ambitne przedsię-
wzięcie. Na terenie Związku Południowej Afryki droga przebiegać
będzie górami. Prace są już zaawansowane i zaczyna się budowa
mostów, wiaduktów, tuneli. Brakuje na miejscu doświadczonych spe-
cjalistów, którzy pokierowaliby skomplikowanymi robotami. Wuj
zna naszą firmę i wie, że prowadzimy identyczne budowy tu, w Niem-
czech, dlatego też napisał do mnie, że chętnie powierzyłby mi sta-
nowisko głównego inżyniera w swojej firmie, a jeżeli nie mogę go
przyjąć, to prosi, żebym wskazał mu kogoś z\kolegów. Wuj ma, jak
widać, wielkie zaufanie, a ja' z kolei chętnie pojechałbym do Trans-
walu, gdyby nie zmiana okoliczności. Musiałbym zrezygnować
z małżeństwa z Ellen Lund, a o tym nie chcę nawet myśleć. Rozu-
miem wuja, że tak ważne stanowisko chce powierzyć komuś z ro-
dziny albo przynajmniej rodakowi. Jako cudzoziemiec musi się
liczyć z intrygami walczących o wpływy w nowo powstałym państwie
Brytyjczyków i Burów. Musi to być dla niego pilna sprawa, bo przysłał
od razu dwa podpisane przez wspólników egzemplarze kontraktu.
Wystarczy tylko wpisać imię i nazwisko zainteresowanego. Zastana-

8


wiałem się, kogo mógłbym wujowi polecić, ale prócz ciebie nikog^
innego nie widzę.
Werner słuchał w napięciu.
Prócz mnie? Sądzisz, że dałbym sobie radę?
Najzupełniej, Wernerze, i to wbrew staraniom Schrotta podda-
nia w wątpliwość twoich kwalifikacji. Szkopuł w tym, że wuj prosi
o kandydata stanu wolnego, bo dla kobiety życie w warunkach
obozowych byłoby bardzo trudne, chociaż zastrzega od razu, że nie
sprzeciwi się kandydatowi żonatemu. Ja jednak nie zamierzam cię
namawiać, chociażby przez wzgląd na twoją żonę i córeczkę.
Werner patrzył na przyjaciela z poważną miną. Oczy błyszczały mu
z zachwytu.
Mój Boże, Heinz, przecież ty kusisz mnie wizją ziemi obiecanej!
Ależ wyzwanie, a przy tym uwolnienie się od kłopotów finansowych,
z którymi borykam się od lat. Co zrobić z Reginą? Urszulką? Jaki tam
jest klimat, Heinz?
Znośny, zwłaszcza że będziesz przeważnie wysoko w górach. Pod
tym względem nie ma żadnych obaw, Wernerze, ale nie wyobrażam
sobie kobiety i dziecka w prymitywnym obozowisku drogowców.
Kronegg kiwał głową, jakby sam siebie próbował przekonać.
No nie, masz absolutną rację.
Chociaż mógłbyś ulokować^ twoje damy w miasteczku naj-
bliższym miejsca budowy. W końcu Transwal nie jest już dziką,
bezludną krainą, ale nie mówię tego, żeby cię namawiać, broń Boże,
chociaż wiem, że nikogo lepszego na to stanowisko nie znajdę. Z drugiej
strony dla ciebie byłoby to idealne rozwiązanie: przez dziesięć lat
miałbyś pewną pracę, ciekawą i dobrze płatną. Mógłbyś sporo zaoszczę-
dzić i po powrocie do Niemiec nie martwić się już, czy Schrott pozwoli ci
spokojnie pracować. Przemyśl to sobie, stary. Przyniosę ci jutro ten
kontrakt, abyś sam mógł przeczytać i zastanowić się, czy go podpisać,
czy nie. Poczekam na twoją decyzję tydzień, dobra?
Werner zaciskał nerwowo pięści.
Przynieś go, Heinz. Być może pokażę go Schrottowi na dowód,
że są ludzie, którzy doceniają moją pracę.
Dobry pomysł, chociaż wątpię, czy w ten sposób coś u niego
wskórasz. Na twoim miejscu nie pozwoliłbym mu tak sobą pomiatać.
10

Pokaż mu wreszcie zęby, Werner. Jeżeli nie reagujesz na jego szykany, to
tylko go rozzuchwalasz. Idź do niego już teraz i spytaj wprost, dlaczego
wybrał projekt Schlutera, dlaczego ty, najzdolniejszy w całej firmie,
musisz ustępować młodszym pracownikom, którzy nie przepracowali
nawet połowy tych lat co ty.
Ależ by się Schrott zdziwił! Dziękuję ci, Heinz, za pomysł, bo
rzeczywiście sprawa Schlutera była tą przysłowiową ostatnią kroplą,
która przelała puchar. Niech przynajmniej się zająknie, gdy będzie się
tłumaczył, że mnie szykanuje i przedkłada prace Schlutera nad moje.
Porozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem Kronegg zdjął fartuch
i poszedł do biura, gdzie znajdował się gabinet dyrektora.
Schrott, gdy sekretarka zapowiedziała wizytę doktora Kronegga,
stał przy oknie. Uśmiechnął się złośliwie, a jego' ostre rysy nabrały
okrutnego wyrazu. Wyglądał przy tym jak zgorzkniały starzec, chociaż
był tylko o pięć lat starszy od Wernera, który skończył niedawno
czterdzieści lat.
Po chwili wahania kazał wpuścić Kronegga.
' Stanęli naprzeciwko siebie i w milczeniu patrzyli sobie w oczy.
Pierwszy odezwał się Schrott wyjątkowo cierpkim tonem:
' Czego pan sobie życzy, doktorze Kronegg? Proszę mówić
zwięźle, bo nie mam czasu.
Werner podszedł bliżej, nie spuszczając wzroku z twarzy swojego
prześladowcy.
Pozwolę sobie na jedno pytanie, panie dyrektorze: czy to prawda,
że mój projekt nowego mostu przez Wąwóz Bzów został odrzucony,
a przyjęto projekt doktora Schlutera, którego mianował pan głównym
inżynierem?
Schrott obrzucił Wernera pogardliwym spojrzeniem, nie kryjąc przy
t>m radości z udanej zemsty.
Nie wiem, dlaczego przychodzi pan z tym pytaniem do mnie
Projekt wyłoniono drogą konkursu, a wynik nie został jeszcze oficjalnie
ogłoszony. Ja jednak w drodze wyjątku zdradzę go panu: pański projekt
nie znalazł uznania w oczach komisji. Wybrano Schlutera. a ponieważ
dobrze pracuje, powierzyłem mu stanowisko głównego inżyniera.
Mimo że mój projekt jest bez wątpienia znacznie lepszy, a ja
w ciągu dziesięciu lat pracy w firmie projektowałem już rzeczy bardziej
11

skomplikowane, wymagające doświadczenia i odpowiedzialności?
spytał Werner nieco drżącym głosem.
Schrott skinął głową ze złośliwym uśmiechem.
Owszem, mimo tego. I co z tego, że pan projektował, skoro żaden
z tych genialnych pomysłów nie mógł być zrealizowany, bo kosztowałby
firmę bajońskie sumy? Projekt Schliitera da się wykonać za połowę tego,
co zaproponował nam pan.
Werner cofnął się, a zobaczywszy w oczach Schrotta błysk nienawi-
ści, poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość.
To pańskie odosobnione stanowisko zdołał pan wmówić wszyst-
kim członkom komisji, choć dobrze pan wie, że z prawdą nie ma nic
wspólnego. Udowodnię, że mój projekt będzie kosztował tyle samo co
Schliitera, a może nawet mniej.
Firma nie ma pieniędzy na pańskie eksperymenty, panie Kro-
negg, i nie będzie ryzykować niepotrzebnych strat.
Krew uderzyła Wernerowi do głowy i potrzebował dłuższej chwili,
zanim zdołał wykrztusić z siebie słowo.
Pan wie równie dobrze jak ja, że projekt jest pewny i nie wiąże
się z nim żadne ryzyko. Obaj wiemy również, dlaczego robi pan
wszystko, żeby mnie zniechęcić i poniżyć, a Bóg mi świadkiem, że
nie chciałbym być na pana miejscu i rozkoszować się swoją przewagą
nad podwładnym. Przez lata cierpliwie znosiłem pańskie zaczepki,
robiłem, co do mnie należało, ale teraz wiem, że choćbym nawet
zaprojektował arcydzieło, pan nie dopuści do jego realizacji. Nigdy nie
przyzna pan przed członkami zarządu, że jestem dobrym inżynierem
i zasługuję na awans, zawsze znajdzie pan za to okazję, żeby mnie
pognębić i upokorzyć, choć dobrze pan wie, że jestem w firmie
przydatny. Panu chodzi tylko o zemstę, i to bez względu na okoliczności,
za wszelką cenę.
W oczach Schjotta pojawił się błysk triumfu. Miał wielką ochotę
krzyknąć Wernerowi prosto w twarz, że oczywiście ma rację, ale
opamiętał się szybko; nie chciał zaryzykować opinii, że wykorzystuje
stanowisko w firmie do osobistych celów, a na dodatek prześladuje
zdolnego inżyniera, narażając przy tym firmę na straty. Nie wyrzuci go
przecież; woli mieć go pod ręką. by dalej mu dokuczać i szykanować
go. Cóż, urażona męska duma zaślepiła tego człowieka i nie pozwalała
12

zapomnieć, że Kronegg odebrał mu kobietę, którą kiedyś uwielbiał, ba,
którą adoruje do dziś.
Przymrużył oczy i z lubością postanowił pokazać swoją przewagę
i pognębić rywala do reszty. Był pewien, że najbardziej dokuczy mu
atakując jego żonę. Zaczął niezwykle ostrym tonem:
Delikatnie mówiąc, jest pan arogancki, doktorze Kronegg.
Źle mnie pan zrozumiał. Chciałem tylko powiedzieć, że wiem, na
co mnie stać.
Cóż uśmiechnął się Schrott zjadliwie problem w tym, że
o swojej wartości musi pan przekonać także mnie.
Doprawdy, sam nie wiem, co musiałbym jeszcze zrobić, żeby
pana przekonać.
Schrott zrobił dziwną minę.
Panu osobiście to chyba nigdy się nie uda, ale ma pan przecież
piękną żonę, o tak! Ona wciąż jest niezwykle urocza. Niech ją pan
przyśle kiedyś do mnie do domu. Kto wie, czy nie przekona mnie ona do
pańskich umiejętności, o ile, oczywiście, będzie dla mnie bardzo miła.
Pięknym kobietom niczego się nie odmawia, nieprawdaż?
W tym momencie Werner już nie wytrzymał. Nie słuchał nawet słów
Schrotta, ale czuł, że są obraźliwe dla jego żony. Cała złość nagromadzo-
na w ciągu dziesięciu lat nagle w nim wezbrała i uświadomiła mu, że
Schrott posunął się za daleko i w swojej nienawiści zaczyna obrażać
Reginę. Skoczył na niego jednym susem, oburącz chwycił za gardło
i potrząsnął kilka razy w przód i w tył, trzymając go jak worek sieczki.
Ty bezwstydny draniu! Śmierdzący tchórzu! Myślisz, że ujdzie ci
to płazem jak wszystko inne? Twierdzisz, że kochałeś tę kobietę, a teraz
pozwalasz sobie na sprośne aluzje pod jej adresem? O, nie! Powinienem
rozwalić ci łeb, ale nie daruję ci zniewagi, choćbym miał stracić posadę.
Puścił go jedną ręką i bez chwili wahania spoliczkował raz z prawej,
raz z lewej strony, a potem jeszcze raz w odwrotnej kolejności.
Schrott zsiniał, ledwo łapiąc oddech. Patrzył szeroko otwartymi
oczyma w kamienną twarz zdenerwowanego Kronegga ijak wszyscy
podli ludzie bał się wykonać najmniejszy ruch. Zresztą z mocnego
uścisku Wernera i tak by się nie uwolnił.
Ostatni siarczysty policzek zwalił Schrotta na fotel. Werner ode-
tchnął z ulgą i otrzepał ręce, jakby dotykał czegoś nieczystego.
13

Załatwione! Przynajmniej mi ulżyło. Jeszcze jedno słowo pod
adresem mojej żony, a pozbierają pana do worka i najlepszy chirurg nie
doliczy się wszystkich kości, ty nędzna kreaturo!
Schrott zdążył zaczerpnąć powietrza. Zerwał się nagle i podbiegł do
telefonu -chcąc najwyraźniej wezwać pomoc. Ciężka ręka Wernera
chwyciła słuchawkę ułamek sekundy wcześniej.
Nie radzę, panie Schrott. Musiałbym powiedzieć prawdę o panu,
a przy okazji padłoby imię mojej żony. Chcę zaoszczędzić jej rozgłosu
i łączenia jej osoby z takim łajdakiem jak pan. Ode mnie dostał już pan,
co się należało i uważam, że jesteśmy kwita.
Schrott odchrząknął odzyskawszy momentalnie głos.
Ale ja nie uważam! Jest pan zwolniony, panie Kronegg, i to
dyscyplinarnie, za pobicie przełożonego. Postaram się również, żeby
nieprędko znalazł pan pracę w innej firmie warknął wściekle.
Nie miał jednak dość odwagi, żeby podnieść rękę na Wernera, czy
choćby sięgnąć po telefon.
Werner wyprostował się i roześmiał na cały głos.
Czym chciał mnie pan zaskoczyć, panie Schrott? Kreatury takie
jak pan, gdy już taplają się w błocie, to od razu po szyję. Panu i tego
mało, że od dziesięciu lat prześladuje mnie pan na każdym kroku tylko
dlatego, że uczciwa i porządna kobieta przejrzała pana na wylot i nie
zgodziła się poślubić. Prawdę mówiąc, dla mnie to wielka ulga uwolnić
się od takiego łajdaka i nie być jego podwładnym. Kara i tak pana nie
minie, a gdy to nastąpi, proszę przypomnieć sobie o mnie.
Rzucił na Schrotta pełne pogardy spojrzenie i wyszedł z jego'
gabinetu.
Tamten patrzył za nim- przez chwilę, a potem szybko, przez
bezpośredni telefon zawołał do siebie swojego zastępcę.
W potarganym przez Wernera ubraniu, z naderwanym kołnierzy-
kiem i rozplatanym krawatem czekał, aż dyrektor Wend wejdzie.
Mój Boże, co się panu stało? przeraził się tamten na jego
widok.
Schrott wzruszył ramionami.
Jak pan widzi, dyrektorze, znalazłem się w opałach. '
. To widzę, ale jak do tego doszło? Widziałem, jak przed
kwadransem wchodził do pańskiego gabinetu doktor Kronegg.
14

__ I to on tak mnie urządził. Wpadł w furię, że przyjęliśmy projekt
Schlutera i ma do mnie pretensje, że nie mianowałem go głównym
inżynierem. Z wielkim trudem udało mi się wyrzucić go za drzwi.
_ Niesłychane! Aż nie mogę uwierzyć, do czego to ludzie są zdolni.
Co tego człowieka napadło?
_ Jest nieodpowiedzialny i niezdyscyplinowany. Pan co prawda
zawsze stawał po jego stronie, ale teraz ma pan dowód, że nie zasługuje
on na szacunek i miejsce w naszej firmie. Czynna napaść na przełożo-
nego to już przesada, nie uważa pan? Akurat dobry przykład dla
szeregowych pracowników, którzy już zaciskają pięści, gdy się im coś nie
podoba.
Doprawdy nie wiem, co powiedzieć. Nigdy bym nie podejrzewał
doktora Kronegga o podobny wybryk. To taki spokojny i sumienny
człowiek. Co prawda zajmuję się tylko sprawami handlowymi, ale
wszyscy koledzy technicy zawsze chwalili wysoki poziom i fachowość
jego projektów. To chyba prawda, ale nie możemy tolerować w firmie
ludzi uciekających się do argumentu pięści. Złoży pan oczywiście skargę,
panie dyrektorze?
Schrott machnął ręką poprawiając nieco ubranie.
Nie, nie! Nie chciałbym nadawać sprawie rozgłosu. Wyrzuciłem
go i nie mam zamiaru widzieć się z tym człowiekiem jeszcze raz.
Zapowiedziałem mu, że zwolnię go w trybie natychmiastowym.
Jutro kończy się miesiąc, Kronegg dostanie swoją pensję i ani feniga
więcej.
Naprawdę, zasłużył sobie na to swoim wybrykiem. Może mówić
o szczęściu, bo gdyby złożył pan skargę, trafiłby za kratki.
Tego akurat mu nie zrobię; ma przecież żonę i dziecko.
Jest pan niezwykle wyrozumiały, dyrektorze. Ponadto ma pan
rację, by nie nadawać sprawie rozgłosu, gdyż ludzie z pewnością
stanęliby po jego stronie. O dziwo, potrafi on rozmawiać z pracowni-
kami, a prawie wszyscy traktują go jak nieformalnego' przełożonego
i darzą wielkim szacunkiem. Szkoda, że lekkomyślnym wybrykiem
zniszczył swoją pozycję w firmie. Myślę, że zwolnienie go w jakimś
stopniu zrekompensuje panu wyrządzoną krzywdę.
Na razie tak. Niech pan załatwi formalności, dyrektorze Wend.
Proszę wypłacić mu pensję i wręczyć wymówienie. Oczywiście opinia
15

musi być odpowiednia do okoliczności. Ja w każdym razie nie chcę mieć
z tym człowiekiem nic do czynienia.
Dyrektor Wend ukłonił się nisko.
Wezmę to na siebie, panie dyrektorze.
Dziękuję panu. Proszę również dopilnować, żeby sprawa nie
wyszła poza grono zarządu firmy.
To oczywiste. Powiadomię tylko zainteresowanych członków
kierownictwa.
Obaj dyrektorzy rozmawiali jeszcze przez chwilę o różnych spra-
wach zawodowych, po czym Wend wyszedł, a Schrott z zadowolenia
zatarł ręce.
Dorwałem cię, draniu pomyślał o Kroneggu teraz możesz
z twoją piękną żoną iść żebrać pod kościołem, bo już ja się postaram,
żebyś nigdzie nie dostał posady. Wreszcie śliczna Regina zrozumie, jak
wielki błąd popełniła odrzucając moje oświadczyny, by związać się z tym
chłystkiem bez grosza w kieszeni! ,
Cieszył się, ale w głębi duszy czuł niesmak i gorycz, że Kronegg
spoliczkował go i poniżył, a on nie zdobył się chociażby na wzięcie go za
klapy.
Werner powolnym krokiem wracał do swojego biura, zamyślony,
z kamienną, spiętą twarzą. Doskonale zdawał sobie sprawę, co dla niego
i rodziny oznacza natychmiastowe zwolnienie z pracy. Przez dziesięć lat
nie odłożył ani grosza na czarną godzinę, ba, ledwo wiązał koniec
z końcem, a że nie brakowało im pieniędzy na najpotrzebniejs/;
wydatki, to tylko dlatego, że Regina była bardzo oszczędna.
Regina! Serce ścisnęło mu się na samo wspomnienie jej imienia
Boże, jak ona dzielnie znosiła przez te lata wszelkie trudy i niedogod-
ności! Nigdy nie poskarżyła się ani słowem, nawet gdy było już bardzo
źle z pieniędzmi, wręcz przeciwnie w tych trudnych chwilach potrafiła
stworzyć w domu miłą, serdeczną atmosferę.
Biedaczko, teraz dopiero nadejdzie prawdziwa bieda, i dla ciebie,
i dla Urszulki!
Schrott na pewno zrobi wszystko, żeby przynajmniej w Niem-
czech nikt nie zatrudnił człowieka, który z pięściami rzucił się na
16

przełożonego. Wystarczy, że wpisze mu taką u^vagę do akt osobo-
wych.
Werner podszedł prosto do swojego biurka i zaczął zbierać przy-
bory kreślarskie, przebrał się w strój wyjściowy, a ubranie, które nosił
w pracy, spakował do teczki. W tym momencie podszedł do niego
Heinz Brand.
Jak tam? Załatwiłeś coś ze starym?
Tak: natychmiastowe zwolnienie odpowiedział z gorzkim
uśmiechem i opowiedział szczegółowo o przebiegmi zajścia w gabinecie
Schrotta.
Heinz położył rękę na ramieniu przyjaciela
Dobrze zrobiłeś, Wernerze! Schrott to kawał drania i zasłużył
sobie na więcej niż kilka policzków, ale co z tob^?
Werner westchnął ciężko.
Chyba nie pozostało mi nic poza tym, że po proszę cię o wpisanie
mojego nazwiska na kontrakcie, który otrzymałeś od wuja.
Heinz złapał go za rękę.
Mam nadzieję, że powiedziałeś to poważnie! Naprawdę, nikogo
lepszego na to stanowisko bym nie znalazł.
Mówisz tak, bo chcesz mnie pocieszyć.
Powiedziałem przecież przedtem dokładnie to samo.
Prawda. Jestem więcej niż pewien, że Scłirott wystawi mi złą
opinię, a z wilczym biletem w Niemczech nigdzie pracy nie dostanę.
Zanim jednak podejmę ostateczną decyzję, chciałbym porozmawiać
z żoną i w ogóle zebrać trochę myśli, bo ten bezczelny łajdak zupełnie
wytrącił mnie z równowagi.
Doskonale cię rozumiem. Przemyśl sobie moją propozycję
w spokoju, przedstaw ją Reginie, a gdy wspólnie podejmiecie decyzję,
daj mi znać. I jeszcze jedno: jeżeli wskutek dzisiejszego zajścia znalazłeś
się w kłopotach finansowych, służę ci pomocą. Jesteśmy przyjaciółmi,
a gdybym to ja znalazł się w podobnej sytuacji, na pewno bez chwili
wahania poprosiłbym cię o wsparcie. Wiesz dobrze, że po rodzicach
odziedziczyłem okrągłą sumkę i parę tysiączków pożyczki dla ciebie nie
sprawi mi
Pieniędz
We '
łopotu. Obiecaj, że jeżeli bodziesz potrzebował
tym do mnie.
ocno dłoń.
17

Dziękuję ci z góry, przyjacielu. Z bieżącymi wydatkami sobie
poradzę, ale gdybyśmy zdecydowali się na ten wyjazd do Transwalu,
zabraknie mi pieniędzy na podróż.
O to się nie martw. Wystarczy, że wyślę depeszę do wuja, a on
przyśle ci telegraficznie odpowiednią kwotę, z której kupisz bilety na
statek w kabinie pierwszej klasy oraz pokryjesz inne wydatki zwią-
zane z przeprowadzką. Możesz też zażądać zaliczki w dowolnej
wysokości.
Rozmawiali już tylko o Transwalu, a Heinz starał się przeka-
zać Wernerowi wszystko, co wiedział o tej dalekiej krainie. Na koniec
dodał:
Mówiłem ci już, że w razie potrzeby możesz zostawić Reginę
z Urszulką w Pretorii albo innym mieście bliżej budowy, gdzie mógłbyś
je odwiedzać co tydzień, w sobotę i niedzielę, ale o tym musisz
zdecydować dopiero tam, na miejscu. Tak czy inaczej byłoby to lepsze
rozwiązanie niż pozostawienie ich w Niemczech. Być może w obozowis-
ku, w którym będziesz mieszkał; warunki nie będą aż tak złe i Regina
zdecyduje się zostać z tobą, ale o tym teraz nie możemy rozstrzygać, tym
bardziej że obozy często zmieniają miejsce i raz jest lepiej, a raz gorzej.
Musisz o tym pamiętać, a ja nie zamierzam cię przekonywać, że czeka
was tam lekkie życie i raj na ziemi, ale jedno jest pewne lepszej pracy
w Niemczech i tak nie znajdziesz, a przynajmniej raz na zawsze uwolnisz
się od kłopotów finansowych. Kontrakt podpisujesz na dziesięć lat, więc
masz pewne dochody, na dodatek ciągle wzrastające, a ponadto
będziesz zupełnie samodzielnie podejmować decyzje i wreszcie poka-
żesz, na co cię stać w swoim zawodzie. Gdybym się nie zaręczył, bez
chwili zastanowienia przyjąłbym tę posadę u wuja, chociażby dla samej
satysfakcji, bo przecież nie ze względu na pieniądze. Moja narzeczona
też nie należy do biednych, więc po co mamy tułać się po świecie?
Chętnie odstąpię fi to moje miejsce, zwłaszcza że znalazłeś się w sytuacji
nie do pozazdroszczenia. Będziesz wreszcie głównym inżynierem i jes-
tem pewien, że szybko będziesz piął się dalej w górę. Żal mi trochę, że nie
będziemy razem pracować, ale cieszę się, że pomogę ci wyjść z kłopotów.
Wiem, że dasz sobie tam radę. Potrafisz dogadywać się z ludźmi, a to jest!
najważniejsze. Cóż, wszystko byłoby jasne, gdybyś nie był obarczony
rodziną, ale porozmawiaj z Reginą. Nie chcę cię namawiać do wyjazdu

ni też odradzać ci go, po prostu głośno myślę i rozważam wszystkie za
przeciw. Decyzja należy do ciebie. Jeżeli jednak przyjmiesz posadę,
natychmiast do mnie zadzwoń, bo muszę napisać wujowi całą prawdę
o tobie i twoich dokonaniach w( ciągu dziesięciu lat, odkąd cię znam. Nie
wykluczam, że Schrott, gdy dowie się, że wyjeżdżasz, będzie próbował
rzucić ci kłody pod nogi, i dlatego muszę uprzedzić wuja, żeby nie
słuchał plotek i nie czytał czyichś kłamliwych donosów na ciebie. A więc,
zastanów się i dzwoń do mnie. Pamiętaj też, że mogę ci pożyczyć
pieniądze, ile tylko będziesz potrzebować. Tyle na teraz. Idziemy na
obiad, życzę ci smacznego i do zobaczenia!
Uścisnęli sobie ręce, a gdy Werner został sam zbierając swoje rzeczy
z biurka, posłaniec przyniósł mu zalakowaną kopertę od dyrektora
Wenda.
Wewnątrz znajdowała się wypłata za miniony miesiąc i pisemne
zawiadomienie o natychmiastowym zwolnieniu z pracy ze względu na
znieważenie i napaść na przełożonego. Na dołączonym świadectwie
pracy nie było żadnej opinii, a jedynie data przyjęcia i zwolnienia.
Wynikało z niego co prawda, że Werner ma dziesięcioletni staż pracy,
ale również to, że nie zrobił w tym czasie niczego znaczącego, co
?asługiwałoby na odnotowanie.
Werner zacisnął zęby i schował dokumenty do portfela. Zabrał
teczkę z osobistymi rzeczami i opuścił swoje dotychczasowe miejsce
pracy, tym razem na zawsze.

18


II
Pani Regina krzątała się po swoim ciasnym, przytulnym i lśniącym
czystością mieszkaniu. Nie zatrudniała żadnej służby, bo przy skrom-
nych dochodach męża nie stać by jej było nawet na dochodzącą pomoc.
Zdarzało się, że do najcięższych prac wynajmowała kobietę, ale tylko na
dwie godziny. Resztę robiła sama, a ponadto znajdowała zawsze czas
dla Urszulki, na uszycie dla niej i dla siebie sukienki czy bluzki,
a ponieważ bardzo lubiła haftować i robić na drutach, zawsze coś
rozpoczętego leżało pod ręką.
Na co dzień nosiła prostą, ale bardzo twarzową suknię z niebieskiego
lnu, na którą zakładała fartuch. Zrzucała go szybko, gdy wracał mąż
albo ktoś niespodziewanie przyszedł z wizytą. Nie zawsze zdążyła
odwinąć rękawy, które podwijała do łokci, kiedy pracowała w kuchni
lub zajmowała się gospodarstwem. Kto by jej nie znał, pomyślałby, że
jakaś księżniczka dla rozrywki przebrała się za gosposię i zabawia się
wykonując przeróżne prace domowe.
Jej szczupła, ,zgrabna postać poruszała się z wdziękiem wśród
sprzętów, piękna twarz, otoczona puklami blond włosów, uśmiechnięta,
ale jakby pełna dostojeństwa, pochylała się to tu, to tam. Śliczne szare
oczy błyszczały radośnie, przymrużone z zadowolenia pod gęstymi,
ciemnymi brwiami, kontrastującymi z jasnymi włosami o złocistym
odcieniu. Gdyby ktoś znienacka spojrzał teraz w te oczy, musiałby
zaniemówić z wrażenia: tak intensywnie błyszczały!
20

Patrząc na drobne, smukłe dłonie Reginy, zwinnie manipulujące
óżnymi sprzętami, nikt też nie uwierzyłby, że potrafią one dzień w dzień
yykonywać tysiące różnych czynności, a śladu tej ciężkiej pracy wcale
po nich nie było widać.
Z niecierpliwością Regina zerkała na zegar, a gdy wreszcie rozległ się
dźwięk dzwonka u drzwi, od razu rzuciła się do klamki. U progu stała
siedmioletnia dziewczynka z ogromnym tornistrem na plecach. To
właśnie była Urszulka, jedyne dziecko Kroneggów. Rzuciła się matce na
szyję i zawołała:
Dzień dobry mamusiu! Jest tatuś w domu?
Nie, kochanie, jeszcze nie przyszedł.
Och, a ja tak się spieszyłam! Bawiłam się po lekcjach z koleżan-
kami i myślałam, że zrobiło się późno. Mogłam jeszcze zostać, ale jak już
przyszłam, pomogę ci nakryć do stołu.
Dziękuję ci bardzo, kochanie.
Regina pomogła małej zdjąć płaszcz i czapkę. Wzięła grzebień
i szczotkę i rozczesała długie włosy córki, o jeden tylko ton jaśniejsze od
koloru włosów matki. W tym czasie Urszulka opowiadała o tym, co
zdarzyło się w szkole. Nagle dziewczynka obróciła się i objęła Reginę
w pasie patrząc do góry, prosto w jej oczy.
Jestem taka głodna, mamusiu!
Regina uśmiechnęła się i ze współczuciem patrzyła w drobną
twarzyczkę, bardzo podobną do swojej, na której wyróżniały się wiel-
kie szare oczy otoczone ciemnymi brwiami i niemal czarnymi rzę-
sami.
Musisz wytrzymać jeszcze kwadrans, drogie dziecko. Biegnij
szybko umyć ręce, potem pomożesz mi nakryć do stołu, a gdy
skończymy, tatuś powinien już być w domu i razem siądziemy do
obiadu.
A co dzisiaj będzie? zainteresowała się Urszulka z trudem
panując nad wilczym apetytem, właściwym dla dzieci w jej wieku.
Krupnik, kotlety z brukselką i budyń z herbatnikami dla takich
'akomczuchów jak ty.
Ale pycha! Czy aby smaczny ten budyń?
To się okaże.
Już lecę do kuchni!
21

Hola, hola! Najpierw do łazienki umyć ręce. I nie zapomnij
o paznokciach!
Urszula wciąż trzymała matkę w objęciach.
Mamusiu, ja naprawdę szoruję szczotką te palce, ale plamy od
atramentu nie dają się zmyć. Dziś mam tylko malutką plamkę na
paluszku, którym pokazuję.
Zerwała się i pobiegła do łazienki, a Regina weszła do kuchni
sprawdzić, czy wszystko przygotowała jak należy. Lubiła gotować
i robiła to z wielką przyjemnością. Wcześniej niż się spodziewała,
Werner zadzwonił do drzwi.
O, to ty? Czyżbym spóźniła się z obiadem, a może to ty
przyszedłeś wcześniej niż zwykle?
Objął żonę i pocałował jak zwykle.
Jakiś kwadrans wcześniej dziś wyszedłem, Regi.
Zaraz nakryję, żebyś nie musiał czekać o głodzie. Urszulka
zresztą też mnie popędza, gdyż wróciła ze szkoły głodna jak wilk.
Mimochodem zerknęła na twarz Wernera i zauważyła, że był
niezwykle blady, a jego oczy dziwnie jakoś błyszczały.
Wernerze zawołała zaniepokojona wyglądasz, jakbyś rie
czuł się najlepiej!
Spojrzał na żonę ze zbolałą miną, przypomniawszy sobie, jakie
czekają ją kłopoty i trudne decyzje.
Mam zmartwienie, Regi, ale porozmawiamy o tym później.
Wzięła jego rękę i przytuliła do swojego policzka.
Powiedz mi tylko, czy został przyjęty projekt twojego mostu njd
Wąwozem Bzów?
Nie, Regi. Wybrano projekt Schliitera i on będzie kiero\\a!
budową jako główny inżynier.
Zbladła.
Teraz rozumiem, dlaczego jesteś załamany. Jestem pewna, że
Schrott maczał w tym palce. Ten człowiek przynosi nam same nieszczęś-
cia; czy on nigdy nie doceni twoich osiągnięć?
Mówiła drżącym ze zdenerwowania głosem, głaszcząc Wernera p<
dłoni. Próbował zachować spokojny wyraz twarzy. Na poważni
rozmowę z żoną potrzebował więcej czasu, a ponadto Urszula wybiegł,
z łazienki i rzuciła się ojcu w ramiona.

_ Tatuś kochany wrócił!
Podniósł ją wysoko i wycałował w oba policzki.
_ Moja ty kruszyno! powtarzał zdławionym nieco głosem, ale
mała wybuchała spontanicznymi salwami śmiechu, nie zauważywszy
nawet, że rodzice mają nieco zatroskane twarze.
_ Tatusiu, będą kotlety z brukselką i dla grzecznych dzieci budyń!
Jesteś bardzo głodny?
_ Och, jak stary wilk próbował żartować. s
Regina, odprowadzana smutnym spojrzeniem Wernera, zniknęła
w kuchni, a Urszula wzięła ojca za rękę, poprowadziła go do jadalni
i szybko, zręcznie ustawiła naczynia na stole.
Patrz, tatusiu, jak szybko się uwinęłam. Sprawdź, czy czegoś nie
zapomniałam.
Werner prawie nie patrząc na stół, zamyślony, rzekł tylko:
Doskonale, skarbie. Wszystko jest na miejscu. Będziesz kiedyś
dobrą żoną i mamusią.
Zobaczę, czy nie trzeba pomóc mamie w kuchni. Może do-
staniemy obiad nieco wcześniej.
Pocałowała w biegu ojca, nie trafiając w usta, ale w sam czubek nosa.
Werner rozejrzał się po skromnie urządzonym pokoju. Jak długo
jeszcze uda mu się zapewnić spokój żonie i córeczce pod tym dachem?
Westchnął głęboko, podparł ręką głowę i patrzył zamyślony przed
siebie, nie zauważywszy, kiedy Regina wniosła wazę z zupą, a Urszula
przyniosła wielką chochlę. Uśmiechnięta od ucha do ucha wykonała
przed ojcem iście królewski pokłon i wskazując ręką na stół, wyrecyto-
wała:
Panie inżynierze, podano zupę. Prosimy do stołu.
Zmieszany nieco wstał i pozwolił się córce zaprowadzić na wskazane
Przez nią miejsce.
Ze względu na małą oboje starali się prowadzić wesołą rozmowę, ale
tak naprawdę, to z atmosfery była zadowolona tylko Urszula.
Regina z narastającym niepokojem zerkała na głęboko zatroskaną
twarz męża. Znała go przecież bardzo dobrze i wiedziała, że tylko dzięki
ogromnemu wysiłkowi udaje mu się jakoś panować nad sobą. Nie
odezwała się jednak na ten temat ani słowem. Przy dziecku nigdy nie
rozmawiali o kłopotach.

22
23


Po obiedzie Regina wspomagana przez małą szybko sprzątnęła ze
stołu i odprowadziła córkę do jej pokoju, by odrobiła lekcje. Gdy tylko
Urszula zasiadła nad kajetami, Regina wróciła do salonu, gdzie Werner
zdenerwowany czekał już, chodząc w kółko bez celu. Podeszła do niego
i objęła za szyje. ,
Teraz powiedz mi, najdroższy, co naprawdę cię dręczy. Czuję, że
musi to być coś poważnego. i
Przytulił ją i spojrzawszy prosto w oczy, rzekł:
Przed tobą i tak niczego nie potrafiłbym ukryć, choćbym nawet
chciał, Regi. Usiądźmy lepiej, bo mam ci dzisiaj dużo do powiedzenia,
tylko że niestety, raczej niemiłych rzeczy.
Usiedli obok siebie na kanapie. Regina pogłaskała czule męża po
włosach.
Mnie już nic nie zaskoczy, Wernerze. Jeżeli masz kłopoty, to na
pewno będzie ci lżej znosić je ze mną. We dwoje zawsze lżej, nieprawda?
Pocałował ją w policzek.
Wolałbym dzielić się z tobą radosnymi wiadomościami, a tym-
czasem muszę cię zmartwić, ale dzisiejsza nowina jest najgorsza, jaką
mogłem ci przynieść i będziesz potrzebowała całej twojej odwagi, by
przyjąć ją ze spokojem. Zacznę od najgorszego: zostałem zwolniony
dyscyplinarnie.
Regina zbladła, ale nie wpadła w panikę.
Jak to się stało, Wernerze? spytała po cichu.
Pogłaskał ją po ręku.
Dziękuję ci, kochanie, że nie wybuchnęłaś płaczem i nie zasypałaś
mnie wymówkami, jak zrobiłaby to każda inna kobieta na twoim
miejscu. Jesteś naprawdę niezwykle dzielna, mój skarbie.
Westchnęła próbując się uśmiechnąć.
Chyba w to nie wątpiłeś po tylu latach wspólnego życia. Jeżeli
spada na nas nieszczęście, to na oboje, więc jest jakaś pociecha. Powiedz
mi dokładnie wszystko, co się stało, bo widzę, że szukasz słów, by
zaoszczędzić mi szoku.
Ukrył twarz w dłoniach, ale otrząsnął się i jak mógł najkrócej
opowiedział o tym, co mówił mu Brand o decyzji komisji i o przebiegu
rozmowy ze Schrottem. Przemilczał jednak bezczelną propozycję tam-
tego dotyczącą spotkania z Reginą w jego mieszkaniu.
24

__I Od słowa do słowa doszło do tego, że wygarnąłem mu prosto
twarz, musiałem mu wygarnąć, że znam przyczynę, dla której
kwestionuje moje osiągnięcia. Wiem, że kieruje się prymitywną chęcią
fflsty, a on nawet nie próbował zaprzeczać. Wyraźnie drwił sobie ze
ie \yprost pociemniało mi przed oczyma. Powinienem był się
opanować, choćby ze względu na ciebie i Urszulę, ale ja już o niczym
innym nie potrafiłem myśleć jak tylko o tym, że nie mogę mu tego puścić
płazem. Chwyciłem drania za kark jak parszywego psa, potrząsnąłem
! kilka razy trzepnąłem na odlew w twarz. Nie uwierzysz, Regi, ale
sprawiło mi to prawdziwą przyjemność i radość, jakiej nie przeżywałem
nigdy w życiu. Popchnąłem łobuza na fotel i otrzepałem ręce, jakbym
puścił obrzydłego gada.
Wciągnął głęboko powietrze i ciągnął dalej z błyskiem w oczach:
Wyobrażasz sobie, Regi, jak mi ulżyło? Potrafisz zrozumieć, że
wreszcie musiałem odpłacić mu za prześladowanie mnie przez tyle lat?
Przełykałem dotychczas każdą niegodziwość ze względu na ciebie
i Urszulkę, nieraz dosłownie dławiąc się. Zaciskałem zęby i cierpiałem,
gdy Schrott wszelkimi sposobami zamykał mi usta i krępował ruchy,
odbierając mi chęć do pracy i radość z jej rezultatów. Miarka się jednak
przebrała. Patrząc na jego bezczelny uśmiech, poczułem nagle w gardle
całą złość nagromadzoną przez lata i nie mogłem się opanować.
Gdybym w pewnym momencie nie przypomniał sobie o tobie i córeczce,
chyba bym drania udusił, a on, tchórzliwy kundel, wywalił tylko oczy
i nawet nie próbował się bronić. Dopiero gdy stałem już u drzwi,
zaskrzeczał jak zgrzybiała starucha, że zwalnia mnie dyscyplinarnie
i zrobi wszystko, bym nigdzie nie dostał pracy. Nie słuchałem go nawet,
zadowolony, że dostał ode mnie to, na co sobie zasłużył, choć teraz
żałuję, bo mogłem mu jeszcze dołożyć. Z drugiej strony, dla niego
największą karą było pewnie to, że pokazał przede mną, jakim jest
tchórzem i pozwolił się bezkarnie spoliczkować jak smarkacz. Dopiero
PO wyjściu z jego gabinetu uświadomiłem sobie, że szukając satysfakcji
dla siebie, właściwie skrzywdziłem ciebie.
Trzymała go za obie ręce. Teraz uśmiechnęła się.
Jakie to ma znaczenie, Wernerze? Najważniejsze, że wyrównałeś
swoje rachunki, a ja? Potrafię wczuć się w twoją sytuację i wyobrażam
sbie, co się w tobie działo. Cierpiałam na równi z tobą, gdy raz po razie
25

z winy Schrotta spotykały cię niepowodzenia i często miałam już na końcu
języka: Rzuć wreszcie tę pracę i poszukaj innej", ale wiem przecież
doskonale, że w twojej specjalności nie byłoby o nią łatwo, a zaczynać od
nowa? Nie wahałabym się ci tego powiedzieć, gdybyśmy byli sami, ale jest
Urszulka. Skoro jednak masz to za sobą, to zupełnie szczerze powiem ci, że
się cieszę. Wreszcie uwolnisz się od tego niegodziwca.
Pocałował ją w rękę.
Nawet nie wiesz, Regi, jak bardzo jestem ci wdzięczny za te
słowa, ale czy zdajesz sobie sprawę, że po tym incydencie Schrott
postara się o to, żebym nigdzie w Niemczech nie dostał pracy?
Wiem, że go na to stać, Wernerze. Cokolwiek jednak się zdar/y,
nie rób sobie z tego powodu żadnych wyrzutów. Wytrzymałeś tyle, ile
mogłeś, a gdybyś męczył się dalej, musiałbyś stracić szacunek dla
samego siebie.
Werner wspomniał też o tym, że dyrektor Wend, który zawsze sta\v ał
w jego obronie, teraz bez wahania przysłał mu kopertę z należną wypłd l ą
oraz zupełnie bezwartościowe świadectwo pracy.
Pokazując je gdziekolwiek, będę musiał wyjaśniać ewentual-
nemu pracodawcy, dlaczego zostałem zwolniony. Każdy z reguły
zasięga opinii w poprzednim miejscu pracy i nie mam wątpliwości, że
Schrott natychmiast powie, że pobiłem dyrektora. Nikt w Niemczech
nie zatrudni inżyniera uciekającego się przy byle sprzeczce do ręko-
czynów i dlatego, Regi, zdecydowałem się powiedzieć ci o propozycji,
którą złożył mi dzisiaj po awanturze ze Schrottem Heinz Brard.
Mógłbym dostać pracę u jego wuja w Transwalu.
Regina zbladła i skuliła się.
W Transwalu? Aż tak daleko?
Objął ją i przytulił, gdy próbowała się uspokoić.
Widzę, że propozycja przeraziła nawet tak odważną kobietę j d k
moja żona. Sarn, też mam pewne obawy i dlatego nie dałem Heinzcm i
wiążącej odpowiedzi, zanim nie porozmawiam z tobą rzekł i opow ie-
dział o szczegółach kontraktu, o których mówił mu Brand.
Co robić, Regi? Wyjeżdżać, czy zostać? Ty zdecyduj.
Patrzyli sobie prosto w oczy.
Wernerze, czyja wiem? To oznacza, że musiałabym zostać sam ,'
dodała gorączkowo.
26

Dotknął jej zimnych rąk.
_ To również zależy od ciebie, Regi. Nawet nie dopuszczam myśli,
Q moglibyśmy żyć z dala od siebie, ale też nie śmiem namawiać cię, byś
towarzyszyła mi wraz z Urszulą w wyjeździe na antypody. Pracować
'ednak gdzieś muszę, bo przecież nie pozwolę wam umrzeć z głodu
__ dodał wyraźnie przygnębiony.
_ Mówisz, że decyzja należy do mnie? spytała, jakby nie
dowierzając. Chciałbyś zabrać nas z sobą? Wolno ci?
Pogłaskał ją po twarzy. Dotknął rozbieganych oczu.
_ Czy chcę was zabrać? Mój ty Boże, co za pytanie? A czy mogę?
Oczywiście, problem tylko w tym, czy zechcesz żyć w dość prymityw-
nych warunkach.
Zarumieniła się, a jej oczy znów odzyskały blask. Rzuciła mu się
w ramiona.
No, nareszcie wszystko się wyjaśniło i mogę powiedzieć: po
stokroć tak! Zgódź się i przyjmij posadę, z której będziesz zadowolony,
która wreszcie da ci pełną satysfakcję zawodową, ale zabierz nas z sobą
i nie zostawiaj tutaj samych.
Odetchnął wyraźnie odprężony.
Bałaś się tylko tego, że mogę was zostawić, Regi?
Tylko tego. Myślałam, że chcesz pojechać sam.
Przecież mnie znasz i wiesz, że bez ciebie i naszej małej szczebiotki
nie ruszyłbym się na krok, ale nie chciałem cię zmuszać do wyjazdu. Nie
będę cię też okłamywać, że czeka cię tam łatwe życie. Budowa
autostrady posuwa się naprzód do Kraju Przylądkowego w stronę
Afryki Wschodniej. Drogowcy mieszkają w obozowiskach pod namio-
tami i co pewien czas przenoszą się dalej na północ. Robotnicy zajmują
namioty wieloosobowe, inżynierowie przeważnie mieszkają po dwóch.
Dla nas trojga przydzielono by pewnie oddzielny namiot, ale i tak nie
wyobrażam sobie, jak czułabyś się w obozie wśród ludzi czasami
Wulgarnych i nieokrzesanych, z dala od wszelkiej cywilizacji.
Wernerze, tak czy inaczej będę miała do czynienia z ludźmi, a nie
1 krwiożerczymi bestiami. Będziemy jednak razem i wolę znosić
naJgorsze trudy niż rozstać się z tobą.
Czule odgarnął jej włosy z czoła.
- Heinz Brand bardzo przejął się naszymi kłopotami. Przekonując
27

mnie do wyjazdu wspomniał też, że mogłabyś z Urszulką mieszkać
w mieście, z którego byłoby najbliżej do miejsca budowy i obozowiska
Widywalibyśmy się tylko w soboty i niedziele, ale i tak byłoby to lepsze
rozwiązanie, niż gdybyś musiała zostać w Niemczech.
O, nie! Będę tam, gdzie ty. Nie zostawię ciebie samego, nie
zostanę też sama z Urszulą.
Zapominasz, że w obozowisku na pewno nie będzie szkoły.
Uśmiechnęła się już zupełnie odprężona.
A ty zapominasz, że jeszcze przed naszym ślubem zdałam
egzamin nauczycielski? Gdyby nie obowiązywał przymus posyłania
dzieci do szkoły, najchętniej uczyłabym Urszulkę sama w domu. Zresztą
od kilku lat uczę ją angielskiego i francuskiego i możesz sprawdzić, że
radzi sobie z oboma językami prawie tak dobrze jak z niemieckim,
O nauczanie Urszulki możesz być spokojny, a z prowadzeniem domu też
sobie poradzę, nawet gdy będzie to tylko zwykły namiot.
Pocałował ją kilka razy bardzo czule.
Naprawdę jesteś niezwykle odważna, Regi. Dałby Bóg, żebyśmi
nigdy nie żałowali podjętej dziś decyzji, że wyjeżdżamy do Afryki razem]
Zobaczymy na miejscu, czy zamieszkamy pod namiotem, czy też
względów zdrowotnych ty z Urszulką będziecie musiały zostać w naH
bliższym mieście. Jeżeli nie, tym lepiej. Co trzy lata przysługuje mi
trzymiesięczny urlop, więc nie stracimy zupełnie kontaktu z cywilizowa-*
nym światem, bo nie wiem, czy ci mówiłem, ale kontrakt musiałbym,
podpisać od razu na dziesięć lat. To szmat czasu, Regi.
Popatrzyła na męża nieco zdziwiona.
Wernerze, przecież będzie to dziesięć lat wolnych od wszelkich
kłopotów finansowych! Urszulką skończy siedemnaście lat, gdy wróci-
my do Niemiec i za zaoszczędzone pieniądze zapewnimy jej przyszłość
na jakimś poziomie.
Aż dziw Jak ty z sytuacji bez wyjścia potrafisz wyciągnąć zawsze]
optymistyczne wnioski.
Uśmiechnęła się.
Mój optymizm prysłby natychmiast, gdybyś oświadczył, że
zostawiasz mnie tutaj samą. Przy twoim boku potrafię patrzeć na śwuit
przez różowe okulary, mój'drogi.
A co na to Urszula?
28

__- Ona? Powiedziałeś, że klimat tam jest łagodny, więc wszelkie
godności wynikać będą tylko z braku komfortu. Urszula jest
H jeckiem i szybko przystosuje się do każdych warunków, a reszta to już
ola boska. Gdyby się okazało, że warunki w obozie rzeczywiście będą
hardzo trudne, to zamieszkamy w mieście, ale przypuszczam, że
widzimy tę sprawę w zbyt czarnych kolorach. Na miejscu okaże się, że
obawy były przesadzone. Cieszmy się więc i wierzmy, że wszystko
skończy się dla nas pomyślnie, a poza tym, po co martwić się na zapas.
Jak to mówią? Przyjdzie czas, przyjdzie rada. Pomyśl, Wernerze:
wreszcie znajdziesz się w sytuacji, gdy każda decyzja zależeć będzie od
ciebie, gdy będziesz mógł w pełni wykorzystać twoje zdolności i wiedzę
fachową. Powinieneś się już cieszyć.
Przytulił ją mocno wzruszony.
Moja dzielna, najukochańsza żoneczko, jakże ja ci podziękuję za
słowa otuchy i za to, że jak możesz ułatwiasz mi podjęcie trudnej decyzji?
Drżałem ze strachu przed chwilą, że będę musiał przekazać ci nie-
przyjemną wiadomość, a teraz aż mi wstyd, że cię nie doceniłem. Będę
dziękować Bogu za wszystko i prosić go, żeby mi pomógł urządzić naszą
rodzinkę jak najlepiej w tym dalekim kraju.
Na pewno nam pomoże, Wernerze. W końcu Transwal jest
cywilizowanym krajem i nie będzie tam znów tak źle. A czeka nas
w-spaniała podróż, poznamy nowych ludzi, przeżyjemy wspaniałą
przygodę, zobaczysz. Wcale się nie boję wyjazdu, ba, już się nań cieszę.
Możesz się rozchmurzyć i nie martwić się więcej.
Regina pocieszała męża jak mogła, choć, prawdę mówiąc, nie było
Jej lekko na sercu. Nie chciała pogłębiać jego trosk, a z drugiej strony
wiedziała, że wyjazd i przyjęcie stanowiska w Transwalu to jedyny
sPosób na uniknięcie kłopotów i uwolnienie się od problemów finan-
sowych.
Sięgnęła po grubą encyklopedię i odszukała hasło: Transwal".
Jboje wlepili wzrok w ksicgę i po chwili wybuchnęli niemal równocześ-
nie radosnym śmiechem, gdy zatrzymali się na zdaniu, że klimat jest tam
lagodny, a na płaskowyżu, gdzie Werner miał budować autostradę,
Wr?cz podobny do europejskiego.
~~ Och, Regi, mam nadzieję, że pod południowoafrykańskim
mebern znajdziemy więcej szczęścia niż tu.
29

Jestem niemal tego pewna, najdroższy. Mam wrażenie, że los się
odwrócił i od tej chwili wszystko będzie lepsze. Chciałabym po.
dziękować doktorowi Brandowi, że odstąpił tobie tę pracę. Zaproś go
do nas jeszcze dziś, jeżeli oczywiście nie jest zajęty. Niech opowie nam
coś więcej o Transwalu. Koresponduje przecież z wujem, więc ma
najświeższe informacje.
Rozmawiali już odprężeni, jakby mieli już wszystkie zmartwienia
poza sobą. Snuli nawet plany na najbliższą przyszłość, gdy weszła
Urszula.
Skończyłam lekcje, mamusiu. Mogłabyś sprawdzić, czy nie
zrobiłam błędów? dodała podając matce zeszyt. Popatrzyła zdziwio-
na na ojca.
O, jeszcze jesteś w domu, tatusiu? Nie musisz iść do biura9
Wziął ją na ręce.
Nie, skarbie. Dziś mam ferie.
Wspaniale. Szkoda, że w szkole nie ma teraz ferii.
Wkrótce będziesz je miała. Pójdę do pani nauczycielki i powiem,
żeby dała ci wolne.
Popatrzyła na ojca z niedowierzaniem.
I ty myślisz, że ona się zgodzi?
Oczywiście. Muszę jej tylko powiedzieć, że wyjeżdżamy w daleką
podróż.
A naprawdę wyjeżdżamy, tatusiu?
Naprawdę.
Mamusia jedzie oczywiście z nami?
Co byśmy bez niej poczęli, Urszulko?
Prawda! Bez mamy nie pojechałabym nigdzie. Gdzie my właś-
ciwie wyjeżdżamy, tatusiu?
Bardzo, bardzo daleko.
Pociągiem czy omnibusem?
Najpierw pociągiem, a potem przesiądziemy się na ogromny
parowiec i znowu na pociąg.
Ale frajda! skakała z radości Urszula. Mamo, słyszysz?
Słyszę, słyszę rzekła Regina obejmując męża i córeczk?
równocześnie.
A nie boisz się wyjeżdżać w tak daleką podróż? spytał ojciec

__ Bać się? Przecież jadę z wami. Cieszę się, tatusiu, zwłaszcza na
wiec który będzie kołysać się jak wielka huśtawka.
P \Vszyscy troje wybuchnęli radosnym śmiechem.
_ ja tam wolę, żeby nie kołysało zbytnio rzekła poważniejąc
Regina-
_ Co ty, mamo? Nie lubisz się huśtać? To szkoda. Będziemy musieli
hodzić ostrożnie, tatusiu, żeby nie rozkołysać parowca, skoro mama
tego nie lubi.
_ jest tak wielki, że możemy nawet skakać, a on ani drgnie. Tylko
fale potrafią rozkołysać statek, a jeżeli mama sobie nie życzy huśtania,
to na pewno prędzej ją wysłuchają niż ciebie.
Wieczorem Werner zadzwonił do mieszkania doktora Branda. Na
szczęście zastał go w domu.
Chciałem ci tylko powiedzieć, Heinz, że przyjmuję tę posadę
w Transwalu. Zabieram też żonę i dziecko. Masz może wieczorem
godzinkę czasu, czy umówiłeś się już z narzeczoną?
Chętnie przyjdę do was. Z Ellen widziałem się zaraz po
pracy.
To się cieszę. Przygotuj się jednak z wiedzy o Transwalu,
bo Regina przepyta cię szczegółowo. Zaśmiali się obaj równo-
cześnie.
Wezmę na wszelki wypadek ściągi. Wezmę listy od wuja. Jest
nich sporo wiadomości. Możemy niektóre przeczytać na głos.
Wspaniale. Kiedy można spodziewać się twojej wizyty?
Jeśli pani Regina poczęstuje mnie filiżanką herbaty, to nawet
natychmiast.
Wątpisz w jej gościnność? Dla ciebie gotowa zaparzyć cały kocioł
herbaty.
Słyszę, że jesteś w dobrym nastroju i zapomniałeś już o incy-
dencie.
~~ Dzięki tobie, Heinz, i mojej roztropnej małżonce. Przyznam się,
/e JeJ odważna decyzja zaskoczyła mnie zupełnie.
~~ A ja od początku wiedziałem, że tak będzie. Za pół godziny będę
a was, zatem do zobaczenia, Wernerze.
31

Do widzenia, Heinz.
Rzeczywiście, pół godziny później zapukał do drzwi. Bywał u Kro.
neggów częstym gościem, zanim się zaręczył, nawet bardzo częstym. \v(
troje spędzali razem wiele czasu, ostatnio jednak każdą wolną chwili
Heinz poświęcał narzeczonej i tylko przez przypadek dzisiaj miał czai
odwiedzić serdecznych znajomych.
Zasiedli przy stole, wszyscy w dobrym humorze, żartowali trochę na
początku, potem Heinz jednak nie wytrzymał i zadał intrygujące g(
pytanie:
Zatem zdecydowałeś się na ten Transwal, Wernerze?
Tak, Heinz. Żona od razu przyklasnęła pomysłowi, chociaż
przez chwilę była przerażona, bo myślała, że chcę pojechać tam sam
Brand uśmiechnął się i popatrzył na Reginę.
I uwierzyła pani, że on chciałby zostawić tu panią i Urszulkę? To
do niego niepodobne.
Widzę, że znasz nas oboje lepiej niż my siebie nawzajem.
Po tylu latach znajomości? Niestety, kochani, ale tym sposobem
tracę moich najbliższych pfzyjaciół. Na osłodę pozostanie mi tyłka
świadomość, że pomogłem wam wyjść z kłopotliwej sytuacji.
Wkrótce się ożenisz i zapomnisz o nas zupełnie.
Na pewno nie. Ale wracając do sprawy: wyjazd za granicę to dla
ciebie jedyne wyjście. Twoje niespodziewane zwolnienie było dziś po
południu tematem rozmów w całym biurze. Przebąkiwano, że skoczyłeś
Schrottowi do gardła, ale dyrektor Wend przedstawił zupełnie inną
wersję niż twoja, toteż nie odmówiłem sobie przyjemności skorygowania
jej w kilku miejscach. Wszyscy po cichu zacierają ręce, że dałeś
Schrottowi po gębie, bo nikt nie ma wątpliwości, że on specjalnie
wchodził ci w drogę i mieszał szyki. Także doktor Schliiter przyznał
otwarcie, że jego projekt był gorszy od twojego, i czuje się skrępo-
wany wyróżnieniem. Prosił przekazać ci wyrazy współczucia i dołączył
się do pozdrowień pozostałych kolegów, którzy szczerze żałują, że
musiałeś odejść z zespołu. Szkoda, że cię tam nie było, bo tylu pochwal
na raz chyba jeszcze nie słyszałeś. Nikt nie kwestionował opinii, ź
firma straciła najzdolniejszego i najpracowitszego inżyniera. Z ra-
dością napiszę o tym wszystkim wujowi, niech wie, że znalazłem r
najlepszego specjalistę, jakiego mógł sobie tylko wymarzyć. Nie skła-
32

jeżeli powiem, że pod wieloma względami jesteś o niebo lepszy ode
Regina słuchała wyraźnie wzruszona, zaś Werner zaczerwienił się
;ak sztubak.
J __ Ty chyba przesadzasz w tych uprzejmościach, Heinz.
_ jylój drogi, trzymam się tylko faktów. Jasno i rzeczowo przed-
stawię cię wujowi jeszcze dzisiaj, powołując się zresztą na opinię twoich
kolegów z biura. Dla potwierdzenia słuszności mojego wyboru poproszę
wuja od razu o przysłanie zaliczki na koszty podróży i telegraficzną
informację, czy zgadza się na twoją kandydaturę, mimo że jesteś
zdecydowany przyjechać z żoną i dzieckiem.
Dziękuję ci, Heinz. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł ci się
jakoś odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie robisz.
Werner westchnął i wstał od stołu.
Na pewnej posadzie w Transwalu nie będzie mi gorzej niż tu,
gdzie nowej, dobrze płatnej pracy w moim zawodzie i tak bym nie
znalazł. Zresztą od lat oboje z żoną borykamy się z kłopotami
finansowymi balansując na granicy nędzy. Oboje przyzwyczailiśmy się
już do wyrzeczeń...
Heinz uśmiechnął się i patrząc na Reginę przerwał Wernerowi:
... i do dzielnego potykania się z trudnościami. Nie znudziło się to
pani, pani Regino?
Gdybym się teraz przyznała, musiałabym się zarumienić ze
wstydu przed Wernerem, który bez słowa skargi znosił upokorzenie.
Podziwiam was oboje. A co na to wszystko Urszulka?
Wie tylko, że wyjeżdżamy gdzieś daleko, ale co o tym myśli, niech
pan spyta ją sam rzekła Regina i otworzyła po cichu drzwi do
saloniku, gdzie Urszulka bawiła się lalkami i nawet nie wiedziała, że
Przyszedł doktor Brand.
*- Tylko mi nie płacz, Anneloro, gdy wyjedziemy, ty Basiu, też!
~~ tłumaczyła z przejęciem obu lalom. Chyba nie narobicie mi
wstvdu? Tatuś obiecał, że mogę was zabrać. Mamusia pomoże mi zrobić
L a ^rutach dla was ciepłe czapeczki, bo na parowcu czasami wieje
^razo zimny wiatr i jeszcze mi się poprzeziębiacie, i będę mieć z wami
Poty. Ja, prawdę mówiąc, też nigdy nie płynęłam parowcem i nie
le'Ti, czy nie będę się bała. Jak myślisz, Anneloro, bardzo duży jest taki
' Jasnoutosa 53

parowiec? Większy niż dom! Głupstwa pleciesz. Ty, Basiu, czemu robis?
kwaśną minę? Już się pewnie boisz, tchórzu jeden. Annelora wcale się nie
boi, ale ona jest starsza od ciebie, to jasne.
Regina zamknęła ostrożnie drzwi i wszyscy troje roześmiali się.
Bawi się w ten sposób już całe popołudnie, a nie wie biedactwo, że
opuści rodzinny kraj na zawsze.
Nie mówmy na zawsze", pani Regino. Przecież to tylko dziesięć
lat.
Odgarnęła włosy z czoła i zapatrzyła się przed siebie.
Tylko dziesięć, drogi doktorze. Patrząc w przód wydaje się, że
mówimy o wieczności, we wspomnieniach dziesięć lat to jakby mgnienie
oka. Kto wie, czy kiedykolwiek wrócimy do ojczyzny?
Czyżby przypływ melancholii, pani Regino?
O nie, nie jestem melancholiczką, ale za dziesięć lat nas może już
nie być na świecie, zwłaszcza że każdego dnia narażeni będziemy na
niebezpieczeństwo. A może zapuścimy na antypodach nowe korzenie
i nie będzie nam się chciało wracać do starego kraju? Pański wuj został
tam przecież na zawsze. Mówiąc na zawsze" tylko tyle miałam na
myśli. Tu czy tam nasz los i tak spoczywa w rękach Boga. Bylebyśmy
tylko mogli być razem, a wszystko inne to już drobiazgi.
Heinz nie mógł się powstrzymać, by nie pocałować Reginy w rękę.
Zazdroszczę ci, Wernerze, że znalazłeś sobie tak wierną towa-
rzyszkę życia rzekł patrząc w jego stronę.
Przypuszczam, że twoja narzeczona też cię nie zawiedzie. To
widać z jej oczu, choć jeszcze młoda i na pewno jeszcze sama nie wie, do
czego jest zdolne jej zakochane w tobie serce.
Heinz uśmiechnął się rozmarzony.
Moja mała Ellen! Oby los oszczędził jej takich kłopotów, jakie
wy przechodziliście. Ale wróćmy do Transwalu. Przyniosłem listy od
wuja, musimy je przecież przeczytać. ,
Brand wyjął z portfela plik kopert ułożonych chronologicznie.
Otworzył leżącą na samym wierzchu. Był to pierwszy list z Transwalu,
gdy kraj ten jeszcze należał do Burów. Wuja interesowały jednak
głównie liczne rzeki, na których trzeba było budować mosty, a mniej
polityka, chociaż gdy Transwal dostał się pod dominację Brytyjczyków,
przezornie przyjął do dwuosobowej spółki także Anglika.
34

