Siderek12 Tom I Część II Rozdział 11


Rozdział 11
U IWCII
1
Szedł tak chwilę z opuszczoną głową, kiedy nagle w jego kieszeni odezwał się telefon.
Marek wyciągnął go. Dzwoniła Iwcia. Westchnął po raz któryś i nacisnął zieloną
słuchawkę.
- Cześć  powiedział.
- Co słychać Sid? - wyparowała z pytaniem.
- A dobrze  orzekł. - Tak myślałem, żeby cię teraz odwiedzić.
- Super - usłyszał uradowany głos. - O której?
Spostrzegł, że koleżanka nie może się doczekać na odwiedziny.
- Myślę, że za jakieś dziesięć, może piętnaście minut  wyjaśnił. - Zadzwonię tylko do Kam
i razem przyjdziemy, ok?
- Spoko - orzekła dziewczyna. - Ja uszykuję ciasteczka. Sama upiekłam.
- Muszą być smaczne - pochwalił ją Marek.
- Sam zobaczysz Sid, czekam! - niemal wykrzyknęła i zakończyła połączenie.
Wykrzywił twarz w grymasie uśmiechu, zapominając na razie o tym, że niby był z
przyjaciółmi, kiedy ustalali (ponoć także z nim) szczegóły wyjazdu i robili składkę. Bez
powodu potrząsnął głową i ruszył w drogę - wprost do Iwcii.
Ucieszył się, że ma czyste myśli. Oby tak pozostało, bo mam już dość, zastanowił się,
chce mieć spokój. Z uśmiechem na twarzy minął swój dom, nie zwracając na niego
najmniejszej uwagi. Ponownie się zastanowił, co mógłby dzisiaj porobić - oczywiście
chodziło mu o rzeczy przyjemne. Takie, jak chociażby pokopanie piłki. Cokolwiek - ważne,
żeby zająć czymś zmęczony umysł.
Skręcił w lewo i dalej z uśmiechem na twarzy podążał przed siebie. Przypomniało mu się
nagle, że miał zadzwonić do Kam. A minęło już co najmniej pięć minut. Energicznie
wyciągnął telefon, odszukał numer Kam i rozpoczął rozmowę naciskając na zieloną
słuchawkę. Koleżanka odezwała się po drugim sygnale:
- Co tam?  spytała.
Marek uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A tak dzwonię  zakomunikował. - Mam propozycję?
- Zamieniam się w słuch - odezwał się głos w słuchawce.
- Idę do Iwcii - mówił dalej - nie chciałabyś iść ze mną?
Chwila ciszy.
- Kam?
- Jestem, jestem  rzekła. - Jasne, że bym ją odwiedziła. Gdzie teraz jesteś?
Marek rozejrzał się po wsi.
- Na Akacjowej, koło skrzynki pocztowej  orzekł.
- Super - powiedział dziewczyna. - Poczekaj tam na mnie, zaraz będę. - dodała i zakończyła
połączenie.
Marek usiadł na ławce obok i tępym wzrokiem spojrzał przed siebie. Pięcioletnie dziecko
kopało z tatą piłkę. Powrócił myślami do swojego dzieciństwa, do czasów, kiedy również
kopał piłkę z tatą. Wtedy było super, pomyślał, ale to były czasy. Westchnął. Cóż..., życie
toczy się dalej..., dodał w myślach. Z tych wspomnień wyrwał go głos. Na początku mało
wyrazny, ale z każdą następną chwilą był coraz lepiej słyszalny. Dopiero po dosyć długiej
chwili zorientował się, że to Kam stoi nad nim, próbując wyrwać go z zamyślenia.
- Ok  oznajmił. - Już się obudziłem.
Kam się zaśmiała.
- Jaki miałeś sen?  spytała.
- Jak kopałem piłkę z tatą.
- Aha - powiedziała i znowu się zaśmiała, ale zaraz przerwała.  Idziemy?
Marek wstał i skierowali się na ulicę Lipową, na której mieszkała Iwcia. Dotarli tam po
około dziesięciu minutach. Marek podszedł do drzwi i zadzwonił.
Nie musieli długo czekać.
- Kto tam? - dobiegło zza drzwi.
- To my - zaśmiał się chłopak.
- Sid?! - wykrzyknęła Iwcia i otworzyła drzwi, a kiedy to zrobiła...
