Strona 1 z 41, 2, 3, 4


Wprowadzenie:

Wszędzie te cholerna wiara, wszędzie głoszą te swoje cholerne prawdy. Cholerne frakcje w cholernym świecie cholernej filozofii. Niechże w końcu ktoś zniszczy je wszystkie i doprowadzi do harmonii w chaosie, porządku w nieładzie.
– Okoliczny trep nieskutecznie próbujący stworzyć własny nurt filozofii.

Miasto Drzwi nie ma granic. I wcale nie mówię tutaj o portalach, które prowadzą do każdego zakątka Wieloświata. Nie, absolutnie nie. To centrum… i wcale nie boje się użyć tego słowa… CENTRUM Wieloświata posiada nieograniczoną przestrzeń, która jest w stanie zaspokoić oczekiwania każdego śmiałka. Nieważne czy szukasz prawdy, mentora, akceptacji? Te rzeczy znajdą Cię same. Weźmy na przykład Ciebie, śmiałku. Szukasz przygody? Ot i Twoja przygoda…

* * * * *
Trevano rozgląda się badawczo po swej "drużynie", na ułamek sekundy zatrzymując się wzrokiem na kobiecie. Czeka jeszcze chwilę, po czym mówi, kłaniając się lekko ze skrzydłami złożonymi wzdłuż pleców:
-Zatem, witam. Jestem Trevano II, z zawodu mediator.
Mojo zasłania usta dłonią, obgryza paznokcie. Przeskakuje wzrokiem z jednej twarzy na drugą, szponiastym palcem drapie się w uchu, wygrzebuje ze środka coś obrzydliwego. W gruncie rzeczy ma ich wszystkich w miejscu czarnym jak kieszeń Murzyna. Wszystkich, oprócz tej tanar'ri... która na niego nawet nie patrzy.
Mojo głupi! Mojo nigdy nie miał powodzenia u kobiet!
Mojo jest "skończony kretyn", "nieudacznik", "potwór"! Mateczka miała rację!
Niech ją zżera gniew Pani!

Nie zwracając uwagi na małomówne towarzystwo, Mojo sięga do pasa. Po chwili kładzie na stole drewnianą klatkę z cienkich patyczków. Czarne, włochate "coś" w środku porusza narkotycznie odnóżami.
- Ssss... Po co my tu właściwie przyszliśmy, pajączku - mówi Mojo, schylając głowę. Wsuwa palec między kratki i dotyka główkę Teodora. - Ssss...
I milknie, szczerząc żółte zęby do swojego jedynego przyjaciela.
Tui przypatruje się chwile stworzeniu w klatce, po czym mówi -
- nazywam się Tui

Po czym bierze księgę do ręki i ogląda okładkę, nie otwierając jej.
Nie odrywając wzroku od towarzyszy czyni krok w cień, wyciąga z sakwy prostokątny przedmiot... tak, chyba dziennik; zaraz pióro i kałamarz; szybko notuje parę zdań, wciąż patrząc na kompanów. Chowa wszystko do torby, wyjmuje zaś z niej fajkę. Rozpala ją - całkiem sprawnie - zaciąga się lekko i opiera o blat, wciąż obserwując [Mojo ze swoim pająkiem, hm, wydaje się być zagubiony w tym miejscu... i jak pożądliwie spogląda na tą Tanar'ri, gdy myśli że nikt nie patrzy...; Tui - dlaczego jego ręka jest przywiązana do paska? Hm... Ogląda książkę ale jej nie czyta - nie potrafi czy jedynie ją ocenia?; Lentor i Naama - hm...]. Zaciąga się jeszcze raz, przymyka na chwilę oczy, wydmuchuje dym.
Opiera łokcie na stole, następnie rozstawione palce styka opuszkami.

Po chwili z do połowy przymrużonymi oczami spogląda w górę i szepce

Lentor....po prostu Lentor...I niech cisza przemówi...

Po chwili wyciąga notes, węgielek i zaczyna rysować twarze towarzyszy, podpisując je imionami oraz kilkoma dodatkowymi notatkami

"Mojo...szaleniec i ćpun"
"Trevano. Mediator...ze swoją przyzwoitością daleko nie zajdzie"
"Tui. Rzeczowy"

Po czym chowa dziennik do sakwy. Następnie rozgląda się po istotach zgromadzonych w karczmie.
Po oglądnięciu książki z obydwu stron i przeczytaniu napisów, znaków jeżeli takie się na okładce znajdują, Tui przekazuje ją Trevano mówiąc :
widziałem jak coś notujesz, więc jesteś piśmienny, sądze że również chciałbyś ją obejrzeć.
Zamyśla się na chwilę, rzuca przelotne spojrzenie na Lentora, mruży oczy [Ach, ta dramaturgia w głosie... wygląda jakby po ciężkim urazie psychicznym był... możliwe też że się jedynie kryje, iż to maska jeno...], po czym odbiera dziennik od Tui'ego. Pierw bada okładki, po czym otwiera go na pierwszej stronie - i zaczyna czytać...
Mojo zabiera klatkę z pająkiem, czując spojrzenie bydlaka z blizną na ryju. Wstaje i przypina pojemnik do pasa. Spogląda po ścianie, bierze krzesło i idzie z nim do kąta. Reszta jest tak zajęta sobą, że nawet nie zwracają na niego uwagi.
Po chwili wraca z czymś w dłoni, wielkości guzika, i wpycha to do swojej drewnianej klatki.
Rośnij, malutki, rośnij!
Siada z powrotem, zgarbiony. Wlepia wzrok w faceta, który mu się przyglądał, białasa o nosie w kształcie litery "S".
Mojo mógłby przysiąc, że facetowi bardzo nie spodobało się jego spojrzenie.
Mojo już za nim nie przepada.
A tanar'ri taka piękna, milcząca...
Kobieta Tanar'ri...
Uważnie obserwując sytuację, spoglądając ukradkiem na swoich potencjalnych towarzyszy zauważa, że facet z pająkiem się jej przygląda. Odrywa wzrok od swojego prawego obcasa, w który wpatrywala się z uporem maniaka.
Wzdycha i leniwym do granic możliwości glosem szepcze w jego stronę ciche:
Szpicuj się...
Przekleństwo brzmi paradoksalnie w ustach kobiety o dość melancholijnym, spokojnym i "uporządkowanym" glosie.
Po chwili jednak z ledwie dostrzegalnym uśmiechem na ustach powraca do skrupulatnego oglądania swoich butów.
Trevano otworzył dziennik na jego pierwszej stronie. Jak na możliwości Ula pismo było zbyt staranne, zadbane, a kartki wyjątkowo schludne. Sama księga była natomiast wykonana z porządnej skóry, zabezpieczona po bokach metalowymi oprawami. Całość natomiast liczyła na oko nie więcej jak sto stronic.

Pierwsza strona zawierała dokładnie te same informacje, które przeczytało dla Was diabelstwo, słowo w słowo. Następne natomiast zawierały spisy dzielnic, imion oraz informacje o zleceniu. Na oko było to kilkanaście stronic księgi. Dalej natomiast dominowały czyste kartki. Wyglądało na to, że zleceniodawcy zostawili Wam przestrzeń na obszerne notatki.

Strona druga rozpoczynała zlecenie. Po dokładnym przyjrzeniu się treść ta brzmiała następująco:

Zlecenie – znajdź i zabij przywódcę „Rzeczywistych”

Nie mamy dokładnych informacji na temat miejsca pobytu wskazanej jednostki, wiemy jednak kto z nim współpracuje. Wydobądźcie informację z jego przyjaciół, partnerów czy bliskich. Miejsca, w których przebywają zanotowaliśmy poniżej.

Ul południowy, pobliże gospody „pod gorejącym człekiem”, Kasmira.
Jedna z ladacznic, która z pewnością utrzymywała kontakt z poszukiwanym. Kręci się przeważnie w gospodzie lub jej okolicy. Poznacie ją po biało-mlecznych włosach.

Uliczka ćpunów i nieudaczników, budynki mieszkalne, Ruu.
Githzerai, z pewnością go rozpoznacie. W tej zakichanej i zapomnianej przez świat uliczce Ulu jest jedynym ze swojego gatunku. Może stawić poważny opór.

Ul północny, okolice kostnicy, kostnica, Zord.
Szaleniec, który za dnia otwarcie wygłasza swoje filozofie, trzymając się blisko dabusów. W ten sposób żaden trep się do niego nie zbliża, jakby ze strachu przed oczami Pani.


Tutaj kończy się druga strona dziennika. Skupienie przerywa szum w gospodzie. Wygląda na to, że trepom zaczęła przeszkadzać bezczynność. Rozglądając się po gospodzie szybko spostrzegacie niezadowolenie na twarzach śmiałków. Biesom i okolicznym opryszkom widocznie nie podoba się, że muszą współpracować. Wygląda na to, że zaraz zrobi się tu bardzo gorąco.

Zaczyna iskrzyć, popaprańcy wdają się w dyskusję, filozoficzne papki i wiązki wulgaryzmów. Trepy przepychają się wzajemnie próbując dostać się do ksiąg. Głos dawno zamilkł, a i diabelstwa, podwładni tajemniczej nieznajomej gdzieś wyparowali. Drzwi do gospody pozostały niezmiennie otwarte.
...kończy czytać. Zamyka dziennik, odkłada na blat stolika, wskazuje nań ręką patrząc w twarz Naamie. (Hm... Nie tak bezpośrednia jak większość biesów, z pozoru wyzywająca a jednak... nieśmiała? Skryta? Hm.) Następnie rozgląda się po pozostałych oraz po całej gospodzie (Coś tu nie gra... Zbyt nerwowo... Cholera.)

-Proponuję stąd spadać jak najszybciej - mówi, kierując spojrzenie ku drzwiom. - I porozmawiać gdzie indziej.
Patrząc w kierunku, to Trevano to drzwi, kiwa głową potwierdzając swoją aprobatę pomysłu szybkiego wyjścia z karczmy, po czym zabiera dziennik ze stołu i szybkim krokiem kieruje się ku wyjściu z gospody.
Ogląda się raz jeszcze na resztę towarzyszy. Następnie, układając sobie w głowie informacje wyczytane w dzienniku, rusza za Tuim w stronę drzwi. Po drodze uważnie obserwuje podnoszącą się w karczmie wrzawę, nie tracąc jednak pogody ducha. (Kurtyzana, groźny Githzerai i kaznodzieja-cwaniak... No cóż.) Pociąga ciut mocniej fajkę.
Mojo spogląda w tę i we w tę, drapie się po głowie.
Banda nieudaczników i kretynów - mruczy pod nosem. - Z takim podejściem można przeoczyć wiele rzeczy, sss...
Wstaje i patrzy po twarzach zebranych.
Trepy. Jak w jakimś cyrku, csss - mruczy, ni to do siebie, ni to do towarzyszy. - Mojo nie podoba się ta szopka. I ta łatwowierność. Mojo węszy tu podstęp... Czyj to głos przemawiał... Trzeba zapytać, co ich tu wszystkich sprowadziło, może oni coś nam powiedzą, sss...
Obgryzając środkowy szpon dłoni, Mojo spogląda w kierunku jakiejś brzydkiej kreatury.
Przeskakuje wzrokiem po towarzyszach, jakby pytająco spogląda na Moja i Lentora.
Zdaje sobie sprawę z tego, że została w towarzystwie dwóch szaleńców.
Nerwowo spogląda na sylwetki oddalających się mężczyzn, przez chwilę zatrzymuje wzrok na tyłku Trevano.
"Jeśli oni idą, to ja też" myśli i już po chwili szybkim zrywem wstaje z krzesła i próbuje przecisnąć się przez tłum rozwrzeszczanych, skudlonych wypierdków tego świata.
Siedzi jeszcze przez chwilę w tej samej pozycji. Po chwili gdy Naama zamyka za sobą drzwi a Mojo zajęty jest czymś innym, wstaje po czym z szyderczym uśmiechem szepce "pfff...frajerzy...niewielkim nakładem można się ładnie wzbogacić". Po czym sam kieruje się w stronę drzwi. przechodząc rozgląda się po mieszkańcach..."czy naprawdę nie ma już w mieście takiej rasy której honor nie pozwoliłby wziąć tego zadania..?

