Co może animacja komputerowa Wywiad z twórcą 'Katedry' [d 2005]


CO MOŻE
ANIMACJA
KOMPUTEROWA
Młody Technik Luty 2003
- "KATEDRA"
TOMASZA
BAGICSKIEGO
Wyróżniony nagrodami: Best Animated Film na targach Siggraph 2002 w San Antonio, Grand
Prix Animago Award podczas kolońskich targów Digital Behiavour oraz główną nagrodą w
kategorii Digital Short Film na brytyjskim festiwalu BAF! 2002, zrealizowany metodą animacji
komputerowej film krótkometrażowy "Katedra", jest wyświetlany od pazdziernika 2002 w kinach
jako dodatek to filmów pełnometrażowych. O technice tworzenia "Katedry", animacji
komputerowej i sobie mówi autor, Tomasz Bagiński.
MT: Jak doszło do realizacji "Katedry?" Czy miało na to wpływ pańskie wykształcenie i czy jest
ono zbieżne z uprawianą obecnie działalnością?
TB: Filmami interesowałem się od niepamiętnych czasów. Po drodze była jeszcze fascynacja
komiksem, która zamieniła się w zainteresowanie filmami animowanymi. Jednak nie bardzo
widziałem się w Aódzkiej Szkole Filmowej, zdałem więc na Wydział Architektury Politechniki
Warszawskiej. W trakcie okazało się, że architektura nie jest to to, co chciałbym robić w życiu,
więc w okolicach trzeciego roku zrobiłem studencki film animowany "Rain" (Deszcz - nazwę
angielską, szczerze mówiąc, wybrałem z przyczyn marketingowych). Film zdobył kilka lokalnych
nagród i stał się przepustką do Platige
Image, firmy, w której obecnie pracuję.
Gdy otrzymałem możliwość pracy tutaj,
zrezygnowałem z dalszych studiów i
nie żałuję tego, gdyż od czterech lat
(obecnie mam 27) pracuję nad tym, co
mnie najbardziej interesuje - przy
efektach specjalnych, filmach i
animacji.
MT: Ile czasu zajęła praca nad
"Katedrą"?
TB: Sama, czysta praca zajęła 15
miesięcy, ale te 15 miesięcy było rozrzucone w ciągu ostatnich trzech lat, pomiędzy styczniem
1999 r. a kwietniem 2002 r.
MT: A jak wyglądała kwestia finansowania? Czy była to praca po godzinach?
TB: Nie, na sfinansowanie projektu udało mi się namówić szefów Platige Image, aby zostali
producentami tego filmu. Nie była to produkcja multimilionowa, lecz te pieniądze pozwoliły na
realizację filmu tak, że nie musiałem myśleć o innych, bardziej przyziemnych sprawach. Przerwy
w pracy nad "Katedrą" były spowodowane tym, że musiałem robić inne, komercyjne projekty.
Pracowałem nad efektami specjalnymi do "Quo Vadis" i do Superprodukcji" Machulskiego, mam
na swoim koncie także kilkadziesiąt reklam telewizyjnych, ale to, w przeciwieństwie do autorskiej
"Katedry", to prace zespołowe.
MT: Czy przy realizacji "Katedry" pracował pan z zespołem, czy sam?
TB: Nad obrazem pracowałem sam, choć przy kilku rzeczach pomogli mi znajomi. Można o tym
przeczytać na stronie internetowej, że mój kolega Witalis Popow pomógł mi w pierwszej fazie
projektu w zaplanowaniu ruchów postaci, czyli był w pewnym sensie aktorem. Koledzy z firmy
służyli mi niekiedy radą na temat kilku szczegółów, za to nad muzyką pracowało 10 osób, ale
ona powstawała w tydzień...
MT: "Katedrę" zaklasyfikowano jako dzieło o wymiarze religijnym. Czy zgadza się pan z tym
stwierdzeniem?
TB: Niektórzy ludzie to w ten sposób odbierają, ale ja tego zupełnie tak nie widzę. W lansowaniu
tezy o religijnym wymiarze tego filmu przoduje redakcja "Nowej Fantastyki", ponieważ kiedyś
promowano tam Jacka Dukaja z opowiadaniem "Złota galera", otwierającym nurt religijny w
polskiej fantastyce. W związku z tym i "Katedrę" redakcja "NF" czym prędzej upchnęła do tej
szufladki, tym bardziej, że autorem scenariusza jest Jacek Dukaj. Jednak każdy widz odbiera to
na swój sposób.
