Chiang Ted Pieklo to nieobecnosc boga id 2


NAGRODA HUGO 2002





Pieklo to nieobecnosc boga





(Hell its Absence of God)

o jest opowieść o człowieku nazwiskiem Neil Fisk i o tym, jak pokochał Boga. Przełomowym wydarzeniem w życiu Neila był wypadek straszliwy, lecz zarazem zupełnie zwyczajny: śmierć żony Sarah. Żałoba, którą czuł, przygniatała nie tylko z uwagi na oczywistą intensywność, lecz również dlatego, że stanowiła odbicie i ilustrację wszystkiego, co dotąd w życiu wycierpiał. Śmierć żony zmusiła Neila do ponownego rozważenia relacji między nim a Bogiem, co stało się początkiem podróży, która zmieniła go na zawsze.

Neil przyszedł na świat z wrodzoną wadą – jego lewe udo było wykręcone na zewnątrz i kilka cali krótsze od prawego. Specjalistyczne określenie tej wady brzmiało: ogniskowy ubytek kości udowej bliższy. Większość ludzi, których spotykał, uważała, że Bóg jest za to odpowiedzialny, ale matka Neila nie była podczas ciąży świadkiem żadnych nawiedzeń. Jego stan wynikał po prostu z nieprawidłowego rozwoju kończyny w szóstym tygodniu ciąży. Matka Neila była zdania, że winę ponosił jego nieobecny ojciec, którego zarobki mogłyby umożliwić opłacenie korekcyjnej operacji, nigdy jednak nie powiedziała tego na głos.

W dzieciństwie Neil zadawał sobie niekiedy pytanie, czy Bóg próbuje go ukarać, lecz w pierwszej kolejności winił za swe cierpienia kolegów z klasy. Ich nonszalanckie okrucieństwo, instynktowna zdolność odnajdywania luk w emocjonalnej zbroi ofiary, sposób, w jaki sadyzm wzmacniał więzy przyjaźni między nimi – wszystko to były przejawy ludzkiego, nie zaś Boskiego postępowania. Choć inne dzieci często posługiwały się w swych drwinach imieniem Boga, Neil wiedział, że to nie On jest winny ich zachowania.

Aczkolwiek uniknął pułapki, jaką byłoby oskarżanie Boga, nie udało mu się Go pokochać. Nie modlił się do Boga o siłę ani o ulgę w cierpieniach, gdyż w jego osobowości ani w tym, jak go wychowano, nie było nic, co mogłoby go ku temu skłonić. Powodem jego rozlicznych problemów był przypadek bądź inni ludzie, toteż walczył z nimi czysto ludzkimi metodami. Gdy osiągnął wiek dojrzały, podobnie jak wielu innych uważał Boskie poczynania za abstrakcję, dopóki nie dotknęły jego życia. Anielskie nawiedzenia były czymś, co zdarzało się innym ludziom. On dowiadywał się o tym z nocnych wia-o domości. Życie Neila było zupełnie prozaiczne. Pracował g jako administrator w ekskluzywnym budynku mieszkal-^ nym, pobierając czynsze i dokonując napraw. Wjego opi-c nii wydarzenia świetnie mogły się toczyć – na dobre czy

na złe – bez jakiejkolwiek ingerencji z góry.



Tak patrzył na wszystko do chwili śmierci żony.

Było to zupełnie zwyczajne nawiedzenie, mniejsze niż przeciętne, ale charakterem nie różniące się od innych. Jednym przyniosło błogosławieństwa, a innym nieszczęście. Aniołem był w tym przypadku Natanael, który objawił się w śródmiejskiej dzielnicy handlowej. Dokonał czterech cudownych uzdrowień: wyeliminował raka u dwóch osobników, zregenerował rdzeń kręgowy para-plegika i przywrócił wzrok osobie, która niedawno oślepła. Doszło również do dwóch innych cudów, które nie były uzdrowieniami: samochód dostawczy, którego kierowca zemdlał na widok anioła, zatrzymał się, nim zdążył wjechać na zatłoczony chodnik, a na innego mężczyznę w chwili odejścia anioła padł snop światłości niebieskiej, który zniszczył mu oczy, lecz uczynił go pobożnym.

Żona Neila, Sarah Fisk, była jedną z ośmiu śmiertelnych ofiar. Została uderzona taflą szkła w chwili, gdy otaczająca anioła skłębiona bariera płomieni stłukła frontową szybę kawiarni, w której jadła. Wykrwawiła się na śmierć w ciągu kilku minut, a inni klienci kawiarni, którzy odnieśli jedynie powierzchowne obrażenia, mogli tylko słuchać, jak krzyczała z bólu i strachu, a potem przyglądać się, jak jej dusza wznosi się ku niebu.

Natanael nie przekazaÅ‚ żadnej konkretnej wiadomoÅ›ci. Pożegnalne sÅ‚owa anioÅ‚a, których grzmiÄ…ce tony wypeÅ‚niÅ‚y caÅ‚e miejsce nawiedzenia, brzmiaÅ‚y typowo: â€Å›Ujrzyjcie moc Pana". Z oÅ›miu dusz zabitych tego dnia ludzi trzy przyjÄ™to do nieba, natomiast pięć nie – proporcja lepsza od przeciÄ™tnej dla Å›mierci ze wszystkich powodów. SześćdziesiÄ™ciu dwóm osobom udzielono pomocy medycznej. OdniosÅ‚y one obrażenia od lekkich urazów przez pÄ™kniÄ™cie bÅ‚ony bÄ™benkowej aż do oparzeÅ„ wymagajÄ…cych przeszczepu skóry. Straty wyceniono na 8,1 miliona dolarów, lecz prywatne firmy ubezpieczeniowe nie zwróciÅ‚y ani centa z uwagi na przyczynÄ™. DziesiÄ…tki Å›wiadków zostaÅ‚y potem pobożnymi wyznawcami, czy to z wdziÄ™cznoÅ›ci, czy ze strachu.

Niestety, Neil Fisk nie był jednym z nich.

o nawiedzeniu wszyscy świadkowie często zakładają grupę wsparcia, by opowiedzieć sobie, jak wspólne doświadczenie wpłynęło na ich życie. Świadkowie ostatniego nawiedzenia przez Natanaela również urządzali podobne spotkania i zapraszano na nie także rodziny śmiertelnych ofiar. Neil zaczął w nich uczestniczyć. Spotkania urządzano raz na miesiąc w podziemiach wielkiego śródmiejskiego kościoła. Były tam składane metalowe krzesła, ustawione w rzę-





dy, oraz stół z kawą i pączkami. Wszyscy mieli przyczepione do ubrań identyfikatory z wypisanym flamastrem imieniem i nazwiskiem.W oczekiwaniu na początek spotkania ludzie stojąc popijali kawę i prowadzili zdawkowe rozmowy. Większość tych, z którymi rozmawiał Neil, sądziła, że jego noga ucierpiała podczas nawiedzenia, i musiał im tłumaczyć, że nie jest świadkiem, lecz mężem jednej z ofiar. To mu zbytnio nie przeszkadzało, gdyż był przyzwyczajony do opowiadania o swym kalectwie. Irytował go jednak ton samych spotkań, na których uczestnicy opisywali swoje reakcje na nawiedzenie. Najczęściej mówili o pobożności, która się w nich obudziła, i próbowali przekonać pogrążonych w żałobie bliskich ofiar, że powinni czuć to samo.

Reakcja Neila na podobne próby perswazji zależała od togo, z kim miał do czynienia. Jeśli był to zwyczajny świadek, irytował się tylko, ale jeśli do miłości do Boga próbował go przekonać ktoś, komu przyznano cudowne uzdrowienie, miał ochotę tego kogoś udusić. Najbardziej zaniepokojony poczuł się, gdy usłyszał podobną sugestię od człowieka nazwiskiem Tony Crane. Zona Tony'ego również zginęła podczas nawiedzenia i w każdym ruchu tego faceta wyczuwało się obrzydliwą uniżoność. Cichym, płaczliwym głosem opowiadał o tym, jak zaakceptował rolę jednego z poddanych Boga i radził Neilowi uczynić to samo.

Neil nie przestał chodzić na spotkania – uważał, że winien jest to Sarah – ale znalazł sobie też inną grupę, lepiej korespondującą z jego uczuciami, grupę wsparcia dla tych, którzy stracili w wyniku nawiedzenia ukochaną osobę i byli wściekli na Boga. Spotykali się co tydzień w miejscowym domu kultury, by mówić o kipiącym w nich żalu i gniewie.

Uczestnicy tych spotkań na ogół okazywali sobie współczucie, bez względu na dzielące ich różnice w podejściu do Boga. Spośród tych, którzy przed utratą byli pobożni, jedni uporczywie starali się takimi pozostać, inni zaś bez żalu wyrzekli się pobożności. Jeśli zaś chodzi o niepobożnych, część uważała, że ich poglądy znalazły potwierdzenie, a przed innymi stanęło niemal niewykonalne zadanie odnalezienia pobożności. Neil, ku swej konsternacji, znalazł się w tej ostatniej kategorii.

Tak jak wszystkie niepobożne osoby, nigdy nie przejmował się zbytnio tyra, dokąd trafi po śmierci jego dusza. Zawsze zakładał, że przeznaczone mu jest piekło i godził się z tą myślą. Ostatecznie pod względem fizycznym piekło nie było wcale gorsze od królestwa śmiertelników.

Oznaczało ono wieczne rozłączenie z Bogiem – nie mniej, ale i nie więcej Każdy mógł ujrzeć tę prawdę na własne oczy podczas piekielnych objawień. Zdarzały się regularnie i zawsze wyglądały tak samo: ziemia nagle stawała się przezroczysta i można było zobaczyć piekło jak przez dziurę w podłodze. Zbłąkane dusze niczym się nie różniły od żywych ludzi, a ich wieczne ciała przypominały śmiertelne. Nie można było się z nimi komunikować -rozłączenie z Bogiem oznaczało, że nie mogą się pojawiać w królestwie śmiertelników, gdzie Boże poczynania są wyczuwalne – ale przez czas trwania objawienia dawało się słyszeć, jak rozmawiają, śmieją się albo płaczą, tak samo jak za życia.

