Strona
4 z
4 •
1,
2,
3,
4
DarnathApr 13 2009, 02:03 PM
Modron zaczął przeszukiwać sterty różnej maści części, które pomogłyby mu w zbudowaniu portalu. Pierwszym emanującym energią elementem okazał się zwykły łom zagrzebany gdzieś pod stertą młotków, cepów i rozmaitych metalowych narzędzi. Opodal podobną aurą cechowały się drewniane framugi, miedziane śruby, para starych zaostrzonych noży, niewielkie srebrzysto-szkarłatne ornamenty jakby żywcem wydarte ze ścian świątyń. Oprócz tego w pobliżu znajdowały się stosy rupieci, które wydawały się odpowiednie do konstrukcji portalu.
- Czego szuka konstruktor w Zewnętrzu? – ze ścian pomieszczenia wydobył się głos szkieletu - Nie sądzisz, że Twoje miejsce jest tutaj? Pośród oceanu urządzeń, mechaniki, stali i drewna? Wśród nieograniczonych możliwości tworzenia? Jesteś demiurgiem. Pozwalam Ci pobudzić swoje zmysły rzemieślnika. Czy warto szukać doznań pośród istot, które nie rozumieją Twej natury?
* * * * *
Naama przemówiła do rannej Tanar’ri. Ta wyraźnie zdziwiona spojrzała prosto w oczy siostry.
- Wiać? Chcesz uciekać? – z trudem się uśmiechnęła – Oszalałaś? Jesteśmy w samym centrum… wojny… - wyraźnie zaczęła pokaszliwać i ciężej oddychać – Musisz… mnie pomścić… siostro.
Konająca Tanar’ri wyciągnęła z podręcznego plecaka zwój i wręczyła go Naamie. Był to stary pergamin z obrazem przedstawiającym rozdartego na pół biesa. Za nim, w tle uniesiona była dłoń sukuba cała umoczona w krwi.
- Poświęcenie… - kaszlnęła – moja… śmierć… uratuje życie… - ponownie kaszlnęła, ale tym razem z jej ust zaczęła wypływać czerwona ciecz – Moja krew… użyj… zwoju…
Życie sukuba właśnie dobiegło końca. Krew wypływająca z licznych blizn, ran, w końcu z ust zaczęła pokrywać ciało. Pozostał jedynie zwój i drobne wskazówki. Tymczasem na horyzoncie zaczęły pojawiać się cienie bestii.
- Nadal będziesz wyrzekać się własnej natury? – przemówił głos szkieletu - Kiedy Twoje siostry umierają w Wojnie Krwi, Ty podróżujesz w jasno nieokreślonym celu? Miejsce, w którym teraz przebywasz nie jest iluzją, jest wizją wobec której masz dług i do której należysz - zakończył.
* * * * *
Tui gwałtownie podbiegł do swej ofiary. Zdjął jej kaptur. Jego oczom ukazała się drewniana imitacja ludzkiej głowy. Zakapturzony manekin w długich szatach. Bijąca energią ściema.
- Hahaha… - roześmiał się głos szkieletu – wiedziałem, że dla Was diabelstw… czy jak wolisz… ludzi? wszystko co jest podejrzane musi wiązać się z konsekwencjami. Boisz się zaatakować, póki nie wiesz kto jest ofiarą? Dobrze więc.
Manekin przed którym przed chwilą stał Tui rozpłynął się w powietrzu. Na jego miejscu pojawił się umięśniony trep i wyraźnie nieuzbrojona kobieta. Zbój zaatakował dziewczynę.
- Jesteś niepewny, nie posiadasz magicznych mocy jak Tanar’ri. Nie masz siły Bal’asi, ani zmysłu kalkulacji modrona. Czym więc możesz wspomóc swoją drużynę? Po co więc szukasz przygód, skoro nie posiadasz żadnych możliwości ani umiejętności?
* * * * *
Mimo wewnętrznej walki, Trevano czuł się obserwowany.
- Widzisz… tak łatwo Cię pobudzić – do Trevano przemówił głos szkieletu –jesteś jak tykająca bomba, gotowa ulec eksplozji, gdy tylko… znajdziesz się w niekomfortowej sytuacji – roześmiał się – skoro nie potrafisz kontrolować własnego życia, kimże jesteś jak nie niewolnikiem? Dam Ci jednak szansę…
Przed Bal’asi pojawił się blado-szary portal, odbijający w swej powłoce Zewnętrze. Droga do portalu była utorowana smugami krwi. Trzydzieści, może czterdzieści metrów przed Trevano znajdowało się wyjście z tego przeklętego miejsca.
- Co powiesz na… deszcz? – ponownie przemówił zsyłając w krainę szarych pustkowi ulewę czystej, nieskażonej krwi. – Zobacz, zobacz jaki jesteś słaby. Ryzykujesz życie swoich towarzyszy dla sławy, czy może złota? Niezależnie od Twoich pokus, wiesz już, że Twoja wędrówka nie ma sensu. Pogódź się ze swoim losem i skończ ten marny spektakl. Jesteś słaby i bezużyteczny.