MT: A czy pan widzi w tym filmie tylko popis umiejętności warsztatowych, czy też ma Pan do tego
jakiś stosunek emocjonalny i chciał Pan zawrzeć tu jakieś przesłanie?
TB: Trudno nie mieć stosunku emocjonalnego do dzieła, które powstawało tak długo.
Początkowo chciałem zrobić zestaw ładnych obrazów i to było moim głównym celem, bo
potrzebowałem odskoczni od projektów komercyjnych, gdzie rzadko można się popisać
inwencją, bo należy jak najdokładniej zrealizować zamówienie. Jednak w trakcie pracy nad
"Katedrą" pojawiły się u mnie pewne przemyślenia...
MT: ...Można w tym widzieć
rodzaj pasożyta lub
drapieżnika...
TB: To jest jedno z rozwiązań,
które przewidziałem w tym
filmie, chociaż mnie przede
wszystkim chodzi o relację
"twórca - dzieło", może też i o
odpowiedzialność za własne
czyny... Gdy się ten film obejrzy
kilka razy, to można spostrzec,
że postać, która wchodzi do
katedry, bohater filmu, wie, co
się z nim stanie, że on to
zaplanował i nie wycofuje się, pomimo, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji. Można tu mówić
o postępowaniu człowieka w obliczu uzależnienia... Dla mnie jednak najważniejszy jest motyw
odpowiedzialności.
MT: Jakie etapy można wyróżnić przy realizacji takiego filmu?
TB: Pierwszy etap to planowanie, czyli zamiana tekstu opowiadania w opis scenariuszowy.
Opowiadanie "Katedra" miało ponad 80 stron, więc zamienienie go w sześciominutowy film
wymagało ogromnych zmian. Obecnie jest to zupełnie inna historia, choć czerpie sporo z
oryginalnego opowiadania, np. klimat. Nad tym wraz z Jackiem Dukajem spędziliśmy ponad pół
roku.
Pózniej należy to zamienić na obrazki - zwykłe, ołówkowe, odręczne rysunki, to faza tzw.
storyboardu. Jest to coś w rodzaju komiksu, który upraszcza planowanie. Storyboard musi się
ładnie prezentować, gdyż przedstawia się go producentowi i ludziom, których trzeba przekonać,
aby wyłożyli pieniądze na projekt.
Kolejny krok na tym etapie to shootingboard - jest to taki dokładniejszy, bardziej szczegółowy
storyboard, ale on już nie musi być ładny, gdyż służy do użytku wewnętrznego. Wtedy musi być
rozrysowane każde ujęcie, każdy kadr filmu. W niektórych filmach robi się tzw. animatic, czyli
uproszczony film animowany, zmontowany z zeskanowanych rysunków ze storyboardu i
shootingboardu, podkłada się pod muzykę i sprawdza, jak kadry są ze sobą zgrane w czasie. W
"Katedrze" posługiwałem się tą metodą tylko dla części filmu, gdyż finalna część filmu będzie
montowana pod muzykę, a skoro muzyki jeszcze nie było, nie robiłem animaticu.
Drugi etap to modelowanie komputerowe w 3D (w tym przypadku posługiwałem się programem
3D Studio Max), choć istnieją i inne do takich celów. Modelowanie komputerowe jest najbliższe
budowaniu scenografii w klasycznym filmie. Tę scenografię modeluje się z brył, dawniej były to
formy proste, jak płaszczyzny i wielościany, obecne programy są to narzędzia pozwalające na
budowę z coraz bardziej złożonych elementów. Obecnie modelowanie 3D ma wiele wspólnego z
rzezbiarstwem. Następny krok to teksturowanie, czyli pokrywanie wymodelowanych obiektów
warstwami - zdjęć lub wygenerowanych materii o jakiejś fakturze, co nadaje bryłom plastyczność.
Następnie jest oświetlanie, analogiczne, jak to się robi na prawdziwym planie filmowym - tu
programowi zadaje się kierunek, z którego pada światło, rodzaj światła - odbite, czy rozproszone,
sposób padania, kąty, itp., dzięki czemu poszczególne ujęcia mają określony nastrój. Wreszcie
rendering, który jest najbliższy robieniu zdjęcia przygotowanej sceny. Gdy mamy scenografię
zbudowaną, pomalowaną i oświetloną, robimy wtedy zdjęcie. Proces renderingu jest
czasochłonny, gdyż symulacje oświetlenia, które musi wykonać komputer, angażują ogromne
ilości pamięci i mocy obliczeniowej.
