plik


B/183: R.Moody, P.Perry – Odwiedziny z zaświatów Wstecz / Spis Treści / Dalej Współczesne psychomanteum Ci, którzy śnią za dnia, są świadomi wielu rzeczy umykających uwadze tych, którzy śnią jedynie nocą. Edgar AJlan Poe Po zbadaniu, jaką rolę wpatrywanie się w zwierciadło odegrało w historii, zdecydowałem się spróbować doprowadzić do spotkania ze zjawami zmarłych w sposób bardzo podobny do tego, jaki stosowali Grecy. Wymyśliłem procedurę, dzięki której, według mnie, zjawy zmarłych można było wywoływać wśród żywych ludzi. Ale czy procedura ta była bezpieczna? Skonsultowałem się z doktorem Williamem Rollem, jednym z czołowych w świecie ekspertów w dziedzinie zjaw zmarłych, który poinformował mnie, że ani razu nie zdarzyło mu się. aby kogokolwiek spotkała krzywda ze strony zjawy. W rzeczywistości, przeciwnie niż się to przedstawia w filmach i książkach grozy, odkrył, iż takie przeżycia są korzystne i łagodzą rozpacz lub nawet powodują, że zupełnie mija. Pierwszym moim zadaniem stało się stworzenie odpowiedniego otoczenia, w którym mógłbym prowadzić swój eksperyment. W tym celu przemieniłem pomieszczenie na górze starego młyna w Alabamie w nowoczesne psychomanteum. Była to uwspółcześniona wersja wyroczni zmarłych istniejących w starożytnej Grecji, chodziło mi bowiem o osiągnięcie tego samego efektu, to znaczy umożliwienia ludziom widzenia zjaw zmarłych. Urządziłem pokój, który miał służyć za izbę zjaw. W jednym końcu powiesiłem na ścianie lustro o wymiarach: sto dwadzieścia centymetrów długości i sto pięć centymetrów szerokości. Dolna krawędź lustra znajdowała się metr nad podłogą. Przygotowałem też wygodny głęboki fotel, któremu obciąłem nogi, wskutek czego zagłówek znalazł się również na wysokości około metra nad podłogą. Fotel został ustawiony w odległości około metra od lustra i lekko odchylony do tyłu. Chodziło mi przy tym o wygodę, ale i o to, by wpatrujący się w zwierciadło nie mógł widzieć własnego odbicia. W efekcie odchylenia fotela powstało wrażenie przejrzystej głębi w lustrze, które odbijało jedynie ciemności panujące za wpatrującą się osobą. W ten sposób otrzymałem krystalicznie przejrzysty mrok. Ten przejrzysty mrok gwarantowała czarna aksamitna zasłona, zwieszająca się z sufitu i udrapowana wokół fotela. Odpowiednio zakrzywiony pręt, na którym wisiała, powodował, że draperia otaczała fotel i lustro, dzięki czemu powstała osłonięta jakby grota czy komnata. Wewnątrz tej komnaty widzeń, bezpośrednio za fotelem, ustawiłem małą lampkę ze szkła witrażowego, z piętnastowatową żarówką. Kiedy w pokoju gasiło się lampy, a zewnętrzne światło nie mogło przedostać się przez żaluzje i grube kotary, jedynie ta maleńka lampka rozjaśniała pomieszczenie. Ten prosty pokój z przyćmionym światłem, ciemne otoczenie i przejrzysta głębia lustra tworzyły idealne warunki do wpatrywania się w zwierciadło. Byłem gotów do doświadczalnego sprawdzenia moich teorii. Wstępne badania Pytanie, jakie zadałem sobie na wstępie, było proste: Czy istnieje metoda umożliwiająca widzenie zjaw zmarłych bliskich osób przez normalnych, zdrowych ludzi? Aby otrzymać odpowiedź na to łatwe pytanie, wybrałem dziesięć osób, które miały ochotę poświęcić na ten eksperyment tyle czasu, ile było potrzeba. Jak w większości badań tego rodzaju, przyjąłem następujące kryteria doboru kandydatów: – musieli to być ludzie dojrzali, interesujący się zagadnieniami świadomości człowieka; – musieli być zrównoważeni emocjonalnie, dociekliwi i umiejący wyrazić swoje myśli; – żaden z kandydatów nie mógł mieć