Siedziba firmy znajdowała się w Pretorii, ale wkrótce utworzono filie
kze w Kapsztadzie i w Kimberley, a więc w stolicach przyłączonych do
/wiązku Południowej Afryki Kraju Przylądkowego i Oranii. Zatrud-
'ano tysiące pracowników, głównie tubylców, ale także pracowitych
fhińczyków, mimo że Burowie ostro sprzeciwiali się wpuszczaniu
Azjatów na swoje terytoria. Oczywiście przyjmowano też białych. Cała
kadra kierownicza, wszyscy inżynierowie byli przybyszami z Europy lub
wykształconymi na starym kontynencie potomkami emigrantów.
W najnowszym liście wuj właśnie pisał o swoich najbliższych
współpracownikach:
Vandervelde podsuwa mi Burów, Dudleigh Brytyjczyków, a ja chętnie
widziałbym na stanowisku głównego inżyniera mojego rodaka. Cóż, jest
nas tu niewielu. Przyjeżdżają ludzie młodzi, bez żadnego doświadczenia
w zawodzie, a trudności, jakie napotykamy na budowach, są nieporów-
nywalne z tymi, które macie w Europie. Mam wrażenie, że moi wspólnicy
chcą wykorzystać sytuację i przejąć kontrolę nad firmą. I dogadują się jak
ich rodacy w Pretorii, a ja zostanę na lodzie. Pomyślałem, że Ty mógłbyś
mi pomóc, Heinz. Masz już swoje łata, wiesz co chcesz w życiu osiągnąć,
lesteś energiczny i potrafisz kierować ludźmi. Byłbyś idealnym kan-
dydatem na stanowisko głównego inżyniera, a ja byłbym spokojny o los
firmy. Co właściwie trzyma Cię w Niemczech? Rodzice, niestety, już nie
żyją, żony jeszcze nie masz, nie zastanawiaj się więc i przyjeżdżaj. Chyba
-e są powody, o których nie wiem, a dla których musisz zostać
"' rodzinnych stronach... W takim razie znajdź mi kogoś, kto mógłby Cię
nastąpić. Musiałby być to jednak człowiek z inicjatywą, twórczymi
pomysłami i nie bojący się pionierskich warunków pracy.
Podjęliśmy się budowy autostrady łączącej Kapsztad z Kairem, a jej
P'erwszy odcinek w Związku Południowej Afryki w kierunku Rodezjijest
właśnie zrealizowany. Z Kapsztadu do Kimberley można już przejechać
" bie strony, wchodzimy na płaskowyż, potem Góry Smocze, Magalisa
słowem Hoog Veld. Sam wiesz, co to oznacza: wysadzanie skał,
r"ł:enie tuneli i przerzucanie mostów. Dla głównego inżyniera to
prawdziwa gratka, raj na ziemi, pod warunkiem jednak, że zapanuje nad
arrnią pracowników wszelkich ras i języków. Najwięcej kłopotów będzie
llał, o dziwo, z białymi. Przyjeżdżają tu wszelkiej maści awanturnicy,
35

nierzadko z kryminalną przeszłością, uciekinierzy, którym trudno przy-
stosować się do dyscypliny i sluchania poleceń przełożonych. Z kolei
tubylcy ciężko znoszą wysiłek, a na dokładkę są bojażliwi i przesądni
i choćbyś wylazł ze skóry, nie przekonasz ich, że nie naruszą żadnego tabu.
Jak widzisz, nie każdy podoła ogromowi i różnorodności zadań na t)
stanowisku. Musi to być mężczyzna i specjalista z krwi i kości. Jeżeli nie
zdecydujesz się przyjechać, znajdź mi kogoś, komu mogę na dziesięć lat\
powierzyć to odpowiedzialne zadanie.
Przesyłam Ci od razu podpisany już formularz kontraktu i kopię.
Wpisz tylko właściwe nazwisko, ale przeczytaj dokładnie treść, wtedy,
przekonasz się, jak wysoko wyceniłem umiejętności Twojego kandydata.
Wynagrodzenie będzie ponadto wzrastać co roku, a pozostałe warunki, ja^\
sądzę, też są bardzo dobre: pełnopłatny trzymiesięczny urlop co trzy latu,
do tego zwrot kosztqw podróży pierwszą klasą tam iż powrotem. Przyfazd\
i powrót po dziesięciu latach też oczywiście na koszt firmy.
Chciałbym, żeby zainteresowany przyjechał jak najprędzej. Wiem, że
wasza firma buduje drogi i przeprawy mostowe w górach, przypuszczam
więc, że macie tam wielu zdolnych inżynierów. Rozejrzyj się, Heinz, proszę
Cię, i daj mi znać. Może trzeba będzie jeszcze polepszyć warunki
zatrudnienia tego fachowca, ale musi być naprawdę dobry. Nie za miody,
ale też nie staruszek najwyżej do czterdziestki. Cóż, przeważnie
w tym wieku wszyscy, są już żonaci. Najbardziej odpowiadałby mi ka-\
waler, ale wiem, że trudno będzie Ci takiego znaleźć, więc zbytnio nie
szukaj. Uprzedź jednak z góry, że dla kobiet życie w obozowisku pod
namiotami, które co pewien czas przenosimy w inne miejsce, nie będzie
usiane różami. W górach, co prawda, miejsce pod obóz znaleźć trudniej,
więc i przenosin będzie mniej, a dla inżynierów spróbujemy wybudować
lekkie domki z płyt drewnianych, oczywiście rozbieralne. Nie wszędzie
można je ustawić, więc należy się liczyć z koniecznością zamieszkania
pod namiotem. tW zespole mamy jednego żonatego i jemu już zdarzylo si(
wylądować w domku z drelichu. Na szczęście temperatury są tu umiar-
kowane i nie szaleją tropikalne choróbska, jest tylko problem miejsca
pod obóz.
W razie potrzeby głównemu inżynierowi dajemy duży namiot tylko dlO
siebie, pozostałym jeden na dwóch, a dla zwykłych pracowników^
przewidzieliśmy namioty dziesięcioosobowe.
36

nf-acając do naszego kandydata: powiedz jego żonie, że musi uzbroić
cierpliwość i w razie potrzeby zacisnąć zęby. Niech sobie potrafi
Sl~ d7ieć: trudno, skoro mój stary zarabia tu kr ode, jak nigdzie indziej
' necie, to opłaca się nawet trochę pocierpieć.
rjór, mój drogi Siostrzeńcze, ufam, że znajdziesz mi takiego kan-
, , ta który zadziwi moich wspólników, aż im czapki pospadają z głów.
Sprawiłbyś mi wielką radość na stare lata...
Heinz odłożył list i rzekł:
_ To był fragment, który was dotyczył, moi drodzy. Widać wujowi
bardzo zależy, bo tak długiego listu jeszcze nigdy mi nie przysłał.
Odpisałem mu już i zawiadomiłem o moich zaręczynach z Ellen Lund,
wi?c już wie, że na mnie nie może liczyć, ale dziś jeszcze wyślę mu
depeszę: Zastępstwo znalazłem. List w drodze". Jak myślisz, Werner,
ile czasu potrzebujesz na przygotowanie się do wyjazdu?
Werner spojrzał na żonę.
Jak ty uważasz, Regi?
Zawahała się.
Ze cztery tygodnie. Wcześniej chyba nie zdążymy. Zostało sporo
spraw do załatwienia.
Werner przytaknął.
Tak, Heinz. Cztery tygodnie na pewno. ^Musimy przecież
zlikwidować całe mieszkanie. Najlepiej byłoby sprzedać wszystko,
a zabrać tylko te rzeczy, których nie możemy zostawić.
Właściwie wszystko zostało już powiedziane i Heinz poprosił
Reginę, żeby pozwoliła mu podroczyć się trochę z Urszulką.
Wpadła jak burza i rzuciwszy się wujkowi Brandowi na szyję,
SM'iadczyła, że wyjeżdża z tatą i mamą w daleką podróż i na pewno
przywiezie mu coś pięknego na pamiątkę. Pocałował ją w oba policzki
1 z poważną miną popatrzył w tryskającą szczęściem twarzyczkę. Jaki los
czeka to śliczne dziecko? A Reginę? Czy dobrze zrobił namawiając
Wemera na wyjazd do dalekiej Afryki?
Szybko odpędził tę myśl: życzy przyjacielowi jak najlepiej, a los
i, że będzie im tam wszystkim dobrze. Jemu będzie trudno rozstać
v z nimi, ale z tym musi się pogodzić. Chodzi przecież o szczęście
bllskich mu osób.
37

Heinz został jeszcze pół godziny. Przed wyjściem wyjął z koperty ob
egzemplarze kontraktu, wpisał nazwisko Wernera i podał mu je bs
słowa.
Kronegg z kolei w milczeniu złożył dwa razy swój podpis, kop;
kontraktu odłożył na bok, a oryginał oddał przyjacielowi.
Regina przyglądała się scenie z boku, a gdy Werner składał swój
podpis, drgnęła. Miała wrażenie, że powinna go powstrzymać, ale
równie szybko zrezygnowała. Zamiast tego jej myśli spontanicznie
pobiegły ku Bogu i wywołały z głębi serca płynącą szczerą modlitwę.
Tymczasem Heinz już szykował się do pożegnania.
W tej trudnej chwili pan okazał się znowu prawdziwym przyja-
cielem, drogi doktorze. Niech Bóg panu to wynagrodzi.
Wystarczy, pani Regino, żeby sprawił, abym nigdy nie musiał
żałować, że moją interwencją zmieniłem wasze losy. Wtedy i ja będę mu
za to dziękować.
Cokolwiek się zdarzy, to przecież nie z pana winy. Nawet gdyby
nam się nie powiodło, nie wolno panu czynić sobie żadnych wyrzutów,
Dobranoc, doktorze! Myślę, że przed wyjazdem jeszcze się zobaczymy.
Oczywiście. Muszę pani przedstawić moją narzeczoną. Dob-
ranoc, pani Regino, dobranoc Wernerze, a ty, szkrabie, daj mi buziaka,
żeby mi się smacznie spało podniósł Urszulkę wysoko na ręce
i pozwolił się obcałować w oba policzki.
Po drodze do domu podjechał na główną pocztę i wysłał telegram do
Pretorii: Masz głównego inżyniera. List w drodze. Heinz.
W domu usiadł zaraz przy biurku i zaczął pisać:
Drogi Wuju Justusie!
Zapewne otrzymałeś już mój list, w którym pisałem Ci o moich
zaręczynach z Ellen Lund. Cóż, dochodzę już do czterdziestki, a dopiero
teraz zdecydowałem się na ten ważny krok. Ponadto, jak już wiesz, moja
narzeczona jest jedynaczką i nie sądzę, żeby jej rodzice zgodzili się na
wyjazd do Afryki, który mi zaproponowałeś. Zresztą nawet nie ośmielił-
bym się wymagać od mojej młodej małżonki tak wielkiego poświęcenia, nie
mając ponadto potrzeby zarabiania pieniędzy. Gdybym dalej był wolnv,
przyjąłbym Twoją propozycję chociażby dla satysfakcji, ale teraz mani
inną perspektywę jej znalezienia, więc nie przyjadę.
38

*j;e masz jednak czego żałować, Wuju, bo znalazłem Ci zastępcę,
>nuJa n^e dorastam do pięt. Cieszę się, że zgodził się przyjąć posadę
T 'oiejfirm^e' chć prawdę mówiąc przyczynił się do tego niefortunny
"/ a okoliczności. Mam zaszczyt zaproponować Ci idealnego kandydata:
iee.o najlepszego przyjaciela, doktora Wernera Kronegga, najzdolniej-
0 i najpracowitszego inżyniera w naszej firmie. Będziesz nim oczaro-
anv- J?St spokojny, zrównoważony, zdecydowany i pełen energii. Znamy
Od dziesięciu lat, razem pracujemy w tej samej firmie, a że on jest
dalszym ciągu tylko szeregowym inżynierem, to wierz mi na pewno
nie z lenistwa czy braku kwalifikacji. Miał po prostu pecha: główny
dyrektor kochał się kiedyś w kobiecie, z którą ożenił się Kronegg. Wybrała
jego, choć nie miał grosza przy duszy, a tamten był już głównym
inżynierem, a w dodatku piekielnie bogatym. Sam widzisz, że musi to być
niezwykła kobieta. Dyrektor Schrott nigdy nie pogodził się z tym, że
odrzuciła jego oświadczyny, i całą złość wyładował w sposób bezwzględny
i bezczelny jako przełożony Wernera. Na każdym kroku blokował jego
inicjatywy i uniemożliwiał awans.
Werner znosił szykany ze względu na rodzinę, ale dziś rano wreszcie
nie wytrzymał i wygarnął dyrektorowi prosto w oczy całą prawdę
oświadczając, że wykorzystuje on stanowisko do osobistych porachunków.
Tamten bezczelnie zapowiedział, że zmieni swoje postępowanie, jeżeli żona
Wernera przyjdzie do jego mieszkania i będzie miła. Wyobrażasz sobie, że
spokojnemu i zrównoważonemu Kroneggowi pociemniało przed oczyma
i trzepnął na odlew drania po gębie. Oczywiście dyrektora stać było tylko
na dyscyplinarne zwolnienie Wernera z pracy.
Jeszcze przed tym zajściem próbowałem namówić Kronegga na
Pr2yjęcie Twojej propozycji, gdyż byłem pewien, że nikogo lepszego dla
Ciebie nie znajdę. On jest po prostu najlepszy. Wspaniały konstruktor
- genialnymi, błyskotliwymi pomysłami, w dodatku potrafiący je zrealizo-
11 ac w praktyce. Pomijając już nikczemność postępku Schrotta, spowodo-
ut on wielkie straty dla firmy, nie wykorzystawszy tak utalentowanego
PI ^cownika. Cóż, zazdrość potrafi być ślepa i w przypadku Schrotta tak
Wo w istocie.
_ " można się spodziewać, ten tchórz nie tylko wyrzucił Wernera
~ jurny, ale jeszcze zapowiedział, że zrobi wszystko, by nie znalazło się
~ie miejsce, gdzie mógłby znaleźć pracę. Na pewno gotów spełnić
39

r-nllil ' A" j"> *-'* f^^^*" " ~~ r - ./ ~f ^
'firn najbliższym. Dołączam także moje.
j JV0
swoją pogróżkę, więc Werner po rozmowie z żoną 'postanowił przy/c,
posadę w Transwalu, u Ciebie. Pani Regina nie bierze pod uwagę żadnymi
sprzeciwów, chce jedynie, żeby mąż wreszcie mógl robić spokojnie ro, t(l
potrafi
Mój drogi Wuju, ta kobieta jest nie tylko niezwykle piękna, ale bardzo
dzielna, mądra i aż niewarygodnie zdolna do poświęceń. Jedyna rzec:
która moglabyjąprzerazić, to rozłąka z mężem i ich córeczką. Chce jechać
do Transwalu, a że da sobie tam radę, to mogę zaręczyć. Znam tę rodzinę
od dziesięciu lat i wiem, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach będą
razem dzielnie się wspierać.
Dla Ciebie Werner Kronegg będzie oddanym, godnym zaufania wspól-
pracownikiem, a dla pozostałych szefem potrafiącym zjednać sobie sym-
patię i posłuch. Ileż to razy byłem świadkiem, że pod jego kierownictwem
nawet najbardziej oporni pracownicy ruszali się jak w zegarku! Do dziś nie
wiem, jakim sposobem zmusił ich do wysiłku. Może Ty go rozszyfrujesz!
Jest moim najlepszym przyjacielem; mogę powiedzieć również, że.
zaprzyjaźniłem się z jego żoną, nie dziw się więc, że proszę Cię, abyś im\
w razie potrzeby służył pomocą w miarę Twoich możliwości. Na pewno'
będą potrzebowali Twoich rad, a może również wsparcia, gdy będą chcieli
zamieszkać razem w obozowisku w pobliżu budowy.
Werner jest moim rówieśnikiem skończy wkrótce czterdziestkę,
pani Regina zaś ma trzydzieści dwa lata. Nie słyszałem, żeby skarżyli
się na zdrowie, a ich siedmioletnia córeczka, Urszulka, jest żywym,
mądrym i silnym jak na swój wiek dzieckiem. Oboje Kroneggowie nie
mają rodziców ani bliskich krewnych, są całkowicie wolni od wszelkich
zobowiązań i właściwie mogliby wyjechać do Transwalu już jutro.
To już chyba wszystko, co powinieneś, drogi Wuju, wiedzieć o moich
przyjaciołach. Gdy poznasz ich osobiście, na pewno przyznasz, że nie
pochwaliłem ich wystarczająco. Nie mam żadnych wątpliwości, że od razu
się zaprzyjaźnicie.
Proszę Cię, drogi Wuju, gdy dostaniesz ten list, poślij mi natychmiast
depeszę, czy się zgadzasz na zatrudnienie Wernera i na jego przy/aza
z rodziną. Jestem pewien, że nie zmieniłeś zdania, by dać mi wolną rękę, alf
Twoje potwierdzenie uspokoiłoby mojego przyjaciela. Gdybyś jeszcze
telegraficznie przystał pieniądze na jego podróż, mógłby wyruszyć nie-
zwłocznie.

iec kilka wiadomości o mnie: ślub odbędzie się za dwa miesiące.
1 ' teściowie przesyłają serdeczne pozdrowienia Tobie
Twój siostrzeniec Heinz

40


III
Dla Wernera i Reginy czas nabrał jakby przyspieszenia. NamnożylJ
się spraw do załatwienia, a przygotowania do wyjazdu zdawały się ml
mieć końca. Na szczęście trafili się młodzi narzeczeni, którzy zamierzalj
się wkrótce pobrać i szukając mieszkania do wynajęcia z radośa
zgodzili się odkupić od Kroneggów całe wyposażenie. Tanim koszten
zdobyli w ten sposób już urządzone mieszkanie. Pani Regina spakowali
tylko garderobę, pościel i pamiątki, z którymi nie chciała się rozstać
W sumie było tego kilka dużych walizek. Urszula dzielnie pomagała
przy pakowaniu, dziwiąc się tylko co chwilę, ile to wszystkiego trzebi]
zabierać w podróż.
Werner tymczasem wyrobił paszporty dla całej rodziny i prz;
pomocy Heinza, Branda zarezerwował bilety na parowiec. Wybrał
nowoczesny statek odpływający z Hamburga piętnastego kwietnia. Dc|
tego czasu Heinz spodziewał się dostać przekaz od wuja i zapłacić z*
bilet a także za inne wydatki związane z podróżą Wernera.
Ze sprzedaży mebli i wyposażenia domu zostało Weraerowi trochf
gotówki. Od Heinza nie musiał pożyczać ani grosza, gdyż na bieżątf
wydatki, jak,nowe walizki, ubrania i przybory niezbędne w podróż)
zupełnie mu wystarczyło. Osiem dni przed planowanym odjazdem przyszł*
depesza od Justusa Kórnera: Zgadzam się. Wyślij depeszę, kiedy Kroneg
gowie przyjadą. Pieniądze na podróż do odebrania w Deutsche Bank.
Przekazane pieniądze starczyłyby nie tylko dla Wernera, ale i ca;
rodziny. Nie musiał się już martwić, czy wydać także grosze odłożone na
czarną godzinę.

owali z Reginą, że w razie konieczności popłyną drugą klasą.
to taniej, ale przekaz opiewał na pierwszą klasę i żadna zmiana
^h la możliwa. Heinz ostatecznie rozwiał wszelkie wątpliwości, gdy
nl? dził że od tej chwili Werner reprezentuje firmę Vandervelde
S tforner i nie wypada mu podróżować drugą klasą.
Gdy Regina jeszcze próbowała protestować, Werner użył przeko-
nywającego argumentu:
__ Chcę, żebyście obie z Urszulą korzystały z komfortu przynaj-
mniej w czasie podróży, bo przez najbliższe dziesięć lat będziecie musiały
zapomnieć, co to znaczy wygoda.
W ten sposób spór został rozstrzygnięty.
Czternastego kwietnia wszyscy troje wyjechali pociągiem do
Hamburga. Heinz Brand i jego narzeczona odprowadzili ich na
dworzec. Na pożegnanie pani Regina dostała piękny bukiet kwia-
tów, a Urszulka wielką bombonierkę i kilka zabawek. Nie było to
łatwe rozstanie. Pociąg już ruszał, a Werner i Heinz jeszcze ściskali
sobie ręce.
Niech was Bóg prowadzi. Niech wam się darzy w obcym kraju
wołał Heinz, gdy pociąg odjeżdżał z peronu.
Regina machała ręką, nie mogąc ze wzruszenia wymówić słowa;
ukradkiem ocierała łzy. Werner patrzył ze smutkiem w oczach na
stojących na peronie przyjaciół. Żegnali nie tylko ich, ale i rodzinny kraj.
Czyżby na zawsze?
Trzymali się za ręce, zdając się całkowicie na los szczęścia.
Patrzyli bez słowa, jak za oknami znikały ostatnie zabudowania ich
miasta, później wieże kościołów na horyzoncie, znajome podmiejskie
okolice. Czuli się jak wygnańcy, którym zabrano wszystko, co było im
rgie. Uściski ich rąk stawały się coraz mocniejsze, jakby oboje
potrzebowali coraz bardziej wzajemnego wsparcia.
, ^"czeli. Ojczyzna nie spełniła ich oczekiwań. Musieli szukać
rodkow do życia w obcym, dalekim kraju.
Urszulka przykleiła się do szyby i ze zdumieniem w oczach patrzyła
zmieniający się krajobraz. Czyżby i jej dziecięce serduszko czuło,
raci korzenie łączące je z ojczystym krajem? Mała gaduła nie
się ani słowem, a jej zaróżowione zazwyczaj policzki dziś
e.
błąd.

42
43


Zaniepokojona zerkała od czasu do czasu na rodziców. Byli smutt,
a jej w uszach ciągle dźwięczały słowa Heinza Branda: Niech wam si
darzy w obcym kraju!"
Nie rozumiała, że wyjeżdża z ojczyzny, i to'być może na zawsze
Niech wam się darzy w obcym kraju rzekła do siebie
W obcym kraju? powtórzyła i zrobiła minę jak do płaczu. Nag
objęła oboje rodziców.
Tatusiu, mamusiu, gdzie my właściwie jedziemy? spytaj
drżąqym głosem.
Przerazili się i równocześnie przytulili córeczkę. Stali wszyscy tro
wzruszeni, bez słowa.
Jedziemy daleko, bardzo daleko, do obcego kraju, Urszulko, alt
będziemy cały czas razem-, ty, tatuś i mamusia. I będziemy bardzo sif
kochali, jeszcze bardziej niż teraz odpowiedział Werner dziwnie
obcym głosem, a pocałowawszy żonę i córkę dodał głęboko przejętj
Że też wam nie mogłem tego oszczędzić, moje skarby! .
Regina szybko przełknęła cisnące się do oczu łzy i roześmiała s|l
niemalże radośnie.
Jedziemy po szczęście, Wernerze, uwierz wreszcie i nie zamarł
wiaj się. Zostawmy za sobą wszystkie troski i kłopoty. Musimy cieszył
się i patrzeć z ufnością w przyszłość, a dobry Bóg nie zapomni o nas.
Wiedziała, że Werner ciężko przeżywa rozstanie i coraz bardziej boij
się o przyszłość nie tylko swoją, ale głównie żony i dziecka. Musiała np
dodać odwagi, musiała się uśmiechać. Raz, by nie niepokoić Urszulki
a dwa by mąż nie myślał, że stał się przyczyną jej zmartwień.
Żartowała i śmiała się, chociaż serce biło powoli, ciężko i z niepoko-
jem. Poskutkowało. Najtrudniejsze chwile minęły i Werner otrząsnął sĄj
z przygnębienia. Dlaczego właściwie się martwi? Jest przecież mężczyz-
ną i nie stać go na zapewnienie żonie i córce beztroskiego życia?
Nonsens! Rozluźnił się i spojrzał na Reginę.
Jaka ty jesteś dzielna, Regi! szepnął ściskając mocno
dłoń. Nigdy jeszcze nie odczuwał tak wyraźnie, że bardzo kocha
żonę.
Urszulka też nagle ożywiła się i swoim zwyczajem zasypywał
rodziców tysiącami pytań. A za oknami działo się tyle noweg0'
Dlaczego druty telegraficzne skaczą w górę i w dół? Czemu ludzi*
44.

po polach? Dlaczego jedne krowy mają brązowe łaty, a inne
c^ 9 placzego przy budkach dróżników zawsze jest mały ogródek?
czar 0 ^ia niej ważne pytania, ale co chwilę wracała do najważniej-
^ * . j^ to będzie w tym obcym kraju.
7 otwartą buzią słuchała, gdy ojciec lub matka opowiadali, że jest
lato gdy w Niemczech na polach leży śnieg, że mieszkają tam czarni
, którzy nigdy nie będą biali, choćby szorowali się mydłem
zczotką całymi dniami, że kwitną tam zupełnie inne kwiaty i żyją
wierzęta, które w Niemczech można oglądać tylko w zoo.
To rzeczywiście będzie obcy kraj!
W dobrym stosunkowo nastroju dotarli do Hamburga i prosto
z dworca kolejowego udali się do portu, gdzie stał gotowy już do
odpłynięcia ogromny parowiec. Wyglądał imponująco. Pomalowany
świeżo białą farbą kołysał się dostojnie na falach przycumowany linami
do nabrzeża.
Steward zaprowadził Kroneggów na pokład pierwszej klasy, gdzie
przygotowano dla nich dwuosobową kabinę. Dla Urszulki dostawiono
dziecięce łóżko. Bagażowy wniósł ich bagaże podręczne, zaś duże walizy
dokerzy załadowali do luków obok ładowni. Pani Regina podzieliła
rzeczy na dwie części: potrzebne w czasie podróży i potrzebne dopiero
w Transwalu.
Zaczęli od rozpakowywania bagaży i urządzenia się w kabinie.
Werner próbował pomóc żonie, ale szło mu niezbyt sprawnie. Regina
uśmiechnęła się.
Usiądź sobie z boku, kochanie, i popatrz, jak my z Urszulka
szybko uporamy się z walizkami. Raz, dwa! Ruszaj się, córeczko,
podawaj mi rzeczy, a ja będę układać je w szafie i szufladach.
Rzeczywiście, nie minęła nawet godzina, a w kabinie wszystko było już
Poukładane na swoim miejscu. Mogli wyjść na pokład i przyjrzeć się
P sazerom wchodzącym na statek. Oczywiście, czekało ich głównie
Powiadanie na tysiące pytań Urszuli dziwiącej się niemal wszystkiemu.
^ -rzeź megafon zaproszono pasażerów do dużej jadalni na pod-
czorek, ku wielkiej radości zgłodniałej już trochę Urszulki.
~~ ^ez tu jest pięknie, mamusiu! zawołała sadowiąc się za
rn- Zostaniemy na tym statku dłużej, czy zaraz będziemy się
45

Będziemy, ale nie tak prędko.
Dopiero wieczorem, gdy będzie już ciemno?
O nie! zaśmiała się Regina. Potrwa to wiele dni.
Och, wiele dni? Bomba! A ja przez cały czas nie będę chodziła d
szkoły?
Nie, ale codziennie będziesz się uczyła z mamusią wyjaśn
Werner.
Bardzo lubię, gdy mama mnie uczy. Ale jak zejdziemy ze statki
ta w tym obcym kraju znowu pójdę do szkoły?
Chyba nie. Będziesz się uczyła sama przy pomocy mamusi.
To ja chętnie zostanę w obcym kraju na zawsze ucieszyła si
mała i z błyskiem w oczach sięgnęła po apetycznie wyglądające ciastk
z tacy stojącej na stoliku nakrytym dla trzech osób.
Wciąż przybywali nowi pasażerowie i Kroneggowie nawet nie
zauważyli, jak szybko minął im czas. Zdumieli się, gdy zadzwoniono na
kolację, a stewardowie uwijali się z półmiskami pomiędzy stolikami
' prawie już zapełnionej sali.
Urszula zasnęła natychmiast, gdy tylko wrócili do kabiny, natomiast
rodzice długo nie mogli zmrużyć oka, ale to nie zmiana otoczenia była
powodem, tylko głęboka troska o przyszłość i trudny do przezwycięże-
nia strach przed nieznanym. Obudzili się wcześnie rano nieco zmęczeni,
ale już przy śniadaniu odzyskali dobry humor patrząc na pustoszejące
przed Urszulą półmiski.
Syrena zatrąbiła przeciągle, podniesiono kotwice* Kolos drgnął
i zakołysał się powoli. Przerażona Urszula złapała się oburącz matki, alt
ta uśmiechnęła się tylko i przytuliła ją do siebie. Orkiestra zagrała znanS
melodię: Muss i denn..." A więc muszę ruszyć w świat...". O dziwo
znajome dźwięki natychmiast uspokoiły przestraszone dziecko.
Parowiec wypływał z portu. Potężne śruby obracały się w wodzie
tworząc wzburzone fale za płynącym wśród pian statkiem, pozosta-
wiającym na wodzie długi jak- welon ślad.
Dla Urszuli i jej rodziców był to zupełnie nieznany widok. Wszystko
wokół nich było nowe i niezwykłe. Wzruszali się stadem mew od'
prowadzających statek aż na pełne morze. Urszula rzucała im kawałk1
chleba, które ptaki, wykonując akrobatyczne ewolucje, łapały w powie'
trzu. Jej radosne okrzyki zwróciły najpierw uwagę współpasażerów, ale
ł
46

zauważyli oni także rodziców. Piękna para z dzieckiem
si? wyróżniała i od razu wzbudziła zainteresowanie. Nie było
nic niezwykłego, bo za każdym razem, gdy statek wypłynie już
* ^ tu emocje opadają i pasażerowie zaczynają przyglądać się sobie, by
Z ^ ntówać się, kto będzie im towarzyszył w ciągu najbliższych tygodni.
Z Na pierwszy rzut oka towarzystwo nie wyglądało na zbyt doborowe,
ale nie znaczy, że mało interesujące; zwłaszcza dotyczyło to
sażerów trzeciej klasy, gdzie przeważali wszelkiej maści awanturnicy
dacy do Afryki Południowej za przygodą, za szczęściem i fortuną
w kopalniach złota i diamentów.
Werner Kronegg ani jego żona nie szukali na razie kontaktów wśród
współpasażerów, najchętniej przebywali sami ze sobą.
Podróż przebiegała spokojnie, chociaż zdarzały się dni, że fale
mocniej uderzały o burty. Słońce przygrzewało coraz mocniej i trzeba
było powyjmować z szaf letnie stroje, ku wielkiemu zdziwieniu Urszulki.
Przecież ledwie skończyła się zima!
Wieczory pasażerowie najchętniej spędzali na pokładzie pod roz-
gwieżdżonym zwrotnikowym niebem. Urszulka czuła się na statku jak
u siebie w domu. Dzieci tu prawie nie było, ale zawsze znalazła kogoś do
zabawy, także wśród dorosłych, którzy traktowali złotowłosą małą
piękność jak maskotkę.
Rodzice również znaleźli kilku sympatycznych ludzi, z którymi
spędzali czas. Wśród nich był Niemiec, lekarz, który przed laty osiedlił
się w Kraju Przylądkowym, a teraz wraz z żoną odwiedził ojczysty kraj
uczestnicząc przy okazji w światowym kongresie medyków. Żona także
była Niemką, a pobrali się dziesięć lat temu, gdy doktor Franzius po raz
P'erwszy przyjechał do Niemiec. Wyglądał na pięćdziesięciolatka, ona
mgła mieć około czterdziestki.
Regina bardzo ucieszyła się z tej znajomości, gdyż od doświadczo-
-Cn osadników mogła wiele się dowiedzieć o życiu na antypodach,
111 okazali się nadzwyczaj rozmowni.
oktor Franzius trafił do Związku Południowej Afryki w czasie
^jen burskich jako ochotnik Czerwonego Krzyża. Bywał wtedy
ranswalu, ale od czasu, gdy kraj ten dostał się pod dominację
H . 1Kow, wiele się tam zmieniło i na lepsze, i na gorsze. Dochodziło
<*2 do drobnych zamieszek, a nawet potyczek między Burami
47

a osadnikami brytyjskimi, ale były to raczej porachunki mięc
zwaśnionymi sąsiadami, a nie rozruchy o charakterze polityczny
chociaż niezadowolenie było wyczuwalne na każdym kroku, jak zwy]
w kraju, któremu narzucono siłą obcą dominację. Ogólnie jedn-
w Transwalu panował spokój i nie należało bać się o bezpieczeństw
Rozmowny Niemiec okazał się prawdziwą kopalnią wiedzy o utw(
rzonym niedawno Związku Południowej Afryki. Kraj ten zamieś
kiwało prawie cztery miliony Murzynów, ćwierć miliona A/jató-
i około półtora miliona Europejczyków różnych narodowości. R2ą(
usadowił się w Pretorii w Transwalu, parlament w Kapsztada
w Kraju Przylądkowym, zaś Sąd Najwyższy w Blomfontei
w Oranii. W ten sposób zauważył z ironią doktor żadn
z dawnych stolic nie powinna czuć się pokrzywdzona w zdominowany^
przez Brytyjczyków nowym państwie, zwłaszcza że najważniejszyn
miastem i tak pozostaje Kimberley ze względu na znajdujące i
w pobliżu kopalnie diamentów.
Diamenty kopie się w złożach tak zwanej błękitnej skały, będąu
odmianą serpentynitu. Niegdyś znajdowano diamenty wprost na po-
wierzchni, ale okazało się, że wydobywanie ich z szybów również jeśli
opłacalne. Najbogatsze złoża znaleziono na głębokości ponad trzystij
metrów, a dziś funkcjonują tam najnowocześniejsze kopalnie, zelek
tryfikowane i zmechanizowane. Sławę kopalni z Kimberley przyćmi
leżąca pięćset kilometrów dalej na północny wschód kopalnia Premier
gdzie znaleziono kamienie znacznie większe, wśród nich słynny Cul-
linan, ważący trzy tysiące dwadzieścia karatów, czyli prawie jedetj
i ćwierć funta! Wysłuchaliście, szanowni państwo, długiego wykładu
i jestem pewien, że w duchu okrzyknęliście mnie nieznośnym gadufc
uśmiechnął się i spojrzał porozumiewawczo na swoją żonę, kiwają
z politowaniem głową.
Werner i Regina stanowczo zaprotestowali. Chcieli zdobyć j-
najwięcej wiadomości o kraju, który miał stać się ich nową ojczyzną-
Okazało się, że doktor Franzius znał także firmę Vanderveldfi
Kórner & Co. Ucieszył się, że Werner będzie w niej pracował.
To bardzo solidne i znane w całym Związku Południowej Afr)*
przedsiębiorstwo. Może pan być pewny, że nie splajtuje, gdyż nie wdaj*
się w żadne podejrzane i ryzykowne interesy dodał.
48

\o tymczasem kilka tygodni, a podróż wcale nie wydawała się
Orn nużąca. Wręcz przeciwnie, traktowali ją jak wypoczynek
a ivch i pracowitych ostatnich miesiącach, a także jako zadatek na
Ptr . '? gdy przyjdzie im borykać się z niedogodnościami życia
^rZ\, /owisku drogowców budujących autostradę.
* \Venier pewnego dnia objął czule żonę i rzekł:
__ Czy wiesz, Regi, że korzystamy z luksusowych wakacji na
dvt? Kiedyś będę to musiał odpracować.
Spojrzała na niego z dumą.
_ jestem pewna, że spłacisz firmie ten dług prędzej, niż myślisz.
Przecież znam twoje możliwości i wiem, co potrafisz.
Codziennie spotykali się z Franziusami i słuchali opowieści o kraju,
do którego się udawali.
Pewnego wieczoru pani doktorowa opowiadała, że w Górach
Smoczych na pograniczu Natalu i Transwalu jeden ze szczytów do
złudzenia przypomina profil przywódcy Burów, Ohma Kriigera. Jej
zdaniem, był to znak od Boga, że od stworzenia świata przeznaczył on
Transwal Burom.
Doktor uśmiechnął się przekornie i zakwestionował rzekome podo-
bieństwo.
Moim zdaniem, gdyby się dobrze przyjrzeć, można się doszukać
w profilu podobieństwa do króla Anglii. Oczywiście Buro wie zaprze-
czają i upierają się przy Krugerze.
Doktorowa roześmiała się i nazwała męża ignorantem.
Uśmiechnął się i on.
Ależ, Zuziu, dlaczego się denerwujesz? Jesteśmy najstarszą
Parą na pokładzie i jaki dajemy przykład młodszym? Nie będę się
2 tobą kłócić i obiecuję, że będę szukać podobieństwa skały do two-
jego idola.
nikomu
"ani Zuzanna od razu odzyskała dobry humor i porwała w ramiona
szulkę, która zmęczona zabawą chciała przytulić się do matki.
chrzcie pasażerów po raz pierwszy przekraczających równik mała
się trochę niepewnie. Marynarze, jak wiadomo, nie darują
Uj. _ j""j - -t "-r j"" -jfj ~ ' fJ ~J-
s? maicić nieco czas pasażerom znudzonym już długą podróżą. Na
?Sc'e doktor Franzius podpowiedział Wernerowi, w jaki sposób
49
z nowicjuszy i chcą się jak najlepiej zabawić, a przy okazji

może się wykupić wilkom morskim, by przy chrzcie potraktowali
nieco łagodniej.
Urszulka jednak i tak nie rozumiejąc niczego z hałaśliwego wido^
ska, patrzyła ze strachem na wygłupy dorosłych. Przez kilka następny
dni dopytywała się, czy aby znowu ktoś nie zostanie ochrzczony w t;
dziwaczny sposób.
Wszyscy nowi znajomi starali się przekonać ją, że to tylko zabaw
i nikomu nie stała się krzywda. Wkrótce Urszula zapomniała o wydara
niu, ale w sercu pani Reginy zalągł się niepokój, czy zdoła uchroń
wrażliwe dziecko przed gorszymi przeżyciami, które przecież mogą Sl
im przytrafić w nieznanym, obcym kraju.
Im bardziej Urszula traktowała chrzest na równiku jako niegroźn
zabawę dorosłych, tym bardziej Regina czuła narastający lęk, cho
nikomu oczywiście się nie zwierzyła. Im bliżej dopływali do celu, tyt
mocniej biło jej serce. Co czeka ich w obozowisku przy autostradzie
Czy uda jej się ustrzec Urszulę przed wpływem nie zawsze zdyscyp
linowanych drogowców?
Nie powtórzyła tych pytań na głos, nie podzieliła się swoim
wątpliwościami z mężem. Uśmiechnęła się, by nie burzyć beztroskiegc
nastroju.
Trzydziestego dnia po wypłynięciu z Hamburga parowiec przybił di
lądu w porcie Swakopmund. Część pasażerów wysiadła, ale przybył
nowi, którzy udawali się do Kapsztadu. Po krótkim postoju stateł
ruszył w stronę Przylądka Dobrej Nadziei.
Kroneggowie stawiali swoje pierwsze kroki na afrykańskim ladzu
właśnie z taką nadzieją, której symbolem była widoczna już z daleka.
a znana im z fotografii Góra Stołowa dominująca nad Kapsztadem
Płaski szczyt spowity chmurami wyglądał rzeczywiście jak olbrzymi stó>
nakryty białym obrusem. Wrażenie to potęgowały stromo opadają^
zbocza góry.. Nie była zbyt wysoka około tysiąca metrów a'f
wyrastając niemalże z powierzchni morza wydawała się gigantem.
Werner i Regina pożegnali się serdecznie z Franziusami już
pokładzie parowca, gdyż po zejściu na ląd na pewno nie
możliwości spokojnie zamienić nawet kilku słów.
Doktor polecił Kroneggom' przytulny hotelik niedaleko portu
Zamierzali wyruszyć do Transwalu dopiero nazajutrz. Musieli
50

i do Justusa Kórnera informując go o przybyciu, a także
v\>s^ac . walizki do Pretorii, żeby nie męczyć się z nimi po drodze.
na<^aC eli obok bagaży rozglądając się w tłumie za jakimś tragarzem,
l podszedł do nich młody człowiek wyglądający na dwudziesto-
latka ' rzeki:
_- Czy mógłbym państwu w czymś pomoc?
Werner odwrócił się mocno zdziwiony. Pierwsze słowa, które
. rowano do nich w obcym kraju, zostały wypowiedziane po niemiec-
i Także pani Regina zrobiła wielkie oczy i popatrzyła na przybysza.
' Pan jest Niemcem? spytał Werner.
Tak, panie. Przybyłem tym parowcem, ale dosiadłem się w Swa-
kopmundzie. Z pewnością państwo mnie nie zauważyli, gdyż po-
dróżowałem trzecią klasą.
_ Zatem mieszka pan w Afryce Południowo-Zachodniej?
Od pewnego czasu. Próbowałem znaleźć tam pracę, ale mi się nie
szczęściło. Pomyślałem sobie, że w Transwalu powinno być lepiej, i chcę
się zaciągnąć do pracy w kopalni albo przy budowie autostrad. Za
ostatnie grosze kupiłem bilet na statek do Kapsztadu i muszę zostać tu,
dopóki nie zarobię na dalszą podróż. Zacznę od noszenia bagaży, więc
jeżeli państwo pozwolą, za drobną odpłatnością zaniosę ich walizki do
hotelu.
Werner popatrzył na Reginę. Stała obok i przyglądała się młodzień-
cowi ze współczuciem i sympatią, którą wzbudził w niej od razu.
Chłopiec opuścił głowę i zaczerwienił się jak rak.
To chyba obojętne, Wernerze, kto zaniesie nasze walizki rzek-
Boże! Nawet nie wiedziałaś wtedy Regino, jak bardzo ten odruch
życzliwości zostanie ci w przyszłości wynagrodzony, ile dobra uzyskasz
w zamian...
Werner skinął głową i uśmiechnął się.
~~ Dobrze, rodaku. Niech pan zaniesie nasz bagaż do hotelu. To
,bno niedaleko. A tak przy okazji, ma pan przynajmniej pieniądze
ld dzisiejszy nocleg?
Nie mam ani grosza, panie, ale nie pierwszy raz będę nocował
żołym niebem. Obym tylko zarobił na coś do jedzenia, a nocleg to
1 u drobiazg.

Regina przyglądała się młodzieńcowi z coraz większym zain
resowaniem. Jak na robotnika wyrażał się zbyt akademicką nią
czyzną, a mimo skromnego ubrania widać było, że pochodzi} 2 ;nt
ligenckiej rodziny. Popatrzyła proszącym wzrokiem na Werne
i rzekła:
Sądzę, Wernerze, że jako rodacy powinniśmy temu młoden
człowiekowi pomóc choć trochę, a zacząć pobyt w nowej ojczyźnie
spełnienia dobrego uczynku, też byłoby nie najgorzej. Pomyśl, Q
możemy zrobić dla chłopca. Mam wrażenie, że to nie przypadel
urządził, żeśmy go spotkali zaraz po zejściu na ląd.
Werner uśmiechnął się.
Jak zwykle rnasz rację, Regi rzekł i odwrócił się do stojącegi
wciąż z pochyloną głową młodzieńca. Dlaczego zagadnął nas pan p
niemiecku? spytał.
Usłyszałem, że rozmawiacie państwo ze sobą w tym język
a ponadto wysiedliście ze statku przypływającego z Hamburga.
Absolutnie! Mówię płynnie po angielsku, a z francuskim
Ąrjf* C^Kia -n t c*. *-* --.--
zadał następne pytanie Werner.
A pan, nie znając obcego języka, szukał rodaków, czy tak?
Chłopiec popatrzył zawstydzony na panią Reginę i znowu zaczer
wienił się.
te;
radzę sobie nie najgorzej.
Jak pan się nazywa?
Tommy Rienasch.
Mamusiu, czy to jest Tomek Rymarz? wyrwała się Urszula
cały czas z uwagą przysłuchując się rozmowie.
Matka często śpiewała Urszuli znaną balladę Lówego o Tomku
Rymarzu i podobne brzmienie nazwiska chłopca małej od razu skoja
rzyło się z bohaterem pieśni.
Młodzieniec dopiero teraz zauważył dziewczynkę chowającą si? 22
plecami rodziców. Wszyscy troje wybuchnęli wesołym śmiechem.
Skądże, szkrabie! Źle zrozumiałaś; ten pan nazywa się Rienasci
wyjaśnił Werner, a zwracając się do chłopca dodał: Tommy
raczej niespotykane imię w Niemczech.
W istocie, jest to angielskie zdrobnienie od Tomasza. Nazywał"
się Thomas Rienasch, ale moja matka nazywała mnie Tommy. a f
czując się samotny wśród obcych, zachowałem przynajmniej to
52


przy
mi ukochaną osobę. Jedynie urzędnikom i ludziom,
kt0re 'h riie lubię- przedstawiam się jako Tomasz.
^t0\v rner i Regma wymienili znaczące spojrzenia. Ten młody człowiek
t w nich coraz większe zainteresowanie i sympatię. Tak ciepło
U , o swojej matce, że nie może być złym chłopcem.
' __ Nam przedstawił się pan imieniem Tommy; czy to oznacza, że
darzy nas pan sympatią?
Tommy popatrzył pełnym uwielbienia wzrokiem na panią Reginę,
uśmiechnął się do Urszulki, a potem poważnie spojrzał na Wernera.
_ Pozwolą państwo, że wstrzymam się z odpowiedzią, bo nie chcę
uchodzić za pochlebcę.
_ Rozumiem rzekł Werner. Zatem, panie Rienasch, za-
praszam pana z nami do hotelu. Opowie nam pan, w jaki sposób trafił
do Afryki, a jeżeli potwierdzi się dobre wrażenie, które pan na nas zrobił,
zabier/emy pana do Transwalu, na razie w charakterze służącego, a na
miejscu zobaczymy, co dalej.
W oczach Tommy"ego pojawił się błysk. Bez słowa zarzucił sobie
ciężkie walizy na ramiona, jakby były tekturowymi rekwizytami.
Och, wziąłeś obie na raz! zdziwiła się Urszula. Nie są za
ciężkie dla ciebie?
Zaczerwienił się, ale nie z wysiłku.
Mógłbym wziąć jeszcze ciebie na barana, panienko rzekł,
a przełożywszy obie walizki do jednej ręki, drugą uniósł Urszulę.
Śmiała się patrząc mu prosto w twarz. Zawsze bała się trochę
obcych, a w przypadku Tommy'ego nie okazała cienia strachu.
~- Nie jestem za ciężka, Tomku Rymarzu? spytała patrząc w jego
n>ebieskie oczy.
Jesteś lekka jak piórko, panienko śmiał się szczerząc białe
zęby
~~ Nie nazywam się wcale panienko", tylko Urszulka.
~~~ A wolno mi mówić do_ciebie po imieniu?
~~~ Wolno, bo wszyscy wołają mnie Urszulko.
~~~ W takim razie, ty musisz mówić do mnie Tommy.
T0~7. dba mi się to imię. Najpierw myślałam, że jesteś tym
lern Rymarzem, o którym śpiewała mi mamusia.
~~~ Znam tę pieśń, ale nigdy jej nie lubiłem.
53

Jak ja ją zaśpiewam, na pewno ci się spodoba. Posłuchaj:
Pod zamkiem Huntley nad fosą siadł
Rymarczyk Tomek, i cały zbladł,
Gdy jasnowłosa dama... w bieli
Pani Regina przerwała jej, chwytając Tommy'ego za rękę:
Urszulka może iść sama. Jej naprawdę nie trzeba nosić.
Dla mnie to żadna różnica, proszę pani. Poniosę małą,
chciałbym jalcoś zasłużyć na dobroć z państwa strony.
Regina znowu zdziwiła się słysząc wyrażenie zupełnie nie pasująi
do młodzieńca w wyświechtanym ubraniu.
Tommy to prawdziwy siłacz, mamusiu wtrąciła się Urszuli
Ale tobie nie wolno mówić panu Tommy'emu po imien
upomniała ją matka.
Mogę mu mówić wujku? Do wujka przecież wolno mów
przez ty.
Jak każde miłe dziecko Urszula miała wielu przyszywanych wujków
Regina wahała się przez chwilę patrząc uważnie na reakcję mło
dzieńca. Gotowa była zgodzić się na spoufalanie córki i młodegi
sympatycznego człowieka, ale rozsądek nakazywał ostrożność. T;
prysła jednak pod błagalnym spojrzeniem Tommy'ego, który niczym
nędzarz żebrał o odrobinę dobroci i zrozumienia.
Uśmiechnęła się i rzekła:
Cóż, jeżeli pan Rienasch się zgadza, ja nie będę się sprzeciwiać
Popatrzył z takim oddaniem, że aż się przeraziła.
Gdy Urszulka zabawiała głośnym szczebiotem swojego nowegc
wujka, Regina została trochę z tyłu i rzekła do męża:
or
Wernerze, ten młody człowiek z całą pewnością nie jest tym,
kogo się podaje. Mówi literackim językiem, zna angielski i francuski,
musiał otrzeć się o uniwersytet.
Zgadzam się z tobą całkowicie, Regi. Najwyraźniej los p0'
krzyżował mu plany.
W każdym razie nie jest to żaden wykolejeniec i jakoś tai
szczerze patrzy mu z oczu. Nie uważasz, że powinniśmy go zabrać d
Transwalu?
Jeżeli po bliższym poznaniu okaże się, że zasługuje na na5^
pomoc, to oczywiście pojedzie z nami. Chcę jednak przyjrzeć mu sl-
54

. choćby dlatego, że jesteśmy w obcym kraju i przy zawieraniu
^a h znajomości musimy postępować ostrożnie.
nowych OCZyWjście rację, kochanie, ale zrób coś, by przynajmniej
__. i***-
. 7gj nocy nie spędził pod gołym niebem poprosiła.
_ To mogę ci obiecać, zwłaszcza że taki gest do niczego więcej nas
nle zobowiązuje.
Doszli tymczasem do hotelu. W recepcji przyjęto ich sympatycznie,
. noj;ói dostali dopiero, gdy powołali się na doktora Franziusa, który
' D0|ecil udać się pod ten adres. Przy okazji znalazł się także skromny
pokoik dla Tommy'ego. Gdy Werner powiedział mu, że może przenoco-
wać w tym samym hotelu co oni, chłopiec od razu spojrzał na panią
Reginę. Był pewien, że to ona przekonała męża, by nie zostawił go na
ulicy. Zaczerwienił się jak burak, serce biło mu mocno i głośno jak
dzwon. Poczuł ogromną wdzięczność do pani Reginy i najchętniej
pocałowałby ją w rękę, ale nie zdobył się na odwagę.
Teraz, panie Rienasch, niech pan idzie do swojego pokoju
i odświeży się trochę rzekł Werner z uśmiechem. Bagażu chyba pan
nie ma?
Tommy westchnął.
Mam, ale cały mój dobytek zmieścił się w tekturowym pudle,
które zostawiłem na przechowaniu w porcie u poznanego na statku
marynarza. Taszcząc ciężkie pudło, trudno byłoby rni zarobić jakiś
grosz na ulicy. Jeżeli państwo mogą mnie zwolnić na chwilę, pobiegnę po
mje rzeczy i chętnie zrzucę z siebie te łachmany rzekł patrząc
zawstydzony na obszarpane mankiety koszuli wystające spod przykrót-
k'ch rękawów marynarki.
Oczywiście. Gdy pan się przebierze, proszę przyjść do nas. Zjemy
ra^m kolację rzekł Werner.
~~ Dziękuję panu z całego serca. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł
nstwu odpłacić za dobro, którym mnie obdarzacie odwrócił się na
pl?c* i wybiegł z hotelu.
I ie minęło pół godziny, a zjawił się w jadalni, gdzie czekali już
sta e^ow'e- Miał na sobie czystą białą koszulę, krótkie spodnie
nn- ?nie wyszczotkował, ale z wytartą marynarką pewnie sobie nie
* cl Cl 71 ł V\ '
Sm , ' D0 Przyszedł bez niej. Wyglądał jednak zupełnie przyzwoicie.
a- dobrze zbudowana sylwetka poruszała się z elegancją i szy-
55

kiem. Regina spojrzała porozumiewawczo na Wernera, jakby chcj-
powiedzieć: i co sądzisz teraz o moim protegowanym?
Tommy starannie przyczesał swoją bujną blond czuprynę, kontr
stującą z opaloną twarzą, która z kolei wydawała się jeszcze barda
brązowa na tle błękitnych oczu i białych połyskujących zębów pr;
każdym uśmiechu.
Proszę usiąść, panie Rienasch zaprosiła go uprzejm
Regina.
Ukłonił się jak doświadczony bywalec salonów i wziąwszy delik
tnie dłoń pani Kronegg, przyłożył ją do ust.
Serdecznie pani dziękuję za zaproszenie rzekł uprzejmie.
Wujku, jesteś taki głodny jak ja? spytała Urszulka.
Uśmiechnął się nieco zakłopotany, gdyż w tym samym czasie głosi
zaburczało mu w żołądku.
Tak, Urszulko, ale prawdę mówiąc, to ja zawsze byłem głodom
rem.
Odsunął krzesło i usiadł nieco dalej od stołu.
Proszę wybaczyć, że siadam do stołu bez marynarki; ale
jedyna, jaką posiadam, jest już w dość opłakanym stanie i raczej n
nadaje się do pokazywania przy kolacji.
Ostatecznie nie jesteśmy na oficjalnym przyjęciu, a wkrótce m;
również znajdziemy się w warunkach, gdzie o przebieraniu się d
posiłku nikt nawet nie pomyśli.
Podano jedzenie. Werner i Regina wymienili ukradkowe spojrzeni(
na widok błyskawicznie opróżnionego talerza młodego Niemca. Nk
jadł bynajmniej łapczywie, ale jakoś tak zręcznie, że porcja zniknęk
w mig i niezauważenie.
Werner uśmiechnął się.
Coś mi się widzi, że chętnie zjadłby pan jeszcze jedną porcję
Tommy aarumienił się i spojrzał zawstydzony na panią Reginę.
Wybaczcie państwo, że tak rzuciłem się na jedzenie, ale... c
dawna nie siedziałem przy stole przy talerzu smakowitych potra*
Prawdę mówiąc, ostatnio dość często wręcz głodowałem.
Regina popatrzyła na niego ze współczuciem.
Niechże pan się nie krępuje, panie Rienasch, i zamówi jeszcze co$
więcej.
56

Dziękuję bardzo, naprawdę nie potrzeba. Szkoda mi było
jedzenie na talerzach, dlatego wyczyściłem je tak dokładnie, ale
^dlerfl Ri? Ju^ ^ s^a- Jestem państwu niezmiernie zobowiązany
. nadzieję, że w jakiś sposób będę mógł się odwdzięczyć, gdyż nie
' trafię przyjmować podarunków nie rewanżując się.
Po tych słowach także Werner Kronegg nabrał zaufania do młodego
tułacza.
__ Myślę, że znajdzie się niejedna okazja do spłacenia nam tak
drobnego długu, panie Rienasch. Powiem otwarcie: oboje z żoną od
razu odkryliśmy, że nie jest pan tym, za kogo można by pana wziąć na
pierwszy rzut oka. Bylibyśmy wdzięczni, gdyby zechciał nam pań
opowiedzieć, jak to się stało, że trafił do Południowej Afryki.
Tommy spojrzał spod oka najpierw na panią Reginę, a potem
otwarcie popatrzył Wernerowi prosto w oczy.
Tak, państwu mogę opowiedzieć swoją historię, gdyż jestem
pewien, że znajdę u was zrozumienie. Mam do was pełne zaufanie.
Pokażę państwu moje dokumenty: paszport, świadectwo maturalne
i indeks, gdyż studiowałem kilka semestrów w szkole rolniczej.
Wyjął skórzany portfel z woreczka zawieszonego na rzemyku pod
koszulą i położył przed Wernerem plik różnych dokumentów.
Gdy Kronegg przeglądał je po kolei, Tommy wyjął z portfela kilka
fotografii i podał je Reginie mówiąc:
Na tym zdjęciu jest moja ukochana mateńka. Tylko tyle mi po
niej zostało.
Regina popatrzyła na szlachetną twarz spoglądającą z pożółkłej
fotografii.
~~ Pańska matka nie żyje?
Tak, proszę pani. Gdyby żyła, moje życie potoczyłoby się
^Pełnie inaczej.
W
werner złożył dokumenty i oddał je Tomy'emu, który starannie
\vał je do portfela i zapiął szybko guziki koszuli. Zaczął swoją
opowieść.
,, - r-v mówił półgłosem, jakby szukając odpowiednich słów,
2*iej wyraźnie się odprężył.
^anstwo pewnie nie zrozumiecie, co dla mnie znaczy wasze miłe
ale ja od lat nie spotkałem nikogo, kto potraktowałby mnie
57

tak serdecznie i po ludzku. Zwątpiłem już w uczciwość i szczerość lu
Nawet trudno byłoby opisać, co przeżyłem, zanim pogodziłem
z sytuacją, w której się znalazłem. Walczyłem z własną dumą ,a
z wrogiem, który czyha na moje życie, i przysięgam nikomu przez te
cały czas nie powiedziałem jeszcze, co naprawdę zmusiło mnie c
opuszczenia ojczyzny, co naprawdę kryje się w moim sercu. Zdecydow;
łem się powiedzieć to państwu, ale proszę mi wierzyć nie przychód;
mi to z łatwością. Wyjechałem z Niemiec przed dwoma laty. Powiem o
razu najgorsze: zostałem wypędzony z domu przez własnego ojca, ch&
Bóg mi świadkiem klnę się na pamięć mojej drogiej matki potrak
tował mnie niesprawiedliwie, gdy ja doprowadzony do ostateczności,
podniosłem na niego rękę.
Przerwał zobaczywszy, że pani Regina zadrżała i przytuliła do siebi
Urszulkę, która patrząc na jego poważną twarz spytała:
Mamusiu, dlaczego wujek Tommy jest smutny?
Przycisnęła główkę córeczki do piersi i rzekła:
Nie przeszkadzaj, skarbie. Pan Rienasch chce nam opowiedzieć co
bardzo ważnego, więc nie odzywaj się, proszę.
Tommy ochłonął trochę i ciągnął dalej:
Widzę, że przestraszyłem panią mówiąc o mojej sprzecza
z ojcem, ale zaraz opowiem, jak do tego doszło. Ojciec był już wdowcem
gdy ożenił się z moją matką, i miał z pierwszego małżeństwa syna. Kurt
mój przyrodni brat, był dziesięć lat starszy ode mnie i od pierwszego
dnia, gdy ojciec wprowadził do swojego domu drugą żonę, jego syn
nienawidził jej z całego serca. Tak samo było ze mną, gdy tylko
przyszedłem na świat. Kurt był jeszcze dzieckiem, ale w jego głów*
zalęgła się myśl, że matka i ja zabierzemy mu majątek. Im był starszy
tym jego nienawiść do nas była większa.
Ojciec kochał swojego pierworodnego, wprost go ubóstwiał i pod'
porządkowywał się jego woli, że aż się później dziwiłem, jak mogło dój*
do powtórnego małżeństwa. Brat jeszcze jako dziecko odznaczał stf
zdecydowaniem i silną wolą, a z biegiem lat całkowicie sobie podporzą"'
kowal ojca. Zaś do mojej matki już na początku odnosił się z jawfl*
wrogością i ku jej wielkiemu rozczarowaniu dał do zrozumienia. zt
choćby nie wiadomo jak się starała, nigdy nie zdobędzie sobie je?
przychylności.

dwu latach małżeństwa moich rodziców zjawiłem się ja i omal nie
. ĄO tragedii. Matka zaalarmowana moim krzykiem przybiegła do
v iu i zobaczyła Kurta z ciężkim kluczem w ręku, przmierzającego się
P iderzenia mnie po raz drugi. Wyrwała mu żelazo z ręki, a gdy
ta}a> dlaczego to zrobił, odparł z wściekłością, że chciał mnie
uśmiercić. . \ . . , .
Wtedy ojciec pierwszy i ostatni raz uderzył mojego przyrodniego
hnta Ten wprawdzie zrezygnował z zamiaru pozbawienia mnie życia,
ile całą nienawiść skoncentrował na matce.
Ojciec szybko zapomniał o incydencie wzruszony skruchą okazy-
waną przez brata i kochał go znowu ślepo i bezkrytycznie jak przedtem.
Kurt dorósł tymczasem i nauczył się panować nad emocjami. Do nas
odnosił się niezwykle serdecznie, gdy tylko w pobliżu był ojciec, ale poza
jego plecami dokuczał nam na każdym kroku. .Matka początkowo
próbowała się skarżyć, ale ojciec zasępiał się od razu i pytał, czego
jeszcze chce od Kurta, skoro jest dla niej uprzejmy. Zarzucał jej
czepianie się drobiazgów, gdy tymczasem ona żyła w ciągłym strachu, że
pasierb zrealizuje swój plan i rzeczywiście usunie ją i mnie ze swojej
drogi. Nic dziwnego, że życie w ciągłym napięciu doprowadziło ją do
ciężkiej choroby serca. Jeżeli nawet nie było jej bezpośrednią przyczyną,
to na pewno przyczyniło się do zaostrzenia dolegliwości.
Mijały lata, a ja pamiętam je jako jeden ciąg zagrożeń i strachu
0 bezpieczeństwo swoje i matki. Sam nie wiem, jak udało się Kurtowi
Pokonać ojca, ale jest faktem, że traktował on nas z coraz większą
obojętnością. Miałem może dwanaście lat, gdy przypadkowo pod-
s uchałem rozmowę obu mężczyzn. Kurt mówił wyraźnie: Rozwiedź
-z tą kobietą, ojcze! Przecież nie masz już chyba wątpliwości, że wyszła,
za ciebie tylko dla pieniędzy.
ac'ł dłu
Vuis/ę w tym rniejscu wyjaśnić, że mój ojciec był bardzo bogaty,
i f K ^Wa ^uze majątki ziemskie, wybudował w pobliżu cukrownię
te r*' K^ konserw. Często mówił, że większą posiadłość i leżącą na jej
s tu' C cu'crowni? odziedziczy Kurt, a ja dostanę mniejsze gospodar-
Mj ^rzetwórnię przynoszącą zresztą niewielkie dochody. Dodam dla
to g n'er"a' że dużą posiadłość wniosła w posagu matka Kurta, ale było
qPła -, arstwo zdewastowane a przy tym strasznie zadłużone. Ojciec
S1 i postawił Langenfurt tak nazywał się majątek na

59
58


nogi. Nie protestowałem nigdy, że brat jako starszy syn odzied
większą część dorobku ojca, i nie podważałem tej decyzji jako
sprawiedliwej, gdy Kurt cały czas buntował go przeciwko mnie i
wał zgarnąć cały majątek dla siebie. Z wiekiem coraz wyra?
zdawałem sobie sprawę, że intrygi brata mają tylko jeden cel: przeko
ojca, żeby mnie wydziedziczył, jeżeli już nie całkowicie, to przynajnim
z najważniejszych części majątku. Słyszałem jak mówił: Langenfu
wniosła w posagu moja matka, a co dostałeś od matki Thomasa? N,,
Moim zdaniem masz prawo podzielić tylko swój majątek między mn
1 i brata. Posiadłości matki nie możesz brać w ogóle pod uwagę jako c?ęi
spadku. Ona należy się mnie bez żadnej dyskusji, gdyż jest spadkiem]
matce, a nie po ojcu.
W rezultacie Kurt dostał jeszcze fabrykę konserw, która wresza
unowocześniona zaczęła przynosić dochody. Dla mnie po/ostal
skromne gospodarstwo w Hartau.
Prawdę mówiąc, sprawy majątkowe mało mnie wtedy interesowali
bardziej denerwowała mnie postawa brata, który z ojcem rozmawia
już tylko o śmierci. Zawsze potrafiłem panować nad swoimi emocjam
i nie przejmować się drobiazgami, w przeciwnym razie nie wytrzymał
bym atmosfery osaczenia, jaką Kurt wytworzył wokół mnie i matfc
Starałem się zachować przede wszystkim spokój i gdyby brat oświad
czył, że przestanie szykanować nas, jeżeli ja zrzeknę się całkowici!,
spadku, byłbym mu to obiecał, gdyż rzeczywiście miałem już wszysi
kiego dosyć.
Matka cierpiała jednak bardzo widząc, że ojciec odwrócił się oi;
mnie zupełnie i traktuje niesprawiedliwie. Powiedziała mu to spokojrrf
jak zawsze opanowana. On jednak zdenerwował się bezpodstawny
i wrzasnął: Musisz być aż tak zachłanna? Mam was oboje po
w nosie!
Wybiegła blada z jego pokoju. Ojciec stał przez chwilę nie wiedz4l1
co robić, ale Kurt był na miejscu. j
Widzisz teraz wyraźnie, tato, że chodzi o spadek zaśmiał5]
tryumfująco.
Zerwałem się aż kipiąc z wściekłości.
Ty bezwstydniku! ryknąłem. Jeżeli komuś tu c
o spadek, to na pewno nie mojej matce.
' 60

złapał mnie za kołnierz i wyrzucił za drzwi.
Wynoś się, szczurze, i przestań się tu rządzić. Nie masz żadnego
" żadnego, rozumiesz?
kałem wzrokiem ratunku u ojca, ale on odwrócił się plecami. Nie
^miałem, o co Kurtowi chodzi, nie miałem jednak wątpliwości, że
ri l kolejną intrygę. Zacisnąłem zęby i gorzko żałowałem, że jestem za
U dv by slan%c w obronie matki.
Od tego czasu ona już ani razu nie rozmawiała z ojcem o podziale
aiatku. Stawała się z dnia na dzień smutniejsza, bardziej milcząca i nie
arniftarn, czy kiedykolwiek się potem uśmiechnęła. Ojciec traktował ją
okropnie. Nie skarżyła się nigdy, ale jej smutne spojrzenie zdradzało
całą prawdę, a we mnie narastał nie tylko żal do ojca, ale również złość.
Bardziej bolał mnie sposób, w jaki traktował matkę niż jego stosunek do
ranie.
Kurt osiągnął swój cel: odsunął nas od ojca całkowicie i z tryum-
fującym spojrzeniem siadał codziennie z nami przy stole, a były to już
jedyne chwile w ciągu dnia, kiedy mogliśmy porozmawiać z ojcem. Im
bardziej on odsuwał się od nas, tym bardziej ja zbliżałem się do matki,
która niedomagała już coraz wyraźniej.
Lekarz stwierdził poważną chorobę serca i ostrzegł, że każde
zdenerwowanie może spowodować zawał. Potrzebowała absolutnego
spokoju. Dla mnie był to cios, ojciec słuchał zaleceń lekarza z obojętno-
ścią, zaś Kurt zaraz potem odciągnął go na bok, coś razem poszeptali
1 Jciec stwierdził, że lekarz przesadza, a cała choroba matki wydaje mu
si? zręcznie wyreżyserowaną symulacją. Brat zaczął się zabawiać
Przynoszeniem do domu hiobowych wiadomości, które potem przy
^stepnym posiłku odwoływał tłumacząc naiwnie, że dał się nabrać na
otki. Był przy tym nadzwyczaj dla nas uprzejmy. Nie rozmawialiśmy
ym, ale oboje z matką dobrze wiedzieliśmy, że Kurt robi to celowo,
C\rJ^ zc^enerwować i spowodować śmierć.
ikt go nie lubił, a ludzie pracujący dla ojca wręcz go się bali. On
m c^sem zachowywał się wtedy, jakby był już gospodarzem całego
koh U ^yrósł na przystojnego młodzieńca i na pewno podobał się
a sł Om' a'e traktował je w sposób karygodny. Nie zamierzał się żenić,
' Zatem kiedyś, jak głośno oświadczył, że nie zna kobiety, której
byłby w stanie mu zaimponować.
61

Matka czuła się coraz gorzej i dosłownie codziennie drżałem o je;.
Zdałem maturę i zapisałem się na studia rolnicze. Dopiero vw
uświadomiłem sobie, że po moim wyjeździe matka będzie całko\v
zdana na łaskę niekochającego męża i dyszącego nienawiścią pasiert,
Nie powiedziała ani słowa, ale czułem, że ona po prostu bała się 20J
sama. Przyjeżdżałem na każde ferie i za każdym razem znajdowałem
w gorszym stanie. Czekała na mój przyjazd z niecierpliwością, ojciec^
nawet mnie nie zauważał. Spotykaliśmy się tylko przy stole, chociaż te
nie zawsze.
Matka od kilku lat zajmowała oddzielną sypialnię. Ze względu j
częste ataki choroby potrzebowała stałej opieki i dlatego jej pokojówfc
która pracowała jeszcze u rodziców mojej matki stara Christii
sypiała w pokoiku przylegającym do sypialni matki, a drzwi łącząc
oba pokoje były stale otwarte.
Cieszyłem się, że przynajmniej pokojówka jedyna osoba godn.
zaufania i bardzo oddana towarzyszyła matce w czasie mojf
nieobecności. Gdy przebywałem w domu, nie odstępowałem matki Ł
krok i dziękowałem Bogu, że zastałem ją jeszcze przy życiu.
Muszę przyznać, że jako student zachłysnąłem się wolnością i rzuci
łem się w wir życia niezbyt rozsądnie. Ojciec, o dziwo, nie wydzielałir
pieniędzy na studia, a ja szybko poczułem się potomkiem bogatej?
rodzica. Przed wyjazdem na wakacje ze zdumieniem stwierdziłem, żeni:
stać mnie na zwrot zaciągniętego u przyjaciela długu i tym razem b?d
musiał powiedzieć o tym ojcu. Dwa tysiące marek to nie była pff
naszym majątku znacząca, suma, ale najgorsze było to, że musiałff
przyznać się przed ojcem, a tym samym przed Kurtem, który
odstępował go na krok.
Nie wątpiłem, że ojciec darzy mnie jeszcze jakimkolwiek uczucieff
ale nie przypuszczałem, że zareaguje na mój dług aż tak ostro,
wielkiej uciesze brata. Kategorycznie odmówił spłacenia go. Oświa?
czył, że dostaję dość pieniędzy na utrzymanie, co zresztą było prawd-
a jeżeli pożyczam od kolegów, to muszę się sam martwić, jak z\vro
długi z tego, co mam. Tłumaczyłem, że mój przyjaciel potrzebuje t>
pieniędzy, by móc kontynuować studia, ale dla ojca nie był to zad
argument. Wykluczone krzyczał nie dostaniesz ani feniga p*
tym, co dla ciebie przeznaczyłem.
62


obiec'
zedłem zdruzgotany, bardziej jego chłodnym tonem niż zdecy-
odmową. Musiałem powiedzieć o tej rozmowie matce. Zapew-
u>VaI1ją solennie, że już nigdy nie zaciągnę żadnego długu, a ona
11 ła że pomoże mi zwrócić te dwa tysiące marek. Później dowie-
nh'?C ' od Christine, że zamierzała sprzedać drogocenny naszyjnik,
przekazać mnie.
' R "'łem za młody, by docenić wartość pieniądza, więc ucieszyłem się,
am problem z głowy, i szybko zapomniałem o przykrym zajściu,
Z Iko że później nastąpiły wydarzenia, które jeszcze dziś wspominam jak
zły sen-
Następnego ranka siedzieliśmy z matką przy śniadaniu, gdy zjawił
się Kurt w wyjątkowo radosnym nastroju. Był dla nas niezwykle
uprzejmy, żartował na temat przyjemności studenckiego życia, a jadł
z apetytem jak rzadko kiedy.
Nagle do jadalni wpadł jak burza gradowa ojciec, z marsową miną
podszedł do mnie i zawołał: Ukradłeś z mojego biurka dwa tysiące
marek!
Skoczyłem jak oblany zimną wodą i broniłem się rozpaczliwie nie
mogąc wprost uwierzyć, że ojciec oskarża mnie o kradzież. Matka
krzyknęła przerażona, a ja nie myślałem o niczym innym jak o tym, żeby
się zbytnio nie zdenerwowała. Wstała i popatrzyła na mnie swoimi
przepełnionymi smutkiem oczyma.
Mamo, na litość boską, ty chyba nie wierzysz, że to zrobiłem?
krzyknąłem odchodząc od zmysłów.
Wyprostowała się dumnie i stanęła obok mnie.
mókał
dj w^tysiące marek, gdyż dokładnie wiedział, że tyle wynosi twój
Chciał
już do końca pognębić cię w oczach ojca... To on jest
63
~~ Nie, synu, ty nie, ale tamten twój brat ukradł pieniądze,
Z?by zwalić winę na ciebie mówiła z trudem łapiąc oddech.
~ ^hristine widziała go w nocy wychodzącego z latarką z gabinetu
-'Cd- Szła po lekarstwo dla mnie do domowej apteczki. Przeraziła
? sądząc, że natknęła się na włamywacza, więc schowała się w fra-
26 drzwi, ale odetchnęła z ulgą rozpoznawszy Kurta. Powiedziała
tym, bo była pewna, że twój brat zrobił coś złego, skoro prze-
korytarzem jak złodziej. Jestem pewna, że to on ukradł