Ludzie reagowali na te ostatnie objawienia bardzo różnie. Większość pobożnych osób była zelektryzowana; nie dlatego, że zobaczyły coś przerażającego, lecz dlatego, iż przypomniano im, że możliwa jest wieczność poza rajem. Neil jednak należał do tych, których ten widok nie poruszał. W jego opinii zbłąkane dusze jako grupa wcale nie były bardziej nieszczęśliwe niż on, a ich egzystencja nie wyglądała na gorszą od tej, którą wiódł w królestwie śmiertelników. Pod pewnymi względami wydawała się nawet korzystniejsza: jego wieczne ciało nie będzie zniekształcone przez wady wrodzone.

Rzecz jasna, wszyscy wiedzieli, że niebo jest nieporównanie lepsze, lecz Neilowi ta możliwość zawsze wydawała się zbyt odległa, by mógł ją traktować poważnie, podobnie jak bogactwo, sława czy splendor. Ludzie tacy jak on szli po śmierci do piekła. Nie widział sensu zmieniania swego życia w nadziei, że uniknie tego losu. A ponieważ Bóg nie odgrywał dotąd w życiu Neila żadnej roli, nie obawiał się rozłączenia z Nim. Perspektywa życia w świecie wolnym od Bożej ingerencji, w którym fart i pech nie były rezultatem żadnego planu, nie budziła w nim grozy.

Teraz jednak, gdy Sarah była w niebie, sytuacja się zmieniła. Neil nade wszystko pragnął się z nią połączyć, a jedynym sposobem na dostanie się do nieba było pokochanie Boga z całego serca.

o jest historia Neila, ale by zrelacjonować ją we właściwy sposób, trzeba najpierw opowiedzieć o dwóch innych osobach, których droga skrzyżowała się z jego drogą. Pierwszą z tych osób jest Janice Reilly.

Spotkało ją to, o co często podejrzewano Neila. Gdy matka Janice była z nią w ósmym miesiącu ciąży, straciła panowanie nad samochodem i uderzyła w słup telefoniczny podczas nagłego gradu. Lodowe pięści posypały się z jasnego nieba niczym deszcz gigantycznych łożysk kulkowych. Siedząca w samochodzie kobieta była wstrząśnięta, lecz nie ucierpiała w żaden sposób, gdy ujrzałasrebrzystych płomieni – zidentyfikowany później jako anioł Bardiel – który unosił się na niebie. Skamieniała na ten widok, lecz nie do tego stopnia, by uszło jej uwagi dziwne poruszenie wewnątrz macicy. Badanie ultraso-nograficzne wykazało, że nienarodzona Janice Reilly nie ma już nóg. Podobne do płetw stopy wyrastały bezpośrednio z jej stawów biodrowych.

Zycie Janice mogłoby się potoczyć podobnie do życia Neila, gdyby nie coś, co wydarzyło się dwa dni po badaniu. Rodzice dziewczynki siedzieli za stołem w kuchni, płacząc i pytając, czym sobie na to zasłużyli, gdy nagle zesłano im wizję. Pojawiły się przed nimi zbawione dusze czworga zmarłych krewnych. Kuchnię wypełnił bijący od nich złoty blask. Zbawieni nigdy się nie odzywali, ale ich błogie uśmiechy obdarzały pokojem każdego, kto ich zobaczył. Od tej chwili Reilly'owie byli pewni, że to, co spotkało ich córkę, nie jest karą.

W rezultacie Janice wychowano w przekonaniu, że brak nóg jest darem. Rodzice wytłumaczyli dziewczynce, że Bóg zlecił jej specjalne zadanie, ponieważ był przekonany, iż będzie mogła mu podołać. Janice poprzysięgła, że nie sprawi Mu zawodu. Nie kierowała nią duma ani sprzeciw. Uważała za swój obowiązek udowodnić innym, że jej stan nie oznacza słabości, lecz siłę.

W dzieciństwie szkolni koledzy akceptowali ją bez zastrzeżeń. Gdy dziecko jest ładne, pewne siebie i ma charyzmę jak ona, rówieśnicy nawet nie zauważają, że jeździ na wózku. Dopiero jako nastolatka zrozumiała, że to nie sprawnych ludzi, jakich poznała w szkole, musi przekonać. Ważniejszy był przykład, jakim mogła się stać dla innych upośledzonych – czy to dotkniętych przez Boga, czy nie – bez względu na to, gdzie żyli. Zaczęła występować publicznie, przekonując niepełnosprawnych, że mają siłę, której żąda od nich Bóg.

Z czasem stała się sławna i zdobyła grupę wyznawców. Żyła z pisania i wygłaszania mów, założyła też nie-nastawioną na zysk organizację, której zadaniem byłoszerzenie poglądów Janice. Ludzie wysyłali do niej listy i dziękowali, że zmieniła ich życie. Dawało jej to poczucie spełnienia, jakiego Neil nigdy nie zaznał.

Tak wyglądało życie Janice do chwili, kiedy sama stała się świadkiem nawiedzenia przez anioła Rasziela. Wstrząsy zaczęły się, jak tylko wróciła do domu. Początkowo sądziła, że mają naturalne pochodzenie, mimo że nie mieszkała w geologicznie aktywnej okolicy, i czekała, aż się uspokoją. Po kilku sekundach zauważyła na niebie srebrny błysk i zdała sobie sprawę, że to anioł. Potem straciła przytomność.

Gdy się ocknęła, spotkała ją największa niespodzianka w życiu. Miała teraz dwie nowe nogi, długie, dobrze umięśnione i w pełni sprawne.

Kiedy wstała, ogarnęło ją zdumienie: była wyższa, niż się spodziewała. Balansowanie na takiej wysokości bez pomocy rąk było niepokojącym wrażeniem, a jeszcze bardziej osobliwym czynił je fakt, że czuła grunt pod podeszwami stóp. Ratownicy znaleźli ją, gdy szła oszołomiona ulicą. Myśleli, że jest w szoku, lecz kobieta – zdumiona tym, że patrzy im prosto w oczy – wytłumaczyła, co się stało.

Gdy sumowano statystykę nawiedzenia, zwrócenie nóg Janice uznano za błogosławieństwo. Przyjęła to radosne wydarzenie z pokorą i wdzięcznością. Dopiero na pierwszym spotkaniu grupy wsparcia zaczęło się u niej pojawiać poczucie winy. Janice poznała tam dwie cierpiące na raka osoby, też świadków nawiedzenia przez Rasziela. Obie były przekonane, że zostaną uzdrowione i poczuły głębokie rozczarowanie, gdy się okazało, że je pominięto. Janice zadała sobie pytanie, dlaczego ona otrzymała błogosławieństwo, a one nie.

Krewni i przyjaciele uważali, że przywrócenie nóg jest nagrodą za wykonanie zleconego przez Boga zadania, lecz według Janice interpretacja ta prowadziła do następnego pytania. Czy Bóg chciał, żeby zaprzestała działalności? Z pewnością nie, gdyż ewangelizacja była





w jej życiu czymś najważniejszym, a osób, którym mogły pomóc jej słowa, nigdy nie zabraknie. Kontynuacja nauczania była najlepszym wyjściem zarówno dla niej, jak i dla pozostałych.Dręczące ją wątpliwości nasiliły się jeszcze podczas pierwszego spotkania po nawiedzeniu, na którym musiała przemówić do audytorium złożonego z niedawno sparaliżowanych, jeżdżących na wózkach ludzi. Janice wygłosiła swój zwyczajowy, budujący tekst, zapewniając słuchaczy, że mają siłę potrzebną, by sprostać stojącemu przed nimi wyzwaniu. Gdy przyszła kolej na pytania, ktoś zainteresował się, czy odzyskanie nóg oznacza, że przeszła próbę. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie mogła przecież im obiecać, że pewnego dnia również oni uwolnią się od kalectwa. Natomiast sugestię, że spotkała ją nagroda, można by zinterpretować jako krytykę innych, którzy nadal pozostawali niepełnosprawni, a tego nie chciała. Odrzekła tylko, że nie wie, dlaczego ją uzdrowiono. Nie ulegało wątpliwości, iż słuchacze nie są usatysfakcjonowani odpowiedzią.

Wróciła do domu głęboko zaniepokojona. Nadal wierzyła w to, co głosiła, lecz w oczach słuchaczy utraciła znaczną część wiarygodności. Jak mogła być inspiracją dla innych dotkniętych przez Boga, przekonywać ich, by uważali swój stan za oznakę siły, gdy sama nie była już jedną z nich?

Zadała sobie pytanie, czy ma do czynienia z wyzwaniem, wystawieniem na próbę jej zdolności szerzenia Bożego słowa. Z pewnością Bóg uczynił jej zadanie trudniejszym niż przedtem. Być może przywrócenie nóg było przeszkodą, którą musiała pokonać, tak jak przedtem, kiedy było odwrotnie.

Ta interpretacja zawiodła ją jednak na następnym spotkaniu. Audytorium stanowiła grupa świadków nawiedzenia przez Natanaela. Często proszono ją o przemawianie do podobnych ludzi w nadziei, że jej słowa do-dadzą im otuchy. Teraz śmiało rozpoczęła od relacji z nawiedzenia, którego niedawno doświadczyła. Wyjaśniła, że choć mogłoby się wydawać, iż spotkało ją błogosławieństwo, w rzeczywistości ona również stanęła przed wyzwaniem i musiała odnaleźć w sobie siły, z których istnienia nie zdawała sobie dotąd sprawy.

Zbyt późno uświadomiła sobie, że popełniła błąd. Jakiś mężczyzna z uszkodzoną nogą wstał nagle i zaatakował ją, pytając, czy naprawdę sądzi, że można porównać odzyskane przez nią nogi z tym, co spotkało jego, gdy utracił żonę? Czy uważa, że oboje cierpią tak samo?

