P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 3,4,5]


John najpierw wbił we mnie świdrujący wzrok, ale jego
uwagę zakłócił mój Znak. Skrzywił się z niesmakiem.
- Odejdz precz, szatanie! - - zawołał kaznodziejskim
tonem.
Westchnęłam.
- Tonie szatan, to ja.
- Nie pora na ironię, Zoey  zwróciła mi uwagę matka.
ROZDZIAA TRZECI
- Zostaw to mnie.  Ojciach poklepał ją protekcjonal-
nie po ramieniu, po czym zwrócił się do mnie:  Ostrzega-
łem cię, \e twoje złe zachowanie przyniesie opłakane skutki.
Nawet nie jestem zdziwiony, \e stało się to tak szybko.
Potrząsnęłam głową. Spodziewałam się takiej reakcji.
John Heffer, mój ojciach, robi wra\enie faceta całkiem
Naprawdę. A jednak była dla mnie szokiem. Powszechnie
w porządku, nawet normalnego. (Tak, to jego prawdziwe na-
przecie\ wiadomo, \e nikt nie mo\e sam wywołać u siebie
zwisko, niestety równie\ mojej mamy, teraz ona to pani
Przemiany. Całe to gadanie o tym, \e jak cię ugryzie wampir,
Heffer, dacie wiarę?). Kiedy zaczął się spotykać z moją
umrzesz, po czym staniesz się sam wampirem, mo\na mię-
mamą, słyszałam nawet, jak mówią o nim, \e jest
dzy bajki wło\yć. Od lat naukowcy starają się dociec, co po-
 przystojny", a nawet  uroczy". Tak było na początku. Teraz
woduje cały ciąg fizycznych zdarzeń wiodących do
oczywiście Mama ma nowe przyjaciółki, takie, które
zdaniem pana Przystojnego i Uroczego są bardziej wampiryzmu, mając nadzieję, \e jeśli to odkryją, wówczas
odpowiednim dla niej towarzystwem ni\ wesołe niezamę\ne opracują metody leczenia tego zjawiska jak choroby lub
pańcie, z którymi do tej pory się zadawała. przynajmniej wynajdą rodzaj szczepionki ochronnej. Jak
dotąd, bezskutecznie. Tymczasem John Heffer, mój ojciach,
Nigdy go nie lubiłam. Naprawdę. Nie mówię tak dlatego,
nagle odkrył, \e złe zachowanie nastolatki  zwłaszcza
\e teraz go nie cierpię. Od pierwszego dnia widziałam w nim
tylko fałsz. On udaje miłego faceta. Udaje dobrego mę\a. Tak moje złe zachowanie, takie jak kłamstwa od czasu do czasu,
samo udaje dobrego ojca. przemądrzałe uwagi czy złośliwe komentarze, szczególnie te
Wygląda jak ka\dy przeciętny facet mający dzieci w na- skierowane przeciwko rodzicom, do tego na poły niewinne
szym wieku. Ma ciemne włosy, cienkie patykowate nogi wzdychanie do Ashtona Kutchera (niestety on woli starsze
i rysujący się brzuszek. Jego oczy są odzwierciedleniem jego panie)  sprowadziły na mnie tę fizyczną przypadłość.
duszy: wyblakłe, zimne, o brudnym kolorze. Cholera! Kto by pomyślał?
Gdy weszłam do salonu, stał ju\ przy kanapie. Mama sie- - Nie ja byłam tego przyczyną udało mi się wreszcie
działa skulona w jednym rogu, trzymając go kurczowo za wtrącić.  Ja tego nie zrobiłam, to mnie dotknęło. Ka\dy
rękę. Miała zaczerwienione i załzawione oczy. Pysznie. Gra naukowiec to przyzna.
się rozpoczęła. Zamierzała odgrywać zranioną
- Naukowcy nie wiedzą wszystkiego. Nie są wysłanni-
rozhisteryzowaną matkę. Jest dobra w tej roli.
kami Boga.
\e nie była to najlepsza pora, by omawiać jego oczywisty
Wlepiłam w niego oczy. Był starszym zgromadzenia Lu-
dzi Wiary, bardzo dumnym z tej funkcji. Między innymi to brak gustu.
właśnie przyciągało do niego Mamę i z logicznego punktu
- John, kochanie, co my z nią zrobimy? Co powiedzą są
widzenia da się to zrozumieć. Starszym mo\e być człowiek,
siedzi?  Jej twarz pobladła jeszcze bardziej, chlipnęła cichut-
który coś osiągnął. Ma odpowiednią pracę. Aadny dom. Ide-
ko.  Co powiedzą ludzie na niedzielnym zgromadzeniu?
alną rodzinę. Oczekuje się od niego słusznych decyzji i pra-
Ju\ otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale John zmru-
widłowych wyborów. Oficjalnie mógł uchodzić za idealnego
\ył oczy i wtrącił swoje, zanim zdą\yłam się odezwać.
kandydata na mę\a i ojca. Niestety, dokumenty i świadec-
- Zrobimy to, co ka\da porządna rodzina powinna zro-
twa to nie wszystko. I oto zamierza teraz rozgrywać kartę
bić w takiej sytuacji. Zostawimy sprawę w rękach Boga.
starszego i frymarczyć Bogiem. Gotowa jestem zało\yć się
Czy\by chcieli mnie posłać do zakonu? Niestety musia-
o swoje bajeranckie czółenka od Steve'a Maddena, \e w rów-
łam walczyć z kaszlem, tak \e oni mówili dalej.
nym stopniu zirytowało to Boga, jak mnie wkurzyło.