Mówiła powoli i głośno, cały czas trzymając mnie mocno za
Kurt zbladł w pierwszym momencie, ale szybko ochłonął i roześi^
się szyderczo:
Tato, to przecież jawny spisek ze starą służącą!
Ojciec poczerwieniał słysząc, że matka nazwała jego pupilka złi
jem. Rzucił się na nią i, zanim zdążyłem ją zasłonić, uderzył z całej SjJ
w twarz.
Kłamczucho! wrzasnął.
Matka zachwiała się i opadła na stojący-obok fotel. Pociemniało a
przed oczyma i bez chwili wahania skoczyłem do ojca i uderzyłem
w twarz, dokładnie tak samo, jak on spoliczkował moją matkę,
jej krzyk obudził mnie.
Tommy, nie podnoś ręki na ojca! wołała przerażona.
Upadłem przed nią na kolana.
Wybacz, mamo, ale nie mogłem patrzeć, jak on cię bije.
Kurt uznał, że był to właściwy moment, by przypodobać się ojcu
i rzucił się na mnie od tyłu. Odwróciłem się i wstając odrzuciłem gc
z całej siły. Odbił się od ściany i opadł jak worek sieczki na podłogę
Dotknij mnie jeszcze raz, a pożałujesz krzyknąłem w jego
stronę, gdy zza pleców usłyszałem ostry głos ojca.
Wynocha z mojego domu! Dla bandytów nie ma tu miejsca
Zejdź mi z oczu, nędzna kreaturo. Nie jesteś już moim synem, al
zwykłym złodziejem, który miał czelność mnie uderzyć. Nie chcę ci<
więcej widzieć... Wynoś się!
Chciałem coś powiedzieć, ale zobaczyłem, że matka opadła bezwład
nie w fotelu, więc nic już mnie nie obchodziło prócz ratowania jej
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, położyłem na łóżb
i zawołałem Christine. Przy jej pomocy matka odzyskała przytoffl
ność. Pokojówka potwierdziła, że widziała Kurta w nocy, więc m
być pewien, że matka nie wymyśliła tej historyjki, by stanąć w
obronie.
Odpoczęła trochę i poprosiła mnie, bym opuścił dom.
W Langenfurt nie ma już dla ciebie miejsca, Tommy.
działam, że Kurt nie spocznie, póki cię stąd nie wypędzi. Wyje*
chłopcze, do ciotki Grety to jej siostra, jedyna nasza bliska krew
i powiedz jej, co tu się stało. Gdy tylko trochę ozdrowieję, przyj3'
64

j. Proszę cię, wyjedź natychmiast, bo boję się, że zdarzy się coś
'tclTgorszegc,
Poprosiłem Christine, by nie opuszczała mojej matki i szybko się
Niech cię Bóg ma w swojej opiece, synu! Pamiętaj, że zgubić się
. tylko ten, kto zbłądzi, kto zejdzie sam na manowce. Weź na drogę
błogosławieństwo. Będę modliła się za ciebie w dwójnasób, skoro
wyrzekł się ciebie ojciec.
To były ostatnie słowa, które od niej, usłyszałem...
Tommy zamilkł. Blady, z kamienną twarzą, patrzył przed siebie.
Słuchający także milczeli, dopiero pani Regina chwyciła dłoń chłopca
i uścisnęła ją mocno.
Drgnął, zakrył twarz rękoma i zastygł w bezruchu. Po chwili
podniósł głowę, a na jego twarzy drgał dosłownie każdy mięsień.
Wrzuciłem do walizki najpotrzebniejsze rzeczy, garnitur, trochę
bielizny i poszedłem do ciotki. Po śmierci męża przeniosła się do
pensjonatu, gdzie mieszkała wygodnie, choć raczej skromnie.
Z ojcem już tego dnia się nie widziałem, a jedynie przez służącego
przekazałem mu wiadomość, że gdyby chciał ze mną rozmawiać,
znajdzie mnie u ciotki Grety. Ciotka oczywiście nie uwierzyła w moją
winę, zmartwiła się natomiast stanem zdrowia swojej siostry, do tego
stopnia, że następnego ranka udała się do Langenfurtu.
Dosłownie kilka minut po jej wyjściu przybył posłaniec z listem od
mjego ojca. Noszę go zawsze przy sobie, niech państwo przeczytają go
sami...
. ^rżącymi rękoma Tommy znowu sięgnął po skórzany portfel
1 wyjąwszy kartkę papieru, podał ją Wernerowi.
" Thomosa Rienascha.
Kiecz
Pn-.
na
woja matka umarła dziś w nocy. Dostała zawału serca po tym, jak
i odbyłem z nią jeszcze krótką rozmowę. Przyznaję otwarcie, że
t 'em się do tego smutnego wydarzenia żałuję, że ją uderzyłem,
na *raJ ProsMern, żeby mi wybaczyła. Pierwszy raz w życiu podniosłem
,.,i rę ' a^e zrobiłem to z Twojego powodu i to Ty jesteś winien, że
ńi~i nieszcz?ścia. Odważyłeś się podnieść rękę, tak jak odważyłeś się
>asć. Wybaczyłem matce, że oskarżyła Kurta o kradzież pieniędzy
65

z mojego biurka, że skłoniła pokojówkę do zeznań, które miały Osi
Twój haniebny postępek. Spisek był szyty zbyt grubymi nićmi i mov\ '
sobie oszczędzić kompromitacji. Nie nacieszysz się ukradzionymi /
dzmi, gdyż zawsze będziesz pamiętać, że to przez nie umarła Twoja mati
Straciłeś ją, a podnosząc rękę na mnie, zmusiłeś mnie do wyrzecz?
się Ciebie jako syna. Pozostały Ci w ręku tylko skradzione mi pieniąd-
zobaczysz więc sam, jak daleko dzięki nim dojdziesz. Twój dług zapfa
ale to wszystko, na co możesz liczyć. Mam już tylko jednego syna. Jestnn
Kurt, a Ciebie nie chcę już nawet widzieć.
Hermann Rienasch
Kroneggowie przeczytali oboje list i patrzyli na Tommy'ego 2 ^
raźnym współczuciem. W jego opowieści było tyle szczerości, że ar
przez moment nie wątpili, że mówił prawdę. Schował list ojca i ciągn,,
dalej:
Jak spędziłem ten dzień, nie potrafię powiedzieć nawet dziś. K
pewno nie myślałem o wypędzeniu mnie przez ojca, pamiętam wyłączni,
ból po stracie matki i w pewnym sensie zadowolenie, że nie musi
patrzeć w oczy ojcu i bratu, bo na pewno nie zapanowałbym nad sote
Wiedziałem przecież że byłem niewinny temu, co się stało, i wolałby
umrzeć niż sięgnąć po pieniądze ojca. Nawet po wyjeździe z Langenfut
tu, gdy nieraz przyszło mi kłaść się do snu o pustym żołądku, ni
dopuszczałem myśli, że mógłbym ukraść coś do zjedzenia. Są po prosii
rzeczy, których nie robi się z natury, a moim zdaniem złodziejem trzeb'
się urodzić. ,
;kicf
Ciotka Greta wróciła z Langenfurtu dopiero za dwa dni, głebol'
poruszona nagłą śmiercią swojej siostry, a mimo to starała się przeil
wszystkim pocieszyć mnie. Przyprowadziła ze sobą Christine, gdyż Ku'
natychmiast wyrzucił starą pokojówkę za rzekome spiskowanie
ciwko nienyi. Przynajmniej zapłacił jej za trzy miesiące z góry. C
wzięła ją do siebie. Znały się przecież jeszcze z czasów paniens*-
a ponadto Greta czuła się zobowiązana służącej za jej wieloletnią P1*
i oddanie.
Christine potwierdziła, że nie opuszczała matki, tak jak ją prośmy;
jednak musiała wyjść z pokoju, gdy przyszedł pan Rienasch i ch^J
rozmawiać z żoną bez świadków. Wyszedł po kwadransie, a Chris"
66

mż matkę nieprzytomną. Oddychała z trudem i nie wypowie-
za5ta zy ani słowa umarła w ciągu nocy.
^^ icojówka pobiegła zawiadomić ojca. Zbladł i poszedł z Christine
oialni, gdzie leżała zmarła. Po chwili już cały dom był na nogach.
d0 Wyprowadził półprzytomnego ojca przekonując go, że w obecnej
cii lepiej się stało, że matka umarła. Pół godziny później wezwał
r hrfstme i oznajmił, że ją zwalnia.
_ Niech pan przynajmniej pozwoli ułożyć moją panią w trumnie.
M życzyłaby sobie, żeby ktokolwiek ją dotykał rzekła zdecydowanie
pokojówka.
Gdy ciotka Greta przyszła do Langenfurtu, Christine właśnie
kończyła matkę ubierać. Dowiedziałem się od ciotki, że matka dała
pokojówce naszyjnik z brylantami i kazała go sprzedać, zaś pieniądze
przekazać mnie, abym mógł spłacić długi. Nie miała żadnej gotówki,
a prosić o nią ojca nie chciała. Ciotka poleciła służącej, by oddała
naszyjnik ojcu i wyjaśniła, w jaki sposób trafił do jej rąk. Matka nie
wniosła do Langenfurtu żadnego posagu, była po prostu biedna,
i wszystko co miała w tym także biżuterię dostała od ojca.
Trzeciego dnia, gdy chowano matkę, stałem obok ciotki, a z ojcem
i bratem nie zamieniłem ani słowa. Widzieliśmy się wtedy po raz ostatni.
Po powrocie do pensjonatu zastanowiliśmy się wspólnie, co robić
dalej. O studiach nie mogło być mowy, skoro nie miałem ani grosza, nie
mogłem też liczyć na posadę w jakimś majątku ziemskim. Ciotka ze
swojej renty po mężu niewiele mogła zaoszczędzić, a tysiąc pięćset
marek, które odłożyła na czarną godzinę, bez chwili wahania dała mi do
?KI. Przypomniała sobie o kuzynie swojego męża, który bez grosza przy
uszy wyjechał wiele lat temu do Afryki i zbił tam fortunę. Miał wielką
We, a w jednym z ostatnich listów pisał, że powodzi mu się bardzo
rze, jednak brakuje mu odpowiedniego zarządcy, któremu mógłby
nym zaufaniem powierzyć prowadzenie gospodarstwa, gdyż chęt-
-wtedziłby ojczyznę, a nie może ze względu na nawał obowiązków.
Af ,Je W^em' co mi si? stało, ale natychmiast zapragnąłem pojechać do
- i, do tego kuzyna. Byłem gotów cierpieć głód i niewygody, byleby
Ost ^r^zeJ zniknąć z oczu ojcu i uciec od bolesnych przeżyć.
lca , CZnie, żadnej pracy się nie boję, a para silnych rąk przyda się na
J arniie. Nie czekając na odpowiedź, postanowiłem pojechać do
67

Swakopmund w Afryce Południowo-Zachodniej skąd na farmę l
najbliżej jakiś dzień drogi.
Pożegnałem się serdecznie z ciotką i pojechałem do Hamburga
mogłem począć z półtora tysiącem marek w kieszeni? Ucieszyłem
gdy zadekowano mnie pół legalnie pod pokładem, a proszę pamiętać
mimo złej atmosfery w domu, warunki miałem tam wręcz luksusou
W podróż zaś zabrałem jedynie podręczną walizkę a w niej je/
garnitur, parę butów i trochę bielizny, no i rzeczy, które miałem
sobie.
t
W Hamburgu sprzedałem złoty zegarek i sygnet za jedyne cztery-
marek. W sumie, gdy wreszcie znalazłem się na statku, pozostało
tysiąc dwieście marek. Pięćset musiałem zapłacić za miejsce p^
pokładem, pociąg do Hamburga też coś kosztował, a ponadto musiałet
kupić sobie zwykły zegarek, najtańszy, ale przecież nie mogłem wyry
szyć w świat bez czasomierza.
Dwa lata temu wylądowałem w porcie Swakopmund z tysiącei
dwustu marek. Wynająłem pokój w jakimś tanim hoteliku i starnto
wysłałem list do kuzyna męża mojej ciotki z prośbą o wiadomość, czy n<|
jego farmie znalazłaby się dla mnie jakakolwiek praca.
Oczekując na odpowiedź próbowałem znaleźć zajęcie w Swakopj
mund, ale poszukujących, jak się okazało, było tam wielu. Trafiały sit
oferty z portu, ale bardzo nisko płatne, gdyż czarni robotnicy nt
stawiali wygórowanych żądań i zadowalali się każdą płacą. Za to, o
mogłem tam zarobić, nawet przy najskromniejszych wymaganiach m>
dało się wyżyć i, chcąc nie chcąc, musiałem naruszyć mój kapi'2
wyjściowy.
Odpowiedź nadeszła dopiero po kilku tygodniach, ale nie &
kuzyna, krewnego ciotki, ale od wdowy po nim. Dostał zakażenia kfl
i zmarł kilka miesięcy temu, zaś ona sprzedała już farmę i wraz z córfc
przygotowywała się do wyjazdu do Niemiec. W tej sytuacji nie i
pomóc mi znaleźć pracy ani też w żaden inny sposób. Spotkało
pierwsze poważne rozczarowanie.

Tułałem się po Afryce Południowo-Zachodniej przez dwa lata. c
czas na granicy nędzy, jednak o szczegółach wolałbym państw u
opowiadać. Imałem się każdej pracy; ale nawet gdy harowałem ci?zK'
przez kilka tygodni, to z ledwością zarabiałem na bardzo skrofl1'
68


P
me i
raz musiałem sięgać po topniejący w oczach kapitał
,
* t Vi
od cl ' je najwyraźniej mi nie sprzyjało. Przypadkowo ktoś wspo-
f ranswalu, o tamtejszych kopalniach diamentów, o autostra-
1111113 , pudowy której wciąż przyjmowano nowych ludzi.
Skończyły się pieniądze, a żeby kupić bilet do Kapsztadu, musiałem
- rzedać mój jedyny garnitur i walizkę.
Przez cały czas pisywałem do ciotki Grety i otrzymywałem od niej
domości. Oczywiście, nie mogłem napisać jej prawdy. Śmierci
kuzyna jej męża nie przemilczałem, ale skłamałem, że znalazłem pracę
na innej farmie. Prosiłem, żeby się nie gniewała, że nie mogę jeszcze jej
/wrócić pieniędzy, które mi pożyczyła, a ona odpisała, żebym się tym nie
martwił, gdyż wcale ich nie potrzebuje. Życzyła mi szczęścia i zachęcała
do wytrwania. W ostatnim liście napisałem jej, że jadę do Transwalu
i z odpowiedzią musi poczekać, aż przyślę nowy adres.
No i przyjechałem. Za dobry znak mogę sobie poczytać fakt, że już
w pierwszych chwilach pobytu w tym kraju trafiłem na tak serdecznych
i życzliwych mi ludzi. Może, wreszcie pech, który prześladował mnie od
dawna, zdecydował się ustąpić?...
Tommy westchnął ciężko, gdy Regina ścisnęła mu rękę i rzekła:
Tylko odwagi, panie Rienasch! Pan Bóg nie opuszcza uczciwych
ludzi, którzy potrafią i chcą pracować.
Mam wrażenie, proszę pani, że o mnie to on zupełnie zapomniał.
Na pewno państwo nie potraficie sobie nawet wyobrazić, co czuje
człowiek, którego od lat otacza atmosfera bezwzględnej nienawiści.
Regina i Werner wymienili znaczące spojrzenia i oboje równocześnie
westchnęli, zaś Werner wyjaśnił:
~~ A jednak potrafimy pana doskonale zrozumieć. Nas również
v gnała z ojczyzny złość i nienawiść bezwzględnego człowieka, ale
^iem o tym panu przy innej okazji. A wracając do pańskiej historii:
u ^"^ pan potem żadnych wiadomości od ojca? Jego postępowanie
aaje mi się bardzo nietypowe i mam wrażenie, że musiał później
.
n'e w Jeż stylu. Nie próbował nawet dowiedzieć się, co robię.
Pisała, że nie utrzymują kontaktu, ale wie, że żyje i mieszka
swój błąd i żałować tego, co zrobił.
Ornmy uśmiechnął się gorzko.
ioti
69
a

z Kurtem w Langenfurcie. Pół roku po moim wyjeździe spotkar
przypadkowo i ciotka zdążyła powiedzieć mu, że jestem w AfSl'
Południcwo-Zachodniej. Myślała, że zmiękł nieco, ale on rzek} ost
tonem: To się smarkaczowi przyda. Niech pozna prawdziwy Sft
życia. Skoro w domu było mu źle, niech zobaczy, co wybrał. Dla mnie '
nie istnieje. Ciotki spytała, czy to możliwe, że całkiem zapomn
o swoim drugim synu. Popatrzył toa nią dziwnym wzrokiem,
ramionami i' f^A^^^Al l--' r- . . -
_ _ r_~~j* ^u mej iŁŁiwiiym wzroKiem, wz;
ramionami i odszedł bez słowa. Zdążyła zawołać, że gdyby jednak soh
przypomniał, że jest moim ojcem, chętnie da mu mój adres. Widoczni!
jeszcze sobie nie przypomniał. Ale... nie będę państwa zanudzai
osobistymi sprawami. Zrobiło się późno, a mała zdążyła już zasnąć
Zaniosę ją do pokoju.
Werner podał mu rękę.
Niedawno i mnie nienawiść i chęć zemsty pewnego człowiek;
wypędziła wraz z rodziną z kraju, gdzie groziła nam nędza. Jeder
z przyjaciół znalazł mi posadę w Transwalu. Podpisałem dziesięcio
letni kontrakt i będę głównym inżynierem w firmie Vandervelde
Kórner & Co, budującej autostradę, o której pan już słyszał. Ponie-
waż w biedzie ktoś przyszedł mi z pomocą, nie mogę też ja zostawić]
pana na pastwę losu. Żona wstawiła się Już za panem twierdząc, że
spełnienie dobrego uczynku już na początku naszego pobytu w tym
kraju może nam tylko przynieść Boże błogosławieństwo. W jaki
sposób będę mógł panu pomóc, zobaczę dopiero, gdy zostanie usta-
lony zakres moich kompetencji. Tymczasem zabieram pana do Trans-
walu, a żeby nie traktować tego jako objawu litości, powierzam pan"
obowiązki służącego. Na pewno będziemy potrzebowali kogoś dc
pomocy, więc dlaczego tym kimś nie miałby być właśnie pan? Obie-
cuję, że na miejscu rozejrzę się, czy nie znajdzie się jakaś posada w firmie-
Przepraszam, ale jeszcze się nie przedstawiłem: jestem doktor Werntf
Kronegg.
Tommy zerwał się na równe nogi. Walczył z cisnącymi się do ócz"
łzami; to bladł, to czerwienił się. Chwycił nagle rękę Reginy i
przycisnął ją do ust.
To moja matka spowodowała, że panią spotkałem. Bardzo f
dziękuję za wstawiennictwo u męża. Niechby dobry Bóg sprawił
pewnego dnia będę mógł się państwu odwdzięczyć. Wyciągnął
70

_ Brakuje mi słów, panie doktorze, żeby wyrazić to, co
d ^en > Przyj01? 0(^ Pana każdą pracę, cokolwiek by to było.
teraZ No Ja myśl?) że już wkrótce będę mógł zaoferować panu posadę
"". zcjolnościami i kwalifikacjami. W tak wielkiej firmie jak ta,
z ' i bed? pracować, musi się przecież znaleźć praca dla zaawan-
W eeo studenta szkoły rolniczej. Jest pan silny i zdrowy, z otwartą
swaa ^,iec coś na pewno da się zrobić.
-^'sił mam dosyć, chęci do pracy też, byleby tylko ją dostać
_ odetchnął z ulgą.
Urszulka obudziła się nagle i zdumiona rozglądnęła się.
Och, wujek Tommy już się uśmiecha. To dobrze. Nie lubię, jak
ktoś się smuci. Ale ja chyba już spałam zdziwiła się.
Chrapałaś nawet i nie zauważyłaś, że Tomek Rymarz rozmawiał
już z Królową Elfów odpowiedział Tommy.
Z Królową? Tą, która siedzi na białym rumaku?
A jakże! Ale opowiem ci o tym innym razem, bo nie wiesz, ale
twoi rodzice pozwolili mi jechać z wami do Transwalu.
To cudownie, wujku, bo cię lubię, ale teraz chciałabym być już
w łóżku.
Zaniosę cię na rękach, żebyś nie męczyła się po schodach.
Uniósł ją jak piórko i zaniósł na górę do pokoju. Spytał panią
Reginę, czy jeszcze coś mógłby dla niej zrobić.
Dziś już nie, ale jutro pójdziemy do miasta, więc mógłby nam pan
towarzyszyć. Dobrej nocy, panie Rienasch, i głowa do góry!
Pocałował Reginę w rękę.
Dobranoc pani Kronegg, dobranoc panie doktorze. Jeszcze raz
zo Państwu dziękuję. Nie idę jeszcze spać; i tak byrń nie zasnął.
0 legnę wykrzyczeć swoje szczęście na ulicę.
yszedł na miasto, a chodząc bez żadnego planu, rozglądał się
^ oła i głęboko wciągał chłodne, jesienne powietrze. Po zmroku
ku '1Znie s'? ochłdziło, czyste, gwiaździste niebo jakby chciało kon-
^ 'ac z tysiącami świateł nowoczesnego miasta.
doh "v wracał jednak myślami do pani Reginy, do jej pięknych,
^ch oczu, które zrobiły na nim ogromne wrażenie.
Ty musisz niebios być boginią
Skąd twój, o pani, nieziemski blask?
71

Zanucił po cichu i uśmiechnął się uszczęśliwiony sam do
Będzie jej sługą, będzie cały czas blisko tej ślicznej kobiety z doh '
błyszczącymi oczyma. -lt
Tak radośnie i szczęśliwie nie czuł się chyba jeszcze nigdy w 2v
Uśmiechnął się na wspomnienie słodko śpiącej przy stole Urs/i
spoważniał zaś przypomniawszy sobie spokojną twarz doktora Kron
ga. Wzbudzała szacunek. Temu człowiekowi można zaufać, na pe\y
Boże, jakie to szczęście, że spotkał tych ludzi! Jeszcze dziś rano czul
tak przeraźliwie samotny, a teraz ma aż troje życzliwych mu przyjacic
Mamo najdroższa! To na pewno ty ubłagałaś, żeby doszło (j
tego spotkania. Pani Regina patrzy na mnie zupełnie jak ty. To cudo\\r
kobieta! On taki szlachetny, a mała Urszulka... Dziękuję ci za nic[
mamo. Teraz już nie jestem sam jak palec.
Mówił sam do siebie, jakby chciał rozwiać wszelkie wątpliwości
to, co przeżył dzisiejszego dnia, nie było tylko snem.
Spacerował po mieście kilka godzin, zanim wrócił do hotelu. Zapad
czystej wykrochmalonej pościeli wydał mu się luksusem, którego
zaznał od długich dwóch lat.

IV
Następnego ranka Tommy czekał na swojego nowego pracodawcę
w hotelowym hallu. Było dość chłodno, jednak nie założył wytartej
marynarki przypuszczając, że zje z Kroneggami śniadanie. Urszula
zobaczywszy go, zbiegła ze schodów.
Och, wujku, jesteś naprawdę? Już myślałam, że mi się tylko
przyśniłeś rzekła podając mu rączkę.
Dzień dobry, Urszulko. Dobrze przespałaś pierwszą noc w ob-
cym kraju?
Spoważniała nagle.
To już jesteśmy w obcym kraju?
A nie wiedziałaś?
Podeszła pani Regina, a po przywitaniu uśmiechnęła się.
~- Pozwoliłam sobie zanieść do pańskiego pokoju płaszcz i mary-
? mojego męża. Powinny pasować na pana. Wczoraj wieczorem tak
16 ochłodziło, że byłam pełna obaw, że pan się przeziębi, a byłoby
oda, bo zdrowie jest przecież pańskim jedynym majątkiem.
mmy czuł. |ak w okolicy serca robi mu się gorąco,
^araz rozkleję się jak stara baba, pani Kronegg, jeżeli nie
D? P- 3nie Pan*ta^ s'? mme troszczyć. Odwykłem już od czułych słów.
1P1""~ pani bardzo.
się z wyrozumiałością i dobrocią.
Rlen takim razie znów będzie pan musiał się przyzwyczaić, panie
s'e naJ? Skoro los złączył nasze drogi, zrobię wszystko, żeby nie stała
"" krzywda.

73


^h(
Bardzo proszę mówić mi Tommy. Do służącego nie
wręcz mówić: pan.
Popatrzyła na męża, który właśnie podszedł.
Dobrze, Tommy, będziemy mówić panu po imieniu, aie
dlatego, że jest pan naszym służącym, ale ponieważ traktujemy Pa
jako naszego podopiecznego.
Tommy był gotów uklęknąć i ucałować stopy dobrej pani. Dopie
teraz uwierzył, że rzeczywiście zła karta odwróciła się i odtąd
szczęście go nie opuści. Całe uwielbienie dla pani Reginy i szacunek d!
doktora Kronegga, których nie potrafił wyrazić słowami, skierował n
małą Urszulę. Porwał ją w ramiona, podrzucał, tańczył jak oszalah
Dziewczynka bawiła się znakomicie. Polubiła wujka Tommy'ego oj
razu, a teraz nie ulegało już wątpliwości, że zajął on w jej matyj
serduszku miejsce tuż obok tatusia i mamusi.
Po śniadaniu wszyscy wyszli na spacer po mieście. Tommy w mań
narce Wernera wyglądał bardzo elegancko. Szczupły, wysoki, porusza
jacy się elastycznym krokiem, z wysoko podniesioną głową, zwracał Ł
siebie uwagę przechodniów, zwłaszcza młodych dam.
Kapsztad ze swoimi domami z kamienia i przecinającymi się pot
kątem prostym ulicami niczym szczególnym nie różnił się od mia>
europejskich, z wyjątkiem może większej ilości czarnych twarzy wśróc
przechodniów. Urszulka przyglądała się Murzynom z zainteresowa
niem, ale, o dziwo, nie reagowała wcale na widok ich nagich torsó
Później okazało się, że po swojemu sobie to jakoś wytłumaczyła: f,
zdaniem Pan Bóg wymalował Murzynom ciemne ubrania wprost tf
skórze!
Wycieczka po mieście nie była zbyt interesująca. Jedynym obiekt^j
godnym zwiedzenia okazał się tylko uniwersytet, no, może jeszcze
miejski, po którym pospacerowali z dobrą godzinkę.
Tommy prawie nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół. "-
niego najważniejsze było teraz to, że nie był już sam. Od dzisiaj życie*
pewno ułoży się znacznie lepiej niż dotychczas.
Wieczorem znowu zjedli wspólnie kolację. Tym razem Kronegg0**
opowiadali trochę o sobie, a cały wieczór minął im w przyjacielsl*
atmosferze. Wcześniej położyli się spać, bo nazajutrz musieli
o świcie.
74


t\m
i; przez Kimberley do Pretorii. Im dalej na północny wschód,
?C 'obraz stawał się bardziej malowniczy, w odróżnieniu od
j równiny w okolicy, gdzie pobudowano kopalnie dia-
m
'grzali się do Gór Smoczych, słusznie nazwanych południowo-
r,ską Szwajcarią, które od wschodu i północy wyznaczały granicę
v zamieszkałej przez plemiona Basuto. Gigantyczne szczyty wzno-
sie ponad trzy tysiące metrów nad poziom morza i pokryte
wiecznymi śniegami majaczyły na horyzoncie, gdy pociąg wtaczał się
wyżynę, na której na wysokości tysiąca trzystu metrów leży
Pretoria.
Miasto stolica niedawno utworzonego Związku Południowej
Afryki zrobiło na przybyszach wielkie wrażenie, gdyż znacznie
bardziej niż Kapsztad przypominało im Europę, a spodziewali się, że
będzie na odwrót.
Bez trudu znaleźli pokoje w eleganckim hotelu, skąd Werner
zatelefonował do firmy Vandervelde, Kórner & Co, informując o swoim
przybyciu. Miał zgłosić się nazajutrz w biurze pana Kórnera.
Zostawiwszy żonę i córkę pod opieką Tommy'ego, Werner udał się
pod wskazany adres. Justus Kórner przyjął go bardzo serdecznie. Już
pierwsze wrażenie, jakie na nim zrobił Werner, wypadło korzystnie:
kandydat na stanowisko głównego inżyniera był co najmniej o głowę
wyższy od właściciela firmy! Rozmawiali już dobrą godzinę, a sądząc po
minie. pan Kórner był coraz bardziej zadowolony. Nie miał wątpliwo-
SC1'że angażując tego człowieka na pewno zrobił dobry interes. Pytał też
o swojego siostrzeńca. Werner przekazał mu informacje z pierwszej ręki,
c ć spóźnione już o cały miesiąc, a także serdeczne pozdrowienia, które
Xjz rand posyłał swojemu wujowi.
Justus przypomniał sobie, że doktor Kronegg przyjechał
dnu IVlam nadzieję, że zainstalował się pan w dobrym hotelu,
U|(torze.
Specjalnie nie wybierałem, ale żona i córka są zadowolone.
porozmawiajmy, co robić dalej. Powiem otwarcie, że
75

wolałbym zatrudnić kawalera, ale lepiej mieć żonatego fachowe
debiutanta bez rodziny. Dotychczas prowadziliśmy prace na ter
Hoog Veld, to znaczy na pokrytej sawanną wyżynie, z której dale
północny wschód wyrastają olbrzymie góry. Autostrada będzie c
ciowo biec między szczytami Gór Smoczych. Widział je pan z O^H
jadąc pociągiem. Dotychczas nie było specjalnych problemów z bud
wą, ale teraz trzeba będzie przerzucać mosty nad przepaściami i zry
skaliste zbocza gór. Z tak skomplikowanymi robotami nie poradził^
sobie żaden z pracujących u nas inżynierów. Zadanie to czeka na pat
i mam nadzieję, że pan się nie zlęknie.
Werner słuchał jak urzeczony.
Po to tu przyjechałem, panie Kórner. Nie boję się trudnym
zadań, a z doświadczenia wiem, że im trudniejsze, tym bardziej mm
porywa.
Cieszę się, panie doktorze. Plany i wyniki pomiarów dostam
pan natychmiast, gdy tylko zostaną wykonane, a dalsza praca nad mir
to już pańskie zadanie. Obozowisko dla budowniczych założyliśmy].
Hoog Veld, ale u podnóża gór, które będzie pan musiał przecz
autostradą. Jest to najzdrowsze miejsce, jeżeli chodzi o klimat, w całyiT
Transwalu i śmiało może pan tam zabrać swoją rodzinę. Co najwys|
będą wam dokuczać większe różnice temperatur między nocą a dnieu
a wszystko inne zupełnie przypomina europejską pogodę. Spotkaci
nawet znane sobie rośliny, gdyż tropikalna flora rośnie tylko w dol1
nach, gdzie uprawia się też trzcinę cukrową, cytryny, pomarańcze, ka
i inne egzotyczne owoce. Jak pan widzi, klimat was nie zaskoczy, czef,
nie można powiedzieć o warunkach życia w obozowisku. O komforw
nie ma co marzyć. Jedyne, co mogłem dla pana zrobić, to kazałf
zbudować drewniany domek z pokojem dziennym, sypialnią i niewiw*-
kuchnią. W ostatniej chwili dobudowano jeszcze werandę i, jak sadz?,1!
na niej pańska żona i córeczka będą najchętniej przebywać. Wyposa? j
nie też będzie raczej skromne, ale proszę mi wierzyć, na miejscu nicz$
lepszego nie udało się znaleźć. Zrobiłem dla pana wyjątek na pr^
mojego siostrzeńca, który wprost zaklinał, żebym ułatwił paris'
przejście od cywilizacji do obozowego życia. Więcej naprawdę już zro
nie mogę i zdaję sobie sprawę, że wszystko wyda się państwu bard*
prymitywne.

lyrje wiem, jak panu dziękować za tyle starań, panie Kórner.
przekonany, że żona szybko się przystosuje do skromnych
. ?W>
a córeczka pod nawałem nowych wrażeń w ogóle nie
*a ?v że cokolwiek w domu się zmieniło. Najważniejsze, że będzie-
zaU zeffl. Liczyliśmy się z zamieszkaniem pod namiotem, więc
"^ tko co przewyższa ten standard, będzie dla nas luksusem.
fts ___ cóż, namiot też pewnie państwa nie ominie. Gdy budowa
unie sję dalej na północ, w górzystej okolicy trudno będzie znaleźć
yeodne miejsce na postawienie namiotów, a co tu mówić o domku!
Zanim jednak do tego dojdzie, przywykniecie już państwo do cygań-
skiego trybu życia i nic już was nie zaskoczy. Ale jest jeszcze jeden
problem: co zrobicie ze szkołą dla małej? Można by ją zapisać do
najbliższej szkółki dla dzieci farmerów. Są takie w okolicy.
Nie ma takiej potrzeby, panie Kórner. Żona jest dyplomowaną
nauczycielką i będzie uczyła Urszulkę w domu wszystkich przedmiotów.
O, to przynajmniej jeden problem ma pan z głowy. Jeżeli pan
pozwoli, drogi doktorze, przedstawię pana moim wspólnikom, panom
Vandervelde i Dudleighowi. Sądzę, że zrobi pan na nich równie dobre
wrażenie jak na mnie.
Werner ukłonił się dziękując.
Po chwili Justus Kórner wrócił do gabinetu w towarzystwie dwóch
starszych panów, z którymi od razu było widać był w wielkiej
komitywie.
Sam energiczny, zdecydowany i rezolutny, jakby nie pasował do
"leco fegmatycznego Bura i wyniosłego, choć z typowym poczuciem
mru, upartego Anglika. W sumie jednak stanowili zespół wzajemnie
? uzupełniających charakterów i nie tylko: Vandervelde, potężne
PISKO, ważące grubo ponad dwieście funtów, był niemal przeciwień-
ern chudego jak szczapa Dudleigha, nie rozstającego się ani na chwilę
stad Ją ^^' Krępy i raczej niski Kórner mógł co najwyżej uchodzić za
w ^ Pśrednie, jeżeli chodzi o posturę, natomiast wyraźnie niedoin-
^wane jeżeli chodzi o wzrost.
i ^ wernera cudzoziemcy z początku odnieśli się z chłodną rezerwą
? ' ż w krzyżowy ogień ' pytań dotyczących nieraz bardzo
KWycri zagadnień fachowych. Egzamin wypadł pomyślnie, co
yio odczytać z uśmiechniętej twarzy Justusa Kórnera, swobod-

76
77


nej pozy siedzącego w fotelu Vandervelda i spokojnie wydoby\va;
się kłębów dymu z fajki pana Dudleigha. -l
Pytań o żonę i córkę nie stawiano. Ta część kontraktu t
l widocznie w sferze prywatnych spraw pana Kórnera. 8
Na biurku tymczasem zjawiły się mapy i rysunki technic
W czterech pochylili się nad nimi, a z fachowej rozmowy wynikało ?
tematem są trudności czekające ich przy budowie autostrady i ^'
łączących ją""z ośrodkami leżącymi w pobliżu. Werner słuchał uważn
i nieco spięty, ale już po chwili włączył się do rozmowy i proponoj
rozwiązania prostsze, tańsze lub łatwiejsze do wykonania. Kręcili;
zrozumieniem głowami, a Kórner wprost triumfował.
I co panowie sądzicie?
Vandervelde kiwał potakująco, zaś Dudleigh, nie wyjmując faji
z ust, wyrzekł swoje sakramentalne: all right. Rozmawiali dale
traktując Wernera już jako partnera w przedsięwzięciu, które realizo\w
li. Na koniec wręczyli mu najważniejsze plany i mapy dokumeni
zawsze pilnie strzeżone przed okiem ciekawskich.
Jutro już odpowiedzialny pracownik firmy miał zawieźć Werner
z rodziną na plac budowy i pomóc w zainstalowaniu się w obozie.
Czas ucieka, drogi doktorze, a zmarnowaliśmy go już doi
czekając na pana przyjazd. Pozostali inżynierowie kończą prac?
równinnym terenie i dołączą do pana, bo nie ma co ukrywać dla pac-
został najtrudniejszy odcinek. Widział pan plany i mapy; trzeba będzie.1
zmienić, czy też da pan radę przeprowadzić autostradę zaplanować,
trasą? spytał Kórner.
Werner wyprostował się, wyraźnie zadowolony.
Panowie, ten plan zostanie zrealizowany bez żadnych poprafl*1
Chciałbym jednak wiedzieć, z kim będę pracować, bo od tego
zależy.
Prawda. Wybraliśmy dla pana najlepszych ludzi, ale cr'
ukrywać są wśród nich elementy buntownicze, samowolne,
trudne do kierowania. Dlatego też od samego początku musi ich F
wziąć w karby, a w tym tyglu narodowości, ras i języków nie będ#e
łatwe. Szczególnie niech pan pilnuje poniedziałków. W niedziel? ^
bractwo wynosi się do najbliższego miasteczka. Wie pan: wino, kot"
i śpiew, a potem nazajutrz trudno ich zagonić do pracy.
78

dś to znam, panowie zaśmiał się Werner. W Niemczech
T" nie było inaczeJ-
C Rvć może, ale tutaj trzeba mieć oko otwarte na wszystko także
"zostałe dni tygodnia.
^ Reagować ostro, ale sprawiedliwie, to moja zasada i dotychczas
wśze sprawdzała się w praktyce.
z'n święta prawda! Większość pracowników to tubylcy z plemienia
i Botswana, jest trochę Azjatów i niewielu Europejczyków.
. , [j ciągle poszukujemy, zwłaszcza inteligentnych i wykształconych,
no oornocy dostanie pan siedmiu inżynierów. Trzej to Anglicy, dwaj
Burowie, jeden Szwajcar i jeden Niemiec. Wszyscy młodzi i niedoświad-
czeni, więc na pewno wymagający także nadzoru i silnej ręki, po-
wiedzmy raczej: autorytetu. Rozpuściliśmy już o panu wiele dobrych
wiadomości, więc pozostaje od razu narzucić wszystkim swoją wolę. Na
pewno poskutkuje.
Dziękuję za torowanie mi drogi, panowie, ale chyba i bez tego
poradzę sobie z ludźmi. Przekonałem się już wielokrotnie, że najskutecz-
niejszą metodą kierowania zespołem pracowników jest po prostu dobry
przykład.
Kórner poklepał go po ramieniu.
Brawo, doktorze! Takie też jest moje doświadczenie.
Werner nagle przypomniał sobie o Tommym.
Mówił pan, że tak trudno znaleźć pracowników inteligentnych
1 wykształconych?
semestr
energic^
Oczywiście. Szukamy właśnie kogoś, kto mógłby odciążyć pana
Papierkowej roboty, jak choćby sporządzanie list wypłat i inne prace
Urwe, które zabiorą panu wiele cennego czasu.
__ Potkałem w Kapsztadzie młodego Niemca, który właśnie szuka
L^0 rdzaju. Zdał celująco egzamin maturalny, studiował kilka
f ów w szkole rolniczej, ale ze względów rodzinnych musiał
3wać. Przyjechał do Afryki Południowo-Zachodniej. Nie po-
mu się, więc wybrał się do Transwalu. To bardzo bystry,
^ Po H^' ^wudziestoparoletni chłopiec, zdrowy i silny jak tur. Sądzę,
\\Sp Z1jby sobie z czynnościami, o których pan Kórner był łaskaw
79

Wszyscy trzej kiwali zgodnie głowami.
Pańskie polecenie jest dla nas wystarczającym argum
panie doktorze. Od pana też zależeć będzie zakres obowiązków i^
mu powierzymy. Niech jedzie jutro z panem na Hoog Veld. Mo?'
pan obiecać jedną czwartą wysokości swojej pensji; inżynierowie d "
jedną trzecią wyjaśnił Vandervelde, a Dudleigh wyjął na chwile f'
z ust. Ji
Jakoś musimy nazwać posadę1 dla chłopca. Proponuję, ^ i
oficjalnie młody człowiek został sekretarzem doktora Krones
W końcu będzie prowadził za niego całą buchalterię, a przypuszczam j
nie tylko.
Werner cieszył się, jakby spotkało go jakieś szczególne wyróżnienie
To radosna wiadomość dla tego młodzieńca. Kiedy mógłbym s
panom przedstawić?
Nie widzę takiej potrzeby, doktorze. Wystarczy pańska ręko
mendacja, a ponadto nie ma już czasu. Nasz pracownik przywiezie jutr
z rana pisemne potwierdzenie przyjęcia tego młodzieńca, a poznamy gc
gdy przyjedziemy na budowę rzekł Justus Kórner.
Mister Dudleigh mruknął swoje all r,ight", a Vandervelde rozparł
w swoim fotelu raczył tylko skinąć głową.
Po chwili obaj podnieśli się i, uścisnąwszy dłoń Wernera, zostawili gi
samego z Kórnerem. Wypytywał o Tommy'ego, jednak Kronegg ni;
zdradził niczego, co w jakiś sposób dotyczyło rodzinnych problemó'
chłopca. Rozmawiali jeszcze o innych sprawach, a na koniec JusJit
zapowiedział, że w najbliższym czasie odwiedzi Wernera na miejso
budowy, by w razie potrzeby podjąć dalsze decyzje.
Wtedy przedstawi mi pan Thomasa Rienascha, no i oczywis^
swoją żonę i córeczkę. Sądzę, że jakoś się urządzicie w prowizoryczny^
warunkach. Miejsce jest dobre, więc obozowisko pozostanie tani rok
a może i dłużej, zanim przeniesiemy was gdzie indziej. Jutro pojedzie--"
tam państwo moim samochodem. Bagaże wyślemy ciężarówką, a wszy-
tkim zajmie się pracownik firmy. Państwu pozostaje tylko uzbroić *
w cierpliwość i jakoś znieść wielogodzinną podróż. Przy okazji przeko
się pan, jak bardzo przydatna będzie nasza autostrada. Teraz muszej
pana pożegnać, doktorze, gdyż mam spotkanie w ministerstwie, a tu' j
sze władze są wręcz przeczulone, jeżeli chodzi o punktualność.
80

czekała na powrót męża z narastającą niecierpliwością. Co
^ ^chodziła do okna i wyglądała na ulicę.
ch*i'? P y z Urszulą siedzieli przy stole zajęci wycinaniem z papieru
^ 20 przeróżnych figurek. Każda oczywiście musiała mieć jakieś
g3zet . sporom i przekomarzaniom nie było końca. Tommy jednak
1IT11? t co pewien czas na panią Reginę i coraz bardziej niepokoił się,
jidzącjeJ
zdenerwowanie.
Wreszcie usłyszał, jak głęboko odetchnęła i natychmiast poczuł
U Gdy P chwili Werner wszedł do pokoju, chłopiec chciał wyjść, by
m nie przeszkadzać, ale Kronegg złapał go mocno za ramię i uśmiech-
nął sif.
Ani kroku, Tommy! Mam wiadomości także dla pana.
Opowiedział najpierw żonie o drewnianym domku, w którym będą
mieszkali.
Jest wprawdzie bardzo malutki: pokój, sypialnia i kuchnia, ale
zawsze to coś trwalszego niż zwykły namiot.
Regina rzuciła mu się na szyję.
O Boże! Więc nie będziemy mieszkać pod namiotem? Jakże się
cieszę, Wernerze!
Powtórzył szybko najważniejsze decyzje, które podjął wspólnie
z Kórnerem, między innymi tę o wyjeździe już jutro.
Niestety, moja droga, musisz zrezygnować z Tommy'ego w roli
dziewczyny do wszystkiego. Na miejscu będą pomagać ci dwie kobiety
1 P'ernienia Basuto, a służącego musimy zwolnić.
lornmy zbladł i nie mógł wydobyć z siebie słowa, chociażby jęknąć.
0 eraz z nim się stanie? Był pewien, że marzenie o wyjeździe i pracy dla
wspaniałych ^ucizi PT8*0 Jak piękny sen.
eżma popatrzyła na chłopca z litością w oczach i spytała:
7~ A Tommy? Co z nim będzie?
tys. "rner zobaczył, że na zdenerwowanej twarzy Tommy'ego drgają
_ !e mięśnie, a z oczu wyziera gorycz i rozczarowanie. Chwycił go
'""""a i potrząsnął.
Chl
Pojedzie z nami... jako mój sekretarz!
-> półprzytomny-, wyjąkał:
Jak to?
81

Sekretarz albo, jeśli wolicie adiutant. W firmie pana Kom
miejsce dla inteligentnego i wykształconego młodego człowieka z^'
się znajdzie. Byłem tego pewien, ale musiałem najpierw poróżniaj''
z szefami. Oficjalnie dostanie pan stanowisko mojego sekreta/1
a w rzeczywistości będzie pan prowadził tabele wypłat i wykony\vaj *
mnie wszystkie prace biurowe. Już ja się postaram, żeby firma mi i
pożytek, a pan odpowiedni zarobek.
Rzucił sumę, którą zaproponował Kórner, znacznie, ale
przekraczającą całoroczny dochód Tommy'ego.
inn
Chłopiec stał jak słup soli patrząc z niedowierzaniem na Kroneg
Nagle jego blada twarz pokryła się purpurowym rumieńcem, a Tom;
bez słowa odwrócił się i rzucił do drzwi.
Werner popatrzył zaskoczony na Reginę.
Co mu się stało?
Jak to co? zaśmiała się. Nie zauważyłeś, że łzy pode-
szły mu do oczu? Z radości biedaczysko nie potrafił zapanować nad
sobą.
Zdążyłaś go już poznać, Regi! Wy, kobiety, rzeczywiście po-
traficie posługiwać się szóstym zmysłem, ale ja też widzę, że to dobi)|
chłopak i cieszę się, że udało mi się zrobić coś dla niego.
Przyznaję zupełnie otwarcie, że polubiłam Tommy'ego i czasara
mam wrażepie, jakbym znała go od dawna, jakby był członkieir
naszej rodziny. Co za dziwne zrządzenie losu, nie uważasz? T)
prześladowany nienawiścią nikczemnego człowieka, pomagasz tuta
komuś, kogo zazdrość i nienawiść wypędziła z rodzinnego domu. T'
niesamowite!
Tak, Regi, to niezwykłe rzekł przytulając ją. Dla m*
niezwykły jest już sposób, w jaki zostałem przyjęty. Tu czuj? "f
doceniany, tu pozwolą mi rozwinąć skrzydła. Nie czeka mnie ła
praca, ale ^iem, że sobie z nią poradzę. Całe szczęście, że warunki
ciebie i Urszulki nie są znowu aż tak nieznośne.
Opowiedział pokrótce, co jeszcze mówili wszyscy trzej szefa**
firmy, a Regina słuchała odprężona i zadowolona, że nie musi z co
ką żyć z dala od ukochanego męża.
Wspaniale, że będziemy mieć domek, Wernerze. To co, że ci
Zrobię wszystko, żeby był przytulny.
82

pogłaskał ją po włosach.
Będziesz jedyną białą kobietą w obozie, Regi. Są Murzynki,
morą, sprzątają i gotują dla wszystkich pracowników w ogromnej
hm polowej. Najlepszymi kucharkami są Botswanki i one gotują dla
mierów. Niektórzy robotnicy są żonaci, a ponieważ pochodzą
'" kolicznych wiosek, ich żony są częstymi gośćmi w obozie. Tak czy
1 czej, nudno to tam nie będzie, w tym tyglu ludzi' wszystkich ras.
Pocieszające jest również to, że na miejscu jest lekarz i kilku sanitariuszy.
Rozmawiali jeszcze o różnych sprawach, gdy ktoś cicho zapukał do
drzwi, a gdy się otworzyły, stanął w nich Tommy z opuszczoną jasną
c/upryną i czapką w dłoni.
Niech się pan nie gniewa, panie doktorze, że uciekłem z pokoju
jak dzikus, ale Bóg mi świadkiem nie przywykłem jeszcze, że ktoś
może być dla mnie dobry. Wiem, że to pan wstawił się za mną u szefów,
bo skąd przyszłoby im do głowy dać mi tak dobrą posadę mówił
drżącym głosem, ciągle walcząc ze wzruszeniem.
Werner położył mu rękę na ramieniu.
Specjalnie nie musiałem nikogo przekonywać, Tommy. W firmie
po prostu brakuje ludzi wykształconych. Jestem jednak pewien, że
gdyby pan sam poszedł prosić o pracę, nawet by pan nie wspomniał
o swojej maturze i niedokończonych studiach.
Prawda, nigdy się tym nie chwaliłem.
No właśnie, a niewykluczone, że znalazłby pan niqzłą pracę już
w Afryce Południowo-Zachodniej. Cieszę się, że będzie pan miał ją teraz
w Transwalu.
Tommy ściskał mocno dłoń Wernera.
7- Nigdy tego panu nie zapomnę, doktorze. Dziękuję z całego serca,
ż da, że kiedyś będę mógł się zrewanżować.
~~ Bez przesady, Tommy. Szczerze mówiąc, bardzo mi zależało na
2ynianm pana z czysto egoistycznych powodów. Jadę do pracy
nawale zajęć nie zawsze będę mieć czas dla rodziny, a W obozie
łd lożnie. Liczę więc na pana, Tommy, że w razie potrzeby
Pakuje się pan moją żoną i córeczką,
i n mmy spojrzał na panią Reginę wzrokiem pełnym uwielbienia
^*?|p r\
kule "łu P0rwa* w ramiona Urszulkę, zajętą zabawą z papierowymi
"karni, i przytulił ją mocno.
83

Nikomu nie pozwolę skrzywdzić pana małżonki i
panie doktorze! powiedział spontanicznie, bez patosu, ale barek
poważnie.
Dla Wernera słowa te zabrzmiały jak przysięga.
Tommy posadził Urszulę przy stole i pogłaskał jej kręcone blond
włosy.
Tak mnie przycisnąłeś, wujku, że aż się przestraszyłam, zupełnie
jak tatuś, który czasami tarmosi mnie, aż wszędzie boli. Ale tylko
troszeczkę... Mężczyźni są wielcy i silni, i pewnie nie potrafią przytulać
tak delikatnie, jak robi to mamusia. Czasem też przyciśnie mnie mocno
ale to wcale nie boli.
A bolało, gdy ja cię ściskałem?
Masz takie twarde ręce, wujku Tommy! Nie szkodzi. Troszeczkę
bólu można wytrzymać, bo gdybym za każdym razem płakała, to ani
tatuś, ani ty nigdy nie wzięlibyście mnie w ramiona, a ja myślałabym, że
mnie nie kochacie.
Patrzyli wszyscy troje zdziwieni, że dziecko potrafi aż tak logicznie
rozumować i wyciągać wnioski.
Werner poinformował, że jutro z samego rana pojadą autem pana
Kórnera do ich nowego domu, a ciężkie bagaże przywiezie ciężarówka
zaopatrująca obozowisko w żywność.
Tommy stał ze spuszczoną głową, wyraźnie czymś zaniepokojony.
No, co tam, Tommy? Widzę, że coś pana dręczy.
Przestępował z nogi na nogę, ociągając się z odpowiedzią. Regina od
razu domyśliła się, o co mu chodzi.
Tommy chciałby poprosić cię o zaliczkę, Wernerze. Na pewno
źle się czuje w twojej marynarce i płaszczu, a licząc na pierwszą
wypłatę, chciałby już teraz w Pretorii zaopatrzyć się w niezbędne
rzeczy, zwłaszcza że potem nie będzie miał okazji. Jako twój sekre-
tarz chciałby' kupić sobie coś porządniejszego. Nie mam racji-
Tommy?
Zaczerwienił się jak burak.
Pani jest nie tylko dobrą, ale również jasnowidzącą wróżką, PaIJ^
Kronegg. Rzeczywiście, chciałem poprosić o zaliczkę.
Werner roześmiał się.
Myślę, że na drobne zakupy będę mógł sięgnąć do podręcziw
84

y Tyle musi panu wystarczyć, Tommy rzekł podając mu banknot
esjeciofuntowy, wart nieco ponad czterysta marek.
__ O, nie! Aż tyle nie mogę wydać.
__ Nie widzę innego wyjścia, jeżeli chce pan wyglądać jak praw-
jziwy angielski dżentelmen. Kilka garniturów, porządny płaszcz, buty,
bielizna to na pewno, a mocne ubranie robocze też się przyda, nie
mówiąc już o walizce, bo chyba nie zamierza pan'podróżować z tek-
turowym pudłem, które zresztą już się rozlatuje. Założę się, że dziesięć
funtów pójdzie jak woda.
Tommy patrzył na banknot, który trzymał w jednej ręce, a drugą
podrapał się po głowie.
Muszę się targować, jeżeli ceny będą za wysokie rzekł
zdecydowanie, a spojrzawszy na Wernera spytał: Jaki będzie nasz
adres w Transwalu, panie doktorze?
Najlepiej podać adres firmy i swoje nazwisko. Pan Kórner
zapewnił mnie, że korespondencja zawsze trafi na miejsce gdziekolwiek
by się pracowało.
Tommy znowu się zaczerwienił.
A mógłbym podać taki adres: pan sekretarz Thomas Rienasch?
Wie pan, chciałbym napisać do ciotki, że znalazłem porządną pracę.
Sekretarz to ładnie brzmi, niech się starowinka ucieszy, że los wreszcie
uśmiechnął się do. mnie. Napiszę jej także, że gdy tylko zwrócę panu
dług, zacznę spłacać jej te tysiąc pięćset marek, które mi pożyczyła.
Oczywiście, Tommy. Śmiało może pan napisać w adresie słowo
sekretarz.
Tommy zanotował w kalendarzu pełny adres firmy i pokazał kartkę
Urszuli.
~~ Widzisz, Urszulko, z kim masz teraz do czynienia? Umiesz
*'2ec'eż czytać. Jestem ważną osobą; sekretarz firmy Vandervelde,
Kórner & Co. Ładnie to wygląda, co?
Urszula przesylabizowała powoli pełny adres i zaśmiała się.
~ To przecież nie ty! Jesteś wujkiem Tommym, a nie żadnym
retarzem Thomasem Rienaschem. Thomas zupełnie do ciebie nie
Pasuje.
7sk~~~ Też tak myślę i dlatego wolę nazywać się Tommy. Ty też chcesz,
ić ci Urszulko, a nie panno Urszulo.
85

A wiesz, wujku, co znaczy moje imię?
Nie wiem!
Urszula to po łacinie mała niedźwiedzica. Tak powiedział mi
wujek Brand.
O mój Boże! Nie miałem pojęcia, że bawię się z małą niedźwiedzi-
cą udał przestraszonego, a Urszula mruknęła groźnie i zrobiła
śmieszną minę rzucając się na Tommy'ego.
Porwał ją w ramiona i uniósł wysoko.
Ależ mi napędziłaś strachu, misiaczku!
Werner i Regina śmiali się uradowani, że Tommy i Urszula tak
doskonale się rozumieją.
Pobiegnę szybko zrobić zakupy rzekł nagle Tommy poważ-
niejąc i postawił Urszulę na ziemi.
Pójdziemy wszyscy, jeżeli zaczeka pan parę minut zapropono-
wała Regina.
Dziesięć minut później wyruszyli na miasto. Tommy kup1!! wszystko,
co zamierzał i, o dziwo, rzeczywiście utargował chyba z dwa, trzy funty.
Stali przed sklepem z instrumentami muzycznymi. Tommy trzymał
Urszulę za rękę i oboje najwyraźniej nie mieli ochoty odejść od wystawy.
Z błyszczącymi oczyma Tommy popatrzył na Reginę i spytał:
Ile też może kosztować to banjo?
Pan umie grać na tym instrumencie, Tommy?
Tak, nauczył mnie kolega w czasie studiów. Dużo graliśmy
i śpiewali razem. Przypuszczam, że w obozowisku nie ma instrumentów,
a okazji do muzykowania będzie wiele. Sądzicie państwo, że to
nierozsądne z mojej strony, jeżeli kupię ten instrument?
Uśmiechnęli się wszyscy troje.
Z przyjemnością posłucham jak pan śpiewa, Tommy rzekła
Regina, a chłopiec już był w sklepie i targował się ze sprzedawcą.
Wyszedł po chwili z ijozpromienioną miną.
Niecałe dwa funty! Ale miałem szczęście.
W jednym ręku trzymając nową walizkę z zakupami, w drugim
banjo, szedł między Reginą a Wernerem.
Nawet gdybym odziedziczył całe Langenfurt i tlartau wraz
z fabryką cukru i konserw, nie byłbym tak zadowolony jak z tej walizki
i banjo.
86

Regina wzruszyła się słysząc, jak obojętnym tonem wspomina Tommy
swoje utracone dziedzictwo. Żadnego żalu, cienia goryczy! Także Werner
poczuł do chłopca nagły przypływ jeszcze większej sympatii.
Wszyscy czworo odprężeni, zadowoleni i beztroscy pierwszy raz od
bardzo dawna, wracali powoli ulicami Pretorii do swojego hotelu.
W pokoju Tommy od razu musiał wypróbować instrument. Urszula
nie odstępowała go na krok, dopraszając się zagrania znanych jej
melodii. Regina i Werner przysiedli się również i z przyjemnością
słuchali czystych dźwięków instrumentu i aksamitnego głosu Tom-
my'ego.
Zatopiony w myślach, zapatrzył się przed siebie i zaśpiewał:
Pod zamkiem Huntley nad fosą
Rymarczyk Tomek smacznie spał
Gdy ujrzał nagle jasnowłosą
Na białym koniu pośród skał,
Na białym koniu pośród skał.
W grzywie rumaka dzwonków kiść
Srebrzyście dźwięczy, jasno lśni.
Lecz cóż to? Dama chce już iść?
O pani, nie rób tego mi!
Tomek przyklęknął, patrząc w nią
Królowo niebios, czekaj, stój!
Rymarczyk czapkę z głowy zdjął.
Skąd twój, o pani, cudny strój?
Śpiewał po cichu balladę Carla Loewego przygrywając sobie na
banjo. Pod koniec pani Regina włączyła się drugim głosem. Urszulka
była zachwycona.
Pięknie zaśpiewałeś, wujku! Mamusiu, ty znasz tę całą pieśń?
~~ zdziwiła się mała.
Regina roześmiała się.
Oczywiście, drogie dziecko, ale nie potrafię tak pięknie śpiewać
Jak wujek Tommy. Miał pan świetny pomysł z tym banjo. W obozie na
Pe\\no nie będziemy się nudzić.
Chłopiec jakby ocknął się z zadumy.
"~~ Już się cieszę na myśl, że będzie pani śpiewać przy moim
dlcnipaniamencie"
87

Werner chwycił żonę za rękę i rzekł:
Lubię, gdy śpiewasz, kochanie. Chyba nie zapomniałaś słów?
Tommy popatrzył na Reginę.
Może zechciałaby pani spróbować już teraz?
Raczej nie. Pora coś zjeść. Urszulka powinna już być w łóżku,
a my chyba też, skoro musimy rano wcześnie wstać.
Tommy odniósł banjo do swojego pokoju, a potem razem zeszli
wszyscy na kolację.
Później, gdy Tommy został sam, usiadł i napisał długi list do ciotki
Grety. Chciał go oddać jeszcze dziś recepcjoniście, bo Bóg wie kiedy
nadarzy się następna okazja wysłania poczty.
Nazajutrz z rana mister Pot przyszedł do hotelu, by zawieźć
Kroneggów i Tommy'ego do obozowiska w miejscu, gdzie budowano
autostradę. Przy samochodzie wręczył Tommy'emu kopertę, w której
znajdowało się pismo potwierdzające jego angaż.
Chłopiec gotów był skakać z radości, ale mister Pot z poważną miną
przynaglał do zajmowania miejsc, sam sadowiąc się obok szofera
Murzyna. Regina i Werner usiedli na tylnych siedzeniach, a dla Urszuli
i Tommy'ego rozłożono boczne. Bagaże podręczne wylądowały w ba-
gażniku, prócz banjo, które Tommy cały czas trzymał w ręku, a postawił
je i oparł o ścianę samochodu, dopiero gdy wszyscy usiedli.
Jazda nie należała do przyjemności, choć okolica, przez którą
przejeżdżali, była naprawdę urocza. Wyboje, ostre zakręty i zjazdy
wszystkim odebrały humor na dobre.
Jechali w górę płaskowyżem. Na północy majaczyły szczyty River
i Waterberge, od wschodu widoczne były wierzchołki Gór Smoczych. Po
kilku godzinach jazdy coraz wyraźniej zarysowywały się sylwetki
poszczególnych szczytów^ był to Megalies i Witwatersrand oddzielone
od siebie wąską doliną. Z obu szczytów do doliny spływały górskie,
potoki. Widok był cudowny, ale jednocześnie okolica wyglądała na
zupełnie wyludnioną, a przez to dziką i nieprzyjazną.
Po dalszych pięciu godzinach jazdy skrajem płaskowyżu zobaczy'1
z daleka namiotowe miasteczko przycupnięte opodal zbocza wyso-
kiego łańcucha gór. Ze stoków spływały potoki i to zapewne dlateg0
88

zdecydowano urządzić obóz właśnie tam. Dostarczały krystalicznie
czystej wody do picia i do celów sanitarnych.
Werner uważnie przyglądał się skałom. Dominował granit, trudny
do wysadzania, ale za to wdzięczny materiał do budowy śmiałych
konstrukcji mostowych. Uwolniony od kłód, które rzucano mu pod
nogi w Niemczech, Werner z wielkim zapałem gotów był iść do walki ze
skalistymi olbrzymami.
Słońce świeciło jeszcze wysoko na niebie, gdy wreszcie dotarli do
namiotowego miasteczka. Setki szarych namiotów ustawionych rzę-
dami rzeczywiście przypominało nowoczesne miasto z ulicami przecina-
jącymi się pod kątem prostym.
Najbliżej zbocza stały największe namioty, w których urządzono
kantynę dla robotników, magazyny i pracownię dla inżynierów. Obok
stały cztery mniejsze. To w nich mieszkali po dwóch inżynierowie. Nieco
na uboczu, u stóp skalnej ściany, stał jedyny w całym obozie drewniany
domek, z drzwiami i oknami, a także niewielką werandą tuż obok
wejścia. To tam miał zamieszkać doktor Kronegg ze swoją rodziną.
Regina rozglądała się po obozowisku, a serce wprost zamierało jej ze
strachu. Próbowała się opanować. Jak w modlitwie patrzyła na górujące
nad obozem skalne kolosy i błagała je usilnie o pomoc, jakby to od nich
zależało, czy czeka ją spokój, czy niepokoje.
Trwała przerwa na posiłek i puste zazwyczaj obozowisko zalane było
tłumem -odpoczywających po obiedzie robotników. Zwabieni klak-
sonem samochodu wszyscy ruszyli w stronę bramy wejściowej. Zacieka-
wione różnokolorowe twarze zwracały się ku przyjezdnym. Kilka
postaci w krótkich spodniach, wysokich do kolan butach, w szarych,
rozpiętych pod szyją koszulach i kapeluszach z szerokim rondem,
odłączyło się od tłumu i szybkim krokiem szło w stronę drewnianego
domku. Byli to inżynierowie, najbliżsi współpracownicy Wernera.
Stanęli w szeregu, a zobaczywszy w nadjeżdżającym samochodzie
^eginę, jak na komendę zdjęli kapelusze z głów. Krąg ciekawskich
2bliżał się do drewnianego domku. Wszyscy słyszeli już, że ma przybyć
główny inżynier i każdy chciał go zobaczyć z bliska.
Werner wyskoczył sprężystym krokiem z samochodu, pomógł
ysiąść Reginie, zaś Tommy wyjął Urszulkę jak lalkę, a postawiwszy na
Zlemi, podszedł do Kronegga.
89