zaburzeń emocjonalnych czy psychicznych (to dlatego, by zmniejszyć prawdopodobieństwo, że eksperyment mógłby spowodować szkodliwą reakcję); – żaden z kandydatów nie mógł być zwolennikiem okultyzmu. ponieważ takie skłonności mogłyby skomplikować analizę wyników. Skontaktowałem się z licznymi osobami, o których wiedziałem, że spełniają powyższe kryteria. Byli wśród nich prawnicy, psychologowie, lekarze, studenci z ostatnich lat i ludzie innych profesji. Wszystkim kandydatom wyjaśniłem szczegółowo istotę eksperymentu. Powiedziałem im, że będziemy próbowali wywołać zjawy zmarłych osób, z którymi byli blisko związani i które chcieliby ponownie zobaczyć. Poprosiłem ich następnie, aby wybrali kilka pamiątek, przedmiotów należących niegdyś do zmarłych i mocno z nimi związanych. Mieli przynieść te przedmioty ze sobą do psychomanteum w dniu wywoływania przez nich zjaw. Potem ułożyłem harmonogram sesji, tak by mieć pewność, że będę pracował tylko z jedną osobą na raz. Każdą z osób uczestniczących prosiłem, aby w wyznaczonym dniu przybyła o dziesiątej rano i przyniosła ze sobą pamiątki, a nawet album z fotografiami, jeśli to możliwe. Prosiłem także, aby uczestnicy eksperymentu przychodzili w swobodnych, luźnych ubraniach i wygodnych butach. Uzgodniliśmy, że mogą zjeść lekkie śniadanie, ale prosiłem, aby powstrzymali się od picia kawy, herbaty lub innych napojów zawierających kofeinę. Po przybyciu na miejsce kandydat szedł ze mną na rozluźniający spacer po okolicy. W czasie przechadzki rozważaliśmy, dlaczego dana osoba chciała zobaczyć określonego zmarłego. Uprzedzałem też uczestnika eksperymentu, że nie ma żadnej gwarancji, iż zjawa się ukaże. To naturalnie było prawdą. Nie mogłem obiecać, że zjawa się ukaże, ale miałem też głębsze powody, by tak mówić. Chciałem usunąć wszelkie napięcie wywołane uczestnictwem w eksperymencie. Mogło ono bowiem spowodować niepokój i zmniejszyć szansę widzenia zjawy. Po spacerze jedliśmy lekki lunch, na który składała się zupa, sałatka, jakiś owoc oraz sok owocowy lub bezkofeinowy napój gazowany. Następnie zasiadaliśmy do trwającej dłuższy czas rozmowy, w czasie której szczegółowo mówiliśmy o wszystkim, co wiązało się ze zmarłą osobą i stosunkami łączącymi zmarłego z uczestnikiem eksperymentu. Rozważaliśmy sprawy takie, jak charakter zmarłego, jego wygląd, zwyczaje – dosłownie wszelkie aspekty osobowości. Zazwyczaj uczestnik eksperymentu przynosił ważne i wzruszające pamiątki. W czasie naszej konwersacji przedmioty te leżały przed nami i mój rozmówca często ich dotykał. Niektóre z nich były naprawdę poruszające. Jeden z panów przyniósł sprzęt do łowienia ryb, należący niegdyś do jego ojca. Pewna kobieta przyjechała z kapeluszem swojej zmarłej siostry. Przedmioty te służyły jako rozbudzające wspomnienia, namacalne pamiątki po zmarłych. Zanim niektórzy z uczestników wchodzili do komnaty zjaw, polecałem, by położyli się na łóżku skonstruowanym przez jednego z moich pracowników. Łóżko to, pozwalające na spoczywanie w pozycji półleżącej, wyposażone w głośniki, pomaga wraz z muzyką w doznaniu uczucia głębokiego relaksu. Używała tego łóżka mniej więcej polowa osób. Przygotowania trwały aż do zmierzchu. Wtedy uczestnika eksperymentu wprowadzano do pomieszczenia, w którym miał wpatrywać się w zwierciadło, włączano małą lampkę, a pozostałe światła w pokoju gaszono. Osoba uczestnicząca w eksperymencie otrzymywała polecenie wpatrywania się intensywnie w lustro i rozluźnienia się. oczyszczenia swoich myśli ze wszystkiego prócz wspomnień o zmarłej