2
... to z jej ust wydobył się pisk radości. Marek nie zdążył nic powiedzieć, a nawet zrobić.
Iwcia piszczała ze szczęścia:
- Sid! - doskoczyła do niego i ucałowała na powitanie. - Baranek! - oderwała się od Marka i
podbiegła do Kam.
Cieszyła się, widać to było po niej i za to Marek ją lubił.
- Jak się cieszę, że wpadliście - przerwała jego myśli. - Super.
Zniknęła w domu.
- Chodzcie!!!  krzyknęła.
Marek i Kam weszli do środka zamykając za sobą drzwi.
3
Zeszli do pokoju gościnnego i Marka natychmiast uderzył wystrój pomieszczenia. Iście
gotycki - niemal mroczny. Niby z zewnątrz dom wydaje się nieduży, ale wnętrze to istny
pałac. Markowi po prostu zaparło dech w piersiach. Monumentalne meble pięły się do
samego sufitu - niektóre elementy były specjalnie zrobione ze szczerego złota. Potężny
żyrandol (także w stylu gotyckim) królował na suficie. W samym centrum mebli - dokładnie
naprzeciwko Marka, stał ogromny (na pewno) 46 calowy czarny telewizor z płaskim
kineskopem. Dochodziła do tego ogromna wieża hi-fi i kino domowe z czterema potężnymi
głośnikami o łącznej wartości ponad 15.000 tysięcy złotych i mocy około 1350 W.
Normalnie istny czad - potężna siła. Dochodziły do tego jeszcze dwa mniejsze o łącznej
mocy dodatkowych 100 W...
Przecież gdyby takie głośniki zagrały na cały regulator, to by mi łeb urwało, pomyślał
Marek. Wybałuszając oczy przeszedł przez pokój i usiadł na sofie...
Iwcia przyszła po chwili z sokiem i ciasteczkami. Była cały czas uśmiechnięta. Położyła
tacę na szklanym stole i usiadła pomiędzy Kam i Markiem. Przyglądała im się krótko, a
potem nagle się odezwała:
- Co tam Sid?  spytała.  Czemu nie pojechałeś na wakacje z przyjaciółmi?
Marek otworzył usta, bo chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął.
- No właśnie - teraz odezwała się Kam.
Marek spojrzał na dziewczyny.
- Jakie wakacje? - teraz on zapytał.
Dziewczyny na chwilę spoważniały. Panowała cisza, którą pierwsza przerwała Iwcia:
- Nie pamiętasz? - zdziwiła się.
- Nie - rzekł Marek. Nie wiedział jak się zachować. - Przynajmniej nic mi się nie
przypomina.
Dziewczyny spojrzały na siebie.
- Przecież robiliście składkę - mówiła dalej Iwcia. - I omawialiście szczegóły. Niemożliwe,
że nie pamiętasz.
- Chciałbym sobie przypomnieć - rzekł speszony chłopak, - ale nie mogę. Nie wiem -
wzruszył ramionami.
Iwcia westchnęła.
- Byłeś tam  orzekła.
- Możliwe  powiedział. - A ty byłaś?
- Jasne i wszystko doskonale pamiętam  oznajmiła. - Dziwi mnie to, że ty nie możesz sobie
przypomnieć.
Kam nie odzywała się. Słuchała o czym gadają.
- Chyba muszę ci to opowiedzieć, żeby odświeżyć ci pamięć - pokręciła głową.
Marek lekko, ale nieśmiało się uśmiechnął.
- Gdybyś mogła  zakomunikował.
4
Iwcia chwilę się zastanowiła. Odchrząknęła i podjęła opowieść.
- Pamiętam dokładnie, że to były trzy dni przed wakacjami. Siedzieliśmy wtedy w knajpie -
zaczęła. - Gadaliśmy. Temat wspólnych wakacji sam się pojawił. Z tego co pamiętam, to
nikt nie wiedział jak.
- Ale się pojawił - wtrącił Marek.
- Tak - zgodziła się Iwcia. - Zaczęliśmy rozmawiać. Ty też rozmawiałeś i na początku
zaproponowałeś nawet, gdzie moglibyście się wybrać. Od twojej właśnie propozycji zaczęła
się dyskusja. O ile dobrze pamiętam, to można by jechać na pole namiotowe.
- Rozumiem - rzekł Marek.