Wychodzi na zewnątrz i rozgląda się za swoją nowo poznaną grupą "taaa...wystarczy iść za nimi i nie narażać się na kłopoty...
Po opuszczeniu przybytku opiera się o ścianę; gdy jego wzrok przystosowuje się do ciemności rozgląda się - wszak Ul nocą nie należy do zbyt bezpiecznych miejsc, a on i tak widzi w mroku ledwie na dwadzieścia metrów - i zaciąga lekko fajkę. Następnie wyciąga swój dziennik, szybko notuje swoje refleksje na temat Lentora i Naamy, po czym dodaje kilka informacji na temat zadania. Chowa dziennik, rozgląda się raz jeszcze; przejmuje od Tui'ego dziennik i czyta na głos szczegóły misji.
Wychodzi z gospody trzaskając za sobą porządnie drzwiami.
Czuje, jak jej pluca chwilowo odżywiąją się świeższym niż w tawernie powietrzem, pozbawionym smrodu Baatezu, opętańczego wzroku drobnych, sigilisjkich zlodziejaszków... Trwa to tylko ulamek sekundy, po czym dociera do niej jeszcze większy odór- odór ulicznej rozpusty, widok poczciwych ludzi, których los zeslal akurat w ten paskudny kraniec wieloświata.
Przygląda się towarzyszom po czym z uwagą przysluchuje się slowom Trevano, analizując każde slowo, próbując zapamiętać jak najwięcej szczególów dotyczących zadania...
Grupa oddaliła się od gospody wychodząc frontowymi drzwiami. Chociaż nie musieliście już gapić się na brudne obdartusy i bandę skretyniałych popaprańców, to wciąż pozostało wrażenie, że czegoś lub kogoś z Wami nie ma. I tak było. Mojo został.

Wnętrze gospody powoli przemieniało się w arenę walk. Wzajemne przepychanki zamieniły się w zbrojne przygotowanie do wojny. Obozy, bo tak właściwie można nazwać usilnie dobrane do siebie grupy, rozstawiły wokół siebie stoły, wywracając je na pion i tworząc tym samym coś na rodzaj taniej palisady. Średniej wielkości przestrzeń pomieszczenia nie zapewniała zbyt dobrych warunków do otwartej bitwy i chociaż sztuczne drewniane ogrodzenia pozwalały na uniknięcie pierwszych cięć to i tak były raczej nędzną imitacją tarczy.

Mojo wciąż siedział przy stoliku, całkiem pozostawiony samemu sobie. W dodatku przyglądając się jednemu z biesich pomiotów, zwrócił na siebie uwagę paru podobnym paskudztwom.
Bies notując spojrzenie, rozwarł wargi formując uśmiech od ucha do ucha. Z jego paszczy wyciekały odłamki nieskończonego dania, a oddech dało się wyczuć na dobrych parenaście stóp. Niższa forma abiszaja, bo na to wyglądało to zlepione samo w sobie mięso z paskudnym ryjem i ohydnym ciałem, wydało z siebie jeszcze lekki uśmieszek, po czym gestykulując po sobie podobnych znajomych, kiwnęło czerepem i ruszyło w stronę Mojo.

Reszta grupy spokojnie przedostała się na zewnątrz. Do Waszych warg dotarło chłodne powietrze, niewiele lepsze od tego w gospodzie. Zebraliście się wokół Trevano, który kontynuował czytanie dziennika. Trzecia strona zawierała kolejne nazwy i miejsca. Omijając kolejne imiona „Tlaloc, Shini, Dura…” i miejsca „plac szmaciarzy, aleja gburów, kąty uciętych głów, stare przedmieścia ladacznic…” dotarliście w końcu do skrawka informacji o zleceniu. Była to strona piętnasta, może szesnasta. Pewne było, że kończyła zapiski w dzienniku.

Powstanie nowej frakcji wiąże się z wielkimi konsekwencjami dla całego miasta, dla sfer i mieszkańców Wieloświata. Nie muszę mówić, że faktole zaaprobowanych przez Pani frakcji, nie pozwolą na powstanie żadnego odchyłu od ustanowionych wierzeń. Waszym zadaniem, zadaniem największych oferm Sigil, najbrudniejszych trepów i najgłupszych hultai jest powstrzymanie zagrożenia u źródła. Zostaliście wybrani, bo nie macie nic do stracenia i nikt za Was nie odpowiada. Nikt nie będzie za Wami płakał, ani nikogo Wasza egzystencja nie obchodzi. Jesteście pasożytem zbędnym Miastu Drzwi, więc jeżeli zginiecie w czasie wędrówki i tak przysłużycie się Sigil.

podpisano
do końca szczery


Na tych zapiskach urywały się informacje zapisane w dzienniku. Następne strony były puste, ale to nie było już Waszym zmartwieniem. Odgłosy warknięć, parsknięć, tłukących się butelek i przewracanych stołów przerwał donośny i pełen ekscytacji głos:
- SIEEPAAAA!
Niemal równolegle zza zatrzaśniętych przez tanari’ri drzwi gospody wyfrunął jeden z oprychów, lecąc wprost pod nogi Lentora. Po przyjrzeniu się leżał idealnie na brzuchu, wykrwawiając się na butach diabelstwa. Nieciekawy i niepokojący był jednak inny widok. Nie dość, że miał połamane nogi, to ktoś wsadził mu jego własną rękę w… przekręcając zdrowo do tyłu. Na jego plecach dało się również zauważyć dwa wbite sztylety, spory kawałek szkła i dwa jeszcze świeże zęby…
-Czyli wyszliśmy w samą porę, do tego konkurencja nam się powyrzyna nawza... gdzie Mojo? - urywa, rozglądając się po zastygłych w bezruchu towarzyszach. -Skurlona jego mać! - warczy, obraca się na pięcie i w dwu skokach wraca przez wyłamane drzwi, obcasem łamiąc kość trepa, który właśnie wyleciał. Po wejściu i ocenie sytuacji zastanawia się, czy to nie był błąd - w stronę Mojo zmierza grupa biesów. Towarzyszy za plecami nie widać, wszak drzwi już przesłonili walczący, a samemu na tyle biesów... (Nic na siłę; po to masz umysł; myśl, myśl, myśl, myśl...!)
A biesy już coraz bliżej... Mając nadzieję, iż towarzysze go nie opuszczą, chwyta najbliższy stół i rzuca nim w biesy. Niech się dzieje...
Tui wbiega zaraz po Trevano, kopiąc po drodze leżącego przed karczmą trepa, nie czekając aż lecący stół przewróci biesy, podbiega od tyłu do Mojo. Następnie kucając za nim podcina go tak by opadł na ramię przywiązanej za nadgarstek ręki, po czym przerzucając go przez ramię i trzymając za wiszące nogi drugą ręką, wykonuje taktyczny odwrót w stronę drzwi z Mojem przerzuconym przez ramię. Mijając po drodze Trevano mówi do niego :
WIEJ !
Delikatnie otwiera drzwi, jakby w nadzieji, że pozostanie niezauważona. Wchodzi cichutko do gospody, choć "cichutko" w tym wypadku byloby oczywiste, patrząc na to, co się dzieje w pomieszczeniu.
Zerka w prawo- Tui wlecze Moja. Zerka w lewo- zdezorientowany Trevano.
Po chwili namyslu otwiera szybko drzwi na oścież -przy okazji dobijając jakieś diabelstwo po drugiej stronie- tak, aby Tui mógl spokojnie wynieść Moja.
Robi trzy kroki w przód.
Przerzedza się... mruczy pod nosem, dostrzega Trevano, szybkim ruchem chwyta go za rękę i próbując pociągnąć w stronę drzwi wrzeszczy:
No chodź wreszcie!
Gdy zwłoki upadają przy Lentorze ten z pełną ignorancją w spojrzeniu i niejakim obrzydzeniem spogląda na trupa. Po chwili kuca, zabiera jeden ze sztyletów wbity w plecy (plask...pierwsza kość poszła), spogląda za biegnącym Trevano " cholerny trep...oby Pani Twoich zwłok też nie szanowała". Ponownie nachyla się i przeszukuje ciało " co jemu nieprzydatne w mych rękach może czynić użytek jednak ciało samo z siebie jest połową istnienia każdej rzeczy żywej i jakikolwiek szacunek to tej materii się należy". W tym momencie drugi raz daje się słyszeć łamaną kość gdy Tui przetacza się po zwłokach swoim cielskiem. Lentor wstaje i cedzi przez zęby "A niech Cię Pani w labiryntach zamknie chędożony psie"
Po czym wstaje i szepce sam do siebie "Jedności całości, duszy nieskończoności, ciału marności bogowie zabierzcie go w inne miejsce...(innym tonem, jakby jego własny komentarz)...lepsze...bo gorszego od tego nie ma"