osobie. Mogła pozostawać w tym pomieszczeniu tak długo, jak tylko chciała, ale prosiłem, aby nie miała przy sobie zegarka, pokusa zerkania nań jest bowiem bardzo silna. Przez cały czas w sąsiednim pokoju siedział mój asystent, gotów służyć pomocą, gdyby to się okazało potrzebne. Kiedy uczestnik eksperymentu wychodził, przeprowadzaliśmy szczegółową dyskusję, w czasie której opowiadał, co mu się przytrafiło. Umożliwialiśmy mu analizowanie wszystkich swoich uczuć i omawianie przeżycia tak długo, aż poczuł, że nie ma już zupełnie nic do dodania. Czasami relacjonowanie odczuć trwało ponad godzinę. Zwracałem szczególną uwagę na to, aby nie przeszkadzać ani nie ponaglać. Rozmowa kończyła się dopiero wtedy, kiedy sam uczestnik eksperymentu uznał, że jest skończona. "Zobaczyłem autentyczną osobę" Typowym przypadkiem był mężczyzna, który chciał zobaczyć swoją zmarłą matkę. Przyszedł do mnie po wysłuchaniu pogadanki o możliwościach wynikających z wpatrywania się w zwierciadło, którą wygłosiłem w New Jersey. Powiedział mi, że jego matka zmarła przed rokiem i że bardzo za nią tęskni. Ojciec osierocił go we wczesnym dzieciństwie i matka wychowywała syna samotnie. Wskutek tego łączyła go z matką niezwykle silna więź i po jej śmierci głęboko rozpaczał. Zapytałem o jego życie. Miał czterdzieści parę lat i pracował na wysokim stanowisku w renomowanej firmie biegłych księgowych w Nowym Jorku. Nigdy nic był leczony z powodu jakichkolwiek zaburzeń psychicznych. Pomyślałem, że idealnie nadawał się na uczestnika mojego eksperymentu badawczego. Nie tylko był chętny i rozumiał, o co w tym chodzi, ale też spełniał kryteria, jakie ustaliłem dla kandydatów do moich badań. Czułem się poruszony, kiedy zaproponował, że przyjedzie i spędzi dzień u mnie. Kiedy zjawił się na swoją sesję, postępowaliśmy zgodnie z programem, który wcześniej tu o-pisałem. Rano poszliśmy na spacer i rozmawialiśmy o tym, dlaczego chce zobaczyć swoją zmarłą matkę. Zawsze uważałem podobne ćwiczenie za niezwykle skuteczny środek wyzwalania myśli danej osoby. Jest nawet grupa psychologów, którzy spacer i bieganie traktują jako stały element terapii. Podobnie było w przypadku tego pana. Podczas spaceru zaczął opowiadać o swojej matce. I kiedy mówił o jej poświęceniu jako osoby samotnic wychowującej dziecko, wyraźnie widziałem, że wspomnienia te bardzo go wzruszyły. – Pod koniec życia była bardzo chora – rzekł. – Sądzę, że chcę ją ponownie zobaczyć między innymi dlatego, iż pragnąłbym się przekonać, czy jest szczęśliwa tam, gdzie się teraz znajduje. Po lunchu obejrzeliśmy album z fotografiami jego i matki, przyglądając się temu, jak oboje starzeli się z upływem lat. Na wczesnych zdjęciach widać było krzepką, szczęśliwą kobietę, ale pod koniec albumu stało się widoczne, jak bardzo wyniszczyły ją życie i choroba. Na niektórych fotografiach twarz mężczyzny była przytulona do twarzy matki. Choć uśmiechał się, można było Łatwo dostrzec, że pogarszający się stan jej zdrowia bardzo go martwi. Oglądaliśmy też pamiątki, które przywiózł ze sobą. Był to sweter, który nosiła pod koniec życia, a także kapelusz z jej młodych lat. – Ubrania mają swoją pamięć – powiedział mężczyzna, wyjaśniając, dlaczego wybrał właśnie to. – Chciałem wziąć ze sobą coś, co by mi przypominało, jak się czuła, a nawet jak się poruszała. Wieczorem zaprowadziłem go do izby zjaw i wyjaśniłem mu całą procedurę. Następnie zostawiłem go samego. Mniej więcej godzinę później wyszedł. Uśmiechał się, a po policzkach spływały mu łzy. Był uszczęśliwiony tym przeżyciem, jak