ZuApr 15 2009, 07:15 AM
Wielorękie uważnie badało - rzecz jasna poprzez swój czerwony wizjer - każdy z przedmiotów, analizując jego kształt, właściwości i strukturę, a także rozważając w jaki sposób można go połączyć z innymi tak, by utworzyć coś, co mogłoby być portalem. Modron przyjrzał się znalezionemu łomowi i framugom, a każdy jego tryb obracał się stale, kiedy myślał nad ich możliwym połączeniem.
MantaApr 15 2009, 12:58 PM
Naama przyklęknęła słysząc słowa swojej siostry. Wewnętrzne rozdarcie po raz kolejny dało o sobie znać. Z jednej strony Tanar'ri- z drugiej uparczywe wyrzekanie się swojej natury niczym człowiek poszukujący sensu życia.
Chwyciła pospiesznie zwój od umierającej, dotknęła jeszcze jej twarzy przesuwając swoją dłoń wzdłuż delikatnej skóry sukkuba lecz ta była już martwa.
Po słowach Pana Zewnętrza coś się w Naamie załamało. Stwór miał rację, ciężko było mu ją przyznać, ale mówił prawdę.
I ta prawda dotarła do kobiety w tak oczywistej postaci jak nigdy dotąd. Nadszedł czas aby przestać.
Cóż może zmienić naturę sukkuba?
Prawda- o sobie samym.
Naama rozłożyła zwój i poczęła go pieczołowicie czytać, studiować, próbując się skupić.
A skóra jej była różowa, wręcz czerwona od panujących dookoła mozaik barw piekielnych, jakby paląca, rozgrzana.
A twarz jej była zła, skupiona i gniewna...
tauriApr 25 2009, 07:12 PM
Po usłyszeniu słów szkieletu, Tuiego zalała fala wściekłości, która mimowolnie naprężyła wszystkie mięśnie.
Wbrew oczekiwaniom Szkieletu i zapewnię całego wszechświata wojownik nie rzucił się do bezmyślnego ataku lecz zrobił głęboki wdech i się rozluźnił.
W tej właśnie krótkiej chwili wydechu przed oczyma pojawiły mu się obrazy z młodości, a dokładnie obrazy z młodzieńczego szkolenia na asasyna, Tui mógłby przysiąc że usłyszał głos swojego mentora, który nakazuje mu się wyzbyć wszystkich uczuć przed atakiem, a szczególnie jednego - wściekłości.
Po chwili "młody"- bo tak go zwano podczas szkolenia - przypatrzył się trepowi atakującemu kobietę, ocenił wszystkie miejsca niezbędne do wyprowadzenia newralgicznego ciosu, wyczekał na moment w którym przeciwnik odsłoni jedno z miejsc przez które przechodzi tętnica.
Na ułamek sekundy przed atakiem Tui pomyślał : ja bezwartościowy ?? - bardzo śmieszne
Nie naprężając ani jednego mięśnia na twarzy - zaatakował, lekko i precyzyjnie.
bartoldApr 26 2009, 09:16 PM
-Zamknij się!
Furia Trevano uwalnia się i potęguje z każdym słowem, krokiem. (ZABIJ!) Trzy Matki huczą swą klątwą (ZABIJ!), nakazują zabić sprawcę tego cierpienia (ZABIJ!), tej krwawej łaźni. (ZABIJ!)
Trevano z galopującym sercem i przyćmionym wzrokiem kroczy w kierunku portalu (ZABIJ!) i przechodzi przez niego.
DarnathMay 2 2009, 11:52 PM
Modron zaczął dopasowywać emanujące energią przedmioty. Początkowo wyglądało na to, że portal będzie cechować bardzo chaotyczna forma na siłę wciskanych części, ale z czasem całość zaczęła przypominać starannie złożony prostokąt zbity z framug i różnorakich narzędzi, miejscowo wzbogaconych przybitymi partiami rupieci.
Gdy wszystkie receptory Modrona uważnie pracowały nad konstrukcją portalu ze ścian niewielkiego pomieszczenia dawało się usłyszeć ciche pomruki zadowolenia. W ostateczności nim Wielorękie zdołało skończyć swoją konstrukcję, zupełnie niespodziewanie zbite części uderzyły silną magiczną energią, która pochłonęła mieszkańca Mechanusa.
- Wspaniale – przemówił głos.
Wielorękie przez chwilę utknęło w bliżej nieznanej pustej przestrzeni. Podczas tej nieoczekiwanej wyprawy do tajemniczej pustki, umysł modrona zaczął gromadzić obfite katalogi informacji z całego Wieloświata. Githzerai, Tanar’ri, Bariaury, Genasi… wszystkie języki, gesty, mimika, sposoby zachowań zaczęły napływać w strumienie dotąd niepoznanej wiedzy. Modron opanował setki języków i poznał tysiące zwyczajów istot z rozmaitych sfer. Gdy tylko katalogowanie nowo zdobytych informacji dobiegło końcowi, kolejna porcja magicznej energii pochłonęła Wielorękie. Tym razem sześcian pojawił się na powrót w Zewnętrzu.
