Powlokę się w maj, w kwitnący maj, w komnatę mojej zmarłej miłości.
Będę płakać, będę wołać, będę maj zaklinać, aż mi kochanie moje odda.
Gdzie je ukrywasz, o maju wonny, w jakim gąszczu rozkwitłych jabłoni?
Gdzie zaczajone w trawie łąk płowych patrzy się chytrze przez źdźbła zielone za mną.
Gdzie się kąpie, śpiewając w osłonie warkoczy wierzbowych, gdzie szafirowe lata nad wodą śpiącą w sitowiu.
O słuchaj skargi mej, gdy zawodzę żałosna, obłąkana zapachami i słońcem.
Otoczyło mnie złotem gorącem, przepływa mnie jak fala i jak fala ucieka z sieci mego serca.
Wszędzie je czuję, dotykam niewidzialnych ramion, twarz niezapomnianą widzę za każdą gałęzią, widzę jak sen, który powiekom otwartym ucieka.
Oszaleję, o maju,, w pustej komnacie twojej, w komnacie mego kochania, jeżeli mi kochania nie oddasz.
Czysty jesteś jak rosa o zorzy, o ukochany mój! jako żar słońca promienny i czysty.
Wszystko, co nie jest tobą, jest brudem i grzechem. Wszystko brudem i grzechem na świecie i we mnie.
Czysty jesteś i płomienny jako słońce. Przeto umiłowałam ciebie, albowiem jestem nocą i
Odkąd ujrzały cię oczy moje, straciłam wiarę i moc. Albowiem odczułam grzech swój.
Serce moje lęka się swego drżenia i mózg boi się myśli swoich, albowiem są brudem i grzechem przed tobą.
Z męką wielką patrzę na ciebie, że żyjesz; albowiem wszystko wkoło ciebie jest brudem i grzechem, i nie masz dla ciebie oddechu ni karmi — o moja lilio płomienna!
Pragnę, byś oddychał mną i mną się tylko karmił, a odmawiam się tobie, albowiem jestem grzechem.
Grzechem jest, że kocham Ciebie i grzechem, że mógłbyś mnie wziąć w ramiona — o ukochany
Niechaj wezmę nóż ostry i cienki, niechaj stal zimn; przebije ci serce, nim grzech w nim zamieszka, o ukochany! o, czysty!
183