Siderek12 Tom I Epilog


EPILOG
"Nie trzeba tracić nadziei"
Horacy
"Nadzieja jest istotną częścią ludzkiej natury"
Stephen King - Dolores Claiborne
1
2 dni pózniej
Mama Marka wyszła przed dom.
Cały czas miała dziwne przeczucie, że coś złego się stało. Niewątpliwie dotyczyło to jej
syna. Gdzie on znowu poszedł, pomyślała, nie ma go już trzy dni.
Z rezygnacją potrząsnęła głową wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. Odszukała
numer syna i rozpoczęła połączenie. Czekała. Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Po krótkiej chwili odezwała się kobieta, która widocznie stwierdziła, że użytkownik jest
poza zasięgiem albo ma wyłączony telefon.
Mama westchnęła, przerwała połączenie i wróciła do domu.
2
Zadzwoniła na policję. Chciała zgłosić zaginięcie syna.
- Wyszedł z domu trzy dni temu i do dziś nie dał znaku życia. Nie odbiera nawet telefonów
 mówiła.
Policjant po drugiej stronie z uwagą słuchał.
- Twierdzi pani, że wyszedł z domu i nie wie pani dokąd? - zastanowił się głośno.
- Dokładnie.
- A wcześniej jak się zachowywał?
Mama milczała.
- Jest tam pani?
- Jestem... jestem. Chodził blady i osłabiony  wyjaśniła.
Policjant milczał. Tym razem o wiele dłużej.
- Zajmiemy się tym  rzucił. - Postaramy się wyjaśnić sprawę jak najszybciej. O postępach
będziemy informować na bieżąco.
- Dobrze.
- Dziękuję za rozmowę - powiedział policjant. - Do usłyszenia.
3
Na drugi dzień w "Czarnoborskich Wieściach" pojawił się króciuteńki artykulik:
"Cztery dni temu zaginął Marek Będkowski. Z zeznań jego matki wiadomo,
że wyszedł z domu nic nie mówiąc. Nie wiadomo, gdzie poszedł. Policja penetruje
Czarnobór z nadzieją, że syn pani Będkowskiej nadal żyje".
Niżej było zdjęcie Marka. A tak poza tym, nic więcej...
Mama odłożyła gazetę i pogrążyła się w myślach.
4
W tym samym czasie, kiedy mama czytała artykuł o Marku, na cmentarzysku
znajdującym się obok lasu pojawił się mężczyzna z psem - mieszańcem. Był to dozorca,
który sprawdzał co jakiś czas, czy na cmentarzysku jest wszystko w porządku. Ubrany był
w spraną kurtkę i jeansowe spodnie. Na głowie spoczywała mu czapka z daszkiem, a w
ustach trzymał kawałek wykałaczki.
Pies z ciemną plamą na lewym boku pobiegł między grobami.
Dozorca ruszył za nim.
5
Pies zniknął za grobami. Dozorca to spostrzegł.
- Burek, wracaj tu!  krzyknął. - Gdybyś tyle nie żarł, to od razu bym z tej roboty
zrezygnował!
Pies zaczął wyć. Dozorcę na ten dzwięk przeszedł dreszcz. Co go napadło, pomyślał i
podszedł bliżej.
To, co zobaczył, mocno go zszokowało. Przystanął w miejscu, będąc wyprostowanym
niczym struna od gitary i przez dłuższą chwilę nie potrafił wykrztusić słowa.
Jego pies odnalazł ciało.
6
Przez chwilę przyglądał się ciału leżącemu na grobie, jakby to było zwykłe złudzenie.
Przetarł oczy.
Wciąż tam było.
Stwierdził, że widocznie było prawdziwe. Podszedł i uklęknął.
Burek siedział i spoglądał na swojego pana z wywalonym językiem. Raz szczeknął,
znowu wywalił język, po czym zajął się swoimi pieskimi sprawami.
Dozorca spojrzał na swojego poczciwego mieszańca z uśmiechem na twarzy. Pies wstał i
podszedł podlać najbliższe drzewo, wesoło merdając ogonem.
Natomiast dozorca ponownie spojrzał na ciało chłopaka.
Wyciągnął w jego stronę dłoń.
Chłopak z potworną siłą chwycił go za rękę. Była lodowata w dotyku. Dozorca zadrżał.
Chłopak próbował coś powiedzieć, spoglądając na niego swoimi przekrwionymi oczami. W
ostateczności wydobył się z jego ust dziwny bulgot. Po chwili ciało upadło na ziemię,
nieruchomiejąc.