Słowa Władcy Szkieletu wyraźnie przemówiły do serca Naamy. Gdy krwawiąca siostra wydała z siebie ostatni oddech rozpaczy, a silna esencją krwi wypełniła nozdrza bohaterki coś obudziło się w jej umyśle.
Silne pragnienie zniszczenia baatezu połączone z demoniczną chęcią zemsty skoncentrowało wszystkie zmysły Tanar’ri. Chociaż cienie wrogów wciąż rysowały się dość daleko na horyzoncie wiązka energii jaka falowała wokół Naamy wydawała się wystarczająca, aby zmieść najdalsze krańce niejednej przestrzeni.
Każdy fragment czytanego zwoju budował napięcie w ogarniającej pustce, jaką poczuła po stracie siostry. W końcu wraz z ostatnimi wersami pergaminu wydobył się z niej prawdziwy ryk magii. Zwój, który trzymała w ręce doszczętnie spłonął tworząc wokół krąg ognia, który rozprzestrzeniał się dalej i dalej, aż pokrył cały horyzont i spalił wszystkie cienie, które się nad nim unosiły.
Po chwili Naamę ogarnęło prawdziwe wycieńczenie, które zaskakująco szybko ustało. Coś się zmieniło. Tanar’ri odczuwała teraz dokładnie wszystkie źródła magii jakimi kiedykolwiek dysponowała. Czuła, że mogła je dowolnie kontrolować i modyfikować.
Gdy tylko Naama doszła do siebie, pojawił się ten sam portal o niebieskiej poświacie, który przeniósł sukuba prosto do Zewnętrza, gdzie już czekał Modron.
Zirytowany Tui wykonał swój ruch w stronę oprycha. Precyzyjny, morderczy i niezwykle opanowany cios momentalnie pozbawił go życia. Zaraz potem wszystkie twory Pana Szkieletu rozpłynęły się w powietrzu. Sigil zniknęło ustępując miejsca zrównanej bladej pustynnej przestrzeni. Przed Tuiem pojawił się transparentny obraz zakapturzonego człowieka.
- Dobrze. Będzie mi potrzebny zabójca – przemówiło odbicie istoty – potrafisz posługiwać się ostrzem co udowodniłeś. Zadrwiłeś ze mnie, pokazując swą bezczelność. Wydajesz się również nieobliczalny. Twoi przyjaciele jak dotąd pomyślnie przechodzą moją próbę. Dlatego pozwolę Wam żyć, a Wy wykonacie dla mnie jeszcze jedno zadanie, czy tego chcecie czy nie.
Na przestrzeni wokół Tuia zaczęły pojawiać się kolejne iluzje. Na początku była to wielka wioska, gdzieś pośród Zewnętrza, w której centrum stał wielki namiot. Później osadę zaczęły wypełniać postacie.
- To, co widzisz przed sobą to Nadzieja Wygnanych, przynajmniej tak nazywają to proste miejsce jej obywatele. Jest tam pewien człowiek, który śmiał mnie kiedyś znieważyć, na długo zanim zapadłem w sen. Prawdę mówiąc to przez niego moje ciało zapadło się w piach tego przeklętego i złudnego miejsca. Zabij go, a sowicie Cię wynagrodzę. Twoi towarzysze nie muszą o tym wiedzieć. I jeszcze jedno. Wiem, że szukacie tego miejsca również z innych powodów.
Na koniec iluzja Pana Szkieletu wręczyła Tuiowi niezwykły sztylet. Ostry jak brzytwa, obłożony ornamentami rzemieślniczy majstersztyk.
- „Przewodnik” tak wołają na ofiarę, którą mi złożysz.
Nie dając dojść do słowa Pan Szkieletu rozpłynął się w powietrzu razem ze swymi iluzjami, zostawiając Tuia w Zewnętrzu pośród towarzyszy podróży.
Bolesny zawrót głowy zaczął poważnie dokuczać Trevano. Bal’asi przetaczający się przez pole krwi nie mógł do końca ogarnąć swoich zmysłów. Cała niechciana skaza krwi doszczętnie paraliżowała zmysły, tworząc iluzję i budząc niechciane głosy.
- Możesz to kontrolować – zawołał ciężki i ochrypły głos - Nie walcz z samym sobą. Jesteś i takim zostaniesz – tym razem przemówił kobiecy aksamitny głosik – Ahhh… głupcze! – dźwięki zmieniały się formując różne barwy.
W końcu Trevano dotarł do portalu.