- Zadzwonimy tak\e po doktora Ashera. On będzie
Spróbowałam raz jeszcze.
wiedział, jak pomóc w tej sytuacji.
- Uczyliśmy się o tym na biologii. Reakcja taka zacho- Cudownie. Wspaniale. Zadzwonią po rodzinnego
dzi w organizmach niektórych nastolatków, gdy podnosi się psychora, człowieka całkiem pozbawionego wyobrazni. Ju\
poziom hormonów... - - Urwałam zadowolona z siebie, \e lepiej nie mo\na było.
udało mi się coś zapamiętać z ubiegłego semestru.  U nie - Linda, zadzwoń do doktora Ashera na jego numer do
których ludzi hormony wyzwalają coś w rodzaju...  Przez nagłych wypadków. Myślę te\, \e dobrze byłoby uruchomić
chwilę nie mogłam sobie przypomnieć, ale zaraz wróciła mi telefoniczne drzewo modlitewne. Załatw, \eby cała starszy
pamięć.  Coś w rodzaju łańcucha DNA, który zapocząt- zna wiedziała, \e ma się u nas zebrać.
kowuje całą Przemianę.  Uśmiechnęłam się, niekoniecznie Mama kiwnęła głową i podniosła się, by wykonać polece-
do Johna, ale dumna z tego, \e zdołałam przypomnieć so- nie, ale moje słowa osadziły ją na miejscu.
bie szczegóły, o których uczyliśmy się wiele miesięcy temu. - Co?! To jedyną waszą reakcją jest zawołać dokto-
Zaraz jednak spostrzegłam, \e uśmiechając się, popełniłam ra, który nie ma pojęcia o nastolatkach, i zwołać tutaj tych
błąd, poznałam to po zaciśnięciu jego szczęk. sztywniaków ze starszyzny? Oni nawet nie będą próbowali
- Wiedza boska jest większa, ni\ nauka mo\e ogarnąć, niczego zrozumieć. Nie. Dajcie z tym spokój. Wyje\d\am.
bluznisz, młoda damo, twierdząc coś przeciwnego. Dziś wieczorem opuszczam dom. -- Następny atak kaszlu
- Nigdy nie mówiłam, \e uczeni są mądrzejsi od Boga! przyprawił mnie o ból w piersiach.  Widzicie? Będzie jesz
- krzyknęłam, podnosząc w górę ręce i usiłując opanować cze gorzej, jeśli nie pójdę do...  Zawahałam się. Dlaczego
atak kaszlu.  Po prostu staram się wytłumaczyć ci pewne tak trudno było mi wymówić to słowo: wampir? Bo brzmiało
rzeczy.
tak obco, tak ostatecznie, tak... fantastycznie, musiałam to
- Szesnastolatka nie będzie mi niczego wyjaśniała.
w końcu przyznać.  Muszę iść do Domu Nocy.
Miał na sobie koszmarne porty i okropną koszulę. Jasne,
Mama skoczyła na równe nogi i przez chwilę wydawało
\e szesnastolatka powinna mu pewne rzeczy wyjaśnić, tyle
mi się, \e chce mnie ocalić. Ale John władczym gestem po-
ło\ył jej rękę na ramieniu. Spojrzała na niego, potem na mnie
- Nie, nie trzeba  powiedziałam, przytulając się do
i choć w jej oczach dostrzegłam jakiś \al, powiedziała jed-
niej na chwilę, marząc, by wszystko było jak przed trzema
nak tylko to, co John chciałby od niej usłyszeć.
laty, kiedy ona nale\ała do mnie i stała po mojej stronie. Po
- Zoey, domyślam się, \e nikomu nie będzie przeszka-
chwili cię\ko westchnęłam i powtórzyłam:  Wszystko bę-
dzało, jeśli spędzisz jeszcze tę noc w domu?
dzie dobrze.
- Oczywiście, \e nie  odpowiedział John.  Jestem
Popatrzyła na mnie i skinęła głową, jedynie wzrokiem
tego pewny. Doktor Asher przyjdzie tu z wizytą domową.
wyra\ając \al, bo pozostał jej tylko ten sposób wyra\ania
Przy nim nic złego jej się nie stanie.  Poklepał ją po łopat-
uczuć.
ce gestem w zamierzeniu troskliwym, ale w rzeczywistości
Odwróciłam się od niej i zaczęłam iść w stronę swojego
wyglądało to obleśnie.
pokoju. Wtedy ojciach powiedział do moich pleców:
Przeniosłam wzrok z niego na Mamę. Nie pozwolą mi dziś
- Bądz tak miła i znajdz trochę pudru albo czegoś inne
odejść. Mo\e nawet nigdy, a w ka\dym razie póki nie naszpi-
go, czym mogłabyś jakoś zakryć to, co masz na czole.
kują mnie lekarstwami. Nagle zrozumiałam, \e nie chodzi
Nawet się nie zatrzymałam.
tu o Znak ani o to, \e moje \ycie ulegnie radykalnej zmianie
Zapamiętam to sobie, postanowiłam. Zapamiętam, jak
ale o kontrolę. Pozwalając mi odejść, w pewnym sensie prze-
okropnie się przez nich czułam. Jeśli więc będę się bała albo
grają. Jeśli chodzi o Mamę, wydawało mi się, \e boi się mnie
czuła samotna, cokolwiek się ze mną stanie, będę pamiętać,
utracić, co nawet było mi miłe. Co do Johna zaś, to nie chciał
\e nie ma nic gorszego, jak zostać tutaj. Absolutnie nic.
stracić swojego cennego autorytetu i iluzji, \e stanowimy ide-
alną rodzinkę. Tak jak Mama mówiła:  Co ludzie powiedzą,
co powiedzą na niedzielnym zgromadzeniu?"  John chciał
zachować te pozory, nawet gdybym miała to przypłacić zdro-
wiem, jeśli w porę nie znajdę się w Domu Nocy.