Janice pospiesznie zapewniła go, że tak nie jest i że nawet nie potrafi sobie wyobrazić bólu, jakiego doświadczał. Dodała jednak, że nie jest intencją Boga poddawać wszystkich takiej samej próbie. Każdy musi uporać się z innym zadaniem, a ich trudność jest sprawą subiektywną. Nie można porównywać indywidualnych doświadczeń różnych osób. Ci, których cierpienia wydają się poważniejsze od jego cierpień, powinni mimo to mu współczuć i analogicznie on jest winien współczucie tym, którzy zdają się cierpieć mniej.

Mężczyzna nie chciał o niczym słyszeć. Spotkało ją coś, co każdy poza nią uznałby za fantastyczne błogosławieństwo, a ona się skarżyła. Wyszedł ze spotkania, trzaskając drzwiami, podczas gdy Janice nadal starała się wytłumaczyć swoje stanowisko. ^ Mężczyzną tym był rzecz jasna Neil Fisk. Słyszał nazwisko Janice Reilly niemal przez całe życie, najczęściej z ust ludzi przekonanych, że jego kalectwo jest znakiem od Boga. Wskazywali mu ją jako przykład, na którym powinien się wzorować, powtarzali, że jest przykładem właściwej reakcji na kalectwo. Neil nie mógł zaprzeczyć, że brak nóg jest znacznie poważniejszym upośledzeniem niż zniekształcenie kości udowej. Niestety, podejście Janice było mu zupełnie obce i nawet w najlepszych chwilach nie potrafił się od niej niczego nauczyć. Teraz, gdy pogrążył się w głębokiej żałobie i nie potrafił pojąć, dlaczego Janice otrzymała dar, którego nie potrzebowała, jej słowa wydały mu się obraźliwe.

W następnych dniach Janice dręczyły coraz poważniejsze wątpliwości. Nie potrafiła zdecydować, dlaczego zwrócono jej nogi. Czy odpowiedziała niewdzięcznością na otrzymany dar?

Czy było to błogosławieństwo, a zarazem próba? A może chodziło o karę, wskazówkę, że nie wykonała zadania jak należy? Istniało wiele różnych możliwości, a ona nie wiedziała już, w co ma wierzyć.

est też inna osoba, która odegrała ważną rolę w historii Neila, choć spotkał się z nią dopiero wtedy, gdy jego podróż dobiegała już końca. Człowiek ten nazywa się Ethan Mead.

Rodzina, w której wychowywał się Ethan, była pobożna, lecz nieszczególnie głęboko. Jego rodzice dziękowali Bogu za ponadprzeciętne zdrowie oraz zapewniający wygodne życie status ekonomiczny, choć nie byli świadkami nawiedzeń ani nie zesłano im wizji. Po prostu wierzyli, że to Bóg – bezpośrednio lub pośrednio -jest sprawcą ich pomyślności. Pobożności tych dwojga nigdy nie poddano prawdziwej próbie, której mogliby nie sprostać, gdyż miłość, jaką darzyli Boga, opierała się na zadowoleniu ze status quo.

Ethan jednak nie przypominał rodziców. Już od dziecka był pewien, że Bóg przeznaczył dla niego specjalną rolę i czekał tylko na znak, który powie mu, na czym ta rola ma polegać. Chętnie zostałby kaznodzieją, lecz uważał, że nie ma do przekazania żadnego istotnego świadectwa. Niejasne przeczucie, że czeka go coś ważnego, nie wystarczało. Pragnął spotkania z boskością, które wskazałoby mu drogę.

Mógłby udać się w jedno ze świętych miejsc, które -z nieznanych powodów – anioły nawiedzały regularnie, uważał jednak, że byłoby to przejawem arogancji. Święte miejsca stanowiły z reguły ostatnią nadzieję dla zdesperowanych, pragnących cudownego uzdrowienia ciała, bądź też widoku światłości niebieskiej, który uleczyłby ich dusze. Ethan nie był zdesperowany. Doszedł do wniosku, że wkroczył już na przeznaczoną mu drogę, a resztę zrozumie z czasem. Oczekując na ten dzień, żył najlepiej, jak potrafił: pracował w bibliotece, ożenił się z kobietą imieniem Claire i mieli dwoje dzieci. Cały ten czas wypatrywał jednak oznak przeznaczenia.

Był pewien, że jego czas nadszedł, gdy stał się świadkiem nawiedzenia przez Rasziela, tego samego, które -w odległości kilku kilometrów – przywróciło nogi Janice Reilly. Ethan był sam. Właśnie szedł do stojącego pośrodku parkingu samochodu, gdy nagle ziemia zadrżała. Instynktownie zrozumiał, że to nawiedzenie, i padł na kolana. Nie czuł strachu, a jedynie zachwyt i bojaźń na myśl, że wreszcie pozna swe powołanie.

Po jakiejś minucie wstrząsy ustały. Ethan rozejrzał się wokół, ale nie ruszył się z miejsca. Wstał z klęczek dopiero po kilku minutach. W asfalcie pojawiła się głęboka szczelina, która zaczynała się u jego stóp i biegła kręto wzdłuż ulicy. Wydawało się, że prowadzi w jakimś określonym kierunku, Ethan pobiegł wzdłuż niej przez kilka przecznic, aż wreszcie spotkał innych ocalonych: mężczyznę i kobietę wychodzących z niewielkiej rozpadliny, która otworzyła się pod nimi. Wspólnie zaczekali na przybycie ratowników, którzy zawieźli ich do schroniska.

Ethan zaczął potem uczęszczać na spotkania grupy wsparcia, gdzie poznał innych świadków nawiedzenia przez Rasziela. Po kilku takich spotkaniach jego uwagę przyciągnęły pewne prawidłowości. Rzecz jasna, wśród świadków byli ranni i cudownie uzdrowieni, zdarzali się jednak i tacy, których życie zmieniło się w inny sposób. Mężczyzna i kobieta z rozpadliny zakochali się w sobie i wkrótce zaręczyli; kobieta przygnieciona zawaloną ścianą znalazła w tym inspirację i została ratownikiem medycznym. Właścicielka pewnej firmy weszła w spółkę, która uchroniła ją przed bankructwem, natomiast innybiznesmen, którego interes został zniszczony, uznał to za znak nakazujący zmianę dotychczasowego życia. Wydawało się, że wszyscy poza Ethanem potrafili zrozumieć, co ich spotkało.

Jego nie pobłogosławiono ani nie przeklęto w żaden oczywisty sposób i nie wiedział, jakiego przekazu miałby się w owym nawiedzeniu doszukać. Claire sugerowała, że przypomniano mu, iż powinien cieszyć się tym, co ma, lecz Ethan nie czuł się usatysfakcjonowany tą interpretacją. Uważał, że taką funkcję pełni każde, nawiedzenie, bez względu na to, gdzie do niego dojdzie, a fakt, że było mu dane ujrzeć je na własne oczy, musi mieć głębsze znaczenie. Dręczyła go myśl, że zmarnował szansę, że wśród świadków był ktoś, z kim miał się spotkać. Nawiedzenie z pewnością było znakiem, na który czekał. Nie mógł go po prostu zlekceważyć. Z tego jednak jeszcze nie wynikało, co powinien zrobić.

W końcu Ethan uciekł się do procesu eliminacji: zdobył listę wszystkich świadków i kolejno wykreślał z niej tych, którzy potrafili jasno zinterpretować swe doświadczenie. Był przekonany, że jeden z pozostałych będzie człowiekiem, którego los w jakiś sposób sprzągł się z jego losem. Że między niepewnymi i zdezorientowanymi znajdzie osobę, z którą powinien się spotkać.

Kiedy skończył skreślać nazwiska z listy, zostało na niej tylko jedno:JANICE REILLY.

dy Neil przebywał w towarzystwie innych, potrafił maskować swą żałobę, jak przystało osobie dorosłej, ale kiedy zostawał sam w mieszkaniu, tamy uczuć pękały. Zdruzgotany świadomością, że utracił Sarah, padał na podłogę i zalewał się łzami. Zwijał się w kłębek, jego ciałem wstrząsały czkawka i łkanie, po twarzy spływały mu łzy i śluz, a ból nadciągał coraz potężniejszymi falami, aż wreszcie nie był w stanie go znieść. Nigdy by nie uwierzył, że można cierpieć tak bardzo. Po minutach albo godzinach ból ustawał i wyczerpany Neil zapadał w sen. Rankiem budził się i czekał go kolejny dzień bez Sarah.

Starsza wiekiem sąsiadka próbowała go pocieszyć, mówiąc, że ból z czasem stanie się lżejszy i choć Neil nigdy nie zapomni o żonie, będzie mógł żyć bez niej. Pewnego dnia spotka inną kobietę, znajdzie z nią szczęście, nauczy się kochać Boga i w swoim czasie pójdzie do nieba.

Kobieta miała dobre intencje, lecz Neil nie potrafił znaleźć pocieszenia w jej słowach. Nieobecność Sarah była dla niego otwartą raną, a perspektywa, że pewnego dnia przestanie czuć ból po jej utracie, wydawała mu się nie tylko odległa, ale wręcz fizycznie niemożliwa. Gdyby samobójstwo mogło położyć kres jego cierpieniom, popełniłby je bez wahania, ale w ten sposób osiągnąłby jedynie wieczną rozłąkę z Sarah.

Temat samobójstwa często poruszano na spotkaniach grupy wsparcia i zawsze wtedy ktoś wspominał o Robin Pearson. Mąż Robin zachorował na raka żołądka podczas nawiedzenia przez anioła Makatiela. Kohipta przesiadywała w szpitalu całymi dniami, lecz jej mąż zmarł nagle, gdy poszła do domu, żeby zrobić pranie. Obecna przy śmierci pielęgniarka oznajmiła Robin, że jego dusza poszła do nieba i wdowa zaczęła uczęszczać na spotkania grupy wsparcia.