mówił. Usiedliśmy w moim biurze i opowiedział mi, co zobaczył: "Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że osoba, którą zobaczyłem w lustrze, była moją matką! Nie wiem, skąd przyszła, ale jestem pewien, że widziałem autentyczną osobę. Patrzyła na mnie z lustra. Nie potrafię powiedzieć, w co była ubrana, ale wiem, że miała siedemdziesiąt kilka lat, była mniej więcej w tym samym wieku, w jakim umarła. Wyglądała jednak na zdrowszą i szczęśliwszą niż pod koniec życia. Nie poruszała ustami, ale mimo to mówiła do mnie i wyraźnie słyszałem jej słowa. Powiedziała: – Jest mi tu doskonale. – Czułem mrowienie w dłoniach i przyspieszone bicie serca. Potem zdecydowałem się powiedzieć coś do niej. – Cieszę się, że cię widzę – odezwałem się. – I ja też – odparła. I to wszystko. Po prostu znikła". Przeżycie to pomogło mu odzyskać spokój ducha po śmierci matki, – Po tym, co zobaczyłem i usłyszałem, wiem, że już nie cierpi, tak jak w swoich ostatnich dniach – powiedział. – Już samo to spowodowało ustąpienie wielkiego napięcia, w jakim żyłem. Uczestnik tego eksperymentu był pewien, że jego matka naprawdę pojawiła się w lustrze, choć nie potrafił powiedzieć, skąd przybył jej obraz. Mogła to być jakaś forma jego pamięci lub też naprawdę duch jego matki, jak powiedział. Ale jakakolwiek była odpowiedź na to pytanie, nie umiał jej udzielić. – Nie rozumiem dokładnie przyczyny, ale wiem., że naprawdę widziałem moją matkę. Zadziwiające rezultaty Jeszcze zanim pierwszy uczestnik eksperymentu ukończył swoją sesję, zakładałem, że tylko niewielka część – może jeden na dziesięciu – będzie miała wizje. Sądziłem też, że wszyscy uczestnicy będą wątpili w "rzeczywisty" charakter spotkania i nie będą pewni, czy to, co przeżyli, było czymś "realnym", czy też jedynie dokonało się w ,.ich umysłach". Wyniki doświadczeń okazały się jednak diametralnie różne od tego, co początkowo przewidywałem. Już po przeprowadzeniu dziesięciu osób przez proces ułatwiania wizji zdałem sobie sprawę, że możliwe jest powszechne powielanie doświadczeń ludzi w zakresie widzenia duchów osób zmarłych. Spośród dziesięciorga uczestników, którzy przy mojej pomocy przeszli przez cały proces, pięcioro zobaczyło wizje swoich zmarłych krewnych. Później, po udoskonaleniu sprzętu i techniki ułatwiania wizji, osiągałem nawet lepsze wyniki. A jednak ciągle wracam myślami do wczesnych badań i podziwiam te pierwsze przypadki. "Przekaż mojej mamie, że mam się dobrze" Jednym z moich ulubionych uczestników na tym wczesnym etapie badań był lekarz z Zachodniego Wybrzeża, który przyjechał, aby spotkać się ze swoją zmarłą ciotką. Zamiast tego nastąpiło zupełnie nieoczekiwane spotkanie z jego nieżyjącym siostrzeńcem. Spotkanie postawiło go w bardzo niezręcznej sytuacji. Choć było jedynie przeżyciem słuchowym, uczestnik eksperymentu miał głębokie przeświadczenie, że rozmawiał z chłopcem. Oto jak opowiadał o swoim przeżyciu: "Właściwie wcale nie planowałem spotkania z moim siostrzeńcem w tym pokoju zjaw. Przebywałem tam, jak mi się wydawało, dość długo. Kiedy tak siedziałem usiłując na siłę wywołać wizję, nie przychodziło nic. co mógłbym uznać za znaczące. Aż nagle przestałem się wysilać, po prostu siadłem wygodnie i rozluźnHem się. Cóż, najwyraźniej nie jestem w stanie przeżyć wizji, pomyślałem. I właśnie w tej samej chwili bardzo silnie poczułem obecność mojego siostrzeńca, który popełnił samobójstwo. Byłem bardzo z nim zżyty, nosił zresztą to samo imię co mój ojciec i ja. No więc miałem to bardzo silne wrażenie jego obecności