Yaugham i Brown też już dostrzegli, co się dzieje, i stanęli ob
Tommy'ego z bronią gotową do strzału.
Szybko jednak schowali rewolwery, bo zbliżający się tłum \\cale ti
miał zamiaru atakować. Słychać było okrzyki, ale skierowane jakby ^
wewnątrz. Rzeczywiście, w pierwszym rzędzie robotnic} prowadzi
dwóch ludzi ze związanymi z tyłu rękoma, a tuż za nimi szli dwa,
inżynierowie z bronią gotową do strzału.
Ale... gdzie był Werner? Tommy przeskoczył przez poręcz eran-i wielkimi susami pędził w stronę nadchodzącego tłumu. Był już blisko
gdy nagle stanął jak wryty: za plecami inżynierów szło kilku mężczyzn
z noszami, na których ktoś leżał. Nieśli go ostrożnie, a pozostali
dołączyli najwyraźniej głęboko poruszeni.
Tommy'emu pociemniało przed oczyma.
Werner! wrzasnął jak oszalały.
Tylko w ten sposób mógł zawołać, rozpoznając mężczyznę, którego
z bladą twarzą i zamkniętymi oczyma niesiono na noszach Był to
przecież jego najlepszy, jedyny przyjaciel, choć on zawsze zwracał się do
niego z szacunkiem należnym przełożonemu. Teraz zobaczył tylko
przyjaciela, którego za chwilę wniosą do domu, gdzie czeka zora
i córka.
Co się stało? spytał jednego z inżynierów towarzyszących
Wernerowi. Hans Harland pokazał mu dwu spętanych mężczyzn. Byli
to agitatorzy podający się za Persów. <
To oni strzelali, sukinsyny, gdy zobaczyli, że zbuntowani
robotnicy przyznają rację szefowi. Kolejny raz pomieszał im szyki
Strzelili dranie znienacka. Trzymaliśmy ich ze Swaartem na oku. ale nie
spodziewaliśmy się, że mają broń. Pojmaliśmy ich dopiero, gdy zdążył'
wystrzelić. Szefa trafiła tylko jedna kula, ale za to bardzo paskudnie
' Tommy rzucił się na związanych mężczyzn.
Bandyci! Wściekłe bestie!
Harland i Swaart ledwo zdołali go odciągnąć.
Daj spokój, Tommy! Karę wymierzy im sąd, a my nie powinn1"
śmy prowokować ludzi do bezprawnych działań. Pomyśl, że są v obo?'e
kobiety. Ludzie opamiętali się, gdy zobaczyli upadającego szefa. Nie
'przypuszczali, że może dojść do tragedii. Szanowali go wszyscy imkt ntl
pragnął jego śmierci. Teraz są po naszej stronie i przyszli z nami. &
126

Kronegg i jej córkę. To będzie najtrudniejsze zadanie dla
^^ rzekł Harland.
T^^my oprzytomniał nagle. Spojrzał na bladą twarz Wernera
-v. Żyje?
-^ Tak, ale jest nieprzytomny. Zaraz będzie tu lekarz. Spróbuj,
Toffrmy, jakoś przygotować żonę i córkę.
Tommy cofnął się o krok, spojrzał jeszcze raz na leżącego na noszach
przyj laciela, odwrócił się i pobiegł do domku.
Rleeina siedziała w fotelu trzymając się za serce, jakby chciała je
Uspo koić.Tatrzyla przerażonym wzrokiem na Tommy'ego, zaś Urszula
natychmiast podbiegła i rzuciła się mu na szyję.
.^_ Wujku Tommy!
Illeż strachu i troski było w tym zawołaniu! Regina nie mogła
wydobyć z siebie słowa, pewna, że zdarzyło się coś złego.
Mimo wysiłku Tommy\le<łwo panował nad sobą. Był przeraźliwie
blady. To jego widok uświadomił Reginie, że się nie myliła.
Wstała i jak lunatyczka wyciągnęła ręce przed siebie. Tommy objął
s/yblko Urszulę ramieniem i razbm podeszli do jej matki.
- Teraz musi być pani daelna^pani Regino rzekł łamiącym się
glosesm.
Regina usiadła w fotelu jalpodcięta, próbowała wstać, ale nie miała
siły.
-- Mów, Tommy! Mów, co się stało? krzyknęła przeraźliwym
głosem.
Urszula patrzyła na ni ego bezradnie.
-~ Wujku! krzyknęła także i przytuliła się do niego.
Ochłonął trochę i wziął sif mocno w garść.
~~ Chodźmy, pani Regino, ty, Urszulko, też. Musimy szybko
przygotować łóżko dla Wernera. Zdarzył się... wypadek. Zaraz będzie tu
lekar"z.
J*egma zerwała się na rowie nogi.
-~ A więc żyje? zdołała wykrztusić z siebie.
*ak, tak rzekł tyllo, czując ogromną ulgę, że nie musiał
wiadomości.
; ^ ^ ŁŁ"-~J VviaUUlllVJ3V.l.
' ^eginę jakby wstąpił nowy duch.
127

Najważniejsze, że'żyje, Urszulko! Wszystko inne się nie hc,,
Chodź szybko i pomóż mi przygotować łóżko.
Zniknęły w sypialni, a Tommy wyszedł przed dom. Robotny
stali w milczeniu, zamyśleni, nawet ci, którzy jeszcze kilkanaści
minut temu najbardziej krzyczeli i wygrażali pięściami. Przekonywa
jąca mowa Wernera trafiła im do serca, gdy przestrzegał, że sann
na siebie ściągają nieszczęście, dając posłuch prowokatorom. Wiek.
szość już przyjęła jego argumenty, gdy padły zdradzieckie strzały
Widząc upadającego Wernera, ludzie rzucili się na zabójców i tylko
zdecydowane wejście inżynierów uchroniło bandytów przed zlin-
czowaniem przez tłum. Sami spętali prowodyrów, szybko też sklecili
prowizoryczne nosze, ktoś pobiegł po lekarza, a wszyscy czuli się
nieswojo, że niewinną ofiarą ich buntu został pan", którego cenili
i poważali.
Wniesiono Wernera do domku. Regina pochyliła się nad noszami
z zastygłą od bólu twarzą. Urszula ze skrzyżowanymi na piersiach
rękoma opierała się mocno o futrynę.
Robotnicy ostrożnie przenieśli rannego na łóżko. Tommy polecił
im zabrać nosze i opuścić pokój.. Po chwitizjawili się sanitariusze
i lekarz. ^\^
Ten jednak najpierw podszedł do pani Reginy. \
Niech pani natychmiast zażyje te pigułki rzekł energicznym
tonem i wsunął jej do ręki fiolkę z tabletkami.
Prosił, żeby obie panie opuściły pokój, aż on opatrzy i zbada
rannego.
Regina pochyliła się i pocałowała blade usta męża.
Wernerze! zawołała rozdzierającym głosem.
Jej krzyk jakby obudził chorego. Werner powoli otworzył ócz)
i popatrzył najpierw na żonę, później na Urszulę. Uśmiechnął si?
niewyraźnie. *
To nic! wyszeptał z trudem, a po chwili spytał: Gdzie JeS
Tommy?
Tommy podszedł strasznie zdenerwowany. Werner spojrzał i^
niego, jakby chciał powiedzieć: Nie zostawiaj moich najbliższy0
Tommy skinął na znak, że zrozumiał, a Werner szepnął:
To dobrze, Tommy!
128

Lekarz zajął się rannym, a Tommy wyszedł z obiema kobietami do
salonu i obiecał, że gdy tylko będzie znany wynik badań, zaraz przyjdzie
j powie im prawdę. Wrócił do sypialni.
Chorego trzeba było położyć na brzuchu, żeby lekarz mógł dokład-
nie obejrzeć ranę na plecach, którędy weszła kula. Wyszła z przodu tuż
poniżej serca. Założono opatrunek i ubranego już w piżamę Wernera
przeniesiono do czystej pościeli.
Kilka razy chory jęknął ciężko, ale ani na chwilę nie odzyskał
przytomności.
I co, doktorze? spytał Tommy błagalnym wzrokiem patrząc
lekarzowi w oczy.
Pokiwał tylko głową.
Nikła nadzieja... płuco i serce. Jeżeli serce zostało chociażby
draśnięte, rana może okazać się śmiertelna. Tymczasem musimy bać się
o panią Reginę tak samo jak o rannego. Powiem panu w zaufaniu, że jej
serce jest w bardzo kiepskim stanie.
Tommy jęknął głucho. Dwa nieszczęścia naraz! Tego już było za
wiele. Werner i Regina, oboje w niebezpieczeństwie? Dobrze wiedział, co
oznaczają tak silne emocje dla kogoś chorego na serce.
Werner, być może zbudzony rozmową, otworzył oczy. Zobaczył
zatroskaną twarz Tommy'ego i wszystko zrozumiał. Popatrzył na lekarza.
Jak długo będę żył? wyszeptał z trudem.
Jest szansa, że pan z tego wyjdzie, panie inżynierze, ale jeżeli
chciałby pan przekazać jakieś dyspozycje, dobrze byłoby zrobić to teraz.
Werner zamknął na chwilę oczy, gdy pomyślał o żonie i córce.
Szybko otrząsnął się, spojrzał na Tommy'ego i wyciągnął do niego rękę.
Tommy, przyjacielu... proszę cię bardzo... zawieź Reginę
1 Urszulę do Niemiec. Pieniądze są na koncie... powinno wystarczyć...
r?szta niech jest w angielskim banku. Nie zostawisz mojej żony
1 Urszuli... prawda, Tommy?
Tommy ukląkł przy łóżku, gdyż chory mówił bardzo cicho.
Wernerze, jeżeli Pan Bóg cię zabierze, jeżeli taka będzie jego
*la, obiecuję, że natychmiast wyjadę do Niemiec z twoją żoną
Urszulą. Nie martw się o nie, bo ich nie opuszczę. Cokolwiek się stanie,
- -
Pod moją opieką, ale wierzę, że z pomocą boską zostaniesz...
zostać z nami.
129

Nawet się nie zastanawiał, dlaczego nagle zaczął mówić do Wernera
przez ty".
Czy na budowie jest już spokój?
Całkowity. Udało ci się ich przekonać. Ci dwaj dranie, którzy do
-ciebie strzelali, są zatrzymani. -
Werner ścisnął dłoń Tommy'emu, zamknął oczy i szepnął:
Regi! Urszulko!
Tommy zrozumiał, że powinien je obie zawołać do chorego.
Regina uklękła natychmiast obok wezgłowia i próbowała się
uśmiechnąć. Jakże bolesny był to uśmiech!
Najdroższy, spójrz mi w oczy, a zobaczysz, jak bardzo jestem ci
wdzięczna za wszystko. Będę się tobą opiekować, aż wyzdrowiejesz
zupełnie. Powiedz, kochanie, bardzo cię boli?
Nic, nic! rzekł patrząc jej w oczy. Ach, Regi, tak mi
przykro, że sprowadziłem was tu, do obcego kraju... Ale Tommy
zostanie z wami... nie opuści was... obiecał mi.
Regina schowała twarz w kocu, którym nakryty był Werner,
Urszula klęczała obok matki i głaskała delikatnie dłoń ojca.
Tatusiu, przecież ty wyzdrowiejesz, prawda?
Popatrzył na nią niezwykle czule.
Wszystko w ręku Boga, moje dziecko. Musisz być dzielna...
i pomagaj mamie.
Urszula zerwała się i rzuciła Tommy'emu w ramiona. Przytulił ją
i przez chwilę trzymał wzruszony, potem delikatnie i czule pocałował jej
włosy.
Werner akurat patrzył na nich i nagle w jego oczach pojawił się
dziwny, radosny błysk. Niektórzy mówią, że umierający często widzą
przyszłość, a Werner był przecież umierający. Uśmiechnął się wyraźnie
uradowany.
Popatrzył na Reginę, która przyglądała mu się z bólem
w oczach. '
Regi, najdroższa, dobrze nam było razem, zawsze się rozumie-
liśmy. Wszystko ma swój koniec... nie smuć się, kiedy odejdę... zostań?
przecież z tobą... nikt nas nie rozdzieli, nie pogubimy się, bo czujern)j-
i myślimy tak samo. Byłaś taka dzielna, Regi! Nie załamuj się... l
mi lżej...
130

, Aż skuliła się z rozdzierającego bólu, krzyk rozpaczy rozsadzał jej
gardło, a ona zacisnęła mocno usta, aż do krwi, i... uśmiechnęła się.
Mój kochany! '
Tyle miłości, poświęcenia było w tym okrzyku, że Tommy ze
wzruszeniem musiał odwrócić się, bo w oczach stanęły mu łzy. Trzymał
wciąż w ramionach Urszulę, która w tej smutnej chwili jakby instynk-
townie szukała u niego schronienia. Znad jej głowy patrzył w utkwione
w niego oczy Wernera i starał się usilnie zapewnić go, że weźmie te dwie
bezbronne istoty pod swoją opiekę.
Na zewnątrz domku odezwały się podniesione głosy. Z pewnością
lekarz powiedział właśnie czekającym robotnikom, że doktor Kronegg
jest ciężko ranny i nadzieja na uratowanie mu życia jest niewielka. Gdy
zaczynali się już powoli rozchodzić, podjechało kilka ciężarówek
wojskowych i wszyscy trzej szefowie firmy.
Tommy wybiegł natychmiast i od razu poinformował szefów
o stanie Wernera, gdyż ci dopiero teraz dowiedzieli się, że został ranny,
i stali jak sparaliżowani.
Justus Kórner chciał iść prosto do chorego, ale Tommy przekonał
go, że nie jest to odpowiedni moment, gdyż akurat są przy nim najbliżsi
żona i córka i z pewnością mają sobie wiele do powiedzenia.
Sam szybko wrócił do domku, by sprawdzić, co tam się dzieje.
Urszula stała w salonie, gdyż ojciec znów stracił przytomność, a matka
nie chciała ruszyć się od jego łóżka. Ona zaś wyszła specjalnie, żeby o coś
spytać. /
Co chciałabyś wiedzieć, Urszulko? W jego głosie była troska.
Wujku, czy tato musi umrzeć? spytała przejmującym
tonem.
Pogłaskał ją po głowie.
Być może Bóg pozwoli mu jeszcze zostać z nami. Ale my musimy
r?ymać się dzielnie, chociażby ze względu na matkę.
~~ Ona i ja bez ojca? Jak my będziemy żyć, wujku?
7~ Cokolwiek się stanie, ja będę zawsze z wami. Obiecałem to
jemu ojcu. Weź się w garść. Czuję ogromny ból, gdy widzę, że
rPicie, a ja nie mogę wam pomóc.
Chcę być dzielna, wujku Tommy, ale to takie trudne! głos się
131


Moje biedactwo! poklepał ją po dłoni. Wróć teraz do ojca
i matki. Oboje cię potrzebują, a ja pójdę do szefów. Jest fyle spraw do
załatwienia.
Skinęła tylko głową i ociągając się lekko weszła do sypialni.
Justus Kórner zobaczywszy Tommy'ego podszedł natychmiast.
Panie Rienasch, ze zdenerwowania zupełnie zapomniałem, ?e
mam dla pana telegram. Oto on.
Tommy z niedowierzaniem wziął papier do ręki i rozpieczętował.
Twój ojciec i brat zginęli w wypadku samochodowym. Jesteś jedynym
spadkobiercą. Musisz natychmiast wracać* Przyślij telegram. Ciotka
Greta.
Przeczytał, ale nie-zapamiętał niczego.
Ojciec nie żyje? dotarło wreszcie do jego świadomości. Poczuł
wokół serca bolesny skurcz. Mimo tylu bolesnych wspomnień, mimo
rozłąki, coś jednak czuł do ojca i nie mógł pogodzić się z myślą, że już go
nie zobaczy. Śmiercią brata nie przejął się wcale. Nienawiść tamtego
zdusiła już w Tommym wszelkie braterskie uczucia.
Nie uświadomił sobie w tym momencie, że stał się nagle bardzo
bogatym człowiekiem.
Kórner stał obok i przyglądał mu się z uwagą. ,
Mam nadzieję, że nie była to zła wiadomość, panie Rienasch.
Tommy odpowiedział mechanicznie:
Ojciec i brat zginęli w wypadku samochodowym. Pozwoli pan, ze
zostanę chwilę sam. Jak na raz, to dla mnie troszeczkę za dużo.
Zostawił Kórnera i wszedł do drewnianego domku, w którym
zawsze znajdował zrozumienie i pociechę.

VII
Wszedł po cichu dc^ sypialni i usiadł obok łóżka Wernera. Cały czas
trzymał otwarty telegram w ręku.
Regina pogrążona w smutku w ogóle nie zwróciła na niego uwagi,
zapatrzona w bladą twarz męża, który wciąż nieprzytomny oddychał
ciężko.
Urszula od razu zauważyła, że Tommy'ego coś trapi. Podeszła.
Wujku, przyniosłeś znów jakąś straszną wiadomość? spytała
cicho.
Dostałem telegram z Niemiec.
Regina popatrzyła w jego stronę.
Tommy, źle się pan czuje? przestraszyła się.
Bez słowa podał jej depeszę.
O Boże, to pan też chce nas zostawić?
Urszula zbladła jak ściana. '
Nie, wujku. Nie wyjeżdżaj! Zostań z nami.
Pokręcił głową.
Nie wyjadę, Urszulko. Ale przeczytaj.
Oddała mu po chwili telegram i odgarnęła włosy z czoła.
Wiem, że obaj byli niedobrzy dla ciebie, a ojciec wypędził cię
2 domu. Nie potrafię ich żałować, bo zadali ci ból rzekła.
~~ A mimo to ja nie mogę pogodzić się z myślą, że ojciec nie żyje.
~- Tak rzekła poważnie ale to potrafisz tylko ty.
W tym momencie Werner otworzył oczy i popatrzył na swoich
naJbhższych.

133


< Już wieczór? spytał.
Tak, Wernerze. Jak się czujesz?
Nie najgorzej, Regi. Prawie nie czuję bólu. A co tam na zewnątrz
Tommy?
Spokój. Ludzie rozeszli się do pracy. Z Pretorii przyjechali
wszyscy trzej szefowie. Chcieliby zobaczyć się z tobą. Przyjmiesz ich?
Tak, niech przyjdą.
Zaraz ich poproszę, ale chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć.
Dostałem telegram, że mój ojciec i brat zginęli w wypadku... prze-
rwał, bo dopiero teraz uświadomił sobie, że jest jedynym spadkobiercą
ogromnego majątku, i ucieszył się, że ta wiadomość jest ważna nie tylko
dla niego.
A to oznacza ciągnął już prawie radosnym tonem że
odziedziczyłem Langenfurt i Hartau, i cały majątek. Teraz możesz być
już zupełnie spokojny, bo co moje, to wasze. Gdy tylko wyzdrowiejesz,
wracamy do Niemiec i zamieszkamy razem w Langenfurcie. Musisz
zerwać umowę, Wernerze. Słyszysz? O nic nie musisz się martwić,
rozumiesz?
Werner rozumiał doskonale, że on już nigdzie stąd nie wyjedzie,
a Tommy chce mu po prostu powiedzieć, że zabierze Reginę i Urszulę do
Langenfurtu. Na jego bladej twarzy pojawił się uśmiech.
Rozumiem, mój dobry chłopcze. Wiem, że dotrzymasz 'słowa.
Niech Bóg ci to wynagrodzi.
Patrzyli na siebie trzymając się za ręce.
I tak do końca życia pozostanę twoim dłużnikiem. Możesz być
pewny, że nie wyjadę stąd sam.
Werner odetchnął z ogromną ulgą.
Nie mów o długach, Tommy. Już ja lepiej wiem, kto komu i za co
jest winien wdzięczność rzekł i znowu stracił przytomność.
Tommy został jeszcze chwilę, by uspokoić obie panie, potem poszedł
do czekających pod domem szefów. Lepiej będzie, jeżeli wejdą i po-
czekają przy łóżku, aż Werner odzyska świadomość.
Weszli wszyscy trzej ze skupionymi twarzami i z wielkim szacunkiem
podeszli do leżącego bez ruchu człowieka, któremu bardzo wiele
zawdzięczali. Pracował jak tytan dla dobra firmy, w sposób wprost
genialny. Przeprowadził autostradę przez góry; teraz, gdy budów3
134

zeszła już na nizinę, jej kontynuacja będzie dziecinną igraszką i poradzą
sobie z nią inżynierowie, którzy w ciągu kilku lat współpracy z Wer-
nerem dużo się nauczyli. Mimo to, odejście Kronegga oznaczało dla
firmy dużą stratę. Lekarz powiedział, że w najlepszym razie pacjent
przeżyje jeszcze dzisiejszą noc; na uratowanie go nie było żadnych szans.
Czekali prawie godzinę, zanim Werner oprzytomniał.
Patrzył nieco zamglonym wzrokiem.
Wybaczcie panowie, że nie mogę was podjąć jak należy.
Kórner ściskał mocno jego dłoń.
Jesteśmy wstrząśnięci, drogi doktorze, tym co się stało. Na
pociechę mogę tylko pana zapewnić, że sprawcy zostaną surowo
ukarani.
Najważniejsze, że nie będą już podburzać ludzi. Bardzo panów
proszę, nie karzcie pozostałych...
Nie będzie żadnych sankcji, doktorze, obiecujemy, ale przy-
szliśmy tu, żeby panu podziękować. Zrobił pan więcej, niż należało.
Żałujemy bardzo, że tak to się skończyło. Teraz musi pan wypocząć
i zebrać siły. Zostaniemy w obozie do jutra, może będziemy mogli coś
dla pana zrobić.
Pożegnali się przygnębieni, bo dobrze wiedzieli, że mimo najszczer-
szych chęci nie mogą nic pomóc. Tommy odprowadził ich do wyjścia,
a przed domkiem rzekł:
Panowie, chciałem prosić o natychmiastowe rozwiązanie kon-
traktu.
Spojrzeli na siebie zdumieni.
Jak\o, panie Rienasch? Pan także chce nas opuścić?
Pan już wie. Panie Kórner, że mój ojciec i brat zginęli. Został po
nich majątek, którym muszę się zająć. Ponieważ zaś lekarz, niestety, nie
daje panu JKroneggowi żadnych szans na przeżycie, obiecałem, że
zabiorę panią Reginę i Urszulę do Niemiec. Od lat jesteśmy za-
przyjaźnieni i poniekąd traktuję Kroneggów jak najbliższą rodzinę.
Teraz, gdy jestem bogaty, mogę zapewnić obu paniom lepszą opiekę
rt Niemczech niż tutaj. Powiedziałem to także doktorowi Kroneggowi.
To oczywiste, że w tych okolicznościach nie możemy pana
zatrzymywać, choć bardzo żałujemy, że odejdzie tak oddany pra-
cownik.
135

Firma na pewno obejdzie się beze mnie. Rozkręcona machina
potoczy się sama, a w razie czego znajdziecie kogoś na moje miejsce.
Gorzej będzie z następcą doktora Kronegga.
Obaj jesteście niezastąpieni. Nigdy nie zapomnimy, co dla nas
zrobiliście, ale nie możemy myśleć tylko o firmie. Proszę dać znać, kiedy
będzie pan gotów do wyjazdu. Przyślemy samochód i odwieziemy
przynajmniej do najbliższej stacji kolejowej. Tyle na dzisiaj, panie
Rienasch. Dobranoc.
Dobranoc, panowie.
Po burzliwym dniu nadeszła noc ciężka nie tylko dla rannego, ale
i trojga bliskich mu osób czuwających przy łożu.
Werner z rzadka odzyskiwał przytomność, za to Regina za-
łamana zupełnie mdlała już kilka razy z powodu silnego bólu
w okolicy serca, nie ustępującego mimo silnej dawki leków, które dał
jej lekarz.
W końcu Urszula uprosiła matkę, żeby położyła się w swoim łóżku
i spróbowana zasnąć. Tommy wyszedł na chwilę z sypialni, a gdy wrócił,
Urszula spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
Boję się zostać tu sama, wujku. Proszę cię, nie odchodź.
Także pani Regina wyciągnęła rękę, jakby prosiła go o to samo.
Usiadł na łóżku obok Wernera, gdy Urszulka zajęła miejsce u nóg
leżącej matki.
Lekarz przychodził w nocy kilka razy, prosząc panią Reginę, żeby
przestała się denerwować. Tommy zaś patrząc na jej bladą twarz, ciągle
miał przed oczyma obraz swojej cierpiącej matki.
Werner jęczał czasami boleśnie nie odzyskując przytomności. Za
każdym razem Regina zrywała się, klękała przy jego łóżku i rozpaczliwie
wołała męża po imieniu.
Dla Urszuli to były najboleśniejsze chwile. Tommy starał się
dodawać jej otuchy, wstawał i ujmował jej chłodne ręce. Oboje nie
zapomną tej straszliwej nocy do końca życia.
Mimo natłoku różnych myśli Tommy co chwila przypominał sobie
ojca. Czy przynajmniej w godzinie śmierci pomyślał o swoim wypędzo-
nym synu? Los odebrał mu możliwość czuwania przy śmiertelny m łożu
ojca, za to kazał mu patrzeć, jak umiera człowiek o wiele bliższy mu fl'z
ojciec, jak cierpi kobieta, którą cenił jak własną matkę.
136

patrzył zrezygnowany, przytłoczony swc^ją bezsilnością- Cóż mógł
zrobić poza tym, że był przy nich i czuwał wra^ z Urszulą? Podobnie czuł
się tylko raz w życiu, gdy umarła jego matka^ a on sam zostsał wygnany
przez ojca z domu. To Kroneggowie stworzyli mu nowydown, zaś pani
Regina okazała się wzorem kobiety, jaki so bie mógł wyma_rzyć każdy
uczciwy człowiek. Gdy spotkali się w Kapsztadzie, pokcwchał ją od
pierwszego wejrzenia, a jej uśmiech sprawił, że znowu poczuł się
człowiekiem.
Teraz ta miłość wygasła jak coś, co od początku skaza^ne było na
obumarcie. Tommy widział w tej kobiecie już tylko raatlkę Urszuli,
a w pewnym sensie również swoją. Czul, j^kby patrzył naa cierpienia
własnej matki, zupełnie jak przed laty.
Każde spojrzenie na Urszulę wywoływało u niego skuurcz wokół
serca. Nagle jakby wydoroślała, postarzała. się, nie było \w niej śladu
dziecinności...
Straszna noc, ciężka od strachu i poważnych myśli, ustępoowała. Nad
szczytami szarawy brzask zwiastował nadchodzący dzień _. Po chwili
pierwszy, jakby zabłąkany promyk słońca \vpadł do pokojua i oświetlił
blade twarze Wernera i Reginy.
Nagle on, jakby zbudzony przez słońc,^ zerwał się ciężko łapiąc
oddech.
Regina natychmiast była przy nim,
Wernerze! Mój najdroższy! zawojała.
Otworzył oczy i popatrzył przytomnie.
Regi, kochanie! Urszulko szepnął ^ wielkim wysiłk- iem, osunął
si?, a z ust mu buchnął dosłownie strumień krwi barwiąc nsa czerwono
koszulę i pościel.
Chory rozglądał się bezradnie, jakby szukając pomocy, a _ napotkaw-
szy wzrok Tommy'ego uśmiechnął się, opądKna poduszkęs i zamknął
OC?y.
Regina rzuciła się na niego z okropnyn\ krzykiem, któnry aż zmro-
Zl1 Urszulę i Tommy'ego. Gdy uświadomiła sobie, że ukochany
: nie żyje, jej serce po prostu nie wytrzymało. Osuonęła się na
Tommy szybko zamknął oczy Wernerowi i pochylił się ;.
Pani Regino! krzyknął.
137

Ale ona już nie słyszała. Nie poruszyła się nawet. Pobiegł do kuchn
gdzie przy piecu czuwała Waramba.
Szybko, Warambo, biegnij po lekarza! Niech tu zaraz przyjdzie
Murzynka wybiegła bez słowa, a Tommy zdążył wrócić do sypiaini
akurat w chwili, gdy Urszula zrozumiała, co tu się stało przed chwilą
Wziął ją za ramię i wyprowadził do salonu, by nie musiała patrzeć na
wstrząsający widok. Położył ją na tapczanie, sam szybko wrócił do
sypialni i zamknął oczy pani Reginie. Nie miał już żadnych wątpliwości
że ona także nie żyje.
Zupełnie roztrzęsiony usiadł obok Urszuli.
Tatusiu! Mamo! szlochała przerażona.
Zaraz będzie tu lekarz. Uspokój się, proszę cię.
Spojrzała na niego bezradnie.
On już nic nie może zrobić, wujku. Ja... jawieni... że straciłam ich
oboje naraz. O Boże! Jakie to straszne.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Sam czuł się., jakby ktoś rozrywał mu
serce, wbijał w nie ostre sztylety... Ledwo się trzymał.
Lekarz potwierdził tylko to, co Tommy już wiedział. Serce pani
Reginy nie wytrzymało ciosu, ale był to dla niej dobroczynny cios
dzięki niemu znów była blisko ukochanego męża...
Tommy nie wiedział, co począć. Był tak wzruszony, że w tych
trudnych chwilach zupełnie zapomniał o Urszuli. Klęczała pomiędzy
łóżkami rodziców, patrzyła na ich woskowo blade twarze i głaskała po
zimnych już rękach. Dopiero lekarz dał Tommy'emu znak, żeby zabrał
ją do salonu.
Sam przy pomocy sanitariuszy ubrał zmarłych w czyste stroje, kazał
zmienić pokrwawioną pościel i położyć ich oboje obok siebie.
Tommy w tym czasie siedział obok Urszuli, głaskał ją po głowie-
próbował rozgrzać jej zimne jak lód ręce. Trochę zdążył ochłonąć.
Moje biedactwo, musisz wziąć się w garść, musisz być dzielna-
tak jak twoja matka. Jestem przecież z tobą. Nie myśl o najgorszym-
o tym, że ich straciłaś, a pomyśl, że oni znów są razem. Matka taK
bardzo kochała ojca, że nie potrafiła zostawić go samego, ona
pragnęła iść zaraz za nim. Tak było przecież przez całe ich ż} cię
rozstawali się ani na chwilę. Dla twego ojca pani Regina gotowa
zrobić wszystko. Od lat wiedziała o swojej chorobie, a nie zdradziła
138

rzed nikim, byleby tylko oszczędzić mu zmartwień. Bez słowa skargi
Lielnie znosiła trudy obozowego życia. Przypomnij sobie, jak oboje
kochali także ciebie. Zachowaj to piękne wspomnienie na zawsze jak
najcenniejszy skarb.
Patrz, ja też straciłem ojca, ale on odszedł nie powiedziawszy mi ani
lednego dobrego słowa. Wyrzekł się mnie, nie chciał o mnie słyszeć.
\Vyobrazasz sobie, jakie to dla mnie bolesne? A matkę też straciłem,
iedyną osobę, która naprawdę mnie kochała. Czułem się wtedy, jakby
ktoś porozrywał mi serce na strzępy. Dlatego rozumiem twój ból,
misiaczku, i przeżywam go razem z tobą. Ale niewiele mogę zrobić, żeby
cię pocieszyć, zwłaszcza że sam czuję się przybity stratą dwojga
najbliższych mi przyjaciół. Musimy więc wspierać się nawzajem,
pocieszać się i podtrzymywać na duchu. Boję się, żebyś z tego
wszystkiego nie zachorowała. Tego byłoby już naprawdę za wiele
i dlatego błagam cię: musisz być dzielna! Odezwij się, proszę! przeko-
nywał ją.
Nagle poruszyła się, przytuliła do Tommy'ego, a z oczu popłynęły jej
dwa strumyki łez, przynosząc wreszcie ulgę umęczonej duszy.
Wujku, co ja pocznę teraz sama w obcym kraju, gdy nawet nie
mam już ani ojca, ani matki? zaszlochała.
Masz przecież mnie, Urszulko! Jesteśmy razem jak brat i siostra,
którzy stracili rodziców. Będziemy wzajemnie sobie pomagać jak
rodzeństwo. Zaraz po pogrzebie pojedziesz ze mną do Niemiec.
Obiecałem twojemu ojcu, że nie zostawię cię samej i bez opieki.
Zamieszkasz w Langenfurcie; opowiadałem ci często, jak tam jest
P'?knie. Ogromny las, stary park wokół dworu, niewielkie jeziorko, po
którym, gdy zamarznie, można ślizgać się na łyżwach. Zobaczysz, ja^a
to piękna zabawa! Poprosimy ciotkę Gretę i Christine, żeby zamieszkały
ł nami. Wiesz, jakie obie były dla mnie dobre, chcę im za to odpłacić.
twoich rodziców będziemy codziennie wspominać. To będzie tak,
Jdkby cały czas byli z nami. Płacz, Urszulko, bo łzy naprawdę przynoszą
ulgę.
~7 Postawimy rodzicom piękny pomnik. Wiesz, gdzie położymy ich
a sieczny spoczynek? Na tej górze, której zbocze twój ojciec wysadzał po
l1z ostatni. Z jej szczytu oboje z matką będą pilnowali dzieła, którego tu
nali. Widać stamtąd spory kawałek autostrady, a ludzie prze-
139

tędy nawet za sto lat, patrząc na stojący na górze pomnik
powiedzą:.JQ jam spoczywa ten, który wybudował te piękną droge
a obok nit,0 żona, tak wierna, że nawet po śmierci nie chciała o
zostawić s)fego go
Mówiły wzruszająco, by zmusić ją do jeszcze większego płaczu
Łzy rzec2)>i,?cje płynęły ciurkiem po jej policzkach, ale przynosiły
wyraźną Ą Docierało wreszcie do jej świadomości, że nie jest zupełnie
sama, ze \my jest z nją j nje opuści jej nigdy.
lymczasjtn sanitariusze i lekarz usunęli już ślady tragedii. Małżon-
kowie leżeliObok siebie w czystej pościeli i przebrani. Pani Regina
wyglądała ilwet teraz prześlicznie. Jakby odmłodniała, a jej jasnozłote
włosy twotyły Wokół spokojnej twarzy jakby aureolę. Opalona,
ściągnięta |i|lrz \yernera; choć nieruchoma, wciąż wydawała się pełna
zapału i cl,ft do działania.
rzeJ %wie przyszli, gdy tylko dowiedzieli się o śmierci obojga
One8żł Stali przejęci tragedią, nie mogąc wydobyć z siebie słowa
chwili TM^JJ^ a w domku pozostał tylko Tommy z Urszulą, gdyż obie
Murzynki,ijwiedziawszy się o śmierci, uciekły natychmiast i rozgłosiły
w całym o^j^ ze pan j dobra królowa nie żyją. Robotnicy właśnie
szykowali Sl,do wyjśda na budowę.
Tommypodszedł do Urszuli.
, wujku, jak mama ślicznie wygląda, jak oboje spokojnie
odpoczywaj Mam wrażenie, że zasnęli i zaraz się obudzą.
Położy^ j-ękę na ramienju zadowolony, że już się uspokoiła.
Zasiij^ Urszulko, ale zanim się obudzą, musimy zachować ich
w pamięci ma?nje takjcn jak teraz: wolnych od trosk i cierpień-
złączonych Ig]^ sjebie. To jednak pocieszające, nie uważasz?
Zakryłaijvarz rękoma.
rp . Ł
10 "ii straszny widok, gdy leżeli tu oboje we krwi. Muszę g
czym pręd2(|Zap0minjec cncę zapamiętać to, co widzę teraz. Zosta
mnie na crą^ samą, na pewno masz coś do załatwienia.
Odgarnij włos> z czoła
'es^tak samo dzielna jak twoja matka, Urszulko. Zosta
z rodzicami^ ja porozmawiam z szefami o pogrzebie. Wrócę tu. ja
tylko będę Wny
bkmęła jlową5 a on szybko wyszedł.
140

\V dniu, gdy odprowadzano Wernera Kronegga i jego żonę na
ieczny spoczynek, w obozie i na budowie zamarł wszelki ruch. Ubrani
^świetnie robotnicy stawili się jak jeden mąż.
Ośmiu mężczyzn niosło trumny okryte wieńcami. Zmieniali się
często, gdyż droga na szczyt góry była długa i męcząca.
Za trumnami szedł misjonarz pracujący w jednej z murzyńskich
\\iosek, za nim Tommy i Urszula, trzej szefowie, wszyscy inżynierowie
i cała rzesza robotników.
Szli powoli, zamyśleni, głęboko poruszeni. Odprowadzali do grobu
dobrą królową" i pana, a biały kwiatek", dziś w żałobie i z bladą
twarzą, szedł smutny za trumnami.
Na szczycie, skąd rzeczywiście było widać spory kawałek auto-
strady, wykuto w skale grobowiec, w którym złożono proste, skromne
trumny. Ksiądz wygłosił wzruszającą mowę. Po kolei wszyscy pod-
chodzili do otwartych mogił, rzucali kwiaty lub odro*binę ziemi na
ostatnie pożegnanie.
Tak zarządził Tommy. Chciał, by w obcej ziemi drogie mu osoby
pochowano zgodnie z niemieckim zwyczajem.
Trzymał mocno Urszulę w ramionach, gdy mimo ogromnego
wysiłku nie potrafiła opanować wybuchu rozdzierającego płaczu.
I było po wszystkim. Szefowie i inżynierowie podeszli jeszcze
do Urszuli z kondolencjami i dołączyli do odchodzących powoli
1 w milczeniu robotników. Tommy stanął obok Urszuli zapa-
trzonej w zasypane już groby. Zostali zupełnie sami. Urszula uklękła
1 modliła się chwilę. Tommy stał zamyślony. Po chwili oni także
odeszli.
Z szefami zostało dokładnie ustalone, jak ma wyglądać grobowiec
1 Pomnik. Obiecali, że nie będą skąpić grosza i zbudują okazały
mnurnent, godny wspaniałego budowniczego i jego dzielnej żony.
f-ażą też wykonać serię fotografii i przyślą je Tommy'emu i Urszuli do
Langenfurtu.
Oboje byli gotowi do wyjazdu już następnego dnia. Urszula, prócz
1 ku pamiątek po rodzicach, nie zabierała niczego, a Tommy zaraz
telegram do ciotki Grety: Wyjazd 18 kwietnia z Kapsztadu,
wiadomość z Hamburga. Tommy. Tyle na razie musiało
141

Kórner odwiózł Tommy'ego i Urszulę na dworzec kolejowy d0
pociągu z Beltbridge do Kapsztadu. Tam w porcie czekał już parowiec
Wangoni", którym mieli płynąć do Hamburga.
W Kapsztadzie Tommy i Urszula udali się do tego samego hotelu
gdzie spotkali się pierwszy raz. Nazajutrz z rana wyszli na spacer
po mieście. Przechodząc obok budynku dworca morskiego, Tomnu
stanął w miejscu, w którym zaoferował Kroneggom swoje usługi jako
tragarz.
Pamiętasz to zdarzenie, Urszulko?
Uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie.
Tak, wujku. Wziąłeś wtedy dwie walizki do jednej ręki, a mnie na
drugą i zaniosłeś do hotelu.
A ty po drodze pierwszy raz nazwałaś mnie wujkiem, choć
wcześniej myślałaś, że jestem Tomkiem Rymarzem. Od tamtej chwili
znów miałem rodzinę. Spotkałem ludzi, którzy byli dla mnie niezmiernie
życzliwi. Było ziftmo, a twoja matka dała mi płaszcz ojca. Nawet sobie
nie wyobrażasz, jaki ja byłem wtedy szczęśliwy.
To było tak dawno, wujku rzekła przytulając się do jego
ramienia.
Uśmiechnął się.
Prawda, Urszulko. Musimy pomyśleć o dniu dzisiejszym i przede
wszystkim zrobić jakieś zakupy na podróż. Jedziemy przecież do
Europy. Popatrz, jak ludzie tu są ubrani, a co dopiero tam! Pokazywano
by nas palcami w tych strojach.
Spojrzała na niego wyraźnie zakłopotana.
Już to zauważyłam, wujku. Ale ja nie mam pieniędzy, to za co
kupię coś do ubrania?
Zrozumiał, że nie może dać jej odczuć, iż w jakiś sposób zdana jest na
jego łaskę. Postanowił, że z oszczędności Wernera nie weźmie ani
grosza, ale o tym też Tommy rozmawiał o tym z Kórnerem. Ustalili, że pieniądz6
Wernera zostaną w angielskim banku po przepisaniu konta na Urszuli
On zaś załatwi w Niemczech wszystkie formalności i przejmie opiek?
prawną do czasu, aż Urszula osiągnie pełnoletność. W ten sposób będzi?
mógł formalnie dysponować jej kontem.
Uśmiechnął się teraz i rzekł:
142

_ Jak to, nie masz pieniędzy? Ojciec miał konto w banku, więc
\vystarczy tylko tam pójść i wybrać tyle, ile potrzebujesz. Ale chyba ja to
7ałatwię, bo ty, mała dzikusko, w ogóle nie umiesz posługiwać się
pjeniędzmi.
Nie protestowała, bo rzeczywiście nigdy nie miała pieniędzy w ręku.
Chodzili od sklepu do sklepu i kupowali wszystko, co uważali za
niezbędne. Wspominali te pierwsze ich wspólne zakupy w Pretorii, gdy
Tommy za resztę z dziesięciu funtów kupił banjo, które teraz, nota bene,
zapakowane starannie w skrzyni z bagażami czekało w porcie na
zaladunk do Hamburga. Było zbyt cenne, żeby go zostawić komuś
obcemu.
Wrócili z zakupami do hotelu, a gdy przebrani w modne stroje
zobaczyli siebie po raz pierwszy, oboje wybuchnęli śmiechem.
Wujku, jak dziwnie wyglądasz w długich spodniach i w koszuli ze
sztywnym kołnierzykiem!
Prawda? Co ci ludzie w mieście nie wymyślą! Ale nie martw się:
na statku znowu zobaczysz mnie w szortach, nie wiem, czy nawet nie
\v tych wytartych. Wieczorem jednak będę występować w garniturze,
a czasami w smokingu, gdy zdarzy się jakaś uroczystość.
W smokingu? A co to takiego, wujku?
No tak, skąd możesz wiedzieć. Oj, dużo nowego musisz się
nauczyć, misiaczku. Smoking to czarny garnitur, pod którym nosi się
białą koszulę ze sztywnym kołnierzykiem. Gdy go włożę, ty będziesz
musiała mi towarzyszyć w czarnej jedwabnej sukni, którą kupiliśmy. Na
szczęście, podczas podróży nie będzie mi potrzebny frak.
Mój Boże, znowu coś nowego!
To bardzo dziwny strój. Wyobraź sobie, Urszulko, długą czarną
marynarkę wyciętą z przodu powyżej brzucha, a z tyłu opadającą aż do
kolan. Gdy europejski elegant chce wyglądać naprawdę uroczyście, to
wkłada właśnie to dziwactwo. Niektórzy powiadają nawet, że jak nie
A'lesz, w co się ubrać, to włóż frak, i chyba na tej zasadzie na weselach,
c"rzcinach, balach i przyjęciach prawie wszyscy pokazują się we
rakach. Nie wolno tylko nikogo pochować we fraku, chyba że wyraźnie
^bie tego życzy w swojej ostatniej woli. Wszyscy sobie żartują z tego
15 rju, a jednak każdy, kto zalicza się do towarzystwa, z niego nie
ezYgnuje. Ludzie psioczą, przezywają frak szmatą, łachmanem, ka-
143-

l c.
'O Ja:
gańcem, a potem paradują w nim dumni jak pawie. Teraz już wiesz, co tn
jest frak.
I ty będziesz w nim chodził? zaśmiała się.
. Chyba będę musiał. Ty zresztą też, jak pójdziesz na bal, będzies?
musiała włożyć wydekoltowaną suknię, ale o to będziemy martwić się
później. Na razie masz dwie czarne śliczne suknie wieczorowe i kilka
skromniejszych, akurat pasujących do takiego podlotka jak ty.
Urszula znowu zrobiła niewyraźną minę.
Wujku, dlaczego nazywasz mnie podlotkiem? Co to właściwie
znaczy?
Westchnął ciężko, ale był zadowolony, że Urszula nie wraca
myślami do niedawnych tragicznych przeżyć.
Podlotek? Widzisz, to taka młoda osoba, która nie zdążyła
jeszcze zedrzeć dziecięcych bucików, a już udaje dorosłą damę i na
pewno nią zostanie. Skąd jednak ta dziwna nazwa, naprawdę nie
wiem, w każdym razie w Niemczech będzie obejmować także twoją
osobę.
Ale ty, wujku, chyba nie zamierzasz nazywać mnie podlot-
kiem?
Skądże! Ty przecież nie masz nic wspólnego z niemieckimi
podlotkami. O ile pamiętam, są to najnieznośniejsze istoty wśród kobiet,
chociaż czasami bardzo sympatyczne. W klasie maturalnej zakochałem
się nawet w jednym z tych' stworzeń. Miało długie kręcone włosy
splecione w warkocz.
Jęknęła cicho i popatrzyła na Tommy'ego wyraźnie zaniepokojona
Zakochałeś się? spytała.
A jakże! roześmiał się.
I co stało się z tym podlotkiem, którego kochałeś?
Nie mam pojęcia. Pewnie jest szczęśliwą żoną swojego męża
Jak to? Ona ciebie nie kochała?
Mówiła, że kocha zaśmiał się znowu.
Więc to ty ją zostawiłeś?
Nie, ona mnie.
Urszula zbladła.
Boże, to musiało być dla ciebie straszne. Jeżeli się kogoś kocha
to trzeba mu być wiernym aż do śmierci...
144

Misiaczku! przerwał jej nad tym będziesz musiała się
jeszcze nieraz pogłowić. Czasami miłość trwa bardzo krótko, a ludzie
mówią, że nie była to prawdziwa miłość.
Jednak ty wtedy musiałeś czuś się bardzo nieszczęśliwy nie
dawała za wygraną.
Wcale nie, Urszułko. To też nie była prawdziwa miłość. Spotyka-
liśmy się dla zabicia czasu. Taka dziecinna zabawa. Dziś oczywiście nie
potrafiłbym się już zakochać w podlotku, nawet na kilka dni. Jak już
niówiłem, są to najnieznośniejsze stworzenia, te podlotki.
Urszula zamilkła i wyglądała na zawiedzioną. Z całej rozmowy
z Tommym zapamiętała tylko, że był już raz zakochany, że ona
w Niemczech zostanie podlotkiem, a podlotki to najgorsze istoty,
z których wszyscy szydzą. Wcale nie była tym zachwycona.
Ale dręczyło ją też pytanie: jak to jest, gdy ktoś się zakocha?
Próbowała znaleźć jakąś odpowiedź, ale trafiała w pustkę. Nikt jej tego
me powiedział. Matka podsuwała jej ostatnio różne powieści, ale pisano
tam o miłości wielkiej, mocnej, którą przerwać mogła tylko śmierć.
Porównywała zawsze bohaterów do Tommy'ego i wyobrażała sobie, że
on też pewnego dnia pokocha jakąś kobietę i będzie jej wierny po grób.
A tu się okazało, że on już kochał kogoś, dawno temu, a dziś sobie z tego
żartuje!
Tommy nie miał pojęcia, jakiego zamieszania narobił w myślach
Urszuli. Dawno już mówił o czymś zupełnie innym, a ona jeszcze
roztrząsała jego słowa o podlotkach. W środku opowiadania o jakiejś
przygodzie w Afryce Południowo-Zachodniej przerwała mu nagle
i spytała:
Wujku, jak długo jest się podlotkiem?
Zrobił wielkie oczy.
Dziecko, ty ciągle o tym dumasz? Hm, myślę, że po ukończeniu
osiemnastu lat już się przestaje.
Odetchnęła.
" To niedługo mi minie. Mam prawie szesnaście.
Naprawdę? Już szesnaście?
No dobrze: piętnaście i pół.
Jak to możliwe? zdziwił się.
~~ Czyżbyś nie wiedział?
145

Nigdy nie liczyłem, Urszulko. No tak, znamy się już od ośmiu lat
Rzeczywiście, dwudziestego października skończysz szesnaście. przv
okazji policzę też swoje lata. O rany! Mam trzydzieści cztery... 70
straszne... czuję się na dwadzieścia, a tu za chwilę posiwieją mj
skronie!
Uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.
Tak, tak, wujaszku, nie da się ukryć, że jesteś szacownym
starszym panem.
O dziwo, zrobiło mu się przykro. Nazwanie go starszym panem
uderzyło go jak obuchem i uświadomiło mu, że w istocie mógłby być
ojcem Urszuli. Był o całe osiemnaście lat starszy od niej!
Spojrzał na nią ukradkiem. Dopiero teraz pierwszy raz zobaczył, że
nie jest już tą małą Urszulką, którą nosił na rękach, ale młodą kobietą,
do tego bardzo podobną do swojej ślicznej matki. Tak samo musiała
wyglądać pani Regina, gdy była w jej wieku.
Poczuł nagle dziwny niepokój. Spoważniał i zamyślił się. Urszula nie
zwróciła nawet na to uwagi; w ostatnich dniach oboje często zmieniali
nastroje, to śmiali się, to nagle poważnieli. Teraz posmutniała. Nie tylko
dlatego, że przypomniała sobie rodziców. Coś innego dręczyło ją
i napełniało smutkiem, ale co to było, nie potrafiłaby powiedzieć.
Pójdę spakować walizki, wujku. Ty też musisz gdzieś schować
rzeczy, które kupiłeś rzekła niespodziewanie i poszła do swojego
pokoju
Z^dli potem obiad i poszli do portu, gdzie stał już Wangoni".

VIII
Powoli Urszula przyzwyczaiła się do przebywania wśród ludzi.
Z początku bała się obcych i nie wychodziłaby wcale z kabiny, gdyby
Tommy na siłę nie wyciągał jej na pokład. Siadywali gdzieś na uboczu
i unikali rozmów z kimkolwiek.
Gorzej było w czasie posiłków. Stolików dwuosobowych nie było,
wiec chcąc nie chcąc musieli dosiadać się do kogoś albo też ktoś przysia-
dał się do nich. I w ten sposób Urszula powoli wyzbywała się tremy
i zachowywała coraz swobodniej. Dziwiła się, że wszyscy ludzie odnoszą
się do niej życzliwie, są uprzejmi. Gdy powiedziała o tym Tommy'emu,
zaniemówił. Czy miał rozwiać jej złudzenia i wyjaśnić, że ludzie okazują
grzeczność bo tak wypada? Pewnie przeraziłaby się i załamała. Do
głowy by jej nie przyszło, że dla pozoru ludzie mogą mówić co innego,
niż myślą. Ją zawsze uczono, że należy mówić prawdę w każdej sytuacji.
Tylko czy wierząc, że wszyscy ludzie są dobrzy i mili, Urszula nie
przeżyje ogromnego zawodu w świecie pełnym dwuznaczności i za-
kłamania? Gdyby jej jednak już teraz powiedzieć o tym wprost, mogłoby
tyć gorzej.
Na szczęście, na razie nikt jeszcze nie okazał Urszuli choćby
odrobiny niechęci. Zachowywała się taktownie i bez zarzutu. Nikt nie
Powiedziałby, że spędziła większość życia wśród nieokrzesanych budo-
wmczych autostrady na skraju buszu.
obież\
Na wszelki wypadek jednak Tommy wolał trzymać jaz dala od
zyświatów, jakimi byli w większości pasażerowie luksusowego
ii". Codziennie wychodził z nią na długi spacer po pokładzie
147

albo też na parkiet, gdzie można było pograć w różne gry sporto\ve
Bardzo biakowalo im ruchu na świeżym powietrzu, do którego
przywykli od lat.
Tommy ze swoją wysportowaną, smukłą sylwetką, poruszając} się
elegancko i sprężyście, z sympatyczną, zawsze uśmiechniętą twarzą
i błyszczącymi niebieskimi oczyma od razu ściągnął na siebie uwagę
damskiej części współpasażerów, ale także mężczyźni przyglądali mu się
trochę z zazdrością, trochę z podziwem.
Damy zaczęły krążyć wokół niego niczym ćmy przy świecy, aż
wzbudziło to niepokój Urszuli. Nie mógł być niegrzeczny, ale wykrę-
cał się z każdej sytuacji dość zręcznie. Mimo to Urszula denerwowała
się, czerwieniła i złościła na każdą, która powiedziała Tommy'emu
coś miłego lub spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem, choćby
z daleka.
Nie wiedziała, że Tommy czuł się niezręcznie, że wymykał się
jak piskorz. Była na niego zła, sama nie wiedząc dlaczego, i gdy tylko
damy okrążały Tommy'ego, od razu wycofywała się i stała na
uboczu.
Ale natychmiast wokół niej zjawiali się mężczyźni z komplemen-
tami, których albo nie rozumiała, albo reagowała na nie rumieńcem.
Wyglądała przy tym prześlicznie i ściągała do siebie dalszych ado-
ratorów.
Tommy zareagował błyskawicznie. Nie zważając na konwenanse,
wyrwał się z kręgu otaczających go dam i stanął obok Urszuli. Patrzył
przy tym tak przenikliwym wzrokiem, że panowie jeden po drugim
szybko się rozeszli. Gdy zostali z Urszulą sami, spytał nieco zagniewany:
Czego właściwie chcieli od ciebie ci lalusie?
Wzruszyła ramionami.
Pletli jakieś bzdury, chyba żeby sprawić mi przyjemność. Śmiesz-
ne. Jeden z nich twierdził, że jestem ładna, drugi porównał moje włosy
do promieni wschodzącego słońca, a trzeci widział jakieś gwiazdy
w moich oczach.
Ach, tak! rzekł z surową miną. A tobie to się oczywiści2
podobało.
Myślałam, że pęknę ze śmiechu, ale nie mogłam być niegrzeczna-
skoro oni starali się być dla mnie uprzejmi.
148

Rozbroiła go swoją naiwnością, niemal wzruszyła.
To tylko uprzejmości bez znaczenia wyjaśnił. W towarzyst-
wie wypada damom powiedzieć komplement, ale tak naprawdę, to nikt
nie traktuje poważnie tego, co mówi.
To oni celowo mówili nieprawdę, wujku?
Zacisnął usta. Za Boga nie mógł przyznać, że był po prostu
zazdrosny o Urszulę widząc wokół niej krąg wielbicieli. Zrozumiał, że
czeka go, niestety, trudne zadanie i wiele wysiłku będzie musiał włożyć,
zanim zdejmie z jej oczu różowe okulary, przez klore patrzyła na świat.
Tak, celowo, Urszulko. W towarzystwie ludzie często udają
kogoś innego, niż są naprawdę. Każdy chce się podobać, chce ppkazać
się w lepszym świetle i w rezultacie wszyscy odgrywają przed sobą
komedię. Nie możesz od razu uwierzyć we wszystko, co ktoś ci powie.
Patrzyła na niego nie poczuwając się do żadnej winy.
To też ja nie uwierzyłam tym panom, wujku. Wiem przecież, że
nie jestem piękna, a jeden z nich upierał się, że na pokładzie nie ma
piękniejszej ode mnie. Mam oczy i widzę, że jest tu wiele ładniejszych
kobiet. Nie rozumiem więc, po co tamten opowiadał głupstwa. Chyba,
żejak twierdzisz chciał mi się przypodobać, jednak ja nie powiem,
żeby mi się to podobało.
Tommy co prawda również był zdania, że Urszula była naj-
piękniejszą kobietą na pokładzie, ale oczywiście nie mógł jej tego
powiedzieć ze względów wychowawczych! Nagle przypomniał sobie,
ze jest od niej osiemnaście lat starszy, że ona mówi do niego wujku,
a on sam ustawia się w roli wychowawcy. Nie czuł się w niej najlepiej.
Wolałby raczej występować jako... no właśnie! Jako kto? Na to pytanie
nie chciał jeszcze sobie odpowiedzieć.
Zamiast tego odezwał się jak stary pedagog:
Poza tym nie jesteś żadną damą, której prawi się komplementy,
a zwykłym podlotkiem.
Urszula skrzywiła się boleśnie. Więc jednak podlotkiem! A podlotki
0 najnieznośniejsze stworzenia... Tak przecież powiedział.
Przez głowę przelatywały jej różne myśli, na przykład, jak byłoby jej
Przyjemnie, gdyby Tommy powiedział jej, że jest najpiękniejsza. Serce
zabiło od razu radośniej, ale ona posmutniała: on mówił tylko, że jest
podlotkiem.
149

l
Spacerowali obok siebie po pokładzie. Nagle Urszula spytała:
Wujku, ty też prawisz damom takie komplementy?
Uśmiechnął się i wziął ją pod rękę.
Nie, Urszulko, nie potrafię używać poetycznych wyrażeń. Nie
zapominaj, że spędziłem osiem lat na skraju puszczy i trochę zdziczałem.
Wielu rzeczy będę musiał uczyć się od nowa.
Popatrzyła na niego proszącym wzrokiem.
Och, nie! Lepiej tego nie rób i zostań, jaki jesteś. Wolałabym nie
słyszeć, jak będziesz mówił nieprawdę.
Masz rację. My dwoje umówimy się, że nie będziemy uczestni-
czyć w tej komedii kłamstw. Zgoda?
Skinęła głową i uśmiechnęła się, a jemu serce załomotało jak szalone.
Stali obok orkiestry przygrywającej na relingu pasażerom i patrzyli
przez balustradę na ocean, gdy jedna z dam podeszła i zagadnęła o coś
Tommy'ego.
Urszula natychmiast odeszła i położyła się na leżaku. Otworzyła1
książkę i zaczęła czytać. Właściwie udawała, że czyta...
Co chwilę zerkała w stronę Tommy'ego i obserwowała rozma-
wiającą z nim kobietę. Była młoda, i zdaniem Urszuli, bardzo ładna.
Urszula zazdrościła jej. Tamta była prawdziwą damą, a nie podlot-
kiem, nieznośnym stworzeniem... Boże, jak ona patrzy na Tommy'ego!
A on aż poczerwieniał.
Instynktownie wyczuwała intencje tej kobiety. Przerażona opuściła
wzrok i nie śmiała spojrzeć, co będzie dalej. Nie wiadomo dlaczego, do
oczu cisnęły jej się łzy.
Nagle Tommy podszedł i usiadł obok mej. Spojrzenia natrętnej
kobiety irytowały go, nie bardzo wiedział, co powinien zrobić, więc
trochę niegrzecznie przeprosił i odszedł. Siedział teraz obok Urszuli
i znowu był wesoły, uśmiechnięty i opiekuńczy jak przedtem.
Właściwie, dlaczego się zdenerwowała? Jest wprawdzie podlotkiem,
ale Tommy traktuje ją bardzo dobrze i na pewno nie zmieni swojej0
postępowania.
Dama, którą Tommy potraktował dość obcesowo, rzuciła w
stronę sztyletujące spojrzenie i dołączyła do grupki kobiet ż
rozmawiających kilka kroków od leżaka, na którym siedzieli Tornw
i Urszula. Nie ulegało wątpliwości, że rozmawiają o nich. Tommy był a
150

pewno postacią intrygującą znudzone podróżą pasażerki. Podobał się,
to jasne, ale dziwnie trzymał się na uboczu. Zagadnięty zb)wał szybko
rozmówczynię żartem albo też odchodził, czasami w dcsi bezradny
sposób, gdy zaczynała zbyt otwarcie flirtować. Dziw^ne, ale cały czas
trzyma się tylko tej smarkuli, nadskakuje jej i jest zamsze:uprzejmy.
Zazdrościły Urszuli. Dlaczego ją wyróżnia? Obserwowały go bacz-
nie i nie zauważyły, żeby zrobił dla kogokolwiek wyjątek: nniły był tylko
dla tej małej w skromnej, czarnej sukience.
Mówiła doi niego wujku, ale czy był nim naprawdę? Ora też patrzy
tylko na niego i wymyka się, gdy któryś z mężczyzn chce z nią
porozmawiać. Wpatrzona jest w tego wujka jak w ottrazf
Plotkowały zawzięcie i kątem oka obserwowały siedzących opodal
dwoje dziwaków. Podwieczorek podawano na polkładzie. Tommy
usługiwał Urszuli, wyszukiwał dla niej łakocie z tacy ze słodyczami
i .ciastkami.
Każda z dam chciałaby być tak obsługiwana, a ten się uwziął i nawet
nie spojrzy w ich stronę.
Co tych dwoje łączy?
Plotki nigdzie nie rozsiewają się tak bujnie jak aa pokładzie
transoceanicznego parowca, gdzie ludzie obserwują, jeden drugiego
chociażby dla zabicia nudy. Tommy i Urszula nie= mieli zielonego
pojęcia, że to ich tym razem wzięto na języki.
Pewnego dnia, gdy Urszula siedziała sama na poldadzie i czytając
książkę czekała na Tommy'ego, który ćwiczył w sali gimnastycznej,
jedna z dam przysiadła się i rozpoczęła luźną rozmowę?. Nagle ni stąd ni
zwąd spytała wprost:
Jak blisko jest pani spokrewniona z panem Rienaschem, panno
Kronegg?
Popatrzyła w spiętą twarz ciekawskiej.
W ogóle nie jesteśmy krewnymi, panno Bardach.
Tamta zrobiła wielkie oczy i głupią minę.
~~ Naprawdę? A mówi mu pani wujku...
Tak, ale zwracam się tak do niego od dziecka. Był przyjacielem
0lCh zmarłych rodziców i jest także moim.
Coś takiego! To bardzo interesujące, l podróżuje pani z nir
151

Nie mam już zupełnie nikogo. Pozostał mi tylko wujek Tommy.
Panna Bardach uśmiechnęła się kąśliwie.
Śmieszne. Najpierw mówi pani, że jest on tylko przyjacielem,
a teraz dowiaduję się, że kimś najbliższym.
Bo tak jest. On też traktuje mnie jak najbliższą osobę.
Cóż, jest pani jeszcze młoda i zbyt łatwowierna. Ja na pani
miejscu nie liczyłabym na to, że będzie tak traktował panią zawsze.
Pewnego dnia ożeni się z inną i... żegnaj najbliższa osobo. Tak kończy się
przyjaźń!
Urszula zbladła nagle, ale ochłonęła szybko.
Dlaczego pani mi to mówi, panno Bardach?
Mój Boże! Po prostu mi pani żal. Jako osobę młodą i nie-
doświadczoną muszę panią ostrzec. Gdyby matka lub ojciec żyli, na
pewno nie pozwoliliby pani samej podróżować z tym mężczyzną.
Urszula zerwała się. Ta kobieta była do niej wrogo nastawiona, choć
przecież niczego złego jej nie zrobiła. Tego już za wiele!
Pani się myli, panno Bardach. To właśnie moi rodzice prosili
wujka, żeby zawiózł mnie do Niemiec. Nikomu bardziej nie ufali niż
jemu, podobnie zresztą jak ja. To. najuczciwszy i najporządniejszy
człowiek na świecie i z nim czuję się absolutnie bezpieczna. A pani
ostrzeżenie, panno Bardach tak mi się zdaje wcale nie wypływa ze
szczerego serca.
Wstała i odeszła.
Panna Bardach rzuciła za nią nienawistne spojrzenie, a gdy jedna
z przyjaciółek zaraz się do niej przysiadła, syknęła ze złością:
Niewiarygodne! Taka młoda, a już taka bezczelna.
Zanim ochłonęła, zdążyła powtórzyć tamtej wszystko, czego dowie-
działa się o Tommym i Urszuli.
Po pokładzie rozlała się nowa fala plotek i porywała podnieconych
odtrąconych adoratorów Urszuli i zignorowane wielbicielki Totn-
my'ego.
Urszula nawet nie wspomniała Tommy'emu o rozmowie z panną
Bardach, a on z zadowoleniem zauważył, że nagle przestano g
nagabywać. Przypisał to jednak zniechęceniu natrętnych dam.
t Panna Bardach zdołała jednak wbić do serca Urszuli cierń, któr>
zadawał jej coraz większy ból. Pewnego dnia ożeni się z inną i... żegnaJ'
752

nąjbliższa osobo." Tak powiedziała, a słowa te wciąż chodziły
Urszuli po głowie. Że skończy się przyjaźń, w to na pewno nie uwierzy,
ale że Tommy pewnego dnia się ożeni tej myśli nie potrafiła przeboleć.
Ą przecież należało się liczyć, że on nie zostanie całe życie kawalerem.
Tylko czy to możliwe, że Tommy, jej wujek Tommy, pokocha kiedyś
obcą kobietę bardziej niż ją? Tak mocno, że weźmie ją za żonę, a Urszulę
odsunie od siebie na zawsze?
Myśl ta nie dawała jej spokoju, a co gorsza, sprawiała ogromny ból.
Właściwie dlaczego? Cóż, była zbyt młoda, by wiedzieć, że w jej sercu
powoli ale pewnie budziło się zupełnie inne Uczucie do Tommy'ego niż
to, którym darzyła go dotychczas.
Dręczyła się, ale nie powiedziała o swoim zmartwieniu ani słowa,
choć zawsze zwierzała się Tommy'emu z niepokojów, które czasami
targały jej dziecięce serduszko. Najwyraźniej teraz powstrzymał ją przed
zwierzeniami instynkt dorosłej już kobiety.
Długo borykała się ze swoim problemem, zanim znowu wróciła do
równowagi. Odpędzała natrętne myśli, gdy tylko Tommy znalazł się
u jej boku, a był blisko prawie cały czas, gdyż nikt już nie próbował ich
zagadywać.
Na szczęście, nie docierały też do nich plotki, od których aż kipiało
na pokładzie.
Na początku ostatniego tygodnia podróży na morzu rozszalał się
sztorm. Pasażerowie przykuci morską chorobą do swoich koi prawie nie
wychodzili z kabin, a już najmniej ochoty mieli na zajmowanie się
Plotkami.
Tommy'ego i Urszulę jakimś cudem choroba oszczędziła. Gdy tylko
wiatr ucichł i nie padało, wychodzili na pokład. Tommy trzymał ją
mocno w ramionach, a gdy przechodzili obok oberwanych lin, poprze-
wracanych ławek porozrzucanych drobnych sprzętów, uśmiechał się
1 Pytał: \
Nie boisz się, misiaczku?
~~ Skądże, wujku! Przecież ty jesteś ze mną odpowiadała pełna
ufności.
drobiło mu się gorąco i miał ochotę pocałować usta mówiące te
Wa i OCZy patrzące z ogromnym zaufaniem, ale nie odważył się.
siałby niepotrzebnie niepokój w jej sercu, a może nawet zniweczył
153

bezgraniczne zaufanie, jakim go darzyła. Czuł się za nią odpowiedział-
ny, a odpowiedzialność to dla niego święta rzecz, nietykalna. Lepiej
niech zostanie tak jak jest, niech dalej będzie dla niej tylko dobrym
wujkiem, który opiekuje się nią od dzieciństwa, niczym więcej. Tak
myślał Tommy, a różnica wieku, te osiemnaście lat, stawały mu przed
oczyma jak znak ostrzegawczy.
Znienawidził ten znak. Gotów był oddać wszystko, gdyby jakimś
cudem udało się go usunąć, gdyby można było cofnąć czas o przynaj-
mniej dziesięć lat. Zresztą ciągle czuł się młodo, jakby lata spędzone
w Transwalu się nie liczyły, wyglądał również na dużo młodszego, ale
prawda była tylko jedna: miał trzydzieści cztery lata, a Urszula zaledwie
piętnaście. I co tu można zmienić? Urszula to właściwie dziecko,
nieświadome, bez żadnego doświadczenia, które należy chronić przed
pochopnymi decyzjami, gdyż mogłyby w przyszłości uniemożliwić jej
wybór partnera zgodny z głosem serca. Tommy nie mógł wykorzystać jej
nieustabilizowanych uczuć i narzucić jej swoich. Co powiedzieliby na to
Werner i Regina, którzy z pełnym zaufaniem powierzyli mu ją pod
opiekę? Nie, nie można ich zawieść. Rola dobrego wujka musi mu
wystarczyć, choć trudno będzie ją odgrywać, gdy Urszula coraz bardziej
przypominać mu będzie ubóstwianą Reginę, jej matkę.
Sztorm ucichł, a na pokładzie zjawili się pasażerowie, bladzi
i wycieńczeni dolegliwościami morskiej choroby. Próbowali się uśmie-
chać, stali się jakby życzliwsi. O plotkach na temat Tommy'ego i Urszuli
nikt już nawet nie myślał.
Tylko ona wciąż jeszcze miała w uszach słowa panny Bardach
i zadawała sobie pytanie, czy rzeczywiście Tommy kiedyś się ożeni
i pokocha inną kobietę, na której będzie mu bardziej zależało niż na niej-
Myśli te nachodziły ją jednak tylko gdy Tommy'ego nie było
w pobliżu, zwłaszcza wieczorami, gdy leżała w swojej kabinie i czekała
na sen. Serce biło jej mocno, czuła zawroty głowy, była dziwnie
podenerwowana, niespokojna. Myślała o rodzicach. Nie, oni na pe\vn
nie pozwoliliby, żeby Tommy ją zostawił i odszedł z inną! Przecież on^
bez niego nie umie żyć, po prostu nie umie. Wolałaby raczej ui
i dołączyć do matki i ojca...
154