Następny etap to kompozycja. Można ją porównać do wywoływania filmu - zrobiony materiał,
który w normalnym świecie uzyskuje się za pomocą związków chemicznych i odpowiedniego
wywoływania filmu, w komputerze stosuje się całą paletę efektów, korekcji barwnych itp. Można
to porównać do filtrów w np. Photoshopie, gdzie z prostego obrazka można wyciągnąć więcej
informacji i obraz nabiera więcej charakteru. Jednak jest tu sporo ręcznej roboty, gdyż narzędzia
wbudowane w program należy odpowiednio łączyć ze sobą. Przede wszystkim chodzi o to, żeby
wszystkie ujęcia pasowały do siebie kolorystyką, miały ten sam charakter i taki sam wygląd,
czego na etapie renderingu nie da się łatwo kontrolować.
W filmie występują także domalówki, z angielska zwane madepaintingiem. Domalówki służą do
dodawania szczegółów, które są skomplikowane technicznie, lecz mało istotne, bo występują w
kącie ekranu, tylko w jednym ujęciu. Wtedy nie ma sensu tego modelować, lepiej namalować,
udając, że taki detal tam jest. W ten sposób oszczędza się ogromną ilość pracy, a widz sądzi, że
jest to część sceny, zbudowana jak normalna scenografia. Jest to technika z lat 1930. Wtedy
robiono na szkle domalówki, między którymi chodzili aktorzy, a wyglądało, że znajdują się w lesie
lub przed zamkiem... Teraz, oczywiście, wszystko to się robi w komputerze, po to, aby
zaoszczędzić pracy i utrzymać widza w przekonaniu, że na coś patrzy...
W międzyczasie, trochę wcześniej jest animacja postaci, ale to już inna historia, bo o tym
możnaby napisać niejedną książkę...
MT: Czy postacie modeluje się osobno, a pózniej wmontowuje w istniejące tło, czy też pracuje
się nad wszystkim na raz?
TB: Nad postacią pracowałem oddzielnie i oddzielnie nad tłem, a pózniej to montowałem na
etapie kompozycji, która służy też do
łączenia materiałów z różnych zródeł
w jeden obraz. Postać była robiona w
oderwaniu od sceny, ponieważ sama
postać była dosyć złożonym
modelem, a łączenie tego ze sceną
windowało poziom trudności pod
niebiosa. Znacznie łatwiej było to
zrobić osobno, także i ze względu na
przeliczanie tego, na łatwość
techniczną, symulację oświetlenia itp.
MT: Czy fragmenty obrazów (np. twarze) były również generowane komputerowo, czy też
posłużyły do nich gotowe zdjęcia?
TB: Zdjęć użyłem bardzo mało, jedynie przy kilku teksturach. Większość to było malarstwo i
rysunki. Starałem się zmieszać te dwie techniki - czysto komputerowe modelowanie, grafikę 3D,
z bardzo tradycyjnym podejściem do animacji, z dużą ilością domalówek, malarstwa, rysunków
zrobionych ręcznie. Chciałem w ten sposób zrobić coś nowego, bo istnieje wiele animacji
klasycznych, jak i czysto komputerowych, a ja starałem się połączyć te dwie techniki, bo to jest
chyba najlepsza droga.
MT: Jakim komputerem, czy też komputerami posługiwał się pan przy tworzeniu "Katedry?"
TB: Zaczynałem "Katedrę" na Dual Pentium 450 MHz, z 750 MB RAM, to było oczywiście w 1999
r., a większość pracy, po roku, powstawała na komputerze mocniejszym, na Dual Pentium 1
GHz, na tym też zakończyłem prace, aczkolwiek przeliczanie, rendering przy kompozycji,
wymagający dużych mocy obliczeniowych, był wykonany przy użyciu sieci komputerowej firmy, to
jest około piętnastu komputerów od powolnych, 450 MHz, do 2,5 GHz. W momencie kończenia
"Katedry" najszybszy komputer miał chyba 1,8 GHz.