Tylko \e ja nie chciałam zapłacić takiej ceny.
Chyba nadeszła pora, bym swoje sprawy wzięła we wła-
sne ręce (w dodatku wymanikiurowane).
- Dobra - - powiedziałam. - - Dzwońcie po doktora
Ashera. Uruchomcie modlitewne drzewo. Ale nie będziecie
mieli nic przeciwko temu, \e poło\ę się na chwilę, zanim
wszyscy się zbiorą? - - Zakaszlałam dla lepszego wra\e-
nia.
- Oczywiście, \e nie, kochanie  odpowiedziała Mama
z widoczną ulgą.  Chwila odpoczynku dobrze ci zrobi. -
Uwolniła się od władczego uścisku Johna. Uśmiechnęła się
i objęła mnie.  Chcesz, \ebym ci przyniosła NyQuil?
Nie ma mowy, bym się układała z ojciachem czy jego
parafią. Ju\ sarna ta sesja modlitewna była wystarczająco
przykrym doświadczeniem, a czekało mnie nie mniej przy-
kre spotkanie z doktorem Asherem. Będzie zadawał mnós-
two pytań, na przykład: co czuję w ró\nych sytuacjach. Po-
tem będzie zasuwał głodne kawałki o gniewie nastolatków
i o tym, \e tylko ode mnie zale\y, w jakim stopniu ten gniew
ROZDZIAA CZWARTY
wpłynie na moje dalsze \ycie. A poniewa\ sesja została zwo-
łana w trybie pilnym, będę musiała narysować siebie jako
dziecko, które we mnie tkwi, albo coś w tym rodzaju. Muszę
się stąd zabierać.
Dobrze, \e zawsze uchodziłam za  złe dziecko", bo zdą-
\yłam się ju\ przygotować na podobne sytuacje. Mo\e nieko-
Siedziałam na łó\ku i słuchałam, jak mama telefonuje po
niecznie na ucieczkę z domu i przystanie do wampirów, nie
doktora, a zaraz potem do członków wspólnoty modlitewnej.
trzymałam te\ zapasowych kluczyków do samochodu pod
W ciągu najbli\szych trzydziestu minut do naszego domu
doniczką na zewnętrznym parapecie, by w razie czego mieć
zaczęły się schodzić grube baby i ich mę\owie o świdrują-
łatwy dostęp do auta, raczej nie wyobra\ałam sobie niczego
cych oczkach i wyglądzie pedofili. Zostałam poproszona do
więcej poza wymknięciem się do domu Kayli. Albo, gdybym
salonu. Mój Znak przedstawiał dla nich powa\ny problem, bo
zamierzała być naprawdę niegrzeczną dziewczynką, poszła-
smarowali mnie jakimiś maściami, które na pewno zatykały
bym z Heathem do parku i tam byśmy się migdalili. No, ale
pory, zanim zdecydowali się mnie dotknąć i zacząć pacierze.
Heath zaczął popijać, a ja zaczęłam się zmieniać w wampira.
Prosili Boga, by sprawił, \ebym nie była taką okropną dziew-
śycie czasami jest pełne niespodzianek. i Złapałam
czyną i nie sprawiała dłu\ej kłopotów swoim rodzicom. Przy
plecak, otworzyłam okno, podniosłam roletę bez
okazji \eby zniknął z czoła mój Znak.
najmniejszych wyrzutów sumienia, co bardziej świadczyło
Gdyby\ to było takie proste! Z pewnością uło\yłabym się
o mojej grzesznej naturze ni\ o nudnych kazaniach
z Bogiem i obiecała, \e będę grzeczna, byleby nie zmieniał
ojciacha. Zało\yłam okulary przeciwsłoneczne i wyjrzałam
mi szkoły. Zgoda, mógłby wycofać ten sprawdzian z geo-
na zewnątrz. Było mniej więcej wpół do piątej, jeszcze się
metrii, ale przecie\ nie prosiłam Go o to, by zmienił mnie
nie ściemniało, więc tylko płot chronił mnie przed
w upiora. Najgorsze było to, \e muszę zmienić szkołę. Za-
wścibskimi spojrzeniami sąsiadów. Na tę stronę wychodził
cząć gdzieś nowe \ycie, wśród samych nieznajomych, gdzie
jeszcze tylko pokój mojej siostry, ale ona zapewne ciągle
będę nowa i obca. Zacisnęłam powieki, aby się nie rozpłakać.