- Omówiliście temat pola namiotowego, ale po kilku minutach doszliście do wniosku, że
prawie połowa nie ma namiotów - kontynuowała dziewczyna. - Dlatego ktoś inny, zdaje się,
że Kamil zaproponował wyjazd nad morze. Mówię ci Sid, to był strzał w dziesiątkę.
Wszystkim przypadł pomysł Kamila do gustu i zaczęliście omawiać szczegóły. Wiesz do
czego dążę? Składka i takie tam.
Marek przytaknął.
- Ty tam byłeś, ale praktycznie w ogóle się nie odzywałeś - dodała Iwcia. - Powiedziałeś
tylko kilka słów na początku rozmowy, zaproponowałeś wyjazd na pole namiotowe, a
potem siedziałeś cicho.
- Dlaczego?  zapytał.
- Tego nie wiem - skwitowała Iwcia. - Wiem tyle, że przez dłuższą chwilę nawet nie zwrócił
uwagi, że siedzisz i nic nie mówisz. Aż do momentu...
- ... kiedy Marcin powiedział " co ty na to Marek?" - dokończył nieświadomie chłopak.
- Otóż to... tak właśnie powiedział - uśmiechnęła się Iwcia. - A ty spojrzałeś na niego i
odpowiedziałeś...
- " że co?" - znowu przerwał koleżance.
- Mhm - stwierdziła dziewczyna. - Tylko nikomu nie chciało się tego wszystkiego
powtarzać, więc Marcin powiedział, że składacie się po 100 zł.
- Aha - mruknął Marek.
- Potem wszyscy podnieśli swoje tyłki i poszli do domu - rzuciła dziewczyna. - Ja też.
Jedynie ty siedziałeś i nad czymś tam myślałeś.
- Dlatego mogłem nie pamiętać - powiedział Marek. - Mogłem się po prostu zamyślić
- Możliwe - zgodziła się Iwcia.
- Ale powiedz mi jedno.
- Tak?
- Dlaczego nie powiedzieli mi dokąd jest termin składek?
- No właśnie - rzekła dziewczyna .- O tym nie powiedziałam.
Marek przyglądał jej się.
- No i?  pytał.  Mogli chociaż zadzwonić i poinformować mnie dokąd się składamy i
kiedy jest wyjazd.
- No tak - przyznała mu rację. - O tym cię nie poinformowali. Dlatego jakbyś miał wrażenie,
że wyjazd odwołany.
- Co prawda przypomniałaś mi wszystko - rzekł Marek. - Ale to nie zmienia faktu, że po
prostu o mnie zapomnieli.
- Albo nie zapomnieli.
- Jak to?!
- Mogli pamiętać o tobie, ale stwierdzili, że jak nie wpłaciłeś składki to nie będą ci mącić w
głowie - dodała dziewczyna.
- I wtedy pojechali - rzucił chłopak. - Widzisz... i nawet mi nie powiedzieli.
- Wiem co czujesz - uśmiechnęła się Iwcia. - Ale ma to dobre strony.
- Nie rozumiem.
Iwcia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- No nie udawaj, że nie wiesz! - prawie krzyknęła. - Masz więcej czasu dla mnie i dla
Baranka.
- No tak - uśmiechnął się. - Masz rację, wasze towarzystwo jest o wiele ciekawsze i o wiele
przyjemniej spędza się z wami czas.
Iwcia pocałowała go w policzek.
- Ej no - odezwała się Kam. - To mój Sid.
Iwcia spojrzała na nią i się zaśmiała.
- Ale ma dwa policzki do całowania  rzuciła. - Jeden dla mnie, a drugi dla ciebie.
- Niezły z ciebie cwaniak - oburzyła się Kam.
Marek przyglądał się sytuacji.
- Zawsze byłam cwaniak... zresztą, chyba byłam - dodała Iwcia.
- Ach ty... - zaczęła Kam.
- Dziewczyny, uspokójcie się - zainterweniował Marek. - Co z tego, że mam dwa policzki.
Ważne, że są dwie piękne dziewczyny, które mogą je całować.
Iwcia i Kam pytająco na siebie spojrzały.
- Po co kłócić się o takie pierdoły - uśmiechnął się. - Pogadajmy o czymś innym.
Chwila ciszy.
- Ale o czym? - spytała Kam.
Marek poczęstował ją kolejnym uśmiechem.