MT: Czyli komputery Silicon Graphics nie były w użytku...
TB: Nie, w tej chwili nie jest to konieczne - one są niebywale kosztowne, a przy tej pracy było to
niepotrzebne. Obecnie Silicony i stacje graficzne uchowały się przy bardzo dużych systemach do
kompozycji, ogromnych programach typu Inferno czy Flame, które są nierozerwalnie związane z
komputerami Silicon typu Onyx czy Octane, gdzie komputer dostaje się jako dodatek do
programu kosztującego ogromne pieniądze.
MT: Czy można obecnie powiedzieć, że jakieś komputery są najlepsze do tworzenia filmów?
TB: Im szybsze, tym lepsze. Nie ma takiego komputera-marzenia, który stanowiłby ideał. To
musi być po prostu szybki, stabilny komputer z dużą ilością pamięci i pojemnością dysku. Nie ma
już takiej sytuacji, jak 10 lat temu, kiedy była firma Silicon Graphics, poza którą grafika na
poziomie nie powstawała. Obecnie, jeśli ktoś się na tym zna, może złożyć bardzo porządny
komputer nawet kupując części na giełdzie. Wynika to również z tego, że np. karty graficzne,
których obecnie nie można kupić ze względu na cenę, za pół roku będą dostępne za grosze.
Jeśli ktoś ma dużo pieniędzy, to może, oczywiście, kupić najlepszy sprzęt, ale po pół roku będzie
można kupić go za ułamek obecnej ceny...
Bardzo korzystne za to jest mieć do dyspozycji kilka komputerów pracujących w sieci, ponieważ
można wtedy rozłożyć czynności na poszczególne jednostki. Najbardziej pracę nad filmem
hamuje prędkość komputerów, gdyż trzeba przeliczać wiele rzeczy. Można by to było zrobić
troszeczkę szybciej, gdyby miało się bardzo szybki komputer. Na przykład w filmie musiałem
przeliczyć kaptur postaci, czyli rzecz, której nie mogłem zrobić ręcznie. Symulacje ubrania są
bardzo trudne, nie mogłem zostawić tego animacji ręcznej, bo to nigdy nie wygląda dobrze, więc
musiałem zastosować symulację fizyczną, a to liczy się bardzo powoli. Wprowadzałem
parametry, startowałem symulację, a po kilku godzinach okazywało się, że ten kaptur jest nie taki
- zsuwa się z czoła, albo robi się z nim coś niedobrego i trzeba było powtarzać kolejny raz. Były
to godziny zmarnowane, bo mojego udziału było w tym bardzo niewiele, a nie mogłem pracować
dalej, bo komputer liczył. Często w związku z tym zostawiałem obliczenia komputerowi na noc,
ale nie wszystko dało się tak podzielić. W takiej sytuacji sieć albo dodatkowe komputery, na
które można zrzucić część pracy bardzo się przydają. Lepiej jest nawet mieć kilka słabszych
komputerów, niż jeden supermocny.
MT: Ile pamięci zajęła "Katedra"?
TB: W formie finalnej nie jest tego zbyt wiele, to około 15 GB. Jednak podczas kompozycji, kiedy
łączyłem wszystkie warstwy i wszystko musiałem mieć na dysku w jednym momencie, było to
250 GB, czyli ponad ćwierć TB (terabajta), które musiały być dostępne. W filmie jest 110 ujęć,
każde z nich było złożone z 6 do 20 warstw, a wszystko w rozdzielczości kinowej, to były
ogromne ilości danych.
MT: Czy według pana będzie można, wykorzystując charakterystykę ruchową aktora robić filmy
NIEODRÓŻNIALNE od kręconych metodami tradycyjnymi (z udziałem np. Marylin Monroe i
Humphreya Bogarta, których ściga Adolf Hitler?)
TB: Jeśli o to idzie, to nie jestem skrajnym optymistą, na pewno kiedyś to będzie możliwe, ale
obecnie skutecznie zastępuje się tą metodą np. kaskaderów przy trudnych scenach akcji, ale
tam, gdzie jest potrzebna gra aktorska, gra
niuansami, uczucia, tu animacja komputerowa nie
wystarcza. Na targach Siggraph w San Antonio w
USA prezentowano realistyczną postać całkowicie
animowaną komputerowo, ale na razie jest to
pierwsza jaskółka.