i bardzo wyraźnie słyszałem jego głos. Mówił do mnie. Pozdrowił mnie i prosił o przekazanie prostej wiadomości. Powiedział: – Przekaż mojej mamie, że mam się dobrze i bardzo ją kocham. Było to silne przeżycie. Wiem, że był przy mnie. Nic nie widziałem., ale bardzo wyraźnie go czułem, jego obecność w pobliżu. Ten głos, to coś zupełnie innego niż usłyszenie własnych myśli, nic jest też dokładnie tym samym, co normalne słyszenie głosu. To jakby mówienie do psychiki. Nie potrafię precyzyjnie stwierdzić, co to takiego, ale umiem powiedzieć, czym nie jest. To taka szczególna forma porozumienia. Jestem pewien, że porozumiewałem się z siostrzeńcem". To wizjonerskie spotkanie stworzyło dylemat interpersonalny dla lekarza. Był zupełnie pewien, że naprawdę obcował ze swoim zmarłym siostrzeńcem. Czuł się także zobowiązany postąpić zgodnie z tym, co obiecał, to znaczy przekazać siostrze wiadomość podaną mu przez chłopca. Nie był jednak pewien, jak siostra zareaguje na to i czy nie pomyśli, że zwariował. Powiedział mi wówczas, że postanowił przekazać siostrze wiadomość w sposób okrężny: mówiąc jej, że miał bardzo sugestywny sen. Kiedy rozmawiałem z nim osiem miesięcy później, był już zdecydowany powiedzieć siostrze całą prawdę o tym, jak doszło do spotkania z jej synem. Okazało się, że przyjęła jego przeżycie z pełnym zrozumieniem. "On mnie przytulił" Pewna kobieta przyszła, żeby zobaczyć swojego dziadka. Przyniosła album z fotografiami i, przeglądając go, otwarcie opowiadała o swojej miłości do dziadka. Choć weszła do izby zjaw oczekując, że ujrzy swojego dziadka, żadne z nas nie było przygotowane na to, co się wydarzyło. Nic tylko widziała go i rozmawiała z nim. ale dziadek wyszedł z lustra i pocieszał ją, kiedy zaczęła płakać. "Byłam taka szczęśliwa, kiedy go zobaczyłam, że zaczęłam płakać. Przez łzy nadal widziałam go w lustrze. A potem odniosłam wrażenie, że się do mnie zbliżył, i musiał chyba wyjść z lustra, ponieważ następnie poczułam, że obejmuje mnie i przytula. Miałam wrażenie, jakby mówił: – Wszystko dobrze, nie płacz. Zanim to zrozumiałam, już go nie było. Ale nadal czuję jego dotyk. Czuję też ciepło, jakby ktoś mnie przytulał. To cudownie, że mogłam znowu go zobaczyć. Wyglądał" na szczęśliwego, to dobrze. Mimo że tęsknię za nim, cieszę się, bo wiem, że mu dobrze, tam gdzie jest". Zaskoczyło mnie to, że czuła, jak dziadek ją obejmuje, choć dotykowe spotkania z duchami są zjawiskiem dość szeroko występującym w badaniach parapsychologicznych. W jednym z badań 13 procent kontaktów ze zmarłymi miało charakter dotykowy, to znaczy uczestnicząca w nich osoba odnosiła wrażenie, że była dotykana przez ducha. Jest to typowe u wdów, które czują dotyk zmarłych mężów, często kiedy leżą w łóżku w nocy lub nad ranem. Choć znałem publikowane w literaturze naukowej wyniki badań na temat "czucia" duchów, nie oczekiwałem, że przytrafi się to uczestniczce mojego eksperymentu. Przytrafiło się to zresztą nie tylko jej, ale także i innym. "Żyjesz tak, jak trzeba" Przykładem kontaktu słuchowego może być przeżycie pewnej kobiety z Ameryki Południowej, która przyjechała do mojego psychomanteum w nadziei na ujrzenie zjawy męża, który umarł na atak serca przed rokiem, w wieku czterdziestu kilku lat. Rankiem w dniu swojej śmierci zgłosił się do szpitala z silnym bólem w klatce piersiowej. Lekarze zrobili mu różne podstawowe badania, ale nie dostrzegli żadnej nieprawidłowości w pracy serca. Wypisali go więc ze szpitala i wrócił do domu. Parę godzin później szykował się wraz z rodziną