- Hmm - niech pomyślę... - podrapał się po głowie.  Kurcze, nie wiem. Nie nasuwają mi się
żadne tematy do rozmowy.
Zapanowała cisza. Marek wymyślał temat na rozmowę. Próbował go znalezć, lecz... temat
odnalazł jego.
- Iwcia, ponieważ jesteśmy u Ciebie w domu, to mam pytanie?
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
- O co chodzi?  spytała.
- Nie obiło ci się kiedyś coś na temat Czarnoborskiego lasu? Ponoć jest obciążony klątwą i
podobno kryje jakąś tajemnicę.
Dziewczyna zastanowiła się. Marek pozwolił jej pomyśleć, bo może coś będzie wiedziała.
- Miałam praprababcię - odezwała się nagle. - Z tego co wiem pisała pamiętnik. Mało ją
znałam. Nie widziałam ani raz, ale jestem pewna, że pisała jakiś pamiętnik. Umarła kilka lat
przed narodzinami mojej mamy.
- Pamiętasz jak miała na imię?
Iwcia znowu się zastanowiła, ale odpowiedziała szybciej:
- Prawdopodobnie Katarzyna... nazwiska nie pamiętam.
Marek przypomniał sobie rozmowę z głosem dziedzica i pamiętał jak dziedzic chciał
poślubić niejaką Katarzynę. Chciał być dobrej myśli, że o tą właśnie kobietę chodzi.
- Masz może jej zapiski? - zapytał nagle.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Tak, mam - odpowiedziała po chwili ciszy. - Potrzebujesz ich?
- Tam mogę znalezć odpowiedzi na resztę moich pytań.
- Rozwiązujesz zagadkę lasu?! - zdziwiła się Kam.
Marek potrząsnął głową.
- Super - mówiła Kam. - Wiesz już coś na jego temat?
- Jeszcze nie  odpowiedział. - Ale myślę, że jak przeczytam ten pamiętnik, to będę wiedział
sporo. - dodał (przynajmniej miał nadzieję, że o ten pamiętnik chodziło).
Teraz już zrozumiał, że dziedzic nie pisał pamiętnika, tylko ponoć ta jego niedoszła żona.
Spojrzał na Iwcię.
- Mogłabyś mi go udostępnić?  zapytał. - Pózniej oddam.
Iwcia się uśmiechnęła.
- Jasne, że ci pożyczę  orzekała. - Poczekaj tu... zaraz go przyniosę.
Wstała i wyszła z pokoju. Nie było jej dosłownie około pięciu minut. Szybko się
wyrobiła. W ręce niosła plik kartek...
Usiadła z powrotem na swoim miejscu i wręczyła mu je.
- Co prawda nie jest kompletny, ale na większość pytań (mam taką nadzieję) znajdziesz
odpowiedz - rzuciła.
Marek rzekł:
- Też mam taką nadzieję. Ale zabiorę się za to jutro rano  dodał. - dzisiaj jestem trochę
zmęczony. A tak poza tym... siedzimy tu prawie godzinę. Będę musiał lecieć.
- Rozumiem, spoko - zgodziła się Iwcia, widząc, że Marek już wstaje. Spojrzała na Kam. -
zostajesz?
Kam się odezwała:
- Też muszę lecieć. Mama na pewno do czegoś mnie potrzebuje.
- Nie ma sprawy - rzuciła Iwcia. - Ważne, że chociaż na chwilę wpadliście.
- My też się cieszymy, że przez tą chwilę mogliśmy pogadać - dodał Marek.
Iwcia się zaśmiała i odprowadziła ich do drzwi.
- Oddam ci ten pamiętnik za trzy dni. Myślę, że powinno mi starczyć tyle czasu - odezwał
się Marek.
Iwcia nic nie mówiła. Uśmiechała się.
- Trzymaj się Iwcia - powiedziała Kam.
5
Razem z Markiem pomachała jej na pożegnanie, a potem wyszli na chodnik.
Teraz mieli chwilę dla siebie. Jednak nie rozmawiali, tylko milczeli.
Dotarli do ulicy Akacjowej i stanęli.
- I co? - odezwała się Kam. - dowiedziałeś się czegoś ciekawego o dziedzicu?
Marek spojrzał na nią i od razu rzekł:
- Tak. Wiele ciekawych rzeczy.
W oczach dziewczyny pojawiła się ciekawość.
- Opowiedz mi - prosiła. - jestem zainteresowana.