była na zajęciach cheerleaderek. (Chyba nadszedł ju\ czas,
Szkoła była jedynym miejscem, gdzie dobrze się czułam, ko-
by mi kaktus zaczął wyrastać na dłoni, poniewa\ byłam
le\anki i koledzy zastępowali mi rodzinę. Zacisnęłam mocno
teraz zadowolona, \e jak twierdzi moja siostra, świat się
pięści i zacięłam usta, by nie płakać. Trzeba robić po jednym
kręci wokół cheerleaderstwa). Najpierw wyrzuciłam plecak,
kroku, powoli. Od tego zacznę.
a potem
powoli zsunęłam się z okna, uwa\ając, by nawet nie sapnąć
W przeciwieństwie do drogi ze szkoły półtoragodzinna
w momencie lądowania na trawie. Trwałam bez ruchu przez
jazda na farmę Babci Redbird ciągnęła się w nieskończo-
dłu\szy czas, tłumiąc kaszel rękawem. Następnie schyliłam
ność. Kiedy w końcu zjechałam z dwupasmowej autostrady
się, by podnieść doniczkę z lawendą, którą dała mi Babcia
na bitą drogę prowadzącą do domu Babci, całe ciało miałam
Redbird, i namacałam wśród zdzbeł trawy twardy metalowy
bardziej obolałe ni\ wtedy, gdy nowa nauczycielka gim-
przedmiot  klucz.
nastyki kazała nam biegać z obcią\eniem, podczas gdy ona
Furtka nawet nie zaskrzypiała, kiedy ją otwierałam, by
trzaskała z bicza i rechotała. No, mo\e z tym biczem to prze-
wymknąć się ostro\nie niczym jeden z Aniołków Charlie-
sada, ale zawsze. Mięśnie bolały mnie jak diabli. Dochodziła
go. Mój garbusek stał tam, gdzie powinien, przed trzecimi
szósta, słońce chyliło się ku zachodowi, a mimo to oczy
drzwiami naszego trzystanowiskowego gara\u. Ojciach nie
nadal mnie piekły. Nawet zachodzące słońce wywoływało
pozwalał mi wprowadzać go do gara\u, poniewa\ jego zda-
u mnie reakcję uczuleniową. Cieszyłam się, \e to ju\ koniec
niem bardziej zasługiwała na to miejsce kosiarka. (Jak mo\e
pazdziernika i \e mogę wreszcie wło\yć swoją ulubioną bluzę
być wa\niejsza od leciwego vw? Przecie\ nie ma w tym ani
z kapturem (oczywiście taką, w jakiej je\d\ą w Vegas, ze
odrobiny sensu. O rany, mówię jak chłopak. A od kiedy to
Star Trek, następne pokolenia; muszę przyznać, \e mam ho-
rocznik samochodu stał się dla mnie wa\ny? Faktycznie za-
pla na tym punkcie), która niemal dokładnie zakrywa mnie
czynam się zmieniać). Rozejrzałam się we wszystkie stro-
całą. Zanim wysiadłam z garbusa, sięgnęłam jeszcze na tylne
ny. Podbiegłam do samochodziku, wskoczyłam do środka,
siedzenie po szeroki kapelusz, który wcisnęłam na głowę, by
wrzuciłam na luz i wdzięczna losowi, \e nasz podjazd jest
chronić się przed resztką słońca.
stromy, patrzyłam, jak garbusik zsuwa się bezszelestnie na
Dom Babci stał pomiędzy dwoma polami lawendy, za-
ulicę. Stamtąd droga wiodła na wschód, jak najdalej od dziel-
cieniony wielkimi starymi dębami. Zbudowany w 1942 roku
nicy du\ych, drogich domów.
z miejscowego kamienia, miał wygodny ganek i wyjątkowo
Nawet nie spojrzałam w lusterko wsteczne.
wielkie okna. Uwielbiałam ten dom. Ju\ gdy stąpałam po
Wyłączyłam komórkę, bo nie miałam ochoty z nikim roz-
drewnianych schodkach wiodących na ganek, od razu czu-
mawiać.
łam się lepiej, bezpieczniej. Zauwa\yłam przypiętą do drzwi
No, mo\e z jednym wyjątkiem. Istniała jedna osoba,
kartkę, na której widniało równe, kształtne pismo Babci:
z którą bardzo chciałabym porozmawiać. Tylko ona, tego by-
 Wyszłam na skarpę, zbieram polne kwiaty".
łam pewna, patrząc na mój Znak, nie myślałaby o mnie jako
Dotknęłam arkusika, który pachniał lawendą. Zawsze
o upiorze, nienormalnej albo bardzo złej dziewczynie.
wiedziała, kiedy miałam do niej przyjść. Kiedy byłam dziec-
Garbus, jakby czytając w moich myślach, skręcił sam
kiem, uwa\ałam, \e to dziwne, ale gdy stałam się starsza,
w stronę autostrady wiodącej do Muskogee Turnpike, gdzie
podobała mi się ta jej niezwykła zdolność. Zawsze, w ka\-
znajdowało się najcudowniejsze miejsce na świecie  lawen-
dej sytuacji, mogłam na nią liczyć, tego byłam pewna. Przez
dowa farma Babci Redbird.
kilka strasznych miesięcy po ślubie mamy z Johnem chyba-
bym umarła, gdybym nie mogła co niedzielę wymykać się do
domku Babci Redbird.