Odwraca się w stronę wrzeszczącej "No chodź wreszcie" Naam i spokojnym tonem stara sie przebić przez ogólną wrzawę miasta:
"Idziesz...może dojdą do nas a jak nie to lepiej wygraną dzielić na dwie osoby niż na trzy."
Mojo próbuje się wyrwać z uścisku i przeklina:
Trepy! Zepsuliście mi mój plan, sss! Gnidy, zaplute karły! Pójść mnie ty kupo gadającego szlamu!
Puszcza mimo uszu krzyk Tui'ego, reaguje dopiero na wrzask Naamy - otrząsa się i wybiega za nią, zatrzaskując za sobą zmaltretowane drzwi. Rozgląda się raz jeszcze, gasi faję i chowa ją szybko do sakwy.
-To jak już jesteśmy wszyscy w komplecie - wyśmiewamy stąd. Pani jedna wie za ile te biesy wsta... - jego słowa nagle zagłusza potężny ryk. - Koniec tematu, spadamy!
Spogląda na Moja oczekując jego reakcji. Wkurza ją niemilosiernie, oj tak.
Jaki plan? Powinien być wdzięczny czlowiekowi...
Szybko otrząsa się z calej sytuacji, po czym spoglądając badawczo na towarzyszy, bawiąc się koralikiem z naszyjnika wzraca się do zebranych:
Znajdźmy już tą dziwkę z poludnia. Im dlużej tu będziemy stali tym gorzej dla nas.
-Ano.
Rusza szybkim marszem, kierując się w stronę gospody "Pod gorejącym człekiem", wszak nieraz tam bywał i drogę zna; w myślach roztrząsa sytuację w karczmie i swoją głupotę. Do tego słowa Mojo... Wyciąga fajkę, rozpala, zaciąga mocniej. (Mocny ten tytoń...)
tui po wybiegnięciu z karczmy puszcza Mojo
Jeszcze ktoś? To ruszamy dupy. Natychmiast!
Ruszając z wolna, krok za krokiem, nagle zatrzymuje się, odwraca i patrzy na Moja. Stoi dalej tam gdzie stal, przeklina coś pod nosem.
Tanar'ri podchodzi do mężczyzny, staje naprzeciw i pyta:
Co Ty, trepie, kombinujesz? Myślisz, że sam wykonasz zlecenie, potem weźmiesz calą nagrodę? Albo jesteśmy drużyną, albo skurl się. Oby Cię chamie gniew Pani pochlonąl... Ciebie i to obrzydliwstwo!- nie patrzy w stronę klatki z pająkiem, jakby z obawy, że male stworzenie obrazi się za obelgę i rzuci na nią pożerając jej wnętrzności. Wzkazuje tylko lekko glową i wiercąc dziurę obcasem w ziemi oczekuje na falę wyzwisk ze strony już wcześniej wkurzonego Moja.
Słysząc wiązankę kobiety Tanar'ri, zatrzymuje się i cofa.
-Chodź, Naama, będzie chciał to przyjdzie, nie zna nawet szczegółów, więc raczej nic nie wymyśli. - Trevano uspokaja Tanar'ri. Po dłuższej chwili udaje mu się ją nakłonić, odciągnąć od Mojo; nie patrzy jej w twarz.
-Pokłócimy się kiedy indziej, teraz wyśmiewamy póki jeszcze możemy. Rusza, ramieniem obejmuje trzęsącą się ze złości kobietę. Wzrokiem lustruje przestrzeń przed nimi - ulica pusta. Pusta. Ulica w Ulu. Pusta. Doganiają Tui'ego i Lentora.
A Mojo rozmawia z pająkiem.
Zdecydowani (... lub ciągnięci przez resztę towarzyszy) by odszukać wspomnianą w zleceniu białowłosą Kasmirę ruszyliście przed siebie. Podczas krótkiej podróży doznaliście zapewne jednego z tych głupich wybryków Pani. Znana była bowiem z tego, że dla czystej rozrywki wchodziła w umysły mieszkańców, terroryzując je głupimi głosami. Waszym prześladowcą był stetryczały dziad, który od czasu do czasu przemawiał piskliwie nieczystym, chrapowatym głosem coś na rodzaj „na Otchłań egoistyczny patałachu, chodzisz z drużyną, to wykorzystaj to, cholera”. Póki co, nie znaleźliście sposobu by przynajmniej na jakiś czas zagłuszyć te przemykające przez Waszą jaźń irytujące myśli. Coś Was ciągle krępowało.

Przyzwyczajeni jednak trudnymi warunkami fizycznymi jak psychicznymi, razem, wspólnie, chociaż z jednej strony ciągle od siebie odseparowani i nieufni ruszyliście, wszyscy. Jedni ciągnięci z tyłu, ot ciekawością, drudzy pewnie maszerujący do przodu, ale wszyscy.

Przez chwilę jeszcze studiowaliście plotki jakie ostatnimi czasy dobierały się do uszu każdego obywatela Sigil. Mowa była bowiem o jakimś tajemniczym bezimiennym człowieku, który wyrwał z gospody „pod gorejącym człekiem” główną atrakcję. Po tych wydarzeniach gospoda straciła na, powiedzmy sobie… wiarygodności. Było to raczej „pod byle czym”. Ciekawość tych wydarzeń powoli zaspokajała wspomniana gospoda, która właśnie pojawiła się na Waszym horyzoncie. Rzucało się jednak w oczy, że ogromnych drzwi strzegł mosiężny i dobrze zbudowany strażnik, którego nie sposób było nie zauważyć, nawet na tle tak wielkiej budowli.
Powolnym krokiem zmierza w stronę karczmy. Staje lekko wyprostowany i uważnie przygląda się strażnikowi.
-Hmmm...wcześniej nikogo takiego nie było...widocznie czegoś się obawiają...mam nadzieję że nie będzie nam czynił problemów- nie odrywając wzroku od strażnika.
Zaciska dłoń w pieść, unosi ją do ucha i lekkim powolnym ruchem nią potrząsa. Następnie otwiera dłoń, zniża rękę i spogląda na wewnętrzną częśc swojej dłoni lekko poruszając palcami. Po chwili unosi głowę i mówi:
-Ta już wiem.
Sięga po notes do torby, wyciąga go i szybko wertuje kolejne pożółkłe kartki. Zatrzymuje się na wizerunku brodatego człowieka, którego twarz świadczy że wiele już w swoim życiu przeszedł. W zębach ma fajkę. Widnieje pod nim podpis "Ebb Skrzypiący". Niżej dopisek "Wie wszystko, stary obieżyświat albo pijaczyna z wielką wyobraźnią i wiedzą"
-Hmmmm jak znajdziemy już tą dziwkę można wejść do tej karczmy- pokazuje brudnym palcem w stronę drzwi od karczmy- tam powinien siedzieć człowiek zwany Ebbem Skrzypiącym. On na pewno nam coś ciekawego powie. Jak nie o samej kurtyzanie to o tym co sie dzieje w tym mieście i jaki ma to związek ze wszystkim...dosłownie ze wszystkim...

Nagle wytrzeszcza oczy, otwiera usta w lekkim grymasie po czym potrząsa głową i z powrotem przyjmuje normalny wyraz twarzy.
Unosi lekko głowę, po czym rozgląda się uważnie
-A gdzież to nasza białowłosa bogini deletkująca się jedną z uciech cielesnych dając upust ciału zapominając o radościach własnej duszy?
Obserwuje w ciszy poczynania Lentora, jego dziwactwa - które jednak stanowią ważną część jego osobowości według Trevano (Obraz ogólny... Szaleniec? Opętany?). Oddala się od towarzyszy ("Zaraz wrócę") i rozgląda się wokół karczmy w poszukiwaniu Kasmiry, białowłosej, sprzedajnej suki z Ula, która ma być kluczem do zadania... jednym z kluczy. Po drodze przystaje na moment by zapalić fajkę i zanotować swe przemyślenia odnośnie Lentora.
Rozgląda się dookoła: brud, dziwki, szpicowane zbiry.
"Typowe..." myśli po czym czuje, jak wzbiera w niej uczucie dziwne. Uczucie palące, sięgające od nerek po mózg, oczy i koniuszki palców. Uderzenie gorąca, po czym fala lodowatego zimna przetaczająca się po plecach wzdłuż kręgosłupa, kończące się w okolicach tyłka. Tak. Uczucie, że jeśli natychmiast nie znajdziemy też ździry, Tanar'ri rozsadzi albo siebie, albo najbliższą jej osobę.
Jeżeli zaraz ktoś nie ruszy dupska i nie zacznie jej szukać, nerwy ją rozerwą na wzkroś.
Zaczyna się nerwowo rozglądać, szybkim ruchem glowy lustruje sytuację.
Jedna ladacznica- nie. Druga- też nie. Cholera, jedna podobna do drugiej!
Jak ona wyglądala? I kto ma tą przeklętą książkę?!
-Jak mi baator przebrzydły! Jak mam kogoś szukać nie wiedząc jak wygląda?!- wrzeszczy do reszty towarzyszy próbując przeciąć ciszę panującą między mężczyznami oraz zgiełk miasta, które gdzieś w tle żyje własnym życiem- rozejrzyjcie się!
Słyszy odległy wrzask Tanar'ri. Lustrując raz jeszcze ulicę, wraca się do niej.
-Trochu ciszej, nie muszą nas słyszeć na dole Iglicy... - mówi spokojnie. - Szukamy Kasmiry, ladacznicy o białych włosach. Ma się kręcić wewnątrz karczmy bądź w jej okolicy... Hm. Trza by jakoś zorganizować to szukanie.
Kontynuuje pykanie fajką, kątem oka obserwuje Lentora.
Poniosło mnie... uśmiecha się ironicznie i kontynuuje.
Wiesz ile w Ulu jest bialowlosych dziwek? To może być ta- wskazuje na kobietę o zlotych wlosach- lub choćby ta- najbliższa im, tym razem o śnieżnobialej czuprynie.
Może najlepiej się rozdzielmy? Pójdę w okolicę Domu Zbójców. Wybierajcie.
Wdycha powietrze i zamyka oczy. Lekko unosi głowę po czym wypuszcza powietrze przez nos. Otwiera oczy, i rozgląda się po ulicy.
Podchodzi do pierwszej napotkanej ladacznicy, Łapie ją za rękę w celu zwrócenia jej uwagi, drugą natomiast sięga do sakiewki i wyjmuje 5 miedziaków. Otwiera rękę i podsuwa ja na tyle blisko aby kobieta zauważyła a jednocześnie na tyle daleko aby nie zaskoczyła go wyrywając miedziaki i uciekając.

- Znasz może Kasmirę? Sprzedaje swe ciało w tych okolicach. Ma białe włosy...- na chwilę się zatrzymuje szukając dobrego porównania do białości- Białe jak...moja skóra...o na przykład tutaj- pokazuje kawałek białego miejsca na swym ciele, po czym podsuwa kawałek bliżej lewą rękę- Nie bój się nie ma szansy konkurować z Tobą...po prostu muszę ją znaleźć a te miedziaki z pewnością Ci się przydadzą...
-Zawsze zostaje nam zobaczyć u Ku'atry w magazynie, ta... - rzuca w powietrze. - Ja zobaczę w karczmie.
Kieruje się do drzwi gospody, bawiąc się fajką, jednak przy postaci strażnika przystaje.
-Byczy - rzuca, po czym mija go i wchodzi do przybytku.
Chociaż szczelnie obserwowaliście okoliczne ladacznice, żadna nie odpowiadała dokładnym, acz skromnym wytycznym w dzienniku. Chociaż Naama znalazła parę blondynek i szarowłosych dziewczyn, żadna raczej nie miała mlecznobiałych włosów, a na pewno żadna nie przedstawiła się jako Kasmira.

Zwróciliście jednak uwagę miejscowych oprychów, którzy ciągle bacznie Was obserwowali. Zwłaszcza brzdęk Lentora rozmawiającego z miejscową ladacznicą, która trzymana za rękę zaczęła wrzeszczeć.
- Ty zdybiały trepie! Wsadź se te pięć miedziaków!
Po czym wymierzyła siarczysty policzek w twarz diabelstwa, wyrwała się z ucisku i ruszyła gdzieś w jedną z ciemnych uliczek. Miedziaki, które zaproponował Lentor leżały rozrzucone na ziemi. Zastanawialiście się, od kiedy kurtyzany nie chcą brzdęku?

Całe zdarzenie obserwował również strażnik przy wejściu gospody. Widząc reakcję ladacznicy rzucił jedynie nieufne spojrzenie i zaczął się przyglądać z równą dozą ciekawości co okoliczni bandyci. Nie sprawiał jednak problemu, gdy Trevano przechodził przez próg gospody.