Marek spoglądał w jej niebieskie oczy.
- Dobrze - rzekł po chwili. - chodz do parku.
Dziewczyna przylgnęła do niego i ruszyli w stronę parku. Dotarli tam po kilku minutach i
zaraz jak do niego weszli usiedli na pierwszej lepszej ławce.
Kamila spojrzała ponownie na chłopaka.
- I jak to jest z tym dziedzicem? - zadała pierwsze pytanie.
- Myślałem o nim od naszej ostatniej rozmowy - odpowiedział od razu. - po tym jak byłem
się z nim skontaktować...
- Właśnie - przerwała mu Kam. - jak to było z tym kontaktem? Bałam się o Ciebie...
Marek ją objął.
- Bardzo miły ten dziedzic - zaczął. - teraz inaczej patrzę na jego osobę. Miał trudne i
smutne życie.
- Nie rozumiem.
- Uwierzyłabyś, że on nie chciał mordować?
- Ale to zrobił - ucięła. Czuła, że zaczyna się już w tym wszystkim gubić.
- To prawda - sprostował Marek. - ale wbrew własnej woli.
W oczach dziewczyny ponownie pojawiło się zrozumienie. Nie zdajesz sobie sprawy z tego,
pomyślał Marek, jakie to wszystko staje się pogmatwane.
- W takim razie, co sprawiło, że wymordował tych mieszkańców? - rzuciła Kam.
- Jakaś siła - powiedział Marek. - podejrzewam, że las.
- Chcesz zasugerować, że to klątwa?
- Możliwe, ale nie mam jeszcze pewności. To trzeba wyjaśnić.
Dziewczyna milczała.
- Tylko tyle?
- Baranku - orzekł Marek. - sam jeszcze mało wiem, muszę jeszcze dużo rzeczy wyjaśnić.
To nie jest takie proste.
- Aha - zakończyła Kam. - a ten pamiętnik?
Marek spojrzał na kartki leżące na jego kolanach.
- Ach tak - rzekł. - byłbym zapomniał. Pamiętnik jego przyjaciółki.
Kamila z wrażenia szerzej otworzyła oczy.
- Chcesz powiedzieć, że praprababcia Iwcii była przyjaciółką dziedzica?
- Wszystko na to wskazuje - dodał Sid. - widzisz jaki ten świat mały?
Kiedy skończył rozległ się dzwonek telefonu Kam. Dziewczyna wyciągnęła go z kieszeni i
rozpoczęła rozmowę.
- Halo? - powiedziała do słuchawki.
Chwila ciszy.
- Ale mamo! - zaprotestowała.
Znowu pauza. Nieco dłuższa.
- No dobra. Zaraz będę.
Przerwała połączenie i schowała telefon z powrotem do kieszeni.
- Dzwoniła mama. Muszę iść do domu.
Marek się uśmiechnął.
- Dokończymy następnym razem - powiedział po chwili. - ja też w sumie miałem się już
powoli zbierać. Moja mama też już się chyba martwi.
- W takim razie papa Sid - powiedziała i cmoknęła go w usta na pożegnanie. Zaraz potem
odwróciła się i pobiegła w swoim kierunku.
- Papa Baranku - odpowiedział Marek i pogrążył się w milczeniu...
6
Wracając do domu przemyślał to, o czym mówiła Iwcia, odnośnie wyjazdu, ale po co.
Przecież wiedział, że ma jechać, lecz nie dał tych 100 złotych. Dlatego nie pojechał. Albo...
albo coś mu na to nie pozwoliło. Dotarł do bramy i na chwilę przystanął. Zastanowił się nad
ostatnią myślą...
Czy rzeczywiście coś sprawiło, żebym nie jechał, żebym pozostał? ...
Nagle ogarnęła go potworna chęć zadzwonienia do jednego z przyjaciół...
Słońce zbliżyło się do horyzontu. Marek zerknął na zegarek. Była 16:17... Ale ten czas
dzisiaj leci, pomyślał, okropnie. Prawdopodobnie całe to oglądanie tego zjawiska zajęło mi
sporo czasu. Aż dziwne, że nie zwróciłem na to uwagi.
- Jednak z drugiej strony... - powiedział i sięgnął po telefon.
Bez namysłu wykręcił numer do pierwszej lepszej osoby. Czekał...
Pierwszy sygnał.