Po wielu miesiącach zjawiła się na kolejnym spotkaniu, dygocząc z gniewu. Nieopodal jej domu doszło do piekielnego objawienia i ujrzała swego męża między zbłąkanymi duszami. Zapytała o to pielęgniarkę, która przyznała, że skłamała w nadziei, iż Robin nauczy się kochać Boga i przynajmniej ona osiągnie zbawienie, nawet jeśli jej mężowi się to nie udało. Robin nie przyszłana kolejne spotkanie, a na jeszcze następnym grupa usłyszała, że kobieta popełniła samobójstwo, by połączyć się z mężem.

Nikt z nich nie dowiedział się, jak powiodło się Robin i jej mężowi w życiu pozagrobowym, powszechnie jednak wiedziano, że zdarzają się sukcesy: niektórym parom udawało się szczęśliwie połączyć na nowo dzięki samobójstwu. W grupie wsparcia byli tacy, których małżonkowie poszli do piekła. Mówili, że są rozdarci między chęcią życia a pragnieniem połączenia się z nimi. Neil nie znajdował się w podobnej sytuacji, ale jego pierwszą reakcją była zazdrość. Gdyby Sarah poszła do piekła, samobójstwo byłoby rozwiązaniem wszystkich jego problemów.

Neil zrozumiał ze wstydem, że gdyby mógł wybrać, czy ma pójść do piekła, a Sarah do nieba, czy też oboje mają wylądować w piekle, zdecydowałby się na tę drugą możliwość. Wolałby, żeby została rozłączona z Bogiem, niż żeby miał ją utracić. Wiedział, że to samolubstwo, ale nie potrafił zmienić własnych uczuć. Wierzył, że Sarah mogłaby znaleźć szczęście w obu miejscach, podczas gdy on mógł być szczęśliwy jedynie z nią.

Jego poprzednie doświadczenia z kobietami nie były udane. Zbyt często zdarzało się, że zaczynał flirtować z nieznajomą, siedząc przy barze, a ona natychmiast przypominała sobie, że ma gdzieś umówione spotkanie, gdy tylko Neil wstawał i okazywało się, że ma jedną nogę krótszą. Pewnego razu kobieta, z którą spotykał się od kilku tygodni, zerwała z nim. Powiedziała, że sama nie uważa jego kalectwa za wadę, ale gdy tylko ludzie widzą ich razem, dochodzą do wniosku, że coś musi być z nią nie w porządku, skoro się z nim spotyka. Z pewnością rozumie, że to dla niej niesprawiedliwe?

Sarah była pierwszą poznaną przez Neila kobietą, której twarz nie zmieniła wyrazu na widok jego nogi, która nie okazała litości, grozy ani nawet zaskoczenia. Choćby z tego powodu łatwo było przewidzieć, że Neil się nią zainteresuje. Gdy poznał wszystkie aspekty jej osobowości, zakochał się w niej na zabój. A ponieważ jej bliskość wyzwalała w Neilu wszystkie najlepsze cechy, Sarah odwzajemniła jego uczucie.

Neil był zaskoczony, kiedy mu powiedziała, że jest pobożna. Nie demonstrowała tego otwarcie – nie chodziła do kościoła, gdyż podobnie jak Neilowi nie odpowiadało jej nastawienie większości ludzi, którzy to robili – ale na swój spokojny sposób była wdzięczna Bogu za życie, które jej dał. Nigdy nie próbowała nawracać Neila i mówiła, że pobożność musi zrodzić się w sercu, bo inaczej nie jest nic warta. Rzadko mieli okazję mówić o Bogu i Neilowi łatwo było sobie wyobrażać, że ich poglądy w tej materii są zbliżone.

Nie znaczy to, że pobożność żony nie wpłynęła na niego w żaden sposób. Wprost przeciwnie, Sarah była zdecydowanie najlepszym argumentem na rzecz pokochania Boga, z jakim zetknął się w życiu. Jeśli miłość do Boga uczyniła ją osobą, którą była, być może uczucie to miało mimo wszystko jakiś sens. Przez lata małżeństwa jego opinia o życiu poprawiła się wydatnie. Gdyby było im dane zestarzeć się razem, być może Neil dotarłby do punktu, w którym byłby wdzięczny Bogu.

Śmierć Sarah odebrała mu tę szansę, nie musiała jednak zamknąć przed Neilem drzwi do miłości do Boga. Mógł uznać tragedię za przypomnienie, iż nikt nie może liczyć na to, że ma przed sobą całe dziesięciolecia. Mogła nim wstrząsnąć świadomość, że gdyby zginął razem z żoną, jego dusza poszłaby do piekła i zostaliby rozłączeni na wieczność. Mógł uznać śmierć Sarah za ostatnie ostrzeżenie, mówiące mu, żeby pokochał Boga, dopóki jeszcze ma szansę.

Jednak Neil miał żal do Boga. Sarah była największym błogosławieństwem jego życia, a On mu ją odebrał.

I teraz spodziewał się, że Neil Go za to pokocha? Tego, który niczym kidnaper żąda miłości jako okupu za zwrot żony? Posłuszeństwo mogłoby leżeć w zakresie jego możliwości, ale szczera, serdeczna miłość? Takiego okupu nie był w stanie zapłacić.

Z tym paradoksem borykaÅ‚o siÄ™ też kilkoro innych czÅ‚onków grupy wsparcia. Jeden z nich. mężczyzna nazwiskiem Phil Soames, trafnie wskazaÅ‚, że uznanie â€Å›okupu" za warunek do speÅ‚nienia gwarantuje porażkÄ™. MiÅ‚ość do Boga nie mogÅ‚a być Å›rodkiem do celu. Trzeba byÅ‚o kochać Go dla Niego samego. JeÅ›li ktoÅ› chciaÅ‚ pokochać Go po to, by poÅ‚Ä…czyć siÄ™ ze zmarÅ‚Ä… małżonkÄ…, nie byÅ‚a to prawdziwa pobożność.

Kobieta nazwiskiem Valerie Tommasino oznajmiła z kolei, że nie powinni nawet próbować. Czytała książkę wydaną niedawno przez ruch humanistyczny. Jego członkowie uważali, że nie należy kochać Boga, który zadaje swym stworzeniom tak wiele bólu i cierpienia, i głosili, że powinniśmy słuchać własnego zmysłu moralnego zamiast pozwalać, by kierowały nami kij i marchewka. To byli ludzie, którzy po śmierci szli do piekła, z dumą odrzucając Boga.

Neil również czytaÅ‚ broszurÄ™ humanistów. ZapamiÄ™taÅ‚ z niej przede wszystkim fakt, że cytowano tam upadÅ‚e anioÅ‚y. Nawiedzenia upadÅ‚ych aniołów zdarzaÅ‚y siÄ™ rzadko i nie przynosiÅ‚y dobrych ani zÅ‚ych konsekwencji. AnioÅ‚y te nie speÅ‚niaÅ‚y Bożych rozkazów, a jedynie przechodziÅ‚y przez królestwo Å›miertelników, zajÄ™te swymi niewyobrażalnymi sprawami. Gdy siÄ™ pojawiaÅ‚y, ludzie mogli zadawać im pytania: Czy znajÄ… intencje Boga? Dlaczego siÄ™ zbuntowaÅ‚y? Odpowiedź zawsze brzmiaÅ‚a jednakowo. â€Å›Decydujcie sami. Tak my postÄ…piliÅ›my i radzimy wam uczynić to samo".

Członkowie ruchu humanistów skorzystali z tej rady i gdyby nie Sarah, Neil dokonałby identycznego wyboru. Chciał jednak ją odzyskać, ale żeby osiągnąć ten cel, musiał znaleźć jakiś powód, by pokochać Boga.

Szukając jakiejkolwiek podstawy, na której mogliby zbudować swą pobożność, niektórzy członkowie grupy pocieszali się myślą, że ich bliscy nie cierpieli, gdy zabrał ich Bóg, lecz zginęli natychmiast. A Neil? Sarah odniosła straszliwe rany, gdy uderzyła w nią szyba. Rzecz jasna, mogło być gorzej. Nastoletni syn pewnego małżeństwa został uwięziony w płomieniach, kiedy nawiedzenie stało się powodem pożaru, i nim dotarli do niego ratownicy, ponad osiemdziesiąt procent powierzchni jego ciała pokryły oparzenia trzeciego stopnia. Gdy w końcu nadeszła śmierć, była wybawieniem. W porównaniu z nim Sarah miała szczęście, ale to nie wystarczało, by Neil mógł pokochać Boga.

Przychodziła mu do głowy tylko jedna rzecz, za którą mógłby być wdzięczny Bogu: gdyby Sarah pojawiła się przed nim. Poczułby niewyobrażalną ulgę na ponowny widok choćby jej uśmiechu. Nigdy jeszcze nie nawiedziła go zbawiona dusza, a w tej chwili taka wizja znaczyłaby dla niego więcej niż w jakimkolwiek innym momencie jego życia.

Wizje jednak nie przychodzą dlatego, że ktoś ich potrzebuje. Neil nie otrzymał tej łaski. Musiał sam odnaleźć drogę do Boga.

Na następnym spotkaniu grupy wsparcia dla świadków nawiedzenia przez Natanaela Neil zwrócił się do Benny'ego Vasqueza, człowieka, którego pozbawiła oczu światłość niebieska. Benny nie brał udziału we wszystkich spotkaniach, gdyż często przemawiał do innych grup. Tylko nieliczne nawiedzenia prowadziły do utraty przez kogoś oczu, albowiem światłość niebieska wnikała do królestwa śmiertelników jedynie na krótką chwilę, gdy anioł opuszczał niebo lub tam wracał. Dlatego bez-





ocy byli swego rodzaju gwiazdami i często przemawiali w kościołach.Benny był niczym żyjący pod ziemią robak. Oczy i oczodoły zniknęły bez śladu; w jego czaszce nie było już na nie miejsca. Kości policzkowe łączyły się z kością czołową. Światłość, która uczyniła jego duszę tak bliską doskonałości, jak to tylko możliwe w królestwie śmiertelników, zdeformowała jednocześnie ciało. Powszechnie uważano, że ma to znaczyć, iż w niebie fizyczne ciała nie mają znaczenia. Twarz Benny'ego nie mogła obecnie wyrażać zbyt wielu uczuć, lecz zawsze widniał na niej błogi, pełen uniesienia uśmiech.