Wnętrze budynku oczami Bal’asi wyglądało imponująco w porównaniu z doświadczeniami poprzedniej gospody. Wysoki sufit, schludne stoliki i krzesła, duża przestrzeń i kłęby dymu, to właściwie cała twarz tego niespecjalnie zaludnionego pomieszczenia. Chociaż nie powinno być tutaj wspomnianego w rozmaitych plotach „płonącego człowieka”, wyglądało na to, że gospodarze jakoś poradzili sobie z tym fantem.
W samym bowiem centrum pomieszczenia stał metalowy sarkofag, z tabliczką „płonący człowiek, obecnie: w stanie hibernacji”. Wokół sarkofagu podłoże zostało zastąpione metalowymi kratami, spod których unosił się ten specyficzny jak na to miejsce dym. Zastanawiające jednak było czy sarkofag jest rzeczywiście leżem płonącego człeka czy jest to marny blef właściciela po stracie głównej atrakcji.

Po krótkiej chwili wewnątrz zadymionego pomieszczenia, do Trevano podeszła kobieta przeciętnej urody i pokazując ręką zaprosiła go do pobliskiego wolnego stolika, po czym zapytała.
– Czego się.. eh, napijesz? Dzisiejszym, tym… no… przysmakiem jest, ehm…. trunek z mó… móżdżku czasz-szkoszczura, wyśmienity i pod… pob-budzający.
Po czym zdezorientowana odsunęła się na krok widząc przed sobą czterorękiego modrona, który z zagadkową i typową dla tej rasy miną podszedł do stojącego u progu gospody Trevano.
(Kobieta, człowiek, zestresowana. Pracuje od niedawna albo boi się mnie. Kasmira; białe włosy... Nigdzie nie widać...)
- Wolał... - urwał, widząc zbliżającą się do niego istotę. - ....bym wino. Czerwone, najlepiej wytrawne... Zerka z zainteresowaniem na modrona, pociąga fajkę by nie zgasła.
- W czym mogę pomóc? - pyta przyjaznym tonem, pyka fajkę. Obserwuje wciąż modrona oraz ludzi w karczmie.
Modron popatrzył swoimi karmazynowymi oczami na Trevano, przekrzywiając lekko swoją sześcienną głowę na bok. Nasunął tedy wizjer o czerwonej soczewce na prawe oko i bacznie przyjrzał się czerwonowłosemu nieznajomemu, najwyraźniej badając go - jak to modron. Krótką chwilę potem zazgrzytał cicho, zmrużył lekko oczy oraz począł mówić, swe słowa kierując ni to do siebie, ni to do bal-aasi'ego:

+++Analiza: Parametr "Wzrost" Sięgający Niecałym Siedmiu Jednostkom Miary Określanym Jako "Stopy"; Parametr "Postawa" Możliwy Do Określenia Jako "Solidnie Zbudowany"; Parametr "Owłosienie" Posiada Współczynnik "Barwa" Określany Jako "Czerwony", Obiekt "Odzienie Wierzchnie" Takoż; Zaobserwowano Wyposażenie W Pojedynczy Obiekt Typu "Oręż"; Zaobserwowano Wyposażenie W Parę Obiektów Typu "Skrzydła" - Stan Sugerujący Wysoki Poziom Parametru "Uszkodzony". Prawdopodobieństwo Osiągnięcia Przez Obiekt Typu "Niebianin" Współczynnika "Barwa" Określanego Jako "Czerwony" W Parametrze "Owłosienie", Jeśli Dany Obiekt Posiada Wysoki Poziom Współczynnika "Czystość Krwi": Znikomy.+++

Modron zazgrzytał parokrotnie; jego wizjer odsunął się od oka i złożył na powrót do pozycji wyjściowej. Po paru sekundach istota zamrugała dwukrotnie, wzrok koncentrując na Trevanie. Spytała go wówczas bezpośrednio:

+++Pytanie: Czy Obiekt "Skrzydlaty Przybysz" Zalicza Się Do Obiektów Typu "Półniebianin" I Czy Zalicza Się Do Obiektów Typu "Poszukiwacz Przygód"?+++
Nie zmienia pozycji ani wyrazu twarzy, odpowiada względnie prostymi słowami - wszak modron to nie istota stworzona do długich dysput filozoficznych, czyż nie?
-Nie, należę do Bal-asi - odpowiada. - Potomstwo umoralnionych biesów bądź upadłych aasimarów. Poszukiwacz... chyba. Znaczy, tak. Możliwe. Dlaczego pytasz?
Modron zamrugał, rozważając otrzymane informacje. Zazgrzytał cicho, huśtając z lekka trzymanymi w rękach brońmi. Wreszcie przemówił znowu:

+++Zadane Pytanie: Czemu Obiekt "Wielorękie" Chce Wiedzieć Czy Obiekt "Bal-Aasi" Jest Poszukiwaczem Przygód? Przetwarzanie Zagadnienia W Toku... Odpowiedź: Obiekt "Wielorękie" Poszukuje Niewiadomych Typu "Sposób Zaznania Szczęścia" I Przemieszcza Się Pomiędzy Lokacjami Typu "Sfera", By Odnaleźć Taką Niewiadomą O Współczynniku "Właściwa". Przyczyna Zaliczenia Do Obiektów Typu "Poszukiwacz Przygód": Obiekt Tego Typu Ma Wyższą Szansę Na Pomyślne Znalezienie Takiej Niewiadomej Zarówno Czynnością Typu "Przypadkowa", Jak I Czynnością Typu "Celowa". Dodatkowe Informacje: Analiza Wykazała, Że Szansa Wzrasta Także Przy Wykonywaniu Czynności "Podróż" Z Większą Ilością Obiektów Typu "Poszukiwacz Przygód".+++

Kiedy modron skończył swój monolog, to popatrzył na Trevano przez parę sekund, aż naraz odezwał się ponownie, najwyraźniej coś sobie przypomniawszy:

+++Sugestia: Obiekt "Wielorękie" Posiada Zasadniczo Wysoki Poziom Parametru "Bojowy", Nie Posiada Zaś Zbyt Wielu Niewiadomych Typu "Sposób Sensownego Wydania Środków Płatniczych".+++

Modron zamrugał parokrotnie. Prawdopodobnie ostatnia uwaga miała być swoistym przekazaniem zalet płynących z przyłączenia kogoś takiego do drużyny.
Zastanawia się intensywnie czy posiada odpowiednie kompetencje, by przyjmować do grupy kolejnych członków. Czekając na wino bawi się fajką, szuka wzrokiem wolnego stolika.
-Jak się nazywasz? - rzuca, pamiętając by używać prostych wypowiedzi. A może on coś będzie wiedział?
Modron w odpowiedzi uniósł lekko do góry swe cztery ręce, z których każda trzymała jakąś broń. Zazgrzytał cicho.

+++Zadane Pytanie: Jaką Etykietę Posiada Obiekt "Wielorękie"? Przetwarzanie Zagadnienia W Toku... Odpowiedź: Obiekt "Wielorękie" Posiada Etykietę "Wielorękie". Przypuszczalna Przyczyna: Wyposażenie W Cztery Obiekty Typu "Ręka" - Zamiast Dwóch Obiektów Tego Typu Oraz Dwóch Obiektów Typu "Skrzydła".+++

Wewnątrz Wielorękiego zachrobotało coś parokrotnie, zaś sam modron na przemian zmrużył i otwarł szeroko oczy. Dodał następnie:

+++Przewidywane Zadane Pytanie: Czy Obiekt "Wielorękie" Posiada Współczynnik "Zasmucenie", Wynikły Z Powyższego? Odpowiedź: Nie. Potwierdzenie Odpowiedzi: Para Obiektów Typu "Skrzydła" I Tak Byłaby Dla Obiektu "Wielorękie" Całkowicie Zbędna.+++

Modron popatrzył na Trevano przez chwilę, obserwując jego twarz i postawę ciała, a potem, doszedłszy zapewne do pewnych spostrzeżeń, spytał:

+++Pytanie: Czy Obiekt "Bal-Aasi" Wykonuje Czynność "Poszukiwanie Wolnego Stolika"?+++

Po zadaniu tego pytania jedna z rąk Wielorękiego wystrzeliła jak z procy, wskazując czubkiem stalowej katany umieszczony w głębi budowli wolny stolik i tylko o włos minąwszy przechodzące akurat obok diabelstwo, które odskoczyło zaskoczone, patrząc na modrona z szeroko otwartymi oczami, potem zaś rzuciło w jego kierunku wiązanką nieprzyjemnych epitetów i skierowało się znów w swoją stronę.
Drzwi od gospody utwierają się. Uderzający zapach różnorakich trunków dochodzi do nozdrzy tanar'ri. Jest to jednak zapach bardziej wykwintny niż zdarzalo jej się czuć w poprzedniej knajpie.
Szybko lustruje pomieszczenie. Biesy, Laskobójcy, Grabarze, ludzie... Modron?!
Zauważa stworzenie, co więcej, rozmawiające z Trevano.
Podchodzi do towarzysza, staje za jego plecami i cicho pyta:
A cóż tu robi ten pomiot Mechanusa? Odchrząkuje, zastanawia się chwilę i nie dając Trevano możliwości odpowiedzi wychodzi z jego cienia.
Witaj- zwraca się do kostki -Mam na imię Naama. I nie ukrywam, że Twoja obecność tutaj- w Ulu jest dla mnie niemalym zaskoczeniem. Możesz mi wyjaśnić skąd się tu wziąleś?
Patrzy jeszcze przez chwilę na Trevano, zatrzymując się na jego polyskujących jak stal oczach tak, jakby chciala odgadnąć co się znajduje tuż za nimi... Po chwili jednak wraca do zadanego pytania i przygląda się modronowi co chwila zerkając na krwiste wlosy towarzysza.
Modron obrócił się w stronę tanar'ri i zlustrował ją szybko, patrząc na nią przez swój czerwony wizjer. Jego szerokie usta poruszały się w ledwie dostrzegalny sposób, kiedy, o dziwo, miast rozważać wszystko na głos przekalkulował sobie wygląd Naamy w myślach. Potem zaś złożył wizjer do domyślnej pozycji i odparł:

+++Zadane Pytanie: Skąd Przybywa Obiekt "Wielorękie"? Przetwarzanie Zagadnienia W Toku... Odpowiedź: Obiekt "Wielorękie" Znalazł Się W Lokacji "Sigil, Ul" Po Trwającej Wysoką Ilość Dni Czynności "Wędrówka Po Sferach". Aneks: Obiekt "Wielorękie" Rozpoczął Czynność "Wędrówka Po Sferach" Po Wydarzeniu "Wygnanie Z Mechanusa".+++

Modron zmierzył wzrokiem Naamę i Trevano oraz zazgrzytał cicho, najwyraźniej coś rozważając. Prędko tanar'ri oraz bal-aasi zorientowali się cóż frustruje Wielorękie, kiedy to zadało kolejne ze swoich pytań:

+++Pytanie: Czy Obiekty "Bal-Aasi" oraz "Bladolica Przybyszka" Są Objęci Niewiadomą Typu "Związek"?+++
Związek?! pyta z wyraźną konsternacją, chwilę patrzy na Trevano, po czym wybucha gromkim śmiechem Na prawdę nie wiem skąd Ci to przyszlo do glowy Wieloręki wygnańcu...
Śmiech, choć wydawal się być szczery kryl w sobie nutę ironii. Po chwili jednak Naama przestaje zastanwiać się nad slowami modrona, zaczyna się nerwowo rozglądać jakby w poszukiwaniu czegoś, albo... kogoś.
Wielorękie, nie widzialeś tutaj faceta z pająkiem? Dość charakterystyczny, gada jak paranoik... Naama orientuje się, że ani w okolicy gospody ani w gospodzie nie ma Moja.
Może to tylko złudzenie, ale przez chwilę można było zaobserwować u Wielorękiego lekkie, ledwie dostrzegalne wygięcie kącików ust w górę. Usłyszawszy pytanie Naamy modron zazgrzytał w typowy dla siebie sposób i jął wodzić wzrokiem po budynku, nieznacznie obracając się na boki - budowa jego mechanicznego ciała uniemożliwiała swobodne kręcenie głową w dowolnych kierunkach, a pewna część jego umysłu, odpowiedzialna za przyswajanie sobie wiadomości pozyskanych od zwykłych istot, podpowiadała mu, że czynność "Obrócenie Się O 90 Stopni" czy wręcz "Obrócenie Się O 180 Stopni" względem obiektu typu "Rozmówca" posiada wysoki poziom parametru "Niegrzeczne".
Nie dostrzegłszy w zasięgu wzroku nikogo, kto odpowiadałby wytycznym Naamy, Wielorękie wykonało coś, co przy odrobinie wyobraźni można by uznać za bezradne wzruszenie ramionami.