- Gdybyś chciał… - przemówił Pan Szkieletu – przeszedłbyś drogę, którą Ci zgotowałem bez żadnych emocji, starań, zbędnej dramaturgii. Wystarczyło zamknąć się na cierpienie. Kwintesencją siły zawsze była bezemocjonalność. Ten, który ugina się gdy widzi rozpacz, żal czy smutek jest słaby. Ten, który walczy w imię wyższych reguł, dla miłości, z gniewu, dla szerzenia strachu nigdy nie będzie prawdziwie niebezpieczny. Prawdziwie niebezpieczny jest ten, który wyzbył się swoich słabości i pozostawił za sobą uczucia. Nieobliczalni, nieobliczalni są niebezpieczni.
Chociaż te słowa przypominały bardziej bełkot wariata wydawało się, że jest w tym nuta prawdy i ważna lekcja, którą w jakimś celu przedstawił Trevano Pan Szkieletu.
- A teraz odejdź do swoich towarzyszy.
Portal połknął Trevano przenosząc go do Zewnętrza, w pobliże swoich przyjaciół.
Wasza czwórka stała teraz w tym samym Zewnętrzu. Nie było tutaj jednak żadnego uprzykrzającego życie szkieletu, ani ofiar niedawnej bitwy. Nie nosiliście również oznak żadnych ran. Nie posiadaliście również ekwipunku – dziennika, który wręczono Wam w gospodzie „Nóż na Gardle”, ani torby z lekarstwami od Nekki. Staliście jeszcze niezupełnie ocknięci po niedawnych próbach i dochodziliście do siebie.
Na horyzoncie przed Wami nie było niemal nic. Jedynie gdzieś, paręset metrów dalej mogliście dostrzec skrawek jakiejś osady. Właśnie na drodze do niej pojawiła się kolejna iluzja przypominająca trochę lewitujące zwłoki lemura.
- Tam jest Wasza misja, tak zwana Nadzieja Wygnanych – ozwał się znajomy Pan Szkieletu – skończyliście próby. Sądzę, że czujecie się teraz silniejsi. To… zabawne.
Iluzja nie po raz pierwszy rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając Was w Zewnętrzu.
bartoldMay 5 2009, 09:35 PM
Trevano pada na kolana, nie mogąc opanować drżenia nóg; cały szalony gniew ulotnił się w jednej chwili, gdy ujrzał towarzyszy żywych. Żadnej krwi. Żadnych głosów. Cisza, spokój i przyjaciele. Nie ma woni krwi... Nie ma krwi... Fajka...
-Co to było...? - pyta zdławionym głosem.
(Czy i śmierć Nreva byłą iluzją? Kim była ta wiedźma... prawdziwa ona zali sen, jak i szkielet?)
MantaMay 6 2009, 09:00 AM
Naama tuż po wylądowaniu "po drugiej stronie" łapię się oburącz za głowę i ściskając skronie stara się opanować ciche wibracje wewnątrz czaszki. Najwyraźniej skutki uboczne teleportacji przeniosły się z żołądka nieco wyżej.
Tanar'ri czuje się zaskakująco dobrze, silnie, jednakże mimo to osuwa się na tyłek siadając z głuchym *klap*, patrząc się w jeden punkt, gdzieś przed siebie.
Tyle informacji, uczuć, przeżyć uderzyło w nią naraz. Zamęt.
Zamęt...- pomyślała, i ze wzrokiem wciąż utkwionym w ten sam daleki punkcik signęła do kieszeni spodni wyjmując zwój od Kasmiry. Zaczęła czytać.
ZuMay 9 2009, 11:43 AM
Stanąwszy na pewnym gruncie, na nowo z całym swoim orężem w czterech rękach, Wielorękie zatrzymało się bez ruchu w jednym miejscu, na przemian przymykając i otwierając to jedno, to drugie oko. Zgrzytało przy tym i skrzypiało nieustanne, a w kilku miejscach z niewielkich szczelin w budowie modrona ulatywały kłębki pary.
tauriMay 11 2009, 01:39 PM
Po pojawieniu się wśród przyjaciół Tui przyjrzał się im chwilę : dzięki sferom wyglądają na całych i zdrowych.
Korzystając z chwili konsternacji panującej wśród towarzyszy szybko schował otrzymany sztylet do cholewy buta, po czym ponownie przyjrzał się każdemu z osobna :
Trev wygląda jakby przed chwileczką ktoś nie źle go wkurzył, Naama też nie miała lekkiej próby, nie muszę widzieć jej twarzy by wiedzieć że jeszcze jest podłamana. Co do naszej Puszki - wygląda jakby spokojniej, ale to pewnie i tak nie prawda. Ciekawe przez co przeszli ?
Biorąc kilka głębokich wdechów Tui otworzył usta, lecz nie wybiegł z nich żaden dźwięk.
Powiedzieć im o moim drugim zadaniu ? - cholera sam nie wiem, może i oni dostali coś do załatwienia...
Z jednej strony jesteśmy towarzyszami podróży, ufającymi sobie nawzajem, z drugiej przecież ani Naama, Trevcio czy kostka rubika nie są moimi niańkami... sam nie wiem. Przecież jeżeli Trev dostał za zadanie ochronić tamtego człowieka.... przecież nie skrzywdzę przyjaciela
MantaMay 12 2009, 09:14 AM
Na chwilę odrywa się od lektury, próbuje sobie ułożyć w głowie co przeczytała.