MT: Czy tradycyjna technika animacji, jaką robiło
kiedyś studio w Bielsku-Białej lub Disney, ma jakąś
przyszłość i czy ma jakieś cechy korzystniejsze, niż
animacja komputerowa?
TB: Rozdzielanie czy przeciwstawianie sobie tych dwóch rodzajów animacji jest błędem.
Obecnie to się często robi, lecz stoją za tym ludzie związani z tradycyjną animacją. A komputer,
przynajmniej dla mnie, jest to narzędzie, które daje więcej możliwości ponad zwyczajny długopis
czy piórko, nie mówiąc o możliwości cofnięcia danej operacji. Poza tym wszystko można zrobić
dokładniej i szybciej. Co wiem na pewno, to to, że dobrymi animatorami są ludzie, którzy mają
opanowane techniki tradycyjne i nauczyli się podstaw obsługi komputera. Na odwrót jest dużo,
dużo trudniej.
Technicznie komputer przewyższa animację tradycyjną, jeśli idzie o sprawność tworzenia filmu
animowanego. Z drugiej strony, są pewne wartości artystyczne, przy których animacja tradycyjna
mogłaby wygrać, oczywiście animacja niekomercyjna, artystyczna, np. "Zbrodnia i kara" Piotrka
Dumały, która niedawno chodziła w kinach, robiona kredą na jakichś dziwnych podkładach...
Takie rzeczy nie zginą...
MT: ...Albo jak Antoniszczak, autor z Krakowa, który wydrapywał filmy bezpośrednio na kliszy...
TB: Tak, takie rzeczy nie zginą, ale w animacji komercyjnej, czy dla dzieci, uciekanie od
komputera jest pomyłką. Gdy pracuje się na komputerze, można łatwiej komunikować się z
zespołem. A rysunek przecież pozostaje, z tą różnicą, że nie filmuje się go kamerą, tylko
wskanowuje.
MT: Co mógłby pan doradzić młodym ludziom, którzy poskładali sobie komputer i chcą robić
filmy?
TB: Wszystkim radzę, żeby zaczęli od technik tradycyjnych. Komputer powinien być
urządzeniem pomocniczym. Komputer przyciąga młodych ludzi i sprawia wrażenie, że dzięki
niemu łatwiej jest zrobić jakiś obrazek... Jednak jeśli nie zacznie się od ołówka, to nie sposób
przejść na naprawdę wysoki poziom w tworzeniu grafiki - zostanie się na poziomie sześcianików
i kółek. Są oczywiście wyjątki, ale większość dobrych grafików komputerowych, których znam,
jest świetna w technikach tradycyjnych. Praca przy komputerze zaś jest to liczba wysiedzianych
godzin. Warto tu korzystać z internetu, gdyż można stamtąd ściągnąć wiele tutoriali,
samouczków i każdy odpowiednio zdesperowany, żeby uczyć się grafiki komputerowej, będzie w
stanie to zrobić, szczególnie jeśli nie boi się języka angielskiego. Poza tym na starcie nie warto
rzucać się na jakiś gigantyczny projekt - wielu młodych ludzi popełnia ten błąd, że po pół roku
uczenia się komputera próbują robić sagi na miarę Gwiezdnych Wojen, z ogromną ilością
postaci. Po 2-3 latach pracy okazuje się, że powstały z tego 2 minuty filmu kiepskiej jakości.
Lepiej jest zainwestować w projekty mniejsze, kameralne i skoncentrować się na ich jakości, niż
próbować konkurować z Lucasem. Korzystniej jest stworzyć prostą historię z jedną postacią,
która wizualnie i artystycznie będzie mogła konkurować z normalnymi filmami, komplikację
można stosować pózniej, gdy pierwszy projekt się uda.
MT: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Marek Utkin


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dodatek1 Animacja Komputerowa
Co może przynieść XXI wiek
Co może być z Zarządzania Procesami Inwestycyjnymi opracowane
Co może Wyższe Ja
Co może jeść króliczek
Co może zrobić dorosły, aby oswoić dziecko ze szkołą
co może być dowodem księgowym
co moze wyzsze ja
Komputer udowodnił, że może być ludzki
Balibar Étienne Wywiad (Co zostało ze „szkoły Althussera”)
NF 2005 08 twórca
Co każdy wolontariusz wiedzieć powinien (2005)

więcej podobnych podstron