Neil miał nadzieję, że usłyszy od tego człowieka coś, co pomoże mu pokochać Boga. Benny mówił, że światłość niebieska jest nieskończenie piękna i bije od niej niewyobrażalny majestat, który rozprasza wszelkie wątpliwości. Była nieodpartym dowodem na to, że Boga powinno się kochać, równie oczywistym jak to, że 1 + 1 = 2. Niestety, choć Benny potrafił przytoczyć wiele analogu, jego słowa nie były w stanie powtórzyć działania światłości niebieskiej. Tych, którzy już byli pobożni, opisy Bennyłego ekscytowały, a Neilo-wi wydawały się wręcz frustrujące niejasne. Dlatego postanowił poszukać rady gdzie indziej.

Pogódź się z tajemnicą, przekonywał go pastor w miejscowym kościele. Jeśli potrafisz pokochać Boga, choć twoje pytania pozostają bez odpowiedzi, wyjdzie ci to tylko na do- / bre.

Przyznaj, że Go potrzebujesz, radził popularny poradnik rozwoju duchowego, kupiony przez Neila. Gdy zrozumiesz, że poleganie na własnych siłach jest iluzją, będziesz gotowy.

Poddaj się całkowicie Jego woli, mówił telewizyjny kaznodzieja. Znosząc ból, dowodzisz swej miłości. Akceptacja może nie przynieść ci ulgi w doczesnym życiu, ale opór jedynie zwiększy twe cierpienia.

Wszystkie te metody okazały się skuteczne w przypadku tylko niektórych osób. Każda z nich po zinternalizowaniu mogła doprowadzić człowieka do prawdziwej pobożności. Nie były jednak metodami łatwymi do przyjęcia, a dla Neila okazało się to niemożliwe.

Wreszcie spróbował porozmawiać z rodzicami Sarah. Dowodziło to, jak bardzo jest zdesperowany, gdyż ich wzajemne stosunki zawsze były napięte. Teściowie kochali córkę, lecz często karcili ją za to, że niedostatecznie okazuje swą pobożność. Gdy się dowiedzieli, że poślubiła człowieka, który w ogóle nie jest pobożny, byli



wstrząśnięci. Sarah ze swej strony zawsze uważała, że jej rodzice mają zbyt wiele uprzedzeń, i fakt, że nie chcieli zaakceptować Neila, potwierdził tylko tę opinię. Teraz jednak Neil doszedł do wniosku, że coś go z nimi łączy -ostatecznie wszyscy opłakiwali Sarah – i postanowił odwiedzić teściów w ich podmiejskiej rezydencji w stylu kolonialnym, licząc na to, że pomogą mu w jego żalu.

Mylił się gruntownie. Zamiast okazać mu współczucie, oskarżyli go o śmierć Sarah. Doszli do tego wniosku kilka tygodni po pogrzebie córki. Uznali, że Bóg zabrał ją po to, by przekazać mu wiadomość i że muszą cierpieć żałobę wyłącznie dlatego, że Neil nie był pobożny. Byli teraz przekonani, że – bez względu na wyjaśnienia zainteresowanego – zdeformowana noga zięcia to znak dany od Boga i gdyby Neil przejął się nią jak należy, Sarah mogłaby jeszcze żyć.

Ta reakcja nie powinna być dla niego zaskoczeniem: ludzie przypisywali jego wadzie wrodzonej moralne znaczenie, nawet jeśli Bóg nie był za nią odpowiedzialny. Teraz, gdy spotkało go nieszczęście, którego przyczyną z całą pewnością był Bóg, łatwo można było przewidzieć, że ktoś dojdzie do wniosku, iż na to zasłużył. Tylko zrządzeniem przypadku Neil usłyszał ten zarzut w chwili, gdy był najbardziej bezbronny i cios musiał nim dogłębnie wstrząsnąć.

Neil nie sądził, by teściowie mieli rację, ale zaczął się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej dla niego, gdyby ją mieli. Przyszło mu do głowy, że być może łatwiej byłoby żyć na takim wymyślonym świecie, w którym sprawiedliwi otrzymują nagrodę, a grzeszników spotyka kara -nawet jeśli nie potrafił zrozumieć kryteriów odróżniających jednych od drugich – niż w rzeczywistości, w której sprawiedliwość nie istnieje. Nie było to pocieszające kłamstwo, gdyż musiałaby mu przypaść rola grzesznika, ale obiecywało mu jedną nagrodę, której nie mogła zapewnić wyznawana przez niego etyka: gdyby w nie uwierzył, mógłby połączyć się z Sarah.

Niekiedy nawet złe rady mogą skierować człowieka na właściwą drogę. W ten właśnie sposób oskarżenia teściów wreszcie zbliżyły Neila do Boga.

odczas publicznych występów Janice nieraz pytano, czy chciała odzyskać nogi, a ona zawsze szczerze odpowiadała, że nie. Była zadowolona ze swego losu. Niekiedy pytający wskazywał, że nie mogła czuć braku tego, czego podówczas nie zaznała, i że gdyby urodziła się z nogami i straciła je później, mogłaby być innego zdania. Janice nigdy temu nie przeczyła, mogła jednak zgodnie z prawdą zapewnić, że nie czuła się niekompletna i nie zazdrościła ludziom, którzy ma-



ją wszystkie kończyny. Kalectwo było częścią jej tożsamości. Nie zawracała sobie głowy protezami, a gdyby możliwe było przeprowadzenie operacji, która przywróciłaby jej nogi, nie skorzystałaby z tej szansy. Nigdy nawet nie pomyślała, że Bóg mógłby je oddać.

Jednym z nieoczekiwanych skutków ubocznych posiadania nóg była zwiększona uwaga, jaką zaczęli ją darzyć mężczyźni. Do tej pory interesowali się nią jedynie fety-szyści kalectwa albo posiadający kompleks świętości, teraz zaś zdawała się pociągać bardzo wielu. Dlatego, gdy Ethan Mead zwrócił na nią uwagę, pomyślała, że jego zainteresowanie ma charakter romantyczny. Była to niepokojąca możliwość, gdyż nie ulegało wątpliwości, że jest żonaty.

Ethan zaczął rozmawiać z Janice na spotkaniach grupy wsparcia, a potem również uczęszczać na jej publiczne wystąpienia. Gdy zasugerował wspólny obiad, Janice zapytała go, jakie ma intencje. Wtedy wyjaśnił jej swą teorię. Nie miał pojęcia, w jaki sposób ich losy łączą się ze sobą, wiedział jednak, że tak jest. Janice przyjęła jego wyjaśnienia z niedowierzaniem, ale nie odrzuciła ich natychmiast. Ethan przyznał, że nie potrafi odpowiedzieć na jej pytania, był jednak gotów uczynić wszystko co tylko w jego mocy, by pomóc jej znaleźć odpowiedzi. Janice ostrożnie zgodziła się pomóc mu w poszukiwaniach sensu, on zaś obiecał, że nie będzie dla niej ciężarem. Zaczęli spotykać się regularnie, by rozmawiać o znaczeniu nawiedzeń.

Wzbudziło to niepokój żony Ethana, Claire. Ethan zapewniał ją, że nie łączą go z Janice żadne romantyczne uczucia, to jej jednak nie uspokoiło. Zdawała sobie sprawę, że ekstremalne sytuacje mogą zrodzić więź między ludźmi i obawiała się, że związek Ethana z Janice – romantyczny czy nie – zagrozi ich małżeństwu.





Ethan zasugerował Janice, że jako bibliotekarz może jej pomóc w prowadzeniu dociekań. Żadne z nich nie słyszało o przypadku, by Bóg zostawił na kimś swój znakpodczas jednego nawiedzenia i usunął go podczas następnego. Ethan postanowił poszukać podobnych przykładów w nadziei, że rzucą one światło na sytuację Jani-ce. Kilka razy zdarzyło się, że tym samym osobom wielokrotnie przyznawano cudowne uzdrowienia, lecz ich choroby lub uszkodzenia ciała zawsze miały przyczynę naturalną i nie powstały w wyniku nawiedzenia. Znano też opowieść o człowieku oślepionym za grzechy, który następnie zmienił własne życie i w nagrodę odzyskał wzrok, lecz sklasyfikowano ją jako miejską legendę.

Nawet jeśli w relacji tej kryło się ziarno prawdy, nie był to precedens użyteczny dla Panice. Straciła nogi jeszcze przed urodzeniem, a więc nie mogło chodzić o karę za coś, co uczyniła. Czy to możliwe, by chodziło o jakiś grzech popełniony przez jej rodziców? Czy odzyskała nogi dzięki temu, że w końcu odkupili swe winy? Nie potrafiła w to uwierzyć.

Gdyby odwiedzili ją w trakcie wizji zmarli krewni, uspokoiłoby to Janice, ale tak się nie stało i zaczynała podejrzewać, że coś nie jest w porządku. Nie wierzyła jednak, by miała to być kara. Być może w grę wchodziła pomyłka i otrzymała cud przeznaczony dla kogoś innego; a może była to próba celem sprawdzenia, jak zareaguje, gdy otrzyma zbyt wiele. W obu tych przypadkach mogła uczynić tylko jedno: z najgłębszą pokorą i wdzięcznością zaproponować, że zwróci otrzymany dar. W tym celu musiała udać się na pielgrzymkę.

Pielgrzymi odbywali długie wędrówki, by odwiedzić święte miejsca i oczekiwać nawiedzenia w nadziei na cudowne uzdrowienie. W innych częściach świata można było wypatrywać nawiedzenia przez całe życie i nigdy go nie doświadczyć, lecz w świętych miejscach oczekiwanie trwało tylko miesiące, a czasami nawet tygodnie. Pielgrzymi zdawali sobie sprawę, że szanse na uleczenie nie są wielkie – większości z tych, którzy doczekali się w świętym miejscu nawiedzenia, nie przyznawano tej łaski. Często jednak byli uszczęśliwieni tylko dlatego, że ujrzeli anioła, i po powrocie do domu łatwiej im było stawić czoło czekającemu ich losowi, czy była nim rychła śmierć, czy też życie z trwałym kalectwem. Rzecz jasna, wielu cieszyło się po prostu z tego, że przeżyli nawiedzenie, bowiem każde prowadziło do śmierci pewnej, niewielkiej liczby pielgrzymów.