Zerkając na przyjaciół zauważa wzrok Tuiego.
Puszcza mu smutny uśmiech, odgarnia włosy z twarzy, wstaje.
-Jakieś konkretne plany na resztę tego skudlonego dnia?- mówi głosem ochrypłym, przez zaschnięte gardło brzmi jakby warczała.
tauriMay 14 2009, 06:50 PM
Usłyszawszy pytanie przyjaciółki Tui odpowiedział :
-tak i to dobre plany -- wynośmy się z stąd !
bartoldMay 21 2009, 09:58 PM
- Mamy jakiś plan, drużyno...? Szukamy dalej tych "Rzeczywistych"? Jeszcze mamy dwa cele, jak pamiętam... Możemy też o tym zapomnieć i szukać wiatru w polu, zgodnie z życzeniem Nreva i tej wiedźmy... A przede wszystkim to stoimy w samym środku Zewnętrza i czekamy, aż nam Cień Pani wskaże drogę! Trzeba coś zdecydować i się ruszyć.
Po długiej oracji zaciągnął się fajką. (Jak tak dalej pójdzie to i do Astralu trafimy...)
tauriMay 22 2009, 03:14 PM
hmm... celna uwaga, proponuję poszukać tych "Rzeczywistych". Było nie było lepsze szukanie kolejnych pajaców, niż ganianie za własnym ogonem.
Odwracając się w kierunku Naamy i "Kostki" :
a Wy co myślicie ??
- Namo ?
- i ty sześcienny przyjacielu ? -- wybacz, ale nie mogę zapamiętać Twojego imienia
MantaMay 22 2009, 04:28 PM
-Osobiście, jestem niezwykle ciekawa Rzeczywistych. Skoro juz tu jesteśmy, to co nam szkodzi?
Rzuca, po czym rusza przed siebie z wolna, jakby spacerując i zwiedzając aktualne środowisko.
tauriMay 24 2009, 11:04 PM
no to zwijamy się - byle naprzód
Wstaje i rusza za Naamą
ZuMay 26 2009, 03:21 PM
Wielorękie rozejrzało się po zebranych. Najwyraźniej nikt nie usłyszał jego pytania lub nie zwrócił w tej chwili uwagi na modrona, choć po chwili przybysz z Mechanusa usłyszał skierowane w jego stronę pytanie. Posiłkując się posiadaną wiedzą, szybko zorientował się, że była to powiedziana nie wprost odpowiedź na jego własne pytanie. Modron przetrawił to zagadnienie, skrzypiąc i zgrzytając, a także przymykając na przemian jedno i drugie oko. Następnie zaś znów wykonał ruch, jakby chciał wciągnąć powietrze, po czym wyrecytował z pamięci, modulując głos na podobieństwo jakiegoś młodzieńca:
DarnathMay 27 2009, 04:15 PM
Zaczęliście spokojnie rozglądać się po otaczającej Was przestrzeni. Zewnętrze nie wyglądało wcale tak źle. W stosunku do pól bitewnych piekła, monotonnej szarości czy pseudo Sigil czuliście, że wreszcie ponownie stąpacie po rzeczywistej, istniejącej i dalekiej od iluzji glebie. Nigdzie nie było Pana Szkieletu, hordy biesich potworów ani... wody. Po ciężkich chwilach walki i prób zaczeliście odczuwać pragnienie, a te skutecznie osłabiało Wasze zmysły. Jedynym wolnym od ludzkich potrzeb wydawał się Modron.
Ruszyliście, wciąż bacznie rozglądając się dookoła. Na horyzoncie przed Wami rysowały się kontury jakiejś niewielkiej osady, o której wspominał "lewitujący lemur". Do końca nie mogliście ocenić jak daleko jest rzekoma "Nadzieja Wygnanych". Oprócz wspomnianego miejsca z trudem szukaliście innych oznak cywilizacji. Aż w końcu Naama zauważyła cień istoty zmierzającej w Waszą stronę - Tuladhary. Najwidoczniej szliście w tym samym kierunku.
MantaMay 29 2009, 01:59 PM
Krok za krokiem, mozolnie. Tanar'ri szła uparcie bez słowa skargi na warunki wędrówki. Już dawno nauczyła się zaciskać zęby w takich momentach i nie jęczeć, gdy jest nieprzyjemnie.
Co chwila oblizując wyschnięte wargi, to znów bawiąc się włosami- próbując je jakoś upiąć, kobieta starała się rozejrzeć za czymkolwiek co nie wyglądałoby jak bezkresna spieczona ziemia.
Przez chwilę wydawało jej się, że ma halucynacje ze zmęczenia.
Kątem oka zobaczyła jakiś cień. Cień, który się zbliżał.
Jakiś człowiek...- pomyślała. Nie wróżyło to chyba nic dobrego, jednak człowiek w takim miejscu...