+++Zaprzeczenie: Brak Styczności Z Obiektem O Podanych Niewiadomych Typu "Cechy Charakterystyczne".+++

Modron zastanowił się chwilę, na przemian mrużąc lekko jedno i drugie oko, po czym spytał:

+++Pytanie: Czy Obiekt "Pająk" Posiada Współczynnik "Rozmiar" Określany Jako "Duży"?+++
Spogląda pod swoje nogi, po czym schyla sie leniwie podnosząc miedziaki z ziemi. Następnie wstaje i patrzy za odbiegającą ladacznicą, mruży lekko oczy po czym niskim głosem szepce:
-Od kiedy dziwka nie przyjmuje pieniędzy...chędożona przez psa ladacznica- po czym chowa miedziaki do kieszeni.
Rozgląda się jeszcze uważniej w poszukiwaniu drobnych rzezimieszków sprowokowanych jego "rozrzutnością". Narzuca kaptur na głowę, spogląda w ziemię, lewą rękę chowa pod szatę i łapie za rękojeść sztyletu druga. Drugą ręką zaczyna kręcić przed twarzą wywijając przy tym dziwnie palcami i dodatkowo szepcąc coś niezrozumiale do siebie.
Z lekkim uśmiechem szepce:
-taaa...ale magi to już się boją skórle...
Po czym szybkim krokiem lekko powłócząc nogami zmierza w kierunku karczmy. 3 metry przed strażnikiem ściąga kaptur z głowy ukazując swoją łysinę. Kłania mi się lekko jednak cały czas stara się wpatrywać w oczy. Bierze oddech po czym podchodzi do drzwi. Wypuszcza powietrze z płuc i opiera lewą rękę na drzwiach jednak nie popycha ich. Czeka...czeka aż coś się wydarzy jednak po chwili bezczynności aby nikt nie nabrał większych podejrzeń popycha drzwi.
Zaciąga się lekko i czuje duszność, zapach różnorakich trunków, różnych ras i czegoś dziwnego...czegoś czego jeszcze nie zna..
Następnie zaczyna nasłuchiwać...głosy rozmów...jedni mówią ciszej, drudzy starają się przekrzykiwać aby dojść do głosu...gdzieś chyba ktoś rzucił drobną sakiewkę z brzdękiem. hmmm ten charczący głos należy pewnie do kogoś z innych sfer...tak...
Podnosi wzrok ze swoich stóp i rozgląda się po karczmie. Kilka stolików, przy nich różnego rodzaju ludzie, nie ludzi. Wszędzie wrzawa, ktoś dopija resztki miejscowych szczyn. Na środku jednak widnieje urna z prochami...tak...to mógł być ten zapach...

Podchodzi do niej łapie za kratę i wpatruję się przez jakiś czas. Po chwili zaczyna mówić do siebie:
-Dusza udręczonego człowieka...powinna być gdzieś tutaj. Jej obecność. Cały gniew który uleciał, rozpacz i żal...to się czuje...tego natomiast tutaj brakuje. Jakby doza ekscytacji, zwątpienia, nienawiści względem własnego ciała uciekła...dusze nigdy mnie nie przestaną zaskakiwać...Ich naiwność, a zarazem skomplikowana nostalgia uczuć i doświadczeń...więc czemu uległa i oddaliła sie od swojego pierwotnego wcielenie które to zapewniało jej to wszystko? Czy była na tyle zniewolona a zarazem na tyle silna aby móc się oprzeć i uciec...Zwłoki tej istoty..to ciekawe... Chyba że moje zmysły już przestają działać...albo ciała nigdy tutaj nie było...
Po czym milknie.
Po chwili mruga oczami, potrząsa lekko głową i rozgląda sie dookoła w poszukiwaniu towarzyszy jednocześnie szepcząc do siebie:
-Lentorze twa boska osoba może Cię kiedyś zgubić...

Zauważa towarzyszy i podchodzi do szynkwasu. Po drodze dostrzega mordona po czym zatrzymuje się na chwile i powolnym krokiem bezszelestnie stara się podejść do towarzyszy nie zwracając na siebie uwagi. Zatrzymuje się koło nich i niskim pełnym tajemniczości głosem przemawia:
-Dowiedzieliście się czegoś? Nie wiem czemu ale dziwka mimo że chciałem jej zapłacić nie powiedziała mi nic tylko uciekła...-spoglądając na mordona- I co tutaj robi ta kupa gównianego żelastwa bez duszy...Nic nam takie coś nie jest w stanie powiedzieć. Nie zna czegoś takiego jak uczucia jedynie własne obserwacje a i tak myśli zbyt schematycznie...Lepiej poszukajmy Ebba. On powinien coś wiedzieć. A Ty się tak nie przyglądaj-do mordona- Nic ode mnie nie wyanalizujesz bo jestem bardziej złożona istotą niż jakiś taboret czy kawałek drewna...nie zrozumiesz nigdy tego..
Po czym odwraca się i rozgląda po karczmie w poszukiwaniu Ebba.
Wielorękie obróciło się w stronę łysego, białoskórego, wytatuowanego diabelstwa w szacie. Dogłębnie przeanalizowało jego słowa, tembr głosu oraz to, co przybysz chciał przez nie przekazać.
Wygnany modron miał okazję w czasie swych wędrówek wielokrotnie obserwować reakcje organicznych istot na rozmaite sytuacje i zdarzenia. Do owych obserwacji dochodziło także patrzenie, jak dwóch ludzi się kłóci lub irytuje w wyniku wypowiedzianych przez kogoś słów. A Wielorękie było bardzo pilne w obserwowaniu, analizowaniu i wyciąganiu wniosków z takich rzeczy.
Teraz zaś modron uznał, że sytuacja, w której się obecnie znalazł, bardzo dokładnie odpowiada przyczynom, dla których niemechaniczne istoty się denerwują.
Zmrużył więc oczy w sposób, który miał zapewne naśladować gniewną lub chociaż poirytowaną minę, po czym przełożył długi miecz żelazny do ręki trzymającej katanę i bardzo stanowczo położył dłoń na ramieniu wytatuowanego diabelstwa. Następnie zaś rzekł, starannie wyregulowawszy głos tak, by zgodnie z poczynionymi wcześniej wielokrotnymi obserwacjami naśladować groźbę:

+++Pytanie/Sugestia: Czy Obiekt "Białolicy Przybysz W Szacie" Wie, Że Poczyniona Właśnie Przez Niego Czynność Posiadała Wysoki Poziom Parametru "Niegrzeczne"?+++
Lontar dalej stara się być opanowany i spokojny jednak ktoś powoli zaczyna przekraczać granice jego cierpliwości.
Szybkim i stanowczym ruchem stara się zepchnąć mechaniczne ramie mordona. Odwraca głowę w jego stronę po czym spogląda na Wielorękiego lekko mrużąc oczy. Następnie cedzi przez zęby z tonem lekkiej irytacji jednak cały czas pewności siebie i tajemniczości:
-Przez takich jak Ty w sferach nigdy nie zajdzie równowaga. Bezmózgie maszyny które w swych poczynaniach kierują się tylko schematami nie bacząc na uczucia. Mam głęboko w dupie Twoje "niegrzeczny"...swoją drogą ciekawe że to rozumiesz...a zresztą nie mam czasu aby marnować na konwersacje z jakimś blaszakiem...Lim-lim Ci mordę lizał- po czym lekko się uśmiecha- Taaa...pewnie nie rozumiesz tego. Zbyt dosłownie to bierzesz do siebie, raczej nie znasz metafor gdyż to jest domena istot żywych nad takimi blaszakami. Żyj sobie i analizuj ale nie wchodź mi w drogę! Rozumiesz czy mam przetłumaczyć na Twój język?

Po czym odwraca się, odchodzi 5 kroków w głąb karczmy i dalej wypatruje Ebba.
-hmm ciekawe czy zrozumiał pytanie retoryczne czy jeszcze będzie miał coś do dodania.
Bierze głęboki wdech, chwile wstrzymuje powietrze w płucach, po czym wypuszcza je z głębokim westchnieniem.
Patrząc się w głąb sali jednak nie zwracając na niczym uwagi szepce do siebie:
-Dobrze...opanuj się...takie zdenerwowanie nie świadczy dobrze o czystości duszy. Pozwól niech wszystko się w Tobie rozpłynie. Teraz pomyśl co trzeba zrobić. Kurtyzana uciekła nie zabierając pieniędzy. To nie jest normalne, zwłaszcza w tych czasach i w tym miejscu. Coś ją musiało wystraszyć. Albo ktoś...hmmm a może niekoniecznie była ladacznicą...może to zwykła osoba czekająca na kogoś którą znieważyłem swoimi słowami? Hmmm... Teraz trzeba znaleźć Ebba. Jak on nam nic nie powie to poszukamy tej białowłosej. Jak powie dopiero stwierdzę czy z tą zgrają żądnych przygód i pieniędzy mam zamiar dalej podróżować.
Potrząsa lekko głową i stara się skupić wzrok na wnętrzu karczmy. Następnie uważnie rozgląda się w poszukiwaniu kogoś znajomego.
Wielorękie popatrzyło ze swoją domyślną, nie wyrażającą uczuć miną na odchodzącego Lentora. Gniew modrona był od początku do końca nie wynikiem autentycznych uczuć, lecz jedynie odegraną sceną na bazie jego wcześniejszych doświadczeń. I teraz, kiedy próba naśladowania zachowań istot będących w podobnych sytuacjach nie odniosła przewidywanego efektu, Wielorękie zazgrzytało cicho, analizując całokształt swojej krótkiej, acz bardzo kwiecistej konwersacji między wytatuowanym diabelstwem. Analiza i posiadane dane o zachowaniach ludzkich podpowiadały teraz modronowi kilka możliwych wariantów zachowań:
1) Na podobieństwo barbarzyńcy lub pijanego krasnoluda wpaść w furię oraz rzucić się ze wszystkimi swoimi brońmi na Lentora, by potem przybić jego głowę do kontuaru;
2) Rzucić w Lentora wiązanką zapamiętanych wcześniej wyzwisk, ewentualnie cisnąć określeniami poddającymi w wątpliwość posiadanie przez diabelstwo honoru i odwagi;
3) Wzruszyć ramionami i powiedzieć "Nie dyskutuj nigdy z głupcem - najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pobije doświadczeniem".
Po dokonaniu kolejnych obliczeń modron doszedł do wniosku, że opcja pierwsza mogłaby ściągnąć na niego nieprzychylną uwagę zebranych w gospodzie bywalców i sprowokować zmasowany atak, zaś druga mogłaby zaowocować atakiem diabelstwa. Przez kilka sekund Wielorękie na poważnie rozważało wykorzystanie tej drugiej opcji, jednak wtedy pojawiła się pewna dodatkowa wytyczna: takie zachowanie miałoby niski poziom parametru "Mądry". A z tego, co Wielorękie zdążyło się dowiedzieć, im ktoś jest mądrzejszy, tym lepszy daje przykład. Ostatecznie więc modron obstał przy trzeciej opcji i rzekł:

+++Stwierdzenie: Obiekt "Ty", Jako Obiekt "Osoba Wypowiadająca Się" Tudzież Obiekty Typu "Ci, Którzy Chcą I Mogą Słuchać", Powinien Nigdy Nie Wykonywać Czynności "Rozmowa" Z Obiektem "Głupiec". Kontynuacja Stwierdzenia: W Pierwszej Kolejności Obiekt "Głupiec" Sprowadzi Obiekt "Ty" Do Poziomu Parametru "Inteligencja" Równego Lub Niższego Od Swojego, A Potem Wykorzysta Parametr "Doświadczenie" Do Czynności "Pobicie" Na Obiekcie "Ty".+++

Wielorękie spojrzało potem na stojących obok Naamę i Trevano. Kolejne wspomnienie podsunęło mu na myśl pewien schemat zachowania.

+++Prośba: Obiekt "Wielorękie" Wykonuje Czynność "Błagać" - Niech Obiekty "Bal-Aasi" i "Bladolica Przybyszka" Nie Wykonują Czynności "Potwierdzać" Wobec Możliwości Tego, Iż Obiekt "Białolice Diabelstwo" Wykonuje Z Nimi Czynność "Wspólna Podróż".+++
Jeśli o mnie chodzi, to nie może być jedynie nasza- moja i Trevana decyzja- patrzy porozumiewawczo na towarzysza, po chwili odwraca się w stronę oddalającego się Lentora, nie wie co ma myśleć... Po raz pierwszy nie wie co ma powiedzieć.
To takie trudne, z jednej strony poważne zadanie, z drugiej jednak malo poważni czlonkowie drużyny.
Nie zwracając uwagi ani na Lentora, ani na modrona zwraca się do Trevano.
Zaczynam się poważnie zastanawiać czy to ma w ogóle skurlony sens. Szukamy jakieś dziwki, choć tak na prawdę każdy z nas szuka jej na swoją rękę. Nie tak to sobie wyobrażalam...
Przez chwilę jeszcze patrzy się na jedyną osobę, której jest w stanie zaufać, jednocześnie nerwowo bawiąc się kosmykiem wlosów.
Odwraca się jednak i zmierza w kierunku baru w jednym, wiadomym celu.
Chociaż szczelnie wypatrywaliście Kasmiry, to Ebb'a Skrzypiącego, znów nie znaleźliście nikogo odpowiadającego rysopisowi. Staliście się jednak centrum uwagi, a to za sprawą chodzącego sześcianu, obiektu "wielorękie".

Modron wyraźnie zaciekawił całą gospodę. Okoliczni bywalcy nie mogli oderwać od niego wzroku. Niektórzy patrzyli z pogardą, inni ze zdumieniem, jeszcze inni śmiali się z dziwacznego kształtu sześcianu. Raczej nikt nie wykazywał respektu dla istoty rodem z Mechanusa. Sigil najwyraźniej było przyzwyczajone do wielu dziwactw, ale nie do rasy analiz i wytycznych.

Zdumienie i zaciekawienie przybyszem szybko jednak zniknęło, gdy do gospody z wielkim hukiem wdarła się grupa przybyszów. Zza otwartych drzwi widać było jedynie zwłoki strażnika.

Pierwszy, który wdarł się do przybytku był jednym z baatezu. Była to najprawdopodobniej jakaś niska i podupadła forma jednego z dziwactw Otchłani. Jego pomarszczoną skórę i ohydną gębę starał się zakryć kaptur, a ciało okryć poszarpana toga. Nieskutecznie. Już z oddali dało się wyczuć, że postać kipi magią i wieje smrodem.
Drugim, który przeszedł przez próg gospody było blade do kości diabelstwo w skórzanym, pożółkłym odzieniu. Ten typ przynajmniej nie próbował ukryć twarzy, przy której mina modronów wzbijała się na wyżyny mądrości. Braki inteligencji najprawdopodobniej zastępował umiejętnościami fechtunku, mocno ściskając sztylet u pasa, jakby gotowy na jakąś większą potyczkę.
Trzecim i ostatnim, który najwyraźniej przedstawiał przywódcę tej grupy, był człowiek. Muskularny, łysy trep. Zabezpieczony kolczastą zbroją ze sporej wielkości toporem, potocznie nazywanym w kręgach żółtodziobów „lizakiem”. Całe trio szybko znalazło sobie wolny stolik, po prostu wykopując gości przy najbliższym dogodnym miejscu. Mieliście ten zaszczyt by usiedli o rzut czerepem od Was.

Gospoda na chwilę zamarła w milczeniu. Przebywający w przybytku zaczęli się stopniowo uspokajać, gdy grupa zwiastująca nieszczęście skoncentrowała się na własnych sprawach. Do waszego stolika zaczęły docierać skromne sygnały od pobliskiego „trio”. Najbardziej zaciekawiła Was krótka rozmowa…
- Szefie – odezwało się diabelstwo – po kiego trupa tu wdarliśmy?
- Zamknij ryj i czekaj. – ostro zganił go łysy.
- No, ale cholera, czemu do diaska nic mi nie mówicie?
- Cisza. – tym razem przemówiło baatezu, bardzo spokojnym i niskim głosem. – Czekamy na kurtyzanę. Po tych słowach zakapturzony bies rozejrzał się po karczmie, na chwilę przystając wzrokiem na tanari’ri. Spojrzał na oddalającą się w kierunku baru Naamę wzrokiem nienawiści i parsknął na znak zniewagi. Pozostała dwójka również zaczęła przyglądać się Waszej grupie. Diabelstwo zaczęło ostrzyć sztylet nie odrywając wzroku od Lentora. Natomiast łysy splunął w kierunku modrona.
Po wymianie uprzejmości ponownie skupili się na swoich rozmowach, od czasu do czasu przyglądając się i prowokując innych bywalców gospody.

Niemal kilka chwil później, do Waszego stolika dosiadł się młody Githzerai. Rozglądając się po twarzach zaczął spokojnie przemawiać coś w nieznanym Wam języku. Kiedy zorientował się, że żaden z Was nie zna języka githów położył na stole swój zwykły, prosty miecz. Następnie ustawił ostrze tak, aby wskazywało wspomniane huczne „trio” trepów.
Na domiar niespodzianek, nie mając wyczucia czasu, miejscowa kelnerka przerwała Wam skupienie i podała kielich wina dla Trevano. Do Naamy podszedł natomiast uśmiechnięty, pulchny barman i tonem zniewagi zwrócił się jak do kurtyzany
- Co tam, maleńka?
Wielorękie cofnęło się o krok, kiedy splunięta kropla śliny padła mniej więcej w połowie drogi do niego. Następnie zaś nasunęło na oko swój wizjer i zaczęło analizować trójcę nieuprzejmych przybyszy, uważnie kalkulując ich zdolności bitewne oraz swoje szanse w ewentualnej walce. Zazgrzytało cicho, doszedłszy do wniosku, że w walce jeden na jeden miałby w miarę dużą szansę zwycięstwa, ale w walce jeden na trzech byłoby już duże ryzyko poważnego uszkodzenia. Ustaliło więc, że na chwilę obecną walka jest niewskazana.
Złożywszy wizjer do domyślnego ustawienia i skierowawszy swój wzrok na githzerai, modron nasunął sobie okular na oko raz jeszcze, pilnie badając egzotycznego przybysza. Skończywszy to czynić, Wielorękie zauważyło dopiero fakt kierowania ostrza miecza w stronę trójcy. Szybko zrozumiawszy co ten gest oznacza, modron zmrużył lekko oczy, zazgrzytał oraz stwierdził:

+++Spostrzeżenie: Czynność "Walka" Wykonywana Na Obiektach Typu "Złowrodzy Przybysze" W Liczbie Trzech Ma Dość Wysoki Współczynnik "Niebezpieczne". Sugestia: Wykonać Czynność "Odciągnąć Od Reszty" Na Pojedynczych Tego Typu Obiektach I Wtedy Wykonać Czynność "Ciche Uśmiercenie". Aneks: O Ile Obiekt Typu "My" Chce Wykonywać Z Obiektami Typu "Złowrodzy Przybysze" Czynność "Walka".+++
Tauri dopiero po dłuższej chwili orientuje się że jego "drużyna" zostawiła go zupełnie samego przed karczmą. Oglądając oberże z ulicy dopiero po kilku sekundach zauważa trupa strażnika leżącego przed wejściem. Nie myśląc zbyt długo przeszukuje pokrwawione ciało trepa zabierając broń, jeżeli ta zalicza się do klasy sztyletów, oraz przedmioty tj. brzdęk, kosztowności, i wszystko inne co znajdzie, a co jest na tyle małe by schowało się bez problemowo do jednej z podróżnych toreb. Po przeszukaniu jeszcze ciepłego trupa patrzy się na niego z góry myśląc :
- ciekawe czyja to robota ?, czyżby Mojo sfiksował do reszty i postanowił odreagować ?
Uwagę podróżnika przyciągnął gwar w budynku, a właściwie jego brak.
Dziwiąc się tak niezwykłemu zjawisku, w tak dużej karczmie postanowił ukradkiem wejść do przybytku. Stojąc przy ścianie z boku po krótkiej obserwacji szybko doszedł do wniosku co było przyczyną tego zjawiska.
no tak 3 pół głupie trepy, które myślą że sfery należą już do nich - pomyślał, po czym ukradkiem spod swojej ściany zaczął obserwować niecodzienne trio
Rzuwiwszy w stronę barmana leceważące spojrzenie oraz zamówiwszy trunek Naama dolączyla do stolka swoich towarzyszy.
Poczatkowo zdziwil ją widok Githzerai, jednak z niewiadomego szacunku skinęla tylko lekko glową w jego stronę i siadla na krześle obok modrona.
Wielorękie... powiedziala cicho nie patrząc mu w "twarz" Interesuje Cię może, że tak powiem nowa przygoda?
Stukając paznokciami o blat porysowanego stolu spojrzala na sześcian.
Musisz wiedzieć, że niektórzy z nas są tutaj tylko dla miedzi. Inni natomiast po prostu potrzebują odreagować. Nie zależy mi... Nie interesuje mnie podzial nagrody. Przez chwilę zerka na Trevano, zaraz jednak zwraca się spowrotem do modrona.
Co powiesz?
Wielorękie popatrzyło na Naamę ze swoją domyślną, nie wyrażającą uczuć miną. Najwyraźniej zadane przez tanar'ri pytanie musiało być dla modrona dość skomplikowane, bo zgrzytał i przymykał na przemian oczy oraz zajęło mu odrobinę dłuższy niż zwykle moment, nim w końcu odparł:

+++Zadane Pytanie: Czy Obiekt "Wielorękie" Chce Wykonywać Czynność "Podróż" Z Obiektami Typu "Otaczające Mnie Osoby"? Przetwarzanie w toku... Odpowiedź: Obiekt "Wielorękie"...