Dozorca krzyknął...
7
Ocknął się. Jego pies siedział obok ciała z wywalonym językiem. Dzięki Bogu, pomyślał,
to było tylko wrażenie.
Jednak strach pozostał...
8
Zbliżył się ponownie do ciała. Dotknął go. Chłopak w ogóle nie drgnął. Jego ciało było
lodowate.
Dozorca odruchowo zerknął na tabliczkę przy grobie. Dostrzegł dwie czerwone litery.
Strząsnął ziemię z tejże tabliczki i odkrył co następuje:
"TU LEŻY ORIUS - OJCIEC ANDRUSA WOLISKIEGO, KTÓRY NIE
WIEDZIAA O ISTNIENIU SWEGO SYNA".
Oblał go zimny pot, a następnie usłyszał w głębi lasu śpiew. Doszedł do wniosku, że to
była dziewczynka.
Śpiew umilkł szybko, niczym ucięty nożem.
Spojrzał na psa, w którego oczach także dostrzegł strach i rzekł:
- Zbierajmy się stąd, Burek - jego głos zadrżał. - Dziwnie się tutaj zrobiło.
Zerwał się na nogi i ruszył w stronę wyjścia.
Po chwili pies poszedł w jego ślady.
9
Kiedy znalezli się w bezpiecznej odległości od cmentarzyska mężczyzna spojrzał na psa i
powiedział:
- Słyszałeś ten śpiew?
Pies szczeknął dając mu do zrozumienia, że słyszał.
Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.
Odruchowo sięgnął po telefon i zadzwonił na policję...
10
Kam wyszła na spacer. Z niechęci. Tęskniła za Sidem.
- Sid, gdzie jesteś? - powiedziała do siebie cicho i pogrążyła się w myślach.
11
- Komisariat Policji w Czarnoborze, słucham - dozorca usłyszał w słuchawce męski głos.
Westchnął.
- Panie Władzo, odnalazłem ciało - powiedział od razu.
Policjant po drugiej stronie milczał. Dozorca poczuł się trochę nieswojo.
- Kim pan jest? - odezwał się policjant.
- Dozorca cmentarzyska znajdującego się obok lasu  stwierdził.
- Czy ciało, które pan odnalazł, to chłopak?
- Tak, Panie Władzo.
- Sprawdzał pan puls?
- Nie  orzekł. - Nie znam się na takich sprawach.
- Rozumiem - rzucił policjant. - Przyjedziemy tam zaraz. Proszę czekać przy wejściu do
cmentarzyska.
- Dobrze.
- Niech pan zadzwoni po karetkę. Nigdy nie wiadomo, kto może być potrzebny, kiedy bada
się tego typu sprawy.
- Dobrze - rzekł dozorca, ale policjant go nie usłyszał. Szybko się rozłączył.
Dozorca zrobił skwaszona minę i natychmiast zadzwonił do Szpitala w Czarnoborze.
Odczekał chwilę i usłyszał piękny kobiecy głos:
- Szpital w Czarnoborze. W czym mogę pomóc?
- Potrzebna będzie karetka - oznajmił pospiesznie.  Natychmiast.
Dziewczyna milczała, ale na szczęście krócej.
- Coś się stało?
- Tak. Proszę ją przysłać na cmentarzysko obok lasu.
- Aż tam?! - zdziwiła się dziewczyna.
- Nie ważne gdzie  zakomunikował. - Proszę ją szybko przysłać na cmentarzysko.
Chwila ciszy.
- Dobrze  orzekła.
- Dziękuję - dodał i zakończył połączenie.
Po chwili spojrzał na psa.
- Wracamy na cmentarzysko  rzucił.
Pies zaskomlał, ale ruszył za panem.
12
Kam spacerowała dalej, kiedy zauważyła mknący radiowóz. Zaciekawiło ją to, była obok
domu Marka.
Nie minęły trzy minuty i dostrzegła jadącą na sygnale karetkę pogotowia.
Oba pojazdy zniknęły za zakrętem.
Mama Marka wybiegła na chodnik.
- Co się dzieje?  spytała.
- Sama chciałabym to wiedzieć - odpowiedziała jej Kam.
Usiadły na ławce obok, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
13
Dozorca czekał, aż usłyszał po chwili jadący radiowóz.
14
Samochód zatrzymał się kilka metrów od dozorcy. Wysiadł z niego niski, otyły policjant.
Nie jeden. Było ich dwóch. Ten drugi dla odmiany był wysoki. Podeszli.