Przez chwilę zamierzałam wejść do środka (Babcia nig-
dy nie zamykała drzwi na klucz) i tam na nią zaczekać, ale
chciałam jak najszybciej się z nią zobaczyć, \eby mnie uści-
skała i powiedziała to, co Mama powinna była powiedzieć:
 Nie bój się... wszystko będzie dobrze... ju\ my dopilnujemy,
\eby wszystko się dobrze uło\yło". Zamiast więc wejść do
środka, ruszyłam ście\ką wydeptaną przez zwierzynę pło-
ROZDZIAA PITY
wą, wiodącą północnym skrajem poletka na łąkę. Po drodze
muskałam kwiaty końcami palców, tak \e wydzielały słodki
aromat, który mi towarzyszył, czcząc w ten sposób moje
przybycie.
Wydawało mi się, \e nie byłam tu od lat, mimo i\ od mo-
Ście\ka wiodąca w górę zbocza zawsze była stroma, cho-
jej ostatniej bytności minęły ledwie cztery tygodnie. John
dziłam nią milion razy, z Babcią i sama, ale nigdy nie czu-
nie lubił Babci. Uwa\ał ją za nienormalną. Kiedyś nawet
łam się tak jak teraz. Nie tylko kaszlałam, nie tylko bolały
usłyszałam, jak mówił do Mamy, \e Babcia jest czarownicą
mnie mięśnie, ale na domiar złego kręciło mi się w głowie,
i pójdzie do piekła. Co za dupek.
a w brzuchu tak burczało, \e przypomniałam sobie Meg Ryan
Nagle uderzyła mnie pewna myśl, tak \e nawet się zatrzy-
z Francuskiego pocałunku po tym, jak nie tolerując laktozy,
małam. Moi rodzice ju\ nie sprawują nade mną kontroli. Nie
najadła się sera. (Kevin Kline jest naprawdę fajny w tym fil-
będę ju\ z nimi mieszkała. Nigdy. John ju\ nie będzie mi
mie, chocia\ wcale nie młody).
mówił, co mam robić.
No i ciekło mi z nosa. Nie \ebym od czasu do czasu była
To dopiero!
pociągająca. Bez przerwy smarkałam w rękawy bluzy, mu-
Tak mnie to zadziwiło, \e dostałam następnego ataku siałam oddychać przez usta, co sprawiało, \e kaszlałam coraz
kaszlu, objęłam się ramionami, jakby w obawie, \e mogła- bardziej, do tego strasznie bolało mnie w piersiach. Starałam
bym się rozpaść. Babcia była mi pilnie potrzebna. się przypomnieć sobie, jakie były oficjalne przyczyny śmier-
ci tych dzieci, które nie zdołały przejść procesu Przemiany
w wampiry. Czy dostawały ataku serca? A mo\e zakaszlały
się i zasmarkały na śmierć?
Muszę przestać o tym myśleć!
Muszę te\ odszukać Babcię Redbird. Nawet jeśli nie bę-
dzie miała gotowej odpowiedzi, to się dowie. Babcia rozu-
mie ludzi. A to dlatego, \e nie zerwała ze swoim indiańskim
pochodzeniem i pielęgnuje wiedzę przekazywaną od poko-
leń przez Mędrczynie z jej plemienia. Ma to we krwi. Nawet
teraz uśmiechnęłam się na myśl, jak Babcia zasępia się na
- Babciu, ja się boję...  poskar\yłam się, miotana nie-
samą wzmiankę o ojciachu (jest jedyną dorosłą osobą, która
ustannie atakami kaszlu.
wie, \e tak go nazywam). Babcia Redbird powiedziała, \e
Nie ma powodu bać się duchów tej ziemi, ptaszyno.
oczywiście krew Mędrczyń płynie równie\ w \yłach jej
- Babcia? - - Czy\bym słyszała jej głos nazywający
córki, ale tylko po to, by mnie przekazała dodatkową porcję
mnie ptaszyną czy były to tylko omamy słuchowe i echo
starodawnej magii Czirokezów.
moich wspomnień? - - Babciu! - - zawołałam ponownie
Nie zliczę ju\, ile razy pokonywałam z nią tę stromą
i wstrzymałam oddech, nasłuchując odpowiedzi.
ście\kę jako mała dziewczynka uczepiona jej ręki. Na po-
Ale słychać było tylko szum wiatru.
rośniętej wysoką trawą łące rozkładałyśmy kolorowy koc
U-no-le... To słowo w dialekcie Czirokezów oznaczające
i siedząc na nim, jadłyśmy drugie śniadanie, a Babcia opo-
wiatr błąkało się w mojej pamięci jak zapomniany sen.
wiadała mi historie Czirokezów i uczyła mnie niektórych ta-
Wiatr? Zarazi Przecie\ przed sekundą nie było \adnego
jemniczo brzmiących słów z ich języka. Kiedy tak wspinałam
wiatru, a teraz musiałam przytrzymywać ręką kapelusz, by
się mozolnie krętą ście\ką, historie te przebiegały mi przez
mi nie spadł z głowy, drugą natomiast odgarnąć włosy, które
głowę jak dym z rytualnego ogniska. Na przykład opowieść
zasłaniały mi twarz. W tym wietrze usłyszałam echo wielu
o tym, jak powstały gwiazdy, kiedy to pies został złapany
głosów Czirokezów skandujących w rytm rytualnego bęb-
na gorącym uczynku, gdy ściągnął kukurydzę i został za to
nienia. Przez zasłonę włosów i łez dostrzegłam dymy. Orze-
wychłostany. Gdy skowycząc, uciekał na północ, magiczna
chowy, słodkawy zapach drewna pinon wdarł mi się do ust,
karma rozsypała się na drodze jego ucieczki, tworząc Drogę
poczułam smak obozowych ognisk palonych przez moich
Mleczną. Albo o tym, jak Wielki Myszołów swoimi skrzy-
przodków. Zabrakło mi tchu.
