złożyło. Wypadki polityczne z pierwszej połowy dwudziestego wieku z obiema wielkimi wojnami, odrodzenie się na nowo przed sześćdziesięciu lały państwowości polskiej, jej ponowne narodziny po drugiej wojnie światowej, obchody tysiąclecia Państwa Polskiego spowodowały nie spotykany rozwój zainteresowania w tej dziedzinie. Dostrzec to można łatwo w poczyt-ności wszelkich prac historycznych.
Niemal równe zainteresowanie wzbudzają i najstarsze dzieje. Badania archeologiczne, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, uzupełniają naszą wiedzę o pradziejach i wczesnych dziejach ziem polskich. Sprostowano wiele nieporozumień i uzyskano nowy obraz pradziejów Polski. W tej sytuacji wydało się słuszne podjęcie jeszcze raz niezmiernie ciekawego tematu dawnych wierzeń słowiańskich. Dawniej przedstawiano je w sposób niezbyt jasny lub wręcz nic budzący zaufania. Wydaje się, że wiele osób, szczególnie starszego i średniego pokolenia, zna tylko obraz tych wierzeń stworzony przez I. Kraszewskiego w Starej baśni, a przecież jest to obraz sprzed stu laty, kiedy badania nad tą niezmiernie ważną problematyką były dopiero w zalążku. Dzisiaj dysponujemy już znacznie pełniejszymi danymi. Pozwolą one zapewne przedstawić pełniejszy, choć może nie tak piękny obraz dawnych wierzeń. Nadal napotykamy wiole trudności, których po prostu nie da się uniknąć.
Kultura, jaką Stworzyli nasi przodkowie, pozostaje dla nas kulturą niemą. Wielkim brakiem cywilizacji Słowian była nieznajomość pisma. Źródła archeologiczne są, niestety, w znacznym stopniu nieme. To bardzo zawęzi nas/, obraz, tylko tu i Ówdzie nieco rozjaśniony przez obcych kronikarzy. Możemy być przekonani, że znaleziona w Jazdowie rzeźba jest posągiem bóstwa pogańskiego, ale nigdy nic dowiemy się, jakie to było bóstwo, jak się nazywało i jakie były jego cechy. Możemy z trudem odtworzyć dawny ośrodek pogański, ale ceremoniału, jaki tam się odbywał, możemy ledwie się domyślać. Nie znamy pieśni i tańców, jakie mu towarzyszyły. Pomocna okaże się tu obrzędowość ludowa, ale i ona ulegała istotnym zmianom związanym ze stopniową chrystianizacją. Jeśli więc czytelnik odłoży tę książkę pełen niedosytu, niech wio, że otrzymał to, eo można było wr danej chwili mu dać. Jeśli jednak mimo wszystkich braków' poszerzy swą wiedzę, jeśli rozbudzi w sobie zainteresowanie tematem, autor uzna, że jego praca nie była daremna.
12 czerwca 1160 roku nagły płomień oświecił morze okalające sławny Półwysep Arkoński. Słupem ognia zajęła się brama potężnego grodu, a w spadających przepalonych belkach powoli odsłaniało się wejście do jego wnętrza. Niemało było wówczas grodów na Słowiań-szczyźnie. Niemało ich uległo płomieniom w wyniku takiej czy innej wyprawy wojennej bądź też zwykłego niedbalstwa mieszkańców. Dziwne i potężne były to budowle.
Już od setek lat wznoszone przez Słowian zapewniały ich ziemiom, ich mieszkańcom bezpieczeństwo. Niejeden raz pokrzyżowały plany obcych najeźdźców. Tak pod sławnym grodem Poznaniem załamała się wyprawa cesarza Henryka II przeciw Bolesławowi Chrobremu. Tak kończyło się wicie innych wypraw.
Zanim więc bliżej omówimy wypadki owego roku 1168 oraz ich znaczenie, przyjrzyjmy się owym ciekawym budowlom. Jak ziemie słowiańskie długie i szerokie, można było spotkać potężne grody. Później jedne z nich stały się zaczątkami miast, inne traciły na znaczeniu i dzisiaj pozostały po nich wzniesienia ziemne, mniej czy bardziej regułarne pagóry, tajemnicze wały, kopce. Legenda rzadko określa je właściwie. Nowsze dzieje przysłoniły dawną ich funkcję. Jeśli przemierzymy ziemie polskie, to spotkamy się z nazwami takimi,
9