- Sierżant Michał Guła - gruby wyciągnął dłoń. - A to mój partner, starszy posterunkowy
Marcin Olewski. To pan zgłaszał odnalezienie ciała?
- Tak, to ja - powiedział dozorca i uścisnął dłoń policjantom.
Sierżant Guła chwilę się zastanowił.
- W takim razie, proszę nam pokazać miejsce, w którym leży ciało - powiedział starszy
posterunkowy.
Dozorca zaprowadził ich na grób, gdzie jego pies znalazł ciało chłopaka.
Gruby sierżant podszedł bliżej i uklęknął.
W tym samym momencie nadjechała karetka. Dozorca bez słowa wyszedł z cmentarzyska
na spotkanie z lekarzami, zostawiając policjantów sam na sam z ciałem chłopaka.
- Dzień dobry - powiedział jeden z lekarzy. Drugi został w karetce. - To od pana dostaliśmy
wiadomość, żeby przyjechać?
Dozorca przyjrzał mu się.
- Dokładnie - rzekł po chwili wyciągając dłoń. - To ja dzwoniłem. Proszę za mną.
Lekarz uścisnął ją i ruszył za dozorcą.
- Długo tu leży?  zapytał.
Dozorca spojrzał na niego.
- Nie wiem  orzekł. - Ale na pewno więcej niż jeden dzień.
Po chwili znalezli się obok policjantów.
Trwała głucha cisza...
15
Mama obwieściła Kam, że musi wracać do domu, bo obiad jej się spali. Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko, po czym także wstała i skierowała się do domu.
16
Gruby policjant wstał i umożliwił lekarzowi zbadanie ciała. Martwego, czy nie. Nie
wiedział tego. Lekarz uklęknął i sprawdził puls.
Bez rezultatu.
Ostrożnie odwrócił ciało na plecy. Zerknął na twarz i się wzdrygnął. Oczy chłopaka były
wywrócone do góry.
Nic już nie robił.
Wstał, podszedł do dozorcy i policjantów.
- Czytaliście dzisiejszy artykuł w "Czarnoborskich Wieściach"?  zapytał.
Wszyscy przytaknęli głową, że tak.
- Tak też myślałem - rzekł z rezygnacją lekarz. - To jest właśnie Marek Będkowski.
Policjanci i dozorca z wrażenia otworzyli szerzej oczy.
- Co z nim? Żyje? - zapytał sierżant.
Lekarz spojrzał na grubasa w ubraniu policjanta.
- Powiem krótko  zakomunikował. - Leży tu trzy dni.
- Ale czy żyje? - teraz spytał wysoki policjant.
Lekarz westchnął.
- Z przykrością muszę stwierdzić, że niestety nie.
Rozłożył ręce w geście bezradności.
- Nic już nie możemy dla niego zrobić.
Podszedł do ciała i wziął je delikatnie na ręce. Kiedy mijał całą trójkę, dodał:
- Ale no i tak musimy go zabrać na badania, żeby stwierdzić przyczynę śmierci.
- A co my mamy zrobić? - zapytał starszy posterunkowy.
Lekarz odwrócił się.
- Napiszcie artykuł na ten temat i wyślijcie do "Czarnoborskich Wieści". My zajmiemy się
resztą.
Potem odwrócił się i odszedł.
17
Dwa dni pózniej w "Czarnoborskich Wieściach" pojawił się artykuł nieco dłuższy od
poprzedniego:
"Dwa dni temu na cmentarzysku znajdującym się obok lasu odnaleziono ciało chłopca.
A tak dokładnie odnalazł go pies dozorcy, który w tamtej chwili sprawdzał stan grobów.
Mężczyzna podszedł w miejsce, gdzie znajdował się jego pies, ponieważ okropnie wył.
Okazało się, że odnalazł ciało. Na początku dozorca myślał, że to przewidzenie, ale
jednak ciało było prawdziwe. Zbliżył się do niego, a potem się przestraszył. Wyszedł z
cmentarzyska natychmiast dzwoniąc na policję i powiadamiając karetkę pogotowia. Jak
się pózniej okazało - po zbadaniu ciała przez lekarza - chłopak nie żył (wyrazy współczucia
dla rodziców i wszystkich bliskich osób, a także przyjaciół). Lekarz zabrał ciało na badania,
w celu wykrycia przyczyny śmierci".
Mama skończyła czytać i zastanowiła się nad tym, czy to prawda. Nie chciała przyjąć do
wiadomości, że to jej syn. Że jej Marek nie żyje.
Po krótkiej chwili zalała się łzami.
