Picture3 (5)

Picture3 (5)



BABCIA, CZYLI JESIENNE

Drzwi szafy leciutko skrzypnęły. Co prawda, babcia otwierając starała się unieść je nieco w górę, ale niewiele to pomagało. Chociaż właściwie wszyscy lubili to skrzypienie — nie było ostre, natrętne, kaleczące ucho, lecz delikatne jak ćwierknięcie świerszcza. I pasowało jakoś do wnętrza szafy, pachnącego ziołowym suszem i jabłkami, rumiankiem i macierzanką — jesienną łąką i jabłkowym sadem.

Dobrze, że wszyscy ulotnili się z mieszkania. Jacek, jak zwykle, na judo, Magda — do kina.

Tak cicho w mieszkaniu, tak przestronnie... Przez otwarte okno wlewa się do pokoju snop słonecznego światła. Lekki wiaterek wydyma kolorową firankę. Jaki miły, jesienny dzień!.... Babcia oddycha głęboko, pełną piersią.

Dobrze się składa, że wszyscy się tak porozchodzili. W sam raz pora na zrobienie porządku w lewej połowie szafy, bo druga, prawa część należy już do Magdy. Strach spojrzeć w tamtą stronę. Jedno kłębowisko. Jak pociągnąć za jedwabny szalik, to razem z nim ciągną się i majtki, a jak za pończochę, to u jej końca wisi... miedziany łańcuch. Skaranie boskie z tymi dziewczynami! Kiedyż się one nauczą wreszcie porządku! I żeby się to o tym nie przypominało, wciąż o tym nie mówiło! Ale gdzie tam!

Babcia wzdycha zniechęcona. A tak świerzbi ją ręka, żeby sięgnąć i dalej, do tych półek Magdy, zwalić to wszystko na podłogę jak stóg siana i potem wolno, wolniutko zacząć układać od nowa — halka do halki, pończocha do pończochy. Ale postanawia, że tamtej strony nie tknie. Dopiero byłoby potem gadania! „Babciu, coś ty mi narobiła! Niczego nie mogę teraz znaleźć!” Bo Magdalena orientuje się w tym swoim bałaganie doskonale. Całkiem zwyczajnie daje nura ręką w tę plątaninę i — wyciąga w garści to, co chciała!

A po babcinej, lewej stronie, stoją ciche, grzeczne grządki: tu — koszule, naturalnie, osobno dzienne i osobno nocne, tu...uhm..- to, co zwykle do koszul przynależy, a tu — chusteczki do nosa. Oddzielnie te z koronkowymi brzegami. I apaszka, rękawiczki, torebka. I bluzeczki.

— O tej beżowej, w paski, całkiem zapomniałam... A przecież zupełnie jeszcze niezła...

Odłożyła ją na bok, do przeprasowania. Potem dorzuciła jeszcze do przeprania rękawiczki. Potem — pończochy. 1 coś do pocerowania. Uskładał się z tego w końcu wcale niemały stosik.

Właściwie to tego porządkowania nie ma zbyt wiele. Tu coś poprawić, tu przestawić. Wsunąć pusty flakonik po wodzie kolońskiej pomiędzy bieliznę; zawsze się z niego jeszcze ulotni trochę miłego zapachu. Przetrząsnąć wiązkę zaschniętych ziółek, niech opadnie, co ma z nich opaść, po co się ma potem kruszyć w szafie. I po sprzątaniu.

Nie, to jeszcze nie wszystko. Babcia odgarnia wierzchem dłoni kosmyk z czoła. Schyla się teraz do najniższej półki, tej zapchanej pudełkami. Różnymi. Po pachnących mydełkach, po pantoflach, po zastrzykach. Jest też tu ogromne, różowe pudło po... Magdy lalce. Lalki, co prawda, dawno nie ma, ale pudło na półce przetrwało. Że też ludzie nie doceniają takich pudełek! Ile to ich się marnuje, na przykład po czekoladkach... A dzięki nim przecież można zachować idealny porządek. O, proszę. Choćby to, pierwsze z brzegu. Pękate, pakowne, jak skrzyneczka.

Babcia rozsupłała zielony, cienki sznurek i odchyliła denko. Listy. Różne. Od Anki — to znaczy: od córki — ze schroniska w Chochołowskiej Dolinie. A te przewiązane osobno — z kliniki, kiedy urodził się Jacek. Te znowu — od dzieci,

Teraz babcia wzięła pakuneczek przewiązany niebieską wstążeczką. Chwilę poważyła go na dłoni w zamyśleniu. Nie, tej paczuszki nie rozwiąże. Wie, że gdyby ją otworzyła, nie zrobiłaby już dzisiaj nic więcej. Po prostu — zaczęłaby te listy czytać. Raz, drugi i — znowu od początku. I na dziś byłby koniec z wszelką robotą!

Babcia przymyka oczy:— ale tylko na małą, malutką chwilkę. Zawsze jej się udaje wywołać pod powiekami obraz tamtych odległych lat. Kiedy była młodą, beztroską dziewczyną. Szczęśliwą, kochającą, kochaną. Pomiędzy tymi listami leży też kilka fotografii, które są dokumentem, że tak było naprawdę, że to nie mrzonki ani sen... To oni. Ona i Wacław. Jej późniejszy mąż. Długa do kostek suknia... A tu — z łóżeczka wychylają się tylko malutkie nóżki i rączki. To Ania, matka Magdy i Jacka.