Drugi sygnał...
Trzeci...
Marek myślał, że nic to nie da, ale nagle w słuchawce rozległ się głos. To była Lidia.
- Co tam słychać? - zaczął Marek.
Chwila ciszy i koleżanka odpowiedziała:
- Nie mogę teraz rozmawiać. Sorry - i nagle połączenie się przerwało.
Marek był niedobrej myśli. Coś się działo i było to coś złego...
Czuł to.
- Coś się dzieje - stwierdził. - Tylko co mam zrobić w tej sytuacji.
Nie miał określonego planu. Czuł się wykończony i to chyba ostatnie zdarzenia go tak
zmęczyły. Tak podejrzewał.
Niemym wzrokiem wpatrywał się w majaczące w oddali drzewa. Westchnął. W lewej ręce
kurczowo ściskał kartki pamiętnika, który jutro będzie rozwiązywać. To znaczy,... czytać.
Uśmiechnął się...
7
Zbliżał się wieczór. Słońce powoli chowało się za horyzontem, zmieniając barwę na
krwisto - czerwoną. Marek dużo myślał, ale głównie większość jego myśli była zbędna.
Zupełnie niepotrzebna. To były takie jego przelotne przemyślenia.
Niosąc tajemniczy pamiętnik, zerknął na niego odruchowo. Natychmiast na jego usta
zaczęła się cisnąć ogromna liczba pytań... Najgorsze było to, że nie znał na nie odpowiedzi.
Zmartwiło go to. Dodatkowo miał złe przeczucia i wrażenie, że w tej chwili ktoś go
obserwuje.
Podszedł do skrzynki pocztowej, ale nie z myślą, że mogłoby coś przyjść... Uważnie
przesunął wzrokiem po okolicy i poczuł niepokój. Nie wiedział, co w tej chwili zrobić. Do
jakich czynów się uciec. Zerwał się leciutki wiaterek, który poruszył liśćmi drzew...
Rozejrzał się jeszcze raz, po czym z trudnością ruszył dalej. Po kilku długich minutach
znalazł się przy furtce i bez namysłu udał się pod drzwi wejściowe.
Zawahał się chwilę, zamierając z ręką nad klamką. Stał tak kilka sekund. W zupełnym
bezruchu.
Nie wiedział co stało się potem, ale nagle się ocknął i z głową bez myśli.
No... niezupełnie. Pojawiła się pewna myśl, ale Marek ją odrzucił, nie poświęcając jej ani
sekundy. Otworzył drzwi i wszedł do domu. Nie zdążył jednak ich zamknąć. Same się
zamknęły, a nawet lepiej, trzasnęły. Marek podskoczył i usłyszał:
- Nie trzaskaj drzwiami! - dobiegł z kuchni głos mamy.
Tak, jakby ta myśl, którą odrzucił chciała się zrewanżować...
Marek nieświadomie wzruszył ramionami i poczuł jak jego oczy wilgotnieją. To zły znak,
pomyślał. Zły.
Poczłapał do kuchni i usiadł na taborecie. Matka, która siedziała na przeciwko niego,
przyglądała mu się z uwagą. Zresztą jak zawsze. Marek tylko ukrył twarz w rękach,
opierając je łokciami o powierzchnię stołu. Słyszał szum w głowie i bał się. Był to
autentyczny strach.
- Co się stało? - zapytała nagle matka.
Marek odkrył twarz. Miał w oczach łzy, ale nie odpowiedział.
- Marek - powtórzyła mama - powiedz...
- Nic takiego - przerwał jej chłopak.
Mama z wrażenia szerzej otworzyła oczy.
- Nic takiego, mamo - powtórzył Marek, zupełnie jak automat. - Nic takiego.
Coś nim kierowało. Jakaś siła, ale nie wiedział dokładnie jaka.
- Jak możesz tak mówić, że nic - powiedziała spokojnie matka, ale w twarzy syna dostrzegła
coś jeszcze. Jakby coś się stało. - Dobrze się czujesz? Jesteś...
- Nie - przerwał jej znowu. - Potrzebują mnie. Wzywają mnie. Boję się.
Matka była zdezorientowana.
- Kto cię potrzebuje? Kto cię wzywa? - spytała z trwoga w głosie, ale odpowiedzi nie
otrzymała.