W tym momencie modron urwał na moment; najwyraźniej chciał tutaj powiedzieć coś, co sprawiało mu pewną trudność lub czego jeszcze nie do końca rozumiał.

...Doceni Możliwość Powiększenia Atrybutu "Wiedza O Wieloświecie" Oraz Zdobycia Większej Ilości...

Modron urwał raz jeszcze, a przerwa zajęła mu tym razem jeszcze dłużej niż poprzednio. W końcu zebrał się w sobie i przeliterował, twardo wymawiając każdą literę:

...P-R-Z-Y-J-A-C-I-Ó-Ł.+++

Chociaż twarz ani postura Wielorękiego nie zmieniła się podczas tej wypowiedzi ani razu, to jednak każda osoba o przynajmniej krztynie wyobraźni mogła stwierdzić, że modron poczuł pewną ulgę, dokończywszy swe zdanie.
-Piepszony Ebb...Nigdy go nie ma jak jest potrzebny...

Gdy drzwi otworzyły się z hukiem lekko skulił sie, następnie prawą rękę schował pod płaszcz i oparł na rękojeści sztyletu. Rozejrzał się i bacznie zaczoł przyglądać nowym istotom wchodzącym do karczmy.

Następnie skierował się do stolika gdzie siedzieli jego towarzysze. Widząc całe zdarzenie oraz obrócony miecz Githzerai cichym, ledwo dosłyszalnym tonem rzekł:
-I po co...nie lepiej wyjść cicho z karczmy? Straty nam nie potrzebne bo może mi sie kiedyś przydacie jeszcze. A póki nie są agresywni należy ignorować istoty o niższej inteligencji...-ledwie słyszalnym szeptem- i taki której brak takowej- spogląda na mordona.
-Spokojnie wychodzimy s karczmy, najlepiej pojedynczo. Przed karczmą spotkamy się gdzieś, dojdziemy do wniosku co wiemy i co dalej robimy. Bez nerwów i niepotrzebnej walki. A tego młodego trepa zignorujcie. Oni i ich przekonania. Chce niech mu głowę oberżną. Nas niech w to nie miesza...-po chwili namysły- bo oni nigdy nie płacą...
Po czym wstał, wyprostował się, schował obie ręce pod płaszcz po czym udał się w kierunku przeciwległej ściany od siedzącej trójki. Przechodząc przez karczmę zauważył Tauriego i gestem ręki pokazał mu aby wyszedł z karczmy. Sam skierował się ku wyjściu mając nadzieję że nikt nie zacznie go śledzić, cały czas jednak trzymając rękę na rękojeści sztyletu.
Wielorękie obdarzyło Lentora przeciągłym spojrzeniem. Potem zaś spojrzało na resztę. Raz jeszcze odezwały się wspomnienia modrona, podsuwające mu pod nos schematy zachowań:

+++Sugestia: Wykonajmy Czynność "Zostawić Na Pastwę Pani" Na Obiekcie "Białolice Diabelstwo".+++
O, Tui. I... Lentor? Już myślalam, ze poszedl z misją na wlasną rękę podkreśla ironicznie i zostawiając Trevano oraz Wielorękie z githem podchodzi do mężczyzn.
Co, zamierzacie stworzyć spólkę? puszcza oko do Tui'ego
To... mamy jakieś plany czy zamierzamy podobnie jak te 3 zacapiale trepy siedzieć tu i czekać na "kurtyzanę"? podkreśla ostatnie slowo z wyraźną irytacją w glosie, bowiem ile można szukać jednej kobiety.
Odwraca się w stronę towarzystwa "stolikowego" i kiwa ręką chcąc zwrócić ich uwagę.
Bierze głęboki oddech po czym otwiera oczy i wypuszcza powietrze z płuc.
-Nie mam na razie wiele koncepcji gdzie, co i jak robić. Miałem nadzieje że Ebb coś będzie wiedział. Na pewno to tutaj było? Nie mam zamiaru siedzieć i czekać jak tamte trepy. Z drugiej strony może nie byliśmy pierwsi tutaj i ktoś już się pozbył białowłosej aby nikt inny nie mógł się niczego dowiedzieć. Radzę najpierw przejść się dookoła, porozglądać, popytać tutejszych. Jak nie, można udać się jeszcze do grzebiącego imiona i spytać czy ta dziwka nadal żyje.

Rozgląda się po karczmie zatrzymując wzrok na pozostałych towarzyszach.
-A tamten co? Zostaje? Tylko nie mówcie że ten mechanus idzie z nami. Jeśli tak to ma się do mnie nie odzywać. Niech nie karci mej osobowości swoim podłym istnieniem jeśli w ogóle można tak to nazwać...
Po czym narzuca kaptur jeszcze bardziej na twarz, odwraca się na pięcie i wychodzi przed karczmę.

Staje przed nią i jeszcze raz rozgląda się w poszukiwaniu białowłosej. Bardziej jednak wypatrując kłopotów niż licząc na spotkanie owej ladacznicy.
Wielorękie popatrzyło na Naamę rozmawiającą z Lentorem i Tui. Następnie zaś skierowało swój wzrok ku Trevanowi, zgrzytając cicho. Tym razem odezwały się w nim przyzwyczajenia czysto modronowe:

+++Pytanie: Jak Brzmią Wytyczne?+++
W milczeniu obserwuje wydarzenia wokół: rozmowę Naamy z Wielorękiem; nagłe pojawienie się Lentora, połączone z kłótnią z nodromem; zamieszanie spowodowane przez trzech trepów z Ula - oraz plamę czerni delikatnie czerniejszą niż cień pod ścianą. W międzyczasie służka zdążyła donieść mu wino, więc sprawdza bukiet i pije - nie takie złe. Kątem ucha rejestruje konspiracyjną rozmowę Naamy z "istotą bez duszy".
Lentor nagle wwychodzi, Naama kiwa na niego i nodroma. Dopija wino i wstaje do nich.
-No to chyba znikamy stąd, witamy w drużynie... Lekko się uśmiecha. Strzela cicho lewym barkiem, co skutkuje zahaczeniem skrzydłem o twarz Wielorękiego. -Przepraszam... rzuca, podchodzi do Naamy.
-Mamy jakiś konstruktywny pomysł? Tui to idzie z nami czy tak się czai?
Githzerai wyraźnie zawiedziony Waszą postawą podniósł się z krzesła i schował miecz do pochwy. Ruszył parę kroków naprzód w kierunku agresywnej grupy, zatrzymując się na chwile i szepcząc coś do siebie. Następnie chwycił za rękojeść broni, skulił głowę i oddał się medytacji wyraźnie na coś czekając. Naama doskonale zdając sobie sprawę z potencjału magii, wyczuła w githcie koncentrującą się furię wyładowań. Podobne odczucie odniósł modron, któremu skupienie szaroskórego mieszkańca Limbo przypominało skomplikowane wyładowania energii w warsztatach Mechanusa.

Chociaż początkowo trójca popaprańców nie zwracała na niego uwagi, jego obecność zirytowała baatezu i zaalarmowała pozostałą dwójkę. Łysy oprych nie wstając z krzesła złapał za topór i rzucił w kierunku githa ostrzeżenie…
- Nadęty skurlu, jak zaraz stąd nie pryśniesz, wsadzę *ci* ten topór w dupę.
Gith zdawał się ignorować te słowa, co wyraźnie zezłościło i podkopało autorytet szefa grupy. Miejscowi bywalcy gospody byli wyraźnie zaskoczeni postawą tego, jak wydawało się młodego githzerai. Stał właśnie sam przed trzema niebezpiecznymi trepami. Odziany w skromną brązową tunikę, z tępym, zardzewiałym mieczem i o nikłej muskulaturze był jak szczur stający naprzeciw trzem gigantom. Chociaż niebezpieczeństwo, tortury, a w najlepszym przypadku szybka śmierć była o włos od niego, ciągle stał w bezruchu. Skulony, trzymający w dłoni rękojeść broni, milczący i medytujący.

Obserwowaliście to zdarzenie z różnych perspektyw. Jedni u progu gospody, inni jeszcze przy swoim stoliku, a jeszcze inni kierujący się w stronę drzwi. Wasze rozproszenie po gospodzie pozwoliło jednak w pewnym stopniu *otoczyć* całe to zdarzenie. W rzeczywistości nawet, zajęliście najlepsze miejsca na tym widowisku. Mogliście być również pewni, że nikt nie zasłoni Wam widoku bryzgającej krwi. Brakowało tylko przekąsek.

Najwyraźniej niewielka krucjata samotnego githzerai właśnie się rozpoczęła. Trójka trepów wstała ze swoich miejsc. Samotny bohater uniósł głowę i otworzył puste, białe oczy. Zwrócił się w stronę wrogów i przemówił silnym i chłodnym głosem.
Modron jakby zaznajomiony wcześniej z tymi słowami, automatycznie przeanalizował własne archiwa wiedzy. Przekładając słowo po słowie udało mu się dojść do wniosku, że githzerai wygłasza właśnie fragment jednego z powszechnie znanych kręgów Zerthimona.
- *Ich* krew była jak woda, a *ich* umysły kształtowane były przez *ich* myśli…

Łysy oprych właśnie wchodził w stadium furii. Jego twarz całkiem zaczerwieniała ze złości. Nie wierząc, że śmieszny, zwykły trep jest w stanie ciągle go ignorować wydał z siebie ryk gniewu. Stojące obok niego diabelstwo postanowiło popisać się finezją i rzuciło swoim podręcznym ostrzem prosto w przeciwnika. Zanim ostrze dotknęło osamotnionego wojownika, gospodę przeszyły silne demony żaru, mocno podnosząc temperaturę w przybytku, po czym sam Gith wykrzesał z siebie silną eksplozję energii skierowaną ku trzem oprychom. W konsekwencji sztylet, który niemal nie wbił się w serce bohatera, powrócił do swego właściciela, wtapiając się w gałkę oczną diabelstwa. Wyglądało na to, że pierwszy pomiot wbił się w podłoże gospody i zmarł parszywą, idiotyczną śmiercią.

Wybuch Githa wstrząsnął również łysym przywódcą przybijając go do ściany gospody. Baatezu pozostało jednak niewzruszone i rozbawione sztuczkami. Ruch należał teraz do tej niebezpiecznej dwójki, która nie wyglądała na przejętą po śmierci towarzysza. Chociaż szef bandy wyglądał na zranionego, zdołał podnieść topór i szykował się do szarży na osłabionego, osamotnionego bohatera.