Dużo, dużo w tych listach słów — mówiących o dniach dobrych i złych, jasnych i pochmurnych. Jak to w życiu. Aż wreszcie to słowo najstraszniejsze — wojna. Po tym słowie nie przybyło już ani jedno więcej. Bo nie przyszedł już więcej ani jeden list.

Babcia otwiera oczy. Pokój zalewa jasne światło słonecznego dnia. W oknie, u brzegu wzdętej lekkim wiatrem zasłony uczepiła się nitka babiego lata. Drży i połyskuje srebrem w słońcu.

Babcia sięga po następne pudełko, malutkie etui po perfumach. Leży w nim brązowy pukielek włosów Magdy. Po pierwszym ścięciu. Przygląda mu się chwilę, jej twarz się wygładza, jakby nie było na niej nigdy ani jednej zmarszczki.

Teraz kolej na pudło dość pokaźnych rozmiarów, prawie paczkę. To prawdziwy magazyn. Tak upchany, że przy po-trząśnięciu nic w nim nawet nie zachrzęści.

Babcia ostrożnie zanurza w pudełku palce. Trzyma w ręce mały, niebieski skrawek materiału. Taką miała kiedyś sukienkę, tę najulubieńszą. Przechował)' się nawet korale, które czasem do tej sukienki nosiła; drobne, różowe perełki. Ale odkąd zaczęła je dawać małej Magdzie do zabawy, kiedy leżała w łóżku chora na odrę lub anginę — rozsypały się raz, drugi i powsiąkały gdzieś w szparach bezpowrotnie.

A te spłowiałe kawałki — to próbki tapety. Ta — w niezapominajki. W małe śliczne bukieciki drobnych niebieskich kwiatków o zielonych listkach. A tu znowu wzór różyczkowy. Jak trudno było się zdecydować, którą z wielu próbek wybrać, jaką tapetą okleić ściany. Dzięki tym kolorowym kwiatuszkom stawały się od razu weselsze. Podobno tapetowanie znowu staje się modne. Pewnie tylko stosuje się jakieś inne, nowocześniejsze wzory. Wróciła też moda na komody, niskie pół-szafy, podobne do bufecików, z wieloma szufladami. Albo dawne poczciwe lampy naftowe. Przerabia się je teraz na elektryczne. Teraz wszyscy wygodni. Komu by się chciało zawracać sobie głowę jakąś tam naftą! Anka marzy o takiej, pytała już nawet w „Desie”, ale bardzo droga, a ona nie chce fałszowanej, tylko prawdziwą, staroświecką.

Szkoda, że zniszczyła wszystko wojna. Całe mieszkanie było przecież pełne takich różnych, dzisiaj staroświeckich rzeczy. Anka miałaby nie tylko lampę z ogromnym, mlecznym kloszem, ale i ciężki, mosiężny moździerz i samowar, i...

Kto by pomyślał, że młodzi znowu zaczną o tym wszystkim marzyć. Kręci się ten świat w kółko, kręci... Albo i ta moda. Widuje się coraz częściej na ulicy dziewczęta w długich, zamiatających chodnik, płaszczach. To, co wydaje się, że już bezpowrotnie minęło — znowu powraca.

Szkoda, że prawie nic nie zostało z tamtych rzeczy. No

588


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
krzesło. Drzwi na prawo o skrzypiących ryglach. Na tapczanie, związany w kaftan bezpieczeństwa, śpi
P1010868 zgrzytem. Pchnęliśmy drzwi, które ze skrzypieniem zardzewiałych zawiasów otwarły się z woln
oraz hasła, czyli serii i numeru dowodu tożsamości (np. ABC123456). Po zakończonej pracy należy się
Picture8 stymi rękami, w czystych koszulach, przy francuskiej konwersacji, a co najważniejsze, w naj
Wydział Rolniczo-Ekonomiczny otworzył mi kolejne drzwi. Poszerzył horyzont i pokazał co jeszcze
page0016 12 9 dni i nocy z nieba do Hadesu, co według obliczeń J. H. Kleina*) równa się 77336 milom
page0171 Jesień polska—ta matrona... Przysporzyła i oddaje A co wyszło z serca^ łona Ukojone ca
dyngus(1) Dyngus mały i większy - H Łochocka Mama i babcia pięknie uczesały się na święta, tatuś wło
10. Co to jest MTBF i jak się to liczy? MTBF to Mean Time Between failure, czyli średni czas między
46966 Picture440 temperatura, pH ĆflZTMn Ę indeks biologiczny Bi ° miano co// * wskaźnik co// m chlo
Kto pyta, nie błądzi...czyli ułamki w pytaniach i odpowiedziach (1) 1. Co to jest ułamek i jak się g
P1030427 ///. Miłość, czyli być niemytyytniOjciec o Romeo: Syn mój posępny ucieka przed światłem, Za
art. 44 - mieniem jest własność i inne prawa majątkowe - czyli,.mienie" ma to samo znaczenie co

więcej podobnych podstron