1352738482

1352738482



240 KRZYSZTOF MORAWSKI 18]

i chętnie ją prowadziłem” W r. 1885 wyjeżdża do Wrocławia na studia rolnicze zakończone dyplomem, rzadkim jak na arcybiskupa, „diplomirter Landwirt”.

Przyszły arcybiskup nie miał dobrych wspomnień z lat uniwersyteckich we Wrocławiu. Nie gustował „w życiu burszow-skich cyganów”. Wśród kolegów było dużo Polaków, widywał Kasprowicza, ale go nie poznał. Życie polskich studentów ogniskowało się w Towarzystwie Literacko-Słowiańskim prof. Nehringa i katolickim stowarzyszeniu „Hozjusz” założonym przez Romana Szeptyckiego, późniejszego metropolitę. Oba te stowarzyszenia polskie zostały zamknięte przez władze za czasów pobytu księdza Mańkowskiego we Wrocławiu ł*.

W r. 1888 pojechał Piotr Mańkowski na wycieczkę do Włoch. Wycieczkę tę prowadził o. Pawlicki z zakonu Zmartwychwstańców, a brała w niej udział grupa młodzieży ziemiańskiej, która co dopiero ukończyła studia. Byli to: Zygmunt Chłapowski, Roman Szeptycki w, Michał Sobański, Adam Stefan Sapieha, Piotr Mańkowski. Na pięciu uczestników trzech przyszłych arcybiskupów. Piotr Mańkowski w czasie drogi sypał anegdotami z «Fliegende Blatter*. co było jego zwyczajem dość charakteryzującym mentalność; niepomiernie to cieszyło ojca Pawlickiego. Wobec tego, że oryginalna osoba o. Pawlickiego jest nadal kontrowersyjna i nie schodzi ze szpalt nowowydawanych wspomnień, zacytuję tu dwie anegdoty z pamiętników ks. Mańkowskiego. Zwiedzano kolejno Wenecję, Padwę, Weronę, Mantuę i Florencję zdążając ku Rzymowi:

„O. Pawlicki opowiadał, objaśniał, tłumaczył, niekiedy jednak studia jego i zachwyty zbytnio się przedłużały, a że to nas nie bardzo bawiło więc gdy on stał tak wpatrzony w jakiś obraz czy fresk z głową podniesioną, trzymając w jednym ręku lornetkę przy oczach, drugą podtrzymując czarną pluskę co mu okrywała łysinę, zbliżał się do niego Sapieha (późniejszy kardynał) i mówił: chodźmy, proszę Ojca, tutaj nie ma nic absolutnie do widzenia”.

Z Rzymu wracał Mańkowski sam z o. Pawlickim przez Pizę i Pistoię:

“ Opisuje nawet zgorszenie stryja: „gdy jadąc konno wyjechaliśmy na łan zarosły jakimiś roślinami o wielkich liściach. Koń mój schylił głowę i zaczął liście zjadać. Zaniepokojony tym, że wyrządza się szkodę w gospodarstwie, odezwałem się do stryja: mój koń lubi kapustę! Kapustę? Powtórzył stryj uśmiechając się. A co? spytałem, może sałatę. Śmiano się potem ze mnie mieszczucha i moich wiadomości gospodarskich. Były to po prostu buraki".

,s R. Loth, Młodość Jana Kasprowicza, Poznań. Autor nie wie (s. 101) że „Hozjusza" założył przyszły metropolita.

11 Inne źródło podaje, że w wycieczce tej brał udział nie Roman a Kazimierz Szeptycki, brat metropolity.

„W Pistoi parę Rodzin zabrało nam zwiedzanie ważniejszych ciekawości i tu na dworcu nastąpiło bardzo serdeczne ale i bardzo wzruszające pożegnanie moje z o. Pawlickim, który z dziwną zaiste pokorą przepraszał mnie za możliwe w ciągu podróży wyrządzone mi przykrości. Bardzo byłem tym zbudowany i czułem się zawstydzony".

Trzeba wziąć pod uwagę, że o. Pawlicki był profesorem uniwersytetu i autorem wielu głośnych prac, a Mańkowski dopiero co ukończonym studentem.

Tymczasem rodzeństwo przeprowadziło działy rodzinne schedy po Sulatyckim, i Piotr otrzyma! dwa majątki: Śledzie i Romanki, w powiecie mohylowskim, razem 1200 ha podolskiej ziemi. Zaczął gospodarować ale nie lubił tego zajęcia, prócz księgowości i projektowania budynków, resztę załatwiał doświadczony rządca. Zdając się na tego ostatniego, młody dziedzic dużo jeździł do rodziny, na karnawał do Krakowa, ale sam przyznaje, że gdyby nie pomoc finansowa stryjów byłby na rolnictwie zbankrutował. W Krakowie poznał i zaprzyjaźnił się z jezuitami: ojcami Badenim, Morawskim i Bratkowskim, którzy chcieli go ożenić, i nawet wskazali mu odpowiednią pannę, ale przyszły arcybiskup zorientował się, że nie ma szans i wycofał się w porę. W końcu ks. Bratkowski zdecydował, że ma powołanie do stanu duchownego, długoletnie wahania trwające od matury ustały, i Piotr Mańkowski napisał w r. 1896 do ks. Niedziałkowskiego, regensa Seminarium w Żytomierzu prośbę o przyjęcie. Ks. Niedziałkowski odpisał, że zwraca uwagę na ścisły rygor, ranne wstawanie, przesiadywanie w kościele i towarzystwo kolegów odmienne od sfery w której trzydziestoletni kandydat na kleryka dotąd się obracał. Przyszły alumn przyjechał do Żytomierza przedstawić się osobiście. Seminarium, kaplica, miasto, zrobiły na nim jak najgorsze wrażenie. W sierpniu przyjechał znowu do Żytomierza aby wziąć kilka lekcji języka rosyjskiego, którego nigdy się nie uczył. 30 sierpnia wypalił ostatniego papierosa, kazał zawieźć rzeczy do seminarium, wszedł, i drzwi się za nim zamknęły. Sumienny, lubiący naukę, unormowany tryb życia, zależność, od razu poczuł się szczęśliwym i wyniósł z lat przygotowania do kapłaństwa, w Żytomierzu, najlepsze wspomnienia.

Arcybiskup w swoim pamiętniku daje przejmujący obraz trudności z jakimi borykała się diecezja, której przygotowywał się służyć jako kapłan. Diecezja łucko-żytomierska kumulowała dwie diecezje: żytomierską i kamieniecką. Diecezję kamieniecką skasowały władze carskie w r. 1866, biskupa Fijałkowskiego wywieziono do Symferopola w tym samym roku w którym rodził się jego następca biskup Mańkowski. Biskup

10 — Narza Prx«szloAć XXV



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
250 KRZYSZTOF MORAWSKI [18] na niego padł wybór biskupa sandomierskiego. Na mocy tej decyzji
KRZYSZTOF MORAWSKI ARCYBISKUP PIOTR MAŃKOWSKI (1866—1933) Arcybiskup Mańkowski nie był na firmamenci
Procedura rekrutacyjna przebiegała podobnie do kwalifikacji na studia prowadzone w języku polskim. K

więcej podobnych podstron