Jasny słoneczny poranek przywitał ich w Hamburgu. Tommy od
razu nadał depeszę do ciotki Grety i zapowiedział swój przyjazd na
jutrzejsze popołudnie. Wyraźnie napisał swój" i ani słowem nie
wspomniał, że przyjedzie z Urszulą. I tak w krótkiej depeszy nie
potrafiłby wytłumaczyć ciotce, kim jest ta dziewczyna. Nic się nie stanie,
jeżeli przedstawi ją już na miejscu. Cieszył się, że nie musi szukać dla
Urszuli damy do towarzystwa, bo ciotka nadaje się znakomicie i na
pewno nie odmówi. Cóż, nie był to Transwal i obóz drogowców, gdzie
wszyscy się znali i nikt nie przejmował się manierami Urszuli. Wpraw-
dzie nie była już tą małą dzikuską z obozu, ale absolutnie nie można jej
puścić samopas. Widział przecież, co działo się na statku, gdy wprost nie
mogła opędzić się od aooratorów, a on też nie może wciąż chodzić za nią
jak anioł stróż. W hotelu, gdy wypisywał jej kartę meldunkową, aż się
zarumienił, kiedy recepcjonista przyglądał się, co też wpisze w rubrykę
,.stopień pokrewieństwa".
No i Langenfurt. Co by powiedzieli sąsiedzi, gdyby'zamieszkał tam
z nią sam? Ciotka musi się zająć Urszulą, to nie ulegało wątpliwości, ale
nie trzeba było pisać o tym w telegramie ani też rozmawiać z Urszulą.
Następnego ranka wsiedli do pociągu i pod wieczór byli już w domu.
Na peronie czekała starsza, szczupła i drobna kobieta. Szła wzdłuż
stojącego pociągu i przyglądała się uważnie wszystkim wysiadającym
mężczyznom. Gdy natrafiła na twarz Tommy'ego, przystanęła, jakby
me mogła uwierzyć własnym oczom. Nic dziwnego, przecież nie widzieli
się dziesięć lat.
Zanim jednak nabrała pewności, że ten elegancko ubrany mężczyzna
rzeczywiście jest jej siostrzeńcem, on porwał ją już w objęcia i uniósł
lekko.
~- Ciotka Greta! Kochana cioteczko!
Ł/y stanęły jej w oczach.
Och, Tommy! Chłopcze, to naprawdę ty? Mój Boże, tak się
Mieniłeś, że prawie cię nie poznałam.
^ ~~ ^-a to ty, ciociu, wyglądasz zupełnie tak, jakbym pożegnał cię
0raJ- No, może masz trochę więcej siwych włosów, ale dzięki Bogu
st?ś zdrowa i krzepka.
^_ (~* .
i tam Ja' chłopcze! Najważniejsze, że ty wróciłeś. Witaj
Vrotem w ojczyźnie! Nie wierzyłam, że doczekam tej chwili. Mój
755

Boże, wypędzony syn wraca jako dziedzic Langenfurtu! Jednak Pan BÓS
choć nierychliwy, to sprawiedliwy, ale porozmawiamy o tym w domu
Oczywiście, cioteczko. A teraz włóż okulary, bo chcę ci przed-
stawić moją towarzyszkę podróży: to jest Urszula Kronegg, o którei
pisałem ci wiele razy z Transwahi.
Odsunął się i popchnął Urszulę chowającą się za jego plecami. Była
co najmniej o głowę wyższa od starszej damy, która patrzyła na nią
z życzliwym uśmiechem.
Urszula Kronegg? Myślałam, że to mała dziewczynka, a to ju?
panna. Bardzo się cieszę, że mogę panią poznać. Tommy pisał mi, ze
pani rodzice zaopiekowali się nim i cały czas mu pomagali. Gdzież oni
są? Chciałabym im podziękować za wszystko. Przedstaw mnie im,
Tommy.
W pierwszej chwili Urszula miała ochotę objąć starszą panią,
o której tyle dobrego słyszała od Tommy'ego, ale teraz, gdy spytała
o rodziców, jej natychmiast w oczach zakręciły się łzy i stanęła jak
sparaliżowana.
Tommy wziął ciotkę pod rękę.
Niestety, cioteczko. Rodzice Urszuli oboje zmarli w tragicznych
okolicznościach w tym dniu, gdy ja dostałem twój telegram o śmierci
ojca. Po tym wszystkim zabrałem ją do Niemiec i przekazuję pod twoją
opiekę, ciotuniu.
Starsza pani ze wzruszeniem podeszła do Urszuli i podała jej ręk?.
Moje biedne dziecko. Przeżyła pani straszliwy cios. Dla ciebie.
Tommy też musiały to być ciężkie chwile.
Tak, ciociu. Straciłem najbliższe mi osoby, dzięki którym
w obcym kraju czułem się jak w domu. Ale o tym porozmawiamy
później. Chodźmy już. Chodź, Urszulko.
Prowadził obie panie do wyjścia.
Przed dworcefh złapał taksówkę, a bagażowemu dał bilet, b)
przyniósł ich walizki. Pomógł paniom wsiąść, sam stał zaś oboK
samochodu czekając na bagaże.
Wciągnął głęboko powietrze. Miało zapach rodzinnych stron
Odjechali.
Pierwsza godzina w domu ciotki Grety minęła w atmosferze chaos
i zdenerwowania. Pytań było wiele, a zadawali je sobie nawzaje"
156

czasami nie czekając nawet na odpowiedź. Ochłonęli dopiero przy
odwieczorku, siedząc przy pięknie nakrytym stole, popijając kawęze
starych porcelanowych filiżanek i podjadając ułożone na srebrnych
tackach wafle i kawałki pachnącej puszystej babki, których Tommy
ujadał najwięcej.
Stara Christine nie mogła się nadziwić, że chłopiec, którego za-
pamiętała, wyrósł w obcym kraju la przystojnego, prawdziwego
mężczyznę.
Ciotka opowiedziała o szczegółach wypadku, w którym zginali
ojciec i brat Tommy'ego. Jechali samochodem z Langenfurtu do
Hartau. W tym dniu jednak Kurt uparł się, że on sam poprowadzi i kazał
zostać szoferowi w domu. W połowie drogi, na moście, z naprzeciwka
chłop prowadził krowę. Zwierzę przestraszyło się i stanęło, a Kurt, żeby
je ominąć, musiał gwałtownie skręcić kierownicą. Czy zepsuło się coś
w automobilu, czy też Kurt zrobił jakiś błąd, nie wiadomo, w każdym
razie jak opowiadał potem wieśniak samochód zjechał z droji,
uderzył w kamień milowy na poboczu i stoczył się z nasypu przy
podjeździe na most.
Gdy podniesiono samochód, pod którym leżeli przygnieceni ojciec
i syn, obaj już nie żyli.
O wypadku natychmiast zawiadomiono ciotkę Gretę, gdyż była
jedyną znaną krewną ofiar. Gdy pizybyła do Langenfurtu, obaj
leżeli już w trumnach, a wszystkie pomieszczenia w dworze byty
urzędowo opieczętowane. Dyrektorzy obu fabryk i zarządcy mająt-
ków oddali księgi obrachunkowe notariuszowi, a on wydał im
spacjalne pełnomocnictwa. Od ciotki Grety zażądał adresu Tommy'ego
1 Prosił, żeby zawiadomiła go o wypadku i konieczności powrotu do
domu.
Mecenas Nimrod wiedział już o przyjeździe i umówił się z Tommym
Langenfurcie nazajutrz rano, by omówić najważniejsze i najpilniejsze
^Prawy. Nie ulegało wątpliwości, że Tommy będzie jedynym spadko-
lercą majątku Rienaschów.
^ Ciotka opowiadała to mocno zdenerwowana, co chwilę poklepy-
a Tomrny'ego po rękach lub głaskała Urszulę po policzkach.
Urszula słuchała cały czas myśląc, jaka to dobra i miła osoba ta
a Greta, i od razu nabrała do niej wielkiego zaufania.
757

Christine przyniosła kawę i przysiadła się do stołu. Od razy
zaznaczyła, że niedługo nie stać już ich będzie na prawdziwą kawę, b0
ceny rosną, a ta inflacyja", jak się wyraziła, to gorsze nieszczęście niż
wojna.
Zeżarła już wszystkie oszczędności, a renta pani radczyni nie starcza
prawie na nic. Gdyby nie te angielskie funty, które panicz Tomrny
przysyłał, dawno by już obie poszły żebrać, a tak, nawet sobie mogły
pozwolić na upieczenie babki, no, ale na taką okazję, gdy panicz po tylu
latach wraca do domu, to jakże to... bez ciasta?
Staruszka żaliła się pilnując jednocześnie, aby talerzyki Tommy'ego
i panienki, którą przywiózł z Afryki, nie były puste. Tommy nie
protestował. Pałaszował jeden kawałek po drugim i chwalił, że takich
smakołyków to nie jadł nigdy w życiu. Urszula była tego samego zdania,
choć w jej przypadku była to absolutna prawda, a nie pochlebstwo dla
Christine.
Zrobiło się miło i prawdziwie po domowemu, a ciotka opowiadała
dalej:
I niech mi ktoś powie, że Pan Bóg nie jest sprawiedliwy! Czego to
twój nieszczęsny brat nie wyprawiał, żeby odebrać ci spadek i wszystko
zagarnąć dla siebie? I co mu zostało? Dosięgła go ręka boska i cały jego
wysiłek obróciła wniwecz. Ty zaś dostałeś wszystko, i to najbardziej
mnie cieszy. Szkoda tylko, że moja biedna siostra nie doczekała tej
chwili.
Tommy słuchał z poważną miną.
A ja, ciociu, oddałbym cały ten spadek za jedno dobre słowo oo
ojca, gdybym mógł je jeszcze usłyszeć. Do końca życia będzie mnie to
gryzło, że umarł przekonany o mojej winie.
Wierz mi, chłopcze, gdyby nie był tak ślepo zapatrzony w Kurta.
już dawno by przyznał, że jesteś niewinny. Ale o zmarłych nie powinno
się mówić źle. Jesteś teraz panem w Langenfurcie i Hartau, i nikt ci ntf
wypomni, że nie masz do tego prawa.
Tommy złapał ją za rękę.
Ale Langenfurt będzie także twoje, cioteczko, twoje i Christine
Obiecajcie mi, że się tam przeprowadzicie.
Ja? zdziwiła się ciotka. Mam mieszkać w dworze? A cóż tai
po mnie! Stara baba, tylko bym przeszkadzała.
158

Na pewno nie. Wziąłbym cię nawet, gdybym cię tam nie
potrzebował.
Co ty mówisz? Do czegóż ja mogę ci być potrzebna?
Właśnie pilnie potrzebuję starszej damy, pomijając już to, że
chcę, żebyście obie z Christine miały trochę więcej wygody niż tu,
w mieście. Potrzebuję kogoś, kto pełniłby w Langenfurcie funkcje f
reprezentacyjne.
Dobry Boże, do tego nadaje się raczej młodsza osoba. Gdzie
mnie na starość znów użerać się z gośćmi i włóczyć z wizytami? Tak
sobie tu spokojnie żyjemy z Christine, jak u pana Boga za piecem.
Aleja, ciociu, nie znajdę lepszej osoby od ciebie! Zapewniam, że
przynajmniej na razie w Langenfurcie też będziesz miała spokój, bo nie
zamierzam prowadzić bujnego życia towarzyskiego. A muszę znaleźć
kogoś dla Urszulki. Przyznasz przecież, że nie wypada, abym mieszkał
z nią sam, choć jestemjej starym wujkiem Tommym, a niebawem także
prawnym opiekunem.
Ciotka popatrzyła szybko raz na Tommy'ego, raz,na Urszulkę.
A masz ci los! Nie pomyślałam, że panna Urszula będzie
mieszkać w Langenfurcie...
Nie ma innej możliwości, ciociu.
Rzeczywiście. Została sama, biedactwo, a ty winieneś jej pomóc,
chociażby ze względu na dług wdzięczności wobec jej rodziców. Tylko
czy nie byłoby lepiej, gdyby poszła na pewien czas do jakiegoś
pensjonatu?
Urszula jęknęła po cichu i zbladła. Tommy zaś zaśmiał się' poklepał
aotkę po ręku.
Wykluczone, ciotuniu! Urszula zostanie przy mnie. Nie oddam
Jej obcym ludziom, a ponadto obiecałem panu Kroneggowi, że będę się
opiekował. Nie bój się, misiaczku dodał patrząc na przerażoną
Urszuli. Ciotka Greta nie wie, że nas nie można rozdzielić.
Prawdę mówiąc rzekł zwracając się do ciotki Urszula nie
]ałaby już czego się uczyć w pensjonacie. Wie znacznie więcej niż
7le\vczęta w jej wieku i nie można jej porównywać z niemieckimi
Pilotkami. Na pewno brakuje jej obycia towarzyskiego. W obozie nie
^ rządzało się przyjęć ani też nie bywało w gościach, stąd i ja zdziczałem
rnie, ale szybko to oboje z Urszulą nadrobimy, przy twojej, ciociu,
759

pomocy. Pamiętaj, że Urszula miała z kogo brać przykład: jej matka
była prawdziwą damą od stóp do głów i nie zmieniła się ani trochę
przebywając tyle lat wśród nieokrzesanych robotników drogowych
Nazwali ją dobrą królową, moim zdaniem, zupełnie zasłużenie. Ja]j
widzisz, Urszulce i mnie potrzeba tylko drobnych wskazówek: Co
wypada, a czego nie wypada robić w Niemczech. Prawda, misiaczku?
Ciotka podpowie nam w razie czego, jeżeli sami wcześniej nie podpa-
trzymy. A wracając do tematu: nas rozdzielić się nie da, ciociu
Trzymamy się zawsze razem jak... rodzeństwo. Prawda, Urszulko?
Chwyciła jego rękę i przytuliła sobie do policzka.
Jesteś taki dobry, wujku. Nie wyślesz mnie do pensjonatu?
upewniła się drżącym głosem.
Starsza dama przyglądała im się uważnie i po chwili uśmiechnęła się.
Objęła Urszulę i przytuliła.
Chciałam tylko twojego dobra, skarbie. Oczywiście pojadę
z wami do Langenfurtu, skoro mnie potrzebujecie. Sprzeciwiłam się, bo
myślałam, że będę tam zawadzać.
Urszula objęła ją za szyję.
Obiecuję, że nie będę sprawiać pani kłopotów, pani radczyni!
O tym nawet nie myślałam. Daj spokój, dziecko, z tą radczynią!
Skoro Tommy'ego nazywasz wujkiem, to nie widzę przeszkód, żebyś do
mnie mówiła ciociu.
Pocałowała Urszulę w usta i pogłaskała po włosach, a patrząc przez
jej ramię na Tommy'ego, uśmiechnęła się i rzekła:
Wcale się nie dziwię, że nie chcesz rozstać się z tak uroczą istotą.
Nie powinnam tego mówić przy Urszulce. bo będzie zadzierać nosa.
Mój misiaczek nawet nie wie, co to znaczy, ciociu, i lepiej będzie,
jeżeli się tego nie nauczy.
Rozmawiali aż do kolacji, którą Christine przygotowała ze szczegól-
ną starannością. Gd> zjedli, Tommy rzekł:
Na nas czas, Urszulko, bo zamkną nam przed nosem
hotelu.
Ciotka pokręciła głową.
Ty rzeczywiście zdziczałeś w tym buszu, chłopcze! Cały
pokazywałby mnie palcami, gdybym wysłała cię z tą młodą dam4
hotelu. Co to, to nie! Urszulka zostanie u mnie. Przygotowałam
160

gościnny dla ciebie, ale dam go jej, zanim nie urządzisz się w Langenfur-
cie. Idź sobie do hotelu sam. Jutro i tak będziesz cały dzień zajęty
l panem Nimrodem, to co to dziecko robiłoby samo w hotelu? U mnie
będzie jej dobrze, a potem przeniesie się do swoich pokoi w dworze.
Tommy popatrzył na Urszulę i uśmiechnął się.
No widzisz, misiaczku, co ci ludzie nie wymyślą? To się nazywa
życie w cywilizowanym świecie, gdzie ciągle trzeba liczyć się z tym, co
powiedzą inni. Właśnie zaczynam sobie przypominać, czego to nie
wypada robić, i włosy stają mi dęba. Cóż nam pozostało... Musimy
ustąpić! Ale to nie potrwa długo. Już jutro każę przygotować pokoje dla
ciebie i ciotki Grety, zaś Christine może spokojnie przygotować się do
przeprowadzki. Myślę, ciociu, że powinnaś zabrać stąd wszystkie meble
i urządzić sobie w Langenfurcie pokoje tak, żebyś czuła się tam jak
u siebie w domu.
Starsza pani odetchnęła z wyraźną ulgą.
Właśnie chciałam cię o to prosić, Tommy. Cóż, starych drzew się
nie przesadza. Człowiek przywyka do otoczenia, w którym przeżył wiele
lat, i z trudem przyzwyczaja się do nowego. Gdy będę miała wokół siebie
stare meble, a pod ręką wierną Christine, mogę się tylko cieszyć, bo
zamiana mieszkań jest dla mnie bardzo korzystna. Zobaczysz, Urszul-
ko, jak tam jest ładnie.
Wujek Tommy cały czas to powtarzał, ciociu uśmiechnęła się
Urszula.
Zatem zostaniesz u ciotki, aż was obie stąd zabiorę rzekł
Tommy i pożegnał się najpierw ze starszymi paniami, a potem objął
Urszulę i pogładził ją po włosach.
Dobranoc, Urszulko. Wyśpij się dobrze i nie martw się. U ciotki
będzie ci dobrze. Mam nadzieję, że jutrzejszą noc spędzimy już
wszyscy w Langenfurcie. Dziękuję ci, ciociu, za wszystko. Dobranoc i do
Zoaczenia jutro!
łosa
Jasnowl

IX
Z samego rana Tommy wyruszył do Langenfurtu. Zadzwonił, żeby
przysłano po niego samochód.
Jechali drogą, którą Tommy znał na pamięć. Ostatni raz przemierzał
ją na rowerze, gdy wypędzony z domu szukał schronienia u ciotki. Dziś
wracał w zupełnie odmienionych okolicznościach.
Piękna barokowa budowla ukazała się zza drzew, gdy byli już
bardzo blisko. Pierwsze spojrzenie Tommy skierował ku oknom na
pierwszym piętrze, gdzie znajdowały się pokoje matki.
Mamo! Kochana, najdroższa! zawołał w duchu, a w oczach
zakręciły mu się łzy. Miał wrażenie, że wita się z matką po długiej
rozłące.
W pałacu rozpoczęto przygotowania do powitania zaraz po tym,
jak Tommy zadzwonił, żeby przysłano samochód. Ludzie wylegli na
dziedziniec i czekali na szerokich kamiennych schodach przed głów-
nym wejściem, gdzie stał wysoki, siwowłosy pan odróżniający si?
z daleka od służby. Był to radca Nimrod, notariusz ojca od wielu
lat.
Podszedł od razu, gdy tylko Tommy wysiadł z samochodu.
Pozwoli pan, panie Rienasch, że jako pierwszy powitam noweg"
właściciela Langenfurtu i Hartau.
Dziękuję bardzo, panie radco. To miło z pana strony, że zechd3
pan przyjść na spotkanie z marnotrawnym synem. Przypuszczam, z
jako bliski przyjaciel ojca wie pan, że zostałem przez niego wypędzn-
odpowiedział Tommy z wyraźnym smutkiem.
162

Nimrod położył mu rękę na ramieniu.
Niech pan zapomni o przeszłości, drogi panie Rienasch. Dobry
Bóg sprawił, że wrócił pan do ojcowskiego domu.
Czyżby pan nie wiedział, dlaczego przed z górą dziesięciu laty
musiałem opuścić ten dom?
Prawdziwy powód poznałem całkiem niedawno i potrafię sobie
wyobrazić, co czuł pan wtedy i co myśli dzisiaj.
Tommy westchnął ciężko.
Tego nikt nie potrafi, panie radco. Pan uważa, że wreszcie
sprawiedliwości stało się zadość i zapewne ma pan na myśli to, że
zostałem spadkobiercą Langenfurtu. Taka była wola Boga, owszem, ale
niewola mojego ojca. W jego oczach pozostałem złodziejem i ciągle będę
o tym pamiętać.
Notariusz'ze współczuciem popatrzył w rozedrganą twarz Tom-
my'ego.
Myśłę, panie Rienasch, że będę mógł panu pomóc. Zanim
przekroczy pan próg tego domu, powiem coś, co od razu poprawi panu
nastrój. Otóż ojciec umarł przekonany o pańskiej niewinności i zrobił
wszystko, co mógł, by naprawić wyrządzoną panu krzywdę.
Tommy otrząsnął się i spojrzał na notariusza zdumiony.
Co pan powiedział? To prawda, panie radco? wyjąkał
zdenerwowany.
Najzupełniej! Kilka dni przed śmiercią pański ojciec przyszedł do
mnie i najpierw opowiedział mi, co wydarzyło się w dniu, kiedy wypędził
Pana z domu, a potem w jaki sposób przekonał się, że popełnił
omyłkę. Był ogromnie wstrząśnięty i chciał czym prędzej naprawić
krzywdę, jaką panu wyrządził, ale nie wiedział, jak skontaktować się
2 panem bez wiedzy Kurta. O szczegółach nie będę teraz mówił; dowie
Sl? pan wszystkiego od ojca.
Tommy przeraził się i jaskrawy rumieniec pokrył jego blade policzki.
~- Jak to od ojca? Co pan ukrywa, mecenasie?
List od pańskiego ojca! Zostawił mi go na wypadek, gdyby nie
szło do spotkania i rozmowy z panem przed jego śmiercią. Od dawna
u} się źle, chorował i obawiał się, że może nie dożyć pańskiego
Wrtu. Gdy kilka dni wcześniej odkrył prawdę, był już zupełnie
amany i pewnie nie pożyłby zbyt długo, nawet gdyby nie zdarzył się
163

ten wypadek. Napisał w tym liście wszystko, co chciał, żeby pan
wiedział. Przeczyta go pan później, a teraz chodźmy do domu. Może pan
śmiało wejść, gdyż taka była wola nie tylko Boga, ale i pańskiego ojca
Tommy zacisnął usta, żeby nie stracić panowania nad sobą. Słowa
notariusza zaskoczyły go zupełnie. Więc ojciec wiedział, że zaszła
pomyłka? Wycofał swoje oskarżenie i chciał naprawić krzywdę? Tego się
nie spodziewał.
Poruszał się jak we śnie, rozglądał z niedowierzaniem, patrzył na
ludzi zgromadzonych przed domem, z którego wypędzono go jak
złoczyńcę. A ci ludzie przyszli go powitać jako dziedzica. Pozdrawiał ich
nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Kiwał tylko ręką, skłaniał lekko
głowę.
Wszedł w towarzystwie Nimroda po schodach i przekroczył próg
pałacu.
Mamo! miał ochotę zawołać, jakby chciał, żeby w tej uroczystej
chwili matka była obok niego. I nagle, zupełnie nieświadomie, z serca
wypłynęło mu drugie zawołanie, równie przesycone czułością i miłością,
jak pierwsze: Tato!
Nie miał jednak czasu na zastanowienie się nad swoimi uczuciami.
W hallu czekali już pracownicy ojca: zarządcy Langenfurtu i Hartau,
obaj dyrektorzy fabryk i kilku innych, którzy od wielu lat zajmowali
różne stanowiska, a których Tommy w większości znaj.
Pozdrawiali go uśmiechając się serdecznie. Córka zarządcy Langen-
furtu, która urodziła się krótko przed wyjazdem Tommy'ego z domu,
wręczyła mu piękny bukiet kwiatów i w kilku słowach przywitała
w imieniu wszystkich obecnych. Wziął ją wraz z bukietem na ręce.
Ależ ty wyrosłaś przez ten czas, gdy mnie nie było! powiedział
wzruszony.
Jeden z urzędników wystąpił z szeregu i po powitaniu oznajmił, że
wszyscy są bardzo Zadowoleni ze zmiany właściciela. Podkreślił to
wyraźnie, chcąc dać do zrozumienia, że z rządów Kurta byli niezadowo-
leni.
Tommy podziękował za miłe przyjęcie i wyraził nadzieję, że
im się wszystkim dobrze współpracowało i że nikt nie odejdzie
swojego stanowiska. Ucieszył się w duchu, że oficjalną część miał już
sobą.
164

Zaprosił wszystkich obecnych na obiad, zaznaczając, że teraz
chciałby omówić z panem radcą Nimrodem bieżące i zaległe sprawy.
Weszli z notariuszem do gabinetu ojca przylegającego do hallu.
Teraz możemy spokojnie porozmawiać, panie radco rzekł
ronimy i wskazał Nimrodowi jeden z foteli. Sam usiadł w drugim.
Radca zaczai od rozmowy z ojcem Tommy'ego, która odbyła się
ft jego prywatnym mieszkaniu w czasie przerwy obiadowej. Ojciec rzekł
\\tedy: Przepraszam, że nachodzę cię w domu, ale jestem zupełnie
przekonany, że w Langenfurcie szpiegują mnie na każdym kroku".
Nimrod ciągnął dalej:
Zdziwiłem się bardzo. Nie tym, że pański brat posunął się tak
daleko, a tym, że pański ojciec wie i zdecydował się mówić. Zaczął
lednak opowiadać o tym, co zdarzyło się przed laty, gdy wypędził pana
L domu i jeszcze wcześniej, ale o szczegółach przeczyta pan sobie sam,
drogi panie Rienasch, w liście od ojca, który mi potem zostawił.
Powiedział też, że zamierza zmienić testament, w którym na jedynego
spadkobiercę wyznaczył Kurta, a panu przyznał tylko tyle, ile wymagało
prawo. Zniszczył przy mnie tamten dokument; zaraz usiedliśmy w moim
gabinecie i on podyktował mi inny. Według niego panu miał przypaść
majątek Hartau i fabryka konserw, zaś Kurtowi Langenfurt i cukrow-
nia. Natomiast gotówkę i oszczędności kazał podzielić po połowie.
Cały czas ojciec przypominał mi, żebym przypadkiem czegoś nie
ominął, wszystkiego dopilnował, by ktoś nie mógł się później przyczepić
i próbować obalić ten testament. Od razu wiedziałem, że ma na myśli
Kurta. Z zachowania Hermanna, to jest pańskiego ojca, wywnios-
kowałem, że po prostu boi się swojego starszego syna. Spytałem go o to
wprost, a on wtedy wyjął list przeznaczony dla pana i kazał mi go
przeczytać mówiąc, że dowiem się całej prawdy i zrozumiem, dlaczego
chce zmienić testament. Mam tu ten dokument, ale stracił on ważność,
skoro jeden ze spadkobierców nie żyje. Zgodnie z prawem teraz cały
majątek należy się panu, a o istnieniu tamtego testamentu powiedziałem
tylko po to, żeby pana przekonać, że ojciec przed śmiercią poznał
Prawdę i naprawił swój błąd.
Dziś, panie Rienasch, i tak nie zdążymy omówić wszystkich
szczegółów. Na zapoznanie pana z całym spadkiem będziemy po-
trzebowali kilku dni, a może nawet tygodni. Na pewno pan nie wie, ale
165

ojciec należał do najbogatszych właścicieli ziemskich, a za namową
Kurta tu trzeba mu oddać sprawiedliwość wszystkie oszczędności
ulokował przed wojną w zagranicznych bankach, dzięki czemu nie
ucierpiały wskutek szalejącej w Niemczech inflacji.
Ma pan tu list od ojca i testament. Zostawię pana samego, zwłaszcza
że mam kilka spraw do obu zarządców i dyrektorów fabryk, a tak się
szczęśliwie złożyło, że wszyscy są pod ręką.
Mam nadzieję, że zje pan z nami obiad, panie radco?
Chętnie. Z godzinkę, dwie i tak musiałbym zostać. Gdyby pan
mnie potrzebował, będę w pobliżu.
Tommy został sam. Kilka razy przeszedł po pokoju, żeby się trochę
uspokoić. Teraz dopiero poczuł się naprawdę w domu. Wiedział już, że
ojciec chciał, żeby wrócił, i mógł ze spokojem przeczytać, co miał mu do
powiedzenia. Usiadł za biurkiem i otworzył zalakowaną kopertę.
Mój drogi synu Tommy!
Dla ojca to ciężka chwila, gdy musi prosić swoje dziecko o przebacze-
nie, i to ja z rozdartym sercem stoję dziś przed taką koniecznością. Od
dawna dręczyły mnie wątpliwości, czy aby Cię nie skrzywdzilem, ale
dopiero teraz zdobyłem dowód, że to nie Ty ukradłeś wtedy z mojego
biurka te dwa tysiące marek. Zatem jesteś niewinny, a cala winę za naglą
śmierć Twojej matki i poniewierkę, którą Ty przeżyłeś, ponoszę tylko ja.
Niesłusznie wypędziłem Cię z domu, synu. Podniosłeś na mnie rękę po
tym, jak uderzyłem Twoją matkę, czego zresztą od razu gorzko żalowa-
łem. Uniosleś się, stanąłeś w jej obronie. Postąpiłeś jak należało. To ja
popełniłem błąd, i to nie jeden.
Wierz mi, synu, od śmierci Twojej matki nie zaznałem chwili spokoju,
choć cierpiałem już znacznie wcześniej, gdy w moim sercu ktoś posiał jad,
który zniszczył wszystkie uczucia, jakie żywiłem do Ciebie i matki
wcześniej. Walczyłenfz miłością do Was obojga, gdyż uwierzyłem, że żona
na nią nie zasługuje, a Ty nie masz do niej prawa.
Od niedawna wiem, że to Kurt z zimnym wyrachowaniem spiskowo1
przeciwko Wam, choć czasami miałem pewne wątpliwości, czy n
naprawdę prowadzi uczciwą grę. Mimo to ufałem mu, a teraz wiem, -^
kłamał, oszukiwał, podsuwał sfałszowane dowody, gdy przekonywał, z
Twoja matka mnie zdradzała, że Ty nie jesteś moim synem.
166

Wolałbym oszczędzić Ci szczegółów tych bzdur, które Kurt wymyślił na
f woj temat. W końcu jest on także moim synem i, mimo wszystko, wciąż
o kocham. Dziś wiem na pewno, że umyślnie wzbudził we mnie
wątpliwości po to, żebym Ciebie wydziedziczył, a cały majątek zapisał
jemu.
Dowody, które miały świadczyć o zdradzie Twojej matki, a także
D tym, że nie jesteś moim synem, okazały się zwykłym kłamstwem.
Nikczemnik, którego Kurt^przekupil, by donosił na Twoją matkę,
przestraszył się na łożu śmierci i kazał mnie wezwać. Wyznał prawdę
i przysiągł, że z moją żoną nigdy się nie spotykał.
Dlaczego nie wypomniałem żonie zdrady, sam nie potrafię powie-
dzieć. Nie mogłem się z tym pogodzić, słowo ,,niewierność" nie prze-
chodziło mi przez usta, ale za to dręczyło mnie i wywoływało złość. Dziś
wiem, że dobrze zrobiłem nie mówiąc jej o niczym. Byłby to dla niej
straszliwy cios, chociaż kto wie, czy przy okazji prawda nie wyszłoby na
jaw.
Może... Los chciał inaczej. Najważniejsze, że wiem na pewno: jesteś
moim synem, a głos serca, które ciągle mi o Tobie przypominało, był
również głosem łączącej nas obu krwi.
Nagromadzona we mnie złość do Twojej matki wybuchła, gdy
wszystko wskazywało na to, że Ty ukradłeś z mojego biurka pieniądze.
Zdawałem potem, że nie dałem ci tej drobnej sumy na pokrycie długów,
bo gdybym to zrobił od razu, nie zmusiłbym Cię do kradzieży jak
wtedy myślałem / nie doszłoby do smutnych wydarzeń przy śniadaniu
i dalszych ich konsekwencji: Twojego wygnania i śmierci matki.
"ale:,
. Pozwól, że nie opiszę Ci przebiegu mojej rozmowy z Kurtem, gdy
Powiedziałem mu, iż rzekomy kochanek mojej żony wyznał przed śmiercią
Prawdę. Bez zająknięcia Kurt stwierdził, że ten człowiek postradał zmysły,
~e bredził jak wielu konających. Mimo oczywistych dowodów Kurt upierał
"? przy swojej wersji. I wtedy milsze przyznać zacząłem się Kurta
ąc. Jego postawa, jego sposób traktowania mnie zupełnie odbierały mi
?c sprzeciwiania się. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile wysiłku kosztuje
nie napisanie tego listu i napisanie prawdy o Kurcie. Chyba tylko od
la rozbudzona miłość do Ciebie pozwala mi wykrzesać tę Alę. Starczy
JeJ jeszcze na tyle, żeby sporządzić nowy testament i przywrócić Ci
ne prawo do spadku.
167

Wiem wprawdzie, że powodzi Ci się dobrze. Twoja ciotka mówiła ruj
też, że doszedłeś do wysokiego stanowiska w firmie i dużo zarabiasz, ale
spadek Ci się należy, więc przyjmij go bez wahania i wybacz staremu ojcu
jego słabość i nieprzemyślane decyzje, gdybyśmy się już nie spotkali
Kurt kazał mnie śledzić, czuję to, i kontroluje każdy mój krok, aleja
muszę znaleźć jakiś sposób, by ten Ust pisany ukradkiem po nocach oraz
nowy testament, który zamierzam napisać, jednak trafiły do Twoich rąk
Nie uwierzysz, synu, ale dopiero wczoraj zdobyłem dowód, że to nie Ty
ukradłeś wtedy pieniądze z mojego biurka, a sposób, w jaki to się stało
graniczy wręcz z cudem. Najdziwniejsze, że to Kurt sam zupełnie
nieświadomie zdradził swoją tajemnicę.
Wczoraj, gdy przygotowywałem, jak zwykłe, w swoim gabinecie
gotówkę do przekazania do banku, o czym Kurt wiedział, wszedł nagle
i położył na biurku kilka banknotów tysiącmarkowych i rzekł:
Znalazłem je u siebie w szufladzie, a skoro inflacja zżera ich
wartość, wpłać je, tato, też do banku. Zupełnie zapomniałem o tych
pieniądzach, a kiedyś była to przecież duża suma.
Przycisnąłem banknoty ciężkim kałamarzem, gdyż akurat wypeł-
niałem księgi i nie miałem zamiaru zajmować się pieniędzmi Kurta. On
tymczasem wyszedł nie wiedząc, że popełnił wielki błąd. Dlaczego? Żeby
Ci to wytłumaczyć, muszę wrócić do wydarzeń sprzed lat.
Otóż dzień przed awanturą o kradzież, po której w zaślepieniu
wypędziłem Cię z domu, otrzymałem dużą wpłatę w banknotach ty-
siącmarkowych. Leżały na biurku, a gdy przypadkowo rzuciłem okiem,
zauważyłem numer biletu leżącego na wierzchu: l 9071 864. Nigdy bym
nań nie zwrócił uwagi, ale była to dokładnie data moich urodzin, czyli
19.07.1864! Bezwiednie chwyciłem ołówek i na krawędzi banknotu
napisałem cyfry podzielone właśnie w ten sposób, i wrzuciłem go wrą:
z innymi do szuflady w biurku. Nazajutrz chciałem wam pokazać tę
ciekawostkę przy śniatłaniu, ale zaznaczonego banknotu nie znalazłem-
Przeliczyłem wszystkie: brakowało dwóch... Co dalej, to już wiesz.
Wczoraj, gdy wreszcie zająłem się banknotami przyniesionymi pr~e~
Kurta były to cztery pięćsetki i dwa po tysiąc osłupiałem wid:4c
znowu na jednym z nich swoją datę urodzin! Przyjrzałem mu się dokławne'
na krawędzi wciąż wyraźnie było widać cyfry napisane moją f*-'
Struchlałem. Przecież to oznaczało, że złodziejem okazał się Kurt.
168

potrzebował tych pieniędzy, więc schował je do biurka, a potem zapomniał,
w jaki sposób wszedł w ich posiadanie. Ukradł je wtedy jedynie po to, żeby
zwalić winę na Ciebie. \
Ogarnęła mnie bezsilna rozpacz. Wpadłem do pokoju Kurta i bez
osłonek wygarnąłem mu, że mam dowód na to, że jest złodziejem.
Wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że banknoty przechodzą przez
\viele rąk i na pewno wracają do nas po kilka razy, tylko że my o tym nie
wiemy, bo ich przecieknie zapamiętujemy. Patrzył przy tym na mnie tak
władczym i przenikliwym wzrokiem, że bez słowa wyszedłem.
Ale wiem przynajmniej, że to nie Ty mnie wtedy okradłeś, i dlatego
muszę wynagrodzić krzywdę, którą Ci wyrządziłem. Jutro z rana idę do
radcy Nimroda, mojego przyjaciela, i powiem mu całą prawdę, aby w razie
potrzeby bronił Cię przed Kurtem, który tu nie mam żadnej wątpliwości
będzie chciał podważyć mój nowy testament. A dowie się o jego istnieniu
dopiero po mojej śmierci. Boję się powiedzieć mu o tym teraz. To smutne,
mój synu, gdy ojciec boi się własnego dziecka, ale cóż poradzę?
Po podziale spadku Kurt będzie próbował odebrać Ci wszystko, ale mu
nie ustępuj, Tommy! W razie potrzeby wykorzystaj ten list, tylko
błagam Cię nie dopuść, żeby spór o spadek przerodził się
w bratobójczą walkę między wami. Wtedy ustąp mu.
Nie szukaj na nim zemsty za to, że Cię skrzywdził. On i bez tego ponosi
)uż zasłużoną karę. Nie ma przyjaciół, nasi pracownicy też odwrócili się od
niego, a nie odchodzą tylko dlatego, że ja jeszcze żyję. Zaręczył się
z Georginą Donald, ale ta rzuciła go w popłochu, gdy dowiedziała się, jaki
lest naprawdę.
Bardzo chciałbym zobaczyć się z Tobą, drogi synu, choć raz, ale mam
Przeczucie, że nie dożyję tej chwili. Ciężkie przeżycia i troski wyniszczyły
lr>oje siły, a Transwal, gdzie przebywasz, leży tak daleko... Nie pojadę do
tiebie, ale zostawię ten list, abyś wiedział, jak bardzo żałuję, że z własnej
11 y straciłem Ciebie i Twoją matkę.
Nie wiem, czy radca Nimrod wyśle Ci ten list zaraz, czy też dostaniesz
już po mojej śmierci. Tak czy inaczej wybacz synu Twojemu
^lepionemu ojcu! Wierz mi, swoją winę gorzko już odpokutowałem.
Niech Cię Bóg prowadzi i błogosławi we wszystkich poczynaniach.
' PrzyJQ.ć też moje błogosławieństwo, Synu, i nie zapomnij
Twojego udręczonego bólem ojca
169

Tommy był tak wzruszony, że z trudem doczytał list do końca
Dopiero teraz okazało się, jak daleko posunął się Kurt w swojej
nikczemności, i trudno było zachować spokój tylko dlatego, że zmarłych
nie należy osądzać źle. Jak on śmiał poddać w wątpliwość cześć matki!
Teraz stało się jasne, że w ten sposób skutecznie zraził ojca i do żony, i d0
drugiego syna.
Biedny ojciec! Biedna matka! Ten łobuz zniszczył im nie tylko
szczęście, ale i życie. Bawił się nimi jak piłką w swoich łajdackich łapach!
Głęboko przejęty jeszcze raz powoli przeczytał list ojca. Pocałował
na koniec kartkę z takim nabożeństwem, z jakim zapewne pocałowałby
rękę ojca, gdyby został przy życiu.
Czuł, jak ciężki kamień spada mu z serca. Do końca swoich dni
dręczyłby się myślą, że wrócił do domu ojca wbrew jego woli.
Siedział zamyślony i upłynęła co najmniej godzina, zanim zdecydo-
wał się zawołać radcę Nimroda. Omawiali już tylko sprawy bieżące.
Radca zobowiązał się dalej załatwiać problemy prawne, z wyjątkiem
tych, gdzie konieczny był osobisty udział Tommy'ego.
Do obiadu uporali się z najważniejszymi sprawami, ale przy stole,
gdy spotkali się wszyscy najwyżsi rangą pracownicy, rozmawiano
głównie o tym, co jeszcze jest do zrobienia. Po obiedzie Tommy poprosił
do swojego gabinetu zarządców obu majątków i dyrektorów obu
fabryk. Polecił im, żeby na razie pracowali jak dawniej, a nowe
dyspozycje otrzymają, gdy on rozejrzy się trochę w gospodarstwie
i złoży wizytę w fabrykach.
Teraz chciał obejrzeć dom. Majordomus z notesem w ręku szedł za
nim i zapisywał każdą uwagę. Tommy z zadowoleniem stwierdził, że
w domu prawie nic się nie zmieniło. Zdecydował się zająć pokoje ojca na
parterze, a leżące nad nim przeznaczyć dla Urszuli. To w nich mieszkała
niegdyś matka. Były przestrzenne, pięknie umeblowane, a z okien
roztaczał się imponujący widok na stary park. Sypialnia matki znaj-
dowała się dokładnie nad jego sypialnią.
Ciotka Greta może na razie zamieszkać w pozostałych pokojach
matki, zanim nie ustawi się jej starych mebli w dotychczasowyc
pomieszczeniach przeznaczonych dla gości. Pokoje gościnne zostań.
urządzone w skrzydle, które zajmował Kurt. Jego meble Tommy kaZ"
sprzedać albo wyrzucić na strych. Nie chciał ich nawet oglądać.
170

Na strych powędrował też portret Kurta, przedstawiający jego
aturalnej wielkości sylwetkę. Tommy nie zniósłby widoku jego pięknej
twarzy i spojrzenia jego złych oczu, które odbierałoby mu radość i chęć
dożycia.
Decydując o przydziale pokoi dla Urszuli, Tommy zawahał się przez
chwilę- Co powinien powiedzieć majordomusowi? Jak przedstawić
Urszulę służbie? Mój Boże, służbie! uśmiechnął się do siebie. Jeszcze
niedawno to on usługiwaMnnym, a teraz znów, jak przed laty, ktoś
będzie usługiwał jemu. Trzeba będzie się do tego przyzwyczaić, a Urszu-
la? Kim właściwie ona będzie w tym domu?
Przypomniał sobie, że ma się nią opiekować. Formalnie będzie więc
ona jego wychowanką. Tak, to dobre wyjaśnienie.
W tych pokojach zamieszka meja wychowanka, panna Kro-
negg, a te obok, aż do końca korytarza będą dla mojej ciotki, radczyni
Tiers. Sprowadzi się tu z własnymi meblami, więc proszę pokoje
opróżnić i odnowić. O przeznaczeniu poszczególnych pomieszczeń
zdecyduje ciotka i jej pokojówka Christine. Do tego czasu jednak ciotka
zamieszka w pokojach sąsiadujących z tymi, które zajmie panna
Kronegg. Jeżeli zechce wprowadzić jakieś zmiany, proszę je uwzględnić.
Zrozumiałem, panie baronie ukłonił się majordomus notujący
skrzętnie każdą uwagę Tommy'ego.
Tommy uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie, jak Urszula zareaguje
na widok luksusowo i bogato wyposażonych pokoi.
Ale zrobisz oczy, misiaczku! pomyślał i poczuł ogarniające go
Przyjemne uczucie dumy, że może jej zaoferować tak piękny dom. Jeżeli
* ogóle ucieszył się ze spadku, to tylko ze względu na Urszulę.
- Nie wiem, czy panu wyraźnie powiedziałem rzekł zwracając
'?domajordomusa ale te pokoje muszą być gotowe już dzisiaj, gdyż
Panie przyjadą do Langenfurtu wieczorem.
~~ Jak pan rozkaże, panie baronie. Zaraz zmobilizuję służbę
Pokoje dla dam zostaną przygotowane na czas.
^dllcz,
chyba
znowu musiał się uśmiechnąć: Urszulka została oficjalnie
do kręgu dam! Już ona szybko się nauczy tej roli, nie byłaby
córką swojej dystyngowanej matki!
ty ~~ Dobrze tu będzie twojej córce, droga pani Regino, a ty,
nerze, przyjacielu, będziesz zadowolony z Tommy'ego. Na niczym
171

Pani radczyni Tiers nadaje się do tej roli znakomicie. Jestem jej
zobowiązany za pomoc w odnalezieniu pana. Nie miałem nawet
W1" ;
Oj?cia, w jakich stronach świata pana szukać
bardziej mi nie zależy jak na dobru waszej córki, drodzy,
przyjaciele. Jestem wam to winien. Śpijcie spokojnie tam, w dalekiej
obcej ziemi.
Nagle poczuł bolesny skurcz wokół serca. A co, jeżeli pewnego dnia
Urszula odejdzie stąd z mężczyzną, którego pokocha? Westchną}
i szybko odpędził tę myśl: Odsuń się, przepadnij, przyjdź później vve
właściwym czasie, gdy będzie trzeba się zastanowić, nie teraz! P^
kilka najbliższych lat na pewno nic się nie zmieni Urszula zostanie tu
a później... Po co już teraz tym się martwić.
Zszedł do hallu, gdzie radca Nimrod skończył właśnie rozmowę
z jednym z dyrektorów.
Miałby pan jeszcze chwilkę czasu, panie radco?
Notariusz spojrzał na zegarek.
Jeżeli tylko chwilkę... Mam jeszcze w mieście kilka pilnych
spraw. Przyjadę znów jutro z samego rana, ale jeżeli nie można
poczekać...
W takim razie zabierze się pan moim samochodem do miasta,
panie radco. Jadę po ciotkę i moją podopieczną. Właśnie o tej młodej
damie chciałem z panem porozmawiać. Jej rodzice zmarli w Transwalu
tego samego dnia. Ojciec został postrzelony w czasie rewolty robot-
ników, a matka, chora na serce, dostała zawału. Byłem tym ludziom
bardzo zobowiązany i chcę zaopiekować się ich małoletnią córką
Będzie mieszkać w moim domu, a ja zostanę jej prawnym opiekunem,
skończyła dopiero piętnaście lat. Chciałbym pana prosić o pomoc
w załatwieniu formalności, gdyż sam na pewno nie dałbym sobie
rady.
Notariusz po tylu latach praktyki nie dziwił się już niczemu, wiec
rzekł spokojnie:
To dla mnie rutynowa sprawa. Gdyby pan zechciał mi przekazać
dokumenty podopiecznej oraz świadectwa zgonu i personalia jej
rodziców, wszystko pójdzie gładko.
Cieszę się, panie radco.
Podjął pan rozsądną decyzję, panie Rienasch. Samemu w Lan-
genfurcie byłoby panu smutno.
No właśnie. Ponadto będę miał pod ręką ciotkę Gretę, która
jak ją znam zastąpi małej matkę.
772


ifl1
ifli
Cały czas utrzymywaliśmy z ciotką kontakt listowy. Ona jedna
uwierzyła, gdy oskarżono mnie o kradzież, i bez chwili wahania dała
wszystkie swoje oszczędności, abym mógł wyjechać do Afryki,
^jjciałbym jej się teraz jakoś odwdzięczyć.
To się chwali, drogi panie Rienasch.
Jeżeli jest pan gotów, możemy jechać, panie radco.
Pięć minut później siedzieli już obaj w samochodzie.
Wieczorem u ciotki Grety Urszula nie mogła zasnąć. Hałas prze-
jeżdżających pod oknami samochodów był dla niej nie do zniesienia.
\V końcu koło północy uspokoiło się, ale za to rano Urszula spała jak
zabita.
Obudziła się, gdy Christine zapukała do drzwi i oznajmiła, że pani
radczyni czeka ze śniadaniem. Zerwała się przestraszona i rozejrzała
półprzytomnie po przytulnym pokoiku.
Zaraz przyjdę, Christine zawołała i przebrawszy się szybko
pobiegła do jadalni, gdzie czekała już ciotka.
Dzień dobry, Urszulo! Wyspałaś się, dziecko?
Och, ciociu, proszę się nie gniewać, że wstałam tak późno, ale
długo nie mogłam zasnąć. Gdyby mnie Christine nie obudziła, pewnie
jeszcze bym spała.
I dobrze! Młodość potrzebuje snu. Żałuję tylko, że mogłam ci
zaoferować jedynie ten skromny pokoik.
Urszula pocałowała ją w policzek i uśmiechnęła się.
Dla mnie, ciociu, to był prawdziwy luksus. Gdybyś widziała
sypialnię w naszym drewnianym domku! Mniejsza od twojego pokoiku,
a spaliśmy tam wszyscy troje na metalowych łóżkach.
Naprawdę? zdziwiła się ciotka.
Pewnie! Nasz domek trzeba było kilka razy przenosić na inne
leJsce, jak tylko autostrada posuwała się naprzód. Nie mógł być więc
a duzy, a i tak byliśmy z niego bardzo zadowoleni, bo nie musieliśmy
leszkać w namiocie. Wujek Tommy spędził z panem Brownem osiem
ftt w płóciennym domku.
173

Wiem, wiem. Często mi o tym pisał. Mój Boże, nie było wam tam
łatwo.
Kłopotów nie brakowało, ale żyło nam się bardzo dobrze
Byliśmy wszyscy razem. Miałam rodziców i Tommy'ego. Przychodził do
nas codziennie na godzinkę, dwie, gdy tylko miał wolną chwilę,
a w niedzielę to spędzał z nami cały dzień.
Ciotka Greta miała talent do zadawania pytań, a Urszula chętnie
odpowiadała. Dopiero spytana o okoliczności śmierci rodziców, zała-
mała się, a w oczach stanęły jej łzy. Ciotka przytuliła ją serdecznie.
Moje biedactwo! Taka jesteś młoda, a już tyle wycierpiałaś.
Teraz jednak musisz zapomnieć o wszystkim. Niczego nie zmienisz,
a tylko rujnujesz sobie zdrowie. W Langenfurcie na pewno nie będzie ci
źle. Tam jest naprawdę pięknie i już się cieszę, że Tommy chce mnie
zabrać do siebie.
Jakże mógłby nie zabrać swojej ukochanej ciotki Grety! To do
niego niepodobne. Jest najlepszym i najwspanialszym człowiekiem na
świecie i nie ma już drugiego takiego, od kiedy mój kochany tatuś nie
żyje. Obaj identycznie postępowali, nawet myśleli. Tommy był zawsze
uśmiechnięty, serdeczny i wszystkim w obozie było od razu lżej, gdy
tylko się zjawiał. Mama zawsze mówiła: Nasz przybrany syn to
prawdziwy dar niebios nie tylko dla nas, ale też dla całego obozowiska".
Słyszałam te słowa od dziecka. Tommy bawił się ze mną, gdyż nie
zabrałam żadnych zabawek, wycinał mi papierowe kukiełki, biegał ze
mną, wygłupiał się. Dopiero gdy byłam starsza, zrozumiałam, że był on
od początku moim najlepszym, najwierniejszym przyjacielem.
Opowiadała dalej z błyskiem w oczach, czego to Tommy nie dokona!
w obozie, jakby chciała ciotkę przekonać, że jest on wspaniały"1
człowiekiem, który w każdej sytuacji potrafi sobie poradzić, a także
pomóc innym.
Ciotka tymczasem, jako doświadczona kobieta, dowiedziała si?
z tego opowiadania czegoś znacznie więcej. Ze słów Urszuli jasn
wynikało, że Tommy znalazł w jej sercu trwałe miejsce, i to nie byle jakl?-
choć pewnie ona sobie jeszcze z tego nie zdawała sprawy. To jeszc2^
dziecko! pomyślała. Ale jak długo nim będzie? A Tornifl>'
Wygląda na to, że on też bardzo jest do małej przywiązany. Dałby B-_
żeby się to wszystko nie pokomplikówało. Trzeba będzie chronić
174

delikatny pączek, a Tommy musi uzbroić się w cierpliwość, jeżeli chce,
by zakwitł dla niego. Musiałabym się grubo pomylić, jeżeli Urszula
zainteresuje się kimś innym, a Tommy znajdzie sobie jakąś dziewczynę.
Tym, że dzieliła ich osiemnastoletnia różnica wieku, ciotka nawet
nie zaprzątała sobie głowy. Jej zdaniem dla czystej, prawdziwej miłości
nie była to żadna przeszkoda. Jednak ze swoją myślą nie mogła się
zdradzić przed nikim. Sprawa była zbyt delikatna.
Rozmawiały do samego obiadu. Tym razem ciotka musiała opo-
wiadać, oczywiście o Tommym. Urszula wypytywała o okres jego
studiów, lat gimnazjalnych, szkolnych, aż po kołyskę. Album ciotki
Grety okazał się tu prawdziwą encyklopedią. Tommy jako niemowlak,
w pierwszych krótkich spodniach, na koniu na biegunach, z tor-
nistrem na plecach, w mundurku gimnazjalnym, jako maturzysta
i wreszcie jako student. Ileż to pytań przy każdej fotografii, ile
ciekawych opowieści!
Urszula chwilę przyglądała się zdjęciu matki Tommy'ego.
Jakie serdeczne spojrzenie i miły uśmiech. Tommy ma identyczne
oczy jak jego matka.
Tak, jako dziecko był zupełnie do niej podobny. Teraz bardziej
przypomina ojca. Zmężniał, ale oczy ma wciąż takie same.
Po obiedzie obie poszły na miasto. Ciotka nie mogła się nadziwić, że
dziewczyna w ogóle nie umie posługiwać się pieniędzmi, zupełnie nie
docenia ich wartości. Okazało się, że nigdy nie robiła zakupów! Czasami
matka posyłała ją do kantyny po jakieś produkty, ale magazynier
zapisywał należność do księgi, a ojciec rozliczał się z nim na koniec
miesiąca. \
Nie tylko kupować nie potrafiła. Zadawała pytania o najprost-
Sze sprawy, ale ciotka tłumacząc jej cierpliwie musiała stwierdzić,
^e dziewczyna uczyła się szybko i uważnie przyglądała się wszyst-
kiemu.
Wobec oczywistych braków ogłady zaskakujący dla ciotki był
żrorn wiedzy ogólnej, którą posiadała Urszula. Swobodnie przeszły
rozmowie na francuski. Ciotkę zdziwił piękny akcent i absolutna
prawność. Przy angielskim, to starsza dama się załamała, bo ciągle jej
? wydawało, że opanowała ten język, a tymczasem przy Urszuli dukała
k samouk po czterech lekcjach.
775

Na jakikolwiek temat rozmawiały, po kilku zdaniach Urszula i tak
wspominała o Tommym. Co też teraz robi? Czy dojechał już c}0
Langenfurtu, czy nie ma tam jakichś kłopotów, czy szybko wróci...
Po podwieczorku Urszula prawie zamilkła. Podchodziła raz po raz
do okna, postała chwilę i nerwowo kręciła się po pokoju. Tylu ludzi
chodzi po ulicy, a nie ma wśród nich Tommy'ego...
Słońce już zachodziło, gdy siedząca już bez przerwy w oknie Urszula
zerwała się i radośnie zawołała:
Wujek wraca!
Ależ dziecko, skąd ci to przyszło do głowy? zdziwiła się ciotka.
Czuję to! rzekła poważnie przyciskając rękę do serca.
Podbiegła do okna i rzeczywiście zobaczyła go wysiadającego
z samochodu. Wszedł do bramy i wielkimi susami wbiegł na górę.
Zadzwonił. Zanim Christine doczłapała do drzwi, Urszula już tam była.
Nikt chyba tak głośno nie witał nikogo w cichym i spokojnym
mieszkaniu dwu starszych kobiet. Tommy porwał Urszulę w ramiona.
Misiaczku, tak się stęskniłem, jakbym nie widział cię sto lat
śmiał się, podnosząc ją. Czy dziecko było grzeczne, ciociu?
spytał stawiając ją na podłodze i głaszcząc po głowie.
Bardzo grzeczne i miłe, Tommy odpowiedziała ciotka tym
samym tonem.
A tęskniłaś za mną choć trochę, Urszulko?
Bardzo troszeczkę! Ciotka Greta była tak dobra dla mnie, że nie
myślałam wcale o tobie przekomarzała się.
To ładnie! A ja, choć miałem pełne ręce roboty i w głowie aż mi
huczy, cały czas myślałem o tobie. I jak ci teraz? zaśmiał się. Czeka
mnie huk roboty spoważniał nagle i dlatego chcę, żebyście były na
miejscu. Jedziemy do Langenfurtu już dzisiaj, zaraz. Co ty na to.
Urszulko?
Skinęła głową. Z radości odjęło jej mowę. Ściskała tylko mocno dłoń
Tommy'ego.
Naprawdę już dzisiaj? zmartwiła się ciotka.
Objął ją serdecznie.
Zdaj się na łaskę losu, cioteczko! Nie cieszysz się, gdy na star
lata porywa cię młody, przystojny kawaler? I do tego samochodem.
I jak takiemu się sprzeciwić? poddała się z uśmiechem.
776

Wszystko poszło dobrze, wujku? spytała poważnie Urszula.
Jak po maśle! Mam wam sporo do opowiedzenia, więc siądźmy
na chwilę. Jestem tak szczęśliwy, jak nigdy w życiu: ojciec zostawił dla
0inie list u radcy Nimroda! Nie uwierzycie, ale on wiedział, że byłem
niewinny!
Och, Tommy! Zawsze ci mówiłam, że on musiał wiedzieć.
Ty, misiaczku, nie możesz uwierzyć,'że ktoś myśli o mnie źle.
Także twoi rodzice nie uwierzyli, że mogłem ukraść ojcu pieniądze, ani
też ciotka Greta. A ojciec... lepiej posłuchajcie same, co do mnie napisał.
Powinnyście znać treść jego listu, wtedy zrozumiecie całą prawdę.
Usiedli wszyscy troje, a Tommy czytał na głos.
Urszula słuchała z roziskrzonymi oczyma. Wiedziała, jak bardzo
Tommy'emu zależało na przekonaniu ojca. Ciotka zaś założyła ręce
i czerwieniła się lub bladła. Gdy Tommy przeczytał, że Kurt oskarżył jej
siostrę o zdradę męża, zerwała się i złapała za głowę.
Co/ za niegodziwiec z tego człowieka! Teraz dopiero wiem,
dlaczego ojciec traktował żonę i ciebie z otwartą wrogością.
Tommy jednak nie odezwał się, tylko czytał dalej. Gdy skończył,
starsza pani rozpłakała się ze wzruszenia.
Jak to wyroki boskie są nieodgadnione, mój chłopcze!
Urszula złapała Tommy'ego za ręce.
Wyobrażam sobie, wujku, jak musisz być szczęśliwy wiedząc, że
ojciec umarł nie mając do ciebie żalu, a wręcz przeciwnie udzielił ci
swojego błogosławieństwa.
Masz rację, Urszulko. Jego błogosławieństwo cenię sobie bar-
dziej niż całe bogactwo, które mi zostawił. Cieszę się również, że mogę
S1? nim podzielić z tobą. Zobaczysz, jakie piękne pokoje kazałem ci
Przygotować. Kiedyś należały do mojej matki. Część z nich na razie
damy ciotce Grecie, a później, gdy zostaną odnowione te obok,
c'oteczka ustawi w nich swoje meble i tak będziemy sobie mieszkać
^szyscy razem. Ja osiądę na parterze w pokojach ojca i będę was
Panować. Co wy na to? Aha! Żeby nie było wątpliwości: radca Nimrod
tjrs:
atwia Już papiery i wkrótce będę oficjalnym opiekunem Urszulki.
żdnie z przyznanym mi prawem kategorycznie żądam, żeby panna
Kronegg była mi bez żadnych dyskusji posłuszna! Amen!
2azartował naśladując głos urzędnika odczytującego sentencję.
777
J'lsn\\łosd

Urszula zaczerwieniła się lekko i szepnęła poważnym tonem:
A czy kiedyś nie byłam, wujku?
Potrząsnął nią dla żartu.
No, nie wiem? Gdy bawiliśmy się w niedźwiedzie, musiałem
czasami groźnie mruknąć, zanim mnie usłuchałaś.
Innymi słowy: uczyłeś mnie respektu od małego. Nie ma
obaw, że sprzeciwię się teraz, gdy zostaniesz moim surowym opieku-
nem.
Patrzyli na siebie i bez słowa, pochyliwszy głowy, dotknęli się
czołami. Tommy spoważniał. Obietnica posłuszeństwa właściwie go
zmartwiła. Czyżby wynikała z dzielącej ich różnicy wieku? Szybko
zmienił temat.
Christine zjawiła się z kawą i ciastkami. Tommy od razu pochwalił
się wiernej służącej listem od ojca.
Tym samym, droga Christine, ojciec zwrócił pani cześć i musiał
przyznać, że niesłusznie wtedy posądził panią o kłamstwo, a ja postaram
się w jego imieniu wynagrodzić krzywdę, jaką pani z mojegp powodu
doznała. t
Już pan to zrobił, paniczu, pozwalając mi wrócić do Langenfur-
tu. Będę znów pracować, bo nie chcę do śmierci pozostawać na
garnuszku u pani radczyni.
Na pewno źle u nas pani nie będzie, Christine. Chciałbym, żeby
pani przygotowała teraz walizkę ciotki Grety, bo wyjeżdżamy zaraz, gdy
tylko wypijemy kawę i zjemy tę pyszną babkę, którą pani upiekła.
Pamiętasz, Urszulko? Tak wielką babą poczęstowała nas twoja matka,
gdy wróciliśmy do domu z wycieczki w tym dniu, kiedy antylopy o mało
nie zrzuciły nas w przepaść.
Urszula popatrzyła na niego wzrokiem pełnym wdzięczności.
Pamiętam, wujku. Uratowałeś mil wtedy życie. Nie zdawałam
sobie z tego sprawy, dopiero później marna opowiadała, jak to było
naprawdę. \
Tommy spoważniał nagle.
Myślę, Urszulko, że to wtedy zaczęła chorować na serce. Gdy n'e
groziło ci już żadne niebezpieczeństwo, ona zemdlała.
Musieli opowiedzieć ciotce Grecie o tamtym wydarzeniu,
minęła godzina i Tommy, trochę zniecierpliwiony, rzekł:
178

A teraz szybko do Langenfurtu! Samochód czeka, a my tu
siedzimy jakby nigdy nic i gadamy.
Był podniecony, uradowany i wyjątkowo rozmowny.
Zobaczysz, misiaczku, jak w Langenfurcie jest pięknie. Szkoda,
ze nie ma teraz z nami twoich rodziców. Dla dumnej i pięknej pani
Reginy byłoby to wprost idealne miejsce. Pomieścilibyśmy się wszyscy,
a twój ojciec mógłby pracować ze mną. Trudno. Ale nie smuć się; głowa
do góry! Wiesz, że w Langenfurcie wszystko teraz kwitnie? Nigdy czegoś
takiego nie widziałaś. Bzy pachną, aż głowa boli. A ty w ogóle wiesz, jak
wygląda bez i jak pachnie?
Nie, Tommy. Znam go tylko z opowiadań matki.
Zaraz każę ściąć całą gałąź i zanieść ją do twojego pokoju.
Zapach bzu zawsze wywołuje u mnie wspomnienia z dzieciństwa.
Niedługo będziesz w domu, Urszulko! Polubisz Langenfurt, zobaczysz.
Przecież ty, mała dzikusko, nigdy właściwie nie miałaś domu!
Westchnęła z poważną miną.
Ano nie miałam, wujku. Mój dom był i zawsze będzie tam, gdzie
jesteś ty.
Spojrzał na nią.
Zawsze? spytał odruchowo i zaraz zaczął mówić o czymś
innym. Urszula jednak nie słuchała. Dlaczego Tommy zdziwił się, gdy
powiedziała zawsze"? Czyżby chciał powiedzieć, że nie może zostać
w Langenfurcie na zawsze?
Nie miała czasu zastanawiać się dłużej. Tommy pomógł ciotce i jej
ubrać się w płaszcze. Złapał walizki, ale zaraz uśmiechnął się i postawił je
na ziemi.
O, nie! Teraz niestety muszę odmówić sobie tej przyjemności. Nie
mogę udawać tragarza we własnym domu. Co to się porobiło! Zoba-
czysz. Urszulko, ilu to różnych rzeczy nam teraz nie wolno.
Dlaczego nie wolno, wujku? x
Roześmiał się.
Bo niektórzy ludzie ubzdurali sobie, że jedne prace są lepsze,
inne gorsze, a jeżeli ktoś wykonuje te gorsze, to dla niego wstyd,
Nic a nic!
Ja też nie, ale tak tu jest.
179