do obiadu, kiedy nagle złapał się za pierś i upadł martwy na podłogę. Żona nie była przygotowana psychicznie na śmierć męża. Nagle znalazła się w roli jedynego żywiciela czwórki dzieci. Rozmawialiśmy o tym, czego spodziewa się po spotkaniu. Głównym problemem, jak mówiła, było upewnienie się, czy jej mężowi jest dobrze w życiu pozagrobowym. Chciała też wiedzieć, czy akceptuje to, jak ona radzi sobie ze sprawami rodzinnymi. Jej życie wypełniło się napięciem, jako samotna matka miała bowiem mnóstwo zajęć. Napięcie wykrzywiało jej twarz, kiedy opowiadała o swoim życiu po utracie męża. – Nigdy nie wiem, czy postępuję słusznie, ale nie mam czasu zastanawiać się nad tym – mówiła. – Nie umiem się też odprężyć. Chodziłam do różnych poradni i lekarzy, ale nie potrafili mi pomóc. Po przejściu przez zwykłą procedurę zaprowadziłem ją do izby zjaw. A oto jej własne słowa na temat tego, co się zdarzyło: "Zobaczyłam chmury i światła, i jakiś ruch z jednej strony lustra na drugą. W tych chmurach pojawiały się światła, które zmieniały kolory. Przez moment myślałam, że go zobaczę. Ale to nie było w ten sposób. Zamiast tego nagle poczułam jego obecność. Nie widziałam go, ale wiedziałam, że stoi tuż przy mnie. I wtedy usłyszałam, że mówi. Powiedział: – Rób lak dalej, żyjesz tak, jak trzeba, i dobrze wychowujesz dzieciaki. A potem oglądaliśmy w zwierciadle wspomnienia z naszego wspólnego życia. Przeżywaliśmy je jeszcze raz. Na przykład widziałam nas w sali porodowej, kiedy towarzyszył mi przy porodzie jednego z naszych dzieci. Czułam się taka szczęśliwa, że był ze mną, kiedy to się działo, i teraz przeżywałam tamta scenę zupełnie tak. jakbyśmy ją jeszcze raz przeżywali. Widziałam też wiele innych rzeczy, które robiliśmy wspólnie, i patrząc na nie teraz, czułam się równie szczęśliwa jak dawniej, kiedy byliśmy razem. Czy byłam przestraszona? Absolutnie nie. Wprost przeciwnie, czułam się tak odprężona jak nigdy od czasu, gdy umarł. Wiedziałam, że nie zdarzy się nic złego. Byłam razem z mężem, więc co złego mogło mi się przytrafić? Miałam wrażenie, że był z nami przez cały ubiegły rok. Wiedziałam, że umarł, ponieważ widziałam to, ale naprawdę czułam się tak. jakby był z nami. Nigdy jednak nie odczuwałam jego obecności tak silnie jak tutaj. Przeżywaliśmy ponownie te same chwile co wtedy, gdy jeszcze żył. Teraz chciałabym powtórzyć to jeszcze raz. Czułam go blisko, ale chciałabym następnym razem w izbie zjaw sprawdzić. czy mogę go faktycznie zobaczyć". Następnego dnia próbowała ponownie wywołać wizję. Była nawet swobodniejsza w stosowaniu ustalonych technik i efekty były o wiele lepsze niż poprzedniego dnia. Tym razem zupełnie wyraźnie słyszała głos męża. Choć nie widziała go, czuła, że stał tuż przy niej. "Zobaczyłam kolejne sceny z naszego wspólnego życia, ale tym razem było inaczej. Widziałam coś, jakby na moment pojawił się jego obraz w lustrze, bardzo wyraźnie natomiast słyszałam, że mówił do mnie. Zupełnie jakby był w pokoju i kiedy ja pomyślałam jakieś pytanie, on mi natychmiast odpowiadał. Było mu żal mnie, że mam takie ciężkie życie. Ale powiedział, że właśnie to muszę teraz robić i że nie powinnam wszystkiego tak bardzo przeżywać. Byłam ogromnie zadowolona. Chciałam go przytulić, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Ale i tak cudowna jest świadomość, że on jest z nami, kiedy go potrzebujemy". Uczestniczka obu tych eksperymentów odczuła natychmiast ulgę, znacznie osłabło napięcie, które przedtem bruzdami żłobiło jej twarz. Uśmiechała się radośnie, choć przed