Marek z trudnością podniósł się ze stołka i poszedł do swojego pokoju. Lecz nagle, przy
wejściu do kuchni poczuł, jak szum, który słyszał w głowie wzmocnił się. Obraz się
zamazywał, a ciało stało się wiotkie. Po króciutkiej chwili zobaczył ciemność... upadł.
Matka widząc to zerwała się z taboretu w błyskawicznym tempie. Kiedy znalazła się obok
niego, zrozumiała, że coś go wyczerpało, ale w ogóle nie potrafiła określić co. Może
właśnie dlatego zemdlał, pomyślała.
Twarz Marka była blada jak ściana. Bez namysłu wzięła go na ręce i zaniosła na łóżko do
jego pokoju, podnosząc również kartki, które leżały na ziemi. Marek upuścił je, kiedy
zemdlał. Przyglądała mu się chwilę, położyła pamiętnik, który podniosła z ziemi na biurku
syna, (całe szczęście, że strony się nie pomieszały), po czym wyszła zamykając za sobą
drzwi.
Marek nic nie czuł. Podejrzewał co mogłoby się jeszcze wydarzyć, zanim stracił
przytomność... Ciemność zaczęła zanikać, ukazując mu niewyrazny obraz, który po kilku
chwilach się wyostrzył. Przypomniał mu się las i to napawało go niepokojem. Jakimś innym
rodzajem niepokoju. Ujrzał przed oczami coś, co mogło się bez trudu utworzyć w jego
głowie. Wysoka dziewczyna zmierzała w kierunku Marka ze spuszczoną do ziemi głową. W
tym wszystkim usłyszał dziwne jęki i brzęk kajdan. Na początku były bardzo wyrazne, ale z
czasem, jak dziewczyna zbliżała się w kierunku chłopaka, nieprzyjemne odgłosy stawały się
coraz cichsze. Domyślał się, jakie zamiary ma nieznajoma i kiedy odgłosy zniknęły,
dziewczyna znalazła się kilka metrów przed nim, cały czas idąc przed siebie. Pojawił się
silny strach. Marek przez ten sen odczuwał go bardzo wyraznie, jakby był w tym lesie, a nie
we własnym pokoju. Z jego ust wydobył się zduszony jęk i obraz w ułamku sekundy
zniknął. Marek ponownie ujrzał ciemność. Po kilku sekundach krzyknął i w tym samym
momencie zerwał się z łóżka. Na jego ciele pojawiły się krople potu. Ciary przebiegły mu
po grzbiecie i do potu dołączyła gęsia skórka. Siedział tak chwilę ciężko dysząc. Bał się.
Był we własnym pokoju i się bał. Z ogromną trudnością spojrzał na zegarek. Była 03:27. Na
dworze panował mrok, a na ulicy utworzyła się gęsta mgła... Gęsta biała mgła, która
wyglądała jeszcze straszniej w świetle przyulicznych latarni. Z trudem wstał z tapczanu i
ostrożnie podszedł do okna. Wyjrzał przez nie i nic nie dostrzegł... Nie trwało to jednak
długo. Z gęstej poświaty wyłoniła się zjawa kulejącego mężczyzny. Zbyt wyrazna?
Zatrzymała się tuż obok furtki Marka i rozglądała się wokoło. Chłopak chcąc uniknąć
spotkania z jej wzrokiem, powoli i ostrożnie odsunął się od okna. Po kilku sekundach zjawa
zniknęła i w pokoju Marka zrobiło się nagle przerazliwie zimno. Przenikliwy chłód przeszył
jego ciało na wylot. Poczuł na szyi czyjś oddech. Tak samo chłodny i mrożący krew w
żyłach. Gwałtownie odskoczył na bok. Dopiero po chwili odwrócił głowę w tamtą stronę,
jednak nikogo tam nie zauważył.
"Czego chcecie! - wykrzyknął nieświadomie myślami. - Dajcie mi wreszcie święty
spokój!".
Chwila ciszy, a potem otrzymał nie satysfakcjonującą go odpowiedz:
"Niebawem się dowiesz".
Po chwili zapadła cisza... chłód zniknął. Minęło kolejne kilka sekund i chłopak ponownie
stracił przytomność...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 10
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 12
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 14
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 16
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 13
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 17
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 15
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 3
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 5
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 4
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 8
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 20
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 7
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 6
Tom II rozdziały 11 15
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 21
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 15
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 1
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 2

więcej podobnych podstron