Powoli i dyskretnie zaczęła odwracać głowę w jego kierunku. Szybko opuściły ją wszelkie wątpliwości co do stanu jej psychiki.
To nie halucynacja...
-To Tuladhara...- powiedziała tak cicho, że chyba tylko idący obok Tui mógł to usłyszeć.
Przystanęła, odwrócna w stronę wędrowca.
Fhjull Rozdwojony JęzykJun 1 2009, 07:12 PM
Tuladhara wyglądał okropnie. Był cały ubryzgany krwią, utykał na lewą nogę. Zlepione od brudu kosmyki opadały mu na oczy. Lewa ręka bezwładnie zwisała, druga kurczowo ściskała dzban, wyglądający podobnie jak właściciel. Powoli i dokładnie zmierzył wzrokiem całą drużynę, po czym wychrypiał:
-Kim jesteście? Nie podchodźcie, w tym dzbanie mam gel... gerer... biesa-
tauriJun 2 2009, 12:12 AM
Tui spokojnym wzrokiem zmierzył zakrawaioną postać, spokojnym, lecz pewnym i powolnym ruchem wyjął swój szylet za pasa, po czym ukrył rękę za plecami. Ocenił odległość między sobą a przybyszem oraz jego stan fizyczny.
Nie odpowiedział na pytanie obcego lecz sam zadał swoje :
-kim TY jesteś ?
MantaJun 7 2009, 11:59 AM
-To miała być groźba?- rzuciła Naama w stronę przybysza.
ZuJun 7 2009, 08:01 PM
Wielorękie szło razem z resztą, poskrzypując lekko oraz balansując stale trzymanymi w czterech rękach brońmi. W chwili, gdy tajemniczy przybysz zbliżył się do wszystkich, modron zatrzymał się, mierząc go badawczym spojrzeniem przez swój nieodzowny czerwony wizjer. Zaskrzypiał i zazgrzytał, wyciągając na wierzch informacje o jego rasie.
Fhjull Rozdwojony JęzykJun 7 2009, 08:53 PM
Przybysz uspokoiwszy się trochę odpowiedział już dużo czystrzym głosem:
-Jak rozumiem tan'ari, jeden z gorszych biesów w Tartarze, mający pazury mogące z łatwością przeciąć sukkuba na pół nie robi na tobie wrażenia. Wracając do twojego pytania, człowiecze, jestem Faunel - dodał, patrząc się na Tui'ego
-Ponawiam swoje pytanie: Co robicie tu, daleko od dróg i szlaków handlowych?
tauriJun 8 2009, 01:23 AM
Patrząc na przybysza :
-jesteśmy podróżnikami, którzy w skutek małej farsy zboczyli nieco z kursu
bartoldJun 11 2009, 07:23 PM
Trevano ogląda bacznie napotkaną istotę.
-Co ci się stało? Skąd te... rany?
Rzeczywiście, Fanuel wygląda jakby został pokiereszowany przez swojego demona. (I patrzcie państwo, takiż nam się przewodnik trafił...)
MantaJun 12 2009, 07:33 PM
-Phi...- rzuca pod nosem i szybko dodaje- To może teraz Ty nam wyjawisz cóż tu porabiasz? Bo chyba nie zwiedzasz. Marszczy czoło w grymasie.
Słysząc jednakże pytanie Trevano, Naama robi się ciekawa i czeka na odpowiedź, zabawiając się nerwowo swoimi włosami.
Fhjull Rozdwojony JęzykJun 13 2009, 10:47 AM
Tuladhara uśmiecha się nieznacznie.
- Jestem podróżnikiem, który w skutek małej farsy zboczył nieco z kursu - Zaczyna iść w kierunku podanym im przez Pana Szkieletu. - Nie wiem jak wy, ale nie zamierzam zostawać na tym pustkowiu do zmierzchu.
tauriJun 14 2009, 11:28 PM
Usłyszawszy słowa przybysza Tui parsknął śmiechem, i obrócił się w stronę przyjaciół czekając na decyzję.
bartoldJun 15 2009, 09:37 AM
-Dziwny jest - Trevano nie kryje zmieszania. - Ale co do tego zmierzchu rację ma absolutną, lepiej tu nie zostawać. Ledwie co tu jesteśmy, już nas chciały kości zabić. Idziemy? - Patrzy na Naamę, szukając aprobaty.
MantaJun 15 2009, 11:24 AM
Robi sceptyczną minę w stronę przyjaciela.
-No nie wiem...- mruczy pod nosem. Skanuje wzrokiem "nowego". Szybko dochodzi do wniosku, że przybysz pasuje jak ulał do tej skurlonej i pokręconej grupy.
-Dobra. Im więcej takich dziwadeł jak my, tym zabawniej- puszcza oko do Trevano, odwraca się-
Chodźmy zatem.