Niemal w tym samym czasie do Naamy skierowała się stojąca w pobliżu kobieta, po czym zdjęła kaptur odsłaniając piękne, śnieżne włosy, delikatne rysy i zatroskane czarne oczy. Wskazując na githzerai błagalnie przemówiła.
- Wiem, że masz tutaj przyjaciół potrafiących utrzymać broń. Proszę, ocalcie go.
Patrząc na kobietę, bije się z wlasnymi myślami. Nadstawiać karku dla cudzej sprawy?
Widząc jednak wzrok kobiety emocje wzięly górę nad tanar'ri.
Nie czekając na resztę, lewą rękę polozyla na sercu, prawą delikatnie wyciągnęla przed siebie i zamknąwszy oczy wyszeptala parę krótkich, niezrozumialych dla towarzyszy slów.
Próbując się skupić na jednym celu: baatezu. Wykonala jeszcze kilka nerwowych ruchów palcami prawej dloni i pozostalo jej mieć nadzieję, że w tym momencie nic nie rozproszy jej skupienia..
Obserwuje całe zajście z progu karczmy. Rękę trzyma w pogotowiu jednak nie wyciąga sztyletu. Cały czas obserwuje jednak nie tyle samo zajście co całą karczmę. Spogląda czy ktoś czasem nie stara się rzucić zaklęcia, czy ktoś nie szarżuje na niego z głębi sali. Gdy dostrzega białowłosą kobietę zaczepiającą Naamę wychodzi przed karczmę i opiera się plecami do ściany zaraz przy wyjściu w taki sposób aby na wyciągnięcie ręki mógł dorwać każdego kto będzie wybiegał z karczmy. W prawą rękę łapie sztylet i chwyta ostrzem w dół...szybki i celne cięcie nie będzie sprawiało mu problemu. Lewą rękę lekko zgiętą trzyma przez sobą by w przeciągu ułamka sekundy złapać osobę wybiegającą z karczmy i miarę fizycznych możliwości przyciągnąć do siebie na taką odległość aby móc manewrować sztyletem.
Pochyla lekko głowę jednak cały czas patrząc na drzwi. Skupia uwagę tylko na drzwiach które mogę się otworzyć w każdej chwili oraz nasłuchuje. Stara się usłyszeć co się dzieje w karczmie a zwłaszcza czy ktoś nie kieruje się w stronę drzwi. Całe otoczenie Ulu za nim nie interesuje go. Teraz liczą się tylko drzwi i białowłosa która zacznie uciekać jak przebieg sytuacji zacznie zagrażać jej życiu.
Zamiera, gdy Gith podchodzi do grupy; odżywa, gdy diabelstwo pada z jazgotem na glebę; do Naamy podchodzi kobieta o jasnych... białych... jasnych włosach... czy ona nie jest jakaś znajoma?
Dobywa rapiera, gdy Naama wyciąga przed siebie rękę. Stara się zajść od boku łysego, wciąż jednak śledzi Baatezu. (Trzeba coś wymyślić, tak nie mamy szans...) Kątem oka lustruje izbę: stoliki, krzesła... znowu rzucić stołem i uciekać, tym razem z Githem?
(Białych! Białe włosy! To ona! Gdzie Lentor, gdzie Tui?!)
-Wielorękie! - krzyknął, mając nadzieję iż nodrom postara się skrócić procedury analityczne do minimum.
Wielorękie popatrzyło na całe zamieszanie, a jego źrenice i tęczówki, dotychczas nie przewyższające objętością palca dorosłego człowieka, poszerzyły się trzykrotnie, kiedy przez analityczny umysł modrona śmigały tysiące obliczeń naraz.

Czynność "Walka". Tak. Pewność Co Do Powyższego: 100%. Czynność "Walka" Wykonywana Przez Dwa Obiekty Typu "Nieprzyjemny Przybysz" I Przez Jeden Obiekt "Wzmagany Wyładowaniami Elektrycznymi Githzerai". Prawdopodobieństwo Porażki Obiektu "Wzmagany Wyładowaniami Elektrycznymi Githzerai", Jeśli Nie Użyje On Niewiadomej "Magia": 96,7%.
Pytanie: Czy Obiekt "Wielorękie" Powinien Wykonać Czynność "Wmieszać Się W To"?


Chociaż wiele różnych wytycznych nakazywało modronowi zostać na miejscu i obserwować wszystko w milczeniu, to jednak pewne niewielkie, lecz bardzo ważne wspomnienie wypłynęło tedy Wielorękiemu na myśl.
Pamiętało bowiem, że widziało kiedyś - z dużej odległości i zajmując się kompletnie czym innym, ale jednak - jak pewien paladyn, dotychczas rozmawiający z kimś, rzucił się wnet do walki, kiedy zobaczył, że dwójka wyrośniętych bandytów próbuje zaatakować słabo wyposażonego maga.
Wielorękie rozważyło ten pomysł. Skonsolidowało go z obecną sytuacją. I uznało, że zgadza się ona z nią w 89,7%.
Uniosło więc swe czworo rąk, na boki wyciągając dłonie trzymające ostrza, a w górę dłonie dzierżące topór oraz buzdygan. Taka była taktyka modrona - wpierw dokonywać pchnięcia ostrzami, a potem dobijać lub chociaż ogłuszać wroga obuchami. Ustawiwszy się w pozycji bojowej, Wielorękie pognało przed siebie, na celu mając przywódcę bandy. Biegnąc modron rozważał, czy w pierwszej kolejności nie należy wykonać ciosu mającego na celu obniżenie mobilności (bądź integralności z ciałem) u rąk przeciwnika...
Widząc gest wychodzącego z karczmy Lrntora, Tui kiwa porozumiewawczo głową, aczkolwiek podnosi lekko rękę dając do zrozumienia towarzyszowi że jeszcze chwile zostanie obserwując wydarzenia. Następnie spogląda na mówiącą do niego Naamę, w pierwszej chwili chcąc od razu zaprzeczyć jej słowom. Dopiero kiedy widzi "puszczane" do niego oko uświadamia sobie żart, tym samym uśmiechając się lekko, ale przyjemnie.

Następne kilka wydarzeń które dzieją się przed oczyma Tui'ego, sprawiają że zapomina o wychodzącym Lentorze i figlarnej Namie.

Całe życie w stresie w ciągłym niebezpieczeństwie, zaowocowało doświadczeniem, dzięki któremu widział co robić.
szybki potok myśli -Nama - zaklęcie - nie przeszkadzać; Lentor - za drzwiami - to dobrze zawsze jakiś odwód; co to za kostka ?? - uważać !; Trevano - gotowy do walki, gada z kostką ?' Mojo - brak

Szybkim ruchem, który jest dobrze wyćwiczony, bohater dobywa sztyletu, ruszając wręcz biegiem przed siebie. Po drodze stara się wyminąć czarującą Naamę, nie zakłócając jej skupienia. Wymija również kostkę, która okazała gotowość do walki, oraz zbierającego się do niej Trevano. Zbliżając się do dwójki oprychów z niesfornego trio, Tui próbuje skręcając wręcz na pięcie oflankować Baatezu, kierując ostrze sztyletu ku gardłu potwora.
Wielorękie rusza na przywódcę bandy, Tui na Baatezu. (Co teraz? Na łysego!) Z rapierem w postawie bojowej, wyuczonej przez niemal dekadę ćwiczeń na dworze w zapyziałym państwie w Pierwszej Materialnej, Trevano rusza naokoło łysego. Mimo potężnego pancerza trep jest do pokonania - o, tu szczelina na biodrze, tu nieosłonięte pachwiny; szczególnie zaś kusząca wydaje się głowa bez hełmu. Próbuje zajść go od tyłu, by mieć czystą pozycję do ataku.
Otwiera prawe oko- Tui idzie w kierunku baatezu. Jednak warto najpierw oslabić przywódcę. Wtedy reszta najprawdopodobniej straci na chwilę orientację. Szybko kieruje prawą rękę w stronę gdzie zmierza Wielorękie, spod jej palcy wydobywa się delikatne iskrzenie, migocze blękitnym światlem. Powiew chlodu, cisza. Gaśnie na chwilę, po czym wytrzeliwuje odlamkiem lodowego sztyletu w stronę wskazaną przez jej dloń.
Teraz pozostaje prosić Moce aby pierwszy z odlamków trafil do celu.
Nie przerywając szarży łysy oprych ze ślepą furią i emanująca agresją zdołał sięgnąć githzerai. Dwuręczny potężny topór ciął w tors wojownika wyciskając z niego smugę czerwieni. Bezbronny gith przetoczył się po gospodzie zostawiając za sobą soczyste plamy krwi.

Kiedy łysy morderca zorientował się, że szarżują na niego bywalcy gospody szybko skoncentrował się na pozostałych przeciwnikach. Zdołał jeszcze przewrócić pobliskie stoły, by chociaż częściowo zabezpieczyć się przed nadchodzącymi atakami. Jednak wycieńczenie po magicznym ataku githzerai i szarża osłabiło jego zmysły. Swój wzrok i oręż skierował ku nadbiegającemu sześcianowi. Wybity z rytmu wydarzeń i skupiony na modronie pozostawił obronę swoich pleców szczęściu. Skutecznie skradający się Trevano miał więc przed sobą pełne pole do popisu.

Baatezu, niewzruszony po ataku, w pełni koncentracji nie dał się ponieść złości. Dokładnie obserwował otoczenie, koncentrując swoje magiczne zdolności na nadchodzącym zagrożeniu. Widząc atakującego Tuia, bies wymamrotał krótkie zaklęcie. W efekcie z podłoża buchnęła smuga ognia, która skutecznie obroniła go przed śmiercią. Zraniony i oparzony Tui musiał powstrzymać atak. Ta inicjatywa pozwoliła jednak Naamie na wyprowadzenie skutecznego magicznego ataku. Z jej dłoni wystrzelił lodowy sztylet, który z ogromną prędkością przedarł się przez mistyczne płomienie baatezu trafiając w cel. Bies otrzymał silne uderzenie w ramię, co jednak nie wybiło go z rytmu walki. Chociaż jedna z jego rąk była zraniona i sparaliżowana wygłosił jeszcze jedno zaklęcie, które kumulując się na sprawnej dłoni zostało wycelowane w tanar’ri. W stronę Naamy zbliżała się właśnie wiązka ognia.

Równolegle w czasie Lentor czujnie stojąc u straży gospody dostrzegł zbliżającą się właśnie dwójkę ludzi. Parszywie odziani, z sztyletami przy pasach zmierzali w jego kierunku. Zanim jednak uzyskaliście kontakt wzrokowy udało się usłyszeć krótki dialog między trepami.
- Czego znowu chciał ten łysy skurl?
- Polecenie z góry, znaleźć i przesłuchać kurtyzanę. Słuchasz czasami co do Ciebie mówią?

- Tia, tia…
Po czym zmieniając temat jeden ze śmiałków zwracając uwagę na Lentorze rzekł. - Zerknij tam, to już chyba czwarty strażnik w tym tygodniu. Lejemy hultaja?
Obaj porozumiewawczo przytaknęli, chwycili za broń i ruszyli w stronę diabelstwa.
Trevano wychodzi łysemu za plecy - cel zrealizowany. Gith pada rozbebeszony - cel spieprzony. Trzęsąc się ze złości chwyta rapier w dwie ręce, postawa w ojczyźnie zwana dachem - broń wzniesiona nad głową - i zadaje potężne, skośne cięcie na głowę łysego. W myślach, nim miecz opadnie, już chce wyprowadzać kolejne uderzenie, mające zmasakrować łydki - kątem oka dostrzega magiczny pojedynek Naamy z Baatezu. (Skurlu! Jesteś następny!)

Strona 1 z 41, 2, 3, 4

Pokrewne tematy