Janice była skłonna pogodzić się z każdym rezultatem. Jeśli Bóg uzna za stosowne ją zabrać, była na to gotowa. Jeśli zostawi jej nogi, miała nadzieję, że ześle objawienie potrzebne, by mogła mówić z przekonaniem o otrzymanym darze.

Niemniej jednak chciała, by cud został jej odebrany i przyznany komuś, kto naprawdę go potrzebuje. Nie sugerowała nikomu, by towarzyszył jej w nadziei otrzymania cudu, który chciała zwrócić, gdyż sądziła, że byłoby to arogancją, w głębi ducha uważała jednak swą pielgrzymkę za prośbę składaną w imieniu tych, którzy są w potrzebie.

Janice zadziwiła przyjaciół i krewnych, którzy widzieli w jej decyzji kwestionowanie Bożych postanowień. Gdy wiadomość się rozeszła, kobieta otrzymała wiele listów od swych słuchaczy, którzy byli zatrwożeni, zdumieni bądź też podziwiali ją za to śmiałe poświęcenie.

Ethan w pełni popierał decyzję Janice. Był bardzo podekscytowany. Wreszcie zrozumiał, co znaczyło dla niego nawiedzenie przez Rasziela. To był sygnał, że nadszedł czas działania. Claire z uporem sprzeciwiała się wyjazdowi, wskazując, że Ethan sam nie wie, kiedy wróci, a przecież ona i dzieci również go potrzebują. Smucił się myślą, że wyrusza w drogę bez wsparcia żony, nie miał jednak wyboru. Uda się na pielgrzymkę i podczas najbliższego nawiedzenia dowie się, co przeznaczył mu Bóg.

o wizycie u rodziców Sarah Neil wrócił w myślach do rozmowy z Bennym Vasquezem. Choć słowa Benny'ego nie pomogły Neilowi zbyt wiele, zaimponowała mu jego niezachwiana pobożność. Bez względu na to, jakie nieszczęścia mogły go jeszcze spotkać w życiu, Benny zawsze będzie kochał Boga niezachwianą miłością, a po śmierci pójdzie do nieba. Ten fakt otwierał przed Neilem niewielką szansę, która wydawała się tak mało atrakcyjna, że do tej pory w ogóle jej nie rozważał. Niemniej w miarę jak jego desperacja rosła, nawet to wyjście zaczął uważać za możliwe do przyjęcia.

W każdym ze świętych miejsc spotykało się pielgrzymów, którzy nie liczyli na cudowne uzdrowienie, lecz chcieli ujrzeć światłość niebieską. Tych, którzy ją zobaczyli, po śmierci zawsze przyjmowano do nieba, bez względu na to, jak samolubne mogły być ich motywy. Niektórzy pragnęli uwolnić się od niepewności i połączyć z tymi, których kochali, inni zaś zawsze żyli w grzechu i chcieli teraz uniknąć konsekwencji.

Do niedawna istniały pewne wątpliwości co do tego, czy światłość niebieska rzeczywiście może usunąć wszystkie duchowe przeszkody na drodze do zbawienia. Kres debacie położył przypadek Bar-ry'ego Larsena, seryjnego gwałciciela i mordercy, który, ukrywając ciało ostatniej z ofiar, stał się świadkiem nawiedzenia i ujrzał światłość niebieską. Po egzekucji Larsena widziano, jak jego dusza wstępuje do nieba, co wielce oburzyło rodziny ofiar. Księża próbowali je pocieszać, twierdząc – choć nie mieli na to żadnychdowodów – że światłość niebieska z pewnością przysporzyła Larsenowi cierpień, które w jednej chwili zrównoważyły całe stulecia pokuty. Te zapewnienia nie przynosiły jednak pożądanego rezultatu.

Dla Neila była to furtka, odpowiedź na zastrzeżenie wysunięte przez Phila Soamesa. Tylko w ten sposób mógł kochać Sarah bardziej niż Boga, a mimo to połączyć się z nią. Być samolubnym, a mimo to dostać się do nieba. Innym się to udało, być może jemu również się powiedzie. Mogło to nie być sprawiedliwe, ale przynajmniej było przewidywalne.

Neil czuł do tego pomyshi instynktowną niechęć. To tak, jakby poddać się praniu mózgu, by wyleczyć depresję. Nie potrafił powstrzymać myśli, że zmiana jego osobowości będzie tak poważna, iż przestanie być sobą. Potem jednak przypomniał sobie, że wszyscy, którzy są w niebie, przeszli podobną transformację. Zbawieni różnili się od bezokich tylko tym, że nie mieli już ciał. To pozwoliło Ne-ilowi jaśniej uzmysłowić sobie, ku czemu zmierzał. Bez względu na to, czy pobożnym uczyni go światłość niebieska, czy też osiągnie ów cel dzięki długoletnim wysiłkom, połączenie się z Sarah nie będzie oznaczało odtworzenia tego, co łączyło ich w królestwie śmiertelników. W niebie oboje będą inni, a ich wzajemna miłość zmiesza się z miłością, którą zbawieni czuli wobec wszystkiego.

Ta świadomość nie zmniejszyła jednak tęsknoty Neila za Sarah. Wzmocniła tylko pragnienie, które wynikało stąd, że nagroda będzie taka sama, bez względu na to, w jaki sposób ją osiągnie. Skrót zaprowadzi go dokładnie w to samo miejsce co konwencjonalna ścieżka.

Z drugiej strony, poszukiwanie światłości niebieskiej było znacznie trudniejsze i bardziej niebezpieczne niż zwykła pielgrzymka. Światłość wnikała do królestwa śmiertelników jedynie w chwilach nadejścia i zniknięcia anioła, a ponieważ nie sposób było przewidzieć, gdzie się on pojawi, poszukiwacze światłości musieli za nim podążać przez cały czas trwania nawiedzenia. By zmaksymalizować szanse na to, że obejmie ich wąski snop światłości niebieskiej, trzymali się go tak blisko, jak to tylko było możliwe. W zależności od anioła, mogło to oznaczać podążanie za tornadem, czołem fali powodzi albo wierzchołkiem poszerzającej się rozpadliny. Tych, którzy ginęli podczas próby, było znacznie więcej niż tych, którzy osiągnęli cel.

Dane statystyczne dotyczące dusz zabitych poszukiwaczy światłości trudno było zestawić, gdyż świadków podobnych wydarzeń nie było zbyt wielu. Liczby nie wyglądały jednak zachęcająco. W przybliżeniu połowa zwyczajnych pielgrzymów, którzy ginęli, nie otrzymawszy

UrodziÅ‚ siÄ™ w 1967 r. GÅ‚oÅ›ny i utalentowany pisarz amerykaÅ„ski. Mieszka w Kirkland w stanie Waszyngton. Pisze niewiele. ale jego utwory sÄ… inteligentne i oryginalne. DebiutowaÅ‚ opowiadaniem â€Å›Wieża Babilonu" (1990), za które otrzymaÅ‚ NebulÄ™ 1990. W nastÄ™pnym roku za â€Å›PotÄ™gÄ™ umysÅ‚u" zdobyÅ‚ nagrodÄ™ czytelników MAsimov's", a w 1992 przyznano mu NagrodÄ™ Johna W. Campbella. Mikropowieść â€Å›Historia twojego życia" (1998) wywoÅ‚aÅ‚a sensacjÄ™ realizacjÄ… tak ogranego pomysÅ‚u, jak kontakt z Obcymi, i przyniosÅ‚a mu NebulÄ™ 1998 i Theodore Sturgeon MemoriaÅ‚ Award 1999. Kolejna mikropowieść â€Å›Se-venty-Two Letters" (2000) otrzymaÅ‚a Sidewise Award. â€Å›Stories of Your Life and Others" (2002). jego pierwsza książka (obszerny zestaw krótszych form), ma duże szanse na kolejne nagrody.

Opowiadanie â€Å›PiekÅ‚o to nieobecność Boga" (2001, pierwodruk w antologii â€Å›Starlight 3", przedruki w prestiżowych antologiach) zdobyÅ‚o dwie nagrody, Hugo i Locus. (MNS)



cudownego uzdrowienia, trafiała do nieba, natomiast wszyscy zabici poszukiwacze światłości kończyli w piekle. Być może na tak desperackie wyjście decydowali się tylko ci, którzy i tak już byli potępieni, a być może śmierć w takich okolicznościach uważano za samobójstwo. Tak czy inaczej, Neil zdawał sobie sprawę, że musi być gotów do zaakceptowania konsekwencji podobnej próby.

Albo wszystko, albo nic. Cały ten pomysł wydawał się Neilowi przerażający, lecz zarazem atrakcyjny. Perspektywa dalszego życia i kontynuowania prób pokochania Boga doprowadzała go stopniowo do szaleństwa. Nawet jeśli będzie próbował przez całe dziesięciolecia, może mu się nie udać. Niewykluczone zresztą, że nie będzie miał tyle czasu. Ostatnio często przypominano mu o tym, że nawiedzenia są ostrzeżeniem, iż należy przygotować duszę, gdyż śmierć może nadejść w każdej chwili. Mógł umrzeć choćby jutro, a nie było szans, by w najbliższym czasie stał się pobożny przy użyciu konwencjonalnych metod.