dłami stworzył góry i doliny. Czy moja ulubiona opowieść
Poczułam ich obecność. Niemal widoczne duchy, emanu-
o młodej kobiecie słońce, która mieszkała na wschodzie, i ojej
jące lekki szum jak rozpalony asfalt w upalne dni, otaczały
bracie, księ\ycu, który mieszkał na zachodzie, oraz o
mnie ciasnym kołem. Ocierały się o mnie, muskały, przemy-
Redbird, która była córką słońca.
kając z gracją tanecznym krokiem wokół ogniska.
- Czy to nie dziwne? Ja te\ jestem Redbird, córka
Dołącz do nas, u-we-tsi-a-ge-ya... Dołącz do nas, córko...
słońca, i właśnie się zmieniam w upiora nocy  powiedzia-
Duchy Czirokezów... brak tchu... potyczka z rodzicami...
łam do siebie, ale dość słabym głosem, co mnie zdziwiło,
zwłaszcza \e głos mój odbijał się echem, jakbym mówiła do moje dawne \ycie uchodzi w przeszłość...
tuby. Zbyt wiele tego. Chciałam uciec. Zaczęłam biec.
Zrozumiałam, czego uczyli nas na lekcjach biologii o ad-
Przypomniałam te\ sobie, jak Babcia zabrała mnie na
naradę plemienną, wspomnienie to z lat dziecięcych o\yło renalinie, jak nas zalewa, dodając ognia do walki lub ucieczki
nagle w mojej pamięci, zabiło rytmem bębnów. Rozejrzałam nawet w takim stanie, w jakim się znajdowałam, gdy prawie
się, mru\ąc oczy od wątłego ju\ blasku zachodzącego słońca. nie mogłam oddychać, ale bardzo się starałam, jak tonący
Oczy mnie piekły, obraz został zniekształcony. Ju\ nie było pod wodą jeszcze chciałby złapać haust powietrza. Nadludz-
wiatru, tylko cienie drzew dziwnie się kołysały, wyciągały kim wysiłkiem woli pokonałam ostatni i najbardziej stromy
swoje długie odnogi w moją stronę. odcinek ście\ki, jakby mi dano siedmiomilowe buty.
Cię\ko dysząc, biegłam coraz wy\ej, potykałam się i za-
To niesamowite uczucie patrzeć na siebie jakby z ze-
taczałam na ście\ce, chcąc uwolnić się od duchów, które ota-
wnątrz. Nie bałam się jednak. A mo\e powinnam? Czy to
czały mnie ciasno jak kłęby mgły, ale zamiast zostawiać je
znaczyło, \e ju\ nie \yję? Mo\e teraz zobaczę wyrazniej du-
za sobą, zdawałam się wchodzić coraz głębiej w ich świat
chy Czirokezów. Ale i ta myśl nie przejęła mnie strachem.
pełen dymu i cieni. Czy\bym umierała? Czy tak wygląda
Czułam się raczej niczym bezstronny obserwator, jakby nic,
śmierć? Dlaczego ukazują mi się duchy? Gdzie jest światło?
na co patrzyłam, nie mogło się stać moim udziałem. (Pewnie
Ogarnięta paniką rzuciłam się do przodu, wyciągając przed
tak się czują niektóre dziewczyny, które śpią z ka\dym i my-
siebie ręce, jakbym chciała powstrzymać ogarniające mnie
ślą, \e nie zajdą w cią\ę ani nie złapią \adnej choroby wene-
przera\enie.
rycznej. Có\, za dziesięć lat oka\e się, jak to będzie).
Nie spostrzegłam wystającego korzenia, który pojawił się
Na razie podobał mi się niezwykły ogląd tego świata,
nagle na ście\ce. Usiłowałam jeszcze złapać równowagę, ale
nowy, błyszczący, chocia\ bardziej interesowało mnie wła-
zawiodły mnie wszystkie zmysły. Runęłam na ziemię. Po-
sne ciało. Podpłynęłam do niego bli\ej. Oddychałam, ale
czułam ostry ból w głowie, a zaraz potem pogrą\yłam się
mój oddech był urywany i płytki. To znaczy, moje ciało od-
w błogiej ciemności.
dychało, nie ja (och, u\ycie zaimków osobowych w tej sytu-
acji mo\e być dość mylące!). Nie wyglądałam (ona nie wy-
glądała) zbyt dobrze. Była(m) blada, usta miała(m) sine. No
Ocknęłam się z dziwnym uczuciem. Spodziewałam się,
proszę, biała cera, sine usta i czerwona krew  patriotyczne
\e będzie mnie bolało całe ciało, nie czułam jednak wcale
kolory!
bólu, po prostu było mi dobrze. A nawet jeszcze lepiej. Nie
Roześmiałam się, co mnie wprawiło w zdumienie. Zoba-
kaszlałam ju\, ręce i nogi miałam ciepłe i lekkie, jakbym po
czyłam, jak mój śmiech unosi się wokół mnie niczym obło-
zimnym dniu wyszła z gorącej, o\ywczej kąpieli.