'ego Serce podchodziło jej do gardła, gdy wchodziła między nim
TOJTI . . _ szerokie schody wyłożone dywanem, prowadzące na piętro.
na:
Tommy polecił szoferowi, by poszedł na górę po walizk'
i Urszuli. Kierowca popatrzył na niego zdziwiony i zrobił kwaśn ^
wyraźnie ociągając się. Tommy wybuchnął śmiechem i rzekł gł ^^
Ucz się, Urszulko! Szofernie jest od noszenia walizek Uw
jest to czynność poniżej jego godności. W przyszłości, gdy będz' '*
mieć jakieś bagaże, musimy zabierać lokaja, który zechce nam je n ^
Zeszli we troje po schodach, a po chwili szofer z naburmuszoną ^,
wracał już do samochodu z walizkami. ^
Mam nadzieję, że się pan nie przemęczył? Bardzo to ciężkie1'
zaczepił go Tommy.
Nie, panie baronie, ale dźwiganie to nie rnoja praca.
Ho, ho! Gdybym wiedział, sam zaniósłbym bagaże.
To mówiąc wyrwał szoferowi z rąk walizki} wrzucił je do samochodu
obok jego fotela. /
Mam nadzieję, że siedzenie obok Walizek nie uwłacza pańskiej
godności, panie kierowco?
Szofer bez słowa usiadł za kierownicą wyraźnie zbity z tropu.
' Widzisz, Urszulko, ja też nie wiem, jak dziś powinien zachować
się kulturalny człowiek roześmiał się Tommy dosiadając się do dam
na tylne siedzenie. Wszystkiego oboje będziemy musieli się nauczyć.
Czeka nas ciężka praca, cioteczko.
Ja tam się żadnej pracy nie boję, mój drogi podchwyciła
żartobliwy ton ciotka Greta.
Urszula jednak nie słuchała, tylko delikatnie głaskała pluszowe
obicia foteli.
Co za piękny samochód, wujku!
Prawda? Ładniejszy niż ten, którym jeździł Justus Kórner
Wyobrażasz sobie, że jestem teraz bogatszy od niego?
za
Wiem, że nie przywiązujesz do tego wagi i bardziej cieszysz się
z listu od ojca niż ze Spadku, który po nim odziedziczyłeś powiedzia
ale nagle zdała sobie sprawę z różnicy majątkowej, jaka ich teraz dzieli
Na razie świadczył o niej elegancki samochód Tommy"ego-
chwilę Urszula zobaczy piękny barokowy pałac w Langenfurcie.
Lokaje, wszyscy ubrani w jednakowe liberie, czekali przy schoda ^
aż samochód się zatrzyma. W hallu Urszula nie mogła już wy do -
z siebie słowa, rozglądała się dookoła, co chwilę zerkając trwożliwi
180

a \ niepewnie, jakby bała się postawić nogę na stopniu. Tommy
StąPf , s}użbę, a sam wziął Urszulę pod rękę i spytał czule: ,
l- Co, misiaczku? Boisz się?
Westchnęła.
__ Przecież to jest zamek, wujku! Ja nie mogę tu mieszkać.
Oczywiście, że możesz. Szybko się przyzwyczaisz, naprawdę. To
zajny dom, w którym się mieszka. Widzisz tę poręcz? Jako chłopiec
eżdżałem po niej, gdy tylko nikt nie widział. Możesz także spróbować,
eśh chcesz. Ja na pewno spróbuję, gdy nikogo nie będzie w domu. Przy
służbie jakoś mi nie wypada.
Przez chwilę uśmiechnęła się jak dziecko, które zobaczyło nieznaną
zabawkę. Dotknęła poręczy.
Innym razem, dobrze? przygarnął ją do siebie.
Doszli tymczasem do jej pokoi. Były przepiękne. Stylowe meble
tapicerowane, brokatowe zasłony i łóżko z baldachimem, tak szerokie,
ze można było na nim spać i wzdłuż, i wszerz. Poduszki z koronkami,
jedwabna kapa, obok okna toaletka z wielkim owalnym lustrem, pod
ścianą umywalka z wpuszczonymi w blat miednicami.
Tu masz zimną i ciepłą wodę z kranów, Urszulko, ale obok
sypialni jest oddzielna łazienka z prysznicem i wanną objaśnił
Tommy.
Wyszli do dwu dalszych pokoi przeznaczonych dla Urszuli: salonu
umeblowanego w stylu empire i pokoju dziennego, gdzie królowały
meble z hebanu z purpurowym obiciem i zasłony tego samego koloru.
Urszula oddychała z trudem. v
Ach, wujku! Tu wygląda jak w bajce, jak w książkach, które
ostawałam od mamy. Takie duże pokoje, drogie meble... i ja mam tu
m'eszkać?
~~ A gdzieżby, Urszulko? Oczywiście cały dom jest do twojej
" Pzycji odparł Tommy szczęśliwy, że może zapewnić jej tak dobre
na tymczasem nagle rzuciła się na fotel, zakryła twa^z rękoma
?anisła się szlochem.
>, co się dzieje? podbiegł do niej przerażony.
181

Nie odpowiadała. Trzymała ręce zaciśniętetnocno na twarzy i łkała
jeszcze bardziej. Tommy spojrzał bezradnie na ciotkę Gretę.
Ja chyba rozumiem Urszulę, Tommy Ty wróciłeś do domu
w którym wyrosłeś. Dla ciebie dom oznacza pałac, zaś dla niej,
wychowanej w obozowisku, dom to zaledwie drewniana chata z dwoma
pokojami i prymitywne meble. Nie potrafi sobie wyobrazić, że można
mieszkać w takim przepychu jak tutaj. Prawda,Urszulko, to właśnie cię
przestraszyło?
Powoli dochodziła do siebie.
To też, ciotko Greto, ale nagle zaczęłam się bać o siebie, o to, że
wujek będzie teraz dla mnie zupełnie kimś obejm. Dręczy mnie myśl, że
ja nie pasuję do tego domu, że w zasadzie ty, Tommy, też do nas nie
pasowałeś. Urodziłeś się w pałacu, tu są twoje korzenie, a ja czuję się jak
intruz. I dlatego płaczę. A tak bardzo chciałam być z tobą, na zawsze
mówiła zdenerwowana, a jej spojrzenie rzeczywiście zdradzało
strach, że zostanie odtrącona. . - /
Jej wujek Tommy okazał się nagle dumnym arystokratą, właś-
cicielem bajkowego zamku i ogromnego majątku ziemskiego, podczas
gdy ona, biedna bezdomna dziewczyna czuła się jak pisklę, co wypadło
z gniazda, nie umiejące jeszcze latać.
Tommy zbladł/ Podniósł Urszulę z fotela i spojrzał jej poważnie,
niemal surowo w/oczy.
Żebym już takich słów więcej nie słyszał, Urszulo! Ty intruzem!
Dlaczego zadajesz mi ból? Czyżbyś nie wiedziała, że przepych i bogac-
two cieszą mnie tylko dlatego, że mogę je ofiarować tobie? A jestem to
winien twoim rodzicom! Zwracam dług za lo, że w waszym ciasnym
domku przyjęli mnie jak syna, że okazali mi serce, gdy byłem bliski
załamania, gdy zabrali mnie z sobą do Transwalu. Ty musisz przyjąć
ten dług, skoro oni nie mogą. I nie próbuj kłaść na wagę, kto mniej
dał, a kto wiecpj bierze! Tu rachunki zawodzą. Jak chcesz wycenie
wspaniałomyślność twojej matki, gdy przygarnęła mnie do waszej
rodziny? Czy ona zastanawiała się wtedy nad tym, że przygarnia
włóczęgę i żebraka? A twój ojciec? A ty? Długo -się wahałaś, zanin1
powiedziałaś do mnie wujku? Przemyśl to sobie wszystko, Urszulo-
uważam, że mam prawo w imieniu twojej drogiej matki i
czcigodnego ojca powitać cię w tym domu, który jest także
182

domem. Nie chcę już więcej słyszeć, że czujesz się tu intruzem. To bardzo
by mnie bolało.
Słuchała blada jak ściana. Gdy skończył, rzuciła mu się w ramiona.
Wybacz, wujku. Głupio mi, że okazałam się niewdzięcznicą
i zepsułam ci całą radość, ale ten przepych zupełnie mnie przytłoczył.
Dziękuję, wujku. Zawsze będę pamiętać, co dla mnie zrobiłeś. Uśmiech-
nij się znowu. Nie chciałam sprawić ci bólu, o Boże, nigdy nie chciałam.
Nie gniewaj się, proszę!
Wzruszył się i ucieszył, że znów może być dla niej czuły i miły. Miał
wielką ochotę przytrzymać ją w ramionach i nie wypuścić już nigdy.
Mój kochany mały misiaczek! pomyślał. Jaka szkoda, że nie
jesteś dziesięć lat starsza albo ja o dziesięć młodszy! Tak cię kocham, mój
śliczny skarbie. Kocham, ale nie tak jak wtedy, gdy bawiłem się z tobą,
lecz zupełnie inaczej. Teraz wiem, że jest to jednak miłość. Ale muszę ją
szczelnie zamknąć w moim sercu, żeby przypadkiem nie zdradziła się
przed tobą. Nie mogę dopuścić, żeby wykorzystała twój brak doświad-
czenia i związała cię ze mną na całe życie. Czy ty wiesz, moja mała, jak ja,
biedny stary wujek, będę cierpiał, gdy pewnego dnia twoje serce
wybierze kogoś młodszego, zaś ja w milczeniu będę musiał się przy-
glądać, jak on zabierze mi ciebie?
Takie to myśli dręczyły TQmmy'ego, gdy tuląc Urszulę głaskał ją
delikatnie po włosach. Zebra] jednak wszystkie siły i rzekł spokojnie:
Już się nie gniewam, Urszulko. Ty też rozchmurz się i czuj jak
u siebie w domu. Wiem, że nie chciałaś mnie zranić, ale twoje słowa
zadały mi ból, więc nie powtarzaj ich już nigdy. Najlepiej nie rozmawiaj-
my na tem temat, to szybko zapomnimy. A teraz musimy pokazać
pokoje ciotce Grecie. Już najwyższy czas!
Ciotka przysłuchiwała się rozmowie uważnie i zauważyła zamyślenie
Tommy'ego. Nie wiedziała jednak, jakie to myśli chodzą mu po głowie.
Sądziła, że nie chce on jeszcze rozmawiać z Urszulą o miłości uważając,
że jest za młoda. Bo że on ją kocha, a ona jego, nie uszło uwadze tej
'doświadczonej kobiety. *
Usłyszawszy swoje imię. poruszyła się i patrząc na Tommy'ego
rzekła z uśmiechem:
Mój drogi, ty chyba nie zrozumiałeś Urszuli. Mnie starej też
kręcą się w oczach łzy i mało nie brakowało, a rozpłakałybyśmy ci się tu
'183

obie. Nawet sobie nie wyobrażasz, co dla mnie oznacza zamie
w Langenfurcie po tylu wyrzeczeniach w czasie wojny, g(jv anie
z Christine właściwie żyłyśmy na skraju nędzy. A tu nagle rysu
perspektywa spokojnego i beztroskiego życia, i to nie byle gdzi u/
w pałacu, ze służbą i wszelkimi wygodami. Takich zmian, mój chłoń
nie przeżywa się bez głębokiego wzruszenia. e'
My jednak musimy powstrzymać łzy, prawda ciociu? Żeby
sprawić Tommy'emu przykrości.
Ja, na szczęście, już się opanowałam, a widzę, że ty także. No t
pokażmy, że cieszymy się z odmiany losu.
Tommy otworzył drzwi łączące pokoje Urszuli i ciotki.
Pomyślałem, że chciałybyście mieszkać obok siebie. W razie
potrzeby zostawcie otwarte drzwi i nie będziecie czuły się osamotnione
bo jak wiecie, na piętrze nikt nie mieszka, prócz Christine, ale jej pokój
dopiero musimy przygotować. Ja będę mieszkać na parterze, dokładnie
pod Urszulą uśmiechnął się i ruszył do wyjścia, żeby panie mogły się
przebrać.
Ów pół do ósmej jemy kolację. Lokaj przyjdzie po was
punktualnie. Tylko chcę was widzieć wesołe i roześmiane. Nie płakać mi
tu!
Urszula została sama. Drzwi od pokoju ciotki były otwarte, słychać
było krzątaninę. Za oknem rozciągał się stary park mieniący się teraz
światłami i cieniami zachodzącego słońca. Półksiężyc pojawił się już na
~ mebter-Urszula złożyła ręce. Dziękowała opatrzności, ale też prosiła.
żeby pomogła jej odwdzięczyć się Tommy'emu za jego dobroć. Po
modlitwie jak zwykle musiała porozmawiać w myślach z rodzicami
Jesteście tu z nami. Czuję waszą miłość i wasze błogosławieństwo
Nigdy o was nie zapomnimy, ani ja, ani Tommy. Z jaką czułością on was
wspomina! To wspaniały człowiek ten Tommy... Tommy!
Powiedziała:, Tommy? W myślach już dawno nie nazywała g
wujkiem, opiekunem, tylko Tommym. Właściwie dlaczego? Dziś
się zdziwiła, ale nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Zasiedli we troje w przestronnej, pięknie urządzonej jadalni, która
musiała zrobić na Urszuli ogromne wrażenie. Stół był nakryty adamasz-
kowym, lekko żółtawym obrusem, na nim pyszniła się zastawa por-
celanowa, srebrne sztućce i kryształowe, połyskujące w świetle puchary.
Pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, to ta, że cały stół musiał być
\\art majątek, ale nie powiedziała ani słowa, a zachowywała się tak,
lakby jadała przy takim stole na co dzień.
Niektóre naczynia i sztućce widziała pierwszy raz w życiu, ale sięgała
po nie dopiero, gdy zrobił to Tommy lub ciotka, która zachowywała się
przy stole jak na książęcym przyjęciu. Urszuli nie pozostało nic innego,
jak uczyć się na jej przykładzie.
Ciotka była wyraźnie zadowolona. Po kolacji usiedli jeszcze na
godzinkę w salonie.
~ Cioteczko zaczął Tommy jak wiesz, Urszula ma tylko te
strje. które kupiliśmy w Kapsztadzie, a coś mi się zdaje, że musieliśmy
trdh<- na wyprzedaż, bo tutaj nikt takich nie nosi. Chciałbym, żebyście
Mc" w > brały z Urszulą do miasta i kupiły wszystko, co będzie jej
r/ebne. Ponieważ nie znam się na tych sprawach, będziesz musiała,
^'Oc|u, ubierać Urszulę także w przyszłości. A ty, misiaczku, nie żałuj
5 Os?a na stroje i przygotuj się na wydatek kilkuset funtów.
Oczywiście Tommy nie myślał brać tych pieniędzy z konta Urszuli,
\Medział tak, by miała poczucie samodzielności. To raz, a po drugie
e cciał. żeby ktokolwiek, nawet ciotka Greta, wiedziała, że Urszula
w Langenfurcie całkowicie na jego koszt.
185

Urszula kręciła się niespokojnie.
To ja mam aż tyle pieniędzy, wujku? spytała.
Także ciotka popatrzyła na Tommy'ego z zainteresowaniem
kajać na odpowiedź. Roześmiał się. ' 2e-
A jak myślisz? Twoi rodzice odkładali przez osiem lat żeb
powrocie do Niemiec starczyło dla was trojga. Te pieniądze są t P
tylko twoje, Leżą w angielskim banku i nie tracą na wartości, zaś s ^
odsetki pokryją wszystkie twoje wydatki i wcale nie musisz os/czed ?
Lepiej będziesz się czuła dysponując swomi pieniędzmi i nie będzie
musiała prosić mnie za każdym razem, gdy zechcesz sobie coś kuof
Ciotka pomoże ci wybrać ładne i eleganckie rzeczy: suknie, bieliznę
buty, kapelusze, pończochy słowem: wszystko, co młoda, piękna
dama mieć powinna.
Urszula odetchnęła z ulgą.
Cieszę się. wujku, że nie jestem tak biedna, jak myślałam. Nie
miałam pojęcia, że rodzice oszczędzali jakieś pieniądze!
Oj, księżniczko z Gór Smoczych! A na cóż oni mieli je wydawać
w Transwalu? Ojciec jako znakomity fachowiec zarabiał bard/o dużo.
a przecież nic nie kupował. Póki co, możesz wydawać ile chcesz, ale
uprzedzam, że jeżeli przesadzisz, natychmiast zablokuję twoje konto
Jak to dobrze, że przynajmniej pieniędzy nie muszę brać od
ciebie, wujku! Prawdę mówiąc, już się tym martwiłam.
Znowu zaczynasz? zmarszczył czoło. Wiesz dobrze, ze
chętnie oddałbym ci wszystko, ale znam cię już i jestem pewien. K
miałabyś opory. Biegałabyś po domu w wytartych sukniach, byleby nie
narażać mnie na wydatki. A ja chcę, żebyś wyglądała ładnie i elegancko.
jak na moją wychowanicę przystało. Zdaję się na ciotkę Gretę. Prawda.
cioteczko, że się tym zajmiesz? Kolorowych sukien na razie nie kupujcie
Nosimy żałobę. Nie muszą to być koniecznie czarne stroje Wolę bia
zwłaszcza że Urszuji jest w tym kolorze do twarzy. Idzie lato, więc
będzie praktyczniejsza.
Ciotka kiwała głową, że się zgadza, Urszula też nie protestów^ '
Dopiero gdy Tommy wymienił sumę, którą ciotka mogła w)"3
stroje, starsza pani zdziwiła się. Nie sądziła, że Urszula jest aż
bogata.
Tommy uśmiechnął się.
186

riebie. cioteczko, też wydatki nie ominą. Skoro jednak będziesz
ntować mój dom, chętnie się dołożę, ale przy okazji też kup sobie
, Jtko, co potrzebujesz.
rt>___ j0 milo z twojej strony, drogi chłopcze, ale skoro mieszkam
ojni domu na twój koszt, to co ja zrobię z moją rentą? Na
^ onkowe za dużo, a na stroje starczy, bo cóż mnie właściwie, starej
u'hie potrzeba? Jak widzisz, pod tym względem podobnie jak
, uja _ chcę być od ciebie całkowicie niezależna. Chyba że później,
dv otworzysz dom dla gości, będę potrzebowała czegoś rączej szczegól-
nego, to się do ciebie zwrócę o wsparcie,
"pocałował ją w rękę.
_ Cóż mi pozostało, jak zgodzić się z tobą, ciociu.
W ogromnym łóżku z baldachimem Urszula czuła się nie najlepiej.
Kręciła się, przewracała i choć za oknami nie było słychać hałasu
przejeżdżających aut, zasnąć nie mogła. Myślała o wszystkim po trosze;
jedna myśl tylko powracała uparcie i sprawiała jej wielką przyjemność:
jest u Tommy'ego w domu, a on sam śpi poniżej oddzielony od niej tylko
podłogą. Kilka pokoi dalej śpi ciotka Greta, siwowłosa dobra wróżka.
Oboje są dla Urszuli tacy dobrzy, opiekują się nią. Co za szczęście, że ma
Tommy'ego.
Odwróciła się na drugi bok, przytuliła do poduszki i uśmiechając
się s/epnęła: Dobranoc, Tommy! Dobranoc, najdroższy! i za-
Mieła
Nazajutrz obie z ciotką wybrały się na zakupy i wróciły objuczone
Pakunkami, torbami, pudłami i Bóg wie czym jeszcze.
^n\
Tommy uparł się, że Urszula musi przymierzyć wszystkie stroje -raz
bo on chce je zobaczyć. Nie byłaby kobietą, gdyby się
iła. Przychodziła do salonu w coraz to piękniejszej kreacji,
jy emu aż dech zapierało z wrażenia. Przeważnie pokazywała się
le'i, ale było też kilka ślicznych sukni czarnych oraz jedna taftowa
oiab-czarną kratę.
modnych sukniach Urszula wyglądała doroślej niż w tyeh, które
/m ^ ^aPsztadzie. Tommy nie mógł się nadziwić, że strój tak potrafi
nic Podlotka w prawdziwą młodą damę. Był zachwycony i z trudem
187

rami0r,
panował nad sobą, gdyż najchętniej porwałby Urszulę w
i pocałował.
Uświadomił sobie, że choć oboje żyli na bliskiej, przv'
skiej stopie, ona pocałowała go tylko jeden jedyny raz, wtedy
wyratował ją spod kopyt antylop. No tak, ale wtedy niósł ją p0 ^
na rękach! Darowała mu nawet połowę nazbieranych dla m ^
kwiatów. Kilka z nich, zasuszonych, nosił stale w portfelu. Gdy soh '
przypomniał ten pocałunek, a zdarzało mu się to teraz dość czest6
zamykał oczy i czuł na ustach dotyk jej delikatnych dziecięcych war
I ogarniało go niepowstrzymane pragnienie, żeby dotknąć tych ust
jeszcze raz.
Teraz, gdy patrzył na nią przebraną w coraz to inny strój, to
pragnienie budziło się w nim ze zdwojoną siłą. Próbował odczytać zjei
rozpromienionej twarzy, czy gdyby to zrobił, nie uciekłaby przerażona
Musiał panować nad sobą.
Codziennie posyłał do jej pokoju świeże bukiety z wszystkich
kwiatów, jakie królowa wiosna szczodrze rozsypywała w pałacowym
ogrodzie.
Z wielkim zapałem zabrał się do nowych zajęć, jako właściciel dwu
posiadłości i dwóch fabryk. Szybko też zorientował się w ich sytuacji.
Cóż, wracał przecież do środowiska, w którym się wychował. Dostrzegli
to od razu najbliżsi współpracownicy i ucieszyli się, bo zapanowała od
początku normalna, partnerska atmosfera, tak różna od tej, którą
wprowadził Kurt.
Po kilku tygodniach Tommy czuł się w swoich dobrach tak samo
swobodnie jak niegdyś na budowie autostrady i w obozowisku dro-
gowców w Transwalu. Ludzie szybko dostrzegli, że zna się na robocie.
żadnej pracy się nie boi, potrafi też docenić to, co robią inni, i traktuje
wszystkich z szacunkiem, jeżeli tylko wypełniają sumiennie swój
obowiązki. Poza tyjn zawsze był uśmiechnięty, uprzejmy, i nic dziw
nego, że taki nastrój udzielił się powoli wszystkim pracownikom,
słyszało się narzekań, a robota szła jak po sznurku. . ,
Do Hartau, do obu fabryk, a nawet w pole Tommy wyjez ^
samochodem i wtedy Urszula zabierała się z nim. Bardzo jej sl?
A hvl?P
podobało: zresztą gotowa była znosić największe niewygody, .
tylko być jak najczęściej i jak najdłużej blisko Tommy'ego.
188

\u czorami siadywali we troje z ciotką Gretą w salonie i, jak
!ych lat w drewnianym domku, rozmawiali, śpiewali, muzy-
Banjo wróciło znowu do łask. Urszula zauważyła jednak, że Tommy
miej słucha pieśni śpiewanych przez nią przy akompaniamencie
tki która doskonale grała na fortepianie. Gdy tylko zostawały same,
iczyły nowe utwory, a pewnego wieczoru zaskoczyły Tommy'ego
balladą Tomek Rymarz". Siedział z zamkniętymi oczyma i słuchał
rozmarzony.
Przypomniał mu się pierwszy wieczór w Kapsztadzie, gdy ze
szczęścia, że spotkał przyjaznych mu ludzi, wybiegł na miasto, by dać
upust swojej radości. Był pod wrażeniem urody i dobroci pani Reginy
i nucił cały czas fragment ballady Loewe'go:
Ty musisz niebios być królową,
Bo skąd, o pani, twój cudny blask?
Jakże wtedy czuł się szczęśliwy, że ta cudowna kobieta wstawiła się
za nim, przekonała męża, że trzeba mu pomóc. A dziś jej córka,
podobna jak kropla wody, przebywa w jego domu i śpiewa:
I pocałował jasnowłosą,
Szczęśliwy, wesół niczym ptak.
Urszulko, skarbie! Najsłodsza, naukochańsza istoto na ziemi! Ja też
jestem szczęśliwy i tak wesoły jak Wszystkie ptaki tej wiosny!
Dzisiejszego wieczora śpiewali do późnej nocy. Raz Tommy grał na
banjo, raz Urszula, a ciotka Greta nie wstawała od fortepianu dając się
Porwać nastrojowi tych dwojga młodych. Jakże cudownie brzmiały ich
głosy, gdy śpiewali w duecie. Nie dało się ukryć, że byli sobie bardzo
bliscy.
A nie był to jedyny taki wieczór. Atmosfera w Langenfurcie do
przypominała tę z drewnianego domku: spokój i harmonia.
cś jednak było inaczej...
ommy przypomniał sobie o swojej dawnej pasji, o której w Afryce
^ mgł nawet marzyć o koniach! W stajni były dwa wspaniałe
iJZ.C Wce- półkrwi araby ze stadniny ojca. Urszula patrzyła z za-
gdy Tommy dosiadał ich po kolei i pędził przed siebie jak
r- Pewnego dnia podjechał do niej i spytał:
N'e miałabyś ochoty pojeździć, Urszulko?
189

Uśmiechnęła się niezdecydowanie.
Miałabym... Zazdroszczę ci, gdy pędzisz jak strzała. To musi być
wspaniałe uczucie^ Tylko że ja nie mam po pierwsze konia, po drugie
stroju jeździeckiego, a po trzecie nigdy nie dosiadałam żadnego
zwierzęcia!
Zrobił zafrasowaną minę.
Hm! Po pierwsze: trzeba kupić konia, po drugie strój, i p0
trzecie nauczyć'pannę jeździć, l koniem najmniejszy problem. Stoi
w stajni taka poczciwa kobyła, łagodna jak baranek i podobno
przyzwyczajona do wożenia na swoim grzbiecie kobiet. Zajmuje się nią
chłopiec stajenny, ale skoro ty chętnie garniesz się do każdej roboty,
mogłabyś poświęcić temu sympatycznemu zwierzęciu trochę czasu,
a przy okazji zwolnić koniuszego do innej pracy. Strój jeździecki można
chyba kupić w mieście spytamy ciotki Grety pozostaje problem
nauki. Nie wiem, czy nadaję się na nauczyciela, ale możemy spróbować.
Chcesz?
Aż pisnęła z radości. Pomijając już, że bardzo chciała jeździć konno,
ważniejsze-dla niej było to, że nie'będzie musiała czekać na Tommy'ego,
że będzie mogła mu towarzyszyć.
Strój jeździecki kupiono nazajutrz i można było rozpocząć naukę.
Koń rzeczywiście czekał już w stajni, ale nikt nie wiedział, że został
kupiony specjalnie dla Urszuli.
Okazała się wyjątkowo pojętną uczennicą. Złotokasztanowata klacz
ze swej strony okazała się niezwykle wyrozumiałym stworzeniem i nic
dziwnego, że nauka poszła gładko. Po kilku tygodniach Tomm)
z podziwem patrzył na Urszulę kłusującą obok niego podczas objazdu
pól.
Szalał z radości, gdy mógł pomagać jej przy wsiadaniu i zsiadaniu.
Zapominał o dzielącej ich różnicy wieku i dokazywał jak dziecko.
Wyglądali cudownie, gdy wyjeżdżali obok siebie na koniach. Ciotka
Greta często patrzyła za nimi z tarasu i z zadowoleniem kiwała głową.
Starsza pani jakby odżyła w Langenfurcie. Czuła się jak u siebie
w domu, mając przy sobie dwoje bliskich, niezwykle sympatycznych
młodych ludzi i starą Christine, która z jowialnym uśmiechem raZ
po raz poszerzała suknie ciesząc się, że pani radczyni znów trocn?
przytyła.
190

Powoli odnawiano też dawne kontafl^'1. "^^ajomości. Pani radczyni
f jers była osobą powszechnie poważaną-11(, /^-^iną, toteż gdy zjawiała się
w mieście z Urszulą, zawsze znalazł się kt' ^^łcogo musiały koniecznie
Od\viedzić. Ciotka z dumą przedstawiaJa ^ -szulę jako podopieczną
;każc^
mojego siostrzeńca".
był ciekaw nowego
I zaczęły się rewizyty, zwłaszcza
^. ziiim
właściciela Langenfurtu i chciał zawrzeć z! ^^ znajomość. Mało kto się
przejmował, że z miasta było tam dość "a T^^3-
Częściej przyjeżdżał też radca Nirtir' 5^vZałatwiał różne sprawy
służbowe, ale chętnie zostawał czasami iał?. ^-10 kolacji, by pogawędzić
/ panią radczynią i Urszulą, która już ^. ~>wszym spotkaniu wręcz
oc/arowała starszego pana. Zdarzało s* s przyjeżdżał z nim syn
Georg. Był również prawnikiem i od pe^*- ~^* czasu pracował z ojcem,
gdyż w przyszłości miał przejąć po nimi ^ *-Cslarię.
Był to młody, przystojny kawaler, v^y$ r ^^htowany, wesoły i zawsze
elegancko ubrany. Idealny kompan do *lf8 zy ^rystwa. Miał dwadzieścia
sześć lat.
Prowadził już więcej spraw dla Te?01"" S^^go niż ojciec i dlatego
przyjeżdżał do Langenfurtu przeważnie S111"' *~ł-S"ie zdarzyło się, żeby nie
poproszono go, by został na obiedzie.
Urszula polubiła Georga Nimroda, ^ ^^TI naturalnym zachowa-
niem, wesołym usposobieniem bardzo Py ^-ominął jej Tommy'ego,
a był to już wystarczający powód, żeby g0?0 ^*Jbić, a nawet zaprzyjaźnić
się z nim. Prowadzili nie kończące się? (l) ^>owy, przekomarzali się,
żartowali, a Tommy stał z boku i, zam^s'oliy' *~l . prawie się nie odzywał.
Martwił się, bo ten młody człowiek mia^ct * ^e osiem lat mniej niż on,
a co gorsza, Urszula polubiła go od pi^ g^-^go wejrzenia.
Zdarzało się coraz częściej, że Geo#? , -^;awał także po pbiedzie.
'ali z Urszulą w tenisa i nie zwracali "w' s e uwagi na Tommy'ego,
który czując się nikomu niepotrzebnynr1 s" ^:g szkiem, zazdrościł Nim-
rdowi młodości. Zupełnie nie przyszło ^ ^ CD głowy, że przecież sam
tjkże jest młody i wygląda jak rówieśn^ ^~irga.
Na szczęście, o swoim wieku myślaM11 ^*" o w obecności Nimroda.
Vjdy zostawał z Urszulą sam lub w toW^ ^^ftwie ciotki Grety, oboje
Urabiali i szaleli jak niegdyś w obozie. *ie ^ Jt posługiwali się czasami
"ują niedźwiedzią mową, a poręcz pi"z! y<^*^ych schodach wciąż ich
/- 191

kusiła. Oczywiście po kilka zjazdów mieli już za sobą! Nie
przepuścić żadnej okazji, kiedy w zamku nie było ani ciotki, ani nikoo0
ze służby. Ileż to było wtedy śmiechu i radości, a Tommy-nie musiał
pytać Urszuli, czy podoba jej się w Langenfurcie, ani też się martwić, ?e
jest już stary.
Smutek po stracie rodziców powoli ustępował, chociaż nie było dnia
żeby bądź Tommy, bądź Urszula o nich nie wspomnieli. Raz tylko
powrócił dawny ból, gdy Justus Kórner zgodnie z obietnicą przysłał
fotografie pomnika, który kazał wznieść nad grobowcem Wernera
i Reginy. Nie można było uspokoić Urszuli, zwłaszcza że Tommy tez
z trudem panował nad sobą, a i ciotka Greta ukradkiem ocierała łzy,
choć przecież nie znała Kroneggów osobiście.
Poza tymi kilkoma dniami, kiedy znów odżyły wspomnienia.
Urszula czuła się już w Langenfurcie jak u siebie w domu. Nic zresztą
dziwnego, skoro nie tylko Tommy i ciotka, ale cała służba starali się jak
mogli, żeby tak właśnie się stało.
Tommy zaś, cokolwiek robił, najpierw pomyślał, czy spodoba się to
Urszuli. Zbliżał się dzień jej szesnastych urodzin. Zaraz po śniadaniu
wszyscy podeszli do stołu z podarunkami. Ambaras w wyborem byt
ogromny. Urszula dosłownie nie wiedziała, od czego zacząć, cieszyła się
jak dziecko pozostawione samo w pokoju pełnym zabawek.
Tommy'emu trudno było wyobrazić sobie, że kiedykolwiek miałab)
odejść z Langenfurtu. Właściwie oczekiwał od losu już tylko jednego
żeby Urszula mogła zostać tu na zawsze. Ale zaraz potem przychodziła
myśl zimna jak prysznic: że kiedyś przyjdzie taki dzień, gdy obc)
mężczyzna zabierze Urszulę do swojego domu. Co za nieznośna mysi
Markotniał i jak ranny zwierz zamykał się w swoim pokoju, by cierpi^
w samotności.
I przekonywał sam siebie, że zatrzymując Urszulę postąpiłby bardzo
egoistycznie. Nie ma prawa utrudniać jej kontaktów z młodj-n11
mężczyznami, nie wolno mu trzymać jej w zamknięciu. Ona musi ba
się, tańczyć, szaleć jak inne dziewczęta w tym wieku. Taka jest ko
rzeczy i z tym właściwie Tommy już się pogodził. Nie potrafił natotf"'
uporać się z myślą, że ktoś mu Urszulę zabierze, a on będzie musiał s
z boku bez możliwości sprzeciwu.

XI
Dwa lata minęły od przybycia Urszuli do Langenfurtu. Wyrosła na
poważną młodą damę i nawet do głowy by już jej nie przyszło, żeby
zjeżdżać z Tommym po poręczy w hallu. Jeździli natomiast razem
konno, a będąc sami na leśnej lub polnej dróżce, dokazywali czasami jak
za dawnych lat.
Tommy zdążył odnowić kontakty z rodzinami, z którymi niegdyś
przyjaźnił się ojciec. Nawiązał też nowe. Przed młodym panem z Lan-
genfurtu wszystkie drzwi stały otworem, nie tylko dlatego, że był
bogatym ziemianinem, ale przede wszystkim, że był uroczym i sym-
patycznym młodym człowiekiem.
Z pomocą ciotki Grety wprowadził do towarzystwa Urszulę, która
zadziwiająco szybko przyswoiła sobie obowiązujące tam zasady. Młode
damy nie odstępowały Tommy'ego na krok, ale i wokół jego podopiecz-
neJ zawsze gromadził się tłumek wielbicieli.
Zbliżały się osiemnaste urodziny Urszuli i z tej okazji w Langenfur-
C]e przygotowywano pierwsze wielkie przyjęcie. Od kilku miesięcy
ommy nalegał, żeby nauczyła się tańczyć. Zgodziła się dopiero, gdy on
dProponował, że sam także weźmie udział w lekcjach. Pojawiły się
esztą zupełnie nowe tańce towarzyskie, więc uznał, że nie zaszkodzi
po?nać je i być na bieżąco.
Me
Me
Wprawdzie jestem już starym wujem zażartował ale może
v\ H rz^'ze ktoś poprosi mnie do nowoczesnego tańca, a ja nie będę
Zlec. którą nogę postawić pierwszą. Skompromituję się, a ty najesz
Przeze mnie wstydu.
-*łosa J93

Och, wujku, tego akurat bym się nie obawiała. I tak robisz
wszystko lepiej od innych, ale nic dziwnego, skoro jesteś już taki stary
Ile to siwych włosów się doliczyłeś?
Na szczęście jestem blondynem i siwizna jest niewidoczna, ale
gdybym był szatynem, to ho ho! westchnął.
Spojrzała na niego, a serce jej przyspieszyło rytm, gdy zobaczyła, jak
na nią patrzył. Opanowała się i spytała obojętnym tonem:
Poważnie mówiłeś o tych lekcjach tańca, wujku?
Oczywiście, głównie żeby cię zachęcić. Do zimy musisz się
nauczyć, bo zacznę wyprowadzać cię na bale. Jakoś nie potrafię
wyobrazić sobie, że dołączę do grona tatusiów nadzorujących swoje
dorosłe córki.
Z całą pewnością będziesz najmłodszym z nich uśmiechnęła
się przekornie.
Dwa razy w tygodniu w Langenfurcie zjawiał się najlepszy mistrz
tańca i w dużej sali rozpoczęły się lekcje. Ciotka Greta przygrywała na
pianinie same najnowsze szlagiery, ale upierała się, że nie ma lepszego
tańca od wiedeńskiego walca. Tancmistrz był innego zdania, ale dla
świętego spokoju na koniec każdej lekcji tańczono walca.
Próba generalna odbyła się w czasie przyjęcia w wąskim gronie, na
które zostali zaproszeni. Urszula oswoiła się już z nowymi znajomymi
i bez cienia strachu cieszyła się na swój pierwszy bal. Jak można było
przewidzieć, była oblegana. Tommy zaś stał z boku i z roziskrzonymi
oczyma śledził każdy jej ruch. Z ciężkim sercem musiał przyznać, że
młodzi tancerze pasowali do Urszuli znacznie bardziej niż on. Poczuł się
już naprawdę stary.
A Urszula nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie on zdecyduje si?
poprosić ją do tańca. Tańczył już prawie z wszystkimi obserwowała
go dokładnie a jej nawet nie poprosił! Nie przypuszczała natomiast,
że on tańczył raczej z*obowiązku, nie znajdując w zabawie żadnej
przyjemności.
Znów zagrała orkiestra i Urszula bez chwili namysłu podbiegła do
Tommy'ego, uśmiechnięta, choć wyraźnie blada i trochę zdener-
wowana.
Damskie prawo, wujku! zawołała. Mogę cię prosić? A'11
razu ze mną nie zatańczyłeś poskarżyła się prawje szeptem.
194

Czuł się dziwnie zakłopotany.
Cały czas byłaś oblegana, skarbie, a poza tym... myślałem, że
wolisz tańczyć z młodszymi.
O, nie! Najbardziej lubię tańczyć z tobą.
Chciał krzyknąć z radości, ale powstrzymał się.
Ze mną, starym wujkiem Tommym? spytał lekko drżącym
głosem.
Właśnie. Ten stary wujek prowadzi najlepiej ze wszystkich tu
obecnych. Wszyscy plotą mi jakieś głupstwa. Nie uwierzyłbyś, co oni
wygadują. Dziwnie jakoś wyglądają w tych frakach! Pamiętasz, jak
w Kapsztadzie tłumaczyłeś mi, co to jest frak? Co sobie przypomnę, to
chce mi się śmiać.
Tommy uspokoił się słysząc, że tych dziwnie wyglądających mło-
dych ludzi we frakach Urszula nie bierze poważnie, a ich komplementy
uważa za głupstwa.
Uśmiechnął się.
A nie zauważyłaś, że ja także jestem we fraku? Też pewnie
w twoich oczach wyglądam dziwnie.
Ty nie! Wyglądasz wprost imponująco, chociaż wolę cię widzieć
w garniturze, w którym wychodzisz do pracy, albow stroju jeździeckim.
Bardziej przypominasz mi wtedy tego Tommy'ego z Transwalu.
Szczerze mówiąc, w tamtych strojach czuję się znacznie lepiej niż
we fraku. Powiadasz więc, że ci młodzi ludzie plotą tylko głupstwa?
zmienił nagle temat.
Dokładnie te same, jakby się umówili albo nauczyli na pamięć:
Pani świetnie tańczy... Ma pani śliczną sukienkę, pewnie prosto
z Paryża... Pozwoli pani, że powiem: tak niezwykłego koloru włosów to
jeszcze nie widziałem... Gdyby wybierano królową balu, z pewnością
zostałaby nią pani..." powtarzają niemal wszyscy, no, oprócz Georga
Nimroda. Ale on to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Potrafi
rozmawiać ze mną normalnie i za to go lubię.
To była ta przysłowiowa łyżka dziegciu, którą Urszula wlała do
sęczki radości Tommy'ego. Zasępił się.
Domyślam się, że z doktorem Nimrodem doskonale się rozu-
miecie.
Doskonale, wujku. Jest bardzo wesoły i naturalny.
795

I nie prawi ci głupich komplementów?
Ani razu! Ma za to takie śmieszne powiedzonka, że cały czas chce
mi się z niego śmiać. Powiedział, że pojutrze przyjedzie na dłużej do
Langenfurtu. Prawda, wujku, że też go lubisz?
Tommy najchętniej odprawiłby teraz Nimroda, gdzie pieprz rośnie
ale ugryzł się w język.
Tak, to sympatyczny młodzieniec, pilny, sumienny, choć jeszcze
taki młody, aż do pozazdroszczenia młody.
Nagle przestał tańczyć, objął Urszulę ramieniem i wyprowadził ją
w kierunku wyjścia z sali balowej. Nie mógł znieść sytuacji, że trzymają
w ramionach, a nie może przytulić, uścisnąć, pocałować... Spojrzała na
niego lekko przestraszona.
Zmęczyłeś się, wujku?
Próbował się uśmiechnąć.
W sali zrobiło się gorąco. Jest tylu ludzi.
Pokiwała głową.
Jedziemy do domu? Ciotka Greta też musi być zmęczona.
Czyżbyś miała dosyć twojego pierwszego balu?
Jeżeli nie chcesz ze mną tańczyć, to tak.
Poczuł bolesne ukłucie w okolicy serca.
Są przecież inni. Na przykład doktor Nimrod. On chyba dobrze
tańczy?
Nie tak jak ty, wujku. Tańczyłam z nim już dwa razy i on mówi,
że nie wolno więcej, bo ludzie wezmą nas na języki. To znowu jeden
z tych głupich przesądów. Co to szkodzi zatańczyć z kimś więcej razy?
Tommynie miał wątpliwości, że tym kimś" był Georg Nimrod Do
głowy mu nie przyszło, że myślała o nim.
Jak widzisz, takich nonsensów jest sporo, a nam pozostaje
odgrywać komedię, czy nam się podoba, czy nie.
Spojrzała na niego badawczo.
Widzę, że ty też wolałbyś tańczyć cały czas z jedną kobietą-
zamiast obtańcowywać z obowiązku wszystkie.
Nie dostrzegł, że w jej stwierdzeniu zawarty był niepokój, i od-
powiedział bez zastanowienia:
Tak. Urszulko, najchętniej przetańczyłbym cały wieczór z jedn4
kobietą.
196

Nie patrzył w jej stronę, więc nie zauważył, że zbladła. Usłyszał
tylko, gdy zawołała:
Wujku Tommy!
Co chciałaś, dziecko?
Chciałabym, żebyś mi pokazał tę kobietę, z którą mógłbyś
tańczyć cały czas.
Przestraszył się, ale zmusił się do uśmiechu.
Kiedyś może ci pokażę. '
Nie wiedział, że tą odpowiedzią sprawił Urszuli ogromny ból, chyba
równie dotkliwy, jaki odczuwał przed chwilą on, gdy myślał, że mówiła
o Georgu.
Jedźmy już do domu, wujku. Chyba że chcesz jeszcze zostać
rzekła wyraźnie zmęczonym głosem.
Mówisz poważnie?
Tak. Chcę wracać.
Podeszli do ciotki Grety rozmawiającej ze znajomymi starszymi
damami.
Jedziemy do domu, cioteczko. Zrobiło się późno, a mamy przed
sobą jeszcze godzinę jazdy.
Ciotka spojrzała na nich podejrzliwie.
Nie żal wam wracać tak wcześnie?
Nie, nie! Naprawdę mamy już dosyć. Urszula ponadto jest
zmęczona.
Poszli do garderoby. Tommy pomógł obu damom założyć futra
i wrócili do Langenfurtu.
Z okazji osiemnastych urodzin Urszuli zaproszono gości na uro-
czystą kolację, po której miał odbyć się bal. W tym dniu również czekał
na solenizantkę stół pełen podarunków.
Czym ja sobie na to wszystko zasłużyłam, wujku? . spytała
Patrząc nieco zakłopotana na leżące na stole kosztowności. Jak ja ci
się zrewanżuję? t
Od czasu tej rozmowy na balu Urszula jakby posmutniała, mniej się
śmiała, często popadała w zadumę. Tommy szukał przyczyny takiej
drniany, nie mając pojęcia, że był nią właśnie on. Podejrzewał Georga
Nimroda, a tymczasem to on zasiał w jej sercu niepokój odpowiadając
na JeJ pytanie, że jest kobieta, z którą chciałby przetańczyć całą noc.
797

Wyhaftujesz mi na urodziny szlafmycę i podgłówek. abym mógł
się zdrzemnąć w fotelu zażartował nie kryjąc nutki goryczy.
Spojrzała na niego jakoś dziwnie.
Dlaczego właściwie chcesz mi wmówić, że jesteś zgrzybiały^
staruszkiem?
Ależ, Urszulko, ja ci niczego nie wmawiam! Rzeczywistość
pst okrutna, ale ja naprawdę jestem już stary. Mam trzydzieści
osiem lat!
Wcale nie wyglądasz, wujku! Jesteś młody i nikt nie dałby ci tylu
kt, co mówisz. Rozejrzyj się dookoła: ci młodzieniaszkowie z naszego
towarzystwa w porównaniu z tobą zachowują się, jakby mieli siódmy
krzyżyk na karku.
Niestety, ja mam już czwarty westchnął.
Ale szlafmycę i podgłówek zacznę haftować dopiero na twoje
siedemdziesiąte urodziny. To jeszcze kawał czasu, a ja miałam na myśli,
tźym odwdzięczę ci się wcześniej: dziś, teraz.
Podszedł do stołu, na którym oprócz kwiatów od niego i ciotki Grety
stał też między innymi bukiet od Georga Nimroda piękna kompozy-
cja z fiołków i konwalii i sięgnął po banjo. Kupił jej nowe, znacznie
tpsze, bo to z Afryki nie sprawowało się najlepiej. Podając jej
kosztowny instrument uśmiechnął się.
Zaśpiewaj mi, Urszulko. Za to będę ci teraz najbardziej wdzięcz-
ny.
Och, śpiewam przecież codziennie! Myślałam o czymś wyjąt-
kowym.
Powiedzmy, że dziś wyjątkowo bardzo mi zależy na tym. żebyś
ztśpiewała. Zamknę oczy i wyobrażę sobie, że znowu siedzimy w drew-
nianym domku u stóp Gór Smoczych.
Wzięła od niego banjo i przyglądała mu się z uwagą.
Wujku, przecież io profesjonalny instrument! O wiele piękniejszy
oj naszego starego. Oczywiście zachowam oba. Pamiętam, jaki byłeś
Siczęśliwy, gdy go kupiłeś wtedy w Pretorii. A ty pamiętasz?
A mógłbym zapomnieć, Urszulko? Tak bogaty nie czułem się
jeszcze nigdy w życiu. Zaśpiewaj, skarbie... coś z tamtych czasów.
Usiadła w fotelu i przeciągnęła palcami po strunach. Przed oczyfl13
stanął jej widok salonu w drewnianym domku. Rodzice siedzi^'1
198

przytuleni do siebie na ławce pod oknem, Tommy obok nich na
bambusowym taborecie, który sam zmontował, ubrany w roboczy strój:
krótkie spodnie, szarą koszulę rozpiętą pod szyją, z blond czupryną,
teraz przyczesaną na gładko, wtedy rozwichrzoną... Tak, tylko, że wtedy
on należał do Urszuli, jej rodziców, i nie było kobiety, z którą on
chciałby tańczyć do rana...
Otrząsnęła się. Lepiej o tym nie myśleć. Wyprostowała się i za-
śpiewała.
O rodzinny mój domeczku,
Gdy w pamięci znów cię widzę,
Niewyraźnie, jak przez mgłę,
To łzy w oku mym się kręcą,
Zacierając rysy twe.
O najdroższe me wspomnienie
Przyjdź z oddali do mnie tu...
Przerwała nagle, głos jej uwiązł w gardle, z trudem powstrzymy-
wała łzy.
Tommy podszedł do niej.
' Urszulko! Coś ty!
Próbowała się uśmiechnąć.
Dziś nic z tego nie będzie. Roztkliwiłam się i tyle. Jutro za to
zaśpiewam ci tyle pieśni, ile tylko zechcesz. Przypomniałam sobie
rodziców i łzy same popłynęły mi z oczu.
Wziął banjo z jej rąk.
O mało nie doprowadziłem cię do płaczu. Ależ ze mnie niezdara,
prawdziwy niedźwiedź-mruk.
Uśmiechnęła się.
Jak ja niedźwiadek-misiaczek. Czyli pasujemy do siebie!
Westchnął i pomyślał: Gdybym tylko nie był prawie dwadzieścia
tat starszy od ciebie, misiaczku, wtedy naprawdę pasowalibyśmy do
siebie! Nie rzekł jednak nic, tylko głaskał ją po włosach i zaprowadził
2 powrotem do stołu z podarunkami.
Weszła ciotka Greta i zobaczyła tańczącą z radości Urszulę i uśmie-
chniętego, zadowolonego Tommy'ego. Gdy później została chwilę z nim
sama. rzekła: .
199

To naprawdę wzruszający widok, jak Urszula potrafi się cieszy
Dzisiejsze młode kobiety rzadko kiedy okazują tak spontanicznie swo
uczucia.
Kiwnął głową na znak, że się zgadza.
Dzięki Bogu, Urszula zachowuje się naturalnie i nie nabrała
v złych nawyków. Prawdę mówiąc, ciociu, boję się, jak ona da sobie rade
wśród obcych, gdy pewnego dnia opuści Langenfurt.
Ciotka popatrzyła na niego tajemniczo.
Na pewno śpieszyć się jej z tym nie będzie rzekła.
Jej nie, ale tamtemu. Nie zauważyłaś, że doktor Nimrod wodzi za
nią oczyma?
Inni zresztą też.
Tylko że on chyba myśli poważnie, a... a Urszula, zdaje się.
bardzo go lubi.
Tak myślisz?
Mówi o tym wyraźnie i otwarcie.
Ciotka położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się. Wystarczyło
spojrzeć na niego, by zrozumieć, że jest zazdrosny o Georga Nimroda.
Od dawna wiedziała, że Tommy i Urszula coś przed sobą ukrywają. To
coś wyraźnie ich łączyło, ale ciotka nie zamierzała wtrącać się do ich
spraw. Miłość napotykając na drobne przeszkody tylko się umacnia, ale
Tommy wyglądał na zbyt załamanego, więc ciotka musiała go choć
trochę pokrzepić na duchu. Spojrzała mu prosto w oczy i rzekła:
Mój drogi chłopcze, to ty nie znasz młodych dziewcząt! Jeżeli
naprawdę kogoś pokochają, to wolałyby sobie język odgryźć, niż
zdradzić się swoim uczuciem przed kimkolwiek. O Urszulę byłabym
zupełnie spokojna. Dopóki otwarcie przyznaje, że lubi doktora Nim-
roda, na pewno nie zakochała się w nim.
Tak myślisz? ucieszył się.
Nie myślę, ale wiem. Jeżeli Nimrod chce się żenić, to musi si?
rozglądnąć, za inną kandydatką. Urszula nie będzie nią na pewno.
Westchnął głęboko. Oby ciotka miała rację! Tylko że... nie będzie to
Nimrod, przyjdzie inny i zabierze kochanego misiaczka... nie zdążył
dokończyć myśli, bo w tym momencie Urszula wróciła.
Wieczorem rzęsiście oświetlony pałac czekał na gości. Od czasu. gd>
Tommy został właścicielem Langenfurtu tak wielkie przyjęcie urzadza-
200

po raz pierwszy. Zaproszono wszystkich znajomych i liczące się
, okolicy osobistości i nie zdarzyło się, żeby ktoś odmówił. Swoje
rzybycie potwierdził także radca Donald z żoną i córką. Tommy
0(jvviedził go niedawno w jego biurze i oświadczył otwarcie:
_ Nie widzę powodu, panie radco, do schodzenia sobie z drogi.
Fakt, że pańska córka zerwała zaręczyny z moim bratem, nie ma dla
mnie żadnego znaczenia. Bez wątpienia będziemy spotykać się w towa-
rzystwie, więc wolę postawić sprawę jasno.
Radca podał mu rękę.
Jestem pewien, że żona i córka również nie będą sprzeciwiać się,
abyśmy utrzymywali normalne stosunki towarzyskie. Córka jest teraz
za granicą, ale będzie nam miło, jeżeli odwiedzi nas pan w naszym domu.
Po powrocie córki zaprosimy pana znowu.
Kilka dni temu radca poinformował Tommy'ego, że Georgina
właśnie wróciła, więc zaproszenie na urodziny Urszuli zostało już
wysłane dla wszystkich trojga.
Urszula zdążyła się już przebrać, by wraz z Tommym i ciotką Gretą
wyjść na powitanie gości.
Tommy czekał już w pokoju przyjęć, a gdy zobaczył ją wchodzącą,
aż zaparło mu dech. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak ślicznie, nigdy też
nie była tak bardzo podobna do matki jak dziś. Serce biło mu jak młot.
Ubrana była w zwiewną suknię z jasnoniebieskiego welurowego
szyfonu, u dołu ozdobioną ciemniejszym, również niebieskim ornamen-
tem. U góry wokół szyi suknia przechodziła w wąski pasek z naszytymi
nań perłami. Ramiona były odkryte, jeżeli nie liczyć opadających na nie
pukli blond włosów, które w świetle żyrandoli lśniły metalicznie.
Tommy aż przeląkł się, nie tyle na jej widok, co pod czarującym
spojrzeniem, jakim go przywitała. Nie było to bynajmniej spojrzenie
dziecka! Nie był to już pąk cudownego kwiatu, ale piękny kielich, który
rozwinął się przed chwilą i czeka, aż ludzie zaczną go podziwiać.
Urszulko, ty dziś wyglądasz jak wróżka z baśni! Wiem, że
potraktujesz mój komplement jak jedno z głupstw, które plotą ci inni,
ale muszę ci powiedzieć, że w tej sukni wyglądasz olśniewająco.
Obróciła się przed nim dookoła.
Strój czyni człowieka, wujku, prawda? Mnie też ta suknia
spodobała się od razu i na inne nie chciałam nawet patrzeć, choć była
207

piekielnie droga. Dostałeś rachunek, to wiesz, ile zapłaciłam. Wiem, 2e
wydałam pieniądze zbyt lekkomyślnie, ale zaoszczędzę przy następny^
zakupach.
Dotknęła zwiewnej tkaniny cudownie dopasowanej do jej szczupłej
sylwetki.
Spróbuj, wujku, jest tak delikatna jak płatki róży.
Pochylił się, wziął rąbek sukni między palce. Stał tak blisko Urszuli
że czuł jej zapach. Zakręciło mu się w głowie.
Cudowne! szepnął i szybko zrobił krok w tył. Nie mógł stać
dłużej tak blisko, bo w każdej chwili mógłby stracić panowanie nad
zmysłami.
Weszła ciotka Greta w czarnej koronkowej toalecie, jak zawsze
dostojna, dziś prawdziwie dystyngowana starsza dama. Pod pałac
podjeżdżały już pierwsze samochody.
Wszyscy przybyli punktualnie, więc powitanie gości nie trwało
długo, a sale zapełniły się szybko. W pośpiechu Tommy nie przyglądał
się nawet wszystkim przybyłym, choć z każdym zdążył zamienić kilka
stów. Radca Donald z żoną i córką byli na pewno, bo zapamiętał, że
Georgina została mu przedstawiona.
W czasie kolacji nie przyjrzał się dokładnie pannie Donald, gdyż
siedziała po tej samej stronie stołu, dość daleko od niego. Zresztą nie
zrobiła na nim specjalnego wrażenia, więc nawet nie starał się zapamię-
tać jej twarzy.
Tommy długo się zastanawiał, czy posadzić obok Urszuli młodego
Nimroda. Wprawdzie słowa ciotki Grety wydawały mu się przeko-
nywające, ale widać nie do końca. Ostatecznie siedzieli obok siebie, za to
naprzeciwko Tommy'ego, który cały czas mógł obserwować Urszulę
Rozmawiali ze sobą swobodnie, z ożywieniem, ale bez wyraźnych emocji.
Po posiłku goście rozeszli się po przyległych pokojach, a duża sala
była przygotowana do balu. Podawano kawę. Urszula stanęła obok
Tommy'ego.
Jak, wujaszku? Dziś także będziesz cały wieczór tańczył tylko
zjedna damą?
Zaczerwienił się.
Dziś są twoje urodziny, Urszulko. i ty decydujesz, ile razy mogę
z tobą zatańczyć.

_ Doktor Nimrod zamówił już trzy tańce. Jego zdaniem, przy
takiej okazji można zrobić wyjątek. Zatem ty też musisz; zatańczysz ze
fflną cztery razy.
Miał ochotę przytulić ją i pocałować przy wszystkich prosto w usta.
Spytał uszczęśliwionym głosem:
Cztery razy?
Uważasz, że za dużo?
Dla mnie nie, ale dla ciebie. Tancerze już ustawiają się w kolejce.
Dlatego też przyszłam wcześniej, żeby się znów nie okazało, że
nie mam już wolnych tańców.
To które zarezerwowałaś dla mnie? spytał siląc się na spokój.
Podała mu kolejność i popatrzyła prowokującym wzrokiem.
Ta dama. z którą chciałbyś przetańczyć całą noc, domyślam się,
już tu jest?
Otrząsnął się, ale uśmiechnięty pokiwał głową.
Ależ, Urszulko, to był tylko żart. Zapewniam cię, że najbardziej
będę zadowolony, jeżeli z każdą z obecnych tu dam odtańczę tylko jeden
obowiązkowy taniec. ,
Spuściła oczy, żeby ukryć blask radości, który w tym momencie
w nich się pojawił, a ponieważ doktor Nimrod przyszedł poprosić ją do
pierwszego tańca, odeszła z promiennym uśmiechem.
Tommy aż skulił się z zazdrości, jaką ten uśmiech wywołał w jego
sercu.
Przechadzał się wśród zajętych rozmową gości, gdy nagle jego uwagę
?wrócil śledzący go wzrok pary ciemnych kobiecych oczu. Zatrzymał
się, by przyjrzeć im się dokładnie: należały do Georginy Donald. Uznał,
że powinien zamienić z nią kilka słów.
Była to wysoka szczupła brunetka z krótko, po męsku obciętymi
włosami. Mogła mieć dwadzieścia pięć lat, może trochę więcej. Patrzyła
nDopiero gdy zobaczyła zbliżającego się Tommy'ego, w jej oczach
Pojawił się radosny blask.
Przykro mi, ale ze względu na obowiązki gospodarza, nie miałem
sPosobności powitać panią tak, jak pragnąłem. Jeżeli pani pozwoli,
^robię to teraz. Nie mieliśmy też okazji poznać się, gdy składałem wizytę
Pani rodzicom.