sesjami uśmiech w ogóle nie gościł na jej twarzy. W jej przypadku wizje spowodowały dwa skutki. Po pierwsze, przekonała się, że mąż już nie cierpi i pozytywnie odnosi się do miejsca, w którym przebywa. – Wiem, że jest mu dobrze – powiedziała. – Zapewnił mnie o tym w czasie naszego spotkania. – Świadomość tego była dla niej bardzo ważna, zwłaszcza że zmarł nagle i w bólach. Przeżycie, jakie miała w izbie zjaw, zaspokoiło więc jej pragnienie, by cierpienia męża znalazły swój kres. Kontakt z mężem potwierdził również, że postępowała słusznie jako matka. Od jego śmierci ta kobieta prócz obowiązku wychowania czwórki dzieci pracowała na dwóch posadach. Dźwigała ten straszny ciężar, jakim jest rola samotnej matki. cały czas zastanawiając się. czyjej postępowanie znalazłoby aprobatę w oczach męża. Teraz wiedziała, że tak. W czasie obu sesji mąż wyraził przekonanie, że wychowuje dzieci najlepiej, jak może, i w taki sposób, jaki on w pełni akceptuje. – Teraz mogę być pewna tego. co wcześniej budziło moje wątpliwości – powiedziała mi. – Wiem, że jest ze mną i przez cały czas stara się mi pomóc. Ta uczestniczka eksperymentu opuściła psychomanteum czując ogromną ulgę. Pod wieloma względami bolesny poprzedni rok jej życia zakończył się dla niej. Była rozluźniona i pewna siebie, gotowa stawić czoło przyszłości. – Czuję się pokrzepiona i mam wrażenie, że już potrafię żyć z inną wizją przyszłości – powiedziała. – l nie muszę się już martwić. "Czuję się dobrze i kocham cię" Inny uczestnik, chirurg, dążył do spotkania z matką, która zmarła w 1968 roku. Czuł, że jest winien matce ogromną wdzięczność za swe powodzenie w życiu. Bardzo za nią tęsknił i często zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życic, gdyby matka nie umarła. Chcąc po prostu jeszcze raz ją zobaczyć, wszedł do izby zjaw. Po wyjściu powiedział: "Wszedłem do kabiny lekko zaniepokojony, nie wiedząc dokładnie, czy mi to zrobi dobrze. Siedziałem tam dość długo, usiłując rozluźnić się psychicznie i osiągnąć właściwy stan. W końcu odprężyłem się tak bardzo, że jak sądzę, zacząłem zapadać w drzemkę. W tym stanie wpatrując się w lustro, dostrzegłem przesuwającą się przez nie jakby mglistą smugę. Następnie z tej mgły uformowała się postać i usiadła na jakiejś sofie. Najpierw zobaczyłem jedynie zarys postaci, nie widziałem żadnych szczegółów. Potem, może minutę później, zaczęty się pojawiać pewne rysy tej postaci. I to nie od razu. Było to raczej jak obrazy komputerowe, które widuje się w telewizji. Twarz jakby wypełniała się od góry do dołu, a po jakimś czasie wiedziałem: to moja matka. – Jak się masz? – spytałem. Jej usta nie poruszyły się, ale porozumiewaliśmy się psychicznie i w ten sposób mi odpowiedziała: – Czuję się dobrze i kocham cię. Zadałem jej następne pytanie: – Czy miałaś bolesną śmierć? – Wcale nie – usłyszałem, jak mówi. – Przejście do śmierci było łatwe. Początkowo werbalizowałem moje pytania, mówiłem je na głos. Ale nim zdążyłem wyrazić w słowach kilka następnych pytań, napływała już odpowiedź. Nie było słychać słów; po prostu wiedziałem, co ona mówi. Zadałem jej następne pytania, już tylko w myślach: – Co sądzisz o kobiecie, którą zamierzam poślubić? – To bardzo dobry wybór – odpowiedziała. – Powinieneś bardzo się starać kontynuować ten związek i nie postępować tak jak dawniej. Staraj się być bardziej wyrozumiały. Zadałem jej może dziesięć pytań, po czym nagle znikła i nie mogłem już z nią rozmawiać. Starałem się ściągnąć ją z powrotem, ale było we mnie tyle emocji, że nie mogłem tego