Wstęp. Odjazd z Neapolu. Życie na okręcie. 5
umieszczonej na drugim pokładzie. Stoły były bardzo wykwintnie zastawione, przy każdym siedziało 5 do 15 osób, zależnie od kształtu sali. Nasz stał na środku, przy nim też, na czele u głowy siedział kapitan, z nim się zaznajomić najpierw wypada. On przedstawia nas gościom siedzącym przy tym samym stole. Obiad znakomity, porcye jednak bardzo szczupłe, a mięso traci smak przez zbyt długie sztuczne zamrażanie. Sztuczną wodę, piwo i wino trzeba zamawiać osobno i osobno też płacić. Podczas obiadu przychodzi Stuardt (Stewardt) z notesem, w którym zapisuje się ilość żądanych napoi, numer kabiny i nazwisko kupującego. Co tygodnia wyrównuje się rachunek za spożyte trunki.
Obiad kończy się dziś szybko, wszyscy bowiem chcą raz jeszcze przyjrzeć się stałemu lądowi i zobaczyć odbijanie statku od brzegów, które zapowiedziane było na godzinę dziewiątą. Odjazd okrętu zawsze się jednak spaźnia. bo nigdy nie mogą się na czas uporać z załadowaniem towarów. Czekaliśmy do 11. prawie, snując się milcząco po pokładzie, śląć ostatnie spojrzenie w stronę naszego kraju, domów i rodzin. Neapol wre życiem, którego zgiełk wesoły aż do nas dochodzi, płoną jasno tysiące świateł, huczy naokół, a we mnie stężało wszystko w jakieś dziwne uczucie tęsknoty, osamotnienia i niepewności. Z oddali dolatuje gwizd lokomotywy, która może ostatnie moje listy wiezie do kraju, do moich najdroższych. Ten okręt to nasze dobrowolne więzienie na dni dziewiętnaście, po których staniemy u celu podróży, na ziemi, w której zaspokoimy