202
203


Spojrzała mu prosto w oczy.
Nie mogłam odżałować tej okazji, panie Rienasch, ale stracony
czas można przecież nadrobić. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek
moja noga stanie jeszcze w tym domu. Pan z pewnością wie, że bywałam
tu już w charakterze narzeczonej pańskiego brata.
Oczywiście, panno Donald, ale nie sądzę, żebyśmy z teo
powodu musieli sobie schodzić z drogi.
Na pewno nie.
Nie wiem wprawdzie, z jakiej przyczyny podjęła pani taką
decyzję, lecz domyślam się, że brat był nią zaskoczony.
Nie przeczę.
Ale widać, nie zabronił pani tu przychodzić, skoro mam zaszczyt
widzieć panią w gronie moich gości.
Nie mógł rozszyfrować wyrazu jej twarzy.
O mało co byłabym tu gospodynią. Ale mniejsza z tym. Podajmy
sobie ręce, panie Rienasch, i zapomnijmy o przeszłości. Jeżeli nie ma pan
nic przeciwko, chciałabym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Ukłonił się grzecznie, choć ta wyniosła dama wyraźnie go irytowała.
Nie znosił tych rzekomo nowoczesnych kobiet usiłujących za wszelką
cenę udawać mężczyzn i przejmować inicjatywę w nawiązywaniu
znajomości. Nie mógł jednak być niegrzeczny.
Będzie to dla mnie wielki zaszczyt, jeżeli uzna pani, że zasługuje
na taką przyjaźń, panno Donald. Słyszałem, że przebywała pani dłuższy
czas za granicą?
Skinęła głową.
Wprawdzie nie aż w Transwalu, ale też ładny kawałek od domu.
Wybrałam się samochodem przez Rosję do Persji. -
Popatrzył na nią zaskoczony.
Jak na kobietę to bardzo odważne przedsięwzięcie. Jestem pełen
podziwu.
Wzruszyła ramionami.
W pewnym sensie zostałam do tego zmuszona. Po tym, jak
zerwałam... jak musiałam zerwać zaręczyny z pańskim bratem, nie
mogłam sobie nigdzie znaleźć miejsca. Wie pan, dlaczego nie doszło do
ślubu?
Nie, nie wiem odparł, znowu zaskoczony.
204

Przyglądała rmi się uważnie.
_ Chyba znał pan brata na tyle, żeby się nie dziwić. A może sądzi
pan, że nie powinnam z nim zrywać, nawet gdy poznałam go lepiej?
Nie sądzę rzekł krótko.
Dotknęła ręką czoła.
Kochałam Kurta bardzo i byłam zdecydowana wyjść za niego,
choć już wiedziałam, że ma trudny charakter. Tym więcej sił po-
trzebowałam, żeby z nim zerwać, gdy przekonałam się, że jest człowie-
kiem przesiąkniętym nienawiścią do ludzi. A wie pan, kiedy odkryłam,
że Kurt nie potrafi kochać nikogo? Gdy pierwszy raz rozmawiałam
z nim o panu. '
O mnie? spytał odruchowo.
Tak, o panu Mówił z taką nienawiścią, cynigznie, wyrażał się
obrzydliwie o swoim ojcu, że ja nagle dostrzegłam pod jego impo-
nującą postacią uosobienie zła. To był jakby pierwszy akt odkrywania
prawdy. Dalsze stopniowo odbierały mi odwagę wyjścia za mąż za
tego człowieka, choć ciągle jeszcze go kochałam. Na szczęście prze-
konałam się, że była to tylko miłość powierzchowna. Dałam się porwać
tylko zmysłom, serce pozostało obojętne. Bałam się tego małżeństwa
i nie miałam żadnych złudzeń co do tego, że będzie nieudane. Byłam
młoda, ale z natury już odważna i nie wahałam się naprawić błędu,
jeżeli mi się przydarzył. Powiedziałam Kurtowi prosto w oczy, że
nie wyjdę za niego, bo uważam go za człowieka brutalnego, złego
i chciwego, który dla zdobycia spadku gotów popełnić najgorsze
okrucieństwo.
Tommy słuchał tej niezwykłej opowieści z mieszanymi uczuciami.
W ustach kobiety brzmiała dziwnie niesmacznie, choć wywołała u Tom-
my'ego coś w rodzaju współczucia dla Georginy.
Po jej ostatnich słowach zdumiał się.
Tak mu pani powiedziała? Mimo że się kochaliście...
Tak, mimozę moje rozpalone zmysły ciągnęły mnie do niego.
Czy pan potrafi to zrozumieć?
Zbladł trochę. W taki sposób nie rozmawiała z nim żadna kobieta.
Denerwowała go, ale cały czas jej współczuł, bo wiedział, że bardzo
musiała wtedy cierpieć, a pewnie cierpi jeszcze do tej pory, choć minęło
Już tyle lat.
205

Mogę tylko współczuć odpowiedział po cichu, gdyż żadne
inne słowa nie przychodziły mu do głowy. Miał świadomość, że z \vin\
jego brata została urażona jej kobieca duma.
W jej wielkich, ciemnych oczach pojawił się błysk, jakby jego słowa
wzbudziły w nich trochę ciepła.
Przeżyłam potem straszne lata, panie Rienasch. Nikomu o tym
jeszcze nie mówiłam, nawet rodzicom. To starsi ludzie, i tak by mnie nie
zrozumieli, a na pewno martwiliby się o mnie i byłoby im ciężko. Panu
zaś, jak mi się wydaje, mogę się zwierzyć, gdyż sam pan cierpią)
z powodu niegodziwości Kurta. Wiem, jak ten drań urządził pana, i nie
tylko... Żal mi pańskiego ojca. Był słabym człowiekiem i dlatego musiał
cierpieć. Pan zaś się nie ugiął i odważnie ruszył w świat. Wiem od ojca, że
budował pan autostradę w Transwalu, a to interesuje mnie szczególnie,
jako że uwielbiam prowadzić samochód.
Zdziwiłem się, prawdę mówiąc, że wybrała się pani w tak daleką
i niebezpieczną podróż właśnie samochodem.
Niebezpieczną? A cóż ja mam do stracenia? To na pół rozbite
Nie sądzę, żeby pani pojechała kusić los.
Wzruszyła ramionami.
Wróciłam szczęśliwie, jak pan widzi. Ta autostrada w Transwalu
jest już skończona? zmieniła nagle temat.
Do końca jeszcze daleko. Ma łączyć Kair z Kapsztadem. O ile
wiem, w Egipcie prace są też już zaawansowane. Na południu dospliśm)
do Rodezji.
Wspaniale! Muszę się tam kiedyś wybrać. Opowie mi pan, jak
było w Afryce?
Orkiestra zagrała. Tommy'emu nie wypadało przerwać rozmowy-
poprosił Georginę do tańca. Przynajmniej miał z głowy kolejn)
obowiązkowy taniec.*
Już na parkiecie wyjaśnił, że on bezpośrednio nie zajmował si?
budową, którą kierował jego najlepszy przyjaciel, akurat gdy prze-
prowadzano autostradę przez najtrudniejsze górskie tereny.
Och, to jego córka jest pańską podopieczną? To na jej czes<-
wydaje pan dziś przyjęcie.
Właśnie. Kończy osiemnaście lat.
206

Georgina westchnęła.
- Wspaniały wiek! Jest się jeszcze młodym i głupim, a życie sprawia
jeszcze tyle radości!
Czyżby pani już nie sprawiało? Jest pani również młoda. W tym
wieku korzysta się z młodości bardziej świadomie, czyż nie?
Spojrzała mu prosto w oczy.
Jak tu korzystać, gdy serce milczy? Chciałabym, żeby odezwało
się jeszcze raz.
Jej zagadkowe spojrzenie zaniepokoiło go, ale ona odezwała się
zupełnie obojętnym tonem:
Pańska podopieczna to miła dziewczyna.
Odetchnął z ulgą i spytał trochę ojcowskim tonem:
Podoba się pani?
Bardzo. Panu chyba też?
Rozzłościła go tym pytaniem, ale zachował spokój.
Jako opiekun jestem z niej zadowolony i jeśli to pani miała na
myśli, to mi się podoba. Znam ją od dziecka i traktowałem zawsze
trochę jak ojciec.
Roześmiała się sztucznie, nie ukrywając szyderstwa.
Na ojca młodej damy jest pan stanowczo za młody.
( Mam trzydzieści osiem lat, a czuje się o dziesięć starszy. Lata
spędzone w Transwalu liczą się podwójnie.
Aż tak? Musi mi pan o tym opowiedzieć. Tak czy inaczej, jest pan
najciekawszą osobą w całej okolicy i nie daruję, jeżeli będąc w mieście
nie złoży mi pan wizyty. Postaram się, żeby nikt nam nie przerywał, gdy
będzie pan opowiadał o Afryce.
Mówiła takim tonem, jakby nie było nic naturalniejszego pod
słońcem jak to, że młoda dama zaprasza mężczyznę do siebie i zapewnia,
2e będą sami. Tommy był zbulwersowany. Lata, gdy w Niemczech
dokonywała się rewolucja obyczajów, on spędził w dzikim kraju i nijak
nie mógł się teraz przyzwyczaić do nowego -stylu bycia. Zwłaszcza
denerwowały go kobiety zarozumiałe i nachalnie agresywne. Nie był
Przeciwny niezależności i usamodzielnianiu się kobiet, ale w obecności
)ch nowoczesnych dam czuł się nieswojo.
Czuję się zaszczycony zaproszeniem, panno Donald, i na pewno
Przyjadę z wizytą, gdy tylko będę w mieście.
207

Od razu jednak pomyślał, że nie wypada mu odmówić, bo wyjdzie na
gbura, ale na pewno będzie to wizyta krótka i bardzo formalna
Próbował sobie wyobrazić, jak wyglądała ich znajomość z Kurtem. Ona
twierdzi, że go kochała, i bez cienia kobiecej skromności wyznaje, że
dała się tylko ponieść zmysłom. Czyżby brat zrobił coś, żeby ja
oczarować, a potem doprowadził do sytuacji, że straciła panowanie nad
sobą? Choć nie lubił brata, często podziwiał jego sportową sylwetkę
urodę, sposób ubierania się. Skoro on zwrócił uwagę na urodę Kurta, to
co dopiero kobieta, która w nim się zakochała.
A jednak znalazła dość siły, żeby od niego odejść, gdy poznała
jego prawdziwe oblicze. Trudno nie przyznać Georginie zdecydo-
wania i silnej woli. Była wtedy młodsza niż dziś, a już wówczas wy-
kazała niezwykłe poczucie samodzielności i wolę niezależności. Ciekawy
typ kobiety. Tommy zainteresował się nią, choć specjalnie go nie po-
ciągała.
Nagle zatrzymała się i przestała tańczyć, jakby wyczuła, że myśli
o niej.
Mam dosyć. Co za nonsens tak kręcić się w kółko! Chodźmy
lepiej do jednego z pokoi, gdzie przynajmniej będziemy mogli spokojnie
porozmawiać.
Akurat na tym najmniej mu zależało. Mógł się z łatwością wykręcić
tłumacząc się obowiązkami wobec gości, ale choć denerwował go jej
dyktatorski ton, nie mógł urazić damy, która w dodatku była gościem
w jego domu. Weszli do pustego pokoju obok sali balowej i usiedli
w fotelach.
Rozmawiali o Afryce, o budowie autostrady, o życiu w obozie
drogowców, i nie zauważyli, że Urszula przechodząc obok otwartych
drzwi zajrzała do pokoju. Szukała Tommy'ego, gdyż następny taniec
zarezerwowała dla niego.
Zobaczyła go w tewarzystwie młodej damy, patrzącej na niego
z wyraźnym zauroczeniem. Jego twarzy nie widziała, gdyż siedział
plecami do drzwi i tak był zajęty rozmową, że nawet się nie odwrócił'
W pierwszej chwili Urszula chciała podejść i przypomnieć mu o zamó-
wionym tańcu, ale stała jak sparaliżowana nie mogąc zrobić kroku
naprzód. Coś jakby trzymało ją w miejscu i sprawiało przy ty111
nieznośny ból.
208

Georgina, zasłuchana, chłonęła dosłownie każde słowo z opowiada-
nia Tommy'ego i patrzyła jak urzeczona. Podobał jej się tak jak żaden
inny mężczyzna, od czasu gdy zerwała zaręczyny z Kurtem. Mogłaby
z nim przegadać cały wieczór.
Orkiestra dała znak, że zacznie się następny taniec. Tommy z ulgą
przypomniał sobie, że zarezerwował go dla Urszuli, miał więc doskonałą
wymówkę i mógł przerwać rozmowę w połowie. Zerwał się na równe
nogi.
Pani wybaczy, ale ten taniec mam zamówiony.
Skrzywiła się nie ukrywając niezadowolenia, ale wstała natychmiast.
Oczywiście, jako gospodarz, ma pan obowiązki. Szkoda. Roz-
mowa z panem była bardzo interesująca. Jeszcze do niej powrócimy.
Weszli razem do sali balowej. Tommy nie miał pojęcia, że Urszula
z niepokojem patrzyła z daleka na drzwi pokoju, w którym siedział
z Georgina, i zastanawiała się: czyżby zapomniał, że ma ze mną
zatańczyć?
Odprowadził pannę Donald do jej stolika, ukłonił się i natychmiast
odwrócił, szukając wzrokiem Urszuli. Zobaczył jej niebieską suknię
w drugim końcu sali i prawie pobiegł w tamtą stronę. Wyszła mu
naprzeciw.
Och, wujku, już myślałam, że o mnie zapomniałeś!
Uśmiechnął się na jej widok, a czuł się jak wędrowiec spragniony po
całodziennej spiekocie, który dopadł dzbana z czystą źródlaną wodą. Co
za szczęście, że nie wszystkie kobiety uległy emancypacji i zachowały
naturalny kobiecy wdzięk.
A co to! Grubianin jakiś jestem, czy co? Wiesz, że ja zawsze
dotrzymuję słowa. Rozmawiałem z panną Donald, byłą narzeczoną
mojego brata. Wypytywała mnie o różne rzeczy, ale musiałem trochę
niegrzecznie przerwać jej w pół zdania, żeby zdążyć zatańczyć z tobą.
Uśmiechnęła się, odczuwając nagle ulgę.
Najważniejsze, że nie zapomniałeś.
Jak bawisz się, skarbie, na twoim balu?
Świetnie! Wszyscy składają mi życzenia i gdyby wszystkie miały
Sl? spełnić, musiałabym żyć ze sto pięćdziesiąt lat! Doktor Nimrod jest
uziś w wyśmienitym humorze, cały czas prowokuje mnie do śmiechu.
A tańczy... tylko trochę gorzej niż ty. Inni? Nawet nie zwracam na nich
209

uwagi. Rozmawiałam z kilkoma młodymi damami. Zaprosiłam je do
nas na tenisa. Bardzo nalegały. Myślę, że nie gniewasz się na mnie, że nie
spytałam o pozwolenie.
Tommy uśmiechnął się pod nosem. Nie miał wątpliwości, że tym
młodym damom wcale nie zależało na grze w tenisa i nie wpraszałyby się
do Langenfurtu, gdyby im me chodziło o niego, a właściwie o jego
majątek. Nie przyszło mu do głowy, że mógł je interesować jako
mężczyzna.
Mówisz, że nalegały? No, to zapraszaj je, ile razy zechcesz, ale
uprzedź mnie, żebym zdążył wyjechać, zanim przyjadą.
Nie chcesz się z nimi spotykać? Nie mogę cię przecież wypędzać
z domu...
Wcale nie musisz. Mam co robić w Hartau, w obu fabrykach,
więc na pewno nie zmarnuję tego czasu, gdy ty będziesz grać w tenisa
Słysząc, że Tommy'ego nie interesują wizyty młodych dam, Urszula
ucieszyła się. On również; mógł trzymać ją w ramionach, dopóki grała
muzyka.
Orkiestra zamilkła, a Urszula pogroziła Tommy'emu palcem.
Tylko nie zapomnij o następnym tańcu, wujku!
Gdzieżbym śmiał! ukłonił się i popatrzył za nią, jak pod-
biegła do grupki młodych dziewcząt i uradowana włączyła się do
rozmowy.
Georgina, gdy została sama przy stoliku, nie spuszczała oka
z Tommy'ego. Podobał jej się coraz bardziej. Elastyczny chód, wysoka,
sportowa sylwetka, dumne a zarazem swobodne zachowanie, inteligent-
ne spojrzenie, kształtne czoło, słowem: stuprocentowy mężczyzna,
zupełnie niepodobny do tych gogusiów kręcących się po sali, udających
młodych bogów. Tommy był mężczyzną, który jej imponował, przed
którym opłacało się skapitulować.
Tańczył z Urszulą. Georgina zmarszczyła groźnie czoło: to dla tej
gąski przerwał tak interesującą rozmowę? Nieważne. Pewnie nie chciał-
żeby czekała, a to znaczy, że traktuje kobiety z wielkim szacunkiem
Niewątpliwie, trzeba mu to zapisać na plus.
Przyjęcie dobiegało końca. Tommy, Urszula i ciotka Greta stanę'1
przy wyjściu i żegnali odchodzących, wśród nich, jako jednych z ostat-
nich, radcę Donalda i towarzyszące mu żonę i córkę.
210

Urszula zwróciła uwagę nai spojrzenie Georginy. Było W nim coś
niepokojącego. Tak, to była t.a kobieta, z którą rozmawiał Tor%y
w pustym pokoju, a więc była nsarzeczoną jego brata. Urszula przyjrzą
jej się dokładnie i... nagle osłupiała. Kobieta ta patrzyła na T0mmy'ejO
gorącym, namiętnym, rozkochaanym wzrokiem! A on uśmiechał
niej tajemniczo, porozumiewawczo!
To spojrzenie, ten uśmiech. ... Urszula zbladła i nie spuszczałajjż
z oczu Georginy, która właśnis żegnała się z ciotką Gretą.
Droga pani radczyni, fcconiecznue musi nas pani wkrótce od-
wiedzić, oczywiście z panną Kr-onegg! TNiestety, nie miałam dziś okjgi
poznać jej bliżej. Prawda, pan:no Kronegg? Musimy się poznać i licze_
na rychłą wizytę pań.
Urszula skinęła głową i wyrecytowała formułkę, że będzie jej nifo.
Nie potrafiła z siebie wydusić ani słowa "więcej, patrząc jak zaczaro\%a
na Georginę, która znowu posłała Tomrny'emu czułe, namiętne spojtze-
nie i rzekła:
Proszę nie zapomnieć o obiecanej wizycie. Oczekuję
niebawem. Dołączyła do odchodzących już rodziców, ale od
odwróciła się jeszcze i pomaclxała Tommy'emu.
Co nagle stało się Urszuli, sama nie wiedziała. Zrobiło jej się goqco,
poczuła się nieswojo, jakby dręczył ją nieznośny ból. Miała odi0tę
krzyczeć. Spojrzenie Georgirty, zaborcze i pełne zafascynowąia,
przeraziło ją, a jednocześnie uświadom iło, że najzwyczajniej w świtcłe
jest o Tommy'ego zazdrosna. Czuła, że Tommy jest dla niej \\nś
najważniejszym na świecie, ale nie potrafiła tego uczucia n&zwać,ie
zastanawiała się. Dopiero teraz jakb^y otworzyła oczy i zobaczą
Tommy'ego nie jak dziecko, ?tle jak k obieta. Przecież go kocha! i[je
jako towarzysza zabaw, nie jako opieloma, ale po prostu jako n?ż-
czyznę!
Odkrycie to ogłuszyło ją, uderzyło z taką siłą, że zbladła i trześnię
na całym ciele, ledwo stojąc na. nogack. Nie miała odwagi spój rzec tia
Tornmy'ego stojącego tuż obok.
Półprzytomna, nie zwracała już iLwagi, z kim się żegfa, z hm
rzmawia. Myślała wciąż o swoim odkryciu i bacznie przyglądacie
każdej kobiecie żegnającej się 2: Tommym. Żadna nie patrzyła na ągO
ak zaborczo, tak namiętnie, bez żenady, jak tamta.
211


Wreszcie wszyscy goście wyszli i Urszula pragnęła tylko jednego: jak
najprędzej uciec do pokoju. Wymamrotała tylko, że czuje się śmiertelnie
zmęczona i musi natychmiast położyć się do łóżka.
Tommy popatrzył na nią zatroskany, nie wiedząc, że to on jest
przyczyną nagłej niedyspozycji solenizantki. Wprawdzie zwrócił uwagę
na dziwne spojrzenie Georginy Donald, ale nie zrobiło ono na nim
żadnego wrażenia.
Połóż się, Urszulko. Takie przyjęcie urodzinowe to jednak
wyczerpujące zajęcie, prawda? zażartował.
Uśmiechnęła się niewyraźnie, podała mu zimną jak lód dłoń
i pobiegła po schodach na górę. W pokoju rozebrała się pospiesznie.
Z ciotką żegnała się zazwyczaj ubrana już w nocną koszulę.
Dziś starsza pani też była już zmęczona i nie zdziwiła się, że Urszula
nie usiadła jak zwykle w jej sypialni, by porozmawiać choćby przez
chwilę. Powiedziały sobie tylko dobranoc, i zniknęły w pościeli.
Wreszcie Urszula była sama. Leżała bez ruchu i bezradnie patrzyła
w sufit pogrążony w ciemnościach. Stuliła ręce na piersi, jakby chciała
przytrzymać szalejące jak na uwięzi serce. Wsłuchała się w jego rytm.
Biło dziś zupełnie inaczej, jakoś tak dźwięcznie i cudownie. Wyraźnie
powtarzało: Tommy! Tommy! Kocham cię, kocham cię!
Przeraziła się, omal nie krzyknęła, jakby popełniła ciężki grzech,
który musi starannie ukryć. Nikt nie może się dowiedzieć o jej odkryciu,
nikt, a już na pewno nie Tommy, bo gdyby się dowiedział...
Mój Boże, gdyby się dowiedział, co ona do niego czuje, musiałaby
zapaść się ze wstydu pod ziemię, a mimo wszystko było to cudowne
uczucie, wspaniałe, gdy zrozumiała, że go kocha.
Szkoda tylko, że to niezwykłe odkrycie nastąpiło w tak przykrych
okolicznościach. Gdy przypomniała sobie spojrzenie Georginy, otrząs-
nęła się z przerażenia. Jakim prawem tamta patrzyła na Tommy'ego
takim płomiennym, namiętnym wzrokiem? Tommy jej na to pozwolił-
Chyba tak, bo która kobieta odważyłaby się popatrzeć w ten sposób na
mężczyznę? Coś musiało się stać, gdy oboje siedzieli sami w pustym
pokoju.
Poczuła ogarniający ją chłód, szczękała zębami jak na siarczysty111
mrozie. Doszło zatem do intymnej rozmowy między nimi, a wiec... BOZ?
drogi! On ją kocha!
272

I nagle przypomniała sobie rozmowę z panną Bardach na pokładzie
parowca Wangoni": Pewnego dnia zakocha się w innej kobiecie i...
żegnaj najbliższa osobo!
Jęknęła cicho. Wielki Boże! Ten dzień już nadszedł? Boże, czy
Tommy się zakochał? A co się stanie z nią?
Nie, nie! Nie przeżyje, jeżeli będzie musiała stąd odejść. Po co żyć?
W Langenfurcie nie może zostać. Nie zniosłaby widoku Tommy'ego
przytulającego inną kobietę. Patrzeć z boku, być dla nich obojga
ciężarem... nie, to ponad siły! Czuć się nikomu niepotrzebną... lepiej,
najlepiej umrzeć!
Leżała bojąc się poruszyć, walcząc z niepokojącymi ją myślami.
Nagle ogarnęła ją fala przyjemnego ciepła. Wróciła świadomość, że
kocha Tommy'ego. Strasznie go kocha. Wołała go całą duszą, całym
sercem. Czy on tego nie słyszy? Czy może spokojnie spać piętro niżej,
gdy ona tak głośno go woła? O Boże! Lepiej, że nie wie! Niech nawet nie
podejrzewa, co naprawdę dzieje się w jej sercu.
A może się już domyśla? Ostatnio tak dziwnie się jej przyglą-
dał, nawet dziś podczas tańca. Przytulał ją tak jakoś inaczej. Była
tak szczęśliwa, że aż gotowa krzyczeć z radości. Teraz już wie dla-
czego.
Szkoda, że dopiero teraz, szkoda, że dopiero namiętne i pożądliwe
spojrzenie tamtych ciemnych kobiecych oczu uświadomiło jej, że oddała
serce Tommy'emu. Czemu nie wiedziała o tym wcześniej? Teraz jest za
późno i nikt, absolutnie nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Tommy... kochany... najdroższy! Gdybyś wiedział, jak twoja biedna
Urszulka za tobą tęskni!
Tommy... Tommy! Czy to możliwe, że odtrącisz twoją małą
Urszulkę? Przecież ona chce tylko być z tobą jak do tej pory. Nie chce,
zeby ta kobieta z zaborczym spojrzeniem... ani żadna inna zabrała jej
c>ebie... wolałaby umrzeć... lepiej leżeć na dnie stawu w parku... Tak,
zasnąć na jego dnie i zachować tę gorącą miłość do ciebie...
Mijały godziny, a Urszula nie mogła zasnąć. Za oknami budził się
luż poranek, a ona leżała z piekącymi, szeroko otwartymi oczyma
1 rozglądała się z niepokojem wokół siebie. I tylko jedna Już myśl
Powracała uparcie: jeżeli Tommy ożeni się z inną, dla niej nie ma miejsca
w Langenfurcie ani nigdzie indziej. Musi umrzeć!
213

Słońce już wzeszło, gdy wreszcie zasnęła, ale cierpienie i ból, tęsknota
i zazdrość nie dawały jej spokoju nawet we śnie. Obudziła się z krzykiem
gdy przyśnił jej się Tommy, który spacerował wokół jeziora z jakąś
kobietą, a ta zobaczywszy Urszulę na brzegu popchnęła ją do
wody.
Dziecko, co ci się stało? usłyszała głos ciotki Grety.
Otworzyła szeroko oczy i zobaczyła zatroskaną twarz starszej pani
pochylonej nad jej łóżkiem.
Och, ciociu! To ty? Mój Boże, chyba miałam zły sen.
Tak też mi się zdaje. Kręciłaś się i jęczałaś jak na mękach;
podeszłam sprawdzić, co się dzieje. Krzyknęłaś, aż się przelękłam.
Urszula usiadła i chwyciła się za głowę.
Jak to jest, ciociu, że niby sen, a człowiek czuje się tak, jakby
rzeczywiście zadano mu ból?
Ciotka usiadła na brzegu łóżka i ujęła jej ręce.
Cóż to takiego się dziecku przyśniło? uśmiechnęła się.
Urszula nie odważyła się spojrzeć jej w oczy. Patrzyła w okno.
Ja... właściwie już nie pamiętam, ciociu.
To wielkie szczęście, że złe sny zapomina się zaraz po przebudze-
niu. Wygląda mi na to, że wczorajszy wieczór był dla ciebie pełen
wrażeń. No, wynocha z pieleszy! Dziś obie przesadziłyśmy ze spaniem
i będziemy musiały zjeść śniadanie same. Tommy na pewno jest już
dawno w polu.
Urszula ubrała się szybko i zeszła do jadalni, gdzie ciotka czekała
przy stole. Po wczorajszym przyjęciu nie było już ani śladu, a Tommy
rzeczywiście zdążył zjeść śniadanie i wyjechać. Zostawił dla pań
karteczkę, że ma ważne spotkanie z dyrektorem fabryki konserw i nie
wróci wcześniej niż na obiad. Dla Urszuli była to dobra wiadomość.
Przynajmniej zdąży do tego czasu trochę ochłonąć i pozbierać myśli-
Tommy wrócił tuż pred obiadem i, jak zwykle, już w hallu zawołał
Urszulę. Zeszła, jakby nic się nie stało. Była spokojna, uśmiechała si?
jakby mniej radośnie, ale serce biło jej jak młot. Miała ochotę rzucić si?
w ramiona Tommy'ego i zawołać: Kochaj mnie, tak jak ja ciebie-
jednak zamiast tego wymamrotała jakąś powitalną formułkę.
Przyjrzał się jej ze współczuciem. Mimo jej starań dostrzegł jednak-
że coś jest nie w porządku.
214

Ależ ty jesteś blada, Urszulko! Czyżbyś się nie wyspała? spy-
tał.
Westchnęła, drżąc na całym ciele.
Długo nie mogłam zasnąć, wujku. Tyle myśli tłoczyło mi się po
głowie. Dosłownie całe przyjęcie odtwarzało mi się w pamięci. Wreszcie
nad ranem zasnęłam, ale męczył mnie zły sen i obudziłam się
z krzykiem. Wolę powiedzieć ci o tym teraz sama, bo na pewno ciotka
Greta zrobiłaby z tego sensację rzekła nie patrząc mu w oczy.
Wziął oburącz jej głowę i podniósł przyglądając się uważnie. W jej
twarzy nagle bardzo poważnej, dojrzałej nie było nic dziecinnego.
Chyba mi się nie rozchorujesz, Urszulko! Wyglądasz dość
niewyraźnie.
W oczach stanęły jej łzy, i to mimo ogromnego wysiłku, by je
powstrzymać. Troskliwy ton jego głosu rozczulił ją zupełnie. Wy-
rwała mu się z rąk nie mogła dłużej wytrzymać jego spojrzenia
i wytarła oczy chusteczką. Szybko opanowała się i nawet próbowała
uśmiechnąć.
Wiesz, wujku, chyba wczoraj za dużo tańczyłam i jak określiła
to ciotka wieczór był zbyt pełen wrażeń.
Tommy uspokoił się, przekonany, że Urszula po prostu mogła się
przemęczyć. Objął ją ramieniem i rzekł ojcowskim tonem:
Trudno, w takim razie koniec z tańcami. Nie mogę pozwolić,
żeby panna po każdym balu była blada i zdenerwowana. Dopóki nie
zobaczę błyszczących oczu i zarumienionych policzków, nie ma mowy
o żadnym przyjęciu.
Spojrzała na niego jak skarcone dziecko.
Może to i lepiej, wujku rzekła cicho.
Następnego dnia Urszula zachowywała się już normalnie, spokojna
i serdeczna jak zawsze, ale było w niej coś obcego, nieokreślonego, co
zaniepokoiło Tommy'ego.
Zauważył, że ostatnio nie zwierzała mu się ze wszystkiego, zamknęła
się w sobie i niewątpliwie coś przed nim ukrywała.
Próbował wysondować, o co chodzi. Spytał znienacka w czasie
spaceru, kiedy doktor Nimrod przyjedzie do Langenfurtu Objął ją
ramieniem zadając to pytanie, a ona poczerwieniała jak burak. Wniosek
mógł być tylko jeden: zareagowała na nazwisko Nimroda. Nie domyślił
275

się, że ona w tym momencie gotowa była skakać z radości, że ją objął
a równocześnie płakać z bólu, że nie może mu tego powiedzieć.
Doktor Nimrod? Wplątał się w jakąś zawiłą sprawę i od pewnego
czasu w ogóle nie rusza się z miasta.
A więc dlatego Urszula jest smutna i przygnębiona pomyślał
i poczuł bolesny skurcz w okolicy serca. Zazdrość o Nimroda córa?
bardziej sprawiała mu ból. Przyszło mu do głowy, że Urszula ostatnio
wydoroślała, spoważniała, stała się dojrzałą kobietą właśnie za sprawą
młodego notariusza.
Minęły następne dwa tygodnie i Tommy z żalem musiał stwierdzić,
że Urszula coraz bardziej zamyka się przed nim, a tylko czasami, gdy
myśli, że nikt na nią nie patrzy, rzuca na niego spojrzenia trochę
wstydliwe, trochę tęskne.
Z pewnością są one wynikiem zmian dokonujących się w jej
świadomości. Staje się kobietą i nie wie, jak zachować się wobec
Tommy'ego. Żal jej dziecięcych zabaw i poufałości, a wstydzi się
otwarcie z nim o tym porozmawiać. Było mu przykro, gdy coraz
bardziej oddalała się od niego, ale cóż mógł poradzić? Musi pogodzić się
z tym, że jej myśli i uczucia odwróciły się i należą już w całości do Georga
Nimroda. Dla innych już ich nie starcza.
Czasami, gdy nie mógł już znieść widoku jej smutnych, roz-
marzonych oczu, bez żadnego powodu po prostu wyjeżdżał z domu.
Niestety, gdy serce odkryło, że istnieje miłość, Urszula zmieniła się nie
do poznania. Przez myśl mu nie przeszło, że to on jest obiektem tej
miłości. Podejrzewał doktora Nimroda i na ninnskupił swoją zazdrość.
Wreszcie młody notariusz zjawił się w Langenfurcie, a Urszula jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozweseliła się jak nigdy od czasu
swoich urodzin. Śmiała się, żartowała, nie odstępowała gościa na krok,
a Tommy patrząc na nich z boku, nie miał wątpliwości, że przyczyną jej
smutku była nieobecność Georga.
Zaciskał bezradnie pięści, z zasępioną miną przyglądał się dwojgu
młodych rozbawionych ludzi, a nie wiedział, że Urszula w obecności
obcej osoby poczuła się mniej skrępowana swoją miłością do niego'
i mniej o niej myślała.
Ukrywali przed sobą wzajemnie swoje uczucia i zadręczali sif
podejrzeniami.

XII
Tommy często wyjeżdżał do miasta w różnych sprawach; pamiętał
o obiecanej wizycie u Georginy Donald, ale dopiero dziś zdecydował się
ją odwiedzić, żeby mieć wreszcie problem z głowy. Dłużej po prostu nie
wypadało zwlekać.
Podjechał pod willę Donaldów i prosił o zameldowanie państwu
swojego przybycia. Georgina widocznie zobaczyła go przez okno, bo
lokaj uprzedzony zaprowadził Tommy'ego wprost do jej pokoi na
piętrze.
Podeszła do niego z ręką wyciągniętą na powitanie.
Długo pan kazał na siebie czekać, panie Rienasch rzekła
ściskając mocno jego dłoń.
Pierwszy raz przyjechałem do miasta na dłużej i dlatego dopiero
dziś mogłem spełnić miły obowiązek. Mam nadzieję, że zastałem
szanownych państwa Donaldów?
Obawiam się, że moja osoba będzie musiała panu wystarczyć.
Ojciec załatwia coś w sądzie, a matka ze względu na uporczywą migrenę
nie może pana przyjąć. Postaram się wystąpić w roli reprezentanta całej
rodziny i nie zwieść pana oczekiwań.
Georgina ubrana w jedwabną suknię w kolorze turkusu ze srebrnym
haftem wyglądała uroczo, interesująco, wręcz fascynująco, choć wcale
n'e należała do kobiet olśniewających urodą. Na Tommym nie zrobiła
sPecjalnego wrażenia. Jego serce nie przyspieszyło rytmu ani o drobny
Obiecałem, że odwiedzę państwa, a wtedy pani życzyła sobie
217

porozmawiać ze mną chwilę na osobności, więc nie widzę okoliczności
która byłaby sprzeczna z moimi oczekiwaniami rzekł formalny^
tonem.
Wskazała mu fotel i sama szybko wśliznęła się na drugi.
Koniec z tłumaczeniami! Cieszę się, że pan przyszedł. Znam tak
mało ludzi, z którymi warto porozmawiać, a jeszcze mniej tych
z którymi rozmawia się sympatycznie. Pan zaś jest wyjątkiem speł-
niającym oba te kryteria rzekła kokieteryjnie.
Naprawdę nie wiem, czym zasłużyłem na wyróżnienie, panno
Donald.
Jest pan po prostu mężczyzną. W dzisiejszych czasach to
rzadkość. Mam wrażenie, że prawie wszyscy prawdziwi mężczyźni już
wymarli.
To byłoby tragiczne!
To jest tragiczne, panie Rienasch. Niech pan się tylko rozejrzy,
jaki dziś kobiety mają wybór: młokosy albo staruszkowie!
Zbyt czarna wizja rzeczywistości, panno Donald.
Ale prawdziwa. Cóż, zajmijmy się raczej herbatą. Przywiozłam
z podróży liście herbaciane wyjątkowej jakości. Na pewno tak dobrego
naparu pan jeszcze nie pił. Tu są też rosyjskie papierosy. Proszę się
poczęstować i zapalić również jednego dla mnie rzekła podsuwając
mu papierośnicę i zapalniczkę.
Tommy walczył z zakłopotaniem. W ten sposób nie rozmawiała
z nim jeszcze żadna kobieta. Bez ogródek wyznała, że jej się podoba, bo
jest mężczyzną. Omal nie zapadł się pod ziemię, a teraz ona prosi
o zapalenie jej papierosa! Co ona jeszcze wymyśli? Wzdrygnął się, ale
musiał przyznać, że go zainteresowała.
Obojętnym ruchem, jakby robił to na co dzień, zapalił papierosa
i skłoniwszy się chciał jej podać go do ręki. Ona jednak nastawiła usta
i lekko rozchyliła czenwne, wręcz karminowe usta. Patrzyła przy tyrn
tak namiętnie, że jemu aż krew uderzyła do głowy.
W jej zachowaniu, zwłaszcza w spojrzeniu, było coś wyzywającego,
wręcz władczego, co zamiast podniecać Tommy'ego, działało wprost
odpychająco.
Cały czas miał wrażenie, że przychodząc tu, dobrowolnie naraził się
na niebezpieczeństwo i musi się mieć na baczności, gdyż nie ^is-

w którym momencie na niego spadnie. Najchętniej uciekłby stąd jak
najprędzej.
Postanowił jednak traktować Georginę z szacunkiem należnym
damie z towarzystwa. Gdyby nie to, spotkanie mogłoby być interesujące
i można by je przerwać w dowolnej chwili, nawet natychmiast, ale skoro
chciał zachować etykietę, musiał brnąć dalej.
Lokaj wtoczył tymczasem oryginalny stolik na kółkach nakryty do
podwieczorku i nalał herbatę do filiżanek. Georgina rozmawiała cały
czas z ożywieniem, dopóki służący przygotowywał zastawę. Potem dała
mu znak ręką, żeby odszedł.
Nie ma mnie dla nikogo rzekła stanowczym tonem, a lokaj
zniknął, skłoniwszy się nisko bez słowa.
Tommy obserwował Georginę przyglądał się jej uważnie. Nagle
spytała więc bez ogródek:
Dlaczego pan tak na mnie patrzy?
Otrząsnął się i nie kryjąc wyniosłego uśmiechu odpowiedział pyta-
niem:
To znaczy jak?
Taksujące! odpowiedziała krótko.
Potrząsnął głową wciąż uśmiechnięty.
Nie, to nie to słowo! Patrzę na panią jak na coś nowego,
interesującego.
Chciał pan powiedzieć, że nie spotkał jeszcze kobiety tego typu
co ja?
Można tak to ująć.
Wyprostowała dumnie głowę.
Nie zawsze taka byłam rzekła wyzywającym tonem, który tak
działał mu na nerwy ale dwukrotnie mężczyźni zawiedli mnie
okrutnie. Tak, dwa razy! Pierwszy był pański brat, a drugi... cóż, nie
mówmy raczej o nim. W każdym razie, nie są to wesołe wspomnienia.
Doświadczenie nauczyło mnie ostrożności i krytycyzmu. Dwukrotnie
mężczyźni potraktowali mnie jak przedmiot, jak środek do celu, którym
był mój posag, a obaj udawali, że zależy im głównie na mnie jako
kobiecie. A ja w końcu jestem nią także, nie żadnym monstrum
pozbawionym serca. Pan, panie Rienasch, chyba nie ożeniłby się
z kobietą tylko dla pieniędzy?

219
218


Tak pani uważa? spytał ostrożnie nie wiedząc, dokąd ona
zmierza.
Ja to czuję.
Jestem pewien, że to samo pani czuła w przypadku obu
mężczyzn, którzy jednak panią zawiedli.
Oczywiście. W przeciwnym razie nie wpadłabym w ich sieci, nie
zaręczyłabym się z pańskim bratem i omal nie popełniła tego samego
błędu z tym drugim. Co do pana, to sądzę, że się nie mylę.
Racja, panno Donald. Nie szukałem bogatej narzeczonej, gdy
byłem biedny jak mysz kościelna, tym bardziej nie zrobiłbym tego teraz.
Rozpromieniła się.
Wiedziałam i dlatego zaimponował mi pan.
Ukłonił się i rzekł chłodno:
Nie lubię pochlebstw. Mieliśmy, zdaje się, rozmawiać o Trans-
walu.
Zbladła troszeczkę.
Chce pan uciec od tego tematu. Rozumiem: posunęłam się za
daleko, ale mówiłam już, że jestem tylko kobietą i moje serce ma już
dosyć czekania, aż... dajmy lepiej spokój. Niech pan mówi o tym
Transwalu. Byle szybko!
Ostatnie słowa wypowiedziała ostrym głosem, władczym tonem.
Wstał.
Pani wybaczy, ale nie jestem przyzwyczajony do przyjmowania
poleceń takim tonem, nawet od kobiet. Przykro mi, ale muszę już iść.
Zerwała się i zastąpiła mu drogę, patrząc przy tym łagodnie,
błagalnym niemal wzrokiem.
Bardzo proszę, niech pan zostanie. Zmusiłam pana do tak ostrej
reakcji, moja wina, ale błagam, niech pan nie odchodzi. Proszę
pamiętać, ze to pański brat swoimi zwodniczymi komplementami
najpierw rozbudził we'mnie miłość, potem fałszywą namiętnością
rozpalił żar w moim sercu, by bezceremonialnie wykorzystać mój brak
doświadczenia. Odchodziłam od zmysłów, ale zebrałam w sobie dość sił-
żeby uwolnić się od niego. Na jego sumieniu ciąży i moja, i pańska
krzywda. I to nas łączy, panie Rienasch. Nie jesteśmy sobie zupełnie
obcymi, przypadkowo spotkanymi ludźmi. Gdyby pański brat mnie nie
oszukał, byłabym normalną wierną, oddaną żoną, a tak... jestem
220

załamanym, nieszczęśliwym człowiekiem. Próbowałam to zmienić
i co? Kolejne rozczarowanie, choć tym razem byłam ostrożna
j nie tak łatwowierna jak za pierwszym. Odeszłam nie cierpiąc już
tak bardzo, ale za prawdziwą miłością tęskniłam jak szalona. Niech
wreszcie ktoś pokocha mnie nie dla bogactwa, ale dlatego, że
jestem kobietą taką jak inne. Niech pan zaoferuje mi przynajmniej
przyjaźń! Tylko pan może naprawić to, co inni we mnie zniszczyli,
tylko pan!
Tommy'emu zrobiło się jej żal. Bezbronnej, zrozpaczonej nie mógł
potraktować twardo i zdecydowanie jak przed chwilą, gdy próbowała
mu rozkazywać. Podszedł do fotela dając dd zrozumienia, że czeka, aż
ona usiądzie.
W takim razie opowiem pani o Afryce rzekł.
Odetchnęła z ulgą i usiadła. Bitwy jeszcze nie przegrała: musi tylko
zmienić taktykę.
Tommy opowiadał po kolei o swych przeżyciach na południu
Afryki. Nie wspomniał jedynie o uczuciach, jakimi wtedy darzył Reginę
Kronegg, a teraz jej córkę. Opowiadanie układało się w tak żywy,
udramatyzowany ciąg zdarzeń, że Georgina słuchała z wielkim zaintere-
sowaniem, w wyraźnym napięciu. Patrzyła Tommy'emu prosto w oczy,
raz tylko przerwała mu, gdy mówił o trudnych warunkach w prymityw-
nym obozowisku.
Szkoda, że mnie tam nie było. Co za życie! Walka... a potem
zwycięstwo! Jakże panu zazdroszczę, że miał pan okazję pokazać, na co
go stać!
Mówi pani jak mężczyzna uśmiechnął się i kontynuował swoją
opowieść.
Opisał powrotną podróż do Niemiec w towarzystwie osieroconej
Urszuli. Wymawiał to imię z wielkim przejęciem i Georgina wpadła na
pomysł, że powinna wykorzystać tę młodą damę do zbliżenia się do
Tommy'ego.
Musiała go zdobyć, za wszelką cenę. Domagały się tego już nie tylko
zmysły, ale również rozbudzone na nowo serce. Na pewno nie trafi do
niego sposobem, który obmyśliła i próbowała zrealizować. Spróbuje
!nnego, a w tym celu musi wykorzystać tę smarkulę. Do głowy by jej nie
Przyszło, że Urszula Kronegg odgrywa w życiu Tommy'ego inną rolę niż
227

biednej sierotki, którą on się opiekuje. W żadnym wypadku nie
pomyślała o Urszuli jako swojej rywalce.
Najpierw sądziła, że mu zaimponuje nowoczesnym sposobem bycia,
teraz zauważyła, że prędzej schwyta go w swoją sieć udając wrażliwą,
słabą, bezbronną istotę. Najczulej jak tylko potrafiła, westchnęła
głęboko:
Biedna ta mała! Tak mi przykro, że nie poświęciłam jej należytej
uwagi. Muszę to naprawić i zająć się pańską podopieczną. Potrzebuje
przecież przyjaciół. Będziemy często się odwiedzać. Pańska ciotka jest
wyjątkowo miłą i inteligentną osobą. W najbliższych dniach odwiedzę ją
w Langenfurcie i obie zastanowimy się, jak najlepiej pomóc pannie
Kronegg przyzwyczaić się do nowych warunków.
Tommy struchlał na myśl, czego Georgina Donald mogłaby nauczyć
Urszulę. Nie mógł jednak sprzeciwić się w tej chwili, nie mając pod ręką
żadnego przekonywającego argumentu. Ostatecznie ciotka czuwa i na
pewno nie dopuści, by Georgina wywarła zły wpływ na Urszulę.
Na pewno ciotka i Urszula bardzo się ucieszą wyrecytował
formułkę grzecznościową i dodał: Teraz muszę jednak już iść, i tak
zająłem już pani zbyt dużo czasu.
Bez przesady! Przecież pan wie, że czekałam na tę wizytę. Mam
nadzieję, że nie była to ostatnia. Liczę też, że spotkamy się w Langenfurcie.
Wstał i ukłonił się; gdy ona podała mu delikatnie rękę, uśmiechnął
się rozbrajająco.
Proszę powiedzieć, że pan nie gniewa się już na mnie po-
prosiła.
Oczywiście, że się nie gniewam.
Zatem rozstajemy się jako przyjaciele?
Będę się starać, żeby zasłużyć na pani przyjaźń rzekł
wymijająco.
Proszę nie zapominać, że już oddał mi pan wielką przysługę: jest
pan jedynym człowiekiem, który choć trochę mnie rozumie.
Ma pani przecież rodziców.
Westchnęła. ,,
Są starzy. Sądzi pan, że potrafią wczuć się w moją sytuacj?-
Mogę liczyć tylko na przyjaciół. Niech mi pan pomoże odnaleźć si? n
nowo w życiu.
222

Zrobię, co będę mógł, panno Donald odpowiedział, ale
natychmiast pomyślał, że nie czuje się na siłach, by chociażby spróbo-
wać zrozumieć skomplikowaną naturę tej kobiety.
Pocałował zdawkowo jej dłoń, ukłonił się i szybko wyszedł. Ode-
tchnął z wyraźną ulgą, gdy znalazł się już na ulicy. Tak pewnie musi czuć
się mysz, gdy jakimś cudem wymknie się z pazurów kota. Poprzysiągł
sobie solennie, że nigdy w życiu nie zostanie już z Georgina Donald sam
na sam choćby na chwilę. Ostrożność w tym przypadku warta była
więcej niż odwaga.
Upłynęło znów kilka miesięcy. Minęła zima nie wyróżniająca się
niczym szczególnym, a drzewa w parku pokryły się już świeżymi
wiosennymi liśćmi.
Ku rozpaczy Tommy'ego Georgina Donald zadomowiła się w Lan-
genfurcie na dobre. Prowadziła sama samochód i można było spodzie-
wać się jej w każdej dogodnej lub mniej dogodnej chwili. Ponadto nie
zadowalała się krótką wizytą, ale potrafiła zasiedzieć się aż do wieczora.
Zdarzało się, że przyjeżdżał w tym samym czasie Georg Nimrod i wtedy
grali wszyscy czworo w tenisa.
Pretekstem do wizyt zawsze były interesujące rzekomo rozmowy
z panią radczynią Tiers, choć tak naprawdę, to ciotka miała ich
serdecznie dość, zaś Georgina określała je jako nudne, co wcale nie
zniechęcało jej do przeciągania ich aż do obiadu lub podwieczorku,
kiedy to wypadało zaprosić ją do stołu, przy którym zasiadał także
Tommy. Do Urszuli odnosiła się Georgina niezwykle serdecznie.
Czasami przyjeżdżała specjalnie, żeby z nią pospacerować po parku.
Liczyła, że dołączy do nich Tommy, ale on, gdy tylko usłyszał
Podjeżdżający samochód, łapał jakąś teczkę z dokumentami i tłumaczył
s1?, że ma pilne sprawy do załatwienia.
Starał się nie okazywać Georginie złego humoru, ale w duchu za
każdym razem odsyłał ją tam gdzie pieprz rośnie. Gdy jednak spotkania
w żaden sposób nie dało się uniknąć, słuchał jej szczebiotu i pochlebstw
nie kryjąc zniechęcenia.
Ciotka i Urszula odwiedziły Georginę kilka razy przy okazji
zakupów w mieście, Tommy zaś zdołał się wykręcić, mając rzekomo
mezwykle ważne sprawy do załatwienia.
223

Urszula tymczasem wcale nie zauważyła taktyki Tommy'ego i każde
zjawienie się Georginy w Langenfurcie wyprowadzało ją z równowagi
i odbierało zdolność trzeźwego myślenia. Nie zrobiła jednak nic, żeby
uniknąć spotkań z nie lubianą osobą. Wytłumaczyła sobie, że to Tomrny
zaprasza Georginę i byłoby mu przykro, gdyby wyraziła się o niej źle
Przechwytywała czasami czułe spojrzenia, jakie panna Donald słała
Tommy'emu. Nie zastanawiała się, jak on na nie reaguje. Przyjęła jako
pewnik, że on j4 kocha, skoro pozwala patrzeć na siebie w taki sposób.
Po jednej z pierwszych wizyt Georginy w Langenfurcie, Tommy
spytał:
Jak ci się podoba panna Donald, Urszulko?
Znała go zbyt dobrze, by nie zauważyć, że postawił to pytanie
z wyraźnym niepokojem. Chciał na pewno usłyszeć jej dobrą opinię,
więc choć w sercu czuła ogromny smutek, uśmiechnęła się i rzekła
zdecydowanie:
Och, to bardzo interesująca i miła dama. Mądra, sympatyczna
i taka zabawna.
Zatem lubisz jej towarzystwo?
Najchętniej Urszula krzyknęłaby: Nie! Mam jej dosyć. Denerwuje
mnie i dręczy bezwstydnymi spojrzeniami na ciebie. Nienawidzę jej za
to, że kocha ciebie, że ty kochasz ją! Ale odpowiedziała spokojnie:
Cieszę się, gdy przychodzi. Ciotka Greta też, jak mi się zdaje,
bardzo ją lubi.
Niby kogo tak bardzo lubię? odezwała się ciotka, która w tym
momencie podeszła do nich i usłyszała ostatnie zdanie Urszuli.
Georginę Donald uprzedził Tommy patrząc uważnie na
reakcję starszej pani.
Uśmiechnęła się.
Prawdę mówiąc, Tommy, z tak wyemancypowanymi, nowoczes-
nymi kobietami jakeś nie potrafię znaleźć wspólnego języka, choć
w przypadku panny Donald muszę przyznać, że stara się dopasować d
moich i Urszuli poglądów, choć robi to sztucznie i bez przekonania. L.o
mi się zdaje, że powód jej częstych wizyt i zaproszeń w odwiedziny JeS
zupełnie inny.
Urszula ze strachem popatrzyła na Tommy'ego. Co też odpowie n
wraźną sugestię ciotki? Objął ją i uśmiechnął się.
224

I mnie tak się zdaje, mądra, jasnowidząca cioteczko!
Urszula czuła się, jakby ktoś wbił jej sztylet, w samo serce. Zatem
Tommy nie ukrywał, że Georgina przychodzi ze względu na niego, że
chce wkraść się w łaski ciotki i jej, aby zostać zaakceptowana jako jego
przyszła żona.
Tego sobie Urszula nie potrafiła wyobrazić. Nie przeżyje dnia, kiedy
Tommy ożeni się z Georgina.
Nieporozumienia między obojgiem zakochanych piętrzyły się.
Urszula była zazdrosna o Georginę. a Tommy o Georga Nimroda,
który zjawiał się w Langenfurcie coraz częściej i już niemal oficjalnie
zalecał się do Urszuli.
Mimo że oboje byli pewni swoich uczuć, skrzętnie ukrywali je przed
sobą i odgrywali niszczącą ich nerwy komedię.
Tommy był o Nimroda piekielnie zazdrosny, każda wizyta tam-
tego sprawiała mu dotkliwy ból, a jednak zakładając, że Urszula go
kocha, postanowił nie stwarzać jej żadnych problemów. Jako
opiekun prawny nie miał zresztą do młodego notariusza żadnych
zastrzeżeń. Pracowity, inteligenty, rozsądny i poważny młodzieniec
byłby idealnym kandydatem na męża Urszuli. Jeżeli przyjdzie oświad-
czyć się i poprosi o jej rękę, Tommy'emu nie pozostanie nic innego
jak zachować zimną krew i udzielić błogosławieństwa. W każdym
razie Urszula nie powinna domyślić się, że zrobi to z ciężkim ser-
cem. Jest wrażliwa i będzie się martwiła, że odchodząc z Nimrodem,
sprawi Tommy'emu przykrość. Pewnie już dziś się tym przejmuje,
więc on jako wujek i opiekun powinien ułatwić jej podjęcie de-
cyzji.
Nie było to niestety jedyne zmartwienie. Georgina nie dawała za
wygraną, wręcz przeciwnie: musiał być bardzo ostrożny, by nie wpaść
w rozwijane przez nią na każdym kroku sieci. Na szczęście niebez-
pieczeństwo oczekiwane przestaje być groźne. A to, że Georgina
Przychodziła ze względu na Urszulę lub ciotkę Gretę, od początku uznał
?a mistyfikację. Ostatnio po jednej z takich wizyt Tommy miał okazję
Porozmawiać z ciotką na osobności.
- Ciociu, nie chciałem poruszać tego tematu przy Urszuli, ale ty
Jesteś dyskretna i znasz mnie dobrze... Mam wrażenie, że Georgina
nald przychodzi tu, by widywać się ze mną.
'5 J^ou,osa 225

Mój drogi, przecież ja wiem o tym od początku, tylko nie chcę się
wtrącać do twoich spraw.
Ty naprawdę masz szósty zmysł, cioteczko! Cieszę się, że nie
muszę ci wszystkiego tłumaczyć. Proszę cię, zrób coś. żeby Urszula nie
zbliżała się zbytnio do panny Donald, żeby się nie zaprzyjaźniły. Pomóż
także mnie trzymać się od niej z daleka. Sam niewiele mogę zrobić, bo
ona od razu wypomina mi, że z powodu mojego brata wiele już
wycierpiała, więc oczekuje mojej pomocy, wyrównania krzywd, czy Bóg
wie czego.
Ciotka położyła mu rękę na ramieniu.
Na mnie możesz liczyć, mój chłopcze.
Dziękuję ci, ciociu. A skoro jesteśmy już sami, poruszę jeszcze
jeden temat. Nie wydaje ci się, że Urszula ostatnio jest milcząca,
spoważniała i bardzo się zmieniła?
Rzuciła w jego stronę badawcze spojrzenie.
Tak. Po przyjęciu urodzinowym wyraźnie zmarkotniała.
Masz jakieś podejrzenia co do przyczyny?
Ciotka roześmiała się głośno.
A ty nie? Uświadomiła sobie, że nie jest już dzieckiem. To
wszystko.
Serce zabiło mu mocno i boleśnie.
A więc także to zauważyłaś rzekł, mając na myśli to, że
Urszula zakochała się w Nimrodzie.
Ciotka zaś mówiła o nim, ale wierna swojej zasadzie niewtrącania
się, nie powiedziała tego wyraźnie. Nie domyśliła się jednak, że swoim
milczeniem pomagała budować mur coraz bardziej dzielący tych dwoje.
Wiedziała, że Tommy i Urszula kochają się i była święcie przekona-
na, że pewnego dnia znajdą drogę do swoich serc. Gdyby wiedziała, że
wzajemnie wyniszczają się podejrzeniami i zazdrością, przerwałaby
swoje milczenie. Oni jednak starannie ukrywali przed nią zmartwienia i,
o dziwo, to im się udało. Ciotka założyła, że Tommy chce dać Urszuli
jeszcze trochę czasu, aż wydorośleje, dojrzeje uczuciowo, a wtedy
dopiero zacznie starać się ojej rękę. Uważała takie podejście za bardzo
rozsądne z jego strony. Pośpiech bywa złym doradcą, a młodym nic się
nie stanie, jeżeli trochę poczekają. Oczekiwanie z kolei bardzo korzyst-
nie wpływa na pogłębienie uczuć.
226

I tak minęła wiosna i nastało piękne wczesne lato. W parku
w Langenfurcie drzewa pyszniły się soczystą. zielenią, wszystko, co
tylko rodziło kwiaty, jakby na rozkaz obsypało się kwieciem. Park
przypominał kawałek odzyskanego raju. Urszula wychodziła na
spacer przy każdej nadarzającej się okazji. Przeważnie zupełnie sama
zapuszczała się w okolice głębokiego stawu. Siadała na wysokim
brzegu i nikt nie zgadłby o czym myślała patrząc w spokojną toń.
Wyobrażała sobie, jak dobrze będzie, gdy spocznie na dnie stawu,
kiedy ból serca okaże się nie do zniesienia i będzie musiała rozstać
się z życiem.
Dziś siedziała znowu na brzegu, trzymała w ręku książkę, ale jej nie
czytała. Patrzyła smutnymi oczyma w błękitną taflę stawu i wyraźnie
słyszała dochodzący z głębi głos: Wskocz, nie czekaj! Zobaczysz jak
na dnie jest przyjemnie.
Otrząsnęła się z tej myśli, a w tym momencie usłyszała chrzęst czyichś
kroków na wysypanej żwirem alejce. Przez osłaniające ją zarośla
dostrzegła Georginę Donald w eleganckiej letniej sukience. Prochowiec,
który zawsze nosiła, gdy przyjeżdżała samochodem, pewnie zostawiła
na siedzeniu. Nie miała też nakrycia głowy, zupełnie jakby czuła się
w Langenfurcie jak u siebie w domu.
Znowu tu jest! Urszula nie miała już siły z nią rozmawiać.
Czuła ogarniającą ją złość. Pewnie w domu powiedziano jej, że jestem
w parku, i przyszła mnie szukać.
Urszula nie pokazała się, siedząc cicho za krzakami. Panna Donald
wcale nie stwarzała wrażenia, że kogoś szuka. Szła prosto w stronę
parkowej bramy, przez którą zazwyczaj wjeżdżał Tommy, kiedy wracał
z pól.
Urszula westchnęła cicho. Ostatnio unikała konnych wyjazdów
z Tommym. Zawsze znajdowała jakąś wymówkę, aż w końcu przestał ją
namawiać. Wytłumaczył sobie, że Urszula woli zostać w domu, gdyż
czeka na przypadkowe zjawienie się młodego Nimroda. W swojej
zazdrości wymyślał aż niewiarygodne rzeczy, chyba tylko po to, żeby się
nimi zamartwiać.
Georgina tymczasem podeszła do bramy, wyjrzała na zewnątrz
1 natychmiast cofnęła się. Szła w głąb parku, ale po chwili zawróciła, by
znaleźć się znów w pobliżu bramy. I nagle Urszula zobaczyła Tom-
227

my'ego wjeżdżającego na koniu. Georgina podbiegła do niego, stanęła
i Rozmawiali ze sobą.
O Boże! Na pewno byli tu umówieni, bo Tommy zeskoczył z konia
i prowadząc go za uzdę, szedł powoli z Georgina w stronę domu.
Urszula aż skuliła się z bólu. Jak zaczarowana patrzyła mglistym
wzrokiem za odchodzącymi w głąb alejki. Podniosła się ciężko i zupełnie
bezwiednie szła między krzakami nie spuszczając ich z oka. Nie słyszała,
o czym rozmawiają; była zbyt daleko, ale nawet gdyby t>zła tuż obok
nich, też by niczego nie rozumiała. Opadły ją wszystkie siły. Myślała
tylko o jednym: jak najprędzej znaleźć się w domu. Wstydziła się, że
szpieguje Tommy'ego i Georginę, ale nie potrafiła się wycofać.
Przystanęli oboje. Georgina mówiła coś gestykulując z ożywieniem,
potem nagle rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła do jego piersi.
Urszula zamknęła oczy. Dłużej już nie mogła patrzeć, niczego więcej
wdzieć nie chciała. Odwróciła się i wąską ścieżką wśród krzaków biegła
prosto do domu. W hallu służący czyścił poręcz przy szerokich
schodach. Przystanęła i jak najspokojniej umiała, odezwała się:
Proszę powiedzieć pani radczyni, że nie przyjdę na obiad, bo
strasznie rozbolała mnie głowa. Muszę się położyć.
Lokaj ukłonił się.
Zaraz przekażę, panno Kronegg.
Ruszyła biegiem. Byle czym prędzej zamknąć się w swoim pokoju,
sama ze swoją rozpaczą. Szybko zamknęła na klucz drzwi od sypialni
ciotki i rzuciła się na tapczan, zdruzgotana, bezsilna, półprzytomna.
Przenikliwy ból unieruchomił ją zupełnie. Nie próbowała walczyć
z nim, nie chciała o niczym myśleć, nic wiedzieć. Obraz Tommy'ego
w objęciach tamtej kobiety przesuwał jej się przed oczyma w różnym
tempie, raz szybko, raz powoli jak w zwolnionym filmie.
A więc stało się to, czego bała się od dawna, a mimo to dała się
zaskoczyć i nie przygotowała się do sytuacji, która nieuchronnie
musiała się zdarzyć. A więc Georgina Donald zostanie żoną Tom-
my'ego...
Leżała bez ruchu, przygnieciona ogromem zawodu, jaki ją spotkał.
Nie płakała, nie skarżyła się, tylko bez ruchu, jak okradziona z wszyst-
kich sił, trzymała mocno poduszki tapczanu. Serce szalało targane
rozpaczą.
228

Po pewnym czasie usłyszała poruszającą się klamkę w drzwiach
i ciche wołanie ciotki Grety. Pewnie przyszła spytać, czy ból głowy
ustępuje.
Ale Urszula nie odezwała się. Nie potrafiłaby teraz spojrzeć w oczy
nikomu, nie potrafiła nawet wydobyć z siebie słowa. Mogłaby co
najwyżej wyć z bólu i rozpaczy. Musi cierpieć w samotności. Nikt nie
może widzieć jej w takim stanie.
Ciotka odeszła po cichu myśląc, że Urszula zasnęła.
Pod Tommym, gdy zobaczył Georginę w bramie parkowej, aż ugięły
się nogi. Nie miał wątpliwości, że czeka go ciężka przeprawa, ale
przywitał się uprzejmie.
Sama na spacerze? A gdzie jest Urszula?
Nie wiem! Pani radczyni powiedziała, że jest albo w parku, albo
w swoim pokoju. Sama była czymś zajęta i nie mogła mi towarzyszyć.
Poszłam więc szukać Urszuli, ale jej nie znalazłam. Widocznie została
w domu. Cieszę się, że przynajmniej pana spotkałam. Poprzednio byłam
tu dwa razy i jakoś nie miałam szczęścia zastać pana w domu.
Akurat tego nie musiała Tommy'emu przypominać. Gdy zobaczył,
że przyjechała, zamknął się w swoim pokoju, a lokajowi kazał po-
wiedzieć, że musiał nagle wyjechać do Hartau.
Przykro mi, ale siła wyższa...
Tym bardziej jest pan mi winien chociażby chwilkę rozmowy
dzisiaj przerwała mu. Mam nadzieję, że zsiądzie pan z konia
i przejdziemy razem przez park.
Jakie miał inne wyjście, jeżeli nie chciał jej urazić i wyjść na gbura?
Spełnił jej życzenie bez większego oporu, bo zdawał sobie sprawę, że
w parku ona nie zdecyduje się na jakieś odważne posunięcie, gdyż
w każdej chwili może nadejść ogrodnik albo ktoś ze służby.
Szli rozmawiając o banałach, gdy nagle Georgina zastąpiła mu
drogę. Patrzyła mu w oczy rozgorączkowana i tak zdenerwowana jak
nigdy dotąd.
Jak długo jeszcze będzie pan rozmawiał ze mną o niczym?
rzekła ostrym tonem.
Zmarszczył czoło i spojrzał na nią zdziwiony.
229

Przepraszam, jeżeli rozmowa ze mną wydaje się pani mało
interesująca odpowiedział formalnie z wyraźnym chłodem.
To ją rozwścieczyło.
Pan wie, panie Rienasch, że udając obojętność i rezerwę do-
prowadza mnie pan do szaleństwa? rzekła trzęsąc się cała.
Popatrzył ni to ze współczuciem, ni to z wyrzutem.
Proszę się uspokoić, panno Donald. Wydaje mi się, że znowu nie
panuje pani nad sobą. Musi się pani opamiętać.
Opamiętać? Jak ja nienawidzę tego słowa, zwłaszcza w pańskich
ustach! Pan ciągle udaje, że nie widzi, co się ze mną dzieje? Ja oszaleję, ja
postradam zmysły z tęsknoty za panem... Nie zniosę ciągłego od-
trącania. Co to, jestem strach na wróble? Nie ma pan serca, że potrafi ze
spokojem patrzeć na moje męczarnie? Tommy, ty musisz być mój.
Kocham cię! Mój Boże, nikogo tak nie kochałam jak ciebie. Zlituj się
i przestań mnie traktować jak cień, bo dłużej tego nie wytrzymam.
Pocałuj mnie, Tommy! Błagam: pocałuj chociaż raz!
Rzuciła mu się na szyję i objęła mocno, zanim zdążył zorientować się,
o co chodzi.
To był właśnie ten moment, który zupełnie załamał Urszulę, po
którym na oślep uciekła do domu myśląc, że Tommy pocałuje teraz
Georginę.
On tymczasem wyprostował się, odchylił w tył głowę i mocnym
chwytem uwolnił się z jej ramion, choć broniła się z całej siły. Jego kamienna
twarz nawet nie drgnęła. Tak potrafią zachować się tylko mężczyźni, którzy
nie kochają kobiety usiłującej narzucić im swoją miłość.
- Niech pani oprzytomnieje, panno Donald. Pani jest chora. Nie
chcę o niczym słyszeć. Nic nie poradzę... nie mogę odwzajemnić pani
uczuć.
Jęknęła jak ranny zwierz. Szarpała się chcąc uwolnić ręce, by objąć
go jeszcze raz. Targana,namiętnościami rzeczywiście odchodziła od
zmysłów.
Ma pan serce z kamienia? stęknęła. Nie stać pana na
odrobinę litości dla cierpiącej kobiety, która nie potrafi bez pana żyć?
Tommy, niech pan się zlituje! Błagam!
Osunęła się, jakby chciała objąć go za kolana, ale zdążył J3
przytrzymać i postawić na nogi.

Czy pani nie wie, że w każdej chwili ktoś może nadejść? Co
powiedzą, zastając nas w dwuznacznej sytuacji? Może to być sługa, ale
również moja ciotka albo Urszula. Co im pani powie? \
Nic! Same zobaczą mnie w pańskich ramionach! Odważy się pan
mnie skompromitować? Jako człowiek honoru będzie pan musiał wziąć
winę na siebie.
Prysnęły resztki współczucia. Dał się złapać w pułapkę kobiecie
zdecydowanej postawić na swoim. Był wściekły na siebie, ale szybko
zorientował się, że tylko spokój może go uratować. Ona gra o wszystko,
nie można jej więc traktować ulgowo.
Odsunął ją od siebie i trzymając na dystans patrzył obojętnie w jej
rozdygotaną twarz.
Naprawdę uważa mnie pani za mięczaka, który odda swoją
wolność kobiecie, która tupnęła nogą, chcąc go do tego zmusić? To się
pani grubo pomyliła. Gdy zechcę się ożenić, poszukam sobie żony sam,
będę się starał zdobyć jej względy, a nigdy w życiu nie dam się otumanić
kobiecie zaborczej i nie panującej nad swoimi namiętnościami. Ostrze-
gam, jeśli jeszcze raz spróbuje pani powtórzyć dzisiejszą scenę, a ktoś
będzie świadkiem, to daję słowo honoru, że nie będę pani oszczędzał.
Jeżeli pani samej nie zależy na dobrym imieniu, to proszę nie oczekiwać,
że będę go bronić ja. Żądam, żeby się pani opamiętała!
Warknęła dziko:
Och, wy mężczyźni! Wstrętni egoiści. Wszyscy jesteście jed-
nakowo bezwzględni, choć każdy na inny sposób. I wy ośmielacie się
potępiać kobietę, która domaga się swoich praw? Warn dobrze jest
mówić o opamiętaniu, gdy sami wybieracie kobiety, które wpadły wam
w oko. Nas zaś potępiacie w czambuł, jeżeli któraś odważy się pisnąć, że
ktoś jej się podoba. Jakim prawem uważacie, że tylko wam wolno
wybierać sobie partnerki? Czym sobie zasłużyliście na taki przywilej?
Westchnął głęboko trzymając ją cały czas daleko od siebie.
Zacznijmy od tego, że wcale pani nie potępiam. Współczuję, ale
nie-potrafię odwzajemnić pani uczuć, i to jest jedyny argument, który
powinien panią przekonać. Nie podzielam też zdania, że mężczyźni
zdobywają te kobiety, które sobie upatrzą. Zgodzić się muszą obie
strony, czyż nie? Nie będę się upierać, ale chyba kobiety mają więcej
sposobów na zdobycie mężczyzny, który im się podoba. Korzystają

231
230


z nich chętnie, ale są to sposoby kobiece. Jeżeli zawiodą, to co im
pozostaje jak poddać się? Tak samo jak mężczyźnie, któremu kochana
przez niego kobieta odmówi. Wracając do na&zdgo przypadku. Ja ani
raz, panno Donald, nie dałem pani do zrozumienia, że czuję coś więcej
poza współczuciem, ale pani nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
Bardziej dobitnie nie mogłem już pani przekonać, by nie uciekać się do
zachowań graniczących z nietaktem. Z uporem maniaka chciała pani
zdobyć to, czego w grzeczny sposób odmówiłem. Mało tego: domagała
się pani, bym bronił jej czci, gdyby przypadkiem ktoś zastał nas
w dwuznacznej sytuacji. Wobec tego, w pani własnym interesie będzie
lepiej, jeżeli opuści natychmiast mój dom i nie przekroczy jego progu
nigdy więcej.
Szarpnęła się jak pod uderzeniem bata i wyrwała mu się z rąk.
W moim interesie? W moim? Gdybym miała przy sobie broń,
zastrzeliłabym pana na miejscu!
Opuścił bezwładnie ręce.
Dobrze, że pani nie nosi broni. Skończyłoby się to więzieniem.
Jak pani widzi, miałem rację zakazując dla pani dobra wstępu do
mojego domu, Jeżeli nie zapanuje pani nad namiętnościami,'napady jak
dzisiejszy będą się powtarzały i skończy się to zamknięciem w szpitalu
dla obłąkanych. Dzisiejszy wybryk już muszę przypisać na konto
niedyspozycji psychicznej.
Roześmiała się złowieszczo i przycisnęła pięści do ust gryząc
przeguby palców. /
Jak ja pana nienawidzę! Nienawidzę! warknęła patrząc na
Tommy'ego błędnym wzrokiem.
Zmęczony przeciągającą się sceną wzruszył tylko ramionami.
Dla pani to chyba lepsze, niż gdyby miała mnie pani kochać.
Z miłością nie wiedziałbym co począć, a z nienawiścią szybko się
pogodzę. ,
Stała przez chwilę nie wiedząc, co odpowiedzieć, potem zerwała się
i uciekła. Wskoczyła do samochodu i nie ubierając nawet płaszcza
odjechała.
Tommy wracał powoli do domu. Przygoda z Georginą kosztowała
go więcej nerwów, niż mu się wydawało. Dla mężczyzny to jednak
trudne zadanie, gdy musi przekonać kobietę, że nie zależy mu na jej
232

miłości. W każdym razie, nie wracał w najlepszym nastr^J v Nie zawołał
nawet Urszuli, jak zwykle; dziś nie potrafiłby spojrzeć J6^V oczy, wziąć
jej w ramiona, czując jeszcze dotyk roznamiętnionej ^orginy. Gdy
ciotka powiedziała mu, że Urszula nie zejdzie na obiad, f W>li ją głowa,
nawet się ucieszył.
Starsza pani przyglądała mu się uważnie.
Ty również, chłopcze, nie wyglądasz dziś n^J ^piej. Blady,
spięty... x
Nie gniewaj się ciociu, że będę złym kompanerf1 ^rzy stole, ale
odbyłem denerwującą rozmowę.
Domyślam się, że z Georginą. Była tu i p^ła o ciebie.
Powiedziałam jej, że jesteś w polu i wrócisz dop^b na obiad.
Dowiadywała się o Urszulę i poszła jej szukać w parku. "r^ed wyjściem
rzekła mi niezbyt stosownym tonem: Dziś musi mnie )?arU zaprosić na
obiad, pani radczyni, bo w domu nie dostanę nic do jednia, jeśli wrócę
późno". Nie lubię takiego tonu i powiedziałam jej parę s ^w do słuchu,
ale ona wsiadła-do samochodu i odjechała. Skoro przytyła z tej samej
strony co ty, to nie trzeba być jasnowidzem, żeby o^dnąć, że się
spotkaliście.
Tak jest, ciociu odparł krótko. Doświadczona ">ądra kobieta
wiedziała już, że nie powinna stawiać więcej pytań. Po C^ili jednak nie
wytrzymała:
Te dzisiejsze nowoczesne kobiety i dziewcz:? a dziwnie się
zachowują. Georginą, o ile ją zdążyłam poznać, j^st: wśród nich
najdziwniejsza, a do tego najmniej sympatyczna. Nie po %a mi się, gdy
stale przychodzi do Urszuli, ale cieszę się, że mała traK Hje ją z wielką
rezerwą. Boję się, czy Georginą czasami nie wygada się przM Urszulą, że
jest w tobie zakochana.
Ani ciotka, ani Tommy nie przypuszczali, że ona j^dawno o tym
wie. i właśnie z tego powodu leży teraz w pokoju na gór^e l udaje, że boli
ją głowa.
O to możesz być spokojna, ciociu. Georginą ubnald już nie
pokaże się w Langenfurcie.
Ciotka domyśliła się, że między Tommym a G^giną musiało
dojść do gorszącej sceny, po której on zabronił jej vJ^l. Odetchnęła
z ulgą.
233

Może to i lepiej, Tommy? Tak czy siak, nie była to najlepsza
znajomość.
Po obiedzie Tommy poprosił ciotkę, żeby zajrzała do Urszuli, a sam
zamknął się w swoim gabinecie.
Podejdę tylko pod drzwi, żeby jej nie zbudzić, jeżeli śpi, bo sen to
najlepszy lek na ból głowy rzekła ciotka.
Ruszyła po cichu klamkę u drzwi sypialni, a gdy nikt nie od-
powiadał, odeszła po chwili. Urszula oczywiście słyszała, że ciotka
sprawdza, czy śpi, ale tym razem też nie zdecydowała się poprosić ją do
środka.
Tommy zaś, zanim wszedł do gabinetu, otworzył drzwi swojej
sypialni i nasłuchiwał ewentualnych szmerów z góry, gdzie znajdowały
się pokoje Urszuli. Panowała tam absolutna cisza znak, że lokatorka
śpi. Nie przypuszczał, że Urszula widziała go z Georginą w dwuznacznej
sytuacji, ale nawet gdyby wiedział, nie przyszłoby mu do głowy, że ona
tym się przejęła aż tak bardzo.
Tak czy inaczej, miał zepsuty humor do końca dnia, a cały czas nie
opuszczało go przeczucie, że jeszcze zdarzy się coś nieprzyjemnego.
Ledwo zasiadł do ksiąg obrachunkowych, gdy lokaj oznajmił
przybycie Georga Nimroda. Masz ci los! Tommy pocieszył się myślą, że
tamten przyszedł nadaremno, bo i tak nie spotka się z Urszulą.
Zawstydził się jednak przed samym sobą i postanowił przyjąć gościa
z serdecznością, na jaką go w tej sytuacji będzie stać.
Georg wszedł z poważną, wręcz uroczystą miną, wzbudzając od razu
podejrzenie Tommy'ego.
Cóż pana do nas sprowadza, drogi doktorze? Coś służbo-
wego?
Nie, panie Rienasch. Dzisiaj nie.
Przykro mi, ale będzie musiał pan zadowolić się moim towarzyst-
wem. Ciotka ucięła soljie poobiednią drzemkę i zjawi się dopiero na
podwieczorek, a Urszula z silnym bólem głowy też się położyła i nie
zeszła nawet na obiad. '
Tak mi przykro, że panna Kronegg nie czuje się dobrze.
Tommy podsunął mu papierośnicę i zapalniczkę.
Napije się pan wina, doktorze?
Nie, dziękuję, panie Rienasch. Nie zapalę również, zanim nie
234

przedstawię panu sprawy, która leży mi na sercu. To ona sprowadza
rnnie dziś do Langenfurtu. Pozwoli pan?
Przez moment Tommy czuł się jak porażony, ale szybko pozbierał
się.
Oczywiście. Co pana dręczy, drogi doktorze? rzekł nieco nie
swoim głosem.
Jest pan niezwykle miły. Przychodzę do pana jako opiekuna
panny Urszuli Kronegg.
A więc jednak! Tommy czuł, jak serce bije mu coraz wolniej; na
pewno zbladł na twarzy. A więc stało się to, czego obawiał się od dawna.
Zacisnął mocno zęby. Chciał przynajmniej na zewnątrz zachować
spokój.
Co mógłbym dla pana zrobić jako opiekun Urszuli?
Georg wahał się chwilę, kręcił nerwowo, potem wstał i rzekł drżącym
głosem:
Nie będę kluczyć, panie Rienasch... proszę pana jako opiekuna
panny Urszuli Kronegg o jej rękę.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Nimrod nie miał pojęcia, co działo się
w tym momencie w duszy siedzącego naprzeciwko mężczyzny, a walczył
on ze wszystkich sił, żeby nie zawyć z bólu.
Odzyskawszy panowanie nad sobą, Tommy spytał:
Czy panna Kronegg wie, że pan stara się o jej rękę?
Nimrod gwałtownie zaprotestował:
O nie, panie Rienasch! Przyszedłem najpierw do pana. Z panną
Urszulą nie zamieniłem ani słowa na temat mojej miłości ani zamiarów
na przyszłość. Przyznaję, że nie zawsze potrafiłem zapanować nad sobą
i na pewno ona domyśla się, co do niej czuję. Jest jeszcze bardzo młoda
i niedoświadczona co jeszcze dodaje jej uroku i być może niczego
nie zauważyła, ale jestem pewien, że przyjmie moje oświadczyny.
Zawsze była dla mnie przychylnie usposobiona i mam nadzieję, że kryje
się za tym coś więcej, że zgodzi się wyjść za mnie za mąż. W każdym razie
czuję się w obowiązku poinformowania najpierw o tym pana. Kocham
pańską podopieczną już dawno, a tylko ze względu na jej młody wiek
czekałem z oświadczynami do teraz. Byłbym panu wdzięczny, gdyby
zechciał pan zawiadomić pannę Kronegg o oświadczynach i łaskawie
Poprzeć moje starania. Pan przecież wie, kim jestem. Po zmarłej matce
\
235

odziedziczyłem znaczny majątek, dobrze ulokowany w papierach
wartościowych, współpracuję z ojcem i osiągam niezłe dochody jako
jego wspólnik, a w przyszłości jedyny spadkobierca, gdyż jestem
jedynakiem. Mojej przyszłej żonie zapewnię więc beztroski byt
i będę w stanie spełnić każde jej życzenie. Mogę liczyć na pańskie
poparcie?
Tommy z trudem zbierał myśli. Odczuwał nieznośny ból i roz-
drażniony miał ochotę posłać Nimroda do wszystkich diabłów. Ale cóż
mógł zrobić? Poddać się losowi, bo nie wątpił ani przez chwilę, że
Urszula kocha tego młodego człowieka. Odezwał się znów spokojnym
tonem:
Porozmawiam o panu z moją podopieczną, gdy tylko poczuje się
lepiej. Jeżeli przyjmie pańskie oświadczyny, to na pewno się nie
sprzeciwię.
Jestem panu wdzięczny z całego serca, panie Rienasch. Wiem, że
panna Urszula liczy się z pańską opinią, więc...
Ten młodzieniec naprawdę nie wiedział, jak trudne zadanie postawił
przed Tommym. Żeby nie dręczyć się dłużej, Tommy przerwał mu
i rzekł:
Najbardziej kochający ojciec zrobiłby to ^mo na moim miejscu.
Lepszego męża dla swojej córki na pewno by nie znalazł.
Nimrod ściskał mu serdecznie dłoń.
Jeszcze raz bardzo panu dziękuję rzekł nie zauważywszy, że
ręka Tommy'ego była zimna jak lód. Najlepiej pójdę już, a jutro
jeśli pan pozwoli przyjdę dowiedzieć się, co odpowiedziała panna
Urszula.
Będziemy pana oczekiwać rzekł Tommy jak automat.
Georg Nimrod pożegnał się i wybiegł jak na skrzydłach.
W roli starającego się o rękę nie czuł się najpewniej, jak zresztą
wszyscy mężczyźni w podobnej sytuacji, więc gdy tylko znalazł się za
drzwiami, odetchnął z ulga, że ma to za sobą. Jutro sprawa się wyjaśni-
a dalej wszystko już pójdzie gładko...
Po wyjściu Nimroda Tommy jęknął głucho i bezsilnie opadł na fotel
Teraz nie musiał już trzymać nerwów na wodzy. Zakrył twarz rękoma
i oparł się łokciami o biurko. Urszula, jego misiaczek, odejdzie z mn>m-
Dobrze, że w tej chwili może być sam, że nikt nie widzi jego cierpienia. ?e
236

/dola opanować najgorszy kryzys, zanim będzie musiał porozmawiać
z Urszulą.
O zabraniu się do pracy nie było już mowy. W żaden sposób nie
zdołałby się skoncentrować nad księgami! Zerwał się i zaczął chodzić po
pokoju bez żadnego celu, kluczył pomiędzy meblami, jakby chciał uciec
przed dręczącymi go myślami. Co chwilę natrętnie powracała mu w pamięci
scena z Georginą Donald. Czy ta kobieta nie przeżywa teraz podobnych
katuszy jak on? Otrząsnął się. Nawet jeżeli, to należy jej się kara za brak
kontroli nad sobą. On potrafi się kontrolować... Potrafi?... Musi!
Urszula nie może się dowiedzieć, ile wysiłku będzie go kosztowało
odegranie przed nią roli swatki. Musi ułatwić jej decyzję i nie wolno mu
ani przez moment zdradzić się, że cierpi. Na pewno ona też będzie
martwić się, czy nie sprawi mu bólu odchodząc z Langenfurtu z innym
mężczyzną.
Nadeszła pora podwieczorku. Tommy ogarnął się szybko i udał się
na dół. Bał się, czy zachowa spokój, gdy zobaczy Urszulę, ale przy stole
siedziała tylko ciotka Greta.
Urszula ciągle śpi i chyba zbudzę ją dopiero na kolację. Musi coś
zjeść, skoro od śniadania nic nie wzięła do ust.
Niewiele odzywali się przy podwieczorku. Tommy nie wspomniał
o wizycie Georga Nimroda. Nie potrafiłby jeszcze mówić o jego
oświadczynach ze spokojem, a poza tym podjął się w pewnym sensie
tajnej misji, więc lepiej nie wtajemniczać w nią osób trzecich.
Wypił zaledwie filiżankę herbaty i wstał od stołu. Ciotka żegnając
go, uśmiechnęła się.
Ależ z nas biesiadnicy. Siedzimy jak na stypie. Co to będzie, jak
Urszula opuści kiedyś Langenfurt?
Pociemniało mu przed oczyma. Będzie smutno i ponuro. A może to
stać się już niebawem!
Wrócił do swojego gabinetu, ale nawet nie usiadł, tylko chodził bez
celu od drzwi do okna. Strach, że straci Urszulę, nie opuszczał go ani na
chwilę. Raz po raz wchodził do swojej sypialni i nasłuchiwał, czy na
górze coś się nie poruszy. Nie poruszyło się.
Dopiero tuż przed kolacją usłyszał drobne kroki Urszuli. Odetchnął
ciężko. Wstała i zejdzie do jadalni, a on będzie jej musiał powiedzieć, że
doktor Nimrod poprosił go o jej rękę.