czek nasion dmuchawca, tylko \e nie był biały, ale niebieski
Co się dzieje?
jak lukier na urodzinowym torcie. Coś takiego! Kto by po-
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam światło, które o dziwo,
myślał, \e uderzenie się w głowę i utrata przytomności mo\e
wcale mnie nie raziło. Nie było to palące światło słoneczne,
być takie zabawne? Chyba tak właśnie czuje się człowiek
raczej przefiltrowane, delikatne światło świec unoszące się
ogarnięty euforią.
nade mną. Usiadłam i spostrzegłam swoją pomyłkę. To nie
Dmuchawcowo-lukrowy śmiech przygasł i wtedy usły-
światło padało na mnie z wysokości, to ja się unosiłam ku
szałam połyskliwy, krystaliczny szum płynącej wody. Przy-
niemu.
sunęłam się bli\ej do swojego ciała i spostrzegłam, \e to co
Idę do nieba! To będzie szok dla pewnych osób.
początkowo brałam za rozpadlinę, było wąską szczeliną lo-
Spojrzałam w dół i zobaczyłam swoje ciało. Lub cokol-
dową. Szum płynącej wody dochodził właśnie z jej wnętrza.
wiek to było  rozciągnięte na skalnym urwisku. Nierucho-
Zaciekawiona zerknęłam w głąb i zobaczyłam mieniące się
me. Ze skaleczonego czoła płynęła mi krew. W regularnych
srebrzyście słowa wynurzające się z czeluści skały. Nadsta-
odstępach krople krwi padały w skalistą rozpadlinę, dociera-
wiłam ucha i usłyszałam cichy srebrzysty szept.
jąc do wnętrza ziemi.
Zoey Redbird... przyjdz do mnie...
- Babciu!  krzyknęłam w głąb rozpadliny. Moje sło-
wały się mienić pąsowymi i granatowymi refleksami niczym
wa były jasnopurpurowe, wypełniały przestrzeń wokół mnie.
skrzydła kruka. Gdy mówiła, jej usta formowały srebrzyste
- Czy to ty, Babciu?
słowa emanujące mocą.
Chodz do mnie...
Tsi-lu-gi U-we-tsi a-ge-hu-tsa. Witaj, córko. Zuch z cie-
Zmaterializowany w kolorze mój głos, srebrny i purpu-
bie.
rowy, zabarwił moje słowa na kolor kwitnącej lawendy. To
Mówiła w języku Czirokezów, ale mimo \e przez ostat-
był znak, wskazówka. Jak przed wiekami duchy przewodnie
nie lata nie miałam okazji u\ywać tego języka, rozumiałam
przodków prowadziły swój lud, tak teraz Babcia Redbird
wszystko.
podpowiedziała mi, \e mam zejść w tę rozpadlinę.
- Nie jesteś moją babcią!  wyrwało mi się. Poczułam
Bez dalszej zwłoki mój duch uniósł się i opuścił do niej,
się niezręcznie, gdy moje słowa wypełniły przestrzeń czer-
podą\ając ście\ką znaczoną kroplami mej krwi i srebrnym
wienią, a wymieszane z jej słowami przeszły w lawendową
szeptem babcinych słów, a\ dotarłam do wnętrza przypomi-
kompozycję, układając się w fantastyczne wzory wykwitające
nającego jaskinię. Przepływał przez nią szemrzący strumyk,
wokół nas.
rozsypując się na drobne kawałki zmaterializowanych dzwię-
Jej uśmiech przypominał wschodzące słońce. Nie, córko, nie
ków jak przezroczyste szkiełka. Zmieszane z czerwonymi
jestem twoją babcią, ale znam bardzo dobrze Sylvie Redbird.
kroplami mojej krwi rozjaśniały jaskinię migoczącym bla-
Nabrałam do płuc powietrza.
skiem koloru zeschłych liści. Miałam ochotę przysiąść przy
- Czy j a umarłam?
bulgoczącym strumyku, zanurzyć w nim palce i bawić się
Bałam się, \e mo\e śmiechem skwitować to pytanie, ale
ich muzyczną strukturą, ale głos powtórnie mnie przywołał.
tak się nie stało. Obdarzyła mnie łagodnym spojrzeniem,
Zoey Redbird... pójdz za mną tam, gdzie twoje przezna-
w którym jednak kryła się troska.
czenie...
Nie, u-we-tsi-a-ge-ya. Daleko ci do takiego stanu, choć
Poszłam więc dalej szlakiem strumyka za wołającym
twoja dusza została chwilowo uwolniona, by mogła swobod-
mnie głosem. Trochę dalej jaskinia się zwę\ała i przechodziła
nie powędrować po świecie Nunne'hi.
w zaokrąglony tunel. Wił się i kręcił łagodnymi zakolami,
- Ludzie duchy!  Rozejrzałam się po tunelu, usiłując
znikając nieoczekiwanie w pionowej ścianie, na której wyry-
dostrzec w cieniach twarze i ludzkie kształty.
te były dziwne symbole wyglądające znajomo, a jednocze-
Twoja babcia była dla ciebie dobrą nauczycielką, u-s-ti
śnie obco. Zmieszana śledziłam bieg strumyka, który znikał
Do-tsu-wa... mała Redbird. Rzadko się zdarza, by ktoś tak
za ścianą. Co dalej? Co teraz będzie moim drogowskazem?
jak ty miał w sobie zarówno tradycję Dawnych Czasów, jak
W tunelu nadal nie było widać nic poza migającymi świa-
i elementy Nowego Świata, cenny przekaz pokoleń i zdoby-
tełkami. Odwróciłam się do ściany i wtedy doznałam szoku.
cze ludzi z zewnątrz.