DarnathJun 18 2009, 05:34 PM
Leże Rzeczywistych, "Nadzieja Wygnanych", cel nad cele od czasu wyjścia z gospody, wysłuchania durnej przemowy i gotowania się ze złości przy potyczkach z wrogami był już przed Wami. Dachy osady rysowały się w Waszej wyobraźni, a im bliżej byliście tym bardziej realne wydawały się konstrukcje wzniesione na poległych ciałach istot Zewnętrza. Tak wyglądała ta "nadzieja". Połączone ze sobą chaty ze związku kości, drewna, kości i jeszcze raz kości. Zbite metalowymi śrubami, odłamkami kamieni i wszystkim czym można było tylko połączyć materiały budowlane.
Wydawałoby się, że tylko największe śmieciowiska i zalążki zbieraczy mogłyby stworzyć tak paskudne konstrukcje, ale im dłużej przyglądaliście się osadzie, tym bardziej docenialiście kunszt wykonania budynków. Wbrew wszelkim podejrzeniom, nie były to tylko przypadkowe zlepienia tego, co było pod ręką, ale starannie wykonane schronienia z najpospolitszego materiału Zewnętrza - ludzkich, zwierzęcych czy biesich kości. "Biała osada" - tak można równie dobrze nazwać coś, co swoje nadzieje budowały na śmierci i zatraceniu ofiar poległych w tej sferze.
Obraz miejsca dotarł do Was pierwszy, ale wkrótce potem do Waszych uszu zaczął dochodzić dźwięk. Gdzieś w centrum, gdzie nie sięgały Wasze oczy rozgrywało się coś hucznego. Słyszeliście liczne głosy, ludzi i nieludzi, istot o różnej barwie i dialekcie. Im bardziej staraliście się skoncentrować na szumie, tym łatwiej było Wam zidentyfikować okrzyki...
- Dwadzieścia miedziaków!... biesy, topory... magiczne zwoje, trzydzieści miedziaków.... Sto!...
- Sekrety i mistyczne wynalazki... zaklęte... haki, gwoździe!... Mam nawet widelce!...
- Srebro, miedź i kamień, kość i rzeźba!... Śmierć w pudełku, życie w kamieniu, zastygła krew niebianina!...
- Tysiąc, dam tysiąc! Dwa, dwa tysiące... Kłamiesz... kłamiesz.. świt w komodzie!...
MantaJun 18 2009, 09:04 PM
-Hm...- Naama zamyśliła się chwilę i zwróciła w stronę nowego znajomego-Jak Cię zwą, Panie Tuladhara?
Czekając na odpowiedź zerknęła w stronę rysujacego się przed nią i przyjaciółmi miasta, słysząc coraz to donioślejsze okrzyki. Licytacja? Targ? Cywilizacja!
Fhjull Rozdwojony JęzykJun 20 2009, 10:55 AM
Odwróciwszy się do Nammy odpowiedział
- Już wam mówiłem, jestem Faunel - Przystanął na chwilę i zamyślił się nad czymś.
- Skądś cię znam, tan'ari. Byłaś ostatnio W Sigil?
MantaJun 20 2009, 02:02 PM
-Wybacz Faunel...- przygląda się przybyszowi dokładnie-...Nie usłyszałam jak mówiłeś. Sigil? Tak. Byłam w Ulu. Głównie w związku z tą misją odnale...
Kobieta urywa nagle. Szybko zdaje sobie sprawę z tego, że przyjaciele mogą sobie nie życzyć ujawniania motywów podróży przed nowo poznanym.
-Cóż, przywiodła mnie do Ula pewna sprawa. Możliwe, że mnie przypadkiem widziałeś. Ja i ta nasza mała gawiedź...- macha ręką w stronę przyjaciół lekko kłaniając się, jakby chciała ich zaprezentować- ...niedawno wyruszyliśmy z Sigil.
Fhjull Rozdwojony JęzykJun 20 2009, 02:23 PM
-Mhm- odpowiedział Faunel i powoli pokiwał głową. Zaczął z powrotem iść w stronę miasta. Nie zatrzymywawszy się zerknął jeszcze na drużynę i spytał:
- W związku z tą misja odnalezienia...?
tauriJun 22 2009, 01:59 PM
Usłyszawszy słowa Faunela Tui przypomniał sobie o swojej ukrytej misji.
Odpowiadając na pytanie nowego towarzysza wycedził :
powiedzmy
MantaJul 1 2009, 09:37 AM
-Słyszałeś może o tej sekcie Rzeczywistych? Tak się zwą, niech ich baator pochłonie, ci przeciwnicy obecnego "ładu".- przystaje na chwilę kierując się w stronę Faunela.
-Wyruszyliśmy z Ula z misją znalezienia ich przywódcy...- kobieta kontynuuje wyjaśnianie przybyszowi okoliczności, w jakich się znaleźli na tym pustkowiu. Wspomina o Kasmirze i wielkim szkielecie, który poddał drużynę niesamowitej próbie. Gdy kończy opowieść rusza z wolna.
-A jaka jest Twoja historia?