zrobić. Zanim wszystko się skończyło, ogarnęło mnie wielkie wzruszenie". Zdumienie wynikami Te pierwsze przypadki zdumiały mnie. Choć każdego roku miliony ludzi widują zjawy swoich zmarłych, badacze zawsze utrzymywali, że wizje te następują spontanicznie i nie można ich wywołać. Wizjonerskie spotkania następują niezależnie od czyjejkolwiek woli – twierdziła większość uczonych. Myślałem, że to prawda, ale miałem pewne wątpliwości. A teraz udało mi się wywołać wizje w warunkach klinicznych. Jak starożytni Grecy, urządziłem psychomanteum, do którego mogli przychodzić ludzie, aby porozumieć się z duchami zmarłych. Było oczywiste, że po odpowiednich przygotowaniach ludzie, stosując te techniki, mogli widzieć zjawy zmarłych bliskich im osób. Uznałem to za emocjonujące i użyteczne odkrycie. Ludzie, których smuci utrata ukochanej osoby, mogli bardziej bezpośrednio pokonywać swój ból. Zamiast opowiadać psychoterapeucie, co czują w związku z utratą partnera czy dziecka, mogli rozmawiać bezpośrednio z tą ukochaną osobą. Dzięki badaniom nad stanami bliskimi śmierci wiem, że zobaczenie zmarłej ukochanej osoby może być niezwykle skutecznym środkiem terapeutycznym. Kontakt ze zmarłymi krewnymi to jeden z elementów przeżyć w stanie bliskim śmierci, które powodują, że nie jest to doznanie przerażające czy powodujące uraz. Jak świadczą badania naukowe, doznania ze stanów bliskich śmierci powodują zmianę w życiu ludzi w ten sposób, że mniej obawiają się oni śmierci. A mniej się boją między innymi dlatego, że widzą zmarłych krewnych, którzy są szczęśliwi w życiu pośmiertnym. Łagodzenie rozpaczy następuje zarówno na skutek widzenia zjawy, jak też odczuć w stanie bliskim śmierci i pod tym względem oba przeżycia są podobne. Wizjonerskie spotkania ze zmarłymi bliskimi osobami nie są przerażające. Wręcz przeciwnie, są to raczej pozytywne doznania, które dają ludziom nadzieję i poczucie, że zmarły miewa się dobrze, jest szczęśliwy– i duchem pozostaje przy nich. Ma przykład pewien mężczyzna z Pensylwanii utracił w wypadku swoją ukochaną córkę. Poszła popływać w jeziorze z grupką przyjaciół i utonęła. Mężczyzna ów udał się nad jezioro i czekał, aż nurkowie wydobędą jej ciało. Następnie towarzyszył jej w drodze do kostnicy i poczynił wszystkie przygotowania do pogrzebu. Dwa dni później, kiedy właśnie miała zostać pochowana, mężczyzna wiązał akurat przed lustrem krawat, gdy nagle obok niego wyłoniła się zjawa zmarłej córki. Była nadal ubrana w kostium kąpielowy i ociekała wodą, zupełnie jakby dopiero co została wydobyta z jeziora. Stanęła obok ojca i położyła mu rękę na ramieniu. Następnie pocałowała go w policzek, powiedziała: "Do widzenia" i znikła. Historię tę opowiedziała mi druga córka tego mężczyzny, która uparcie twierdziła, że kiedy jej ojciec wyszedł z łazienki i opowiedział rodzinie o tym niezwykłym przeżyciu, na jego ramieniu i policzku widoczny był wilgotny ślad. – Opowiadał tę historię aż do śmierci – powiedziała ta kobieta. – Ludzie pytali, czy to zdarzenie nie wywołało w nim trwogi, ale zaprzeczał. Był bardzo szczęśliwy, że zobaczył ją jeszcze raz. Podekscytowany możliwościami, jakie stwarzało wpatrywanie się w zwierciadło, zdecydowałem się poprowadzić dalsze badania w tej dziedzinie.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
03 (183)
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawcĂłw 03 ochrona ppoĹĽ
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657
Gigabit Ethernet 03
Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie

więcej podobnych podstron