Pod ścianą siedziała kobieta ze skrzy\owanymi po turecku
Jej słowa sprawiały, \e robiło mi się na przemian zimno
nogami. Miała na sobie białą szatę z frędzlami, haftowaną
i gorąco.
w te same symbole, które wyryte były na ścianie. Nieziem-
- Kim jesteś?  zapytałam.
sko piękna, miała długie i proste włosy, tak czarne, \e zda-
Noszą wiele ró\nych imion. Zmieniająca się Kobieta, zaczniesz rozumieć, \e w twej wyjątkowości zawiera się
Gaea, A 'akuluujjusi, Kuan Yin, Babcia Pajęczyca, nawet Ju-
tak\e prawdziwa moc. Płynie w tobie krew dawnych
trzenka...
Mędrczyń, ale jest w tobie równie\ zrozumienie
Kiedy wypowiadała kolejne imiona, jej twarz za ka\-
współczesnego świata.
dym razem wyglądała inaczej, jej moc była oszałamiająca.
Musiała domyślić się, co czuję, bo uśmiechnęła się do mnie
Bogini wstała i z gracją podeszła ku mnie, jej głos wy-
i przybrała twarz, którą zobaczyłam na początku.
twarzał wokół nas srebrne symbole potęgi. Wyciągnęła ku
Ty jednak, Zoey, moja córko, mo\esz nazywać mnie imie-
mnie dłonie i zanim ujęła moją twarz w swoje ręce, najpierw
niem, pod którym jestem obecnie znana na tym świecie.
otarła mi łzy z policzków.
Nyks.
Zoey Redbird, Córo Nocy. Mianuję cię swoimi oczami
- Nyks?  zapytałam niemal szeptem.  Bogini wam-
i uszami we współczesnym świecie, w świecie, w którym do-
pirów?
bro i zło walczą ze sobą, starając się osiągnąć pewną rów-
Prawdę mówiąc, najpierw staro\ytni Grecy, którzy do-
nowagę.
świadczyli Przemiany, pierwsi zaczęli mnie czcić jako Matkę,
- Ale ja mam dopiero szesnaście lat! Nawet nie umiem
której szukali w ciemności wiecznej Nocy. Z przyjemnością
zaparkować równolegle do krawę\nika! Skąd będę wiedzia-
nazywałam ich swoimi dziećmi przez wiele pokoleń, przez
ła, jak stać się twoimi oczami i uszami?
całe wieki. To prawda, \e w twoim świecie dzieci te nazy-
W odpowiedzi uśmiechnęła się pogodnie.
wane są wampirami. Zaakceptuj to imię, u-we-tsi-a-ge-ya,
Na pewno przerastasz swoich rówieśników pod ka\dym
znajdziesz w nim swoje przeznaczenie.
względem. Uwierz w siebie, Zoey Redbird, a wtedy odnaj-
Czułam, jak Znak pali mi czoło, i nagle zachciało mi się
dziesz drogę. I zapamiętaj, ciemność nie zawsze oznacza zło,
płakać.
a światło nie zawsze niesie ze sobą dobro.
- Nie rozumiem. Jak to: znajdę swoje przeznaczenie?
To mówiąc, bogini Nyks, staro\ytne uosobienie Nocy, na-
Właśnie próbuję jakoś odnalezć się w swoim nowym \yciu,
chyliła się do mnie i pocałowała mnie w czoło. Wówczas po
uczynić je znośnym. O bogini, chciałabym tylko czuć się
raz trzeci tego dnia zemdlałam.
gdzieś na swoim miejscu. Nie wydaje mi się, \ebym potrafiła
odnalezć swoje przeznaczenie.
Rysy bogini znów złagodniały, a kiedy przemówiła, jej
głos przypominał głos mojej matki, z tą tylko ró\nicą, \e
bardziej był tkliwy i kochający, jakby w jej słowach zawarta
była miłość wszystkich matek tego świata.
Zoey Redbird, musisz uwierzyć w siebie. Naznaczyłam cię
swoim Znakiem. Będziesz moją pierwszą prawdziwą u-we--
tsi-a-ge-ya v-hna-i Sv-no-yi... Będziesz Córą Nocy... w tym
wieku. Jesteś wyjątkowa. Zaakceptuj siebie taką, a wtedy


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 14,15,16]
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 1]
P C Cast, Kristin Cast (Dom Nocy 01) Naznaczona [rozd 17 21]
P C and Kristin Cast Dom Nocy Ujawniona (Revealed) rozdział 18
P C and Kristin Cast Dom Nocy Ujawniona (Revealed) rozdział 17
P C Cast, Kirstin Cast Dom nocy 03 Wybrana (rozdział 9)
P C and Krisin Cast Dom Nocy Ujawniona(Revealed) rozdział 19
DOM NOCY 11 rozdział jedenasty
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 10 11 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 18 19 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 9 TŁUMACZENIE OFICJALNE
DOM NOCY 11 rozdział drugi
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 16 17 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 16 17 TŁUMACZENIE OFICJALNE
DOM NOCY 11 prolog
DOM NOCY 11 rozdział trzeci

więcej podobnych podstron