Być może kryje się w tym ironia, ale Neil, który nigdy dotąd nie podążał za przykładem Janice Reilly, natychmiast zauważył, gdy zmieniła zdanie. Podczas śniadania jego uwagę przyciągnął artykuł w gazecie, mówiący o tym, że Janice planuje udać się na pielgrzymkę. Jego pierwszą reakcją był gniew: ilu błogosławieństw będzie potrzeba, by zadowolić tę kobietę? Po zastanowieniu doszedł jednak do wniosku, że skoro ona, ot rzymuwszy błogosławieństwo, uznała za stosowne prosić Boga o pomoc, gdyż nie mogła się pogodzić ze swą sytuacją, nie było powodu, by on, którego spotkało straszliwe nieszczęście, nie mógł postąpić tak samo. To wystarczyło, by go przekonać.

więte miejsca zawsze są położone w niegościnnych okolicach. Jedno z nich znajduje się na atolu pośrodku oceanu, inne zaś w górach na wysokości siedmiu tysięcy metrów nad poziomem morza. To, do którego pielgrzymował Neil, leżało na pustyni, czyli połaci wysuszonego, spękanego na słońcu błota, która ciągnęła się na wiele kilometrów we wszystkie strony. Okolica była jałowa, lecz stosunkowo łatwo dostępna i dlatego miejsce to cieszyło się znaczną popularnością wśród pielgrzymów. Wygląd świętego miejsca stanowił pokazową lekcję tego, co się dzieje, gdy królestwa, niebieskie i ziemskie, wchodzą ze sobą w kontakt. Krajobraz szpeciły tu wycieki lawy, głębokie rozpadliny oraz kratery. Roślinności było niewiele i pojawiała się jedynie przelotnie, porastając cieniutką warstewką glebę naniesioną przez powódź albo tornado, do czasu kolejnego kataklizmu.

Pielgrzymi zatrzymywali się na całym obszarze świętego miejsca, tworząc tymczasowe wioski namiotów oraz samochodów z częściami mieszkalnymi. Wszyscy starali się odgadnąć, jaka pozycja zapewni im największe szanse ujrzenia anioła przy jednoczesnym zminimalizowaniu ryzyka obrażeń bądź śmierci. Pewną osłonę zapewniały wały z worków z piaskiem, pozostałe z poprzednich lat i uzupełniane w miarę potrzeby. Miejscowy oddział straży pożarnej i ratownictwa medycznego pilnował, by ścieżki zawsze były przejezdne, co pozwalało pojazdom ratowniczym dotrzeć na miejsce, gdy tylko było to konieczne. Pielgrzymi przywozili żywność i wodę ze sobą albo kupowali je od handlarzy za wygórowaną cenę. Wszyscy uiszczali opłatę mającą pokryć koszty wywozu odpadków.

Poszukiwacze światłości zawsze mieli samochody terenowe, które ułatwiały im śledzenie anioła na bezdrożach. Ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, jeździli samotnie, pozostali łączyli się w grupy po dwie, trzy albo cztery osoby. Neil nie chciał być pasażerem zależnym od kogoś innego, nie pragnął też odpowiedzialności łączącej się z wożeniem drugiej osoby. To mogła być ostatnia rzecz, jaką uczyni na Ziemi, i uważał, że powinien w owej chwili być sam. Koszty pogrzebu Sarah pochłonęły znaczną część ich oszczędności, Neil sprzedał więc wszystko, co posiadał, by nabyć odpowiedni pojazd: furgonetkę z głęboko bieżnikowanymi oponami oraz solidnymi amortyzatorami.

Natychmiast po przybyciu na miejsce Neil zaczął się zachowywać tak samo jak wszyscy poszukiwacze światłości: jeździł samochodem po całym świętym miejscu, by zapoznać się z jego topografią. Podczas jednego z takich objazdów spotkał Ethana, który go zatrzymał, gdyż silnik jego samochodu zgasł nagle po powrocie z najbliższego sklepu spożywczego, odległego o sto dwadzieścia kilometrów. Neil pomógł mu uruchomić samochód, a potem, na zaproszenie Ethana, pojechał z nim do jego namiotu na kolację. Gdy przybyli na miejsce, okazało się, że Janice wybrała się w odwiedziny do pielgrzymów mieszkających w pobliżu. Neil słuchał uprzejmie, gdy Ethan – gotując paczkowane posiłki na gazie z butli -opowiadał o wydarzeniach, które przywiodły go do świętego miejsca.

Kiedy wymienił nazwisko Janice Reilly, Neil nie potrafił ukryć zaskoczenia. Nie chciał z nią rozmawiać i natychmiast przeprosił gospodarza, mówiąc mu, że musi już iść. Właśnie tłumaczył zdziwionemu Ethanowi, że zapomniał o umówionym spotkaniu, gdy zjawiła się Janice.

Zdziwiła się na widok Neila, ale prosiła go, żeby został. Ethan wytłumaczył jej, dlaczego zaprosił nieznanego sobie mężczyznę na kolację, a Janice opowiedziała mu, gdzie się poznali z Neilem. Potem zapytała Neila, co go sprowadza w święte miejsce. Gdy oznajmił, że jest poszukiwaczem światłości, Ethan i Janice natychmiast spróbowali przekonać go do zmiany planów. Ethan tłumaczył, że jego decyzja może się równać samobójstwu, a zawsze są lepsze wyjścia niż samobójstwo. Janice stwierdziła, że ujrzenie światłości niebieskiej nie jest rozwiązaniem. Nie tego pragnie Bóg. Neil sztywno podziękował im za okazaną troskę i wyszedł.

Podczas tygodni oczekiwania Neil codziennie jeździł samochodem po świętym miejscu. Można tu było kupić uaktualniane po każdym nawiedzeniu mapy, ale nie mogły one zastąpić obejrzenia terenu własnymi oczami. Od czasu do czasu spotykał poszukiwaczy światłości, którzy sprawiali wrażenie doświadczonych w kierowaniu pojazdem terenowym. Prosił takich ludzi – a byli to w znakomitej większości mężczyźni – by poradzili mu, jak się poruszać po jakimś szczególnym rodzaju terenu. Z chęcią udzielali mu wskazówek dotyczących ścigania aniołów, lecz żaden z nich nie chciał nic powiedzieć o sobie. Wywierali na nim osobliwe wrażenie – pełni nadziei, a zarazem całkowicie jej pozbawieni. Zastanawiał się, czy inni tak samo odbierają jego.

Ethan i Janice spędzali czas oczekiwania, nawiązując znajomości z innymi pielgrzymami. Niektórzy uważali Janice za niewdzięczną, inni zaś sądzili, że jest szczodra. Historia Ethana na ogół wydawała się im interesująca, gdyż był on jednym z bardzo nielicznych pielgrzymów, którzy szukali czegoś innego niż cudowne uzdrowienie. Większość z nich radowała się poczuciem bliskości, które pomagało im znieść długie oczekiwanie.

Pewnego dnia, gdy Neil wyruszył w drogę swą furgonetką, na południowym wschodzie zaczęły się zbierać czarne chmury, a przez radio CB ogłoszono, że zaczęło się nawiedzenie. Zatrzymał samochód, by wcisnąć zatyczki do uszu i nałożyć hełm. Gdy to zrobił, widać już było błyskawice, a poszukiwacz światłości, który znalazł się blisko anioła, zameldował, że jest to Barakiel i że przemieszcza się prosto na północ. Neil zawrócił samochód na wschód i popędził w tamtą stronę, przyciskając gaz do dechy.

Nie było deszczu ani wiatru, lecz jedynie czarne chmury, z których biły pioruny. Inni poszukiwacze światłości nadawali przez radio szacunkowe oceny kierunku i prędkości anioła, więc Neil skierował się na północny wschód, by przeciąć mu drogę. Z początku mógł ocenić odległość, licząc czas, jaki mijał od błyskawicy do grzmotu, ale wkrótce pioruny uderzały już tak często, że nie potrafił przyporządkować do siebie poszczególnych błysków i grzmotów.

Zauważył zbliżające się pojazdy dwóch innych poszukiwaczy światłości. Wszyscy ruszyli równolegle, mknąc na północ po gęsto usianym kraterami gruncie. Samochody podskakiwały na mniejszych zagłębieniach, większe zaś byli zmuszeni omijać. Wszędzie wokół biły pioruny, które zdawały się nadchodzić z miejsca położonego na południe od Neila. Anioł był za nim i z każdą chwilą się zbliżał.

Pomimo zatyczek huk był ogłuszający. Neil czuł, jak włoski na skórze mu się jeżą, gdy powietrze wokół wypełniają elektryczne ładunki. Co chwila zerkał w lusterko, chcąc się upewnić, gdzie jest anioł. Zastanawiał się, na jaką odległość powinien się zbliżyć.

Przed oczyma tańczyło mu tak wiele powidoków, że z trudem odróżniał prawdziwe błyskawice. Przymrużył powieki, oślepiony blaskiem w lusterku, i zdał sobie sprawę, że widzi jedną, ciągłą błyskawicę, falującą, lecz nieprzerwaną. Obrócił lusterko po stronie kierowcy ku górze, żeby lepiej widzieć, i dostrzegł źródło tych rozbłysków, gęstą, skłębioną masę płomieni, srebrną na tle mrocznych chmur – anioła Barakiela.

Ten widok sparaliżował Neila, wprawił go w osłupienie. Stracił panowanie nad furgonetką, która uderzyła w ostrą wyniosłość skalną i poleciała w powietrze. Gdy spadła na głaz, cała siła uderzenia skupiła się na przedniej, lewej części pojazdu. Karoseria zmięła się niczym papier. Obie nogi kierowcy zostały złamane, a lewa tętnica udowa pękła. Neil zaczął – powoli, lecz nieubłaganie – wykrwawiać się na śmierć.

Nie próbował się ruszać. Nie czuł fizycznego bólu, ale wiedział skądś, że nawet najdrobniejsze poruszenie byłoby straszliwie bolesne. Zdawał sobie sprawę, że przygniotła go furgonetka. Zresztą nawet gdyby tak nie było, nie miał już żadnych możliwości ścigania Barakiela. Patrzył bezradnie, jak oddala się burza z piorunami.