XIII
Urszula leżała na tapczanie i nie liczyła godzin. O niczym zresztą nie
potrafiła myśleć tylko o swoim cierpieniu. Nie miała siły poruszyć się,
bronić, zastanowić, co robić dalej. Ciągle tylko powtarzała: Nie
zniosę widoku Tommy'ego z inną kobietą... nie wytrzymam! Wo-
lałabym umrzeć. I uciekła myślami do stawu w parku. Czemu nie
wskoczyła do niego od razu, gdy zobaczyła Georginę w objęciach
Tommy'ego? Przynajmniej w tej chwili nie cierpiałaby już, tylko
spokojnie leżała sobie na dnie i nie czuła bólu rozdzierającego jej
serce. Teraz nie ma już siły pobiec do stawu, nie ma nawet sił, by wstać
z łóżka.
Słyszała, że ciotka drugi raz podeszła pod drzwi i cicho wołała ją po
imieniu. Nie mogłaby spojrzeć w twarz dobrej starszej pani. Cała drżała
jak na mrozie.
Szczękając zębami zwlokła się wreszcie z łóżka i owinęła w ciepły
wełniany koc. Choć za oknem\był piękny czerwcowy wieczór, Urszula
trzęsła się jak przemarznięta do szpiku kości. Straciła Tommy'ego i nic
nie było w stanie jej rozgrzać.
Zaczęła chodzić po pokoju. Zdziwiła się, że nogi potrafią ją unieść,
czyli ma dość siły, by dojść do stawu i przerwać swoje cierpienie! Ale
w tym momencie ogarnęła ją straszna tęsknota za Tommym. Żeby choć
raz jeszcze spojrzeć na niego, ostatni raz, a potem dopiero... Ciotka
Greta zapukała głośno do drzwi, zapraszając na kolację. Urszula niemal
bezwiednie podeszła do drzwi i przekręciła klucz.
Urszulko, ty śpiochu! Wiesz, że przespałaś prawie cały dzień? Jak

się teraz czujesz, mój skarbie? Ustąpił ten nieznośny ból? pytała
ciotka, a sięgnąwszy po jej rękę zbadała puls.
Urszula przytuliła się. Jak to dobrze mieć kogoś bliskiego i ko-
chającego! pomyślała, ale zaraz zacisnęła usta, żeby nie wybuchnąć
płaczem.
Trochę jeszcze boli, cioteczko.
Musisz wyjść na świeże powietrze, dziecko! Gorączki na szczęście
nie masz, a na dworze jest teraz przyjemny chłodek. Ale najpierw musisz
coś zjeść. Przy pustym żołądku głowa też czasami potrafi rozboleć. Po
kolacji wyjdziemy na pół godzinki, to nam obu dobrze zrobi.
Urszula zebrała resztkę sił. Musi zobaczyć Tommy'ego, ostatni raz!
Czy ciotka już wie, że on ożeni się z Georginą Donald? Chyba nie,
przecież by o tym wspomniała. Zatem narzeczem utrzymują jeszcze swój
związek w tajemnicy. Dobrze, przynajmniej nie będzie o tym mowy przy
stole.
Chęć zobaczenia Tommy'ego dodała Urszuli sił. Obmyła się szybko,
zupełnie mechanicznie, jak automat. Po drodze cały czas powtarzała
sobie, że musi zachować spokój, nie może się zdradzić, że widziała go
z Georginą w parku, że cierpi z jego powodu.
Tommy podszedł, gdy tylko zobaczył ją w drzwiach jadalni. Pa-
trzył niespokojnym wzrokiem, a Urszula czuła, że jest zdenerwowany,
i nie miała wątpliwości, że z powodu Georginy. Łzy podchodziły jej
do oczu.
Czujesz się lepiej, Urszulo? spytał, jej zdaniem, trochę obco.
Co go to właściwie obchodzi? On już myśli tylko o Georginie po-
myślała.
Głośno zaś oświadczyła, że czuje się dobrze, choć ból głowy nie
całkiem jeszcze ustąpił. Usiadła przy stole, jak zwykle naprzeciwko
Tommy'ego. i na siłę zmusiła się do przełknięcia kawałka chleba.
Patrzyła przy tym na niego, jakby starała się zapamiętać jego
twarz.
Starał się podtrzymywać rozmowę, ale myślami błądził gdzie indziej.
Prawie nie patrzył na Urszulę, bojąc się, że nie wytrzyma i palnie jakieś
głupstwo.
Ona zaś powtarzała sobie w kółko: Jestem mu niepotrzebna! Po
co tu jeszcze siedzę? Czemu nie leżę teraz na dnie stawu?

239
238


Staw! Tam czekają ulga i ukojenie. Spokojna tafla wody stawała jej]
przed oczyma, a tajemniczy głos z dna brzmiał jej w uszach: Wskocz,,]
tu jeąt tak spokojnie!
Sama nie wiedziała, jak wytrzymała do końca posiłku, i już miała
przeprosić, że znów czuje się gorzej i musi się położyć, gdy Tommjj
odezwał się:
Mogłabyś wejść ze mną na chwilę do gabinetu? Chćiałb>
omówić z tobą pewną bardzo pilną sprawę. Pozwolisz, ciociu, że
kwadrans zostawimy cię samą?
Starsza pani zdziwiła się trochę, ale uśmiechnęła się tylko i'skinę
głową. Patrzyła z zatroskaniem na oboje młodych i pomyślała: Jeżeli
wreszcie Tommy nie wypowie decydującego słowa, będę musiała gc
ostrzec, że zwlekając naraża Urszulę na niepotrzebne zdenerwowanie|
Nie ma żadnego sensu, żeby oboje dalej się dręczyli. Dziewczyna jest ji
dorosła i na pewno przygotowana do przyjęcia oświadczyn.
Tommy poprosił Urszulę żeby usiadła, a sam przysunął sobie foteli
naprzeciwko niej. Był tak przejęty i pochłonięty własnymi problemami^
że nie przyglądał się dziewczynie z uwagą i troską jak zwykle, bo gdyby
to zrobił, musiałby zauważyć, że wyglądała zanadto mizernie jak na
zwykły ból głowy. \
Ledwo stała na nogach, nie tyle usiadła, co upadła na fotel. Patrzyła
półprzytomnymi oczyma, jak on niespokojnie kręci się i chodzi bez celu.J
Zaraz mi powie, że zaręczył się z Georginą pomyślała i zagryzła
wargi aż do bólu.
Nagle zatrzymał się naprzeciwko niej, wciągnął głęboko powietrze]
i opanowując zdenerwowanie rzekł:
Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego, Urszulko, jeszcze dziś,!
choć wiem, że czujesz się nie najlepiej. Wiadomość ta, jak mi się zdaje,!
ma wielkie znaczenie i zdecyduje o twojej przyszłości. Ale najlepiejl
powiem ci bez zbędnego wstępu: dziś po południu był tu doktor Nim rod l
i poprosił o twoją rękę, a także o to, bym wstawił się u ciebie za nim. To|
jednak... jak myślę... nie będzie potrzebne, gdyż... jestem przekonany.
odwzajemniasz jego miłość i z radością przyjmiesz jego oświadczyny-
Nie muszę cię przekonywać, że Georg Nimrod jest człowiekiem I

zasługującym na to, by ożenić się z kobietą, która go kocha. W zamian,
prócz jego miłości, zyska ona także beztroski i wygodny byt. Doktor
Nimrod przyjedzie jutro i powie ci to wszystko sam. Chciał zrobić to już
dziś, ale odłożył swój zamiar ze względu na twoją niedyspozycję.
Kochasz go, prawda? I przyjmiesz jego oświadczyny?
Powiedział to szybko, jakby' całą kwestię wyrecytował z pamięci;
robił tylko krótkie przerwy na złapanie oddechu.
Skończył, a Urszula zwróciła tylko na jedno uwagę: nie mówił
o Georginie! Jeszcze raz odtworzyła sobie w pamięci przemowę
Tommy'ego i... zbladła jeszcze bardziej.
Odrzuciła w tył głowę i zamknęła oczy, żeby nie patrzeć w jego twarz.
Nagle stał się dla niej kimś obcym, odpychającym.
Tommy też spuścił wzrok bojąc się, że zobaczy w jej oczach błysk
radości, a tego nie wytrzymałby na pewno.
Ona zaś zrozumiała tylko jedno: Tommy nakłaniają do małżeństwa
z Nimrodem! Po to, żeby jej się pozbyć! Wykorzystał okazję, że Georg
chciał się oświadczyć, i wypędzi ją z domu, w którym nie ma już dla niej
miejsca. Musi opuścić Langenfurt, zanim zjawi się tu nowa pani
Rienasch. To jasne, po co jej w domu obca osoba?
Dreszcz wstrząsnął całym ciałem Urszuli. Tommy milczał, ona też
nie mogła wydobyć z siebie głosu. Poruszała ustami, ale żadne słowo
z nich nie padało.
Przestraszony jej milczeniem zdecydował się wreszcie spojrzeć na
nią. Siedziała blada, z kamienną twarzą. Czyżby aż tak wzruszyły ją
oświadczyny Nimroda? Musiała go bardzo kochać.
Jeszcze nigdy nie była tak podobna do matki jak teraz, ale nie do
tej szczęśliwej pani Reginy, lecz do tej załamanej, której przynie-
siono na noszach śmiertelnie rannego męża. Ta twarz! Czy tak wygląda
szczęście?
Urszulko! krzyknął przerażony.
Otrząsnęła się i spojrzała wzrokiem pełnym rezygnacji, którego on
zupełnie nie rozumiał, i wstała zebrawszy resztki sił. Jak z oddali słyszała
swoje własne słowa:
Powiedz doktorowi Nimrodowi, że bardzo żałuję zadając mu
ból. Przykro mi, ale... nie mogę przyjąć jego oświadczyn... ani teraz...
nigdy!

241
240
'6 Jasnowłosa


Krew uderzyła Tommy'emu do głowy. Czuł się jak skazaniec,
któremu na szubienicy ogłoszono, że został uniewinniony.
Urszulo! Więc ty go nie kochasz? spytał drżącym głosem.
Wstrząsnął nią dreszcz. Patrzyła na Tommy'ego przenikliwym
nieruchomym wzrokiem, jakby chciała na siłę zapamiętać jego twarz.
Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wyrwał się tylko przeraźliwy krzyk:
Nie! Nie kocham go!
Zerwała się i jak ugodzone zwierzę rzuciła się w stronę drzwi.
W swoim pokoju ledwo przekręciła w zamku klucz, bezwładnie opadła
na podłogę. Wbiła palce w gruby dywan i jęczała boleśnie.
Tommy chce żenić się i musi pozbyć się jej z domu. Przeszkadzała
mu, była niepotrzebna! Nie ma dla niej miejsca w Langenfurcie, gdzie
będzie rządzić Georgina, nie ma dla niej miejsca w sercu Tommy'ego,
gdyż tamta zabrała^e całe. Dla niej nie ma już nic.... pozostał tylko staw.
Tam skończy się jej bolesna udręka. Trzeba jedynie zebrać trochę sił,
stanąć na nogi, potem jeszcze kilka kroków i będzie u celu. Będzie po
wszystkim. Wreszcie upragniony spokój. Szybko zapomni o bólu,
o miłości), o wszystkich cierpieniach.
Tommy! Najdroższy, najokrutniejszy! Nie masz choćby kącika
w swoim sercu dla twojego biednego misiaczka?
Zimny dreszcz przeszedł ją od stóp do głów, myśli kłębiły się
w głowie jak oszalałe. Uciec stąd... jak najszybciej, by nie patrzeć już
w jego twarz, by nie czuć się intruzem. Uciec do stawu i utopić ten
nieznośny ból. Tylko... najpierw wszyscy muszą iść spać. Nikt nie może
wiedzieć, co zamierza, bo gotowi przeszkodzić... Zerwała się prze-
straszona ktoś mocno pukał do drzwi i szarpał klamkę.
Urszulo! Urszulo!
Był to głos Tommy'ego. Ile w nim było obawy i zatroskania! Pewnie
zrozumiał dopiero teraz, że zadał jej ból, i jest mu przykro. O, tak!
Będzie żałował. Miał takie^zułe serce. Sam pewnie by jej nie wypędzał
z domu, ale Georgina go zmusiła. To ona nie życzyła sobie, żeby obca
dziewczyna kręciła się po jej domu.
Urszula zacisnęła usta, żeby nie krzyknąć z bólu. Nie poruszyła się
nawet, a po chwili usłyszała oddalające się kroki Tommy'ego.
Nie upłynęła nawet minuta, gdy pod drzwi podeszła ciotka Greta
i głośno wołała ją po imieniu. Urszula nie odezwała się. Biedna, kochana

cioteczko! Będzie ci żal Urszulki. Wiem, że nie lubisz Georginy. Tommy
też nie będzie z nią szczęśliwy. Ona go nie rozumie, ona tylko umie
patrzeć na niego namiętnie i wyzywająco. Tak, cioteczko, będziesz mnie
wspominać. I Tommy też będzie. Zaboli go trochę, że jego misiaczek
wolał umrzeć niż żyć daleko wśród obcych, ale Tommy kocha Georginę,
a ona nie pozwoli mu smucić się zbyt długo. Każe mu zapomnieć
o wszystkim. Niech ci się poszczęści, Tommy. Mój najdroższy Tommy!
Żegnaj. Kocham cię... tak bardzo, że tylko śmierć pozwoli mi o tobie
zapomnieć...
Leżała na tapczanie i czekała, aż wszyscy położą się spać. Próbowała
się podnieść, ale natychmiast opadała z powrotem. Wytężyła wszystkie
siły jeszcze raz i stanęła na nogi. Podeszła do okna. Cisza. Park
pogrążony w ciemnościach, tylko blade światło ścieliło się w jednym
miejscu blisko domu paliła się lampka w pokoju Tommy'ego
wychodzącym na taras.
Urszula powoli ruszyła w kierunku drzwi. Stanęła nagle. Na biurku
zobaczyła swój notatnik, w którym zapisywała planowane i dokonane
zakupy. Ołówek przywiązany na sznurku leżał obok. Chwyciła go jakby
wbrew woli, wyrwała kartkę i zaczęła pisać:
Mój drogi, najdroższy Tommy! Skoro muszę odejść, wybieram tę
jedyną drogę, którą znam: idę do moich rodziców. Zrozumiałam, że stoję
Ci na drodze, dopiero dzisiaj, gdy w parku zobaczyłam Georginę w Twoich
ramionach. Dla mnie staio się jasne,'że muszę odejść. Wiem, że boisz się
powiedzieć mi o tym wprost, ale nawet gdybyś mi nie kazał się wynieść, też
bym odeszła. Chciałeś, żeby zabrał mnie stąd doktor Nimrod, aleja nie
mogę należeć do nikogo innego, nie potrafię żyć gdzie indziej, nie mogę żyć
bez Ciebie. Dlatego chcę iść do rodziców; uwolnię Ciebie od kłopotów,
a siebie od cierpień. Wybacz, jeśli zadam Ci ból, ale życz mi spokoju
i ukojenia mojego bólu. Dziękuję Ci za kilka szczęśliwych lat w Twoim
domu. Były cudowne. Życzę Ci, żeby następne były dla Ciebie jeszcze
cudowniejsze. Życzę Ci szczęścia, Tommy, mój kochany! Po raz ostatni.
Twoja Urszula, Twój misiaczek
Położyła kartkę na biurku i rozejrzała się po pokoju, jakby żegnając
się z nim na zawsze. Po cichu wyszła na korytarz, rozejrzała się

243
242


wstrzymując oddech. Nie było nikogo. W głębi paliła się słaba
lampa, którą włączano na noc. Oświetlała także schody prowa-
dzące do hallu. Urszula zeszła po cichu aż do drzwi wyjściowych. Były
zamknięte. Przekręciła powoli klucz i ogarnęło ją ciepłe powietrze
letniej nocy.
W pokoju Tommy'ego już nie paliło się światło. Spał, jak wszyscy.
Tommy po ucieczce Urszuli z jego gabinetu stanął jak wryty.
Usłyszawszy jej zdławiony krzyk, że nie kocha Nimroda, przez chwilę
nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nagle pocziił się ogromnie szczęśliwy,
ale zastanowił się trzeźwo, dlaczego Urszula zachowała się tak dziwnie.
Była blada i strasznie zdenerwowana, czyżby dokuczał jej tylko ból
głowy? A może jej wrażliwe serce nie mogło pogodzić się z myślą, że musi
sprawić Nimrodowi zawód? Nie, na pewno musi to być coś poważnego,
bardziej szczególnego. Dlaczego cały czas przyglądała mu się dziwnie
zasmucona, jakby załamana?
Ogarnął go straszliwy niepokój. Co się z nią dzieje? Może jest
bardziej chora, niż sądzi ciotka Greta? Zerwał się i pobiegł na górę,
złapał za klamkę, przerażony wołał Urszulę po imieniu. Nie odzywała
się. Zdążyła tak mocno zasnąć?
Poszedł na dół i z tarasu zajrzał w stronę jej okien. W sypialni paliła
się lampka nocna. To go trochę uspokoiło.
Zapukał do ciotki Grety, która w swoim saloniku siedziała jeszcze
nad książką.
Ciociu Greto! zawołał przez drzwi.
Starsza pani aż zlękła się, gdy wszedł blady i roztrzęsiony.
Mój Boże, Tommy! Co się stało?
Nic, nic, ciociu! Bez paniki. Martwię się o Urszulę. Bardzo
dziwnie zareagowała na wiadomość, którą jej przekazałem. Wybiegła
i znowu zamknęła się w swoim pokoju.
Ciotka kiwała ze z4enerwowania głową. Pomyślała, że Tommy
zdecydował się wyznać Urszuli miłość, a ona, nie przygotowana,
przestraszyła się i uciekła. Kto to wie, co naprawdę dzieje się w dziew-
częcej duszy w takim momencie?
Powiedziałeś jej coś, co mogło ją zaboleć lub wprawić w za-
kłopotanie?
Nie, ciociu. Myślę, że coś wręcz przeciwnego.

Teraz już ciotka była pewna, że stało się to, co myślała. Wstała.
Możesz być spokojny, Tommy. Młode dziewczęta to dziwne
stworzenia i nikt naprawdę nie wie, co się z nimi dzieje. Pójdę do niej, ale
jestem więcej niż pewna, że mnie też nie wpuści. Dajmy spokój do rana,
a wtedy wszystko się wyjaśni próbowała go uspokoić.
Myślisz, że można ją zostawić samą? Wyglądała na bardzo
zdenerwowaną.
Trzeba zaczekać do rana, Tommy. Na pewno nie jest chora.
Sprawdzałam jej puls, a ból głowy potrafi być czasami wyjątkowo
uporczywy. Zobaczysz, wypocznie i wszystko będzie dobrze.
Uwierz mi!
Pocałowł ciotkę w rękę i wrócił do swojej sypialni. Ciotka zaś
podeszła pod drzwi łączące pokoje Urszuli i swoje.
Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową. Ach ci młodzi!
Głuptaski! Czy wy zawsze musicie wszystko skomplikować, nawet
najprostsze sprawy?
Rozebrała się, narzuciła na siebie ciepłą podomkę, westchnęła i nie
zapalając światła podeszła na chwilę do okna wychodzącego na
park.
Tommy wszedł do gabinetu, usiadł, ale zaraz wstał i pobiegł do
swojej sypialni i nasłuchiwał, co dzieje się na górze u Urszuli.
Długo nie było słychać nic, potem nagle rozległy się ciche kroki.
Spojrzał na sufit, jakby spodziewał się zobaczyć Urszulę, i wstrzymał
oddech. Zdawało mu się, że na górze otworzyły się drzwi, a potem, że
ktoś schodzi po schodach do hallu. Wyraźnie zaś usłyszał zgrzyt
przekręcanego w zamku klucza.
Szybko zgasił światło i wychylił się przez otwarte na oścież okno.
Drobna, ubrana na jasno postać wyszła na taras i szła w kierunku parku.
To na pewno była Urszula!
Ostrożnie, nie robiąc hałasu, wyskoczył przez okno na taras
i chowając się za drzewami szedł w pewnej odległości za nią. Nawet
gdyby się odwróciła, nie mogłaby go zobaczyć. Po co wyszła w nocy do
parku?
Kroczyła jak automat nie odwracając się. W bladym świetle księ-
życa jej jasna sukienka była wyraźnie widoczna. Stanęła na skraju
parku i obejrzała się na dom. Podniosła obie ręce i pomachała jak

245
244


na pożegnanie, potem^opuściła je bezwładnie i ruszyła naprzód zu-
pełnie jak lunatyczka. W pewnej chwili Tommy podszedł tak blisko,
że mógł zobaczyć jej twarz. W świetle księżyca wyglądała trupio
blada.
Dokąd ona idzie? Im głębiej wchodziła w park, tym szybszym szła
krokiem, zupełnie jakby spodziewała się pogoni. Tommy ledwo nadą-
żał. Nie spuszczał jej z oka. Raz po raz jej jasna sylwetka pokazywała się
między drzewami, ale nagle zmknęła w miejscu, gdzie od głównej alei
odchodziła boczna w stronę stawu.
Stawu?...
Tommy zatrząsł się jak rażony prądem elektrycznym. Czego, u licha,
szuka ona w nocy nad stawem? Zanim jednak spróbował znaleźć
odpowiedź, odruchowo rzucił się pędem na skróty między drzewa. Za
każdą cenę musi dobiec do stawu, zanim ścieżką dojdzie tam Urszula.
Dobiegł i w miejscu, gdzie ścieżka dochodziła do wysokiego brzegu,
ukrył się w wysokim zielsku.
Jasna postać zbliżała się szybkimi krokami. Tommy jak zahip-
notyzowany nie spuszczał jej z oka. Przeszła tuż obok, oświetlona
blaskiem księżyca. Gdy przez moment Tommy zobaczył jej twarz, serce
aż przestało mu bić z przerażenia.
Szła zdecydowanym krokiem prosto do brzegu. Na skraju za-
trzymała się, uniosła w niebo obie ręce jakby do modlitwy i zrobiła
ostatni krok już nad głęboką taflą wody.
W tym momencie Tommy rzucił się i mocno chwycił ją z tyłu
w ramiona.
Urszulo! Na Boga! Urszulo! krzyknął jak oszalały, zupełnie
nie panując nad sobą.
Nie słyszała go. Z nadmiaru emocji, a może wyczerpania po pros-
tu zemdlała. Tommy patrzył na jej bladą, nieruchomą twarz. Czu-
jąc, jak bezwładnie ciąży mu w ramionach, wręcz odchodził od zmy-
słów.
Urszulko! Kochana moja... dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
pytał drżąc na całym ciele.
Przytulił ją mocno do siebie, patrząc na oświetloną księżycem
twarz. Po chwili, trzymając ją jak dziecko, biegł już w stronę domu. Ze
strachu na czoło wystąpiły mu krople potu. Niewiarygodnie szybko

dobiegł do drzwi wejściowych. Urszula nie zamknęła ich za sobą. Zapalił
światło w hallu, wbiegł po schodach, spiesząc się do pokoi Urszuli.
Zaskoczony zobaczył stojącą przy schodach na piętrze ciotkę Gretę.
Widziała przez okno Urszulę wychodzącą z domu, już miała ją zawołać,
gdy Tommy zszedł z tarasu i poszedł za nią. Nie otworzyła nawet okna,
ale cały czas niepokoiła się. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć nocnego
wyjścia tych dwojga. Tommy najwyraźniej śledził Urszulę, ale to dobry
znak. Przynajmniej ciotka była pewna, że dziewczynie nic się nie stanie.
Nie odeszła jednak od okna i czekała, aż oboje wrócą. Tommy zjawił się
wreszcie, ale z Urszulą na ręku. Zerwała się i pobiegła mu naprzeciw.
Stała przy schodach załamując ręce.
Cicho, ciociu! Otwórz mi szybko drzwi do jej sypialni i nie budź
nikogo rzekł omijając ją szybko.
Ciotka bez słowa podreptała za nim, zdjęła z łóżka Urszuli kapę,
a Tommy położył nieprzytomną na pościeli.
Wyczerpany ze zdenerwowania i strachu opadł na kolana, i przyło-
żył ucho do piersi Urszuli. Bogu dzięki! Serce biło, a więc żyła...
Ciotka podeszła z drugiej strony łóżka. Nasmarowała skronie chorej
wodą kolońską i chwyciła za rękę by zbadać puls. Szybko rozpięła jej
sukienkę pod szyją i pogłaskała czule po głowie. Oboje nie odezwali się
do siebie ani słowem. Dopiero teraz ciotka wstała i popatrzyła na
Tommy'ego z powagą w oczach.
Każ wezwać lekarza, Tommy. Moim zdaniem, to konieczne
rzekła cicho.
Skoczył jak oparzony, rozglądnął się ze strachem i wybiegł na
korytarz. Ostry dźwięk dzwonka przerwał nagle nocną ciszę. Po chwili
zjawił się zaspany lokaj.
Proszę szybko obudzić szofera. Niech jedzie do miasta po
doktora. Panna Kronegg zachorowała. Ruszać się szybko!
Wszyscy wiedzieli, że Urszula cały dzień źle się czuła, więc lokaj
wcale się nie zdziwił, że trzeba wezwać lekarza. Tommy natychmiast
wrócił do sypialni. Ciotka zdążyła już przebrać Urszulę, a na jej zimne
jak lód stopy położyła poduszkę elektryczną. Tommy stał i patrzył na
nią półprzytomny.
Nie obudziła się, ciociu? spytał z niepokojem. v
Nie, jeszcze nie, Tommy.

246
247


l
Usiadł ciężko na stojącym przy łóżku fotelu i nagle zobaczył kartkę
leżącą na biurku. Złapał ją i zaczął czytać.
Jęknął ciężko, gdy skończył. Ciotka nie wiedząc, co się stało,
rozglądała się przestraszona.
Tommy?
Bez słowa podał jej kartkę i zakrył rękoma twarz.
Ciociu! Zobacz, dlaczego ona chciała wskoczyć do stawu."
W ostatniej chwili zdążyłem ją złapać na brzegu rzekł łamiącym się
głosem.
Tommy, co ona tu pisze o Nimrodzie? Co ty masz z Georginą?
Mój Boże, dlaczego ja o niczym nie wiem?
Usiedli w drugim kącie pokoju i Tommy szybko wyjaśnił, że doktor
Nimrod chciał oświadczyć się Urszuli i prosił go o porozmawianie z nią.
Zgodnie z'obietnicą zrobił to zaraz pd kolacji.
Ciotka pogłaskała go po głowie.
Mój ty głuptasku! Miłość, jak widać, potrafi pomieszać w głowie
nawet najmądrzejszym ludziom. Jak mogłeś to zrobić Urszuli?
Patrzył na nią bezradny i zakłopotany jak uczniak, którego przyła-
pano na drobnym oszustwie.
Ciociu, ja naprawdę wierzyłem, że ona kocha Nimroda.
Uśmiechnęła się.
I tym gryzłeś się od dłuższego czasu?
Skąd wiesz, że się gryzłem?
A co to, nie mam oczu? Widzę, co się z wami dzieje. O tym, że
Urszula ciebie kocha, wiedziałam już od dawna.
Ty naprawdę wierzysz, że ona mnie kocha? Ciociu, to nie-
możliwe! Dla niej jestem tylko starym wujkiem Tommym.
Czego ty jeszcze nie wymyślisz! Oboje jesteście jednakowi.
Gdybym wiedziała, dawno bym się między was wmieszała, ale cały czas
byłam pewna, że poradzicie sobie sami. Czy po przeczytaniu tej kartki
nie widzisz, że Urszula jest zazdrosna o Georginę? Nie widzisz, że
przeraziła się po rozmowie z tobą, że chcesz ją na siłę wydać za
Nimroda? Ta dziewczyna kocha cię całą duszą, podobnie zresztą jak ty
ją. Jeżeli tego wszystkiego nie dostrzegasz, to musisz być rzeczywiście
ślepy, ale zakochanym zdarza się to dość często. Wielki Boże, co za
szczęście, że udało ci się uratować Urszulę! O mało nie doszło do
248

tragedii, a tylko dlatego, że wy, głuptasy, bawiliście się w domysły, zaś ja
stara, a głupia nie chciałam się mieszać do waszych intymnych
spraw mówiła ciotka zdenerwowana.
Tommy podszedł na palcach do łóżka Urszuli, ukląkł u wezgłowia
i ukrył twarz w poduszkach, na których leżała chora. Trwał w takiej
pozycji dłuższą chwilę, aż ciotka zbliżyła się i pogładziła go po włosach.
Spojrzał na nią bezradnie.
Cioteczko, jeżeli Urszuli coś się stanie... Mój Boże, ja tego nie
przeżyję! Moglibyśmy być tacy szczęśliwi. Na myśl, że ją stracę, aż robi
mi się słabo.
Zamiast lamentować, nachyliła się nad chorą, potem dopiero rzekła:
Nie załamuj się, chłopcze. Zaufaj Panu Bogu, a tymczasem idź do
piwnicy i przynieś butelkę starego porto. Łyk wina Urszuli nie
zaszkodzi.
Wybiegł jak wystrzelony z procy, a po chwili, zdyszany, był już
z powrotem.
Razem unieśli nieco chorą, zaś ciotka wlała jej do ust łyżeczkę
czerwonego wina. Poruszyła się i otworzyła nieprzytomne oczy. Roz-
glądnęła się dookoła i uśmiechnęła niewyraźnie.
O Boże! Już jestem w niebie, a przecież popełniłam ciężki grzech.
wyszeptała wyraźnie. Zamknęła oczy i mówiła dalej, cicho i z wy-
siłkiem: Nikt nie zabierze mi ciebie... Jesteś mój, Tommy! Na
zawsze... Tu, w niebie, jest tak pięknie. Rodzice? Patrz, Tommy, idzie
mamusia! Tatusiu! Wybaczcie mi... nie mogłam inaczej. Zaśpiewaj mi,
Tommy... Pocałuj, proszę. Jest mi tak dobrze... Georginą odeszła?
Dzięki Bogu, że jej tu nie ma... Gniewasz się na mnie, Tommy? Jest ci
smutno, że umarłam? Trochę? Musiałam, Tommy... Niech ona tak na
mnie nie patrzy! Odejdź stąd! Georgino, co robisz? Nie popychaj mnie
do wody! Jak tu zimno... Weź banjo, Tommy, zagraj mi coś... Tak cię
kocham. Och, Tommy, dlaczego wypędziłeś swojego misiaczka? Wiesz,
jak to boli? Choć raz chcę cię jeszcze zobaczyć, Tommy... Oj, ale straszny
ból...
Mówiła bez przerwy dziwnie zdławionym głosem, a cały czas
nerwowo wodziła rękoma po kołdrze, jakby czegoś szukała.
Raz wymawiała pojedyncze, oderwane słowa bez żadnego sensu, to
znowu całe zdania. Wołała ciotkę Gretę, później rodziców, ale najczęś-
249

ciej Tommy'ego. Imię Georginy wymawiała zawsze z bólem, z wielkimi
strachem. i
Tommy, ty widzisz? Te pędzące antylopy mają twarz Georginy...
Ona jest niedobra dla ciebie... Och, ona chce nas strącić w przepaść,
Ratuj, Tommy! Nie pozwól wypędzić mnie z twojego domu... Mam |
zniknąć na siedem lat?... Na sto?... Na zawsze! Nie, nie powiem ci już:
wujku... od dawna mówię ci: Tommy, ale tylko w sercu. Nie chcę, żeby
inni wiedzieli, że bardzo cię kocham. A panna Bardach już na statku
wiedziała, że ożenisz się z inną. Ona kłamie! To nieprawda, wypędź
tamtą! Ja mam odejść? A gdzie pójdę? Tylko do stawu... do stawu...
Spójrz, jaka piękna suknia. Podoba ci się. Tommy? Tak cię kocham,
Tommy!
Ostatnie zdanie wymówiła ze wzruszającą czułością. Tommy siedział
na łóżku u jej stóp i zagryzał usta aż do krwi, żeby powstrzymać
wzbierającą w jego piersi gorycz.
Czas wlókł się niemiłosiernie, ale w rzeczywistości też musiały
upłynąć z dwie, trzy nawet godziny, zanim ciotce Grecie udało się
uspokoić Urszulę.
Stopy i dłonie miała już cieple, tylko na rozpalone czoło trzeba było
jeszcze przykładać zimne kompresy. Ciotka robiła wszystko sama,
czasami prosząc Tommy'ego o przytrzymanie czegoś, bo nie chciała,
żeby ktoś ze służby słuchał zwierzeń majaczącej Urszuli.
Wreszcie przybył lekarz.
Starsza pani wyjaśniła mu, że chora skarżyła się od pewnego czasu
na silne bóle głowy, dziś zaś mocno zdenerwowała się z powodów
rodzinnych, straciła przytomność i majaczy w gorączce. Teraz uspoko-
iła się trochę, ale świadomości jeszcze nie odzyskała.
Tommy wyszedł z pokoju, gdy doktor badał chorą. Po kilku
minutach lekarz, gdy tylko go zobaczył, zaniepokoił się.
Co pan stwierdził, doktorze? Coś poważnego? uprzedził go
Tommy.
Mam wrażenie, że z panem jest gorzej, panie Rienasch. Będę
musiał zaaplikować panu krople na uspokojenie. Panna Kronegg zaś,
jak mi się zdaje, cierpi na depresję, natomiast fizycznie nic jej nie dolega.
Jest w wieku, gdy takie przypadłości się zdarzają, ale na szczęście jest
silna i zdrowa. Przepisałem jej lek, który na pewno postawi ją na nogi

i za kilka dni, jak myślę, panna będzie zdrowa jak ryba. Gorączka jest
trochę za wysoka, ale nie ma powodów do niepokoju. Gdy szofer
odwiezie mnie do miasta, niech kupi w aptece lekarstwa, a do tego czasu
pani radczyni wie co robić. Najważniejsze, żeby teraz pacjentki nie
zdenerwować; musi mieć absolutny spokój. Dlatego też zaaplikowałem
jej środek nasenny, gdyż w jej sytuacji sen jest najlepszym lekarstwem.
Zanim się obudzi, szofer powinien już wrócić z apteki z tabletkami,
które przepisałem pannie Kronegg. Zajrzę tu jutro przed południem.
No, niechże pan już weźmie się w garść!
Tommy czuł się, jakby mu kamień spadł z serca. Gdy tylko doktor
wyszedł, natychmiast pobiegł do sypialni. Urszula leżała znacznie
spokojniej niż przedtem. Miała zamknięte oczy. Spała.
Usiedli z ciotką w pokoju obok, zostawiwszy otwarte drzwi tak, aby
cały czas widzieć, co dzieje się z Urszulą.
Wreszcie mogli porozmawiać o przyczynach wydarzenia, które omal
nie skończyło się tragicznie.
Mówili oboje prawie jednocześnie: Tommy o tym, co czuł, a ciotka
o swoich obserwacjach. Trudno mu było uwierzyć, że Urszula kocha go
naprawdę, że nie jest dla niej starym wujkiem, ale po prostu Tommym...
kochanym Tommym! To wyglądało na sen!
Rozczulił się zupełnie. Nie było już cienia wątpliwości, że ona kocha
go tak samo jak on ją. Wyjaśniło się wreszcie, dlaczego cały dzień leżała
zamknięta w swoim pokoju. Zobaczyła Georginę rzucającą się w jego
objęcia, ale nie wiedziała, jak do tego doszło. Jakże musiało to nią
wstrząsnąć, kochanym białym kwiatkiem, misiaczkiem! A na to wszyst-
ko jeszcze on wyrwał się z tymi oświadczynami doktora Nimroda; Bóg
świadkiem, że z ciężkim sercem. Nic dziwnego, że wyciągnęła z obu
zdarzeń logiczny wniosek: przeszkadza i chcą jej się pozbyć. Wolała
odejść sama, wybierając śmierć, niż żyć daleko od niego.
Ciociu, jak mogło przyjść jej do głowy, że mi przeszkadza, że chcę
ją usunąć z domu?
Starsza pani uśmiechnęła się.
A jak tobie mogło przyjść do głowy, że ona zostawi ciebie
i wyjdzie za mąż za innego?
Przeciągnął ręką po włosach, które znowu stały zmierzwione jak
dawniej.

250
251


Nawet nie dopuszczałem myśli, że ona, taka młodą może J
pokochać mnie, starszego od niej o prawie dwadzieścia lat.
Od kiedy to miłość pyta o wiek? Pierwszego dnia, gdy przy-
wiozłeś Urszulę z Transwalu, już zauważyłam, że lgnie do ciebie całym
sercem,
Nie mogłaś mi o tym powiedzieć od razu albo przynajmniej dać
jakiś znak?
Cóż, chłopcze, cokolwiek bym zrobiła, byłoby źle. Wydawało mi
się, że sytuacja jest zbyt delikatna, żeby się w nią wtrącać, a milcząc]
o mało co nie przyczyniłam się do śmierci Urszuli... Dobry Boże, jakżeż
ci dziękuję, że nie dopuściłeś do nieszczęścia!
To ja byłbym wszystkiemu winien, ciociu jęknął boleśnie.
Winien? A gdzież tu twoja wina? Chciałeś dla Urszuli jal
najlepiej. Dla jej szczęścia gotów byłeś zrezygnować ze swojego. Cz
człowiek może zrobić dla drugiego coś więcej? Byłoby dobrze, gdyby nie
wmieszała się Georgina. Nie lubiłam tej kobiety od samego początkuj
chociaż po tym co mi powiedziałeś należy jej bardziej współczuć!
niż nienawidzić. Nie jest to zepsuta kobieta, a jedynie wyzbyta wszelkie!:
zahamowań, co, niestety, mogło się rozwinąć z winy twojego brataj
Może Bóg da, że odzyska rozsądek i nie będzie robiła więcej takich
głupstw.
W każdym razie ja jej pomóc nie mogę. Spróbuję jej wybaczyć, że
omal nie zrujnowała mi szczęścia, że przez nią Urszulka stała już jedną
nogą nad grobem.
Ciotka pokiwała głową.
Dajmy już spokój Georginie. Mamy tu jeszcze kogoś, kto będzie
chyba cierpiał.
Myślisz o doktorze Nimrodzie?
Tak. Czeka biedaka gorzkie rozczarowanie, ale raczej nie targniel
się na swoje życie. Kochał Urszulkę któż mógłby jej nie kochać ale!
to rozsądny chłopiec z otwartą, trzeźwą głową. Pomęczy się trochej
jakżeby inaczej, ale pogodzi się i poszuka sobie innej, z którą będzie|
szczęśliwy.
Tommy westchnął.
Ależ ja mu zazdrościłem! Nawet nie wiesz, ile kosztowało!
mnie trudu obiecanie mu, że wstawię się za nim u Urszuli. I zrobiłem to!|

Przekonałem go, przezwyciężyłem dla niego największy ból, więc jemu
nie pozostaje nic innego, jak zrobić to samo dla mnie.
Rozmawiali niemal do samego rana, co chwilę zerkając z troską, czy
Urszula się nie zbudziła.
Ona jednak otworzyła oczy, gdy słońce świeciło już wysoko na
niebie. Ciotka siedziała sama przy jej łóżku, gdyż udało jej się przekonać
Tommy"ego, że powinien się położyć. Obiecała, że zbudzi go natych-
miast, gdy Urszula odzyska przytomność. Sama drzemała w fotelu obok
łóżka chorej.
Zbudziwszy się, Urszula przyglądała się ciotce z niedowierzaniem.
Nie bardzo mogła sobie przypomnieć, co się działo. Ciotka uśmiechnęła
się i pochyliła nad nią:
No jak, Urszulko? Wyspałaś się? spytała, jakby nic się nie
stało.
Nie odpowiedziała. Rozglądała się tylko wyraźnie zaniepokojona.
Ciotka podała jej na łyżeczce środki uspokajające przepisane w nocy
przez lekarza. Przełknęła lekarstwo bez sprzeciwu.
Leżała przez chwilę bez ruchu patrząc przed siebie. Zastanawiała się,
co się właściwie dzieje. Chyba jest chora, skoro w dzień leży w łóżku.
Odezwała się z wyraźnym wysiłkiem:
To przecież niemożliwe!
Co niemożliwe, dziecko? spytała ciotka głaszcząc ją po
głowie.
Że leżę w mojej sypialni... że ty tu jesteś, ciociu. Przecież ja
odeszłam stąd.
Musiało ci się przyśnić, Urszulko. Dokąd niby miałaś odejść?
Zerwała się nagle, usiadła i ze strachem w oczach rozglądała się
dookoła.
Nie! To na pewno nie był sen.
Ależ był! Jesteś troszeczkę chora, a w gorączce przychodzą złe
sny. Zapomnij o nich i spróbuj jeszcze zasnąć.
Urszula posłusznie zamknęła oczy, ale nie żeby zasnąć. Jeszcze raz
musiała po kolei ułożyć sobie wszystko, co pamiętała.
Powoli odróżniała zdarzenia rzeczywiste od tych, które jej się
przyśniły. Boże! Przecież szła do stawu... to jej się nie śniło. Tommy...
tak, on ożeni się z Georgina... powiedział, żeby wyszła za doktora

255
252


Nimroda. To wszystko było prawdą. Uciekła, leżała tu, w tym pokoju
na dywanie i zbierała siły, żeby pójść do stawu, i... utopić się. Wyszła
z domu, tak, napisała list do Tommy'ego... Na pewno szła przez park...
Tak! Stała nad stawem. Jakim cudem znalazła się tutaj?
Popatrzyła na ciotkę wyraźnie wystraszona. Uspokoiła się widząc
pogodną, odprężoną twarz starszej pani.
Ciociu Greto!
Tak? Kochanie!
Ciociu, jak znalazłam się w łóżku?
Ciotka chwyciła ją za rękę; wiedziała, że musi jej to powiedzieć
bardzo delikatnie.
Hm, normalnie! Tommy cię przyniósł, gdy straciłaś przytom-
ność. Miałaś tak straszny ból głowy, że nie wiedziałaś już, co robisz. Gdy
zemdlałaś, Tommy wziął cię na ręce i przyniósł do łóżka. Wezwał
lekarza, który przepisał ci lekarstwo, bo miałaś tak wysoką gorączkę, że
zaczęłaś majaczyć. Spałaś całą noc i na szczęście te męczące halucynacje
minęły.
Wszystko się zgadzało, układało się w logiczną całość, zabrakło
jednak jednego: jak trafiła do domu znad jeziora?
Usiadła raptownie i zrobiła ruch, jakby chciała uciec. Ciotka
przytrzymała ją i delikatnie zmusiła do położenia się na poduszkach.
Spokojnie, moje dziecko. Nie rób nam już więcej kłopotów.
Urszula zamknęła oczy, ale na jej twarzy drgał każdy mięsień.
Przebierała nerwowo palcami, szarpiąc kołdrę. Po chwili popatrzyła
smutnym wzrokiem na ciotkę. ' i
Ciociu, ja już wszystko sobie przypomniałam... ja chcę umrzeć!
Starsza pani pogłaskała ją po ręku.
Ale Pan Bóg nie chce mieć cię u siebie ani też nie chce, żeby nam
było smutno rzekła poważnym tonem.
Dlaczego nie pozwolicie mi umrzeć? Ciociu, ja nie mogę dalej
żyć! Jak się znalazłam z powrotem w domu?
Tommy cię przyniósł. Widział, jak wychodziłaś, i poszedł za
tobą. Na szczęście zdążył cię złapać, gdy wskakiwałaś już do wody. Czy
ty wiesz, jak bylibyśmy nieszczęśliwi, gdybyś od nas odeszła?
Urszula poczuła, jak znowu ogarnia ją przenikliwy ból.
Ciociu! Kochana cioteczko, ja nie mogę dalej żyć! Ja nie chce!
254

Ja i tak umrę, jeżeli Tommy... wujek Tommy nie potrzebuje mnie...
w swoim domu. Gdzie ja się podzieję?
Ciotka wstała i pociągnęła za dzwonek, tak jak umówiła się
z Tommym.
Najlepiej niech powie ci o tym Tommy sam. Zobaczysz, że
naprawdę nie musisz się martwić rzekła i pogłaskała ją po głowie.
Podeszła do drzwi, gdy usłyszała biegnącego po schodach Tom-
my'ego.
Obudziła się, odzyskała świadomość, wie już, co zamierzała
zrobić i to, że ty przyniosłeś ją do domu. Resztę musisz jej powiedzieć ty.
Im szybciej pozna prawdę, tym szybciej wyzdrowieje powiedziała mu
w progu i szybko wyszła na korytarz.
Tommy podszedł do łóżka, ukląkł i objął Urszulę ramieniem. Była
blada jak chusta i patrzyła na niego przestraszonymi oczyma.
Urszulko, słodki, kochany misiaczku! Głuptasku, wiesz jak
wielki ból chciałaś sprawić twojemu Totnmy'emu? Napisałaś do mnie
list pożegnalny. Wiem wszystko, Urszulko. Spójrz na mnie! To niepraw-
da, że chciałem ożenić się z Georginą. Rzuciła mi się na szyję
niespodziewanie, zanim mogłem ją powstrzymać. Ty zobaczyłaś ten
moment, ale gdybyś została jeszcze chwilę, widziałabyś, jak ją od-
trąciłem, jak ona uciekła ze złości, gdy jej powiedziałem, że jej nigdy nie
pokocham, a żonę znajdę sobie sam. Po tym wszystkim przyszedł do
mnie po południu doktor Nimrod. Byłem pewny że ty go kochasz, że
chcesz za niego wyjść. Jak ja cierpiałem myśląc, że wkrótce mnie
opuścisz! Ale nie mogłem cię zatrzymać Twoje szczęście było dla mnie
ważniejsze niż moje i dlatego obiecałem Nimrodowi, że porozmawiam
z tobą i wstawię się za nim. Nie widziałaś, z jakim trudem ci o tym
mówiłem, a potem jak ucieszyłem się, gdy oświadczyłaś, że nie kochasz
Georga? Nie mogłem uwierzyć, że pokochałaś starego fyujka bardziej
niż kogokolwiek. Nie wierzyłem, że wolałaś umrzeć niż rozstać się ze
mną. A ja kocham cię już od dawna, Urszulko! Serce by mi pękło,
gdybyś odeszła ode mnie na zawsze! Ale odzyskałem ci$ w momencie,
gdy stałaś już na progu wieczności. Jesteśjuż moja na zawrze, misiaczku,
i nie oddam cię nikomu. Chcesz zostać moją żoną, Urszulko? Bardzo cię
kocham, tak bardzo, że poświęciłbym moje szczęście/ byleby tylko
uczynić ciebie szczęśliwą. Ile bólu mnie to kosztował^, ile cierpień!
255

l\


Chciałem cię mieć tylko dla siebie, ożenić się z tobą, ,ale nie śmiałem cJ
o tym mówić, gdyż cały czas pamiętałem, że jestem o prawie dwadzieścia
lat starszy. Powiedz, Urszulko, naprawdę kochasz mnie na tyle, żeby
zostać moją żoną?
Przytulił ją tak mocno, jakby nie zamierzał nigdy wypuścić jej z rąk.
Słuchała jego słów jak przez sen, czuła mocne bicie jego serca, ciepło
dłoni, którymi tulił ją do siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy i z tych
spojrzeń jasno wynikało, że się kochają.
Urszula nie była w stanie wymówić słowa. Objęła głowę Tom-
my'ego, a na jej bladej twarzy pojawił się różowy rumieniec. Wyglądała
pięknie. Wskutek cierpienia wyraźnie wydoroślała. Była już młodą
kobietą, śliczną, rozpromienioną szczęściem.
Po chwili odezwała się:
Tommy! Bez ciebie nie potrafiłabym żyć. Musiałabym umrzeć.
Trzymaj mnie mocno, bo znowu zemdleję... ze szczęścia...
Osunęła się bezwładnie na poduszki. Przestraszył się.
Urszulko! Kochana!
Uśmiechnęła się nie otwierając oczu. Przypominała matkę jak nigdy
dotąd.
Mój Tommy! Mój ukochany! szepnęła i objęła go za szyję.
Odwrócił się i pocałował ją w usta. x
Oboje czuli, jak odpływa z nich cierpienie, jak zapominają o smutku.
Trzymali się w objęciach, jakby nigdy nie zamierzali się rozłączyć,
patrzyli sobie w oczy bez słów i całowali znowu. Tommy przypomniał
sobie nagle, że przecież ona jest chora. Delikatnie położył ją na
poduszkach.
Niestety, mój skarbie westchnął, patrząc na nią jak urzeczony
twoje zdrowie jest najważniejsze. Musisz wyzdrowieć, ale ja nie
mogłem czekać. Chciałem zdjąć ci z serca największe zmartwienie
i dlatego... ,
Przerwała mu z uśmiechem:
Ale ja już jestem zdrowa, Tommy! Zaraz wstanę.
O nie! Bez pozwolenia lekarza nie da rady rzekł przyciskając ją
do poduszki.
Zostaniesz ze mną, prawda?
Myślisz, misiaczku, że pozwoliłbym się komuś stąd przepędzić?

Przysunął sobie fotel i rozsiadł się wygodnie. Popatrzyła na niego
nieco zaniepokojona.
Tommy? Czy ktoś wie, że... że zrobiłam głupstwo?
Pocałował ją w rękę i pogłaskał po głowie.
Nikt prócz mnie i ciotki Grety. Nie myśl już o tym, proszę.
Widocznie Pan Bóg tak chciał i dał mi ciebie na sto lat. Co ja mówię? Na
zawsze, misiaczku!
Nie mógł się powstrzymać, żeby jej znowu nie pocałować.
Po chwili Urszula rzekła cicho:
Mama przyszła do mnie, gdy... ja chciałam... to zrobić. Widzia-
łam ją wyraźnie w świetle księżyca. Szła do mnie z drugiego brzegu,
jakby chciała mnie powstrzymać.
Twoja mama! Boże, jaka ty jesteś do niej teraz podobna!
Nie mogę uwierzyć, Tommy, że mnie kochasz i jesteś już tylko
mój. Musiałeś ostro potraktować Georginę?
Wzruszył ramionami. -
Spokojne argumenty do niej nie docierały.
Żal mi jej teraz trochę, choć... prawie ją znienawidziłam za to, że,
jak myślałam, ty ją kochasz.
No widzisz! A ja, stary wujek Tommy, zakochałem się w mło-
dziutkiej Urszuli.
Wcale nie jesteś stary! Wyglądasz młodziej od tych gogusiów,
którzy zasypywali mnie mdłymi komplementami i udawali znudzonych
życiem. Pewnie i są znudzeni, za to ty aż kipisz energią i młodością.
Pocałowali się znowu i pewnie nieprędko by przestali, gdyby nie
weszła ciotka Greta.
No, dzieci, koniec na dzisiaj! Ktoś tu, zdaje się, jest chory, musi
najpierw coś zjeść, a potem spać i jeszcze raz spać, jeżeli chce
wyzdrowieć. Kto to widział, żeby nowa pani domu zaczynała rządy
w Langenfurcie od leżenia w łóżku?
Cioteczko, ty jeszcze nie wiesz szepnęła Urszula.
Czego, skarbie?
Jaka jestem szczęśliwa! Wszystko złe minęło jak upiorny sen!
Przecież ci mówiłam, że jak się zbudzisz, to szybko zapomnisz
koszmarne sny.

256
257
17 Jasnowłosa


Urszula szybko wyleczyła się z depresji. Była znów radosna, wesoła,
i wprost tryskała szczęściem. Dla obojga zakochanych nastały piękne.'
dni. Odrabiali stracony czas i okazywali sobie nawzajem uczucia, które
jeszcze niedawno skrzętnie ukrywali na dnie swoich serc. Teraz po-
zwalali im rozwinąć skrzydła przy każdej okazji.
Termin ślubu wyznaczono na październik. Tommy oświadczył
stanowczo, że już jest za stary, żeby zwlekać z weselem w nie-
skończoność.
Ciężkie chwile przeżył natomiast doktor Nimrod, gdy Tommy
oznajmił mu, że Urszula nie może przyjąć jego oświadczyn. Wyznał mu
jednak otwarcie, że dzięki niemu on właśnie utorował sobie drogę do
szczęścia.
Byłem przekonany, że Urszula kocha pana i bardzo panu
zazdrościłem. Mimo to obiecałem, że wstawię się u niej za panem, gdyż
jej szczęście było dla mnie ważniejsze od mojego. Niech pan nie ma nam
za złe, panie doktorze. Mam nadzieję, że szybko pogodzi się pan
z odmową i nie pozazdrości mi szczęścia, do którego dochodziłem z tak
wielkim trudem.
Nimrod zbladł i zacisnął szczęki.-. Po chwili jednak wyciągnął do|
Tommy'ego rękę i rzekł:
Nie dam się panu zawstydzić, panie Rienasch, i też ustąpię, gdy
chodzi o szczęście panny Urszuli. Przychodzi mi to z wielkim trudem,
proszę wierzyć, ale muszę pogodzić się z rzeczywistością. Mam nadzieję,
że pan mnie zrozumie, jeżeli przez pewien czas nie będę przychodzić do
Langenfurtu.
Oczywiście, panie doktorze. Potem jednak mam nadzieję
znów się zobaczymy. Ani ja, ani moja narzeczona nie chcielibyśmy
stracić w panu przyjaciela. Oboje życzymy panu z całego serca, żeby
szybko znalazł swoje szczęście, bo pan na nie zasługuje.
Uścisnęli sobie serdecznfe dłonie, a Nimrod wyszedł nie spotkawszy
się z Urszulą.
Kilka dni później Tommy rozmawiał z radcą Donaldem i do-
wiedział się, że jego córka wyjechała znowu w podróż dookoła
świata.
Niespokojny duch z tej Georginy. Oboje z żoną nie potrafiliśmy
zatrzymać jej w domu. Ta dzisiejsza młodzież! westchnął starszy pan,
255

nie wiedząc, że przyczyną wyjazdu córki były niewątpliwie nieporozu-
mienia z Tommym.
Dopiero dwa lata później dotarła wiadomość od Georginy, i to
przekazana przez nią Tommy'emu osobiście. Dostał od niej list:
Wielce Szanowny Panie Rienasch!
Proszę wybaczyć i zapomnieć, że pewnego dnia straciłam panowanie
nad sobą, czego jeszcze do dziś się wstydzę, i na siłę chciałam zdobyć coś
dla mnie nieosiągalnego. Jak bardzo była to rzecz niemożliwa do zdobycia,
przekonałam się, dopiero gdy rodzice zawiadomili mnie o Pańskim ślubie
z panną Urszulą.
Teraz mogę już przekazać Panu życzenia szczęścia, choć przyznam
otwarcie, że przez długi czas żywiłam tylko nienawiść. Poniekąd była ona
skierowana do mnie samej, gdyż to ja siebie upokorzyłam, a nie Pan mnie.
Przy okazji chcę Pana zawiadomić, że odnalazłam wreszcie szczęście,
którego tak bardzo pragnęłam. Znalazłam mężczyznę, który pokochał
mnie sądząc, że jestem tylko ubogą stenotypistką. Zgłosiłam się w tym
charakterze do pracy. Chciałam zerwać z przeszłością bogatej panienki
z bogatego domu, a także sprawdzić, co jestem warta jako kobieta.
Spośród wszystkich znajomych z mojej dawnej sfery Pan jeden nie
przywiązywał wagi do bogactwa i pewnie dlatego zawzięlam się, żeby za
Pana wyjść.
Wyruszyłam w świat z mocnym postanowieniem ukrycia, kim jestem.
I spotkałam w Kalifornii mężczyznę, który pokochał mnie, choć byłam
tylko zarabiającą na liche utrzymanie maszynistką. Wyznalam mu potem
cala prawdę, a on kocha mnie nadal. Może Pan sobie wyobrazić, jaka
jestem szczęśliwa?
Będziemy mieszkać z mężem w Kalifornii. Od czasu do czasu
przyjedziemy do Niemiec odwiedzić moich rodziców, ale nie chciałabym
się z Panem spotkać, bo jest pan jedynym człowiekiem, przed którym ze
wstydu musiałabym spuścić oczy.
Życzę Panu szczęścia i proszę, żeby bez urazy życzył go Pan także
mnie. '
Georgina Donald-Sarrow
259

Tommy uśmiechnął się po przeczytaniu tego listu i podał go Urszuli j
gdy oboje siedzieli na tarasie w pałacu w Langenfurcie.
Urszula westchnęła wkładając kartkę z powrotem do koperty.
Chwała Bogu, Tommy! Mam wrażenie, jakby zniknął ostatni!
cień na naszym szczęściu. Wspominałam czasami Georgine i mirnol
wszystko było mi jej żal.
Tommy wstał i objął żonę.
Czemu ty się wszystkim przejmujesz, misiaczku? Dla wszystkich j
musisz być taka dobra?
Przytuliła się i popatrzyła swoimi szarymi oczyma, w których aż j
lśniło prawdziwe szczęście.
Ty chyba też się cieszysz, Tommy, że jej się poszczęściło?
Tak, skarbie. Ja życzę dobrze wszystkim ludziom, więc także
Georginie. Jeżeli jest się samemu u szczytu szczęścia, to czemu
zazdrościć go innym?
Przytuliła swój policzek do jego twarzy.
To ty jesteś szczęśliwy, Tommy? przekomarzała się.
Zamiast odpowiedzieć, spojrzał jej głęboko w oczy i pocałował czule.
W tym momencie ciotka Greta weszła na taras. W ciągu ostatnich
dwóch lat starsza pani wcale się nie postarzała, ba, wyglądała' nawet
młodziej!
Masz ci los! Ile razy wejdę niespodziewanie, ci się całują! Zróbcie
sobie przerwę na chwilę, bo idą goście. Doktor Nimrod ze swoją śliczną
żoną wrócili z podróży poślubnej i chcieliby z wami się przywitać.
Następna dobra wiadomość, cioteczko. Tak się cieszę, że nasz
przyjaciel doktor Nimrod już wrócił. Chodź, Tommy, wyjdziemy im
naprzeciw.
Zaraz, kochanie! Zapomniałaś mnie pocałować!
Uśmiechnęła się. Wspięła się na palcach i pocałowała go w usta.
Potem oboje poszli do salonu, gdzie-yzekali ich goście.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Serce nie sluga
Courths Mahler Przez cierpienie do szczescia
Courths Mahler
Courths Mahler Banitka
Courths Mahler Trzy milosci Martiny
Courths Mahler Pierwsza milosc Eryki
Courths Mahler Tajemnica Marleny
Courths Mahler Zachowaj w sercu
Courths Skowronek
Mahler, Alma 1 Die Stille Stadt głos i orkiestra smyczkowa [partytura i głosy]
O Shea Muzyka i medycyna MAHLER
Sandemo Margit Opowieści 07 Jasnowłosa
Courths Perly
song76 Milano Jasnowłosa text tab

więcej podobnych podstron