Fhjull Rozdwojony JęzykJul 3 2009, 11:33 AM
Mężczyzna przez dłuższy czas milczy. Mamrocze wreszcie:
-Przeklęte Moce... Ale nas sobie dobrały... - znów przez chwilę nic nie odpowiada
- Jestem to w tym samym celu, co wy - mówi już wyraźniejszym i głośniejszym głosem - Rzeczywiści zaburzają równowagę, a zawsze przyda się trochę brzdęku. - spogląda na Naamę - Widziałem was w tej karczmie ,,Nóż na gardle", czyż nie? Albe wtedy było was więcej, i nie mieliście modrona. Co do mojej historii to wyruszyłem z kilkoma uzbrojonymi po zęby zbirami. Mam swoje źródła i dowiedziałem się, że ta frakcja koczuje w Nadziei. Na ich nieszczęście portal przez który przeszliśmy zaprowadził nas do kryjówki dezerterów . Przez te całe ich żelastwo nie mogli biec. - milknie, jakby się nad czymś zastanawiając.
-Wygląda na to, że jesteśmy zmuszenie do współpracy ze sobą. Wy nie macie pewnie miedziaków, a ja samemu nie zniszczę Rzeczywistych.
DarnathJul 5 2009, 12:34 PM
Byliście już o włos od Nadziei Wygnanych. Miasto miało swoją specyficzną konstrukcję, owalny kształt i warstwy. Z zewnątrz osadzone było licznymi kościanymi chatami, które tworzyły najgrubszą warstwę miasta. Dalej, im bardziej wewnątrz rozciągały się liczne namioty, najprawdopodobniej dla tymczasowych przybyszów. Przez samo centrum natomiast biegła udeptana ścieżka, w której centrum znajdował się plac targowy.
Gdy doszliście do progów miasta, imitacji bramy, którą tworzyły dwie zbite deskami kolumny mogliście w końcu zobaczyć kimże byli Rzeczywiści. A byli na oko większą mieszanką ras z całego Wieloświata niż można sądzić. Między straganami poruszali się dumni z siebie obywatele Krain Zewnętrznych, potężni Githzerai z Limbo, zbłąkani Modroni z Mechanusa, przebiegłe diabelstwa, ludzie, których wszędzie pełno, a nawet sami baatezu i tanar'ri o dziwo najwyraźniej w stanie zawieszenia broni. Wszyscy wyglądali na zadowolonych z siebie indywidualistów, którzy odrzucili między rasowe konflikty dla chwili spokoju i uciechy.
Tak też życie miasteczka było nieodłączne i spójne z targowiskiem, które kipiało niewiarygodną energią. Oprócz najróżniejszych stoisk, gdzieniegdzie znajdowały się egzotyczne miejsca rozrywki. Dobitnym przykładem była niewielka arena, w której walczyły ze sobą twory znamienitych iluzjonistów. Właśnie bój ze sobą toczyła sztuczna kreacja lemura i grupa czaszkoszczurów. Dalej, głębiej dostrzec można było również rodzaj jakiejś gierki, w której uczestnicy rzucali gałkami ocznymi w drewnianą tablicę.
W pewnej chwili z placu targowego dobiegł ogłuszający dźwięk, jakby wybuch czy nieudany czar. Najwyraźniej jedno z pobliskich stoisk przeżyło drobną katastrofę, sądząc po ilości dymu i gapiów, którzy zebrali się wokół. Ledwo wśród naturalnych szumów targu i placów rozrywki dało się usłyszeć chrapowaty krzyk.
- Ty twardogłowy skurlu, ile razy mamy powtarzać w Twój obszczuty łeb, że to piekielna harfa magiczna, a nie cholerny instrument do grania! Co za trep do stu tysięcy baatezu!
bartoldJul 6 2009, 11:20 AM
Trevano człapie za grupą, szukając wyciora do fajki.
- Fanuelu... Dowiedziałeś się czegoś więcej o Rzeczywistych?
Wioska z kości... Ciekawe. Nie czekając na odpowiedź zwraca się do modrona.
- Wielorękie, co wiesz o tej wiosce?
tauriJul 11 2009, 11:37 AM
Stojąc tak bezczynnie razem z przyjaciółmi Tui przypomniał sobie o swoim ukrytym zadaniu, by przerwać chwilową ciszę panującą wśród członków drużyny ponaglił Fanuela :
jeżeli coś wiesz to mów
Fhjull Rozdwojony JęzykJul 13 2009, 02:34 PM
Tuladhara wzdycha przeciągle i odpowiada na pytanie Trevano
-Później, bal-aasi. Od dwóch dni nie spałem, ani nie jadłem. Muszę odpocząć.
Zaczyna z powrotem kuśtykać w stronę wioski
tauriJul 18 2009, 12:35 AM
Racja Trzeba coś zjeść i odpocząć.
bartoldSep 1 2009, 09:14 PM
- No i kiedyż dotrzemy tam, gdzie można cokolwiek zjeść? Długo już tak idziemy, przeszło miesiąc nam upłynął! - mówi Trevano konającym głosem, słaniając się z głodu na nogach.
Strona
4 z
4 •
1,
2,
3,
4