Rozpłakał się. Wypełnił go żal połączony z pogardą dla samego siebie. Przeklinał się za to, że przyszło mu do głowy, iż podobny plan może się powieść. Błagałby o drugą szansę, obiecałby, że poświęci resztę swych dni na naukę miłości do Boga, jeśli tylko będzie mu dane żyć, wiedział jednak, iż żadne targi nie są możliwe i może mieć pretensję wyłącznie do siebie. Przeprosił Sarah za to, że zmarnował szansę na połączenie się z nią, że stracił życie, decydując się na ryzyko, zamiast wybrać bezpieczne wyjście. Modlił się, by zrozumiała, że kierowała nim miłość do niej, i wybaczyła mu.

Zobaczył przez łzy biegnącą ku niemu kobietę i poznał Janice Reilly. Uświadomił sobie, że jego furgonetka rozbiła się nie dalej niż sto metrów od miejsca, w którym obozowali Janice i Ethan. Nikt jednak nie mógł mu już pomóc. Wiedział, że stracił dużo krwi i zdawał sobie sprawę, że nie doczeka przybycia karetki. Wydawało mu się, że Janice coś do niego woła, ale w uszach straszliwie mu dzwoniło i nie mógł rozróżnić słów. Za plecami kobiety zobaczył Ethana Meada, który również popędził w jego stronę.

Nagle rozbłysło światło i Janice padła na ziemię jak trafiona młotem kowalskim. W pierwszej chwili Neil pomyślał, że uderzył w nią piorun, potem jednak uświadomił sobie, że burza już się skończyła. Dopiero gdy kobieta wstała, ujrzał jej twarz, parę bijącą ze skóry tam, gdzie jeszcze przed chwilą były oczy. Zrozumiał, że Janice poraziła światłość niebieska.

Neil podniósł wzrok, lecz zobaczył jedynie chmury. Snop światłości już zniknął. Wydawało się, że Bóg z niego drwi: najpierw pokazuje mu cel, dla którego poświęcił życie, a potem odbiera, przyznając komuś, kto go nie potrzebował ani nawet nie pragnął. Bóg zmarnował już na Janice jeden cud, a teraz czynił to po raz drugi.

W tej chwili przez chmury przedarł się drugi snop światłości niebieskiej, który padł na uwięzionego w rozbitym samochodzie Neila.

Blask przeszył jego ciało niczym tysiąc igieł, docierając do kości. Światłość pozbawiła go oczu, obracając nie w istotę, która ongiś widziała, lecz w taką, która nigdy nie miała posiadać zmysłu wzroku. W tej samej chwili światłość ujawniła przed Neilem wszystkie powody, dla których powinien kochać Boga.

Kochał Go teraz uczuciem znacznie głębszym niż wszystko, co ludzie mogą czuć do siebie nawzajem. Nie można nawet powiedzieć, że była to miłość bezwarunkowa, gdyż słowo to zakłada pojęcie warunku, a podobna myśl stała się teraz dla Neila niepojęta. Każde zjawisko we wszechświecie nie było niczym innym niż oczywistym powodem, by kochać Boga. Żadna sytuacja nie mogła być dla niego przeszkodą ani nawet czymś obojętnym, ale jedynie kolejnym bodźcem do miłości. Neil wspomniał żałobę, która skłoniła go do samobójczej lekkomyślności, ból i przerażenie, których doświadczył przed śmiercią Sarah, i nadal kochał Boga, nie pomimo cierpień obojga, ale właśnie z ich powodu.

Odrzucił wszelki gniew, niepewność i pożądanie odpowiedzi. Czuł wdzięczność za cały wycierpiany przez siebie ból, skruchę, że do tej pory nie rozpoznał w nim daru, a także euforię, gdyż w końcu było mu dane pojąć prawdziwy cel swego istnienia. Zrozumiał, że życie jest niezasłużoną łaską, że nawet najcnotliwsi nie zasługują na cuda królestwa śmiertelników.

Tajemnica przestała być dla niego tajemnicą. Zrozumiał, że wszystko w życiu jest miłością, nawet ból. Zwłaszcza ból.

Dlatego, po kilku minutach, gdy wykrwawił się na śmierć, był naprawdę godny zbawienia.

A Bóg i tak wysłał go do piekła.

than widział to wszystko na własne oczy. Był świadkiem, jak światłość niebieska przeobraziła Neila i Janice, a na ich bezokich twarzach pojawił się wyraz nabożnej miłości. Zobaczył, jak niebo pojaśniało i znowu pojawiło się słońce. Trzymał Neila za dłoń, czekając na przybycie ekipy ratunkowej, a gdy ranny zmarł, zobaczył, jak jego dusza opuszcza ciało i wznosi się ku niebu po to tylko, by opaść do piekła.

Janice tego nie widziała, gdyż nie miała już oczu. Ethan był jedynym świadkiem i zdał sobie sprawę, że to właśnie przeznaczył dla niego Bóg: miał podążyć za Janice Reilly w to miejsce i zobaczyć, czego ona nie mogła już ujrzeć.

Po zebraniu danych dotyczących nawiedzenia przez Barakiela okazało się, że było dziesięć śmiertelnych ofiar: sześciu poszukiwaczy światłości i czworo zwyczajnych pielgrzymów. Dziewięciorgu pielgrzymom przyznano cudowne uzdrowienia, a jedynymi osobami, które ujrzałyświatłość niebieską, byli Janice i Neil. Nie odnotowano danych, ilu pielgrzymów zmieniło swe życie w wyniku nawiedzenia, lecz jednym z nich z pewnością był Ethan.

Po powrocie do domu Janice ponownie zajęła się ewangelizacją, ale temat jej wystąpień się zmienił. Nie mówi już o tym, że fizycznie upośledzeni mają siłę, by przezwyciężyć swe ograniczenia. Tak jak inni bezocy opowiada o niemożliwym do zniesienia pięknie Bożego świata. Wielu z tych, dla których dotąd była inspiracją, jest rozczarowanych. Uważają, że stracili duchową przewodniczkę. Gdy Janice mówiła o sile, którą miała jako osoba upośledzona, jej przekaz był niezwykły, teraz, kiedy jest bezoka, stał się zupełnie zwyczajny. Ona jednak nie przejmuje się spadkiem liczby słuchaczy, gdyż niezachwianie wierzy w to, co głosi.

Ethan rzucił dotychczasową pracę i został kaznodzieją, by również móc opowiadać o tym, czego doświadczył. Claire nie potrafiła zaakceptować jego nowej misji i w końcu go opuściła, zabierając ze sobą dzieci, on jednak nie zaprzestał swej działalności. Pozyskał wielu słuchaczy, opowiadając ludziom o tym, co spotkało Neila Fi-ska. Mówi im, że w życiu pozagrobowym nie mogą oczekiwać więcej sprawiedliwości niż w królestwie śmiertelników, nie chce jednak bynajmniej odwieść ich od oddawania czci Bogu. Wprost przeciwnie, zachęca ich do tego. Nalega tylko, by nie kochali Boga z powodu błędnych wyobrażeń, by -jeśli pragną go kochać – nie zważali na jego intencje. Bóg nie jest sprawiedliwy. Bóg nie jest dobry. Bóg nie jest miłosierny. Zrozumienie tej prawdy jest podstawą prawdziwej pobożności.

Choć Neil nic nie wie o wygłaszanych przez Ethana kazaniach, doskonale zrozumiałby zawarte w nich nauki. Jego zbłąkana dusza jest wręcz ich uosobieniem.

Dla większości mieszkańców piekło nie różni się zbytnio od Ziemi. Najsurowszą karą, jaka ich tu spotyka, jest żal, że za życia nie kochali Boga wystarczająco mocno. Wielu z nich łatwo przychodzi to znieść. Dla Neila jednak piekło w niczym nie przypomina królestwa śmiertelników. Jego wieczne ciało ma dwie zdrowe nogi, ale on ledwie zdaje sobie sprawę z ich obecności. Przywrócono mu oczy, lecz nie waży się ich otwierać. Światłość niebieska odsłoniła przed nim obecność Boga we wszystkim, co składa się na królestwo śmiertelników, a zarazem uświadomiła mu Jego nieobecność we wszystkim, co znajduje się w piekle. Wszystko, co widzi, słyszy i czego dotyka, wywołuje ból, który – inaczej niż w królestwie śmiertelników – nie jest postacią miłości Boga, lecz konsekwencją Jego nieobecności. Neil cierpi więcej, niż było to możliwe za życia, ale jedyną jego reakcją jest miłość do Boga.

Nadal kocha Sarah i tęskni za nią równie mocno jak zawsze, a świadomość, że był tak blisko połączenia się z nią, zwiększa tylko jego cierpienia. Wie, że nie trafił do piekła z powodu czegoś, co uczynił, że nie było w tym żadnego motywu, żadnego wyższego celu. Wszystko to nie zmniejsza jego miłości do Boga. Gdyby było możliwe, że zostanie przyjęty do nieba i jego udręka się skończy, nie miałby na to nadziei. Podobne pragnienia stały się mu obce.

Neil wie nawet, że ponieważ znalazł się poza zasięgiem świadomości Boga, Bóg już go nie kocha. To również nie wpływa na jego uczucia, gdyż bezwarunkowa miłość nie żąda niczego, nawet wzajemności.

Choć już od wielu lat przebywa w piekle, poza zasięgiem świadomości Boga, nie przestaje Go kochać. Taka jest natura prawdziwej pobożności.

Przełożył Michał Jakuszewski





This file was created with BookDesigner program

bookdesigner@the-ebook.org

2010-11-27





LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Free Energy & Technological Survival How To Make A Fake Id
Chiang, Ted Merchant and the Al Nieznany
twoj wyrok to pieklo
Childe Roland to the Dark Tower Robert Browning id 2027944
treco wiedza artykuly szczegoly id 977 nerwica to choroba
Wiesz co to znaczy poznac Boga
LITANIA DO NAJŚWIĘTSZEGO SERCA MARYI (Wszystko przez to serce można uprosić u Boga)
Moby When it´s cold I´d like to die
To dzięki wam Preludium
The Best Way to Get Your Man to Commit to You
czytaj to teraz
CISAX01GBD id 2064757 Nieznany

więcej podobnych podstron