18
Niestety Kam także poznała treść artykułu i natychmiast wybuchnęła płaczem. Jej mama
przeszła i spytała co się stało. Dziewczyna jąkając się przez łzy pokazała artykuł.
Jej matka przeleciała wzrokiem po tekście i także się rozpłakała.
- D-dlaczego o-on, mamo? - powiedziała z trudem. Azy wciąż płynęły jej z oczu. - Dla-
dlaczego?
Matka przytuliła córkę.
- Współczuje ci kochanie.
Kam słysząc to wyrwała się matce i wybiegła z domu. Biegła przed siebie cały czas
płacząc.
Stanęła pod drzwiami, drżąc z mokrą od łez twarzą.
Zadzwoniła dzwonkiem.
Iwcia otworzyła prawie od razu.
- Ba... - uśmiechnęła się, ale przerwała widząc twarz przyjaciółki. - Baranku, co się stało?
Przez dłuższą chwile Kam milczała.
- Sid n-nie żyje - powiedziała i z oczu popłynęły jej kolejne łzy.
- To niemożliwe - oznajmiła Iwcia. - To niemożliwe.
Kam przytuliła się do przyjaciółki.
Po chwili także Iwcia się rozpłakała.
19
Po długiej chwili mama Marka odrobinę się uspokoiła. Zadzwoniła do męża i
powiedziała co się stało.
- Natychmiast wracam - powiedział do słuchawki. - Trzymaj się kochanie.
20
Wieczorem Kam znowu siedziała w pokoju. Uspokoiła się nieco, ale cały czas drżała.
Co chwilę łzy powracały.
21
Przyszła noc i zasnęła. Niestety, nie na długo. Obudziła się z przeświadczeniem, że coś
słyszy. Podeszła do okna i zobaczyła, że zrobiła się mgła. Lecz to nie była jedyna rzecz,
której doświadczyła.
We mgle pojawiła się śpiewająca dziewczynka. Radośnie podskakiwała. Zerknęła na
Kam, która poczuła się słabo i zemdlała.
22
Obudziła się na podłodze. Dzień był słoneczny.
23
Poszła coś zjeść. Mama siedziała przy stole i czytała jakąś gazetę. Niewątpliwie
"Czarnoborskie Wieści".
Spojrzała na córkę.
- Jak się dzisiaj czujesz, kochanie? - spytała z troską w głosie.
- Trochę lepiej, ale minie trochę czasu, zanim otrząsnę się po śmierci Sida  powiedziała. -
Bardzo mi go brakuje.
Matka złożyła gazetę i podeszła do córki. Ujęła jej ręce w swoje.
- Wiem kochanie  mówiła. - Marek był miłym chłopakiem. Zawsze pomógł, doradził. Mnie
też go brakuje. Wszyscy w Czarnoborze przeżyli szok.
- A mój szok był największy - rzuciła Kam bez barwy w głosie.
Matka uklęknęła.
- Co teraz zamierzasz zrobić?
Córka na nią spojrzała.
- Na razie chcę się przejść  oświadczyła. - A potem... a potem nie wiem. Zobaczę, co czas
pokaże - westchnęła - Jedno jest pewne. Nie zapomnę Sida do końca życia.
Mama puściła ręce Kam. Nic nie mówiła. Dziewczyna odwróciła się i po chwili wyszła z
domu.
24
Cały czas nie mogła się otrząsnąć, że nie ma już Marka. Po policzku popłynęła jej łza,
kolejna, potem jeszcze jedna. Po chwili cicho płakała...
W lesie także rozległ się szloch. Tak żałosny, że ścisnęło jej się serce. Wsłuchiwała mu się
jakiś czas, kiedy płacz w głębi lasu zamilkł. Usłyszała słowa i bezpodstawnie stwierdziła, że
należały do Sida:
- Baranku, kocham Cię!!! - krzyknął łkając.
Krzyk ten dochodził jakby spod ziemi, potem zapłakał rzewnie. Kam liczyła, że Marek
powtórzy te słowa...
Jednak głos się już nie odezwał.
Dziewczyna zapłakała stojąc w miejscu.
- Ja też cię kocham, Sid - powiedziała i po chwili całkowicie się rozkleiła.
Turów, Kwiecień 2008 - Listopad 2009


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 14
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 3
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 5
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 11
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 4
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 16
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 8
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 7
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 6
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 13
Siderek12 Tom I Prolog
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 17
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 10
Siderek12 Tom I Od Auora
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 15
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 12
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 1
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 2
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 9

więcej podobnych podstron